Na zdrowie

Na rozstaju dróg
Prowadził konia obok oberży „Piekielna żyć”, gdy gdzieś obok błocko chlapnęło szeroko, jakby jakiś wóz się przewrócił, albo i chałupa. Cokolwiek to było, wieśniacy zbiegli się szybko; otoczyli kołem miejsce zamieszania.
Pociągnął szkapę bliżej. Przywiązał ją tuż pod oberżą, wcisnął się między ludzi, wcześniej zarzucił szary kaptur na głowę - tak wiele pieniędzy ukradł, że „sława” często go wyprzedzała. Wprawdzie po imieniu go nie wołano, lecz twarz w niejednym miasteczku była znajoma – rysopisy rozwieszano coraz częściej: krótko ścięte włosy, smukłe lico, zawadiackie spojrzenie i ostre brwi zdobiły niejedną ścianę. Wprawdzie był teraz w zawszonej wiosce Dogopath – a wioskach mało kto przejmował się złodziejami i losem wieśniackich sakiewek – lecz ostrożności nigdy za wiele.
Nim przepchnął się dalej, by zobaczyć, co się stało, poprawił pas z zawieszoną pochwą, oparł dłoń o rękojeść starego miecza. Nigdy nie wiadomo, czy nie będzie musiał się obronić; wielu by się znalazło takich, co by z chęcią go ukatrupili – przecież był złodziejem, i to dobrym złodziejem. Tak właśnie żył – szlajał się to tu, to tam, zawsze w strachu, niepewności, mozolnie poszukując łatwego pieniądza. Podobno żadna praca nie hańbi, on zaś znał się na złodziejskim fachu.
- Patrzcie! Patrzcie na nią! – ryczał oberżysta, a wraz z nim babki, kupcy, gnojarze, dzieciaki, i cholera wie, kto jeszcze.
Złodziej zatrzymał się i zobaczył nareszcie, co się stało. Tego ranka, ujrzał Ją.
- Zjawa! – zacharczała stojąca obok zielarka. Swoją drogą, z wykształcenia bardziej wiedźma, niźli zielarka.
Błoto wciąż rozchlapywało się u wieśniackich stóp, roznoszone przez szerokie, upierzone skrzydła, bijące gniewnie o ziemię.
- Nie dotykajcie jej! Pewnie przeklęta jaka!
Gdy skrzydła przestały ciąć powietrze i opadły bezwładnie na brązowy szlam, pomiędzy nimi zajaśniało nagie, kobiece ciało. Piękne ciało.
Złodziej rozwarł usta, przyglądając się istocie.
- Demon! - wrzasnęła zielarka, czy też wiedźma. Mniejsza o to, kim była.
Niewiasta leżała zapłakana, zziębnięta, brudna od błota. Smukłe dłonie osiadły na białych piórach skrzydeł, delikatne piąstki zacisnęły się. Oddychała głęboko, patrzyła błękitnymi oczyma gdzieś w niebo.
Zarówno gnojarze, oberżysta, jak i inni mężczyźni, patrzyli łapczywie na jej krągłe piersi, śledzili wzrokiem linię bioder, aż w końcu spływali myślami po udach. żony, teściowe i narzeczone stały – rzecz jasna – oburzone. Jedna kopnęła nawet butem o ziemię i ochlapała prawe skrzydło nieznajomej brązową fontanną.
Złodziej patrzył na jej oczy. Głębokie, błękitne, wystraszone. Oczy anioła.
- Demon! – powtórzyła zielarka, podnosząc do góry laskę, o którą się wcześniej wspierała.
- Zamknij się – warknął złodziej, a głos miał iście żołnierski, a nie złodziejski - metaliczny, mocny, odważny, rzadko używany; właściciel połowę życia przemilczał, w ciszy wyciągając ludziom sakiewki zza pasów. Teraz zechciał się odezwać, teraz zapomniał o każdym szczególe. A wszystko przez oczy anioła.
