Na rozstaju dróg <fantasy> (początek tekstu)

1
Opko te szykuję na konkurs (hmm... "Oda do radości"). Konkretnego tematu nie ma, lecz opowiadanie (lub wiersz) ma być tekstem radosnym, tekstem z happy end'em. Mam pewien pomysł, skrobnąłem początek, jakby wstęp. Dział "Jestem w trakcie pisania" jest zablokowany, ale co mi tam. Zerknijcie, niekoniecznie komentujcie fabułę, bo na razie mało widać - mój styl krytykujcie!

Na zdrowie ;)



Na rozstaju dróg



Prowadził konia obok oberży „Piekielna żyć”, gdy gdzieś obok błocko chlapnęło szeroko, jakby jakiś wóz się przewrócił, albo i chałupa. Cokolwiek to było, wieśniacy zbiegli się szybko; otoczyli kołem miejsce zamieszania.

Pociągnął szkapę bliżej. Przywiązał ją tuż pod oberżą, wcisnął się między ludzi, wcześniej zarzucił szary kaptur na głowę - tak wiele pieniędzy ukradł, że „sława” często go wyprzedzała. Wprawdzie po imieniu go nie wołano, lecz twarz w niejednym miasteczku była znajoma – rysopisy rozwieszano coraz częściej: krótko ścięte włosy, smukłe lico, zawadiackie spojrzenie i ostre brwi zdobiły niejedną ścianę. Wprawdzie był teraz w zawszonej wiosce Dogopath – a wioskach mało kto przejmował się złodziejami i losem wieśniackich sakiewek – lecz ostrożności nigdy za wiele.

Nim przepchnął się dalej, by zobaczyć, co się stało, poprawił pas z zawieszoną pochwą, oparł dłoń o rękojeść starego miecza. Nigdy nie wiadomo, czy nie będzie musiał się obronić; wielu by się znalazło takich, co by z chęcią go ukatrupili – przecież był złodziejem, i to dobrym złodziejem. Tak właśnie żył – szlajał się to tu, to tam, zawsze w strachu, niepewności, mozolnie poszukując łatwego pieniądza. Podobno żadna praca nie hańbi, on zaś znał się na złodziejskim fachu.

- Patrzcie! Patrzcie na nią! – ryczał oberżysta, a wraz z nim babki, kupcy, gnojarze, dzieciaki, i cholera wie, kto jeszcze.

Złodziej zatrzymał się i zobaczył nareszcie, co się stało. Tego ranka, ujrzał Ją.

- Zjawa! – zacharczała stojąca obok zielarka. Swoją drogą, z wykształcenia bardziej wiedźma, niźli zielarka.

Błoto wciąż rozchlapywało się u wieśniackich stóp, roznoszone przez szerokie, upierzone skrzydła, bijące gniewnie o ziemię.

- Nie dotykajcie jej! Pewnie przeklęta jaka!

Gdy skrzydła przestały ciąć powietrze i opadły bezwładnie na brązowy szlam, pomiędzy nimi zajaśniało nagie, kobiece ciało. Piękne ciało.

Złodziej rozwarł usta, przyglądając się istocie.

- Demon! - wrzasnęła zielarka, czy też wiedźma. Mniejsza o to, kim była.

Niewiasta leżała zapłakana, zziębnięta, brudna od błota. Smukłe dłonie osiadły na białych piórach skrzydeł, delikatne piąstki zacisnęły się. Oddychała głęboko, patrzyła błękitnymi oczyma gdzieś w niebo.

Zarówno gnojarze, oberżysta, jak i inni mężczyźni, patrzyli łapczywie na jej krągłe piersi, śledzili wzrokiem linię bioder, aż w końcu spływali myślami po udach. żony, teściowe i narzeczone stały – rzecz jasna – oburzone. Jedna kopnęła nawet butem o ziemię i ochlapała prawe skrzydło nieznajomej brązową fontanną.

Złodziej patrzył na jej oczy. Głębokie, błękitne, wystraszone. Oczy anioła.

- Demon! – powtórzyła zielarka, podnosząc do góry laskę, o którą się wcześniej wspierała.

