Półtorej godziny [Cholera wie, co to] miniaturka

1
Witam.

Zorientowałem się, że po poprzednim tekście (Anestezjon) raczej trudno ocenić styl piszącego, więc tak na szybko wklejam coś innego. żeby nie było łatwo, to starałem się pisać wyłącznie w czasie teraźniejszym. Bez przeszłego, przyszłego i bezokoliczników.

W zamierzeniu tekst miał być dłuższy, ale jakoś nie miałem serca...

Za to miałem lenia.

I stąd pewne skróty fabularne na koniec.

Zapraszam do lektury.



-------------------------------------------------------------------------------------



Półtorej godziny



Zasłonięte okna powodują, że w pokoju panuje półmrok. Mężczyzna w białym fartuchu podchodzi do leżącego na łużku chłopca i jednocześnie napełnia strzykawkę płynem. W przytłumionym świetle ciecz wydaje się lekko fosforyzująca.

-Trzy zastrzyki w ciągu piętnastu minut? – W jej głosie nie ma nadziei. Raczej powątpiewanie.

-To jedyny sposób jaki znam, Patricio.

Dziewczyna siedzi na starym fotelu obok łużka patrząc, jak mężczyzna naciska lekko tłok wypychając ze strzykawki pojedyncze bąbelki powietrza. Ten zastrzyk mu pomaga. Wmawia w siebie Patricia, gdy bezbarwna trucizna znika w ciele jej brata.

-Mieszanka działa zazwyczaj przez godzinę, może półtorej. Jeśli w tym czasie nic się nie dzieje... - Zoen zawiesza głos widząc, jak po dziewczęcych policzkach spływają łzy.

***

Nienaturalne, zimne światło neonów nadaje miastu upiorny wygląd. Zamienia je w zlepek oświetlonych miejsc oddzielonych od siebie ławicami mroku. W ciemnych kątach i wąskich zaułkach czają się cienie. Złe, podstępne i ruchliwe, należące do nieobecnych ludzi i statyczne, bezduszne, rzucane przez przedmioty. Ulica jest pusta, nie ma na niej nikogo. Więc skąd ruch łowiony ciągle kątem oka?

Jehred nie zastanawia się nad tym. Myśli tylko o ucieczce z koszmarnego więzienia i o swoim cierpieniu. Kiedy ze snu wyrywa ciebie palący ból, rozlewający się żyłami po wszystkich zakątkach ciała, nie poświęcasz wiele uwagi innym rzeczom. A Jahred ciągle czuje ogień, który od godziny mobilizuje go do działania. Jednak poszukiwanie ratunku ciągle kończy się tak samo. Natrafia na wysoki, gładki mur przegradzający wszystkie ulice.

Nie jest to miejsce obce. Chłopiec doskonale je zna, jednak mimo to nie pamięta drogi na zewnątrz. W ogóle nie przypomina sobie tej ściany. Wyrasta ona w najmniej spodziewanym momencie, na każdej ulicy, w każdym zaułku. Ale przecież drzwi gdzieś istnieją.

Jehred zbiera się w końcu na odwagę i wchodzi w ciemność pomiędzy murem i jednym z brudnych, kanciastych budynków. Wyciąga drżące ręce w bezradnym geście ślepca. Natrafia w końcu na chropawą ścianę i obmacuje ją w poszukiwaniu drzwi. Pomimo panującej tutaj ciemności, kątem oka znowu zauważa ruch. Kształt czarniejszy niż noc przemyka na tle ściany po lewej stronie. Chłopiec coraz szybciej przesuwa się w kierunku plamy światła u wylotu większej ulicy. Serce wali mu jak oszalałe i krew spływa po poranionych o nierówności muru rękach. Gdy wypada w końcu z cienia, jest całkowicie wyczerpany. Jednak natychmiast zanurza się w mroku kolejnego zaułka nieustannie obszukując nierówną powierzchnię.

