"Ona. Ofelia." [obyczaj / sentymental]

1
Inspirowane "Ptakami ciernistych krzewów." [serial]



— Co widzisz?

— To proste. Widzę ciebie.

— Bardzo powierzchowne.



Zerwała płatek stokrotki. Kocha?



— O czym myślisz?

— O raju.

— To nie o mnie. Ja jestem twoim piekłem.



Drugi płatek zatańczył na wietrze. Nie kocha.



— Jestem dla ciebie zerem.

— Z zer składają się miliony.



Pociągnęła za trzeci płatek. Może kocha.



— Do kogo należy twe serce?

— Jest rozdarte.

— Dlaczego Bóg, do cholery, jest mi konkurencją?



Machinalnie skubnęła stokrotki po raz czwarty. Nie kocha.

(Kocha, nie kocha, kocha, nie kocha).



— Kochasz?

— Nie kocham.

— Pokochasz?

— Pokochałem.



Uśmiechnęła się do słońca. Jego czerwona mgła opadała delikatnie na dojrzałą pomarańczę.



— Czy te oczy mogą kłamać?

— Nie.

— Skłamały.



Przekroił owoc. Czy tak może pachnieć Eden?



— Szukasz?

— Błądzę.

— Znajdziesz mnie. Do cholery z Bogiem!



Przerwał jej słowa pocałunkiem. Wargi szczypały od kwaśnego soku.



— Nienawidzę cię.

— Wiem.

— Dlaczego mi to robisz?

— A dlaczego ty mi?

— Bo cię kocham.

— Oddałem się Bogu.

— Jestem twoją boginią.



Chciał już odejść, chciał przestać myśleć i marzyć. Nie może jej dotykać, nie może jej całować; mimo to uporczywie szukał jej bliskości, bawił się kosmykami włosów, obejmował w talii.

Zakazany owoc smakuje najlepiej. Ocieka miąższem, łaskocze podniebienie, drażni zmysły. Tak, jak Ewa kusiła Adama. Jak wąż mamił Ewę.

Obietnica raju. Spełnienie, satysfakcja, namiętność. Ciało przy ciele, podwyższone ciśnienie. Przyspieszone bicie serca i stłumione oddechy.



— Zabijasz mnie.

— Nie. Zabijam jedynie twoją ambicję, pozostawiając to, czego naprawdę pragniesz.

— To, czego pragnę, jest mi dalekie i nieosiągalne.



Próbował zapomnieć. Wyrzucić ją z pamięci, zdeptać każde wspomnienie. Ona jednak stanowiła już zbyt wielką część jego, nader wiele miejsca zajęła w umyśle.

Ucałował jej powiekę, czoło, koniuszek nosa. Wargi mu drżały, z piersi wyrywał się szloch.

Czy już się poddał?



— Wracam do stolicy.



Posłała mu jedynie pełne oburzenia spojrzenie, przeplatane nicią smutku. Tak naprawdę — czego się mogła po nim spodziewać? Iż zrezygnuje ze swych aspiracji dla niej? że z miłości złamie śluby?



Splunęła mu pod nogi pestką pomarańczy.



***



Turkocząc, powóz wtaczał się pod górę, podskakując na usypanym żwirze. W oddali majaczyły zielone wzgórza, zza których nieśmiało wychylały się promyki słońca; zaspane, przecierając oczy i przywdziewając szkarłatne szaty, by umilać ludziom kolejny dzień ich egzystencji.

A był to szesnasty maja.

Powietrze owego miesiąca wdzierało się przez uchylone okno powozu, niosąc ze sobą zapach wiosny, bzu i świeżo skoszonej trawy.

Jak pachnie raj?

Spoglądał na czerwone róże, których każdy płatek przywodził mu na myśl nieosiągalne, zmysłowe usta, działające niczym amfetamina.

Spoglądał na lazurowe niebo, chcąc zagłębić wzrok w toni jej oczu – wypełnionych niewinnością i niegaszonym żarem.

Feeria barw wschodzącego słońca przypominała mu o rudych puklach włosów, spływających na odkryte ramiona.

Rosa na trawie znów była pozostałością jej perłowych łez.



***



— Przeklinam cię!

Zadzierając suknię na nieprzyzwoitą wysokość mknęła pomiędzy kłosami zbóż.

Przyglądał się temu zdumiony; widział jej piękną twarz wykrzywioną w grymasie wściekłości, zdawał się wręcz dostrzegać spazmy szlochu targające jej ciałem.

Zauważyła powóz, wyciągając ku niemu drobną rączkę, po czym zginęła w gąszczu bujnej trawy.

Widział już tylko jej rude loki tańczące na wietrze.

I zapłakał.