Ostrożnie podszedł bliżej do anielicy, wciąż macając dłonią czarną rękojeść, wystającą z pomiędzy płaszcza; wtedy mogło stać się wszystko, musiał być gotowy na najgorsze.
Musi być cenna, pomyślał.
- Za kogo ty się masz – syknął oberżysta, zbliżając się – że naszą zielarkę uciszasz? Hę?
Złodziej łypnął z pod kaptura na łysego grubasa.
- Ty również lepiej się przymknij, bo zaraz miecza nie poskąpię – odpowiedział wrogo, zerkając na resztę wieśniaków. Wzrokiem doszukiwał się broni zawieszonej za ich pasami, czy też łuków przełożonych przez plecy, lecz jedynie kilku posiadało sztylety, czasem coś dłuższego. Nic dziwnego – taki miecz był w tutejszych stronach wart więcej, niż zorganizowanie porządnych dożynek dla znudzonych życiem gnojarzy.
Odetchnął z ulgą. W razie czego, mogę zrobić rozróbę - zaśmiał się w myślach.
Znał wiele opowieści o uskrzydlonych ludziach nawiedzających ziemię, te jednak były rozprowadzane w miastach kupieckich, stolicach, bogatych gościńcach, aż do granic kraju. W wioskach takich jak Dogopath śpiewano sprośne piosenki, opowiadano historie o cieniojadach i tym podobnych , ale o aniołach nikt przy piwie nie gadał. Aniołów w ogóle tutaj nie znano.
Jedni stali i patrzyli ze zdziwieniem, drudzy zastanawiali się, czy anielicy nie powinno się zabić; czy przypadkiem jej przysmakiem nie są ich dzieci. Zaśmierdziało strachem, ciekawością i głupotą – a jest to wybuchowa mieszanka.
Podszedł jeszcze bliżej.
Spojrzała na niego, poruszyła się; lewe skrzydło zadrżało razem z lewą dłonią.
Jej spojrzenie.
Nigdy nie widział takich oczu. Zechciał coś z tym zrobić, zechciał zabrać je stąd; kto wie, co te wsiury mogą za chwilę zrobić.
A jeśli zaatakuje mnie? – pomyślał.
Nie, to nie możliwe.
W jej oczach był strach, błaganie o pomoc. Jakby dziecinna delikatność, bezradność. Błogi spokój zakłócony przerażeniem…
Zrobił kolejny krok. Wystawił do niej rękę.
Oszalałem – pomyślał.
- Przeklęty jesteś! – zaryczał oberżysta, tłum zaś cofnął się o krok.
- Przeklęty! – powtórzyła zielarka. – Zdechnie ten, kto takich dziwów dotyka!
Zignorował to.
Chrzanić ich. Nie wiedzą nawet z czym mają do czynienia.
Anielica chwyciła jego dłoń, dźwignął ją z ziemi. Brudna i zmarznięta, stała teraz obok złodzieja poszukiwanego listem gończym w kraju Trzech Koron, tłum zaś patrzył na nich ze zdziwieniem.
Zakryła przód ciała skrzydłami i zwiesiła głowę. Patrzył na nią zaczarowany, pozbawiony wszelkich wątpliwości. Nigdy wcześniej nie spoglądał na coś w taki sposób. Potrząsnął głową, wziął głęboki oddech i wyrzucił z siebie, jakby samoistnie:
- Zabiorę cię stąd…
I uczynił to.
Poprowadził ją główną drogą wśród straganów; szła boso po błocie. Stąpała naga, delikatna, kryjąc się pod zasłoną ze skrzydeł.
Tłum śledził ich, dopóki nie wyszli z wioski, ku otwartym polanom, lasom, szerokim równinom. Potem długo wspominano ich w Dogopath – anioł spadający z nieba, to niecodzienność.
- Ten mężczyzna też był dziwny. Inny. Dobrze się stało, że obje poszli diabli wiedzą gdzie – mówiono w gospodach.
***
... jak wspomniałem na początku - w tej chwili napisałem tylko to. Gdy skończę, wrzucę resztę, no chyba, że nikt nie będzie widział takiej potrzeby
