Zastanawiałam się, który fragment wrzucić do oceny, ale uznałam, że najlepiej sam początek. W końcu, gdy początku nie da się czytać, nikt nie będzie kontynuował lektury. Będę wdzięczna za wszystkie uwagi.
................................................
Deszcz spływał po kapturze Rili, gdy samotnie przemierzała uliczki szarego, pogrążonego w mroku miasta. Była noc, a gwiazdy i księżyc były prawie całkowicie ukryte za chmurami. Mrok rozpraszały tylko nieliczne lampy uliczne – po zachodzie słońca na zewnątrz mogła przebywać tylko straż, więc nie było potrzeby oświetlania miasta. Zresztą światło nie było jej potrzebne, widziała teraz równie dobrze, co w ciągu dnia.
Dziewczyna nie miała dziś służby, jednak wiedziała, że jeśli nic nie zrobi, ucierpi ktoś, kogo mogła uratować. Do przodu pchało ją przyjęte dawno temu postanowienie. Wreszcie znalazła to, czego szukała — małą, skuloną postać ukrytą w mroku. Dla przeciętnego przechodnia byłaby ona nie do zauważania, ale Rila nie była przeciętnym przechodniem.
Podeszła powoli, aby jej nie przestraszyć — nie miała ochoty na pościg po mieście. Gdy zbliżyła się na wyciągnięcie ręki, a postać nie wykonała żadnego ruchu, poczuła niepokój. Coś było nie tak. Żadne elfie dziecko nie pozwoliłoby człowiekowi aż tak się zbliżyć, nie podejmując próby ucieczki. Wszyscy wiedzą, co dla elfa znaczy złapanie na terenie ludzi – śmierć. Skupiła się na jego emocjach — poczuła ból i strach. A więc wszystko jasne – było ranne i wiedziało, że nie ma szans na ucieczkę. Pewnie liczyło, że zostanie uznane za martwe i zostawione w spokoju – na ulicach tego biednego miasta nietrudno było spotkać zwłoki bezdomnych lub zamordowanych ludzi. W końcu to tutaj zsyłano odpady społeczeństwa – na granicę świata ludzi, aby uczynić z nich żywą tarczę. Rila jednak wiedziała, że znalezione dziecko było żywe – słyszała przyspieszone bicie jego serca i stłumiony chustą oddech.
Nagle do jej uszu dobiegł dźwięk kroków z sąsiedniej ulicy. Nadchodził patrol straży.
Przeklęła w myślach. Jakby nie mogła mieć czasem trochę szczęścia. Ostatnie czego potrzebowała w tej sytuacji to użeranie się z tymi półgłówkami.
— Siedź cicho i ani drgnij – rzuciła szeptem do skulonego dzieciaka.
Zza zakrętu wyszedł czteroosobowy oddział żołnierzy, który na jej widok gwałtownie się zatrzymał.
— Stój! Przebywanie na ulicach po zmroku jest zakazane! Udowodnij, że jesteś człowiekiem i wyjaśnij powód opuszczenia domu!
Rila widziała wymierzoną w siebie kuszę i wiedziała, że każdy nierozsądny ruch może skończyć się dość boleśnie. Miała przynajmniej tyle szczęścia, że trafiła na służbistę, który postanowił wyrecytować proceduralną formułkę zanim strzelił.
— Spokojnie, jestem człowiekiem i członkiem straży, powoli zdejmę teraz kaptur, będziecie mogli zobaczyć moje uszy — odpowiedziała głośno.
Jeden z czterech obserwujących ją strażników zbliżył się na tyle, żeby światło trzymanej przez niego latarni oświetliło głowę dziewczyny.
— Człowiek! – krzyknął do towarzyszy i poczuła jak napięcie trochę opadło. Ciągle jednak należało uważać i rozegrać to dobrze. Ważył się los niezauważonego przez nich dziecka.
— Co tu robisz o tej porze? Zakaz obowiązuje wszystkich mieszkańców!
— Wszystkich? Jesteś pewien? Może byłbyś tak miły opuścić wycelowaną we mnie kuszę? Czy wolisz, żebym porozmawiała z twoim dowódcą o powodzie, dla którego celujesz do kogoś wyższego stopniem?
— Nie rozśmieszaj mnie smarkulo, nie ma szans, żeby ktoś tak młody był wyższy stopniem ode mnie! Jestem kapralem. Gadaj co tu robisz albo przestanę być miły. A może jesteś zdrajcą Królestwa i szpiegujesz dla tych cholernych szpiczastouchych?
Rila ucieszyła się w duchu. Zaledwie kapral! Nie mieli w armii zbyt wielu stopni. Najniżej byli szeregowi, nad nimi niższe stopnie dowódcze: kaprale i sierżanci, a następnie porucznicy oraz generałowie, którzy byli odpowiedzialni za zarządzanie większymi grupami żołnierzy. Rila jakiś czas wcześniej została przez księcia mianowana na poruczniczkę. Ze względu na nadzwyczajne okoliczności sprawiające, że przeskoczyła na ten stopień od szeregowca, dowodziła jedynie swoim niewielkim oddziałem.
— Mocne słowa jak na kogoś o tak niskim stopniu. I tak elfich rysach. Nie pałęta ci się jakiś elf w rodowodzie?
Nie mogła obrazić go bardziej. W tym mieście przypisanie komuś jakiejkolwiek elfiej cechy było czymś, czego nie można darować.
— Ty…. — Oburzony strażnik ruszył na Rilę wyciągając miecz. Ona jednak była już na to gotowa, mężczyzna zachował się dokładnie tak, jak oczekiwała. Zablokowała jego atak długim sztyletem. W momencie kiedy na błękitne kamienie osadzone w rękojeści padło światło, twarz strażnika zbladła. Z przerażeniem przyjrzał się dziewczynie, którą właśnie zaatakował. Nawet mimo słabego oświetlenia mógł zauważyć bliznę ciągnącą się przez cały policzek. .
— Ty jesteś… — Głos mu się łamał. — Wybacz mi pani, nie wiedziałem, że to ty, nie spodziewałem się spotkać cię tu samej…
Z każdym słowem wycofywał się i kłaniał coraz głębiej. Czuła jego strach.
— Mogę chodzić tam, gdzie mam ochotę.
— Kim jest ta dziewczyna? Szefie, co się dzieje?
Reakcja dowódcy zaskoczyła stojących za nim żołnierzy.
— Jestem Rila. Musieliście chyba o mnie słyszeć, co nie chłopaki?
Wiedziała, że niebezpieczeństwo praktycznie minęło i mogła się rozluźnić.
Zobaczyła szok na twarzach strażników, pewnie to był pierwszy raz, kiedy ją spotkali. Ostatnimi czasy rzadko bywała w koszarach, a jeśli już, to tylko po to, aby poćwiczyć walkę ze swoim oddziałem na specjalnie wydzielonym dla nich placu.
— A teraz znikajcie, zaręczam, że w promieniu kilku kilometrów nie znajdziecie żadnego elfa. A ty – powiedziała zwracając się do ich dowódcy – lepiej trzymaj nerwy na wodzy, bo będziesz miał kłopoty.
— Tak pani, dziękuję pani. – Ciągle w ukłonach wycofał się i wraz z resztą strażników zniknął za zakrętem.
Rila uśmiechnęła się z satysfakcją. Nic tak dobrze nie zapewnia milczenia jak strach przed karą. Faktem było, że żołnierz poza służbą również nie miał prawa przebywać na ulicach, ale przyznanie, że ją spotkali, wiązałoby się z przyznaniem do ataku na protegowaną księcia. Celowo przez nią zresztą sprowokowanego. Chociaż mogła budzić respekt wśród pospolitych żołnierzy, wolała, aby wieści o jej nocnych wycieczkach nie dotarły do uszu najwyższych dowódców.
Obróciła się do skulonej postaci. Czuła od niej teraz dużo mniej strachu, a więcej nienawiści.
— O, a więc słyszałeś o mnie? Fakt, moje imię jest dość znane. A ty, jak się nazywasz?
Odpowiedziała jej cisza i gniewne spojrzenie.
— Jesteś ranny, czuję to. Noga, prawda? Inaczej próbowałbyś uciec. Pomogę ci. Nie masz powodów, żeby mi ufać, a skoro znasz moje imię, masz ich nawet więcej, żeby tego nie robić, ale chyba nie masz wyboru. Wezmę cię na ręce i zabiorę do mojego domu. Nie próbuj nic głupiego, chyba chcesz żyć?
Chłopiec dał się podnieść, ale nienawiść i obrzydzenie, które odczuwał sprawiały dziewczynie prawie fizyczny ból.
***
— To już trzeci dzień jak tu przebywasz, może zdecydujesz się jednak przedstawić?
Chłopiec milczał jak grób. Rila oceniała jego wiek na około 9 lat. Miał typowo elfią urodę – jasna skóra kontrastowała z ciemnymi, dużymi oczami, a spod rudych włosów wystawały końcówki szpiczastych uszu. Leżał na jedynym łóżku w pokoju, przykuty do jego ramy za pomocą dość cienkich kajdan – dziewczyna nie mogła sobie pozwolić, aby jej mały „gość” opuścił dom, kiedy tylko poczuje się na siłach. Byłoby to niebezpieczne dla nich obojga.
— Jeszcze dwa dni i powinieneś być w stanie chodzić na tyle sprawnie, że będziesz mógł niepostrzeżenie opuścić miasto. Ciesz się, że znam się na ziołach i zaryzykowałam wyprawę za mur, żeby je zdobyć.
Jak zwykle jedyną odpowiedzią jaką otrzymała było nienawistne spojrzenie.
— No cóż, dobranoc, nie próbuj niczego głupiego. – To powiedziawszy, ułożyła się na prowizorycznym posłaniu, które przygotowała na podłodze i błyskawicznie zasnęła. Cały dzień patrolowania ulic i nocna opieka nad elfią znajdą wyczerpywały całą jej energię.
Zaraz po przebudzeniu tradycyjnie zamknęła oczy i skupiła umysł, aby zbadać miasto. To co wyczuła sprawiło, że uśmiechnęła się, a następnie wstała i opuściła dom zostawiając w nim śpiącego chłopca.
***
— Wstawaj Maku, wyszła gdzieś, mamy szansę uciec. – W głosie dorosłego elfa próbującego uwolnić dziecko z kajdan wyczuwalna była nerwowość.
— A więc ma na imię Mak? Ładnie.
Zaskoczony mężczyzna błyskawicznie wyciągnął krótki miecz i obrócił się w stronę Rili, która właśnie weszła do pokoju.
— Spokojnie. Odłóż broń. Nie chcesz chyba, żeby komuś stała się krzywda?
— Nie rozśmieszaj mnie! Ty jesteś Krwawa Rila, Elfi Kat. Każdemu, kto cię spotka staje się krzywda. Czemu nie oddałaś jeszcze tego dziecka do więzienia? Chcesz, żeby mógł pójść na szubienicę o własnych siłach?
Jej spojrzenie przez sekundkę przeszył ból — nienawiść w nią wymierzona była naprawdę silna.
— Ładne przydomki, ostatnio byłam tylko krwawa, widzę, że nazwa się rozwija. Mogę być katem, ale sami podpisujecie na siebie wyrok śmierci przekraczając te mury.
Wyciągnęła z kieszeni mały przedmiot i rzuciła go elfowi.
— Co to?
— A na co to wygląda? W życiu nie widziałeś klucza? Zabieraj tego smarkacza i znikajcie stąd. I do jasnej cholery, pilnujcie lepiej tych bachorów! — Chociaż tylko nieznacznie podniosła głos, dało się w nim wyczuć dużo złości. — To jest miasto śmierci dla każdego elfa, a wy pozwalacie dzieciom na wycieczki tutaj? Jak chcecie ginąć z mojej ręki, to droga wolna, ale nie wplątujcie w to nieletnich. A teraz wychodzę na obchód. Radzę skorzystać z trasy przy zachodniej wieży, straże będą tam dziś najsłabsze. Wyjdźcie stąd za 20 minut. Lub, jeśli życie wam niemiłe, zróbcie jak sami chcecie.
— Dlaczego nas puszczasz? — w głosie elfa dała się wyczuć podejrzliwość.
— Dzieciak nie opuści miasta sam, jest jeszcze za słaby. Ty jesteś potrzebny tylko po to, żeby go stąd wynieść.
— A dlaczego niby człowiekowi miałoby zależeć na tym, żeby elfie dziecko uciekło? Czyż wiele razy na murach tego miasta nie wisiały małe ciała?
— Nie było to moją zasługą, nie pomagam w chwytaniu smarkaczy.
— Dlaczego? — Głos mężczyzny wyrażał jednocześnie zaciekawienie, jak i niedowierzanie.
— Wojna to nie sprawa dzieci – mówiąc to, wyszła.
Dopiero w tym momencie pozostawione w pokoju elfy zorientowały się, że cała ta rozmowa prowadzona była w języku, którego nie miał prawa znać żaden człowiek.