Ludzie z mojej klasy [wspomnienie, wulgaryzm] - fragment

1
Mam dziwną pamięć.
Większości rzeczy z gimnazjum nie pamiętam, nic, czarna dziura. Zlewają mi się klasy, korytarze pachnące chlorem i półrocza. Pamiętam tylko, że codziennie, o ile nie padał deszcz, graliśmy w kosza na nierównym asfalcie.
Kilka rzeczy pamiętam za to z takimi szczegółami, jakbym przeniósł się te kilkanaście lat wstecz i stał pod tablicą czując rozmoczoną kredę i tłuste włosy nauczyciela historii.
Do tego jakieś dziwne wydarzenia, błahe, wtedy nieważne, ale wryły mi się w pamięć i pewnie do śmierci będę je widział, jakbym oglądał film w HD.
I osoby. Ale pojedyncze.
Przede wszystkim Remik, Jowita, Daniel. I kobieta–mikrofon.
Remik sięgał do brody wszystkim chłopakom z klasy. Był rok młodszy od nas, za to ponadprzeciętnie łebski, więc dołączył do naszego rocznika, choć plecak ciążył mu jak przedszkolakowi.
Ręce i nogi miał cienkie jak szczepki pelargonii, a na tak samo chudej szyi matka natura przytwierdziła mu wielką głowę z gęstą czupryną. Zawsze jak coś mówił w klasie, ruszał tą głową na boki, co najmniej jakby prezentował ważne odkrycie naukowe. Siedziałem w ławce za nim i parę razy miałem ochotę jebnąć mu w ten łeb. Grzywkę, miesiąc w miesiąc, ktoś obcinał mu tak koślawo, że pośrodku czoła miał czarny zręb z tych włosów, jak przy wycince Puszczy Amazońskiej. Miesiąc w miesiąc. Ja pierdolę.
Często działał mi na nerwy, choć uważam, że gdybym przystawił wszystkim chłopakom z naszej klasy nóż do gardeł i kazał ssać swojego fiuta, to Remik byłby tym, który stawiałby się najmocniej. Być może nawet bym go oszczędził.
Z niewiadomych dla mnie powodów, na większości lekcji z Remikiem siedziała Jowita. Najładniejsza z naszej klasy, choć miała dość mocne problemy z trądzikiem. Niespecjalnie mi to przeszkadzało. Oczywiście znałem większe piękności, ale wśród innych klasowych dziewczyn była mocną szóstką – zawsze spinała włosy w kucyk, miała małe cycki i szeroki tyłek, czyli wszystko co lubię. Trzy w jednym.
Niemieckiego uczyła nas babka o szwabskim nazwisku, którego już nie pamiętam. Ubierała się z długaśne czarne suknie, a że kończyła się u góry natapirowanymi, ściętymi w kulę włosami, wyglądała jak mikrofon. Kobieta–mikrofon.
Uczyła nas niemieckiego i religii, to jest w ogóle najlepsze. Nie pytajcie mnie skąd takie popierdolone połączenie. Wymyśliłem kiedyś, bo babka była stara i pomarszczona jak zapomniane jabłko w koszu z owocami, że na wojnie pewnie uczyła o miłosierdziu, a za chwilę hande hoch!, i strzelała ludziom w tył głowy. Nie przypomnę sobie teraz jej nazwiska, ale brzmiało właśnie jak podwójny wystrzał z pistoletu.
Kiedyś chciała zetrzeć tablicę i wysłała mnie do toalety, żebym namoczył gąbkę. Spuściłem się na nią w zamkniętej kabinie, wyobrażając sobie cycki Jowity nad moją twarzą. W klasie nie pozwoliłem babce wytrzeć tablicy, sam za to, szybkim ruchem zrobiłem na niej mokry, lekko białawy łuk.
Nikt się nie zaśmiał, kobieta–mikrofon zaś usiadła przy biurku, zasłoniła jedną dłonią oczy i zaczęła płakać.
Pamiętam, że poczułem się jak głupek.
W piwnicy, gdzie strop był zawieszony dużo niżej niż na pozostałych kondygnacjach, biegły rury tuż pod sufitem. Pamiętam jedno takie półrocze, że dosłownie na każdej przerwie chodziliśmy na rury. Różnokolorowe i różnej grubości. Nie wiedzieliśmy czy są od gazu czy wody, nie wiedzieliśmy nawet czy były czynne i potrzebne do czegokolwiek. Skąd wychodziły i dokąd biegły. Najważniejsze, że kilka z nich miały średnicę idealnie dopasowaną do naszych nastoletnich dłoni. Prosiły się wręcz, żeby je złapać. Wyskakiwaliśmy więc jak małpy, łapaliśmy te ulubione rury i zawisaliśmy luźno na kilka, a czasem nawet na kilkadziesiąt sekund. Na jednej, rzadziej na dwóch rękach, za to zawsze prawie metr ponad tłumami snujących się między szatniami uczniów, na których zerkaliśmy z góry jak na jakichś kmiotów.
Kiedyś, na którejś przerwie, zszedł z nami Daniel. Trochę mroczny gość, interesował się militariami, historią i systemami politycznymi, zwłaszcza totalitarnymi. Kilka razy widziałem na osiedlu, jak grzebał w śmietnikach. Wyciągał przedmioty codziennego użytku, archiwalne gazety, jakieś stare pamiątki.
Był najwyższy z całej klasy, biały na twarzy jak prześcieradło, z piegami wielkości pestek jabłka. W zadziwiający sposób nie potrafił wykorzystać swojego wzrostu. Chłopaki regularnie wybierali go do swoich drużyn, gdy na wuefie graliśmy w kosza, jakby z nadzieją, że zrobi w końcu użytek z tego, że w wieku czternastu lat mierzył ponad metr osiemdziesiąt. On jednak dostawał piłkę i stojąc pod samą obręczą, tłukł oburącz zza głowy o tablicę, jakby chciał ją rozpołowić. Kompletny brak wyczucia i mózgu.
Zszedł więc kiedyś z nami, co nas zdziwiło, ale nikt się nie odezwał.
Wystarczyło, żeby się lekko odbił od ziemi i już zawisłby jak sopel, ale on zrobił to tak pokracznie, że musnął tylko rurę palcami i przegięło go na plecy. Grzmotnął o beton idealnie poziomo, jak długi klocek w Tetrisie i, leżąc pod naszymi nogami, zaczął łapczywie walczyć o każdy haust powietrza. Uciekliśmy z piwnicy w sekundę, zresztą było już kilka chwil po dzwonku. Nie wiedzieliśmy czy Daniel wstał, ktoś mu pomógł, czy może udusił się w tej piwnicy.
Wszedł do klasy prawie w połowie lekcji. Był jeszcze bardziej przezroczysty niż zwykle, miał ściągnięte brwi, ze złości i chyba ze wstydu. Bez słowa usiadł w ławce. Nigdy więcej nie poszedł z nami na rury.
Mam dziwną pamięć. Dobrze dogadała się z moją osobowością. A tej, tak na serio, zacząłem się bać jakoś tuż przed egzaminami do liceum.

