"Pociski" [fantasy] autorski świat

1
Taak... To znowu ja. Teraz krócej ;)







Było ich trzech. Trzech braci. Należeli do rasy Ganimów, ludzi żyjących na zlodowaciałej wyspie, na południu. Nazywali się Skała, Ogień i Wiatr. Wyglądali identycznie, kubek w kubek. Wysocy, dobrze zbudowani, o mięśniach wojownika. Twarze jak wykute z kamienia, lodowate spojrzenie, gęste brody i sękate dłonie. Różnił ich tylko kolor włosów.

Skała miał je czarne, Ogień rude, a Wiatr barwy lnu. U każdego były długie, związane w kucyk. Wprowadzili się do wsi kilka miesięcy temu. Mieszkańcy na początku patrzyli na nich ze strachem wymieszanym z pogardą, ale wkrótce ich zaakceptowali.

Ogień był kowalem. Znał się na swoim fachu, oj znał. Miał kuźnię na wzgórzu rzut kamieniem od wioski. Obok warsztatu przepływał strumyczek.

Wiatr uprawiał żyto. Złote łany ciągnęły się jak okiem sięgnął. Był jednym z nielicznych rolników, pozostali chłopi zajmowali się hodowlą owiec.

Skała miał spory teren, na którym rosły buraki i brukiew. Bardzo dobre, swoją drogą...



Mimo ponurego wyglądu Ganimowie okazali się być osobami bardzo towarzyskimi,. śmiali się, plotkowali, tańczyli, śpiewali razem ze wszystkimi. Cóż. Po kilkunastu dniach pobytu ta wioska była już ich domem.

Czy na długo?





Ogień targał wraz z braćmi ściętą sosnę do wioski. W lasach wyroiły się wilki i chłopi postanowili jakoś się przed nimi zabezpieczyć. Gdy znaleźli się już blisko osady, położyli ją przy sporym stosie drzewek. Za trójką Ganimów nadchodzili już kolejni mężczyźni.

- Jak się pospieszymy, to uwiniemy się do wieczora - zauważył Skała.

Pozostali przytaknęli i towarzysze ruszyli w kierunku sosnowego lasku znajdującego się pół mili od osady. Gdy tam dotarli, Wiatr złapał leżącą w trawie siekierę i zabrał się za zrąbywanie drzewa. Po jakimś czasie pień z hukiem opadł na ziemię. Ogień i Skała natychmiast, z mniejszymi toporkami w rękach, zaczęli ociosywać roślinę z gałęzi. Cała trójka działała wspólnie, niczym jeden organizm. Nie minęło piętnaście minut, a bracia już wrzucili kłodę na ramiona i skierowali się do osady.



Prace trwały aż do nocy i chłopom udało się zgromadzić dość materiału na otoczenie palisadą wioski. Zmęczona ludność udała się do domów, odpocząć przed jutrzejszymi zadaniami.

Ogień wszedł do kuźni, którą wzniósł zaraz po przybyciu do osady. Kowal przeciągnął się i rozejrzał po warsztacie. Cóż. Pracownia jak setki innych. żelazne pręty i sztaby rzucone pod ścianą, olbrzymie palenisko, sterty węgla, kowadło. Pod nogami walały się narzędzia i gwoździe. Kilka podków zwisało ze ściany. Miały przynosić szczęście. Trzy szpadle do naprawy opierały się o piec.

Ogień ziewnął i wszedł do sąsiadującej z warsztatem izby. Nie była duża. Wystarczyło, że mieściło się w niej łóżko, a kowal był już zadowolony. Zdjął buty, cisnął je w kąt pomieszczenia. Koszula pomknęła za nimi. Ganim padł na siennik, wtulił się w zalegające tam futra i zasnął.



Kowal został obudzony przez kogoś tłukącego w drzwi. Zwlókł się więc z łóżka i udał przywitać gościa. Otworzył wierzeje.

- Macie osełkę?!

W drzwiach stał Theb. Skurczony, pokraczny, ale poczciwy staruszek. Był miejscowym szewcem.

- A mam, mam...

Ogień przerzucił kilka tuzinów rzeczy i wręczył starcowi osełkę wielkości pięści.

- Dziękuję, dziękuję...

Szewc oddalił się, kuśtykając.

Ganim przeciągnął się i wyszedł na zewnątrz. Bosymi stopami stąpał po pokrytej rosą trawie. Ukucnął przy strumyczku, zanurzył w nim dłonie i ochlapał sobie wodą twarz. Powróciwszy do kuźni, ubrał się i rzucił okiem na warsztat. Roboty wiele nie było. Ale najpierw czas na śniadanie.

Po niecałej minucie był już przy domu Skały. Czarnowłosy Ganim pracował w ogrodzie. Gdy tylko zobaczył brata, oderwał się od wykonywanego zajęcia, pomachał mu na powitanie i zaprosił gestem do domu.