- Zamknij się – warknął złodziej, a głos miał iście żołnierski, a nie złodziejski - metaliczny, mocny, odważny, rzadko używany; właściciel połowę życia przemilczał, w ciszy wyciągając ludziom sakiewki zza pasów. Teraz zechciał się odezwać, teraz zapomniał o każdym szczególe. A wszystko przez oczy anioła.

Ostrożnie podszedł bliżej do anielicy, wciąż macając dłonią czarną rękojeść, wystającą z pomiędzy płaszcza; wtedy mogło stać się wszystko, musiał być gotowy na najgorsze.

Musi być cenna, pomyślał.

- Za kogo ty się masz – syknął oberżysta, zbliżając się – że naszą zielarkę uciszasz? Hę?

Złodziej łypnął z pod kaptura na łysego grubasa.

- Ty również lepiej się przymknij, bo zaraz miecza nie poskąpię – odpowiedział wrogo, zerkając na resztę wieśniaków. Wzrokiem doszukiwał się broni zawieszonej za ich pasami, czy też łuków przełożonych przez plecy, lecz jedynie kilku posiadało sztylety, czasem coś dłuższego. Nic dziwnego – taki miecz był w tutejszych stronach wart więcej, niż zorganizowanie porządnych dożynek dla znudzonych życiem gnojarzy.

Odetchnął z ulgą. W razie czego, mogę zrobić rozróbę - zaśmiał się w myślach.

Znał wiele opowieści o uskrzydlonych ludziach nawiedzających ziemię, te jednak były rozprowadzane w miastach kupieckich, stolicach, bogatych gościńcach, aż do granic kraju. W wioskach takich jak Dogopath śpiewano sprośne piosenki, opowiadano historie o cieniojadach i tym podobnych , ale o aniołach nikt przy piwie nie gadał. Aniołów w ogóle tutaj nie znano.

Jedni stali i patrzyli ze zdziwieniem, drudzy zastanawiali się, czy anielicy nie powinno się zabić; czy przypadkiem jej przysmakiem nie są ich dzieci. Zaśmierdziało strachem, ciekawością i głupotą – a jest to wybuchowa mieszanka.

Podszedł jeszcze bliżej.

Spojrzała na niego, poruszyła się; lewe skrzydło zadrżało razem z lewą dłonią.

Jej spojrzenie.

Nigdy nie widział takich oczu. Zechciał coś z tym zrobić, zechciał zabrać je stąd; kto wie, co te wsiury mogą za chwilę zrobić.

A jeśli zaatakuje mnie? – pomyślał.

Nie, to nie możliwe.

W jej oczach był strach, błaganie o pomoc. Jakby dziecinna delikatność, bezradność. Błogi spokój zakłócony przerażeniem…

Zrobił kolejny krok. Wystawił do niej rękę.

Oszalałem – pomyślał.

- Przeklęty jesteś! – zaryczał oberżysta, tłum zaś cofnął się o krok.

- Przeklęty! – powtórzyła zielarka. – Zdechnie ten, kto takich dziwów dotyka!

Zignorował to.

Chrzanić ich. Nie wiedzą nawet z czym mają do czynienia.

Anielica chwyciła jego dłoń, dźwignął ją z ziemi. Brudna i zmarznięta, stała teraz obok złodzieja poszukiwanego listem gończym w kraju Trzech Koron, tłum zaś patrzył na nich ze zdziwieniem.

Zakryła przód ciała skrzydłami i zwiesiła głowę. Patrzył na nią zaczarowany, pozbawiony wszelkich wątpliwości. Nigdy wcześniej nie spoglądał na coś w taki sposób. Potrząsnął głową, wziął głęboki oddech i wyrzucił z siebie, jakby samoistnie:

- Zabiorę cię stąd…

I uczynił to.

Poprowadził ją główną drogą wśród straganów; szła boso po błocie. Stąpała naga, delikatna, kryjąc się pod zasłoną ze skrzydeł.

Tłum śledził ich, dopóki nie wyszli z wioski, ku otwartym polanom, lasom, szerokim równinom. Potem długo wspominano ich w Dogopath – anioł spadający z nieba, to niecodzienność.

