"Tryby" - Ninetongues

1
TRYBY



Przegląda się w lustrze.

Jej twarz spogląda na nią jasnymi, pełnymi ptaków oczami. Jest dumna z tych oczu. Jest dumna z tego, że widzi wszystko. że nic się przed nią nigdy nie ukryje. że jej wzrok przenika każdą osłonę, jaką ludzie założą sobie na serca.

Biała farba z gliny wolno zasycha na jej twarzy w rozkosznych, lśniących i pełnych dzikiej, dynamicznej melodii liniach, liniach, które nauczyła się kreślić od swojego ojca. Wybucha perlistym śmiechem. śmiechem pełnym mocy i dumy! Oto dziś Dziewięć Języków, Ta Która Mówi z Marzeniami idzie spotkać się z ukochanym.

Odsuwa się od lustra.

Jasne dready opadają jej na czoło. Kilkanaście złotych kolczyków, tkwi w jej uszach, brwi i podbródku. Doskonale komponują się z czarną garsonką od Prady i także czarnymi, szerokimi spodniami za kolana. Jej dłonie o migdałowych paznokciach pomalowanych tak samo jak jej usta na błyszczący wiśniowy kolor dźwigają ponad szesnaście złotych pierścieni i bransolet, które dzwonią cicho przy każdym ruchu. Na jej szyi wisi długi krawat, kolorowy jak tropikalny ptak, pamiątka po Krzyczącym Szeptem.

Dziewięć Języków odsuwa się jeszcze dalej od lustra, aby zobaczyć swoje szczupłe, śniade nogi i bose stopy. Dzisiaj kończy dwadzieścia trzy lata. Dzisiaj Dziewięć Języków nie pomaga nikomu, tylko sobie. Z cichym żalem odwołała wszystkie dzisiejsze wizyty. Nie czuła się najlepiej, okłamując ich wszystkich. Mówiąc, że źle się dziś czuje. Tak po prostu.

Założyła jasne, arbuzowe lenonki i odetchnąwszy głęboko wyskoczyła przez okno.

Pędziła boso po schodach przeciwpożarowych, coraz wyżej i wyżej. Wokół zapadał zmierzch, słońce już prawie całkiem zaszło. Gdzieś daleko w dole ludzie kończyli pracę, dzieciaki jeździły na deskach a kina, bary i kluby dopiero zaczynały swój dzień. Neony dopiero zaczynały się rozpalać, i dopiero kilku naprawdę naiwnych ludzi zaczynało narzekać, że dzień już się skończył.

Dla Dziewięciu Języków dopiero się rozpoczynał.

Jej serce wypełniał respekt wobec zachodzącego słońca, gdy wspinała się po rozgrzanym metalu mijając maleńkie pozasłaniane balkoniki. łapacze Snów podzwaniały koralikami gdy obok nich przebiegała. Nad nią unosił się jej totem, a Szesnaście Pierścieni Lwa błyszczało jak wyszczerzone w uśmiechu zęby.

Duch miasta otworzył oko i odetchnął chłodniejszym powietrzem.

Przyspieszyła.

Jeszcze dwa susy, podciągnięcie i wyskok i już Dziewięć Języków skąpana w resztkach złota biegnie po dachu szarego bloku. Słońce zachodzi między mistycznymi kolumnami hotelu Sheraton i Ford Industries; niczym krwawe oko dymiącej bestii zamyka się w okowach z czarnych rogów.

Mówiąca z Marzeniami uśmiechnęła się do widocznego już wyraźnie na czystym niebie księżyca.

Przeskoczyła z jednego dachu na kolejny, płynnym wysokim susem.

Na dachu Ford Industries, w gnieździe z anten zauważyła Mustanga.

Mustang obserwował szamankę od chwili gdy wyszła z mieszkania. żył w tym mieście już tak długo, że znał prawie wszystkich. Zawsze lubił Dziewięć Języków, nawet wtedy, gdy jeszcze nie wiedziała kim jest, gdy pracowała w Mc Donaldzie po osiem godzin dziennie, a wieczorami studiowała lingwistykę. To on pierwszy zobaczył dusze zmarłych ptaków w jej oczach, to on usłyszał jej pierwszy śpiew, to on grał wtedy riffy, które stały się melodią jej przebudzenia.