***



Wypiła za dużo i dała się ponieść namiętności. W zastraszająco szybkim tempie wylądowali w łóżku, obydwoje spragnieni odrobiny czułości.

Jednak pomiędzy każdą chwilą rozkoszy nastawała chwila goryczy, w której powracała myślami do Niego.

Gdy jednak przygryzał płatek jej ucha, doszła do wniosku, iż musi zapomnieć. Bo jest to miłość jednostronna, miłość, której On nie pojmuje, nie akceptuje i nie odwzajemnia.

Mimo to ze łzami w oczach i krającym się sercem wyszeptała „tak”.

(Bo chciała się uwolnić od przeszłości. Bo chciała pozbyć się wspomnień. Bo marzenia się nie spełniają).

Postanowiła zacząć od nowa, wyzbyta fantazji, u boku innego mężczyzny.

Ona. Ofelia.



***



— Ofelio, jesteś jak obraz.

Panna młoda uśmiechnęła się ze smutkiem.

Polne stokrotki, bukiet ślubny, przywoływały to, o czym tak bardzo chciała zapomnieć.

Kocha, nie kocha, kocha, nie kocha (…)?

— Jesteś tylko snem o zapachu raju i smaku dorodnych malin — wyszeptała, po czym rozdeptała kwiaty obcasem kryształowego pantofla.

— Zrozum, każdy obraz ma swoją skazę. Udzielisz mi ślubu? Jestem taka szczęśliwa — dodała chłodno, spoglądając w oczy, które codziennie powracały wraz z przymknięciem powiek. Oczy, które zobaczyła po trzech miesiącach.

I dopuściła się kolejnego grzechu, gdy w ślubnej sukni wbiła się w jego wargi, nienasycona pocałunków, sycząc niczym żmija:

— Za dwie godziny połączysz mnie więzłem małżeńskim z kim innym.

A on toczył ze sobą walkę, by nie uderzyć jej w twarz za to, że doprowadza do granic wytrzymałości.



Suknia ślubna tylko mu przeszkadzała.



***



— Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi się grzechem, nie pamięta złego; nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli z prawdą.

Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. Miłość… nigdy nie ustaje.



Zebrani ze zdumieniem dostrzegli potok łez spływających po policzku księdza.

— … za męża? — wystękał, niezdolny do wypowiedzenia całej formułki. Czarne plamy przed oczyma układały się w krągłości jej ciała, które przed chwilą podziwiał, niegodzien smakowania.

Ofelia posłała mu spojrzenie pełne bólu zza halki opadającej na twarz. Już, już otwierała usta, by wyznać mu, iż wszystko da się odwrócić, niech tylko zechce zrezygnować z Boga. Poczuła jednak uspokajający uścisk dłoni mężczyzny klęczącego obok niej.

— Tak. Biorę cię za męża. Dopóki śmierć nas nie rozłączy!

I złamała dwa spragnione siebie serca.



***



Widzieli się jeszcze dwa razy. Potajemnie, nielegalnie – lecz czy przypadkowo?

Powiada się, iż że nie ma lepszego ministra miłości niż przypadek.

Gdy ona płakała, on pozostawał niewzruszony. Role się odwracały.

Całował jej skórę wyściełaną aksamitem. I grzeszył.

Błagała, przy przestał, by odszedł. I by nie wracał.

Lub aby został. Wyrzekł się, porzucił wszystko.



Widzieli się aż dwa razy.

O dwa razy za dużo dla jej serca. O dwa razu za dużo dla jej idealistycznej miłości. Dwa razy zmącił jej spokój, dwa razy rozpalił od nowa pragnienia.

Dwukrotnie zabronił jej zapomnieć.

Lecz nie został. Już wybrał; znał swoje powołanie.

Ofelia była dla niego jedynie ilustracją ze snu, powracającą w nocy wraz z goryczą wylewanych łez.



Widzieli się zaledwie dwa razy.

Oddychali jednak tym samym powietrzem, wchłaniając swe pragnienia.

Grzeszna miłość. Miłość zdławiona przez Boga.

Miłość niczym najczystszy kryształ; kryształ nie znający skazy.

Tylko dwa razy.



Widzieli się jedynie dwa razy, nim na zawsze zamknęła oczy, by już więcej nie cierpieć.



Ona. Ofelia.
o tych, którzy się rzucali przypalonym ciastem.

2
Damn. Szkoda, że się zabiła. Byłoby intensywniej, gdyby tak dalej żyli.



Bardzo dobrze napisany tekst. Nie oglądałem "Ptaków...", więc nie wiem ile w tym tej inspiracji, i właściwie nic mnie to nie obchodzi. Tekst jest zrozumiały i działa osobno bez zarzutu.



Jak większość rzeczy napisanych "pod wpływem" jest niestety mało informujący. Autor raczej stara się zrozumieć i opisać coś, co inny autor już wymyślił. Trudno więc oceniać pomysł, lub powiedzieć coś więcej.



Na przykład nie wiem, czy tak musi być (bo było w serialu) czy ten fragment o grzechu pierworodnym jest całkowicie Twój. Bo mimo przyjętej ogólnie konwencji strasznie nie lubię posiłkowania się źle rozumianymi tekstami z Biblii, a już wszelkiego rodzaju aluzji że grzech pierworodny ma związek z seksem nie trawię zupełnie.



Jednak, jak mówiłem - dla mnie narratorska perełka. Wolę czytać autorskie, własne teksty, ale to nie jest złe.
Pozdrawiam
Nine

Dziewięć Języków - blog fantastyczny
Portfolio online

3
Ptaki Ciernistych Krzewów to serial którego nie zobaczyłam do końca, więc zakończenie jest moim wymysłem.

Może pokrótce streszcze, by można było porównać te wzorowanie się:

Ksiądz popełnił jakiś tam występek wobec Kościoła, wobec czego został zesłany do służenia gdzieś na odludziu. Sympatyczny, szybko sobie okolicę zjednał. Zakochała się w nim starsza kobieta, właścicielka dworu. On o tym jednak nie widział. Kobieta była stara, zgorzkniała, pokłócona z rodziną. Ta jednak do niej przyjechała (to był bodajże ojciec z żoną, trójka starszych chłopców i mała dziewczynka). Dziewczynka była śliczna, wraz z księdzem wkrótce stali się przyjaciółmi. Naprawdę piękna historia ich poznawania się. Ona dorastała.

Stara panna, dalaj zakochana, umarła w dzień swoich urodzin, zmieniając testament i zapisując wszystko księdzu. Wiedziała, że gdy Kościół dowie się o jego spadku [księdza] czym prędzej zwoła go do Rzymu, on znów "awansuje".

Tak się tez stało, on wyjechał. Kiedy wrócił, dziewczynka [nie pamiętam imienia] miała już szesnaście lat i wiedziała, że go kocha. On starał sie unikać, nie mógł na nią patrzeć' była tak piękna i nie dla niego.

Unikali się i spotykali, nienawidzili i kochali. On wyjeżdzał i wracał.

Ona postanowiła zapomnieć, wyszła za mąż, urodziła córeczkę. Dla męża jednak najwazniejsze były pieniądze.

Wyjechała na wyspę, by pobyć w samotności. On przyjechał.



Tylko dotąd oglądałam ;). Więc wzorowałam się jedynie na zakazanej miłości, ukazaniu, że księża również kochają, równiez pragną.
o tych, którzy się rzucali przypalonym ciastem.

4
Więc wzorowałam się jedynie na zakazanej miłości, ukazaniu, że księża również kochają, również pragną.
Cóż. Dużo się dziś o tym mówi, słusznie czy niesłusznie - tym tekstem oddajesz swój głos w dyskusji. Lubię świadome pisanie.



Pozdrawiam



Ps: Byłbym zapomniał. Czy tytuł nie jest odrobinę pretensjonalny? Co prawda sam bym się nie pocił nad tytułem takiej miniatury, ale jak mówią diabeł tkwi w szczegółach. Tytuł to najbardziej sentymentalna część tego tekstu. ;)
Pozdrawiam
Nine

Dziewięć Języków - blog fantastyczny
Portfolio online

5
Tak naprawdę jest to beztytułowa, jak to ująłeś, miniatura.

Tytuł jedynie po to, by nie pisać znów "bez tytułu", bądź coś w tym stylu.

A tak w ogóle, to ja nie potrafię tworzyć trafnych nagłówków.



Ale może mnie kiedyś natchnie.
o tych, którzy się rzucali przypalonym ciastem.

7
przeczytałam i powiem, że również mi się podobało - raczej nie zauważyłam błędów. może bym siętrochę przeczepiła mówiąc, że miejscami troche przykrótkie, że mogłaś napisać więcej, ale wiesz co? Nie napiszę tak, bo w tym momencie (tak jak jest) tekst ma w sobie pewną tajemnicę. Coś ze snu, trochę.

Jeśli chodzi o oceny... pomysł trochę odpada, no bo troche nie twój. Stylistycznie dobrze, błędów nie znalazłam i podobało mi się.

To chyba najważniejsze :)

gratuluje i pozdrawiam



P.S. zdecydowanie lepszy ten tekst, od poprzedniego ;)
"Rada dla pisarzy: w pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem".

"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".

- Nieśmiertelny S.J. Lec

9
Zastanawia mnie "ociekanie miąższem" - dla mnie to błąd frazeologiczny. Naruszenie stałego związku frazeologicznego - "ociekać sokiem".