- Ten mężczyzna też był dziwny. Inny. Dobrze się stało, że obje poszli diabli wiedzą gdzie – mówiono w gospodach.



***



... jak wspomniałem na początku - w tej chwili napisałem tylko to. Gdy skończę, wrzucę resztę, no chyba, że nikt nie będzie widział takiej potrzeby ;)

2
„Piekielna żyć”
A nie czasem ,,rzyć"? (Jeśli o dupę się rozchodzi...)
rysopisy rozwieszano coraz częściej: krótko ścięte włosy, smukłe lico, zawadiackie spojrzenie i ostre brwi zdobiły niejedną ścianę.
(średnio przystojne te ściany.) Rysopis, mówisz. Z tego, co napisałeś wynika, że ktoś szkicował jego potrety pamięciowe. A wiesz, że na ten pomysł wpadł pewien Amerykanin dopiero w 1946 roku? Poza tym, jak taki portret miałby wyglądać w średniowieczu? Drzeworyt by zbójowi machnęli?
Tego ranka, ujrzał Ją.
Bez przecinka.
Zjawa! – zacharczała stojąca obok zielarka. Swoją drogą, z wykształcenia bardziej wiedźma, niźli zielarka.
,,Wykształcenie" totalnie nie pasuje. Przywodzi na myśl szkoły, uniwersytety i tak dalej, a to zwykła baba ze wsi, która wiedzę ma pewnie od matki, babki i paru pokoleń wstecz.
- Demon! - wrzasnęła zielarka, czy też wiedźma. Mniejsza o to, kim była.
I właśnie dlatego pozbyłabym się ostatniego zdania.
łypnął z pod kaptura
Spod.
Wystawił do niej rękę.
Wyciągnął...
Zakryła przód ciała skrzydłami
Nie sądzę, by to było możliwe. Przeanalizuj szkielet ptaka, przyjrzyj się stawom. Nie są stworzone do takich ruchów. (Swoją drogą, przed chwilą beztrosko tarzała się goła jak święty Turecki po błocie, a teraz nagle się zawstydziła?)
anioł spadający z nieba, to niecodzienność
Bez przecinka. I ta ,,niecodzienność" brzmi idiotycznie.







Opisane ładnie i za styl postawiłabym dobrą 4. Historia do mnie nie trafia. Wiem, że początek, ale dla mnie równie dobrze tutaj mogłoby się to skończyć. Może to wpływ tego, że jakoś nie przepadam za opowieściami o aniołach, ZWłASZCZA w klimatach fantasy. Tak czy siak - za pomysł nie postawiłabym wysokiej oceny. Nie podam konkretnie, bo nie chcę ani zawyżać, ani zaniżać.



Pozdrawiam. ;)
Z powarzaniem, łynki i Móza.

[img]http://img444.imageshack.us/img444/8180/muzamtrxxw7.th.jpg[/img]

לא תקחו אותי - אני חופשי

3
Dzięki. Od pewnego czasu odnoszę wrażenie, że pisanie przychodzi mi lżej, kilka pozytywnych nawyków warsztatowych weszło mi w krew; skoro za styl dałabyś dobrą czwórę - to chyba dobry znak ;)

A fabuła - no cóż, co racja, to racja - ostatnio nie mam porywających pomysłów.

Pozdrawiam :)

Dodane po 45 minutach:

Dopisałem kolejny (dla niezadowolonych: wybaczcie, że taki malutki) kawałek, więc wrzucam go tutaj. Będę wdzięczny za dalszą krytykę.



(...)



Dorzucił gałęzi do małego ogniska, gdy niebo przymierało ciemnym granatem.

Szkoda, że nie siedzę bliżej, pomyślał, patrząc na anielicę myjącą się w płytkim jeziorze, nieopodal łąki.

Zanurzona do pępka delikatnie prężyła skrzydła, kładąc je na wodzie, muskała taflę, cicho pluskała, po czym wznosiła w górę, rozwierała na boki, by krople opadały na jej ciało. Naga, mieniła się srebrem.

Westchnął; żałował, że nie jest wodą, która pieści jej skórę…

Spojrzała na niego.