Jehred nie wie, który z kolei kąt przeszukuje w szaleńczym tempie, czując wokoło zimną obecność cieni, gdy nagle natrafia na chłodną, gładką powierzchnię. Stal. Przesuwa ręką wzdłuż gładkiej krawędzi i natrafia na zwykłą, staroświecką klamkę. Szarpie ją gorączkowo. Drzwi nie są zamknięte. Otwierają się gwałtownie a światło bijące zza nich oślepia chłopca. Nawykłe do mroku oczy dostrzegają wreszcie znajomy zarys młodej kobiety.

-Patricia...

Nagle coś chwyta go z tylu i wciąga z powrotem w ciemność. Drzwi na wolność zamykają się. Przerażony Jehred obraca się, jednak krzyk zamiera mu na ustach. Przed nim, w ciemności stoi najprawdziwszy policjant. Zbity z tropu chłopiec nie stawia oporu, gdy obcy odciąga go od drzwi.

-Co tu robisz? Kim jesteś? - Pyta w końcu.

-Przyjacielem, mały. – Mężczyzna przykuca przed chłopcem poprawiając jego ubranie. – Takie jest moje zadanie. Po prostu ciebie ochraniam.

-Przed tymi cieniami?

-Przed tobą, złodziejaszku.

-Jak to?

-Cienie? – Powiedział policjant rozglądając się wokoło. – Cienie to twoje wspomnienia. Są dla ciebie na tyle przerażające, że ich nie chcesz. A one pragną twojej uwagi.

-Czemu przeszkadzasz mi w wydostaniu się stąd?

-Proste. Posiadasz cenne dla nas informacje.

-Jakie informacje?

-Pamiętasz coś sprzed przebudzenia tutaj?

-Właściwie nic...

-Kłamiesz! Wiem kim jesteś, przecież nazywam ciebie złodziejem.

-Ja nie kradnę!

-Tak, wiem. Pożyczasz.

-Nie bardzo to wszystko pamiętam, panie władzo. Wchodzę do tamtego domu i nagle ból. I ciemność. To wszystko.

-Wszystkie te wspomnienia są tutaj. – powiedział mężczyzna spoglądając wzdłuż ciemnej ulicy. - Nie jesteś ich świadom, ale one pożądają twojej uwagi. W dodatku są nam potrzebne, mały. Są zbyt cenne. Przepraszam za to, co teraz robię, ale w ten sposób zapewniam tobie bezpieczeństwo. Trucizna w twoich żyłach budzi cię, ale również zabija. A my tego nie chcemy, przynajmniej dopóki posiadasz swoją tajemniczą wiedzę.

Zdumiony Jehred czuje, jak staje się coraz lżejszy, aż w końcu unosi się w powietrzu. W tym samym momencie cienie na granicy jego widoku rozmywają się. Chłopiec powoli zapada w sen. W tym miejscu brak świadomości jest dla niego zbawieniem. Do momentu, aż ktoś pragnący tajemnic ukrytych w jego głowie znowu go obudzi...

***

-Zoenie! On się budzi!

Patricia krzyczy z nadzieją w głosie. Jednak gdy mężczyzna wpada do pokoju chłopiec nadal spoczywa nieruchomo na łużku.

-Przykro mi. Ale nie zachodzą żadne zmiany świadczące o wychodzeniu ze śpiączki.

Twarz dziewczyny jest rozgoryczona. Ostatnia nadzieja na przebudzenie brata okazuje się płonna, a trud daremny. Jedyny skutek jej starań jest taki, że Jehred śpi teraz w brudnym, pokrytym łachmanami barłogu, a nie w czystej i wygodnej klinice. Jest teraz w domu.
Nie obgryzaj paznokci. Wenus z Milo też tak zaczynała...

2
Nom, drobna przerwa w pracy... łużko... w czasie której jakieś opowiadanko pasuje zjeść... łużko... hmmmmm, łużko, coś mi tu nie pasuje, ale nie wiem, co :?