Mustang zawsze przesiadywał wieczorami na dachu wieżowca. Miał doskonały wzrok, pomimo swoich czterdziestu lat, a fioletowe wzory z henny pokrywające całe jego ciało pozwalały mu słyszeć każde słowo wypowiadane przez ludzi w dole.

Spojrzał na dziewczynę biegnącą boso po dachach miasta i uśmiechnął się. Młoda, silna, wysportowana. Skąd ona bierze czas na ćwiczenia? pytał Mustang sam siebie. Ale widział, skąd brała się w niej ta witalność, ta energia. Jako jedyny człowiek w mieście oprócz niej samej wiedział, że Dziewięć Języków jest zakochana. Jej totem płonął.

Dziewczyna śmiała się wśród podmuchów wieczornego powietrza, przesyconego oddechami tysięcy ludzi. Smakowała to powietrze całą duszą, i wplatała weń także i swą pasję.

Mustang poprawił na plecach futerał w którym trzymał swoją starą gitarę i teraz znów patrzył na mrowie ludzi w dole.

Dziewięć Języków zeskoczyła piętro niżej, na czyjś zadbany balkon. Jakieś dziecko zobaczyło ją za przeszklonymi drzwiami i przytknęło dłoń do szyby z wyrazem niedowierzania malującym się na twarzy. Uśmiechnęła się do niego i zwinnie zeskoczyła piętro niżej. W salonie dojrzała całującą się parę. Znów się uśmiechnęła, choć tym razem jakoś tak bardziej zębato, bardziej drapieżnie i znów zeskoczyła.

Gdy jej bose stopy plasnęły wreszcie o asfalt oparła się o bieloną ścianę i pozwoliła sobie na kilka głębszych oddechów. Spokojnym krokiem weszła na ulicę. Ludzie zachowywali się różnie. Większość ją ignorowała, ale sporo z nich przystawało i kłaniało się jej, symbolicznie schodząc jej z drogi.

Po przeciwległym chodniku biegł piękny struś, w ozdobnej uprzęży, a na nim jechała śpiąca z Ogniem. Ptak zręcznie wymijał ludzi i trzęsąc swoimi pięknymi, długimi piórami syczał dostojnie prężąc się na swych długich nogach. śpiąca z Ogniem z mrocznym malunkiem na twarzy i odsłoniętych piersiach wyglądała niczym groźna bogini łowów, gdy spocona kierowała swym wierzchowcem, a za nią falował pęk jej absolutnie czarnych, kręconych włosów. W lewej dłoni ściskała swoją włócznię tak mocno, że aż bielały jej kostki.

Dziewięć Języków pomyślała, że ktoś musiał nieźle zaleźć jej za skórę. śpiąca z Ogniem nie żartuje. Należy do Podpalaczy, a oni nigdy nie żartują...

Tłumy na ulicy rzedły z minuty na minutę.

Ach, noc przesilenia...

W noc przesilenia mistyczne grafitti na ścianach bloków i miejskich murach lśniły nieziemskim, srebrnym blaskiem. Nie żeby ludzie to zauważali... Ale Dziewięć Języków czytała wszystkie. Czytała informacje, kiwała głową, niektóre komentowała cichutko pod nosem. Ale nie mogła się skupić. Czuła jak w jej klatce piersiowej tłucze się brązowo-szary drozd.

Pozdrowiła gang Dzików. Hearn zabrał ich dzisiaj do angielskiego pubu na 16-tej. Gdy przechodziła obok wstał i kłaniając się jej przyjaźnie podał jej butelkę. Uśmiechnęła się do niego i przyjęła podarek.

Jej bose stopy nie wydawały żadnego dźwięku przy zetknięciu z suchymi i jeszcze ciepłymi płytami chodnika. Popijając łyk za łykiem wyczuwała stopami jego fakturę. Uważała, żeby nie nadepnąć na pęknięcie. Smak powietrza poruszył jej duszę.

Podniosła oczy.

Stał tam, w swoim garniturze. Z ręką w kieszeni, paląc wąskiego papierosa oglądał swój drewniany nóż.

