Fragment wyjęty z większej całości (bez pointy i innych takich). Nieco zmieniłem podejście, a także bohatera w porównaniu do poprzednich opowiadań, które tu wrzucałem (choć z humoru i głównego zamysłu nie mam zamiaru rezygnować). W tym kształcie tekst raczej nie pojawi się nigdzie. Wrzucam, ponieważ chciałbym się dowiedzieć, czy czytanie tego przypomina bardziej bieg hermesa, czy pełną niedoli tułaczkę kulejącego gościa z przebitymi kostkami.
W nozdrzach kręcił zapach przypraw, ryb i potu, związany z koryncką agorą tak samo ściśle, jak kłamstwo z handlem czy bogowie z olimpem. Wychudzonemu, góra dziesięcioletniemu chłopcu na widok jedzenia zebrała się ślina w ustach. Zgarbiona staruszka przed nim przebierała w owocach tak dokładnie, jakby chciała pomiędzy nimi odnaleźć jabłka z ogrodu Hesperyd. Wystarczyło sięgnąć, by zabrać pieczywo z jej wiklinowego kosza.
Wyciągnął dłoń, gdy nagle ktoś ją złapał. Dzieciak spróbował się wyszarpnąć, ale nie dał rady. Przestraszony spojrzał w górę i ujrzał wielkiego, nieco otyłego mężczyznę. Nie był stary, choć ciemna, krótko przystrzyżona broda dodawała mu powagi. Miał na sobie bogato zdobioną, niebieską chlamidę i należał do tego rodzaju ludzi, którzy zazwyczaj traktowali go jak powietrze.
– Wiesz jaka jest kara za kradzież, chłopcze?
Strach odebrał mu mowę. Skinął nerwowo głową.
– Dobrze. Czy wiesz kim jestem?
Chłopak wiedział. Odetchnął, by się nie zająknąć.
– Nazywasz się Menas. Słuchasz mowy bogów.
– Dość bystry jesteś jak na takiego obdartusa. W takim razie wiesz pewnie, że jeżeli jeszcze raz spróbujesz czegoś podobnego, znajdę cię i osobiście oddam w ręce straży miejskiej. A na razie trzymaj. – Włożył mu w dłoń niewielką monetę. – Spróbuj zrobić z niej użytek.
Chłopiec spojrzał na niego zaskoczony i wydukał podziękowanie. Gdy tylko mężczyzna go puścił, zniknął w kolorowym tłumie.
Przynajmniej dzisiaj nikt mu nie obetnie dłoni, pomyślał Menas i wziął pozostawioną amforę z winem. Dość miał pilnowania tego dzieciaka, ale czasem nic nie można poradzić na boskie rozkazy.
Udał się do swojego namiotu, który stał w rogu agory, w cieniu okalającej plac stoi. Materiał barwiony szlachetną purpurą ostrzegał, że ani w pobliżu, ani tym bardziej w środku, nikt z pustą sakiewką nie będzie mile widziany. Oszczędzało to niepotrzebnych rozczarowań.
Menas zostawił przed wejściem zakupioną amforę. Nalał sobie wina, po czym dolał wody – nie był przecież barbarzyńcą – mimo to i tak skrzywił się z niesmakiem po wypiciu pierwszego łyka. Trunek był kwaśny, najprawdopodobniej to właśnie nim wymuszano zeznania w pałacu na Akrokoryncie. Dopiero po dolaniu czegoś lepszego gatunku nadał się do picia, choć nie udało się już pozbyć posmaku żywicy.
Aspazja odchyliła poły namiotu. Menas nie musiał się odwracać, by wiedzieć, że jej usta wygięły się w delikatnie drwiącym uśmiechu.
– Nie pamiętam, byś kiedykolwiek dawał sierotom pieniądze.
– Od kiedy to przejmujesz się, co robię ze swoją dolą? – odparł, starając ukryć się zakłopotanie.
Przybliżyła się do niego, tak że poczuł na szyi oddech, gorący niczym dno Tartaru. Była dość blada, miała surowe rysy twarzy, przysuwające na myśl turnie oraz skaliste szczyty. Krągłości jej ciała delikatnie rysowały się pod zwiewną szatą, taką samą jak nosiły wyrocznie z Delf.
