To mój pierwszy tekst, jaki wrzucam tutaj, pod uwagę Szanownych. To okrutne, że najpierw trzeba się dać poznać jako kat cudzych tekstów, zanim samemu wystawi się na razy. Zatem pozostaję z drżeniem i bojaźnią.
-------------
Lada jaki
Rajan Das smakował hamiltoniany. Słuchem łowił ulotne echa dalekich transformacji Legendre’a z funkcji Langrange’a. Oczy śledziły energie całkowite układów i przekazywały stopom całki pierwsze jako błogie odczucie ulgi, jakby usunąć z buta ostry kamyk. Pędy wyrastały z prędkości i brzęczały w uszach jak srebrne dzwoneczki. Umysł, pogrążony w stymulowanej farmakologicznie medytacji, przemierzał bezkres przestrzeni Hilberta. Iloczyny skalarne rozpędzały się przez uogólnienia na indeksach gamma, by niczym iskry z kamienia szlifierskiego aproksymować izometrycznie w jednolitą strukturę unitarną…
– Kolacja na stole!
Tego Rajanowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Rozpędzone kwarki pachniały jak skwarki, zapachy kuchenne tworzyły gigantyczne pola wektorowe, a plazma bulgotała jak gorące kakao… Na skraju świadomości rozbłysła ikona logującego się zmiennika. W samą porę. Za chwilę poczuł, jak puszczają obręcze i otwierają szczęki szczypawek. Odłączył z pluśnięciem interfejs synestetyczny i poczekał, aż zmysły wrócą na swoje miejsca.
Laboratorium orbitalne operowało na cyrkumsolarnym cyklotronie o średnicy toru zaledwie kilku tysięcy molekuł. Konsorcjum kosmosploracyjnych korporacji Antarikszanusandaan nie zamierzało tracić czasu ani pieniędzy, konkurencja nie spała. Ktoś stale musiał być okablowany i dbać, aby ta delikatna struktura nie porwała się na wietrze słonecznym. Eksperymenty szły nieprzerwanym ciągiem, odhaczane z listy przez dryfującego przy rezonatorze majstra. Rajan Das odpowiadał za każde kolejne rozpędzanie cząstek. A że miało to miejsce co najmniej dziesięć razy na sekundę, musiał korzystać ze specjalnego interfejsu angażującego wszystkie zmysły i dodatkowego wspomagania komputerowego dla inteligencji logicznej. Kochał swoją pracę. Przez kilka godzin dziennie, podczas swojej zmiany, naprawdę rozumiał, o co chodzi w matematyce. Taka malutka satysfakcja po latach szkolnych upokorzeń.
Rajan wyprysnął z gniazda roboczego, odbił się barkiem od drzwi do łazienki, wykonał półobrót i wyćwiczoną parabolą wylądował na stołku w kuchni. Mógł sobie na to pozwolić w 1/10g fałszywego ciążenia. Mimo to holokran niusowy zawieszony nad stołem zatrząsł się ostrzegawczo.
– Ha! Dokładnie tak samo, jak podczas dokowania na trzydziestej czwartej! – zawołał z dumą, jak zwykle.
– Stary, a głupi – odparła Lakszmi odkładając smartcom. Na stole piętrzyła się góra wegetariańskiego curry prosto z jadłodajni. Dopiero co zdarła folię z opakowania i świeży zapach czosnku, kurkumy i sosu sojowego roznosił się po mieszku mieszkalnym. Lakszmi zdążyła wychować się jeszcze w tradycyjnej rodzinie, więc odczuwała wewnętrzną potrzebę osobistego nakarmienia męża. Ale w przeciwieństwie do niego ukończyła z wyróżnieniem studia interdyscyplinarne i obroniła trzy doktoraty. Prowadziła zdalne zajęcia ze studentami na uniwersytetach w różnych częściach świata. Zatem już bez przesady. Gotowaniem ryżu niech się zajmują fachowcy, specjalnie do tego sprowadzeni.
– A gdzie Rakeś? – zapytał Rajan w przerwie pomiędzy kolejnymi łyżkami curry, które z zapałem pakował sobie do ust.
– Gra w rogala z dzieciakami. – Lakszmi jadła oszczędnie i dostojnie. Napychanie się nie licowało z godnością naukowca – Musisz mu powiedzieć, żeby oszczędzał przylgi. Nie sprzedają ich tutaj i trzeba by je sprowadzać z samego Dna. A to kosztuje krocie, nawet jeżeli kupisz przez Baba-Chop.
– Mówiłem mu już, ale mnie nie słucha. – zaburczał Rajan i przerwał jedzenie – Uważa mnie za tępaka, bo nie zrobiłem doktoratu. Sam jeszcze gimbazjum nie skończył, a już najmądrzejszy na świecie… Najprostszych ideogramów nie łapie, tylko łacinkę duka, a ojca chce pouczać. Cztery lata ledwo mu stuknęły i patrzcie, jaki z niego aćhadimak.
– Mógłbyś okazać mu więcej solidarności. Dzieciak dojrzewa, potrzebuje wsparcia…
– Potrzebuje też lekcji szacunku wobec rodziców. – Rajan omalże huknął, ale tak naprawdę nawet nie podniósł głosu, wiedział, czym mogłoby się to skończyć – Pamiętasz, jak to było wczoraj? Pomagałem mu programować asembler, tłumok nie odróżnia NOR od XOR. A ten woła “Tata pac!” i zaczyna mi puszczać te durne filmiki. Mówię mu, jak kazałaś, powoli, spokojnie “Teraz nie pora na głupoty, teraz ćwiczymy logikę maszynową.”, a ten znowu otworzył Murkata i mi pokazuje. To się wkurzyłem…
– No właśnie na tym polegał twój błąd! Dzieciak chce się do ciebie zbliżyć, podzielić swoimi fascynacjami, a ty go odtrącasz! Żeby nie widzieć takich oczywistych rzeczy! Od tych interfejsów matematycznych zrobiłeś się chyba trochę nie tego.