Poza tym, rzeczywiście melodramat. Trochę ckliwy i naiwny, ale jeśli chodzi o formę - ogólnie może być.

Pozdrawiam - Kmiotek

11
To słowo ociekać może się wiązać li i jedynie z sokiem? Nie sądzę.
Hmm...

Miąższ (zwykły, nie zmiażdżony, bo zmiażdżony to na ogół soczysta papka, której czysto miąższem nazwać nie można) jest ciałem stałym.

Kamienie też są ciałem stałym.

Ociekać kamieniami? ;P

Cieknąć może ciecz, a miąższ do niej raczej nie należy.

Potwór ociekający patykami, uuu, zuo...



Tekst przeczytałem, a jakże. Wywarł na mnie pozytywne wrażenie. Czyta się lekko i przyjemnie.


Powiada się, iż że nie ma lepszego ministra miłości niż przypadek.
Yhm. To jest coś w deseń:

Powiada się, że że (...)

Iż do wywalenia.



Ale, Haino, po części masz rację (co do ociekania). Ociekać można żywicą, wodą, sokiem, piwem, mlekiem, kwasem, śluzem...

Ale to są ciecze. Dlatego nimi można ociekać.
Are you man enough to hold the gun?

13
Dobra, zrobię off top. Na chwileczkę. Nine, urok sytuacji polega na tym, że moja matka jest korektorką i polonistką, więc ja, osoba o dziwnych zainteresowaniach, lubię się zastanawiać, gdzie ten przecinek. Moi znajomi twierdzą, że to psychiczne/genetyczne.



Dobra. Tekst przeczytałam i muszę Ci powiedzieć... Hm. Mam wrażenie, że specjalnie takim go uczyniłaś - trochę pretensjonalnym, ale wybrnęłaś naprawdę ładnie warsztatowo. To wielka pochwała w moich ustach, doceń - nie lubię sentymentalnych tekstów za bardzo.



W związku z czym nie widziałam tak głębokich rzeczy, jak głos w dyskusji o księżach, wybacz. ^^ Tekst na mocną czwórkę, nienachalny, jutro nie będę pamiętała, o czym jest, ale klimat gdzieś pozostanie.



Pozdrawiam.
"Tymczasem zaś trzymajcie się ciepło i bądźcie dla siebie dobrzy".

Przedmowa - list do Czytelnika z "Zielonej mili" Stephena Kinga.



"Zawsze wiedziałem, że jestem cholernie wyjątkowy".

Damon Albarn

14
Błagała, przy przestał, by odszedł.
by przestał.



A ogólnie o treści to nie bardzo wiem, co powiedzieć. Fabuła złożona z krótkich, urywanych scen i fragmentów dialogów chyba należy do najłatwiejszych w wykonaniu, a przynajmniej tak mi się wydaje. No ale tu akurat to pasowało.

Było parę ciekawych stwierdzeń, ale ta ckliwość na koniec trochę je przyćmiła. Miałam nadzieję na inne, ciekawsze rozwiązanie tej sprawy niż samobójstwo bohaterki. To była taka... hm, najmniejsza linia oporu.

Dodane po 15 godzinach 17 minutach:
Testudos pisze:Miąższ jest ciałem stałym.

Kamienie też są ciałem stałym.

Ociekać kamieniami? ;P
Tes, porównujesz miąższ do kamieni? Spróbuj ugryźć kamienie... ;P



Mi tam miąższ nie przeszkadzał, nie wiem cożeście się uczepili XD

15
Spróbuj ugryźć kamienie... ;P
Piasek? ^^ Piaskowiec? Hmm, hmm? ;P

Ociekać piaskiem? Piasek tak raczej się sypie, nie cieknie. Prawda...?

Ober, inne porównanie.

Weźmy granat. Owoc, oczywiście. Wyłuskajmy miąższ. Oprzyj o coś deskę pod kątem 45 stopni. Zrzuć na nią miąższ. I...? Hmm? ściekło czy się zsypało? ^^

Albo jeszcze inaczej. I taniej.

Pokrój jabłko w kostkę. Zsyp na deskę. Co ściekło, co się stoczyło?

Miąższ się stoczył, sok ściekł.

Tak samo truskawki, jagody, maliny. Nawet jak rozgnieciesz, to spływa sok, nie miąższ.

Albo soczysta gruszka. Zmiażdżysz w dłoni, to po przedramieniu spłynie ci sok. Zmasakrowany miąższ został w dłoni, ew. wypadł spomiędzy palców, przykleił się gdzieś, upadł na ziemię.

Albo brzoskwinie...

Dobrze, już, kończę ^^
Are you man enough to hold the gun?
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”