Ludzie z mojej klasy [wspomnienie, wulgaryzm] - fragment

2
Jak dla mnie - tekst jest bardzo sprawnie napisany i dobrze się czyta. Bardzo jednak raziły mnie wulgaryzmy i niektóre (pewnie wiesz które) wstawki. Według mnie były zupełnie niepotrzebne, nic nie wnosiły do opowiadania. W ten sposób przedstawiłeś siebie jak jakiegoś "prymitywa", którym zapewne absolutnie nie jesteś, cała historia mogła być przecież opowiedziana bez żadnej ujmy przez "normalnego" chłopaka. Można być trochę innym (każdy z nas jest "inny") bez przekleństw.

Ludzie z mojej klasy [wspomnienie, wulgaryzm] - fragment

4
Mnie się podoba. Wbrew przekonaniom niektórych nie szukam w Tuwrzuciu objawionej doskonałości, choć ta czasem się zdarza.
Szukam talentu. Szukam tekstów, które nie ilustrują poglądu, że czynność pisania jest wartością samą w sobie.
Gdzie autor ma coś do powiedzenia o świecie.
Wtedy błędy nie mają wielkiego znaczenia, w następnych literackich krokach ulegną rozpisaniu, jeśli tylko talent podparty zostanie chęcią doskonalenia.
Coś takiego znalazłem w tych kilku akapitach.