Tam czekał posiłek. Dokładnie jego część. Pozostałości jajecznicy, kilka kromek chleba, ze dwa plastry szynki i gotowane buraki.

- Skromnie dzisiaj - zauważył Ogień, siadając na krześle.

- Byłem głodny po wczorajszej robocie. - Skała mrugnął szelmowsko i udał się do ogrodu.

W tym momencie do budynku wszedł Wiatr, opierając kosę o ramię.

- Ogniu, pomożesz mi w żniwach. Będziemy dzisiaj stawiać palisadę, potrzebuję rąk do pracy.

- Tak, tak. - Skinął głową rudzielec. - Ale siano i połowa ćwierci ziarna moje.

Rolnik uniósł ręce do góry, jak gdyby wołając o pomstę do nieba, ale na jego twarzy malował się uśmiech.

- Jak chcesz, ty skąpcze...

Gdy kowal zjadł posiłek, wstał i ruszył za Wiatrem. Otrzymał od niego drugą kosę i zabrali się za żniwa. Wybrali odpowiednią porę, gdyż słońce nie smaliło jeszcze w karki.

- Koniec tego dobrego - zawołał Skała, zbliżając się do pracujących po kilku godzinach. - Idziemy stawiać palisadę.

Ogień i Wiatr odłożyli kosy i udali się za czarnowłosym.

Prace zaczynały się od strony lasu. Pięćdziesięciu mężczyzn, uzbrojonych w szpadle i łopaty kopało głęboki rów. Tam właśnie powstanie palisada. Kowal chwycił narzędzie w dłonie i zabrał się do wykonywania zadania. żelazo wgryzało się w ziemię, która zaraz po tym wyfruwała w powietrze i rozbijała się o grunt za ludźmi. Wbić, wyrwać. Wbić, wyrwać. Wbić, wyrwać.

Praca była straszliwie monotonna i męcząca. Ogień zdjął koszulę i owinął się nią w talii. Roboty posuwały się bardzo powoli. Ale rów powstawał. Mieli już może przygotowany teren pod sto pięćdziesiąt stóp umocnień.

Potem walczący z ziemią podzielili się na dwie grupy: połowa kopała, a reszta umieszczała pniaki w ziemi.

Bracia, z racji swojej siły, zostali przydzieleni do drugiego zespołu.

- Raz! Dwa! Trzy! - zawołał Wiatr.

Wzniesiona w powietrze ścięta sosna opadła do rowu. Natychmiast podsypano ją wokół ziemią, tworząc wał. Bracia podnieśli kolejne drzewko.

- Raz! Dwa! Trzy! - krzyknął Skała.

Belka spadła do rowu. Znów podsypano ją z dwóch stron ziemią.

Wiele godzin trwało ustawianie kłód. Palisada miała może dwieście stóp długości i jakieś cztery jardy wysokości, choć nie wszędzie. Ostrokół nie był równy, oj nie był. Wyglądał niczym zęby długo używanej piły. Jednak liczyła się jego wytrzymałość, a wzniesione umocnienia nie należały do kruchych.

- Orszak jedzie! Orszak! - zakrzyknął któryś z pasterzy.

Rzeczywiście. Jechał.

Orszak składający się z dziesięciu zbrojnych na koniach i trzydziestu piechurów. Pomiędzy nimi znajdowała się zdobiona kareta.

Ogień wzdrygnął się. Rzekł do braci:

- Chodźmy do kuźni.

Pewnie przeczuwali to samo. Udali się za nim bez słowa. Gdy już tam byli, Wiatr spytał:

- On?

- On.

- On.

Ogień spojrzał po twarzach braci.

- W imię Odyna... - szepnął Wiatr.

- W imię Thora - dodał Ogień.

- Ku chwale Tyra - pokiwał głową Skała.

Zapadła cisza.

- Dowiedzmy się za ile tu przybędą - orzekł rolnik.

Bracia złapali się za ręce i wznieśli wzrok w górę. Dosłownie sekundę później popatrzyli po sobie i nie mówiąc nic rozeszli się.

Ogień odsunął łóżko w swojej izbie i ciosem kowalskiego młota skruszył tam podłogę. Warstwa gliny miała może dwa centymetry, a pod nią znajdowała się głęboka na pół metra wnęka. Rzemieślnik wydobył z niej sporej wielkości skrzynię i... Przygotował się.



Orszak wjechał do wioski dobre półtora godziny po tym, jak zauważyli go wieśniacy. Jeden z konnych wyjechał przed szereg, odchrząknął i zamierzał coś powiedzieć, ale...

Szczęknęła cięciwa, bełt przeciął powietrze i przebił pierś jeźdźca. Trup zawisł bezwładnie w siodle. Kolejne dwa pociski pomknęły i zniknęły gdzieś w tłumie, co zaowocowało charkotem i upadkiem dwóch osób na ziemię.