Pomysł sam w sobie podoba mi się, wykonanie jednak trochę toporne. Nie przypadł mi czas akcji, tzn. czas jej przedstawienia, nie lubię teraźniejszego (choć w jednym swym tworze taki właśnie zastosowałem, ale drugi raz tego raczej nie zrobię) to jednak kwestia gustu.



Nienaturalne, zimne światło neonów nadaje miastu upiorny wygląd. Zamienia je w zlepek oświetlonych miejsc oddzielonych od siebie ławicami mroku.

Tu bym zmienił raczej na:

Zimne światła neonów nadają miastu upiorny wygląd, zamieniając je w zlepek oświetlonych miejsc, oddzielonych od siebie ławicami mroku.



Gdy zaczynasz dialogi, oddzielaj przerwą zdania od pauz.

Wiadomo, pozmieniałbym... łużko... jeszcze kilka rzeczy, teraz jednak siedzę w pracy i nie bardzo mam czas na głębszą analizę... łużko...



Ogólnie pomysł dobry, nie wiem, czy powielony n-ty raz, bo nie siedzę w takiej tematyce. Wykonanie jednak trochę kuleje.

Wybacz, to łu(ó)żko, ale prawie z krzesła spadłem, gdy to zobaczyłem, mam nadzieję, że to chwilowy brak kondycji ortograficznej :wink:

Pozdrówki!

3
łużko? co ty tutaj, na tym forum robisz?



Dialogi leżą. Bosz.



I tak ogólnie, to flaki z olejem.

Wielkie nie z mojej strony.
o tych, którzy się rzucali przypalonym ciastem.

4
...łużko...

BWAHAHAHA....

No ja nie mogę...

Się z siebie uśmiałem :lol:



Taki jest rezultat pisania jednocześnie opowiadania i raportu w robocie po angielsku i na angielskim komputerze tak, coby szef zobaczył tylko to drugie. Po prostu nie potrafię tego wytłumaczyć inaczej, kajam się i głowę mą bezwłosą popiołem posypuję. Zadziwia mnie jednak fakt, że byłem tak konsekwentny w wyborze pisowni. Jest coś na rzeczy. Sam sobie nosa utarłem.



Czas mógł być wprawdzie inny, ale może już nie będę eksperymentował na tym polu, bo widzę, że eksperymenty takie monotonne się robią, a i przyjemność z pisania/czytania mogą popsuć ;)

Co do dyspozycji ortograficznej, to też mam nadzieję, że to chwilowe.

HIEHIEHIE...

No nie mogę...



Panno haino, czy też może hieno :P

No co mogę powiedzieć? Godzi się znajomość z miejsca od takiej salwy armatniej zaczynać? ;)

Ja tam odporny jestem, na panny pytanie odpowiem, że dokładnie to samo co panna.

Małe (mam nadzieję) zaćmienie każdemu się zdarzyć może.



Co do reszty, trudno. Przyjmuję do wiadomości, że nie w waszym stylu. Ja akurat lubię opowiadania z klimatem. że przy tym akcji mało, że płytkie. Może to zmienię. I mniej dialogów, skoro to moja słaba strona.



Z mojej strony proponuję jako lek na nieuwagę moją, a także jako przestrogę dla innych, którzy ewentualnie zajrzeliby kiedyś jeszcze do tego tematu, żeby któryś z modów wszystkie te łużka wytłuścił na czerwono ;)



No dobra, moi drodzy, idźmy się wszyscy położyć do łószszszek...





Kozetka!

To jest to słowo!

Powinno być KOZETKA :D
Nie obgryzaj paznokci. Wenus z Milo też tak zaczynała...

6
Przeczytałem.

I właśnie to mnie zastanawia.

Dochodzę do wniosku, że przez powtarzalność błędu tak wrył mi się on w pamięć, że potem mój wzrok po prostu prześlizgiwał się po nim ot tak. Jak już pisałem, moja i tylko moja wina. Usprawiedliwiać się nie będę.