Menasowi z trudem udało się zachować rezon.
– Po prostu mam wrażenie, że nadal słabo cię znam – powiedziała Aspazja. – Myślałam, że łączy nas coś więcej.
Menas wzruszył szerokimi ramionami i uśmiechnął się niewesoło. Zawsze odpowiadał na podobne aluzje w ten sposób, dlatego Aspazja nie była zaskoczona. Tym razem jednak dodał:
– Ja wcale nie znam cię lepiej.
– Jak to? Przecież powiedziałam ci o sobie już wszystko.
To prawda, powiedziała, choć większość jej słów było jedynie uroczymi kłamstewkami. Według nich pochodziła z bogatej arystokratycznej rodziny, jednak jej matka, ojciec i brat spoczęli wraz ze statkiem handlowym na dnie morza. Ocalała, ponieważ przepływający obok tryton docenił jej piękno i postanowił uratować – to była akurat najbardziej prawdopodobna część opowieści. Przeklęci rybo-ludzie słynęli ze słabości do kobiet z lądu.
Aspazja nieraz wdawała się w szczegóły ich wspólnego pożycia na brzegu wysepki, co mogło nieco naprowadzić na jej właściwą profesję. Nieważne jak barwne były jej opowieści, kończyły się w ten sam sposób: wybawca tracił zainteresowanie, a kobieta została sama, skazana na śmierć z pragnienia. Menas do tej pory pamiętał ochrypły krzyk pełen desperacji, gdy przepływał w pobliżu wyspy.
Gdy wziął kobietę na łódź, zaproponowała, że będzie mu służyć. On zaś zgodził się, bo czemu miałby tego nie zrobić. Podobała mu się, poza tym szybko polubił jej towarzystwo.
Oparła głowę na jego ramieniu. Wychyliła się i spojrzała na trunek w kyliksie o ciemnoczerwonej barwie.
– Ostatnio chyba więcej pijesz, mój drogi.
– Na trzeźwo wymyślam gorsze wróżby.
– Chciałeś raczej powiedzieć, że słabiej rozumiesz język bogów. To przecież ja tu jestem od wróżenia, zapomniałeś? – Uśmiechnęła się z błyskiem w oku.
– Jak mógłbym?
Pierwszej wspólnej nocy z Aspazją, gdy wypili za dużo wina, tchnięty przeczuciem, zachęcił ją by spróbowała udawać wyrocznię. Zrobiła to tak dobrze, że Menas natychmiast otrzeźwiał. Wymyślił jak mógł zarobić naprawdę duże pieniądze w Koryncie oraz zaproponował, że podzieli się nimi, jeżeli towarzyszka będzie postępować według jego wskazówek.
Aspazja bez wahania przyjęła propozycję, choć za podszywanie się pod wyrocznię mogło grozić jej więcej niż wygnanie z miasta. Nie minęło kilka dni wspólnej znajomości, a z niewolnicy stała się wspólniczką. Była bystra, bystrzejsza niż można było się spodziewać po dziwce zostawionej na bezludnej wyspie.
Delikatnie ugryzła go w ucho. Nie zwrócił na to większej uwagi, ponieważ miał już na oku potencjalnego klienta – dość młodego wojaka w stroju kawalerzysty. Napierśnik i hełm pod pachą mienił się złotym blaskiem. Pod drugą dłonią czekał w gotowości przytroczony miecz. Mężczyzna przechadzał się po agorze, jakby był na spacerze w parku, ludzie pokornie schodzili mu z drogi. Nie trzeba było wróżbity, by wiedzieć, że tylko udawał zainteresowanie sprzedawanym owocami czy przyprawami.
Powoli zbliżał się w ich stronę. Na jednym takim kliencie, o ile odpowiednio się to rozegra, można zarobić więcej, niż z utargu z trzech kramów z kilku dni.
– Przyjdzie tu? – zapytała poważnie Aspazja. Także go zauważyła.
Menas zamknął oczy na moment, co wyglądało jak nieco przydługie mrugnięcie. Tyle wystarczyło, by się upewnić.
– Rozpal kadzidło. – powiedział. – Wróżby bez kadzidła to nie wróżby.