- Kto to?! - krzyknął któryś z jeźdźców, a chwilę później bełt przebił jego szyszak, czaszkę i zagłębił się w gąbczastej masie mózgu.

Wieśniacy zaczęli uciekać, a napastnicy nie pozwolili długo czekać swoim przeciwnikom. Wyszli im naprzeciw.

Ogień w ręku ściskał młot. Wiatr o ramię opierał włócznię. Skała trzymał szeroki miecz o krótkim ostrzu. Chroniły ich kolczugi oraz hełmy. Każdy trzymał załadowaną kuszę.

Bracia unieśli broń jakby od niechcenia i wystrzelili, zwalając kolejnych. Obrońcy karety natarli.

Ganimowie zderzyli się z nimi.

To było przerażające i zarazem niesamowite. Trójka mężczyzn z łatwością przebijała się przez całą hordę zbrojnych.

Wiatr stał w miejscu niby skała i tylko wyprowadzał pchnięcia. Nikt nie mógł do niego podejść, bo padał z przekłutym jakimś życiowym organem. żadna kolczuga nie pomogła przeciwko tym śmiertelnym atakom.

Skała jakoś upodobał sobie kończyny. Wprawnymi cięciami pozbawiał ludzi nóg lub rąk na wysokości kolan i łokci, gdzie ostrze przechodziło gładko pomiędzy kośćmi. Szlak jego wędrówki znaczyły odrąbane strzępy ciał i wojownicy szamoczący się w agonii.

Ogień z brutalną siłą roztrzaskiwał wrogie czaszki. Spod hełmów bryzgały mózgi i krew. Po chwili walki kowal był zroszony posoką przeciwników.

To było niewiarygodne. W kilka minut trzech mężczyzn zabiło trzydziestu piechurów i nie zostało przy tym rannymi.

Bracia skierowali się do wozu. Wiatr otworzył tylko drzwiczki o pchnął włócznią. Rozległ się zduszony charkot i z pojazdu wypadły zwłoki pulchnego mężczyzny aż skrzącego się od złota i klejnotów. W jego szyi widniała spora dziura.



- Ale... Dlaczego...? - spytał Theb, wychodząc jako pierwszy z ukrycia.

- Jesteśmy Pociskami - oznajmił Ogień, podnosząc i ładując kuszę. - Wiesz, czym szczycą się Pociski?

- Nie... - powiedział stary szewc, zalękniony.

- Nikt nie wie jak wyglądamy - rzekł.

Kowal wzniósł kuszę, wycelował prosto w tors staruszka i dodał z przepraszającym wyrazem twarzy:

- Wybacz, taka praca...

Ogień wystrzelił...







Pociski. Najlepsi mordercy. Kapłani-wróżbici. Nikt nie wie jak wyglądają. Z zleceniodawcami rozmawiają poprzez posłańców. Oczywiście, posłańcy później giną.

Pociski. Używają swojego daru przewidywania przyszłości i poznają miejsce, którędy będzie przejeżdżał cel za kilka miesięcy. Wybierają jakąś małą wieś. Tam czekają. Wtapiają się w otoczenie. Ofiara nie pozna w nich zabójców, wyglądają jak zwykli wieśniacy.

Gdy wykonają zadanie... Nikt z wioski nie uchodzi z życiem. Zostaje spalona do samej ziemi.

Skąd to wiem?

Ja przeżyłem. Byłem akurat w mieście. Zabawiłem tam za długo. Dzięki temu przeżyłem. Myślicie, że to dobrze? Oj nie... ścigają mnie. Zginę z ich rąk, to pewne. Dlatego mówię to wszystkim. żeby się szubrawcy doigrali.
Are you man enough to hold the gun?

2
Ahoooj... <macha grzecznie łapką> <odwraca się gwałtownie> Muza, szykuj armaty! (Amunicji nie ma! No Kozica, nooo... T__T Sorki...)






Należeli do rasy Ganimów, ludzi żyjących na zlodowaciałej wyspie
A czemu ,,ganimowie" z wielkieeej?
Wyglądali identycznie, kubek w kubek.
Jakoś mi klimatycznie ten kubek nie pasi. XD
towarzyskimi,.
Phhrrrhihihi.
śmiali się, plotkowali, tańczyli, śpiewali razem ze wszystkimi. Cóż. Po kilkunastu dniach pobytu ta wioska była już ich domem.
,,Cóż" bym wywaliła. Wygląda jak taka zapchajdziura.
Ogień zdjął koszulę i owinął się nią w talii.
Hey, sexy boy... (Może jednak lepiej by brzmiało ,,wokół pasa"... ^_^')
Mieli już może przygotowany teren pod sto pięćdziesiąt stóp umocnień.
Mieli już może przygotowany... łat? o_O
Rzemieślnik wydobył z niej sporej wielkości skrzynię i... Przygotował się.
Ponieważ to, co jest po wielokropku jest dokończeniem myśli, ,,przygotował" z małej.
Ogień w ręku ściskał młot. Wiatr o ramię opierał włócznię. Skała trzymał szeroki miecz o krótkim ostrzu. Chroniły ich kolczugi oraz hełmy. Każdy trzymał załadowaną kuszę.