– Ja? A czy to nie jest jego obowiązek uczyć się pilnie przez całe ranki? Zresztą, co mi do tego, nie będzie się uczył, to go zredukują. Mogę go wspierać, mogę mu kupić najnowszego konsylianta, mogę być najlepszym ojcem na Stacji. Ale jeżeli będzie się opierał hipnogogice, co ja mogę poradzić?
– Możesz dzielić się z nim swoją miłością do niego. Dzieci w jego wieku potrzebują ciepła, kogoś, kto bezwarunkowo ich popiera…
– Kiedy ja byłem w jego wieku i nie chciało mi się uczyć, ojciec wyłączał mi Internet! I nie było filmików, przynajmniej do momentu, jak pokazałem mu zrobione zadania! A teraz? Weź zabierz dzieciakowi smartcom, ten zaraz powiadomi Inspektorat!
– W jego wieku lałeś jeszcze w gatki i co najwyżej chodziłeś do przedchronki – zwróciła trzeźwo uwagę Lakszmi – coś ci się chyba pomyliło.
– Co? No, być może. Dzisiejszy malec jak ówczesny nastolatek, postęp to postęp. Ale zasady są podobne. A właściwie identyczne.
– Taki wiek, najgorszy wiek. – westchnęła Lakszmi nie wiedzieć o kim i sięgnęła po smartcom – Sprawdzę, co u Mandziuli.
SI szkoły prenatalnej zgłosiła się od razu i wyświetliła tabelę postępów. Ich córka miała już ponad półtora roku terrańskiego, ale wciąż przebywała w sztucznej macicy. Interfejs edukacyjny miał pracować jeszcze przez kilka miesięcy, aby młody mózg obudził się już z podstawowym zestawem informacji niezbędnych nie tylko do przetrwania, ale i asymilacji w nowoczesnym społeczeństwie.
Tymczasem Rajan rozmyślał, czy się obrazić za taką nagłą zmianę tematu. Zawsze, kiedy już się dobrze rozgrzał do sprzeczki, jego ukochana małżonka przecinała temat niczym promieniem lasera i natychmiast zaczynała coś nowego. Ponieważ nie wpadł na żaden sensowny pomysł (ani na błyskotliwą zemstę, ani zgrabne pochlebstwo), postanowił również zmienić temat i połączył się z księgowością. Pora na cotygodniowy audyt sytuacji kredytowej.
Korporacyjna SI nie pozostawiła złudzeń, co Rajan skonstatował z zadowoleniem: długi zaciągnięte pół wieku temu jeszcze przez dziadków Rajana i Lakszmi nie pozwolą im wykupić się do samej śmierci. Wiele zmieniło się w Studni, ale nie to, co najważniejsze. Skutki kryzysu gospodarczego po Latach Zarazy miały dotyczyć jeszcze wiele pokoleń. Państwo Dasowie oraz ich dzieci, a zapewne i wnuki, pozostaną własnością konsorcjum. Ich przyszłość była dobrze zabezpieczona, pewna i przewidywalna.
Rajan zawsze czuł satysfakcję ze swego położenia. Po pierwsze lubił swoją pracę, podobnie jego żona. Po drugie nie bardzo litował się nad frajerami, którzy trafili gorzej. Nikt go tego nie nauczył, więc nie potrafił. Po trzecie nie bardzo sobie wyobrażał życie na wolności. No jak to, wpaść w ten wielki tygiel proli z dwudziestoprocentowym bezrobociem? Mieszkać w rozpadających się blokowiskach, łupać asfalt pod poletko ziemniaków, jak białasy z osławionego Londynu? Podkradać prąd i dane, jak Europejczycy? Umierać z bólu przy byle zgorzeli zębowej? W końcu i tak umrzeć, i nie ujrzeć nawet prawnuków? I to wszystko na własny rachunek? Nie ma głupich! Tutaj, w habitacie zbudowanym z leciutkich kompozytów, orbitującym na skraju Otchłani, nie było zresztą ludzi wolnych. Zapewne, gdyby się tu znaleźli, stacja szybko by uległa jakimś awariom, albo zeszła z punktu Langrange’a… W tak delikatnym środowisku nie ma miejsca na dyskusje, liczy się uległość, spolegliwość i dyscyplina.
– Koniec przerwy kolacyjnej! Wracać do pracy! – ściany mieszka zaczęły błyskać, zapipały kołnierze uszczelniające.
– Nie za wcześnie? – zdumiał się Rajan – Mam wrażenie, że przerwy wciąż się skracają.
– Ulegasz typowym dla swojej płci złudzeniom wywołanym lenistwem – odparła Lakszmi.
– Cicho, nie wyrażaj na głos takich komentarzy, ściany mają uszy – przestraszył się Rajan.
Lakszmi nie odpowiedziała, tylko natychmiast skoczyła do gniazda komunikacyjnego i rozpoczęła procedurę logowania. Spóźnienie groziło obcięciem doli kalorycznej. Przy okazji też można było zarobić elektrycznego kopniaka o napięciu piętnastu kilowoltów.
Rajan miał jeszcze kilka minut, więc ogarnął kuchnię: wrzucił naczynia do utylizatora, a resztki curry do ust, bo nic go tak nie martwiło, jak marnowanie jedzenia. I pomknął do swojego gniazda. W ostatniej chwili ustawił ręce i nogi na prowadnicach, szczęknęły klamry. Ciało zostało solidnie dociśnięte do płaszczyzny sensorów. Szczypawki wgryzły się w skórę, aż Rajan na chwilę wyprężył się z bólu, zanim zaczęły pompować synestetyk. Na rzeczywistość spłynęła słodko-lepka mgła. Umysł Rajana odpływał do krainy matematyki. Plusnął interfejs i znowu popłynęły hamiltoniany.
Lada jaki [opowiadanie SF]
2No i co? będziemy się teraz taplać w krwawej zemście?
Nie... Może innym razem. Następnym.
Wygląda na to, że się napracowałeś nad tym tekstem. Czyszczony i poukładany. Na ortometrii się nie znam, więc nawet nie będę próbował robić łapanek, ale tak na oko... może nawet nie ma czego łapać.
Opowiadasz nawet nie najgorzej, ale... (to odwieczne ale, które knuje niestrudzenie, żebyśmy nie przeszli do historii literatury):
- Nawet jeśli wszystkie te nazwiska, prawa i inne niesamowicie mądre rzeczy mają podstawy naukowe, to wciąż oczy pękają na paru pierwszych akapitach. Czy to rzeczywiście coś daje temu opowiadaniu? Mówi coś szczególnego o świecie albo bohaterze? Ja osobiście nie jestem zwolennikiem "naukowego" podejścia do słowa. Czasem dryfuję, czasem nie trzymam się prawideł słownikowych, czasem nawet świadomie. Uważam, że autor ma prawo do odrobiny szaleństwa w swoim tekście. Tylko co w zamian dostaje czytelnik? Może gdybym miał doktorat z fizyki, coś bym dostał jako czytelnik. Ale nie jestem.
- Pomysł na niewolników korporacji w świecie przyszłości... Sam rozumiesz.
- Pomysł na kształcenie ludzi w okresie płodowo-prenatalnym... Sam rozumiesz. Nie są złe, ale bez kontekstu, pozostawione same sobie...
- No i w sumie rzecz, która zainteresowała mnie na plus, to pointa, czy też bardziej refleksja bohatera ustawionego w tym sztafażu, że lepiej bezpiecznie w niewoli, niż niebezpiecznie na wolności.
Poeksperymentuj z prostszym językiem, takim dla ludzi
A co do pomysłów - niektóre są w sam raz do tego, żeby na nich ćwiczyć.
Powodzenia.

Wygląda na to, że się napracowałeś nad tym tekstem. Czyszczony i poukładany. Na ortometrii się nie znam, więc nawet nie będę próbował robić łapanek, ale tak na oko... może nawet nie ma czego łapać.
Opowiadasz nawet nie najgorzej, ale... (to odwieczne ale, które knuje niestrudzenie, żebyśmy nie przeszli do historii literatury):
- Nawet jeśli wszystkie te nazwiska, prawa i inne niesamowicie mądre rzeczy mają podstawy naukowe, to wciąż oczy pękają na paru pierwszych akapitach. Czy to rzeczywiście coś daje temu opowiadaniu? Mówi coś szczególnego o świecie albo bohaterze? Ja osobiście nie jestem zwolennikiem "naukowego" podejścia do słowa. Czasem dryfuję, czasem nie trzymam się prawideł słownikowych, czasem nawet świadomie. Uważam, że autor ma prawo do odrobiny szaleństwa w swoim tekście. Tylko co w zamian dostaje czytelnik? Może gdybym miał doktorat z fizyki, coś bym dostał jako czytelnik. Ale nie jestem.
- Pomysł na niewolników korporacji w świecie przyszłości... Sam rozumiesz.
- Pomysł na kształcenie ludzi w okresie płodowo-prenatalnym... Sam rozumiesz. Nie są złe, ale bez kontekstu, pozostawione same sobie...
- No i w sumie rzecz, która zainteresowała mnie na plus, to pointa, czy też bardziej refleksja bohatera ustawionego w tym sztafażu, że lepiej bezpiecznie w niewoli, niż niebezpiecznie na wolności.
Poeksperymentuj z prostszym językiem, takim dla ludzi

Powodzenia.
Jako pisarz odpowiadam jedynie za pisanie.
Za czytanie winę ponosi czytelnik.
Za czytanie winę ponosi czytelnik.
Lada jaki [opowiadanie SF]
3No tak, hm. Generalnie lubię techno żargon i hard sf, ale to naprawdę niełatwe napisać coś takiego tak, by czytelnika nie przytłoczyć potokiem skomplikowanych i wymyślnych określeń. Tutaj niestety tak jest. Pierwszy akapit jest dla mnie całkowicie niezrozumiały. Tzn nie wiem co bohater robi, poza tym, że jest podłączony do jakiejś maszyny. Jest to też w sumie nieistotne dla dalszej akcji. Dodatkowo, w sumie jest to scenka rodzajowa, nic się nie dzieje, co by zaciekawiło co dalej, ani w bohaterach, ani w sytuacji, ot Kowalski z Kowalską pogadali przy obiedzie o problemach rodzicielskich, jak to wyzysk korpo robi ale też korpo dba i chroni. Te wszystkie elementy, tzn podsłuch, kontrola, programowanie ludzi, hodowla pozaustrojowa ludzi to już nie szokuje ani nie jest wystarczająco ciekawe by wystarczyło do czytania dalej.
Chyba na początek potrzebowałabym jakiegoś smaczku, tak to ot, oczy się po tekście przesunęły, mózg części żargonu nie przetworzył i tyle.
Niezłe ćwiczenie, może spróbuj z czymś bardziej dynamicznym?
Chyba na początek potrzebowałabym jakiegoś smaczku, tak to ot, oczy się po tekście przesunęły, mózg części żargonu nie przetworzył i tyle.
Niezłe ćwiczenie, może spróbuj z czymś bardziej dynamicznym?
Lada jaki [opowiadanie SF]
4A nie czasem transformata Legendre'a i mnożnik Lagrange'a? Nie jestem pewna, czy dałoby się zastosować metodę operowania na funkcjach do czegoś, co nie jest funkcją, tylko metodą operowania na funkcjach, ale tu już się może wypowiedzą mądrzejsi ode mnie.
Jakich molekuł? Wodoru cząsteczkowego, sacharozy czy DNA wybranego chromosomu cebuli? To spora różnica i tu już nie odpuszczę, bo to moje pole ekspertyzy.flamenco108 pisze: (czw 08 kwie 2021, 18:22) Laboratorium orbitalne operowało na cyrkumsolarnym cyklotronie o średnicy toru zaledwie kilku tysięcy molekuł
flamenco108 pisze: (czw 08 kwie 2021, 18:22) – Co? No, być może. Dzisiejszy malec jak ówczesny nastolatek, postęp to postęp.
A niby z jakiej racji?
I bez zdolności dostrzegania kolorów, wzorów, chodzenia, trafienia sobie palcem do nosa ani reagowania na bodźce dotykowe. Ech, miła to wizja pozbycia się kaszojadów z przestrzeni publicznej, sama chętnie zamykałabym je w worach z glutem, dopóki nie nauczą się cicho zachowywać, ale to by pasowało raczej do Alicji w Krainie Czarów. Jak chcesz udawać, że piszesz twarde SF, to nie możesz wyskakiwać z takimi kwiatkami.flamenco108 pisze: (czw 08 kwie 2021, 18:22) Interfejs edukacyjny miał pracować jeszcze przez kilka miesięcy, aby młody mózg obudził się już z podstawowym zestawem informacji niezbędnych nie tylko do przetrwania, ale i asymilacji w nowoczesnym społeczeństwie.
To skąd miałaby czas na gotowanie? Z tekstu wynika, że branie jedzenia z jadłodajni to jej wybór, a nie konieczność.flamenco108 pisze: (czw 08 kwie 2021, 18:22) Lakszmi nie odpowiedziała, tylko natychmiast skoczyła do gniazda komunikacyjnego i rozpoczęła procedurę logowania. Spóźnienie groziło obcięciem doli kalorycznej. Przy okazji też można było zarobić elektrycznego kopniaka o napięciu piętnastu kilowoltów.
Ogólnie mam z tym tekstem cztery problemy:
Po pierwsze, mam wrażenie, że używasz trudnych słówek bez zastanawiania się, co one znaczą. Generujesz typowy technobabble i trudno mi odgadnąć, czy robisz to celowo dla efektu komicznego, czy naprawdę sądzisz, że ktoś uzna ten tekst za poprawny. Jedna wtopa z molekułami, druga z cyklotronem (sprawdź sobie, czym się różni od synchrotronu i dlaczego nie może być budowany wokół czegoś), a zapewne znalazłoby się kilka innych, jednak to już nie moja działka. Jeśli celem miało być rozbawienie odbiorcy, to brakuje mi czegoś, co byłoby prawdziwym dowcipem (jako chociażby macierz i pacierz Lema) z pointą do odszyfrowania. Same nonsensy rzadko są śmieszne.
Po drugie, nie jestem pewna, kiedy to się dzieje. Opisujesz technologie, które należałoby lokować w bardzo odległej przyszłości, a jednocześnie pewne fragmenty sugerują, że rodzice głównych bohaterów żyli w naszych czasach.
Po trzecie, można odnieść wrażenie, że Konsorcjum w swoich niewolników inwestuje zaskakująco dużo. Dlaczego nie wymaga chociażby robienia większej liczby dzieci, żeby móc niezbędną poprawę jakości załatwiać selekcją, a nie edukacją? Nie byłoby taniej? Warunki życia też mają niezłe (świeży czosnek na stacji kosmicznej!) zupełnie bez potrzeby.
Tekstu nie można jednak wyrzucić na śmietnik, bo zawiera w sobie dwa ciekawe elementy, i to mój czwarty problem. Takie fundamenty (pomysł pierwszy: wykorzystanie człowieka jako żywego kalkulatora, bo pewnie ma coś, czego SI nie potrafi się nauczyć, pomysł drugi: w ekstremalnie zderegulowanej ekonomii niewolnicy mają lepsze warunki życia, niż ludzie wolni nieposiadający kapitału) aż proszą się o lepsze wykonanie. O co chodzi z tym podpinaniem się do symulatora (czy co Rajan tam robi), do czego jest potrzebny? Do czego bardziej opłaca się wykorzystywać ludzi, niż sztuczne inteligencje? Co takiego się podziało z ekonomią? (Bo nie kupuję Wielkiej Zarazy, to znaczy okej, może dałoby się coś z niej wyprowadzić, ale Ty tego nie robisz, tylko stosujesz hasło-wytrych: Hurr durr była Zaraza, świat się zepsuł i już, ta-daaam).
Wychodzi na to, że zmarnowałeś całkiem spory potencjał. To przede wszystkim materiał na dłuższy tekst (a nie jedną rozmowę przy obiedzie, w czasie której rodzice pretekstowo wypluwają wszystkie problemy, nowinki i ciekawostki Twojego świata). Poza tym warto się naprawdę skupić nad spójnym i dającym do myślenia przedstawieniem przyczyn, celu i konsekwencji wprowadzonych przez Ciebie pomysłów, a nie tylko je zasygnalizować.
Warto się nad tym pochylić i napisać jeszcze raz, bo może wyjść z tego niezłe opowiadanie. Nie przepisać z wygładzeniem potknięć, tylko wywalić wszystko poza najciekawszymi pomysłami i napisać całkiem od nowa.
Lada jaki [opowiadanie SF]
5Dziękuję Wam za uwagi (które przyjmuję zgodnie z regulaminem z pokorom i godnościom osobistom).
Wniosków mam kilka:
Bez alfa i beta readerów w zasadzie nie ma co marzyć o tym, żeby tekst się do czegoś nadawał, zanim człowiek nie znajdzie (być może) jakiegoś klucza do czytelniczych gustów. Mnie się to wszystko wydawało arcyzabawne: zalać technobełkotem (który oczywiście nic konkretnego nie znaczy, a jedynie ma zastraszyć), zbudować egzotyczny setting, a następnie od razu przejść do kuchni i zwykłej rodzinnej pogwarki o problemach z nastolatkami.
Przesłanie wydawało mi się jasne (no, pewnie). Jak widać: nie wybrzmiało. Czytelnicy załapali zaledwie okruchy, przy czym każdy z trojga - inne. Znakiem tego: zły dobór słów, ich liczby i kolejności.
Generalnie, mój pogląd na krótki tekst wygląda tak: nie ma co w nim przekazywać bardziej złożonych treści, to bardziej trącanie strun wyobraźni czytelnika niż dyskurs intelektualny. Albo z tego brzdąkania wyjdzie coś ładnego, albo nie.
No, tym razem chyba nie wyszło.
Dalej rozwinięcie powyższego w komentarzach do komentarzy (nie wiem, jak to jest przyjęte na Weryfikatorium, u Fahrenheita pisarz miał raczej milczeć i z pokorą przyjmować razy, tutaj zobaczymy):
Gdyby to miało pójść publicznie (choćby na konkurs pisarski biblioteki publicznej w Wychódźcu), skonsultowałbym te sprawy z fachowcem i takie babole zamieniłyby się w technobełkot bez błędów formalnych. Bo dalej miał to być technobełkot, a nie dyskurs, mimo wszystko. Struny, brzdąkanie, tylko bez dysonansów (poznawczych).
Przyznam, nie spodziewałem się trafić na tak analityczne i wnikliwe podejście do tych zdań, poza tym, jak wspomniałem wcześniej: ciąłem (odnosi się to też do kilku Twoich dalszych uwag).
A ten cyklotron, czy synchrotron, to już mnie kompletnie zabiłaś, dzięki (a miało być "akcelerator" i niech się czytelnik sam domyśla, ale chciałem zaszpanować słowem). Bo siedziałem przez chwilę nad tym dylematem i w końcu wybrałem źle
Mam nadzieję, że kiedyś nie odmówisz mi konsultacji.
Wiele Twoich uwag (oczywiście - celnych) to gotowe recepty na wydłużenie tego opowiadania do wielkości co najmniej drukowalnej, a może i mikropowieści. Planowałem jako przesłanie pomysł, że w pewnych warunkach stanie się kimś w rodzaju niewolnika może być o wiele sensowniejszym wyborem (o ile się takowy ma) - to miała być kontrowersja, która miała czytelnika zająć także po zakończeniu lektury. Ale jednocześnie, czym by się ten tekst nie stał docelowo, jak ognia wystrzegałbym się dawania czytelnikowi gotowych osądów. Zawsze chodziłoby mi tylko raczej o zadanie pytań, niż proponowanie odpowiedzi.
Oczywiście - nie od przesłania się zaczęło, tylko od brzdąkania, a potem była próba takiego przepisania luźno złożonych idei, żeby wyszła jakaś całość. Jeżeli nie wskoczy mi jakiś superpomysł na inne opowiadanie, to z pewnością wezmę się i to przepiszę zupełnie od nowa.
Serdecznie dziękuję za Wasze uwagi. Mam nadzieję, że będę się mógł odwdzięczyć.
Wniosków mam kilka:
Bez alfa i beta readerów w zasadzie nie ma co marzyć o tym, żeby tekst się do czegoś nadawał, zanim człowiek nie znajdzie (być może) jakiegoś klucza do czytelniczych gustów. Mnie się to wszystko wydawało arcyzabawne: zalać technobełkotem (który oczywiście nic konkretnego nie znaczy, a jedynie ma zastraszyć), zbudować egzotyczny setting, a następnie od razu przejść do kuchni i zwykłej rodzinnej pogwarki o problemach z nastolatkami.
Przesłanie wydawało mi się jasne (no, pewnie). Jak widać: nie wybrzmiało. Czytelnicy załapali zaledwie okruchy, przy czym każdy z trojga - inne. Znakiem tego: zły dobór słów, ich liczby i kolejności.
Generalnie, mój pogląd na krótki tekst wygląda tak: nie ma co w nim przekazywać bardziej złożonych treści, to bardziej trącanie strun wyobraźni czytelnika niż dyskurs intelektualny. Albo z tego brzdąkania wyjdzie coś ładnego, albo nie.
No, tym razem chyba nie wyszło.
Dalej rozwinięcie powyższego w komentarzach do komentarzy (nie wiem, jak to jest przyjęte na Weryfikatorium, u Fahrenheita pisarz miał raczej milczeć i z pokorą przyjmować razy, tutaj zobaczymy):
No właśnie dlatego był to tylko jeden akapit składający się z kilku zdań, żeby czytelnik nie uciekł z krzykiem. To był tylko wist.Seener pisze: (czw 08 kwie 2021, 19:00) - Nawet jeśli wszystkie te nazwiska, prawa i inne niesamowicie mądre rzeczy mają podstawy naukowe, to wciąż oczy pękają na paru pierwszych akapitach. Czy to rzeczywiście coś daje temu opowiadaniu?
No właśnie to jest ten fragment, który też (co najmniej) trochę nie wybrzmiał, skoro tak to skomentowałeś.Seener pisze: (czw 08 kwie 2021, 19:00) Pomysł na niewolników korporacji w świecie przyszłości... Sam rozumiesz.
Generalnie zgadzam się z tezą Ziemkiewicza-pisarza: im bardziej pisarz męczy się przy pisaniu tekstu, tym większa szansa, że czytelnik będzie przy nim odpoczywał, lub dobrze się bawił. Zatem Twoja rada ma głęboki sens, szczególnie, kiedy cyzeluje się coś celującego w druk.
Pewnie dlatego, że jak sądzę, masz o wiele większą łatwość czytania z ekranu niż ja. Umyślnie się starałem, żeby opowiadanie było krótkie - liczyłem na dodatkowe plusy za to. Ściąłem co najmniej pół tekstu. A tu patrzcie, zarobiłem minusa.Caroll pisze: (sob 10 kwie 2021, 21:08) Chyba na początek potrzebowałabym jakiegoś smaczku, tak to ot, oczy się po tekście przesunęły, mózg części żargonu nie przetworzył i tyle.
Już mam rozgrzebane ćwiczenie, gdzie bohaterowie więcej biegają i strzelają, tylko brakuje mi w nim początku, rozwinięcia i zakończenia oraz jakiegoś morału, czyli "co autor chciał powiedzieć". Zatem z pewnością za jakiś czas wrzucę je tu do patroszenia.Caroll pisze: (sob 10 kwie 2021, 21:08) Niezłe ćwiczenie, może spróbuj z czymś bardziej dynamicznym?
Rozgryzłaś mnie: to nie miało służyć wykazaniu się wiedzą (której nie mam i do druku na pewno czegoś takiego bym nie pchnął), a jedynie zbudowaniu odpowiedniego nastroju. To były gry słów. Transformata Legendre'a i funkcje Lagrange'a wzięły się z pośpiesznego dokształcania pod tym, jak napisałem, że smakował hamiltoniany - nagle uświadomiłem sobie, że brzmi to nieźle, ale nie mam bladego pojęcia, co znaczy (formalną edukację matematyczną zakończyłem w okolicy całek) - ale chodziło w tym głównie o zbieżność dźwięków (jak w innym miejscu "mieszek mieszkalny"). Z molekułami - po prostu nie przemyślałem sprawy. W końcu np. torebka z polietylenu w zasadzie mogłaby być jedną molekułą, o ile dobrze pomnę lekcje chemii z liceum...MargotNoir pisze: (ndz 11 kwie 2021, 10:42) A nie czasem transformata Legendre'a i mnożnik Lagrange'a?
(...)
Jakich molekuł? Wodoru cząsteczkowego, sacharozy czy DNA wybranego chromosomu cebuli?
Gdyby to miało pójść publicznie (choćby na konkurs pisarski biblioteki publicznej w Wychódźcu), skonsultowałbym te sprawy z fachowcem i takie babole zamieniłyby się w technobełkot bez błędów formalnych. Bo dalej miał to być technobełkot, a nie dyskurs, mimo wszystko. Struny, brzdąkanie, tylko bez dysonansów (poznawczych).
Przyznam, nie spodziewałem się trafić na tak analityczne i wnikliwe podejście do tych zdań, poza tym, jak wspomniałem wcześniej: ciąłem (odnosi się to też do kilku Twoich dalszych uwag).
A ten cyklotron, czy synchrotron, to już mnie kompletnie zabiłaś, dzięki (a miało być "akcelerator" i niech się czytelnik sam domyśla, ale chciałem zaszpanować słowem). Bo siedziałem przez chwilę nad tym dylematem i w końcu wybrałem źle

Mam nadzieję, że kiedyś nie odmówisz mi konsultacji.
Ta uwaga dowodzi, że błąd nie był stuprocentowy: zabrzęczało coś w pobliżu, choć nie dokładnie.MargotNoir pisze: (ndz 11 kwie 2021, 10:42) sama chętnie zamykałabym je w worach z glutem, dopóki nie nauczą się cicho zachowywać,
Przeczytałem jeszcze raz i faktycznie - ściąłem nieuważnie, trzeba to było przepisać.MargotNoir pisze: (ndz 11 kwie 2021, 10:42) To skąd miałaby czas na gotowanie? Z tekstu wynika, że branie jedzenia z jadłodajni to jej wybór, a nie konieczność.
Jak to powiedział kiedyś Dukaj na jednym spotkaniu: "Siadam pisać opowiadanie i zanim się obejrzę, mam już pięćset stron". Co do potencjału, to mam nadzieję, że im więcej się go marnuje, tym więcej się go ma. Zobaczymy.MargotNoir pisze: (ndz 11 kwie 2021, 10:42) Wychodzi na to, że zmarnowałeś całkiem spory potencjał. To przede wszystkim materiał na dłuższy tekst
Wiele Twoich uwag (oczywiście - celnych) to gotowe recepty na wydłużenie tego opowiadania do wielkości co najmniej drukowalnej, a może i mikropowieści. Planowałem jako przesłanie pomysł, że w pewnych warunkach stanie się kimś w rodzaju niewolnika może być o wiele sensowniejszym wyborem (o ile się takowy ma) - to miała być kontrowersja, która miała czytelnika zająć także po zakończeniu lektury. Ale jednocześnie, czym by się ten tekst nie stał docelowo, jak ognia wystrzegałbym się dawania czytelnikowi gotowych osądów. Zawsze chodziłoby mi tylko raczej o zadanie pytań, niż proponowanie odpowiedzi.
Oczywiście - nie od przesłania się zaczęło, tylko od brzdąkania, a potem była próba takiego przepisania luźno złożonych idei, żeby wyszła jakaś całość. Jeżeli nie wskoczy mi jakiś superpomysł na inne opowiadanie, to z pewnością wezmę się i to przepiszę zupełnie od nowa.
Serdecznie dziękuję za Wasze uwagi. Mam nadzieję, że będę się mógł odwdzięczyć.
Lada jaki [opowiadanie SF]
6Nie chodzi tu o długość a o coś, co przykuwa uwagę: wydarzenie, akcja, sytuacja, monolog bohatera. Tutaj wszystko wydawało mi się takie zwykłe i w sumie nic do zapamiętania, pomimo owinięcia tego w kosmicznie wymyślny żargon. Sorry. Gdzieś w tym nie odnalazłam Twojego zamysłu.flamenco108 pisze: (ndz 11 kwie 2021, 18:15) Pewnie dlatego, że jak sądzę, masz o wiele większą łatwość czytania z ekranu niż ja. Umyślnie się starałem, żeby opowiadanie było krótkie - liczyłem na dodatkowe plusy za to. Ściąłem co najmniej pół tekstu. A tu patrzcie, zarobiłem minusa.
Lada jaki [opowiadanie SF]
7No widzisz, masz tu całe forum beta readerów:) Pisz i eksperymentuj. To idealne miejsce również do tego, żeby zawczasu się przekonać, że jedne pomysły są lepsze, a inne gorsze. Gustów wszystkich i tak nie zaspokoisz. Tego nie potrafi nawet najważniejszy prezes w państwieflamenco108 pisze: (ndz 11 kwie 2021, 18:15) Bez alfa i beta readerów w zasadzie nie ma co marzyć o tym, żeby tekst się do czegoś nadawał, zanim człowiek nie znajdzie (być może) jakiegoś klucza do czytelniczych gustów.

Pisz to, co sprawia Ci przyjemność, albo co chciałbyś przeczytać.
I nie przejmuj się za mocno krytycznymi uwagami. Zawsze warto je przemyśleć, ale na koniec to i tak Ty musisz podjąć decyzję.
Powodzenia z kolejnymi tekstami.
Jako pisarz odpowiadam jedynie za pisanie.
Za czytanie winę ponosi czytelnik.
Za czytanie winę ponosi czytelnik.
Lada jaki [opowiadanie SF]
8Cześć, Flamenco!
Ogólna refleksja najważniejsza, zacznę od najtrafniejszego komentarza:
Zastanawiałem się, z czym mamy do czynienia, krótkim zamkniętym tekstem czy fragmentem? Przyzwyczajenia z F-ta są takie, że powinno się wystawiać pod pręgierz zamknięte opowiadania, wtedy można się jakoś odnieść do tego jak autor radzi sobie z fabułą. Na Wery nie ma takiego wymogu i zawsze czytając muszę się pozastanawiać - to tekst czy fragment? Jak do niego podejść?
Tu brakuje wyraźnej fabuły. Jest nadmiar opisu otoczenia, rzeczywistości, tła (nadmiar, ale i wiele niedomówień), ale brak wyraźnej linii fabularnej, bo rozmowa przy obiedzie i to w dodatku dość rytualna, nie spełnia tego wymogu. Więc jesteśmy zagadani żargonem i tłem a z indywidualnych losów bohaterów wiemy niewiele.
Pozostaje mi się więc zgodzić z MargotNoir, że pomysł prosi się o szersze podejście.
Oprócz tego mam dwie uwagi drobniejsze.
Curry to mieszanka różnych przypraw i wiadomo, ze każdemu co innego zapachnie bardziej, ale jeśli chcesz podkreślić najważniejsze zapachy dania z tą przyprawą, to zdecydowanie brakuje tej woni najważniejszej - kozieradki
Druga uwaga - porażenie prądem, by było bolesną karą. 15 kilowoltów przy jakimś bardzo, ale to bardzo, ale to bardzo-bardzo niskim natężeniu prądu będzie faktycznie bolesną ale niegroźną karą. Tak zwyczajnie, to zabija. Szybkie sprawdzenie na Wiki - w krzesłach elektrycznych stosowano prąd o napięciu ok. 2 kilowoltów
Ogólna refleksja najważniejsza, zacznę od najtrafniejszego komentarza:
Lepiej bym tego nie ujął. IMHO faktycznie tak wyszło.MargotNoir pisze: To przede wszystkim materiał na dłuższy tekst (a nie jedną rozmowę przy obiedzie, w czasie której rodzice pretekstowo wypluwają wszystkie problemy, nowinki i ciekawostki Twojego świata). Poza tym warto się naprawdę skupić nad spójnym i dającym do myślenia przedstawieniem przyczyn, celu i konsekwencji wprowadzonych przez Ciebie pomysłów, a nie tylko je zasygnalizować.
Zastanawiałem się, z czym mamy do czynienia, krótkim zamkniętym tekstem czy fragmentem? Przyzwyczajenia z F-ta są takie, że powinno się wystawiać pod pręgierz zamknięte opowiadania, wtedy można się jakoś odnieść do tego jak autor radzi sobie z fabułą. Na Wery nie ma takiego wymogu i zawsze czytając muszę się pozastanawiać - to tekst czy fragment? Jak do niego podejść?
Tu brakuje wyraźnej fabuły. Jest nadmiar opisu otoczenia, rzeczywistości, tła (nadmiar, ale i wiele niedomówień), ale brak wyraźnej linii fabularnej, bo rozmowa przy obiedzie i to w dodatku dość rytualna, nie spełnia tego wymogu. Więc jesteśmy zagadani żargonem i tłem a z indywidualnych losów bohaterów wiemy niewiele.
Pozostaje mi się więc zgodzić z MargotNoir, że pomysł prosi się o szersze podejście.
Oprócz tego mam dwie uwagi drobniejsze.
Curry to mieszanka różnych przypraw i wiadomo, ze każdemu co innego zapachnie bardziej, ale jeśli chcesz podkreślić najważniejsze zapachy dania z tą przyprawą, to zdecydowanie brakuje tej woni najważniejszej - kozieradki

Druga uwaga - porażenie prądem, by było bolesną karą. 15 kilowoltów przy jakimś bardzo, ale to bardzo, ale to bardzo-bardzo niskim natężeniu prądu będzie faktycznie bolesną ale niegroźną karą. Tak zwyczajnie, to zabija. Szybkie sprawdzenie na Wiki - w krzesłach elektrycznych stosowano prąd o napięciu ok. 2 kilowoltów
Sekretarz redakcji Fahrenheita
Agencja ds. reklamy, I prawie już nie ma białych Francuzów, Psi los, Woli bogów skromni wykonawcy
Agencja ds. reklamy, I prawie już nie ma białych Francuzów, Psi los, Woli bogów skromni wykonawcy
Lada jaki [opowiadanie SF]
9Wiem, że inni o tym wspominali, ale uważam, że początek tekstu jest bardzo ważny. W końcu to po nim ktoś stwierdzi, czy czytać dalej, czy nie. Pozwól więc, że wyrażę swoje odczucia.
Rozumiem większość "dziwnych słówek" w pierwszych dwóch akapitach, jednak za nic nie łapię przekazu. Pojawia się dysonans. Spodziewam się, że cały tekst będzie tak wyglądał. To po prostu odstrasza.
Im dalej w las tym lepiej, w sensie rozumiem to, co piszesz.
Opowiadanie wydaje się głównie wprowadzeniem w całkiem ciekawy setting.
Masz sporo niewyjaśnionych nazw własnych, większość wydaje się zbędna i utrudnia zrozumienie świata. Bo ot nie wiem, co to dokładnie jest, ale jednak to coś ważnego.
Rozumiem większość "dziwnych słówek" w pierwszych dwóch akapitach, jednak za nic nie łapię przekazu. Pojawia się dysonans. Spodziewam się, że cały tekst będzie tak wyglądał. To po prostu odstrasza.
Im dalej w las tym lepiej, w sensie rozumiem to, co piszesz.
Opowiadanie wydaje się głównie wprowadzeniem w całkiem ciekawy setting.
Masz sporo niewyjaśnionych nazw własnych, większość wydaje się zbędna i utrudnia zrozumienie świata. Bo ot nie wiem, co to dokładnie jest, ale jednak to coś ważnego.
Czegoś mi tu brakuje. Nie wiem dokładnie czego :ups: Sam zmienił bym kolejność dwóch ostatnich zdań albo dodał, że kochał swoją pracę, mimo to że była wycieńczająca, bo taka wydaje się być, skoro angażuje wszystkie zmysły.flamenco108 pisze: (czw 08 kwie 2021, 18:22) A że miało to miejsce co najmniej dziesięć razy na sekundę, musiał korzystać ze specjalnego interfejsu angażującego wszystkie zmysły i dodatkowego wspomagania komputerowego dla inteligencji logicznej. Kochał swoją pracę. Przez kilka godzin dziennie, podczas swojej zmiany, naprawdę rozumiał, o co chodzi w matematyce.
To brzmi trochę jakby ten dzieciak sam tworzył język asembler.flamenco108 pisze: (czw 08 kwie 2021, 18:22) Pomagałem mu programować asembler, tłumok nie odróżnia NOR od XOR.
Z jednej strony cieszę się, że jest coraz mniej żargonu, a z drugiej byłem pewien, że wrzucisz tu deterministyczna, dziwne uczucie.flamenco108 pisze: (czw 08 kwie 2021, 18:22) Ich przyszłość była dobrze zabezpieczona, pewna i przewidywalna.
Lada jaki [opowiadanie SF]
10O cześć! Kopę lat!
Nie spodziewałem się, że ktoś jeszcze będzie wracał do tego tekstu. Na wakacje odłączyłem weryfikatorium z kolejki czytelniczej - wchłonąłem się w projekt stenotypii dla języka polskiego, co przejada wszelkie moje siły twórcze, szczególnie, że muszę się nauczyć programować.
Tworzenie narzędzi do pisania wydaje mi się dobrze usprawiedliwioną ucieczką od samego pisania
Na tym bazowałem. Tak z szybkiego poszukiwania jakiegoś rozwiązania zagadki, "curry" to coś jakby "mieszanka" po prostu. Czyli nasza "zupa na winie" ;-)
Dzięki za uwagi.
Dodano po 9 minutach 15 sekundach:
Dzięki za uwagi!
Nie spodziewałem się, że ktoś jeszcze będzie wracał do tego tekstu. Na wakacje odłączyłem weryfikatorium z kolejki czytelniczej - wchłonąłem się w projekt stenotypii dla języka polskiego, co przejada wszelkie moje siły twórcze, szczególnie, że muszę się nauczyć programować.
Tworzenie narzędzi do pisania wydaje mi się dobrze usprawiedliwioną ucieczką od samego pisania

https://pl.wikipedia.org/wiki/CurryKruger pisze: (śr 02 cze 2021, 14:31) Curry to mieszanka różnych przypraw i wiadomo, ze każdemu co innego zapachnie bardziej, ale jeśli chcesz podkreślić najważniejsze zapachy dania z tą przyprawą, to zdecydowanie brakuje tej woni najważniejszej - kozieradki
Na tym bazowałem. Tak z szybkiego poszukiwania jakiegoś rozwiązania zagadki, "curry" to coś jakby "mieszanka" po prostu. Czyli nasza "zupa na winie" ;-)
Ten pomysł oparłem o wspomnienie jeszcze z dzieciństwa: w gazecie (była taka gazeta dla kobiet, gdzie na ostatniej stronie drukowali ciekawostki ze świata, jakieś dowcipy itp., to ja to mamie podkradałem i czytałem z tzw. wypiekami) napisali, że Szwajcarzy pracują nad systemem budzenia kierowcy takim właśnie kopniakiem o napięciu 15Kv, ale bardzo małym prądzie. Właśnie aby bolało, ale nie było groźne. Pewnie projekt im się nie udał, bo dziś nic nas nie kopie podczas jazdy... Czyli w zasadzie wszystko się zgadza.Kruger pisze: (śr 02 cze 2021, 14:31) 15 kilowoltów przy jakimś bardzo, ale to bardzo, ale to bardzo-bardzo niskim natężeniu prądu będzie faktycznie bolesną ale niegroźną karą. Tak zwyczajnie, to zabija. Szybkie sprawdzenie na Wiki - w krzesłach elektrycznych stosowano prąd o napięciu ok. 2 kilowoltów
Dzięki za uwagi.
Dodano po 9 minutach 15 sekundach:
Chodziło oczywiście o maszynę o nazwie "asembler" - pojęcie to można znaleźć tu i ówdzie, np. jako jeden z typów robotów w nanotechnologii. Angielskie "to assemble" da się przetłumaczyć jako "zbierać do kupy". A generalnie to oczywiście wszystko jedno, bo miało to być jakieś zdanie potoczne, jakby dziś powiedzieć "Ten tłumok nie potrafi nawet samodzielnie przełączać kanałów w telewizji" - to w telewizji, czy w telewizorze?Raziel pisze: (ndz 06 cze 2021, 14:17) Pomagałem mu programować asembler, tłumok nie odróżnia NOR od XOR.
To brzmi trochę jakby ten dzieciak sam tworzył język asembler.

Dzięki za uwagi!
Lada jaki [opowiadanie SF]
11Imo słówko asembler jest troszeczkę zbyt abstrakcyjne, żeby użyć go w ten sposób (bo przecież nie wiadomo o jaką maszynę chodzi).flamenco108 pisze: (śr 25 sie 2021, 15:17) Chodziło oczywiście o maszynę o nazwie "asembler" - pojęcie to można znaleźć tu i ówdzie, np. jako jeden z typów robotów w nanotechnologii. Angielskie "to assemble" da się przetłumaczyć jako "zbierać do kupy". A generalnie to oczywiście wszystko jedno, bo miało to być jakieś zdanie potoczne, jakby dziś powiedzieć "Ten tłumok nie potrafi nawet samodzielnie przełączać kanałów w telewizji" - to w telewizji, czy w telewizorze?![]()
Proponuję programować telewizor/pralkę

A co do samego zestawienia programowania i słówka asembler to większości informatyków skojarzy się ono z tym niesławnym językiem programowania, którego byli zmuszeni używać na studiach.