Ludzie z mojej klasy [wspomnienie, wulgaryzm] - fragment

5
Mam dziwną pamięć.
To świetne rozpoczęcie moim zdaniem. Osobiście aż mam ochotę odpowiedzieć: Ja też! Wymieńmy się doświadczeniami!
Tym początkowo przykułeś moją uwagę. I to na tyle, bym coś drobnego przyuważyła:
I kobieta–mikrofon.
Szanowny Autorze, o ile nic gwałtownie się nie zmieniło w ostatnim czasie w zasadach zapisu połączonych wyrazów, zamiast powyższej półpauzy powinien znajdować się w tym samym miejscu dywiz (łącznik).
Grzywkę, miesiąc w miesiąc, ktoś obcinał mu tak koślawo, że pośrodku czoła miał czarny zręb z tych włosów, jak przy wycince Puszczy Amazońskiej. Miesiąc w miesiąc. Ja pierdolę.
Czy postać i narrator w jednym to (powiedzmy) półinteligenty frustrat (żeby nie używać innych, gorszych określeń)?

Jeśli tak, to pytanie, co taka istota ma nam ważnego do przekazania? Oczywiście poza przekazaniem "jak jest". I to "jak jest" z osiedlowego podwórka, które i tak zna się z autopsji (ewentualnie jak u mnie – od sąsiada zza płotu).
Czy warto o tym pisać? I co ważniejsze: Czy warto o tym czytać? – Tu również zaczęłam się zastanawiać nad moją dalszą lekturą tekstu, bo moje zainteresowanie zaczęło raptownie opadać...

Jeśli nie, to przekleństwo na końcu (nie służące praktycznie niczemu, niczego istotnego nie podkreślające, ani [póki co] do niczego nie nawiązujące) myli.

Osobiście nie jestem przeciw używaniu mocniejszych słów, ale jak dla każdego "dorosłego materiału" radzę go używać z głową, ponieważ raz użyte w niewłaściwym miejscu, w niewłaściwy sposób lub zwyczajnie w nadmiarze, szkodzi.
(...), a za chwilę hande hoch!, (...).
Już wiemy, że narrator do inteligentów nie należy, ale to Autor zapisuje jego słowa.

Do autora tekstu należy dbałość o poprawność językową w przynajmniej minimalnym zakresie – nie musi zawsze być alfą i omegą w tym temacie. Uważam jednak, że zwłaszcza dla tekstów reprezentatywnych (jak ten tutaj, wędrujący wprost do końcowego odbiorcy) twórca powinien poświęcić się i (kolokwialnie mówiąc) ogarnąć swój kawałek podłogi do połysku, bo to zwyczajnie jego wizytówka oraz objaw szacunku dla czytelnika.

Dlatego zwrot w obcym języku powinien zapisać poprawnie, a najlepiej w sposób wyróżniony jakoś w tekście, na przykład kursywą. Skopiowanie frazy ze słownika na Wikipedii czy z goolowskiego tłumacza to parę sekund do maksymalnie pół minuty klikania i czekania na stronę, bo dzieciaki grają w "Overwatcha"...
Przykłady poprawnego zapisu:
(...), a za chwilę: Hände hoch!, (...).
(...), a za chwilę Hände hoch!, (...).
Jako całość tekst ten przypomina mi utwory, z którymi mam styczność na różnych młodzieżowych portalach około literackich: momentami przebija w nich surowość typowa dla narratora-mężczyzny, by ustąpić za chwilę pola rozentuzjazmowanemu nastolatkowi, który, wow!, pisze! I pal licho, że znaczenie wylewanych słów, ich istotę i niezwykłą niezbędność w kontekście całości, genialność!, zna jedynie autor we wnętrzu swojej głowy...

Uważam, że fragment jest zbyt krótki, by czytelnik w przytoczonych wspomnieniach znalazł przesłanie. Jeśli oczywiście przesłanie tam jest. Lub by tekst stał się odpowiednią prezentacją danego bohatera. Jedyne, o czym narrator nas przekonał, to chyba tylko to, że wcale nie wydoroślał i wyraża się w ten sam sposób, w jaki zapewne wyrażał się, gdy próbował za gimnazjalnych lat zaimponować kumplom.

Cóż, mi nie zaimponował. A jeśli słowa:
Mam dziwną pamięć. Dobrze dogadała się z moją osobowością. A tej, tak na serio, zacząłem się bać jakoś tuż przed egzaminami do liceum.
miały mnie do czegokolwiek zachęcić (na przykład: do dalszej lektury), to nie – nie zachęciły mnie.

Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie pochwaliła próby spięcia tekstu klamrą w zamkniętą część. To jednak tylko drobiazg, w dodatku pobity wcześniejszą niedbałością (niszczącą nieco odbiór całkiem nie najgorzej napisanego tekstu), brakiem generalnego kierunku czy ukierunkowania stylem na odbiorcę.