Chrząknął głośno, zaklął w myślach i wbił wzrok w pomarańczowe języki ognia.



- Zwiesz się Glacier – rzekła, grzejąc się przy ognisku. Siedziała naprzeciw niego ze wzrokiem zwieszonym w ziemię.

- Skąd znasz moje imię? – zapytał zdziwiony.

- Wiem wiele rzeczy.

- Więc powiedz o mnie coś więcej.

-Jesteś wędrownym szczurem, szkodnikiem, złodziejem. Nie masz przyjaciół, za to posiadasz wielu wrogów. żyjesz w strachu i to pcha cię do przodu, pcha cię w nieznane. Twoja matka…

- Dosyć – przerwał jej, wyciągając miecz z pochwy leżącej obok; lubił oglądać swe ostrze w obecności ognia.

- Chciałam powiedzieć, że dostałeś to ostrze właśnie od niej.

Pociągnął nosem.

- Lepiej powiedz mi, po co wziąłem cię ze sobą. – odrzekł, patrząc na jej dłonie; na pewno zawsze są ciepłe, pomyślał.

- Nie wiem. Mam dostęp tylko do tego, co jest zapisane w twoim umyśle.

Nic dziwnego, że nie widziała – przecież wtedy, w Dogopath, działał w sposób nieprzemyślany, coś podświadomie nim kierowało.

- Skąd ty się w ogóle wzięłaś? – Schował miecz do pochwy.

Podniosła wzrok, spojrzała mu w oczy. Czuł ciarki na plecach, gdy to robiła.

- Stamtąd, skąd spadłam – uśmiechnęła się. – Gdzieś niedaleko jest coś do zrobienia. Jestem tu potrzebna.

Teraz on zwiesił głowę.

- Mógłbym ci jakoś pomóc? – I znów: czyny, tym razem słowa wyprzedzały jego umysł.

- A dlaczego chciałbyś to zrobić?

- Nie wiem. – Położył się, wcześniej wziął skórzaną torbę pod głowę.

- Gdy cię wtedy zobaczyłem… - zaniemówił, zabrakło mu słów.

Skuliła się na ziemi.

- Nawet nie wiem jak masz na imię. – Schował twarz w dłoniach.

Milczała.

Wpatrzył się w niebo, policzył kilka gwiazd, po czym zamknął oczy. Zanim zasnął, usłyszał słodki szept:

- Verena…



***

4
Szli prostymi ścieżkami. On, prowadząc konia, ona, na koniu, kuląc skrzydła pod brązowym płaczem. Złodziej i anioł – prawdziwa ironia życia. Nie podróżowali zbyt długo, nim natknęli się na miejsce, które miała na myśli Verena.

Kilka drzew stojących w wodzie, dalej pomost przechylony na lewo, przyćmiony zielenią. Pomost, prowadzący do powykrzywianych, zrujnowanych chałup, tlących się na zabłoconej wiecznie wysepce, otoczonej spokojną taflą ciemnego stawu. A wszystko to obrośnięte szczelną, ciemną gęstwiną. W lustrze wody odbijało się popielate niebo; żadnych kształtnych chmur, żadnego słońca – jedynie tumany szarzyzny kłębiące się nad częściowo utopioną wioską. O ile to była wioska.

- Cmentarzysko na wodzie? – zapytał Glacier, sprawdzając nogą początek pomostu.

Verena poprowadziła konia do brzegu wody, zwierz napił się nieco.

- Nie – odpowiedziała. – Tutaj tli się życie.

- Strasznie cicho.

- Boją się odezwać.

- Kto?

Wskazała dłonią na chłopca, obserwującego ich zza domu czuwającego blisko pomostu.

- Dzieciaki?

Zignorowała to pytanie.

Ruszyła konia na pomost, wjechała do wioski. Glacier – oczywiście – szedł tuż za nią, muskając palcami rękojeść owiniętą szorstką, wilczą skórą.



- Broń nie będzie potrzebna – rzekła, schodząc z konia – tak więc przestań o niej myśleć.

- Nie potrzebna… - burknął pod nosem.

- Przynajmniej teraz – dodała, rozglądając się.