Podbiegła do niego i porwała go za rozchełstaną, czarną koszulę na środek ulicy. Księżyc błysnął na jego srebrnych kolczykach. Na jej widok w jego oczach rozpaliła się ta sama krwawa czerwień co pierwszej nocy. Wyszczerzył swoje spiłowane na ostro zęby w imponującym, drapieżnym uśmiechu i zwinnie dotrzymał jej tanecznego kroku. Kościane koraliki cicho klekotały na jego szarej szyi. Urna z jego popiołami stuknęła ją w biodro.

Bardziej wyczuła kątem duszy, niż zobaczyła ruch siedmiu ciemnych sylwetek gdzieś w ulicznym tłumie. Zapach dymu rozlał się po całej alei. On nic nie wyczuł. Ucieszyła się na tę myśl. Teraz i tak nie ma nic znaczenia.

Nic nie mówił. Nie mógł zresztą. Popiół, który kiedyś był jego językiem teraz dyndał mu w porcelanowej, ozdobnej urnie przy pasku od Levisa. Tuż obok futerału na komórkę. Ich bose stopy tańczyły wśród ulicznych świateł.

Płakała z wysiłku, aby nie wypuścić ptaków budzących się do lotu. Pierścienie Lwa już nie błyszczały. Nawet jej totem stał teraz z boku i ze strachem patrzył na ich taniec. On zatrzymał się i przytulił ją mocno do siebie. Kościane koraliki wbijały jej się boleśnie w policzek, gdy jej świergoczące łzy wsiąkały w przesycony dymem materiał. Chciała opleść go całego swoim ciałem, zatrzymać tu, na skrzyżowaniu 16-tej i Avenue, przy KFC i urzędzie poczty. Chciała napić się z nim Martini i całą noc, dla zabawy wywoływać duchy. Pytać je o irytujące bzdury i patrzeć na zakłopotanie na ich twarzach. Chciała jutro wspiąć się na Ford Industries i pocałować Mustanga, za wszystko co dla niej zrobił. Chciała wyjechać do Hiszpanii.

Szelest zbliżył się.

Inkantacja już trwała. A on tylko mocniej ją przytulił.

Szczep Osmalonych żeber zakończył i ich przywódca rzucił iskrę. Para stanęła w płomieniach.

Ich popiół dołączy rano do miejskiego wiatru. Lwy nie zaczną wojny. Dziewięć Języków dobrze wiedziała, jak się wszystko zakończy.

Osmalone żebra odeszły.

Mustang wstał wśród nocnych świateł i przy ogłuszającym wyciu telewizyjnego helikoptera zeskoczył z wieżowca. Wylądował gładko na asfalcie i boso ruszył biegiem w kierunku płonącej pary. Mógł zdążyć. Jedną ręką przytrzymywał swój cenny futerał.

Dziewięć Języków wypuściła ptaki z oczu.
Pozdrawiam
Nine

Dziewięć Języków - blog fantastyczny
Portfolio online

2
ciekawe....co nie zmienia faktu, ze ponad połowy nie zrozumialam....
"Ale dosyć już o mnie. Mów, jak Ty się czujesz

z moim bólem - jak boli

Ciebie Twój człowiek."

3
Podoba mi sie... Ciekawe czy prawidlowo to zrozumialem... ;)
Ich bin Nitroglycerin... l??sche Feuer mit Benzin...

Wer mich in seinen Venen f??hlt... wird mir nicht mehr entflieh’n...



See the fallen angels pray... for my sweetest poison...

I crash and I burn and I freeze in hell... for your poison...

4
No to zabieramy się do pracy :D:
Przegląda się w lustrze.

Jej twarz spogląda na nią jasnymi, pełnymi ptaków oczami.
przegląda, spogląda... Na mój gust nie wygląda to ładnie, może spróbuj jakoś skasować to powtórzenie...