Nie wiem po przeczytaniu tego fragmentu, ani po co autor to napisał, ani właściwie dla kogo to pisał (dorosłego?, nastolatka?, ogólnego odbiorcy?), ani co w tym fragmencie takiego wyjątkowego ma się kryć, że musiałam jako czytelnik poświęcić swój czas na zapoznanie się z nim. Bo powiedzmy sobie wprost: Czytanie o przeciętnym życiu przeciętnego "Mirka", który nadal nie dojrzał do końca, nie jest pociągające i nie jest rozrywkowe. Czytanie o przeciętnych szkolnych przygodach przeciętnego "Mirka", który ma pokręconą osobowość mogłoby intrygujące, gdybyśmy wiedzieli wcześniej o tym, co w nim jest nieprzeciętne i gdyby to zaintrygowało nas do szukania przesłanek czy uzasadnień obecnego stanu rzeczy.

Innymi słowy: Należałoby tę historię opowiedzieć od końca.
𝓡𝓲

Ludzie z mojej klasy [wspomnienie, wulgaryzm] - fragment

6
Tak po prawdzie, to zastanawiam się, po co powstał ten tekst. Ani to gryps szkolny ani slang młodzieżowy, tym bardziej miejski. Takie poplątanie z pomieszaniem.
Kalikst pisze: Do tego jakieś dziwne wydarzenia, błahe, wtedy nieważne, ale wryły mi się w pamięć i pewnie do śmierci będę je widział, jakbym oglądał film w HD.
co tu mamy: dziwne wydarzenia, które w swym założeniu nie są błahe; definicja - dziwny «odznaczający się czymś osobliwym, niezrozumiałym»
Kalikst pisze: Remik sięgał do brody wszystkim chłopakom z klasy. Był rok młodszy od nas, za to ponadprzeciętnie łebski, więc dołączył do naszego rocznika, choć plecak ciążył mu jak przedszkolakowi.
opis taki ble, ble z którego nic charakterystycznego nie wyłowimy. Nie sądzę by w klasie wszyscy chłopcy byli równego wzrostu, i tylko biedny Remik sięgał im do brody, nie ust, oczu ale akurat wszystkim do brody... i do tego te szczepki pelargonii, które by mogły kojarzyć się z chudością muszą trafić naprawdę na wybujałą wyobraźnię. I pytanie za 100 punktów, co do całego opisu ma plecak przedszkolaka?
Kalikst pisze: Uczyła nas niemieckiego i religii, to jest w ogóle najlepsze. Nie pytajcie mnie skąd takie popierdolone połączenie. Wymyśliłem kiedyś, bo babka była stara i pomarszczona jak zapomniane jabłko w koszu z owocami, że na wojnie pewnie uczyła o miłosierdziu, a za chwilę hande hoch!, i strzelała ludziom w tył głowy. Nie przypomnę sobie teraz jej nazwiska, ale brzmiało właśnie jak podwójny wystrzał z pistoletu.
następny opis od d*pa strony. Żeby jeszcze coś z niego wynikało, ale to zlepek pewnych sloganów, a nie pełnokrwisty opis, z którego, pomimo ciężkich skojarzeń (wojna, tło obyczajowe), coś wynika.
Zapomniane jabłko w koszu owoców - no tak, może ktoś to sobie wyobrazi, bo mi się tu wyobraźnia skurczyła.
I do tego z powodu tego że nie wiem jaki jest zapach tłustych włosów i fiut bardziej mi się kojarzy z "obraźliwie penis, wyzwisko, inaczej np. głomb. Piotrek, ale z ciebie skończony fiut!" niż z męskim członkiem jako takim =
powiem tyle, marne to bardzo. Już wolę męskie wynurzenia przy piwku.
Ja też nie szukam na "tu wrzuciu" pięknie opracowanych tekstów, ale niech one mają w sobie to coś co przyciąga uwagę, a nie udziwnienia nie wiem czemu służące.
Jak wydam, to rzecz będzie dobra . H. Sienkiewicz

Ludzie z mojej klasy [wspomnienie, wulgaryzm] - fragment

8
Dlaczego wcześniej tego nie zauważyłem. Świetnie napisane. Trudno mi dodać coś więcej.
"Im więcej ćwiczę, tym więcej mam szczęścia""Jem kamienie. Mają smak zębów."
"A jeśli nie uwierzysz, żeś wolny, bo cię skuto – będziesz się krokiem mierzył i będziesz ludzkie dłuto i będziesz w dłoń ujęty przez czas, przez czas – przeklęty."

