
Są wulgaryzmy
Jestem telepatą i potrafię czytać w myślach. Spytacie, czy to prawda? Prawda. Czy to już ezoteryka? Nie wiadomo. Bardziej parapsychologia, czyli psychotronika. Paleoastronautykę znam tylko z prac Danikena i serialu „Starożytni Kosmici.” Na Tarocie i astrologii się nie znam, na czakrach i przesyłaniu energii w ogóle. Taki ezoteryk ze mnie, jak z koziej dupy trąba.
A zastanawiacie się pewnie, czy to tak od zawsze? Nie, dzieckiem byłem normalnym, zresztą dzieci są niewinne, nie skażone takim darem. Darem od Boga, tak sobie wmawiam, a na pewno tak wierzę.
Zarabiam na życie jako informatyk. Programuję gry na telefony komórkowe; hajs w tym zawodzie duży. Żonaty, brak potomstwa. Żony nie kocham, nigdy pewnie nie pokocham, ale strasznie ją lubię. I tak już dwadzieścia lat; pójdę za nią w ogień i będę aż po grób. Namówiła mnie bym spróbował raju, ta opowieść kończy się optymistycznie.
Ale po kolei. Zacznę od dnia, który wywrócił wszystko do góry nogami.
Umiejętności telepatyczne ujawniły się niespodziewanie.
Oglądałem rozgrywki Ekstraklasy w telewizji; obiad był bardzo smaczny. Żona Jadwiga, której imię zawsze zdrabniałem, spytała z kuchni:
- Czy kupiłeś mleko, jak prosiłam?
- Czy kupiłeś mleko, jak prosiłam?
Zupełnie zapomniałem!
- Obejrzę mecz i pójdę! - Zapewniłem.
- Obejrzę mecz i pójdę! - Zapewniłem.
„Skurwysyn! Z czym teraz zjem płatki?”
- Nie musisz mnie obrażać Jadziu...
- Nie obrażam, nic nie mówię, a co pomyślałam to moje.
- Nie musisz mnie obrażać Jadziu...
- Nie obrażam, nic nie mówię, a co pomyślałam to moje.
Pomyślałam? Czyżby... E, niemożliwe.
- Jadziu, pomyśl jakąś liczbę.
- Jadziu, pomyśl jakąś liczbę.
„Siedem”
- Siedem! - Prawie wykrzyczałem.
- Siedem! - Prawie wykrzyczałem.
Małżonka wyszła z kuchni, wzięła się pod boki – No, a teraz?
- Piętnaście!
- Piętnaście!
Zapadła cisza, Jadzia usiadła powoli koło mnie, patrząc przeciągle w oczy. Z powagą.
- Przeczytaj teraz moje myśli...
- Przeczytaj teraz moje myśli...
„Też cię nie kocham Jasiu...”
Przeraziłem się.
- Odkochałaś się? Jesteś ze mną z przyzwyczajenia?
- Nie, nigdy nie kochałam. Gdy za ciebie wychodziłam, strasznie mi się podobałeś. I nadal podobasz.
- To tak jak ja! - Radośnie klasnąłem w dłonie – Dziękuję Jadziu, że mi powiedziałaś. Ale w myślach! Jadziu, ja jestem telepatą! - Tak, nadużywam imienia żony.
- I co z tym zrobimy? Wiem. Pojedziesz do Warszawy, do siedziby ABW. Ciekawa jestem, co powiedzą. A teraz mnie przytul.
- Odkochałaś się? Jesteś ze mną z przyzwyczajenia?
- Nie, nigdy nie kochałam. Gdy za ciebie wychodziłam, strasznie mi się podobałeś. I nadal podobasz.
- To tak jak ja! - Radośnie klasnąłem w dłonie – Dziękuję Jadziu, że mi powiedziałaś. Ale w myślach! Jadziu, ja jestem telepatą! - Tak, nadużywam imienia żony.
- I co z tym zrobimy? Wiem. Pojedziesz do Warszawy, do siedziby ABW. Ciekawa jestem, co powiedzą. A teraz mnie przytul.
Przytuliłem.
Poszliśmy do łóżka.
Było lato.
Grzało niemiłosiernie, z włączoną klimatyzacją zajechałem na stację benzynową. Tankując auto, nagle utonąłem w czarnych myślach. A co, jeśli to już nie działa? Nie umiem czytać w myślach? Trzeba sprawdzić.
Płacąc za paliwo, wysondowałem sprzedawczynię.
„Przystojny.”
Działa! Super. Ahoj przygodo, jadę do Agencji!
Zaparkowałem samochód kilka przecznic od Rakowieckiej. Przejdę się pieszo, zastanowię co powiedzieć.
Brama otwarta, więc bez ceregieli podaję dowód osobisty oficerowi dyżurnemu w budce. I wypalam – Ja z taką dziwną sprawą. Potrafię czytać w myślach. I chciałem o tym porozmawiać z kimś z ABW.
„Wariat”
- No tak, pomyślał pan – wariat – jestem na to przygotowany, proszę jeszcze coś pomyśleć. Cokolwiek. - Pot się ze mnie lał. Chyba nic z tego nie będzie.
- No tak, pomyślał pan – wariat – jestem na to przygotowany, proszę jeszcze coś pomyśleć. Cokolwiek. - Pot się ze mnie lał. Chyba nic z tego nie będzie.
„Kot.”
- Kot.
„Tygrys.”
- Teraz tygrys.
- Teraz tygrys.
„Słoń.”
- I słoń.
- I słoń.
No i co teraz? Dyżurny w końcu się odezwał, właściwie bąknął – To ja zadzwonię... Proszę czekać..
Nie słuchałem, co mówi przez słuchawkę, dostałem esemesa od żony - „I jak tam?” No to odpisałem: „Nie wiem czy mnie wpuszczą. Czekam.”
W kierunku dyżurki szła wysoka kobieta. Ładna. Ubrana na czarno, czarne paznokcie, podała mi rękę na powitanie.
– No to zaczynajmy, co myślę?
– No to zaczynajmy, co myślę?
Kurde, siedem. Piętnaście. Kot, tygrys i słoń. Mogę tak do białego rana. Bo ja mam talent, telepatą jestem!
- Las. Dom. Drzewo. Pistolet. Szpieg. ABW. Anka. - Wyliczałem.
- To moje imię. Kurwa, ale to niecodzienne! Facet umie czytać myślach! Proszę za mną, panie Janku.
- Las. Dom. Drzewo. Pistolet. Szpieg. ABW. Anka. - Wyliczałem.
- To moje imię. Kurwa, ale to niecodzienne! Facet umie czytać myślach! Proszę za mną, panie Janku.
Weszliśmy do budynku mijając szlaban, i od razu na piętro, do stołówki. Do stołówki? Myślałem, że pójdziemy do jakiegoś biura...
- Głodna jestem – I kto komu, czyta w myślach?
- Głodna jestem – I kto komu, czyta w myślach?
Już w środku, podziękowałem, bo spytała, czy też chcę obiad. Nie byłem głodny. I nie sondowałem pani oficer, wydawało się to nieodpowiednie, przekroczenie bariery komfortu. Dopiero jeśli będzie chciała.
- A teraz poczytaj tych ludzi w jadalni. Co myślą?
- A teraz poczytaj tych ludzi w jadalni. Co myślą?
Przeczytałem. No tak. No tak. Uniosłem brwi. Aha.
- Szczerze, pani Anno?
- Mów mi Anka, Janku, po imieniu. I szczerze.
- Połowa myśli o jedzeniu, połowa chce cię zerżnąć. - Zaczerwieniły mi się uszy.
- Szczerze, pani Anno?
- Mów mi Anka, Janku, po imieniu. I szczerze.
- Połowa myśli o jedzeniu, połowa chce cię zerżnąć. - Zaczerwieniły mi się uszy.
Uśmiechnęła się. Bardzo ładnym uśmiechem. Kurczę, lecę na nią.
- Zjem i zadzwonię, muszę też zawiadomić przełożonego.
- Zjem i zadzwonię, muszę też zawiadomić przełożonego.
Czekałem aż skończy obiad, przeglądając Internet w komórce. Nie czytałem ludzi dookoła, wiecie, tajemnica państwowa itp., na razie wolałem nic nie wiedzieć.
Skończyła, pytając czy chwilę poczekam. Oczywiście. Poszła dzwonić.
- Chodźmy – oznajmiła po powrocie.
- Chodźmy – oznajmiła po powrocie.
Znów znaleźliśmy się na zewnątrz, Anka wyjaśniła – Pojedziemy z Piotrem, oficerem Agencji Wywiadu. Masz szczęście, dzisiaj, bez czekania, się sprawdzisz. Czy jesteś przydatny.
I pojechaliśmy. Piotr tylko rzucił jedno słowo – cześć – w milczeniu prowadził BMW.
- Spotkamy pewnego przedsiębiorcę z kontaktami na wschodzie. W Rosji. Ma firmę przewozową, jeżdżą dla niego TIR-y. Chce z nami współpracować.
- Będziesz go sondował. Ok? - Anka przedstawiła plan.
- Okey.
- Spotkamy pewnego przedsiębiorcę z kontaktami na wschodzie. W Rosji. Ma firmę przewozową, jeżdżą dla niego TIR-y. Chce z nami współpracować.
- Będziesz go sondował. Ok? - Anka przedstawiła plan.
- Okey.
Piotr zatrzymał samochód blisko kawiarni, w trójkę przysiedliśmy się do otyłego mężczyzny w średnim wieku. W markowych ciuchach, imiennik oficera wywiadu, bo też Piotr, jak podał przy powitaniu, usłyszał, że jestem nowy, że będę tylko asystował. Perfekcyjnie. Będę też czytał.
Po paru sekundach, a może po trzydziestu, może po minucie, przestałem. To nie był Polak, myślał po rosyjsku. „Niet.” „Haraszo” i tak dalej. Słuchałem zatem rozmowy; języka rosyjskiego nie znam, tylko cztery lata nauki w podstawówce, nic nie pamiętam. Choć cyrylicę przeczytam.
Dialog był dość ciekawy, Anka też milczała, Piotr dopytywał szczegółów.
Dostałem esemesa od żony, odpisałem - „Dobrze idzie.”
Oficer wywiadu zakończył spotkanie wstając, odezwie się, telefon biznesmena posiada.
Już w aucie spojrzał na mnie pytająco. - Co wyczytałeś?
- To Rosjanin.
- Myślał po rosyjsku, może po ukraińsku? Jesteś pewien?
- Usłyszałem „haraszo.”
- A widzisz, doskonale, bo po ukraińsku dobrze to „dobre”. A on „haraszo”, więc rusek. Kurde, jestem bardzo zadowolony, przydasz się nam. Nie, Anka? Telepata w polskim wywiadzie. Załatwiłem ci pokój w hotelu, bo musimy zobaczyć co dalej. Odwiozę cię, Janek.
- To Rosjanin.
- Myślał po rosyjsku, może po ukraińsku? Jesteś pewien?
- Usłyszałem „haraszo.”
- A widzisz, doskonale, bo po ukraińsku dobrze to „dobre”. A on „haraszo”, więc rusek. Kurde, jestem bardzo zadowolony, przydasz się nam. Nie, Anka? Telepata w polskim wywiadzie. Załatwiłem ci pokój w hotelu, bo musimy zobaczyć co dalej. Odwiozę cię, Janek.
I odwiózł, oboje krzyknęli – powodzenia! - zadzwoniłem z lobby do żony, rozmawiałem z nią w windzie, i dalej, w pokoju. Że muszę zostać na noc, że sukces, że chyba będę pracował dla Polski.
Ale pomysł miała Jadzia, chyba w końcu ją pokocham.
Włączyłem telewizor i poszedłem pod prysznic. Odświeżony, pomyślałem żeby coś wypić, jakoś to wszystko odstresować.
Pukanie do drzwi.
A w progu Anka. Z doskonałym makijażem, w czarnej mini i w pończochach. Z wódką w ręce.
- Wpuścisz mnie, Janek? Pijemy?
- Pijemy, definitywnie. - Potwierdziłem siadając na łóżku.
- Wpuścisz mnie, Janek? Pijemy?
- Pijemy, definitywnie. - Potwierdziłem siadając na łóżku.
Wyciągnęła z torebki dwa kieliszki; przeczytałem jej myśli.
„Mam na ciebie ochotę Janek...”
O kurde, ja na ciebie. Ale...
- Żony i Ojczyzny nie zdradzę! - Wypaliłem. Wiem, zabrzmiało patetycznie.
- Zabrzmiało patetycznie – potwierdziła krzywiąc się. - Szkoda, w takim razie twoje zdrowie!
- Żony i Ojczyzny nie zdradzę! - Wypaliłem. Wiem, zabrzmiało patetycznie.
- Zabrzmiało patetycznie – potwierdziła krzywiąc się. - Szkoda, w takim razie twoje zdrowie!
I tak piliśmy, ja opowiadałem trochę o mojej pracy, o żonie. Anka, że do ABW wkręcił ją ojciec, były esbek, pozytywnie zweryfikowany.
W końcu założyła z powrotem szpilki, trunek już wypity. Na pożegnanie pocałowała namiętnie. Tylko na tyle pozwoliłem. I bardzo żałowałem.
Zasnąłem czując zapach perfum Anki.
Wróciłem ze śniadania, przed drzwiami do pokoju stał mężczyzna w szarym garniturze.
- Pan do mnie? - zagadałem.
- Tak, a kim jestem? Przeczytaj.
- Pan do mnie? - zagadałem.
- Tak, a kim jestem? Przeczytaj.
„Szef Agencji Wywiadu.”
- Sam szef? To znaczy pan jest dyrektorem Agencji Wywiadu?
- Wierzę, że umiesz czytać w myślach, potwierdzasz to zresztą teraz. Wejdźmy.
- Sam szef? To znaczy pan jest dyrektorem Agencji Wywiadu?
- Wierzę, że umiesz czytać w myślach, potwierdzasz to zresztą teraz. Wejdźmy.
Zamknąłem za sobą drzwi, usiedliśmy we dwóch, pułkownik odezwał się pierwszy.
- Ja krótko. W papierach, pan, panie Janku, jest teraz jako ściśle tajne. Zastanawialiśmy się czy ma pan być w ABW, czy u mnie. Zdecydował minister MSW, że pałeczkę przejmuję ja. Wykrył pan potencjalnego rosyjskiego kreta, nauczymy pana rosyjskiego, choć ten kierunek na razie dla pana zamknięty. Zobaczymy co po wojnie. Ale arabski kierunek? Arabskiego też nauczymy. Przejdzie pan szkolenie i będzie jako attache. Teraz niech pan wraca do siebie, do żony, odezwiemy się. Witamy w szeregach Agencji Wywiadu – wstając, podał rękę na pożegnanie.
- Ja krótko. W papierach, pan, panie Janku, jest teraz jako ściśle tajne. Zastanawialiśmy się czy ma pan być w ABW, czy u mnie. Zdecydował minister MSW, że pałeczkę przejmuję ja. Wykrył pan potencjalnego rosyjskiego kreta, nauczymy pana rosyjskiego, choć ten kierunek na razie dla pana zamknięty. Zobaczymy co po wojnie. Ale arabski kierunek? Arabskiego też nauczymy. Przejdzie pan szkolenie i będzie jako attache. Teraz niech pan wraca do siebie, do żony, odezwiemy się. Witamy w szeregach Agencji Wywiadu – wstając, podał rękę na pożegnanie.
Uścisnąłem.
I to uczucie dumy!
Coś fantastycznego.