Następnym razem z wstawieniem tekstu zaczekam, aż wrócę do domu i przepuszczę go przez polski edytor. Tak na wszelkiego wypadka ;)
Nie obgryzaj paznokci. Wenus z Milo też tak zaczynała...

8
Powiedzmy, że tej wpadki z łóżkiem nie było. Powiedzmy.



Nie mam nic do czasu teraźniejszego. Postanowiłeś napisać to opowiadanie w takim czasie? Fajnie. Dla mnie liczy się tylko wykonanie i odczucia jakie miałem po przeczytaniu tekstu. W tym przypadku myślałem sobie: Już koniec?



Przyznam, że lenia miałeś dużego, gdyż mogłeś śmiało pociągnąć trochę to opowiadanie nadając mu większej nastrojowości, konkretyzując puentę. Może wtedy uniknąłbyś tej wpadki. :wink:



Pomysł? Powiem, że nawet ciekawy. Przypomniał mi "Ubika" P. K. Dicka. Kto czytał wie o czym mówię. Dlatego też powtórzę, że idąc na łatwiznę i kończąc to opowiadanie ująłeś mu wiele. A mogło być tak pięknie.

Cóż szkoda.



Aha, nie wiem czy to zbyt wiele przeczytanych kryminałów czy filmów, ale zawsze wydawało mi się, że wstrzyknięcie powietrza w żyłę powoduje "zaczopowanie" żyły głównej, co może spowodować śmierć. A u Ciebie taka informacja:
Dziewczyna siedzi na starym fotelu obok łużka patrząc, jak mężczyzna naciska lekko tłok wypychając ze strzykawki pojedyncze bąbelki powietrza. Ten zastrzyk mu pomaga.


Pozdro.





P.S. Prawie zapomniałem. Czemu zagraniczne imiona? Czemu nie ma naszych rodzimych Stasiów, Amelek czy innych pięknych imion? Nie lubię tej maniery u młodych lub początkujących pisarzy.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

9
Dobra. Przyznam, że od razu napisałem ten fragment z myślą o rozwinięciu w dłuższą formę. Dlatego pewnie takie skróty myślowe zawiera. Niektóre wątki są chyba tylko zarysowane.

Druga rzecz. WOW! :shock: Czytałem "Ubika", ale w życiu nie postało mi w głowie, że moje "dzieło" może się z nim kojarzyć. To miłe porównanie, ale wezmę je za zbyt pośpieszną i nieprzemyślaną wypowiedź z twojej strony (tak, żeby nie popaść w samozachwyt :P ).

Z tym zastrzykiem faktycznie dziwnie wyszło. Wynik kolejnego pochopnego skrótu. Jako brat zawodowej pani doktor wiem, czym grozi wstrzyknięcie powietrza w krwiobieg. ;) Miała to być standardowa scena typu: pozbycie się gazu ze strzykawki do momentu, aż z igły strzyknie ciecz i dopiero wtedy zastrzyk. Zbyt skrócone. Moja culpa.



Zagraniczne imiona (nie jesteś pierwszą osobą, która zwróciła mi na to uwagę), to rezultat miejsca, w którym w zamierzeniu miała mieć miejsce akcja tego dłuższego tekstu. To dość egzotyczne dla nas miejsce i dodatkowo kosmopolityczne. Ale pomyślę, czy nie dałoby się do nas tego przenieść ;)



Dziękuję za opinię.
Nie obgryzaj paznokci. Wenus z Milo też tak zaczynała...

10
Purgatov pisze:Dobra. Przyznam, że od razu napisałem ten fragment z myślą o rozwinięciu w dłuższą formę. Dlatego pewnie takie skróty myślowe zawiera. Niektóre wątki są chyba tylko zarysowane.


- Musisz pisaniu poświęcić tyle czasu, ile trzeba. Ile uznasz za słuszne. Dopóki nie dojdziesz do wniosku, że opowiadanie jest skończoną całością, nie pokazuj go nikomu :)



- Dialogi... Widać, że "wymyślasz" te dialogi. Pisząc cokolwiek, musisz najpierw ułożyć plan tekstu, zrobić konspekt. Tu metody są różne: jedni robią konspekty bardzo szczegółowe, inni pobieżne, jednak sama praktyka planowania tekstu, wydaje się być niezbędna. Na poziomie podstawowym pozwala ona zapisać wszelkie koncepcje i zwroty akcji, na nieco wyższym umożliwia podział tekstu na części. Najlepiej pisać "wyobrażając" sobie daną scenę, akcję czy dialog. Np. jak u Ciebie, nie chodzi o rozwinięcie notatki: "siostra martwi się o brata, lekarz próbuje wybudzić go ze śpiączki, ale sytuacja wcale nie jest jednoznaczna". Powinieneś być w stanie znaleźć się "wewnątrz" tej sceny. Poczuć zapach szpitala, emocje targające tą kobietą, "zobaczyć" jak wyglądają aktorzy występujący w tej scenie. Wtedy dopiero opisywać. Dzięki temu efekt powinien być bardziej naturalny.



- Czas teraźniejszy. Generalnie używamy czasu przeszłego. Z prostego powodu - jest on "najnormalniejszy", najbardziej naturalny dla czytelnika. Aby użyć czasu teraźniejszego, musimy mieć konkretny powód. Np. akcja przyspiesza.



- Charakterystyka postaci. Możemy charakteryzować postaci porzez opis ( najprostsze), lub dialogi ( wyższa szkoła jazdy). Albo i tak i tak. Cel tych zabiegów jest jednak jeden: czytelnik powinien "dobrych" bohaterów polubić/ pokochać, "złych" - znienawidzieć. Chodzi o to, by tekst wyzwolił w czytelniku jakieś emocje. To warunek sine qua non dla napisania dobrego tekstu. W Twoim tekście tej charakterystyki jest zbyt mało.



- Imiona. IMO mogą być zagraniczne. Wbrew zdaniu webera uważam, że może nawet lepiej, aby u początkujących były zagraniczne :) Bo napisanie tekstu w rodzimych realiach jest trudniejsze. Dużo trudniejsze. Jednak np. imię "Zoen" zgrzyta. Najlepiej brać imiona i nazwiska z ksiażki adresowej lub telefonicznej, czasem nieco przerobić. Bez udziwnień. Czytelnik ma zwracać uwagę na akcję czy klimat, a nie na imiona bohaterów. Chyba, że jest to z jakichś przyczyn uzasadnione ( tzn. udziwnione imiona), wręcz niezbędne np. dla prawidłowego rozwoju linii fabularnej.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

11
Czytałem "Ubika", ale w życiu nie postało mi w głowie, że moje "dzieło" może się z nim kojarzyć. To miłe porównanie, ale wezmę je za zbyt pośpieszną i nieprzemyślaną wypowiedź z twojej strony (tak, żeby nie popaść w samozachwyt Razz ).
Nie martw się, nie napisałem tego postu pośpiesznie, nie przemyślawszy wcześniej. Po prostu świat w świadomości chłopca w śpiączce skojarzył mi się z tą książką.



Jeśli zrobisz z tego dłuższą formę chętnie ją przeczytam.


Bo napisanie tekstu w rodzimych realiach jest trudniejsze. Dużo trudniejsze.
Przyznam, że zdziwiłeś mnie tym stwierdzeniem. Nie uznaj tego za polemikę, a za zwykłe pytanie zaciekawionego człowieka. W czym są trudniejsze? Korci mnie żeby pociągnąć ten temat, by ujrzeć więcej konkretnych argumentów za Twoim stanowiskiem, bo jak napisałem zaciekawiło mnie ono. Jeśli możesz wypowiedz się w temacie "Krótko o doborze imion".



Pozdro.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”