Dopił wino do końca. Aspazja ciągle stała obok niego.
– Powiesz mi kiedyś jak to robisz? – zapytała. Rzadko zdarzało jej się robić to tak wprost.
– Co takiego?
– Wiesz, co im się przydarzy.
– Po prostu obserwuję.
– To coś więcej.
– Możliwe. Tylko jeżeli bym powiedział, to po co byłbym ci potrzebny?
Jej twarz złagodniała, uśmiechnęła się nieśmiało, jakby przyłapana na małym kłamstewku.
– Jakiś mały powód może by się znalazł.
Spojrzała wymownie w dół. Menas pokręcił głową rozbawiony. Arystokratka.
Weszli do namiotu. Było tu dość duszno, mimo że klapa na szczycie pozostała otwarta. Nie można było odchylić niczego więcej, ponieważ wróżby musiały odbywać się w atmosferze tajemnicy, którą mógł dać jedynie półmrok.
Aspazja rozżarzyła kadzidło, ostry zapach wypełnił powietrze. Usiadła na skrzyni przykrytej jedwabną narzutą. Dym otulał ją, niczym boginię. Mogłaby nią być – przeszło przez myśl Menasowi. Odsunął połę namiotu dokładnie w momencie, gdy stanął za nią młody wojak.
– Dzień dobry – zaczął. – Jestem…
– Imiona nie są tu potrzebne – uciął udawany kapłan. – Proszę wejść. Wyrocznia już czeka.
Młodzieniec uśmiechnął się pod nosem, gdy zobaczył Aspazję. Paniątko, które ocenia, czy zdobycz jest warta zachodu. Nie pozwolił sobie na żaden nietakt i spoczął na siedzisku przed Aspazją.
– Chcę wiedzieć, czy dożyję jutra – powiedział bez ogródek i postawił na stoliczku obok siebie mieszek z monetami.
Rzadko kiedy wyglądało to w ten sposób, nawet bogacze targowali się, nieraz chcieli znać zagrożenia na cały rok, bądź nawet życie. Menas jednak nie przywykł do marnowania okazji. Wziął mieszek i pobieżnie zerknął. Przez moment zrobiło mu się gorąco. Dawno nie widział podobnej sumy.
– Wystarczy, kapłanie? – dopytał młodzieniec z błyskiem w oku, a w jego słowach czuć było delikatną drwinę, przez którą Menasa przeszedł dreszcz. Smarkacz musiał wiedzieć o nim więcej niż powinien.
– Z pewnością – odparł pośpiesznie.
– W takim razie do dzieła.
Menas skinął głową i spojrzał na Aspazję. Ta westchnęła i wziosła oczy ku górze. Wstała i wyciągnęła dłonie ku młodzieńcowi. Zaraz potem prowadziła między palcami niewidzialną nić, by za chwilę wygiąć się ku tyłowi z cichym jękiem. Jej skóra pokryła się potem, na twarzy wstąpił wyraz pełen dzikości.
Aż wreszcie zamarła i zaczęła niezrozumiale szeptać. Menas przyłożył ucho do jej ust.
– Ładny ten chłopczyk – wyszeptała.
Menas zacisnął wargi, próbując stłumić uśmiech. Musiał się skupić. Bo była jedna rzecz, o której nie wiedziała nawet Aspazja.
Naprawdę potrafił wróżyć.
Zajrzał w przyszłość młodego człowieka. Zamknął oczy i ujrzał nić przeznaczenia. Nie patrzył na teraźniejszość, ponieważ nie chciał spojrzeć na swój los. Przewidywanie przyszłości obcych było jak śledzenie ryby w czystym strumieniu, ale w gdy sprawdzał swoją przyszłość, woda okazywała się mętna. To co zobaczył mogło wpłynąć na to, co zrobi i zmienić koleje losu, wywołując niszczącą pętlę. Nie wiedział jaki mógłby być jej skutek. Kamień spadłby mu na głowę? Znikąd pojawiłby się Zeus i cisnął w niego piorunem? Obiecał sobie, że nigdy tego nie sprawdzi.