Bracia unieśli broń jakby od niechcenia i wystrzelili, zwalając kolejnych.
Nie jestem pewna, czy byłoby wykonalne strzelać z kuszą w jednej, młotem/włócznią/mieczem w drugiej łapie... Jeśli to oni przed chwilą strzelali, to jak załadowali kusze i wyleźli z ukrycia z uzbrojonymi obiema rękami - wszystko w tak krótkim czasie?
Wiatr stał w miejscu niby skała
Wiesz, biorąc pod uwagę imiona braci, brzmi to trochę dwuznacznie... ^^
Nikt nie mógł do niego podejść, bo padał z przekłutym jakimś życiowym organem.
Organ życiowy... khm, khm. (Co się czepiasz, są jeszcze organy kościelne... Tak czy siak, brzmi dziwnie.)
Wiatr otworzył tylko drzwiczki o pchnął włócznią
Ups? ;)







Samiusieńka końcówka jest kiepska. Podratował ją ostatni akapit. Całe opowiadanie stylizowałeś tak jakoś... dziwnie. Nie wiedziałam, czy to tak specjalnie, czy przypadkiem: raz wygląda to jak opisywane przez kogoś, jakąś konkretną osobę, raz wygląda normalnie.



Idea może niegłupia, ale wykonanie jakby na odwal się, byleby było. Przyłóż się, kotek! Masz pomysł? Wykorzystaj go maksymalnie! Złap za rogi i wybebe... yy, znaczy... wytargaj go porządnie! Chwilowo wygląda to trochę tak, jakbyś szukał tła dla pokazania jatki. Mniej widowiskowej, niż w ,,Mutantach", ale jakiejś...



Spocznij!



(Obejrzałabym sobie X-manów. A ja My Little Pony. <zasiadły z ponurymi minami, nie wiedząc, co robić>)
Z powarzaniem, łynki i Móza.

[img]http://img444.imageshack.us/img444/8180/muzamtrxxw7.th.jpg[/img]

לא תקחו אותי - אני חופשי

3
A czemu ,,ganimowie" z wielkieeej?
Uhm, och, przepraszam...


Mieli już może przygotowany... łat? WoOt?
Szyk pokiełbasiłem :D


wszystko w tak krótkim czasie?
Erm... Ehe?


Wiesz, biorąc pod uwagę imiona braci, brzmi to trochę dwuznacznie... Smile
Zanotować: skały zmieniaj na głazy...


Nie wiedziałam, czy to tak specjalnie, czy przypadkiem:
Raczej to drugie ^^'


Masz pomysł? Wykorzystaj go maksymalnie! Złap za rogi i wybebe... yy, znaczy... wytargaj go porządnie!
<liczy pomysły na pacach> Wszystkie?!


Spocznij!
A ja myślałem, ze trochę roboty przede mną. No nic <idzie szukać laur>
Are you man enough to hold the gun?

4

Było ich trzech. Trzech braci. Należeli do rasy Ganimów, ludzi żyjących na zlodowaciałej wyspie, na południu. Nazywali się Skała, Ogień i Wiatr. Wyglądali identycznie, kubek w kubek. Wysocy, dobrze zbudowani, o mięśniach wojownika. Twarze jak wykute z kamienia, lodowate spojrzenie, gęste brody i sękate dłonie. Różnił ich tylko kolor włosów.
To jest początek i należy się bardziej przyłożyć. Szatkujesz zdania, są krótkie - dwa pierwsze. Co to są mięśnie wojownika?

Jak to jest z tymi kubkami?

Dlaczego będąc kubek w kubek różnił ich kolor włosów?

Skała miał je czarne, Ogień rude, a Wiatr barwy lnu
Dlaczego Skała miał je czerne, a Ogień nie miał je rude, a Wiatr nie miał je barwy lnu? Len ma kolro biały, więc jakie oczy miał Wiatr?

U każdego były długie
U każdego? - Kiepskie gramatycznie.

Bardzo dobre, swoją drogą...
Zby trywialnie

Cóż. Po kilkunastu dniach pobytu ta wioska była już ich domem.
Cóż to marny wypełniacz. Jezeli wskazujesz że po kilkunastu tygodniach to jaką cholerę dajesz już.

Mimo ponurego wyglądu Ganimowie okazali się być osobami bardzo towarzyskimi
Bez być



Ogień targał wraz z braćmi ściętą sosnę do wioski. W lasach wyroiły się wilki i chłopi postanowili jakoś się przed nimi zabezpieczyć. Gdy znaleźli się już blisko osady, położyli ją przy sporym stosie drzewek. Za trójką Ganimów nadchodzili już kolejni mężczyźni.
Wytłuszczone do wywalenia

żelazne
Na pewno masz na mysli żelazo? Może jednak stal? Przecież to nie epoka żelaza.