Ludzie z mojej klasy [wspomnienie, wulgaryzm] - fragment

9
Jedno z lepszych jekie trafiło ostatnio do tuwrzuciowni.

Po tym fragmencie nie da się nie doczytać do końca. Świetne.
Kalikst pisze: Ręce i nogi miał cienkie jak szczepki pelargonii, a na tak samo chudej szyi matka natura przytwierdziła mu wielką głowę z gęstą czupryną. Zawsze jak coś mówił w klasie, ruszał tą głową na boki, co najmniej jakby prezentował ważne odkrycie naukowe. Siedziałem w ławce za nim i parę razy miałem ochotę jebnąć mu w ten łeb.
Added in 3 minutes 4 seconds:
Juliahof pisze:Kalikst, czekam na kolejne teksty!
podpisuję się pod tym dwoma rekona:)

Ludzie z mojej klasy [wspomnienie, wulgaryzm] - fragment

12
Jedną z cech, które tekst musi posiadać, żeby mnie zatrzymać na dłużej, to płynność i lekkie przechodzenie z jednego momentu w drugi. Tutaj to jest, bardzo przyjemnie ten tekst płynie.

Coś, co czasami potrafi tę płynność zakłócić to taki "pit spot", gdzie nagle pojawia się wulgaryzm, który odnoszę wrażenie jest zbędny: zwłaszcza, że mamy kontrast "religia" i "popier***" w tej samej linijce. Ale to tylko moje wrażenia.

Lubię też turpizm. Tutaj bardzo udany! Obrzydliwe i chyba taki był tego zamiar.

Poczytałabym więcej o tej selektywnej pamięci :)
sapere aude

Ludzie z mojej klasy [wspomnienie, wulgaryzm] - fragment

15
1) „Większości rzeczy z gimnazjum nie pamiętam, nic, czarna dziura. Zlewają mi się klasy, korytarze pachnące chlorem i półrocza. Pamiętam tylko, że codziennie, o ile nie padał deszcz, graliśmy w kosza na nierównym asfalcie.
Kilka rzeczy pamiętam
UWAGI:
A) trzy razy „pamiętam” – o cztery razy za dużo.
B) dwa razy „rzeczy” – o trzy razy za dużo.

2) „Kilka rzeczy pamiętam za to z takimi szczegółami, jakbym przeniósł się te kilkanaście lat wstecz i stał pod tablicą czując rozmoczoną kredę i tłuste włosy nauczyciela historii.”.
UWAGI:
A) Nie wierzę w ten zwrot „jakbym przeniósł się te kilkanaście lat wstecz”. Dla mnie jest pójściem na łatwiznę literacką. Straszny skrót myślowy. Poszukałbym na Twoim miejscu bardziej wiarygodnego opisu.
B) Pamiętam ze swojego życia jak śmierdzi stara gąbka, która służy do ścierania kredy. Nie wiem czy równie mocno śmierdzi kreda, nie pamiętam, ale zakładam, że jest to możliwe. Nie rozumiem jednak, jak możesz pamiętać smród tłustych włosów nauczyciela historii. Jak blisko Twój nos musi znajdować się jego włosów, aby czuć ich nieświeżość? Dlatego nie wierzę w te włosy pana od historii.

3) „Do tego jakieś dziwne wydarzenia, błahe, wtedy nieważne, ale wryły mi się w pamięć i pewnie do śmierci będę je widział, jakbym oglądał film w HD.”.
UWAGI:
A)”… pewnie do śmierci będę je widział, jakbym oglądał film w HD” – Znowu duży skrót myślowy i jak dla mnie zbyt duże, nieprzystające literaturze uproszczenie. Przecież nie widzisz wydarzeń z przeszłości w sposób nieprzerwany, bo żeby jakieś zobaczyć, musisz dokonać przywołania tego wydarzenia z przeszłości. Dlatego wspomniałbym na Twoim miejscu o „przywołaniu”.

4) „I osoby. Ale pojedyncze. Przede wszystkim Remik, Jowita, Daniel. I kobieta–mikrofon.”.
UWAGI:
A) A dlaczego nie tak?: Przede wszystkim Remika, Jowitę… - Co stało na przeszkodzie?

5) „Remik sięgał do brody wszystkim chłopakom z klasy.”
UWAGI:
A) Rozumiem, że Remik był niski i tym sposobem to podkreśliłeś, ale czy zdajesz sobie sprawę, że znowu uprościłeś rzecz, czyniąc ją niewiarygodną. Otóż ze zdania tego, wynika również, że wszyscy chłopcy byli tego samego wzrostu, a wiemy, że raczej w życiu tak się nie zdarza.