...pełnych dzikiej, dynamicznej melodii liniach, liniach, które nauczyła się kreślić od swojego ojca.
Pomiędzy dwoma "liniami" powinnna być kropka, a nie przecinek.
Neony dopiero zaczynały się rozpalać, i dopiero kilku naprawdę naiwnych ludzi zaczynało narzekać, że dzień już się skończył.
Moim zdaniem ładniej brzmiałoby to w ten sposób: Neony dopiero zaczynały się rozpalać i kilku naprawdę naiwnych ludzi zaczynało narzekać, że dzień już się kończy
Teraz i tak nie ma nic znaczenia.
Powinno być: Teraz i tak nic nie ma znaczenia
Popiół, który kiedyś był jego językiem teraz dyndał mu w porcelanowej, ozdobnej urnie przy pasku od Levisa


bez tego "mu", po prostu dyndał w porcelanowej, ozdobnej urnie... - będzie zgrabniej



To kilka takich moich rad, ale muszę powiedzieć że tekst podobał mi się bardzo - jest świeży, niecodzienny i po prostu dziwny, a ja mam słabość do takich rzeczy. Ponadto nie można odmówić Ci talentu.

życzę powodzenia w dalszym pisaniu :)

pozdrawiam :*[/quote]
"But I'm on the outside, I'm looking in

I can see through you, see your true collors

Cause inside you're ugly, You're ugly like me

I can see through you, see to the real you.."

6
Poczekaj, az wrzucisz cos, co lubie czytac (bo za takimi zakreconymi opowiadankami nie przepadam) i nie daj Boze beda tam bledy ... Hyhy <zaciera rece>, dobranoc juz na powaznie! ;)
Ostatnio zmieniony ndz 28 maja 2006, 23:12 przez Manta, łącznie zmieniany 1 raz.

7
Ależ nie ma sprawy :)

Od tego tu w końcu jesteśmy, Ninetonguesie :D

A Manty się nie bój, ona tylko chce wyglądac groźnie :P:P:P
"But I'm on the outside, I'm looking in

I can see through you, see your true collors

Cause inside you're ugly, You're ugly like me

I can see through you, see to the real you.."

9
A mam?????? :D:D:D:D:D

Ale fajnie :):):)

Dzięki!



To w takim razie.. ekhmm.. Manta to bardzo przerażająca i wzbudzająca respekt osoba... Lepiej jej nie podskakuj, bo dostatniesz bana i będzie źle :)



tak lepiej?? :D
"But I'm on the outside, I'm looking in

I can see through you, see your true collors

Cause inside you're ugly, You're ugly like me

I can see through you, see to the real you.."

11
tak... zgadzam się masz talent, fajny styl, ale... nie wiem o co chodziło w tym opowiadaniu. Co nie zmienia faktu, że mi się podobało :D



P.S. mogę prosić o wyjaśnienie, jak wyglądają "ptaki w oczach"? Jakoś tego nie widzę...
"Rada dla pisarzy: w pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem".

"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".

- Nieśmiertelny S.J. Lec

12
.. pisać nie zacząłeś wczoraj, to pewnik. To odrazu widać. Masz solidny warsztat. czy masz talent nie wiem ...nie będę taki prędki i nie zarzuce ci tego krzyża na plecy po pierwszym teście. Tekście, który jest świdrującowibrująco ekapadą w głąb odurzonych neuronów. Chyba tylko Ty wiesz od początku do konca o czym pisałeś. Ja mogę tylko sobie pływać ( żabką ) w błogim bo ciepłym oceanie interpretacji.



ps. Ja się tutaj uczę. Uczę przedewszystkim, nie wstawiając swoje teksty ale czytając i komentując (jak najwięcej i jak najobiektywniej potrafię) opowiadania innych. Mam nadzieję że o Tym nie zapomnisz.
Kiedyś mnie nie było,

A potem się stałem,

Teraz znów mnie nie ma.



Z nagrobka na

cmentarzu w Cleveland

13
Jedna z najdziwniejszych rzeczy, jakie przeczytałam może to świadczy o tym, że mało czytałam a może o tym, że są jeszcze rzeczy do napisania, których nie napisał nikt (i czekają tylko na odkrycie)?



Dziwny tekst, zakręcony, świeże obrazy, przelatujące przez głowę - chciałabym zobaczyć to naprawdę, na ekranie,, w ruchu, z muzyką...



Dziewięć języków, popatrz, popatrz.
w podskokach poprzez las, do Babci spieszy Kapturek

uśmiecha się cały czas, do Słonka i do chmurek

Czerwony Kapturek, wesoły Kapturek pozdrawia cały świat
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron