Tytułem wstępu - było to opowiadanie na taki przyjacielski konkurs amatorów. Z niewiadomych mi względów, moja drużyna wyznaczyła mnie do zadania "Praca, kobiety i seksapil". Oto twór spod mych klawiszy, acz stary trochę. Pewnie otrzymam tyle batów, że już sie nie podniosę, ale zbyt mnie korci by Wam pokazać mój styl.
Praca była też wystawiona na forum Fahrenheita, ale na razie zarobiłam tylko jeden komentarz, więc albo jest tak nudne, że aż strach, albo nie ma zbyt wielu błędów. A może jedno i drugie.
~oOo~
Garyer wszedł do ogrodu, krzywiąc przy tym z niezadowolenia. żar lał się z nieba, jedwabna koszula mężczyzny prezentowała się niczym mokry, acz luksusowy ochłap. Od razu wypatrzył kuszący cień padający na jedną z dębowych ław. Wytarte drewno nie należało do wygodnych, szczególnie w porównaniu z atłasowymi poduszkami, na których zazwyczaj siadywał szlachcic. Garyer zawołał jedną z pielących grządki akolitek do siebie. Mimo upału odziała się w bure wełny. I dzięki Bogu. Nie chciałby jej oglądać w czymś skąpszym.
- Poproś najwyższego kapłana. Powiedz, że Gary jest w mieście. Kapłan zrozumie o co chodzi.
Kobieta skinęła lekko głową, nie okazując nawet cienia zdziwienia. Merkorn często miewał nieoficjalne spotkania w ogródku.
Gary ponownie skierował znudzone spojrzenie na pracujące akolitki. Nagle znieruchomiał niczym piorunem rażony. Wśród gromady brzydul ujrzał anioła. Zamrugał kilkakrotnie, nie mogąc uwierzyć w to, co widzi. Przez chwile sądził, że upał płata figle wzrokowi. Wstał i usiadł na innej ławie, bliżej pracujących kobiet. Naraził się tym samym na intensywniejsze działanie słońca, ale warto było.
Większość akolitek skrzętnie skrywała swe ciała. Ta należała do nielicznych wyjątków. Pracowała odwrócona przodem do Gary'ego, kusząco pochylona. Suto wycięta, zwiewna koszula przylepiła się do jej mokrego od potu ciała. Zarys piersi, a nawet sutków kobiety był nader wyraźny. Nie za duże, nie za małe... Idealnie pasujące do męskiej dłoni, pomyślał.
Po śniadej skórze spływały kropelki potu, co raz to wpadając w zagłębienie między piersiami kobiety. Jakże Gary chciałby być którąś z tych kropelek. Miast jednak wsiąknąć w materię ubrania spłynąłby po płaskim brzuchu nieznajomej, a po chwili zatopił między krągłe uda. Szlachcic skierował spojrzenie na jej nogi. Długie, o skórze napiętej, bez skazy najmniejszej, nagie całkowicie, gdyż spodnie, które wdziała bliżej ku bieliźnie miały niż odzieniu wierzchniemu. Ach, gdybyż ona chciała go tymi nogami opleść. Nigdy z takowych kajdan nie pozwoliłby się uwolnić. Tedy kobieta odwróciła się i na kolana opadła znów w ziemi grzebiąc. Wypięła swój tyłeczek, a mężczyźnie zadrżały ręce. Pracując pochylała się to wprzód, to w tył. Patrzył na płynne ruchy oraz kuszące kształty akolitki, a pojedynczy podmuch wiatru przyniósł ku niemu jej zapach. Może to jedynie wyobraźnia, lecz Gary nigdy nie czuł woni bardziej podniecającej niż ta. Zapach kobiety zmieszany z zapachem róż rosnących w ogrodzie. Tak naturalny, taki prawdziwy. Odwróciła się z powrotem, otrzepując dłonie z ziemi. Nawet drobne ubrudzenia uroku jej dodawały.
Gary odważył się w końcu spojrzeć na lico kobiety. Karminowe, pełne usteczka, nosek lekko zadarty i oczy ciemne, kształtem migdały przypominające. Włosy czarne, grube i długie niesamowicie, rzemykiem przewiązała. Gary przymknął oczy, wyobrażając sobie, że za okrycie służą jej jedynie te cudowne włosy. Ciemne pasma zakryły tylko skrawek idealnego ciała. Paluszkiem wodziła po jednej ze swych wspaniałych piersi, drugim zaś przywoływała go do siebie. Dotknął jej smukłej szyi. Schodził ręką coraz niżej i niżej. Jedwab nie był tak miły w dotyku jak jej skóra. Zatrzymał dłoń na jędrnym pośladku partnerki. Przyciągnął ją do siebie i pocałował namiętnie. Jęknęła z rozkoszy. I wtedy głos Merkorna brutalnie sprowadził Gary'ego z powrotem na ziemię.
- Witaj panie, niech łaska Jedynego na cię spłynie - rzekł dostojnie. Potem uśmiechnął się lekko. - To formalności mamy za sobą. Co tam u ciebie, Gary? Widzę żeś się niesamowicie na słońcu spiekł - dodał, wpatrując się w ogniście czerwoną twarz mężczyzny.
- Ekhm... Słońce, tak... Winne... Okropnie grzeje - odparł nieco nieskładnie. - A u mnie jak zawsze. Praca, praca i jeszcze raz praca. I mnóstwo intryg.
Gary zerknął ukradkiem na piękną akolitkę. Dalej pracowała w pocie czoła. Chciałby popracować razem z nią. Merkorn dostrzegł spojrzenie towarzysza i uśmiechnął szerzej. Spojrzał po chwili na krocze Garyera i wybuchł śmiechem niepohamowanym.
- To Luna... Niedawno przystąpiła do nas. Pracowita dziewucha, aż miło patrzeć... - spojrzenie kapłana mówiło wiele. Zbyt wiele.
- Musisz trzymać celibat.
- Kto jak kto, ale ty powinieneś wiedzieć, że tą regułę. Czasami o niej zapominamy - rzekł, siadając obok Garyera. - Oczywiście, nieoficjalnie.
- Ale co ona tu robi. Takie dziewczyny to tylko w zakonach się widuje - zmarszczył brwi. - Są tam na siłę przez rodziny wysyłane. A tu nie zakon. Ona tak po dobroci?
- Całkowicie.
Akolitka posłała rozbrajający uśmiech w stronę Merkorna, a potem Garyera. Szlachcic chwile się w nią wpatrywał. Gdy oprzytomniał, odwzajemnił uśmiech. Luna złapała grabie i poczęła rozgrzebywać ziemie energicznie. Jej piersi podskakiwały w rytm pracy, a Gary miał ochotę podskakiwać w rytm piersi.
- Ja, eee... - potrząsnął głową intensywnie.
- Chcesz przejść do sedna sprawy? Zrobić to po co tu przyszedłeś? - spytał łagodnie świątobliwy.
- Tak.. Tak, właśnie. To ile datku moja rodzina ma tym razem wnieść? By Jedyny zesłał nam łaskę - powiedział beznamiętnie.
- Jak zawsze. Co łaska, ale co najmniej dziesięć tysięcy.
- Jak zawsze - powtórzył za towarzyszem i wręczył mu wypchaną sakwę. - Będę już szedł. żona i dzieci czekają - dodał nader kwaśno i podniósł się.
- Niech Bóg będzie z tobą - duchowny wstał i uścisnął mu rękę.
- Wole anioły - wymsknęło mu się.
Szlachcic czym prędzej ruszył ku wyjściu. Garyer chętnie popatrzyłby jeszcze na akolitkę, ale... Ale wiedział, że nic z tego nie będzie. Dalsze oględziny byłyby torturami. Nie mógłby jej dotknąć, pocałować... Wiedział, że Merkorn tego dopilnuje. Kapłan pewno miał już jakieś plany związane z Luną.
~oOo~
A no miał. Duchowny spostrzegł też, że Luna starała się mu te plany ułatwić. Kokietowała go praktycznie od samego początku swej służby. Starszy, acz przystojny, wykształcony i taki doświadczony... A ona młoda, piękna, całym sercem oddana swemu przełożonemu. Tak, Merkorn miał wiele planów. Szedł właśnie korytarzem, rozmyślając o nich, gdy ujrzał Lunę czyszczącą mosiężne kandelabry. Musiała stanąć na wysokim taborecie by dosięgnąć. Kapłan skrzętnie wykorzystał nadarzającą sie okazje. Podszedł do akolitki i począł uważnie przyglądać się jej ruchom z dołu.
- Proszę świątobliwego - już chciała zejść by godnie przywitać Merkorna, lecz ten wstrzymał ją ruchem dłoni.
- Nie, nie moja droga. Poczekam aż skończysz.
Nie wytłumaczył, po co w ogóle miałby czekać, lecz Luna jedynie uśmiechnęła się i wróciła do pracy. Po pracy w ogrodzie przebrała się. Teraz miała na sobie dość krótką spódnicę, pod którą z wielką przyjemnością się zaglądało. Merkorn przyglądał się w skupieniu jej udom niknącym w cieniu materii. Akolitka kichnęła i zachwiała się na taborecie. Duchowny pomógł jej utrzymać równowagę. Przytrzymał ją za pośladki. Były miłe w dotyku nawet przez materiał. Takie ciepłe, jędrne. Kobieta bez wahania podziękowała i przeszła do kolejnego kandelabru. Naprężyła się niczym struna by dosięgnąć. Kapłan obserwował to z lubością. Napięte mięśnie łydek, delikatne uda, cudownie zarysowany wzgórek, smukła talia. Miał ochotę zadrzeć spódnicę kobiety, wziąć ją tu i teraz. Zarys ciała akolitki był taki... Skłaniający do konsumpcji. Spod prostej koszuli wyzierały gładkie plecy. Każdy ich skrawek wart był pocałunków. Spódnica osadziła się nisko na biodrach dzierlatki, dzięki czemu wierzch krągłych pośladków był na widoku. Duchowny przełknął głośno ślinę i uniósł wzrok jeszcze wyżej. Piękny, czarny warkocz Luna przerzuciła przez ramię. Parę niesfornych kosmyków na oczy jej zaszło. Jeden do usteczek karminowych wpadł. Luna powoli oblizała podrażnione wargi. Robiąc to posłała przeciągłe spojrzenie Merkornowi. Smukłe palce sprawnie czyściły mosiądz. Tak, ta dziewczyna miała zaprawdę wyjątkowo sprawne palce. A to podstawa, pomyślał, uśmiechając się lubieżnie.
- Już - powiedziała rezolutnie i zeszła z taboretu.
- Miałbym prośbę do ciebie Luno. Jak wiesz ma osobista służąca Greta jest chora... - zrobił zbolałą minę. - Niestety, nie ma kto kąpieli mi przyrządzić. Wiem, sam mógłbym, ale po ciężkim dniu pracy nie ma nic przyjemniejszego - nie dokończył tylko spojrzał na nią pytająco.
- Rozumiem panie - iskierki figlarne oczy jej rozpaliły. - Zaraz przygotuje. Mam tylko jedno pytanie.
- Tak moja droga?
- Uważam, że kąpiel jest jeszcze przyjemniejsza jeśli ktoś cię myje. Mogłabym towarzyszyć ci panie? - spytała pokornie.
- Ach, jesteś taka pracowita. Oczywiście, że możesz - odpowiedział prędko. - Dziękuje ci moja droga.
- Spełniam tylko swój obowiązek.
~oOo~
W powietrzu unosił sie zapach wonnych olejków. Para mile ogrzewała jego ciało. Jednak nie to było najprzyjemniejsze. Przed nim stała najpiękniejsza kobieta jaką w życiu widział. I była naga. Opierała się o brzeg wanny, przeciągając kusząco. Usta niczym płatki róż szeptały zachęty. Gładka szyja pulsowała szybciej pod wpływem podniecenia. Krągłe piersi unosiły się i opadały. Na płaskim brzuchu drgały mięśnie. Szykowała się upojna zabawa.
- Czy mogłabyś mnie rozebrać? - spytał drżącym nieco głosem. - Rozleniwionym coś.
- Taka moja praca - odrzekła, chichocząc wesoło.
Podeszła i namiętnie pocałowała Merkorna. Po chwili kapłanowi zaczęło się kręcić w głowie. O dziwo nie z podniecenia...
~oOo~
Dnia dwudziestego, miesiąca Keevu ogłoszono śmierć naczelnego kapłana świątyni w Melnny, duchownego Merkorna Gwellama. Oficjalnie mówiono, że serce jego nie wytrzymało pod wpływem stresu przebytego. Jak wiadomo duchowni wiele obowiązków na głowie mają. Zresztą jak tu nie paść, gdy tyle pięknych kobiet wokół, a celibat trzymać trzeba..
~oOo~
Jak zawsze czysto i sprawnie. Gratuluje. Kolejnym celem jest głowa rodziny et'Andree. Szuka dziwki służebnej, wiesz co robić. Miłej zabawy Tanyo.
- Ta zabawy. - przeklęła pod nosem. - Też mi zabawa. Korespondencja, chędożenie, zabijanie. I tak w kółko. A gdzie czas na przyjemności? - parsknęła i spaliła list w kominku.
Przekręciła kluczyk w szufladce. Wyjęła zeń fiolkę z trucizną, którą usta tak często smarowała. Sama była już odporna na jej działania. Ale jeszcze żaden cel nie był.
~oOo~
Zastukała kilkakrotnie ciężką kołatką o drewno. Dębowe odrzwia rozwarły się bez zgrzytu jakowego i kobieta ujrzała tego mężczyznę. Tego, który tak ślinił się na jej widok. Zimny pot wystąpił na jej czole.
- Witam - Grayerowi rozbłysły oczy, gdy dostrzegł któż to przed nim stoi. - A pani?
- Służka. Greta mnie poleciła - rzekła bez cienia zdenerwowania. Choć denerwowała się pierwszy raz od dawien dawna.
- Ach, tak. Ale czy ja panienki już żem gdzieś nie widział? - dobrze pamiętał seksowną akolitkę.
- Możliwe. Bywałam tu i tam, ale się nigdzie nie zadomowiłam. - odchrząknęła. - Ale jestem bardzo pracowita.
- Czyli zna mnie panienka? - spytał podejrzliwie.
- Nie, ale chętnie poznam.
Grayer uśmiechnął się od ucha do ucha. Tanya dostrzegła ten charakterystyczny błysk w oku i uspokoiła się od razu. Dobrze, że mężczyźni mają dwie głowy. I szczodrze korzystają z tej mniejszej.
- W takim razie zapraszam do ogrodu. Chętnie popatrzę jak pracujesz.
Re: Taka praca [pseudo fantasy]
2Dobra, miałam wywalać przecinki, ale korekta się... zepsuła. To inaczej.
Błędy były - pod koniec, w zapisywaniu dialogu (dodatkowe, niepotrzebne kropki), pamiętaj, żeby oddzielać czasownik i rzeczownik w wołaczu przecinkiem "np. "Miłej zabawy, T."), brakowało Cię "ę" na końcu wyrazów (np. "gratuluję", a nie "gratuluje") oraz przecinków.
Ogólnie... krótki, przyjemny tekst. Raczej nie nazwałabym go fantasy (chyba jedynym fantastycznym elementem była nazwa miesiąca
), zaś trochę mi zgrzytało używanie raz form archaicznych, a chwilę potem prowadzenie swojskiej, językowo dwudziestopierwszowiecznej narracji, ale jestem na tak. Mocna czwórka.
Pozdro.
Błędy były - pod koniec, w zapisywaniu dialogu (dodatkowe, niepotrzebne kropki), pamiętaj, żeby oddzielać czasownik i rzeczownik w wołaczu przecinkiem "np. "Miłej zabawy, T."), brakowało Cię "ę" na końcu wyrazów (np. "gratuluję", a nie "gratuluje") oraz przecinków.
Ogólnie... krótki, przyjemny tekst. Raczej nie nazwałabym go fantasy (chyba jedynym fantastycznym elementem była nazwa miesiąca

Pozdro.
3
Ten tekst jest trochę stary, jak już napisałam. Teraz pracuję nad ujednoliceniem stylu. Ciągnie mnie do archaizmów, ale z drugiej strony do tego trzeba mieć sporo wprawy, więc na razie z nich zrezygnowałam. Postaram się niedługo wrzucić coś świeższego
I dziękuję za czwóreczkę
Ten.

Ten.
Małe, żółte i kopie? Mała, żółta kopareczka.
4
co krzywił?Garyer wszedł do ogrodu, krzywiąc przy tym z niezadowolenia.
Od razu wypatrzył kuszący cień, padający na jedną z dębowych ław.
Kapłan zrozumie, o co chodzi.
ok, wszystko rozumiem, zdanie jest poprawne, tylko właśnie składnia troszkę "stara" i nie brzmi komicznie na tle reszty zdań. (zdarzają ci się takie i w innych miejscach)Długie, o skórze napiętej, bez skazy najmniejszej, nagie całkowicie, gdyż spodnie, które wdziała bliżej ku bieliźnie miały niż odzieniu wierzchniemu.
Pomysł: 4
całkiem ciekawy, ale szczerze mówiąc niewiele więcej mogę o nim powiedzieć.
Styl: 4-
tutaj też raczej dobrze, ale - a zresztą sama już to mówiłaś, więc nie będę się czepiać (chodziło o te archaizmy)
Schematyczność: 3+
Błędy: 3+
Ogólnie: 4-/3+
pozdrawiam
"Rada dla pisarzy: w pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem".
"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".
- Nieśmiertelny S.J. Lec
"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".
- Nieśmiertelny S.J. Lec