Kowal został obudzony przez kogoś tłukącego w drzwi. Zwlókł się więc z łóżka i udał przywitać gościa. Otworzył wierzeje.
Pierwsze zdanie kulawe. Potem to więc.

Może zamiast udał przywitać to poprostu poszedł przywitać

Skurczony, pokraczny, ale poczciwy staruszek
Takie zestawienia robi się w tekstach satyrycznych. Bo czy skurczony i pokraczny bywa człowiekiem zazwyczaj niepoczciwym?



Wybacz, ale nie mam już siły cytować. Mie popisałeś się w najmniejszym znaczeniu tego słowa. Styl bardzo szkolny, pełen zgrzytów i bardzo niedopracowany. To jest typowo warsztatowy tekst. Takie dziecię urodzone przez forum dyskusyjne. Nie trawię takich stylizacji. Sama fabuła miękka i bez żadnych allo allo. Zakończenia jest do wielkiego "D"

Nie gniewaj sie, ale to nie jest literatura. Moim skromnym zdaniem.

















[/b]

5
Ja też dorzucę swoje trzy grosze :) <Tes, doczekałeś się:D>
Testudos pisze: Należeli do rasy Ganimów (...)
Rasa z małej litery winna być (wiem wiem, winky już to zauważyła, ale jak zaczynam, to zaczynam od początku, kolejność musi być;))
Testudos pisze:Obok warsztatu przepływał strumyczek.
To zdanie to lekka łopatologia. Zaciekaw czytelnika, przecież to początek tekstu! Za miast tego zdania, lepiej byłoby np. "Gdy pracował, spoglądał na wodę błyszczącą w strumyku, który przepływał blisko warsztatu." wiem wiem, ktoś może powiedzieć, że siedział wewnątrz budynku i nie widział strumyczka, lecz podaję tylko przykład - chodzi mi o to, byś takie wiadomości przemycał sposobem, wtedy bardziej zaciekawisz, niż takim prostym zdaniem, sztywną informacją :) Rozumiesz, Tes ?
Testudos pisze:Bardzo dobre, swoją drogą...
Jestem uczulony na wielokropki. Wielu początkujących ich nadużywa (tak, tak - ja też). Jedna kropka wystarczy, fakt, że buraki były dobre nie jest jakiś istotny albo tajemniczy, dlatego sądzę, że wielokropek zbędny jest w owym zdaniu.
Testudos pisze:Mimo ponurego wyglądu Ganimowie okazali się być osobami bardzo towarzyskimi,. śmiali się, plotkowali, tańczyli, śpiewali razem ze wszystkimi. Cóż. Po kilkunastu dniach pobytu ta wioska była już ich domem. Czy na długo?
Nie nie Tes, tu nie ma żadnego błędu. Zaznaczam ten fragment po to, by rzec ci, że jest spoko (kto powiedział, że cytując, mamy jedynie karcić? :) )
Testudos pisze:Gdy znaleźli się już blisko osady, położyli ją przy sporym stosie drzewek.
Zdanie potworek, okropna nielogiczność. Przeczytaj na głos sobie - z tego zdania wynika, że położyli osadę przy sporym stosie drzewek. Rozumiesz? :)
Testudos pisze:Ogień wszedł do kuźni, którą wzniósł zaraz po przybyciu do osady.
Kolejne zdanie potworek. Ok, ja rozumiem, że chodzi ci o to, że gdy tylko bracia pojawili się w wiosce, ogień wzniósł ów kuźnię. Jednak z tego zdania wynika coś zupełnie innego, czytając można zrozumieć, że po tym, jak ogień ciężko pracował, wrócił do osady i rach-pach-ciach w mgnieniu oka zbudował kuźnię. Nielogiczność. Wystarczy zrobić jedną rzecz: skrócić zdanie tak: "Ogień wszedł do kuźni". Reszta to zbędna łopatologia, która na dodatek może zmylić, czytelnik przecież wie że kowal zbudował sobie kuźnię ;)
Testudos pisze: Cóż (i inne tego typu wtrącenia słów w tekście
.

Wynki nie spodobało się do zagranie, mnie odwrotnie - w takich wtrąceniach słów widzę ślady twojego stylu...hmm... coś jak harcerz siedzący przy ognisku, opowiadający ciekawą historię z zamyśleniem w oczach. Mam nadzieję, że rozumiesz o co mi chodzi :)
Testudos pisze: Kowal został obudzony przez kogoś tłukącego w drzwi. Zwlókł się więc z łóżka i udał przywitać gościa. Otworzył wierzeje.

- Macie osełkę?!

W drzwiach stał Theb. Skurczony, pokraczny, ale poczciwy staruszek. Był miejscowym szewcem.

- A mam, mam...

Ogień przerzucił kilka tuzinów rzeczy i wręczył starcowi osełkę wielkości pięści.

- Dziękuję, dziękuję...

Szewc oddalił się, kuśtykając.
A to już mi się nie podoba ;p Kowal sobie spokojnie śpi, a tu nagle łubudubu ktoś wali do drzwi. Otwiera drzwi, a ten szewc nie wita się, nie tłumaczy dlaczego tak do drzwi łomocze, lecz od razu "Dawaj osełkę" (no wiem, zapisałeś to inaczej, ale na jedno wychodzi). Sztucznie brzmi taka rozmowa (Sky się czepia? Może. Ale takie mam zdanie;) )
Testudos pisze:Ganim przeciągnął się i wyszedł na zewnątrz. Bosymi stopami stąpał po pokrytej rosą trawie. Ukucnął przy strumyczku, zanurzył w nim dłonie i ochlapał sobie wodą twarz. Powróciwszy do kuźni, ubrał się i rzucił okiem na warsztat. Roboty wiele nie było. Ale najpierw czas na śniadanie.
Gdy czytałem dialog wcześniej, odniosłem wrażenie, że szewc obudził kowala w środku nocy, a teraz mówisz o śniadaniu... "ahaaa... a więc owa rozmowa potoczyła się blisko świtu?" - zastanawia się czytelnik. Tes, zamotało ci się tu troszkę ;)
Testudos pisze:Rolnik uniósł ręce do góry, jak gdyby wołając o pomstę do nieba, ale na jego twarzy malował się uśmiech.
Nie wiem jak innym, ale mi ciężko jest wyobrazić sobie jednocześnie taką mieszankę gestów i min. Wołanie o pomstę do nieba = niezadowolenie. Uśmiech = zadowolenie. Te dwie rzeczy występują tutaj razem. Rozumiesz, w czym rzecz? :)
Testudos pisze:Wbić, wyrwać. Wbić, wyrwać. x 3
Nie nie. Tego nie krytykuję, znów widzę tu ślad po twoim stylu - jestem za, spoko wtrącenie. Mi pasuje taki sposób pisania ;)
Testudos pisze:Bracia podnieśli kolejne drzewko.
Dlaczego zdrobnienie (wcześniej też mi mignęło w oczach) ? Prawisz o silnych chłopach, którzy pracują, czytelnik wczuwa się w "męskie klimaty", więc nie wyjeżdżaj z "drzewkami", lecz walnij po męsku "drzewo" :)
Testudos pisze:Ostrokół nie był równy, oj nie był.
W tym wypadku wtrącenie "oj nie był" drażni, jest nie potrzebne. Tes - co za dużo, to niezdrowo :)
Testudos pisze: - On?

- On.

- On.

Ogień spojrzał po twarzach braci.

- W imię Odyna... - szepnął Wiatr.

- W imię Thora - dodał Ogień.

- Ku chwale Tyra - pokiwał głową Skała.
Jak dla mnie ten dialog to potworek. Jakoś mi stanął w gardle... nie wiem co dokładnie jest źle, ale "w tej orkiestrze ktoś fałszuje". Może napisz go jeszcze raz? Sam nie wiem ;)
Testudos pisze:Orszak wjechał do wioski dobre półtora godziny po tym, jak zauważyli go wieśniacy. Jeden z konnych wyjechał przed szereg, odchrząknął i zamierzał coś powiedzieć, ale...

Szczęknęła cięciwa, bełt przeciął powietrze i przebił pierś jeźdźca. Trup zawisł bezwładnie w siodle. Kolejne dwa pociski pomknęły i zniknęły gdzieś w tłumie, co zaowocowało charkotem i upadkiem dwóch osób na ziemię.

- Kto to?! - krzyknął któryś z jeźdźców, a chwilę później bełt przebił jego szyszak, czaszkę i zagłębił się w gąbczastej masie mózgu.
Tu nic nie będę krytykować, wręcz przeciwnie: zręcznie napisany kawałek tekstu. Brawo :) Uśmiechnąłem się, gdy to czytałem (a czytałem w ciekawych warunkach, bo z twoim opkiem wydrukowanym na kilku kartkach; czytałem je przy zapalonej świecy:D )
Testudos pisze:Ogień w ręku ściskał młot.

Testudos pisze:Wiatr o ramię opierał włócznię.
Testudos pisze:Skała trzymał szeroki miecz o krótkim ostrzu.

Testudos pisze: Każdy trzymał załadowaną kuszę.


Mój drogi, to niekonsekwencja. Nie da się jednocześnie np. ściskać w ręku młot i trzymać załadowaną kuszę. Rozumiesz Tes? :)
Testudos pisze:Wiatr stał w miejscu niby skała i tylko wyprowadzał pchnięcia. Nikt nie mógł do niego podejść, bo padał z przekłutym jakimś życiowym organem. żadna kolczuga nie pomogła przeciwko tym śmiertelnym atakom.

Skała jakoś upodobał sobie kończyny. Wprawnymi cięciami pozbawiał ludzi nóg lub rąk na wysokości kolan i łokci, gdzie ostrze przechodziło gładko pomiędzy kośćmi. Szlak jego wędrówki znaczyły odrąbane strzępy ciał i wojownicy szamoczący się w agonii.

Ogień z brutalną siłą roztrzaskiwał wrogie czaszki. Spod hełmów bryzgały mózgi i krew. Po chwili walki kowal był zroszony posoką przeciwników.

To było niewiarygodne. W kilka minut trzech mężczyzn zabiło trzydziestu piechurów i nie zostało przy tym rannymi.
A tu, znów chętnie pochwalę. Spoko, dobry kawałek tekstu :)
Testudos pisze:Ogień wystrzelił...
Nie zdziwię się jak się nie zgodzisz z tą uwagą, lecz na twoim miejscu postawiłbym tylko jedną kropkę. Na moje oko to zdanie będzie wtedy brzmieć "mocniej".
Testudos pisze:Oj nie... ścigają mnie.
Zamiast "oj nie" lepiej "o nie". "Oj nie" brzmi jakoś zbyt delikatnie, wręcz dziecinnie :)



KONIEC



I co Tes, nie byłem taki straszny no nie? Nawet cię gdzieniegdzie pochwaliłem :P Ogólnie mam dobre wrażenie. Z początku się ślimaczyło, trochę przynudzało, ale potem ruszyło z kopyta, aż zakończyłeś opko klimatem faceta, który wie, że zostanie zabity przez Pociski. Jestem na tak, masz moje błogosławieństwo :P

Jeśli bym miał dać ocenę, dałbym mocną czwórę. A jak poprawisz co nieco, (zwłaszcza początek dopieść :) )to może nawet na piątkę z minusem bym się skusił.

Spoko Tes, spoko. :)

Dodane po 4 minutach:

Sory Winky, miast "Winky" napisałem "Wynki" <śmieje się sam z siebie>

Ale gafa... :oops:

Wybacz literówę, błąd, czy jak tam to można nazwać :) :*

6

Rolnik uniósł ręce do góry, jak gdyby wołając o pomstę do nieba, ale na jego twarzy malował się uśmiech.
nie unosi się rąk do góry. Masło z masła. Poprstu unosi i wiadomo gdzie, bo w dół na pewno nie.

Za ten szkolny błąd, wręcz odpychający, należy sie moim zdanie mocne minus sześć. Jeżeli jeszcze weźmiemy pod uwagę te wszystkie błędy jak powyżej, to postuluję mocną szóstkę. A co? Trzeba mieć talent żeby tyle tego narobić. :D :D :D
- Twój brat tam siedzi? - spytał jakiś kolega.

- A co?

- Nic. Cała podłoga we krwi...

8
Rozumiesz, Tes ?
Opisywać poprzez czynności bohaterów, tak...?



Zdanie potworek, okropna nielogiczność. Przeczytaj na głos sobie - z tego zdania wynika, że położyli osadę przy sporym stosie drzewek. Rozumiesz?
Nie tłumacz mi jak idiocie XD

Rozumiem, gubienie podmiotu ;P


Wystarczy zrobić jedną rzecz: skrócić zdanie tak: "Ogień wszedł do kuźni". Reszta to zbędna łopatologia, która na dodatek może zmylić, czytelnik przecież wie że kowal zbudował sobie kuźnię Wink
Można też upiększyć, pokazując z jaką dumą przejeżdża po ścianie dłonią i wspomina dobre czasy, kiedy ją budował ^^


rozmowa (Sky się czepia? Może. Ale takie mam zdanie;) )
No stary, głupi wieśniak jest... :P



Mój drogi, to niekonsekwencja. Nie da się jednocześnie np. ściskać w ręku młot i trzymać załadowaną kuszę. Rozumiesz Tes?
Chyba rozumiem o co ci chodzi, ale się nie zgodzę.

Kusza to nie łuk, nie musisz przytrzymywać cięciwy ;P

Naciskasz spust, to coś, o co zaczepiona była cięciwa, opada i bełt leci.

Jakoś tak.

Można ją trzymać, tak jak karabin ^^



I co Tes, nie byłem taki straszny no nie?
<wyczołguje się spod kołderki>

Mamo...!

Nie, nie byłeś. Za dużo emotek ;P

Jerzy był straszniejszy (ukłon podzięki w jego stronę, pokazał mi szczególnie w podsumowaniu jak wiele lat ćwiczeń przede mną [stawiam na siedem :D])


Jeśli bym miał dać ocenę, dałbym mocną czwórę. A jak poprawisz co nieco, (zwłaszcza początek


Za dużo.
Are you man enough to hold the gun?

9
Pan Jerzy od piętnestu lat się nie upija.

Pozartować nie wolno? Czy co? :)

Wszystkiego dobrego w nowym roku!!!
- Twój brat tam siedzi? - spytał jakiś kolega.

- A co?

- Nic. Cała podłoga we krwi...

10
Niuueee, no bez przesady, nie jest tak źle, daj na luz Tes (miałem ochotę wstawić tu uśmieszek, ale ok - wyleczę się z tego;p)

Rzeczywiście - wiele pracy przed tobą. Jak przed każdym z nas <uśmiech>

A teraz...

Jak to mawiają strażacy, którzy mają w rodzinie hydraulików opalonych na udach: "Dasz bór" 8)

życzę wszystkiego najlepszego na najbliższy rok, samych dobrych tekstów! <uśmiech>

11
Jakoś to się nazywało... Cofanie się do tyłu, unoszenie rąk do góry, spadanie w dół... Była jakaś specjalna anzwa ;P

Pleonazm. - winky





I - serdeczne dzięki wszystkim, którzy poświęcili czas na mojego cosia ;P
Are you man enough to hold the gun?

12
Ogień był kowalem. Znał się na swoim fachu, oj znał. Miał kuźnię na wzgórzu rzut kamieniem od wioski. Obok warsztatu przepływał strumyczek.
Widzę to zdanie inaczej: "... rzut kamieniem od wioski, obok obok strumyka" I proszę Cię, nie używaj takich zdrobnień. Strumyczek? :F , ble


Ogień targał wraz z braćmi ściętą sosnę do wioski. W lasach wyroiły się wilki i chłopi postanowili jakoś się przed nimi zabezpieczyć.
Całe te umocnienia budowali przeciwko wilkom? To chyba przesada, zwłaszcza, że wilki nie sa wcale takie niebezpieczne jak wszyscy myślą.


Ogień wszedł do kuźni, którą wzniósł zaraz po przybyciu do osady. Kowal przeciągnął się i rozejrzał po warsztacie. Cóż. Pracownia jak setki innych. żelazne pręty i sztaby rzucone pod ścianą, olbrzymie palenisko, sterty węgla, kowadło. Pod nogami walały się narzędzia i gwoździe. Kilka podków zwisało ze ściany. Miały przynosić szczęście. Trzy szpadle do naprawy opierały się o piec
Mało porywający ten opis.



-
Ogniu, pomożesz mi w żniwach. Będziemy dzisiaj stawiać palisadę, potrzebuję rąk do pracy.
Co ma jedno do drugiego? Rozumiem oczywiście, o co chodzi, ale zdanie jest dezorientujące.


Potem walczący z ziemią podzielili się na dwie grupy: połowa kopała, a reszta umieszczała pniaki w ziemi.

Bracia, z racji swojej siły, zostali przydzieleni do drugiego zespołu.
A powinno być na odwrót. Kopanie to nieporównywalnie bardziej ciężka praca.



Co tak uparliście się na tę rasę z małej litery? Słowianin czy Murzyn to też rasy i powinno się je pisać z dużej, więc czemu tej reguły nie przenieść do świata fantasy?

PS. Jestem niewyspany, ale zupełnie trzeźwy :D

13
Obudziłem się przed chwilą, łeb mnie strasznie boli, ale dobrze widzę to, co Alan napisał...

i zgadzam się z nim ;)

Tes, odnoszę wrażenie, że masz czasami (albo troszkę częściej, niż czasami) problemy z logiką zdań, albo z konsekwencją zdarzeń. Aczkolwiek nie jest to żadna straszna przypadłość - z tego co widzę, każdy początkujący musi się z tego wyleczyć, jeden wcześniej, drugi później ;)

14
Uprzejmie informuję, że w obrebie gatunku ludzkiego rasy nie istnieją! Dowiodły tego wieloletnie prace genetyków australijskich. Są typy ludzkie, ale nie rasy jak u zwierząt. Mało tego, dowiedziono że wszyscy ludzie (homo sapiens) pochodzą od jednego człowieka.
- Twój brat tam siedzi? - spytał jakiś kolega.

- A co?

- Nic. Cała podłoga we krwi...

15
Cholera, pan Jerzy mnie wyprzedził. Już miałem napisać, że przecież wszyscy mamy ten sam fenotyp, który jedynie zróżnicował się w cyklu rozwojowym... Słowianie to indoeuropejska grupa ludnościowa w Europie. Krytykowany jest też podział według koloru skóry: czarni, biali i żółci, jednak wielu naukowców twierdzi, że jest błędny, ponieważ owe odmiany różnią się jedynie przystosowaniami do otoczenia w jakim się znalazły. Słowianie jednak to jeszcze bardziej "potworkowaty" przykład rasy.

A jednak mój umysł nie jest na porządku dziennym...

\\Yhhh...\\

<Poszedł zrobić sobie kawę...>
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”