Uśmiechnął się na te słowa.

- Gdzie jest ten dzieciak? – zapytał.

- Mówiłam, że boją się.

- Niby czego?

Zignorowała kolejne pytanie. Nie słuchała.

Chłopak, którego szukali, pokazał się. Anielica podeszła do niego, przyklęknęła nie zważając na błoto. Glacier wsparty o ścianę jednej z chałup obserwował oboje.

- Jak masz na imię? Kim jesteś? Gdzie są inni? – pytała, patrzą w węglikowe oczy, drżące w niepewności i zdziwieniu.

- Mam na imię… Terr – odpowiedział chłopiec. – Oprócz mnie jest jeszcze kilkanaście osób…

- Przyprowadź wszystkich. Nie zrobimy wam krzywdy…



Było ich razem dwadzieścia. Dwadzieścia sztuk przerażonych par oczu i chudych dłoni, bezuczuciowo ściśniętych ust, niespokojnych oddechów. Same dzieci; żadnych dorosłych. Verena otoczona ich gronem zrzuciła płaszcz, zajaśniała bielą.; zatrzepotała skrzydłami, budząc słońce umierające w chmurach. Promienie wpełzły między domy, staw ożył, zaiskrzył się jasną poświatą – obecność anioła czyniła pierwsze zmiany. Glacier stanął wyprostowany, krzywiąc usta w zdziwieniu, mrużąc oczy w cieniu kaptura, który zarzucił na głowę przed wejściem do wioski.

- Co tu robicie? – zapytała Verena prowadząc gdzieś wszystkie dzieci. A była piękna i misterna, zjawiskowa. Kryształowa, nierealna. Silna. Silna by zmienić to wszystko. Potrzebna. Potrzebna do czegokolwiek, co budziłoby nadzieję, co dawałoby radość.

Mniejsza o to jak wyglądała, mniejsza o rzeczy przyziemne. Złodziej patrzył wtedy na nią i kochał ją coraz bardziej, choć nigdy nie powiedziałby „kocham cię”. Kochał radośnie i nieszczęśliwie, kochał w ciszy, podczas podróży, nieważne jak długa była droga. Kochał jak głupiec i filozof, jak bogacz; był na ową miłość za słaby, za szary i nieistotny. Za ludzki, zbyt materialny. Beznadziejnie rzeczywisty u jej boku. U boku anioła. Lecz jednak kochał ją. Możliwe, że o tym nie wiedział, ale odkąd ją zobaczył, zapomniał o wszystkim. Bez tego nie chciałby czegokolwiek zmieniać, w czymkolwiek pomagać anielicy. Wtedy, w Dogopath mógł dołączyć do tłumu, oglądnąć widowisko z udziałem nagiego kobiecego ciała leżącego w błocie, w roli głównej.

Potrząsnął głową, szedł tuż za nią. Słuchał dziecięcych głosów, patrzył jak wszystko wokół ożywa. On również zaczynał żyć.

Jedynie uśmiechnął się, ściągnął kaptur z głowy.



***

5
„Piekielna żyć”
Rzyć!


Cokolwiek to było, wieśniacy zbiegli się szybko; otoczyli kołem miejsce zamieszania.
Nie bardziej po ludzku będzie brzmiało jak zastąpisz średnik spójnikiem „i”?


Przywiązał ją tuż pod oberżą
Zabrzmiało, jakby oberża to była część siodła czy czegoś podobnego.


wcisnął się między ludzi, wcześniej zarzucił szary kaptur na głowę
zarzuciwszy


a wioskach mało kto przejmował się złodziejami
W wioskach


Smukłe dłonie osiadły na białych piórach
Spoczęły. Osiada to osad na dnie probówki.


warknął złodziej, a głos miał iście żołnierski, a nie złodziejski
Powtórzenie. Poza tym zastanawiam się, jak brzmi głos złodziejski. Aż tak bardzo różni się od głosu zwykłego człowieka? O_o


macając dłonią czarną rękojeść, wystającą z pomiędzy płaszcza
spomiędzy


musiał być gotowy na najgorsze.

Musi być cenna
Powtórzenie


Złodziej łypnął z pod kaptura na łysego grubasa.
spod




Dobrze się stało, że obje poszli
oboje




Zanurzona do pępka delikatnie prężyła skrzydła, kładąc je na wodzie, muskała taflę, cicho pluskała, po czym wznosiła w górę, rozwierała na boki, by krople opadały na jej ciało.
Mając skrzydła na plecach (jak podejrzewam) i rozkładając je na boki, jakim cudem sprawia, że kapiąca z nich woda spada na ciało?


On, prowadząc konia, ona, na koniu,
Brzmi jakoś tak… prymitywnie.


kuląc skrzydła pod brązowym płaczem.
To ona chyba te skrzydełka miała takie tyci, tyci, jak Amorek, że jej się mieściły pod płaszczem, takie o. A ja naiwna myślałam, że takie. No dobra, to teraz nie dziwota, że kapało z nich na ciało. Tylko jak sięgała nimi do wody, będąc w niej po pępek?


pomost przechylony na lewo
Ee, znaczy że jaki? O_o




otoczonej spokojną taflą ciemnego stawu. A wszystko to obrośnięte szczelną, ciemną gęstwiną.
Powtórzenie. Poza tym skoro było wszystko tak szczelnie obrośnięte, to jak mogli dojrzeć, jak wygląda wioska?


Verena poprowadziła konia do brzegu wody, zwierz napił się nieco.
zwierzę


obserwującego ich zza domu czuwającego blisko pomostu.
Dom czuwał? Ostro. Ach, to pewnie dlatego, że zbliżał się złodziej.


Jak masz na imię? Kim jesteś? Gdzie są inni?
No super, a przed chwilą wyrecytowała wszystkie dane człowieka, którego dopiero poznała. Nagle straciła swą moc?


mrużąc oczy w cieniu kaptura,
Skoro w cieniu, to czemu mrużył.


oglądnąć widowisko
Obejrzeć. Wiem, że „oglądnąć’ też jest nimi poprawnie, ale brzmi wieśniacko ;/


kobiecego ciała leżącego w błocie, w roli głównej.
Bez przecinka.





Styl normalny. Na początku za bardzo się rozwodziłeś się tym, że on jest złodziejem i musi się ukrywać, bo jest złodziejem, a jako złodziej ma złodziejski głos, bo jest złodziejem.



A historyjka… naiwna aż do bólu :/ Dopiero przeszli kawałek lasu i już ją kocha, w ogóle od razu trafili na to miejsce, gdzie trzeba, żadnych przeszkód, wszystko takie piękne i cudowne, a ptaszki wokół radośnie ćwierkają. O bohaterce nie wiemy więcej ponad to, że jest piękna i seksowna, a o bohaterze, że jest złodziejem o zawadiackim spojrzeniu. Postacie wycięte z kartonu, rzucone na ksero i powielane setki razy w podobnych opowiadaniach. Akcja rozwija się za szybko, bohaterowie za szybko zdają sobie sprawę o łączącej ich miłości (nie wspominając, że sama w sobie już istnieje niemal od pierwszej sceny), a wszystko idzie po ich myśli. I co tu ciekawego?

6
Obywatelka ma zdecydowanie racje. Czyta się nawet nieźle, choć znaleźć można sporo błędów - nie będę już powtarzać. Ale sama historia jest taka... zbyt bajkowo-sielankowa. Tak naprawdę nie dałeś czytelnikowi nic, co mogłoby go zaskoczyć - to, że złodziej zakocha się w anielicy było wiadome od pierwszego momentu.

Mówisz, że ma to być tekst ze szczęśliwym zakończeniem - nie znaczy to jednak, że wszystko ma być takie och, ach, super. "Coś" musi się dziać, czytelnik nie może cały czas wiedzieć co napiszesz, nim to napiszesz.



nie wiem, co mogę powiedzieć więcej, może tylko tyle - też zauważyłam, że piszesz lepiej, "łatwiej" - co jest zdecydowanie pozytywną tendencją :)



pozdrawiam
"Rada dla pisarzy: w pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem".

"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".

- Nieśmiertelny S.J. Lec
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”