6) „Był rok młodszy od nas, za to ponadprzeciętnie łebski, więc dołączył do naszego rocznika, choć plecak ciążył mu jak przedszkolakowi.”.
UWAGI:
A) „ponadprzeciętnie łebski”. Czyż samo słowo „łebski” nie znaczy, że ktoś wybija się inteligencją ponad przeciętność? Pomyśl, może da się to inaczej napisać.
B) Co ma do całej kluczowej myśli zdania, to, że plecak Remikowi ciążył jak przedszkolakowi? To jest informacja o Remiku na odrębne zdanie, mówiące o czymś innym, co dotyczy Remika.

7) „Ręce i nogi miał cienkie jak szczepki pelargonii, a na tak samo chudej szyi matka natura przytwierdziła mu wielką głowę z gęstą czupryną.”
UWAGA:
Bardzo ładne zdanie.

8) „Zawsze jak coś mówił w klasie, ruszał tą głową na boki, co najmniej jakby prezentował ważne odkrycie naukowe.”
UWAGA:
A) Nie widzę tego ruszania na boki. Nie wiem jak się rusza głową na boki, gdy prezentuje się ważne odkrycie naukowe. Czy istnieje jakiś film instruktażowy dla odkrywców o sposobie zachowywania się w różnych sytuacjach? Naprawdę nie widzę tego ruchu, może opisz go bardziej szczegółowo?

9) „Siedziałem w ławce za nim i parę razy miałem ochotę jebnąć mu w ten łeb.”.
UWAGA:
Czy w gimnazjum wszyscy na każdej lekcji zajmują te same miejsca w ławkach?

10) „Grzywkę, miesiąc w miesiąc, ktoś obcinał mu tak koślawo, że pośrodku czoła miał czarny zręb z tych włosów, jak przy wycince Puszczy Amazońskiej.”.
UWAGA:
A) Przybliżasz widok koślawo obciętej grzywki, używając do tego wycinki Puszczy Amazońskiej? Myślisz, że każdy Polak wie, jak wygląda taka wycięta Puszcza Amazońska? Innymi słowy, błąd polega na tym, że coś, co jest wszystkim znane, opisujesz za pomocą czegoś, co jest mało wszystkim znane; a powinieneś robić odwrotnie.

11) „Często działał mi na nerwy, choć uważam, że gdybym przystawił wszystkim chłopakom z naszej klasy nóż do gardeł i kazał ssać swojego fiuta, to Remik byłby tym, który stawiałby się najmocniej. Być może nawet bym go oszczędził.”.
UWAGI:
A) Hahaha! Niezły logiczny galimatias! A wydawałoby się, że to właśnie Remik po odmowie ssania Twojego fiuta, będzie miał poderżnięte gardło!
Mimo, że rozumiem absurd, to nie kupuję tego fragmentu. Na Twoim miejscu pobawiłbym się bardziej tekstem.

12) „Z niewiadomych dla mnie powodów, na większości lekcji z Remikiem siedziała Jowita. Najładniejsza z naszej klasy, choć miała dość mocne problemy z trądzikiem. Niespecjalnie mi to przeszkadzało.”.
UWAGI:
A) A nie byłoby lepiej, tak: „Na większości lekcji, z niewiadomych dla mnie powodów, w jednej ławce z Remikiem siedziała Jowita. (według metody 2-3-1, gdzie 1 – kluczowa część zdania, 2 – część mniej ważna, 3 – najmniej ważna, dopowiedzenie, wtręt itp.). Najładniejsza z naszej klasy. Choć miała dość mocne problemy z trądzikiem, niespecjalnie mi to przeszkadzało.

13) „Oczywiście znałem większe piękności, ale wśród innych klasowych dziewczyn była mocną szóstką – zawsze spinała włosy w kucyk, miała małe cycki i szeroki tyłek, czyli wszystko co lubię. Trzy w jednym.”.
UWAGI:
A) Ależ nikt z nas nie podejrzewa, że nie znasz większych piękności, wszak wiemy, że wspominasz o Jowicie, jedynie w kontekście innych dziewczyn z tej klasy. To wyznanie było niepotrzebne.

To tyle na dzisiaj. Podtrzymuję, że z tekstu bije duża świadomość pisarska. Niniejszymi uwagami chciałem tylko zauważyć, że możesz wejść na jeszcze wyższy poziom pisarskiej świadomości.
DOBRA NOWINA: Niebyt - nie istnieje!
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron