Zaczęłam w październiku, skończyłam dziś o drugiej nad ranem. Obudziłam się, włączyłam komputer i zaczęłam przeglądać moje zakurzone już dokumenty; znalazłam właśnie to, a raczej tego namiastkę i... Po prostu palce pisały same, ja spałam. Z serii "długie-jednoparty-są-be".
***
Zero pieprzu, zero soli, niedoprawiona potrawa o smaku trawy - tak wyglądało jego życie, zanim zobaczył Cacille. Od samego początku jego życia, żyły wypełniał strumień muzyki. Dźwięki i słowa uderzały w ściany duszy, rozpłaszczając się o tynk po to tylko, żeby po chwili głoska po głosce i nuta po nucie przesiąkać dalej w głąb zimnych Murów Uczuć. Nigdy ich nie uszkadzały – wręcz przeciwnie: stawały się wzmacniaczem obojętnej zaprawy, spajającej cegły Murów; nadawały jej duszę.
Teraz też siedział z nieśmiertelnymi słuchawkami na uszach, słuchając Aerosmith i wyobrażając sobie, że słowa tej piosenki wyśpiewuje ona, jego niema księżniczka.
Stanął przed nią i skłonił się wpół, niepewny reakcji. Siedziała nieruchomo na czerwonej kanapie, spoglądając na regał z książkami. Usiadł naprzeciw niej i zbliżył nos niebezpiecznie blisko do jej stopy. Dotknął nim lekko jej skóry i zacisnął mocno powieki. Cacille się nie poruszyła.
Słuchawki płaczące tłumionymi dźwiękami opadły na podłogę. Nie była to już muzyka, to był tlen niezbędny do życia, taki, bez którego on się udusi. Lecz nie dusił się jeszcze, ukrył tylko twarz w otwartych dłoniach i kołysał się, kołysał w tył i w przód, jak dziecko z chorobą sierocą.
Edukował się znów; tablicą było ciało Cacille, kredą - jego wzrok. Edukował się zachłannie wiedząc, że egzamin zda na szóstkę z plusem.
I wszystko było tu obłudą, czuł ją w powietrzu; patrzył na niewinną dziwkę, lubieżną dziewicę. Paradoksy w jego głowie przeplatały się z marzeniami, a te z kolei, ze snem nocy poprzedniej tańczyły walca.
Dotknął czubkiem nosa jej ramienia i wciągnął do nozdrzy zapach perfekcyjnego w każdym calu ciała. Słodycz liryczna, aromat farb, kojarzący się z artystami, najsłodszy ze słodkich zapach jego kobiety.
Uderzył otwartą dłonią w jej pierś, zły, że Cacille nawet nie zaszczyci go spojrzeniem. Jednak to on zawył z bólu, jak zbity pies. Klęknął przed swoim sacrum, jak przed ołtarzem i zaczął całować ją po stopach, łydkach, kolanach. Nie poruszyła się, ślepa i nieczuła, jego nieosiągalna miłość.
Tylko Chimera miauczała przeciągle, domagając się obiadu.
Wstał z klęczek i usiadł na kanapie, niepewny i zdecydowany jednocześnie. Wiedział, że jeżeli nie rozstanie się z ukochaną Cacille, trafi do psychiatryka szybciej, niż ktokolwiek by się spodziewał.
W mieszkaniu dudniły fajansowe dźwięki niemej ciszy, tylko Chimera płakała. Cacille nawet się nie poruszyła; siedziała nadal na czerwonej kanapie, z wzrokiem utkwionym w regale z książkami.
Idealna, bezpieczna płaszczyzna sufitu zachwiała się. Nie wiedział już sam, czy ta noc i dzień po niej to gorzka jawa, czy cierpki sen. W ustach czuł gorycz, a nad jego głową chodził po ścianie mały pajączek.
Czarnowłosy podniósł się i zbliżył twarz do pajęczaka.
- Chcesz pajączku, żebym opowiedział ci o swojej miłości?
Nie oczekiwał na odpowiedź, zaczął mówić bez pozwolenia i kończyć wcale nie zamierzał. Pająk już dawno przeszedł na sufit, a on nadal tkwił z twarzą kilka centymetrów od ściany i mówił, mówił, mówił.
Nikt mu nie przerywał; Cacille spała na swojej kanapie, a pajączek był zajęty tkaniem pajęczyny.
Tylko Chimera domagała się jedzenia, ocierając się chłopakowi natarczywie o jakby pozbawiony czucia pośladek.
Zacisnął mocno powieki, a po jego policzkach spłynęły kolejne łzy. W milczeniu, oddychając najciszej, jak potrafił, tonął w swoim smutku i całej masie innych negatywnych uczuć. Nie liczyło się nic; nie było niczego więcej. Podniósł ostrożnie powieki i zobaczył to, czego się spodziewał - pustą sztalugę.
Po chwili poczuł czyjąś ciepłą dłoń na własnym ramieniu. Westchnął i spojrzał na brata.
- Twoja Cacille pójdzie na licytację - usłyszał, a jego ciałem wstrząsnęły spazmy szlochu. Tom objął go ramieniem i uśmiechnął się półgębkiem.
- Przecież sam chciałeś, żebym ją stąd zabrał. Namalujesz drugi obraz, jeszcze lepszy.
Bill skinął głową i otarł nos w kaptur brata.
- Wiem, na następnym moim obrazie będzie Chimera.
Tom rozejrzał się dookoła i zmarszczył lekko brwi.
- Właśnie, gdzie jest ten kocur?
- Odeszła. Zapomniałem o tym, że koty trzeba karmić, więc wyruszyła sama na poszukiwanie pożywienia.
Spojrzał na swoje nowe dzieło z nieukrywaną czułością. Cacille wyglądała jeszcze piękniej z kotem na kolanach.
Usiadł naprzeciw sztalugi i przykrył się kocem. Cacille, jego jedyna, jego księżniczka z płótna.
Usłyszał ciche mruczenie i spojrzał na parapet. Uśmiechnął się szeroko i otworzył okno, aby kocica mogła wskoczyć do środka. Delikatnie wziął ją na ręce i usiadł naprzeciw swojego obrazu z ciepłą Chimerą łaszącą się o jego brzuch.
Cisza znów dudniła skrzypiącą melodią, przerywana nierównym oddechem bruneta.
Tylko Chimera płakała żałośnie, wiedząc, że nieszczęście jej pana znów ma swój początek.
_________________
2
Przyznaję, trochę piasku upłynęło i wody przesypało od kiedy tekst wywarł na mnie tak pozytywne wrażenie. Lepiej późno niż wcale.
Fajny pomysł, naprawdę. Niby takie nic, a jednak coś, mnie chwyciło i poczułem klimat. Trochę drażniły te zagraniczne imiona (w czym Bill lepszy od Alberta?), ale to nie wada, raczej kwestia gustu.
Masz bardzo ładny styl. Plastyczne to wszystko, zgrabne i płynne. Ciekawe opisy, metafory i umiejętność snucia klimatu słowami. Trochę za dużo powtórzeń (głównie zaimki) i nie chodzi mi tu o te zamierzone.
Zakończenie jest niezłe, ale nic poza tym.
Generalnie moje odczucia są pozytywne. Zarówno opowiadana mini-historia, jak i styl się podobały. Podsumowując: przyjemna miniaturka.
Aaa. Strona techniczna. Popatrzmy.
zachłannie przecinek
To chyba tyle. Jest późno i powieki zaczynają mi się kleić. Jak coś jeszcze przyjdzie mi do głowy, to dam znać.
Pomysł: 4+
Styl: 4+
Schematyczność: 4
Błędy: 3
Ocena ogólna: 4+
Pozdrawiam.
Fajny pomysł, naprawdę. Niby takie nic, a jednak coś, mnie chwyciło i poczułem klimat. Trochę drażniły te zagraniczne imiona (w czym Bill lepszy od Alberta?), ale to nie wada, raczej kwestia gustu.
Masz bardzo ładny styl. Plastyczne to wszystko, zgrabne i płynne. Ciekawe opisy, metafory i umiejętność snucia klimatu słowami. Trochę za dużo powtórzeń (głównie zaimki) i nie chodzi mi tu o te zamierzone.
Zakończenie jest niezłe, ale nic poza tym.
Generalnie moje odczucia są pozytywne. Zarówno opowiadana mini-historia, jak i styl się podobały. Podsumowując: przyjemna miniaturka.
Aaa. Strona techniczna. Popatrzmy.
Edukował się zachłannie wiedząc, że egzamin zda na szóstkę z plusem.
zachłannie przecinek
jego życie, zanim zobaczył Cacille. Od samego początku jego życia,
zbliżył nos niebezpiecznie blisko do jej stopy. Dotknął nim lekko jej skóry
jej ramienia i wciągnął do nozdrzy zapach perfekcyjnego w każdym calu ciała. Słodycz liryczna, aromat farb, kojarzący się z artystami, najsłodszy ze słodkich zapach jego kobiety.
Uderzył otwartą dłonią w jej pierś
chcesz przecinek- Chcesz pajączku
Usłyszał ciche mruczenie i spojrzał na parapet. Uśmiechnął się szeroko i otworzył okno, aby kocica mogła wskoczyć do środka. Delikatnie wziął ją na ręce i usiadł naprzeciw
Delikatnie wziął ją na ręce i usiadł naprzeciw swojego obrazu z ciepłą Chimerą łaszącą się o jego brzuch.
To chyba tyle. Jest późno i powieki zaczynają mi się kleić. Jak coś jeszcze przyjdzie mi do głowy, to dam znać.
Pomysł: 4+
Styl: 4+
Schematyczność: 4
Błędy: 3
Ocena ogólna: 4+
Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"
3
Po, po, po...Dźwięki i słowa uderzały w ściany duszy, rozpłaszczając się o tynk po to tylko, żeby po chwili głoska po głosce i nuta po nucie przesiąkać dalej w głąb zimnych Murów Uczuć.
Uderzył otwartą dłonią w jej pierś, zły, że Cacille nawet nie zaszczyci go spojrzeniem. Jednak to on zawył z bólu, jak zbity pies. Klęknął przed swoim sacrum, jak przed ołtarzem i zaczął całować ją po stopach, łydkach, kolanach. Nie poruszyła się, ślepa i nieczuła, jego nieosiągalna miłość.
Spory ten kot...Tylko Chimera domagała się jedzenia, ocierając się chłopakowi natarczywie o jakby pozbawiony czucia pośladek.
Po chwili poczuł czyjąś ciepłą dłoń na własnym ramieniu. Westchnął i spojrzał na brata.
- Twoja Cacille pójdzie na licytację - usłyszał, a jego ciałem wstrząsnęły spazmy szlochu. Tom objął go ramieniem i uśmiechnął się półgębkiem.
Hmmm...
Podzielam odczucia Patrena.
Puenta mnie zaskoczyła. Naprawdę. I to jeszcze jak.
Tytuł jak najbardziej trafiony.
Styl gładki, chociaż w moim odczuciu brzmi on trochę tak: wstał, poszedł, usiadł.
Szczególnie w ostatnim fragmencie.
Powtórzenia są...
To tyle.
<rozpływa się we mgle, słychać dźwięk klaksonu samochodowego i odgłos głuchego uderzenia>
Are you man enough to hold the gun?