Przeszedł od razu do jutra i poczuł, że coś jest nie tak. Los chłopaka był zbyt wyraźny i na pewno niezagrożony – tak jak mógł być u kogoś nieśmiertelnego. Pojawiły się obrazy, których Menas nie do końca potrafił zrozumieć. Dziwne światła, przypominające ujarzmione błyskawice, widok z lotu ptaka. I góra, potężna góra, a na niej pałac zanurzony w słońcu. Wtedy przerwał.
– Wyjdź – powiedział. W pierwszej chwili młodzieniec myślał, że to do niego te słowa, ale Menas zatrzymał go dłonią. – Ty musisz wyjść – powiedział do Aspazji.
– Co?
– Dobrze usłyszałaś.
Na co dzień mogli być czymś w rodzaju wspólników, mogli dzielić ze sobą łoże, ale teraz nie miała prawa protestować. Wyszła urażona, choć pewnie będzie próbowała podsłuchiwać.
Młodzieniec poprawił się na siedzisku i z rozbawieniem przyjrzał się Menasowi.
– I co ci powiedziała?
– Że nie jesteś tym za kogo się podajesz.
– Skąd wiesz za kogo miałem zamiar się podawać? Przecież przerwałeś mi, gdy chciałem się przedstawić.
– Wtedy nie wiedziałem kim jesteś.
– Doprawdy? Kim w takim razie jestem.
– Nazywasz się Hermes.
Bóg uśmiechnął się wyniośle.
– To prawda. Przyznam, że dobrze porozmawiać z kimś, kto nie pada mi do stóp, gdy dowie się kim jestem. A już myślałem, że jak zwykle przysłano mnie bez większego sensu, ot tak, bo taka jest moja rola.
– Chyba nie przyszedłeś się tutaj żalić?
– Nie pozwalaj sobie, śmiertelniku. Pamiętaj, że to ja będę prowadził cię do Hadesu i wcale nie będę musiał wybierać przyjemnej drogi. Powiedz, tak z ciekawości, jaką przyszłość zgotował mi los? Za miesiąc. Za rok. Za tysiąc lat? Czy zawsze już będę, tu gdzie jestem?
– Każdy jest kowalem swojego losu.
– Takie kity możesz wciskać Hefajstosowi. Los jest przeznaczony i nie ma przed nim ucieczki.
– Ode mnie i tak nie dowiesz się niczego. Dobrze wiesz, że zabroniła mi wróżyć innym bogom.
Hermes cmoknął niezadowolony.
– Jednak nie jesteś zbyt ciekawym rozmówcą, przynajmniej nie tak jak cię opisywała. To ona mnie przysłała. Masz ją odwiedzić, będzie czekać w świątyni, tam gdzie zwykle.
– Sama nie chciała się pofatygować?
– Znasz ją. Zdecydowanie woli, gdy to do niej przychodzą. Miłość akurat nie jest na posyłki.
Mityczne prace Menasa i Aridiosa [fantasy, fragment]
2Hallo,
Na wstępie, nie musisz się martwić, to jest naprawdę nieźle napisane (moim skromnym zdaniem). Bardzo dobrze się czyta i jestem bardzo ciekawa ciągu dalszego (i tego co sprzed, bo mam wrażenie że coś już było). Akcenty idealnie rozłożone, powolne odkrywanie tajemnicy by zaraz trafić na następną, a humor? Jak najbardziej. I już lubię tego Menasa (a skąd takie imię? Trochę mi się kojarzy z angielskim: menace).
A teraz do mniej przyjemnej ale jakże cennej i czasami fascynującej części programu: potknięcia, bo trochę tego było.
Chłopiec spojrzał na niego zaskoczony i wydukał podziękowanie. Gdy tylko mężczyzna go puścił, zniknął w kolorowym tłumie.
- kto zniknął w kolorowym tłumie?
-------------------------------------------------------------------
Przynajmniej dzisiaj nikt mu nie obetnie dłoni, pomyślał Menas i wziął pozostawioną amforę z winem.
- pozostawioną? Coś musiało być przed, było?
------------------------------------------------------------------
Menas zostawił przed wejściem zakupioną amforę. Nalał sobie wina, po czym dolał wody
– więc zostawił przed wejściem i nalał z niej? Cofną się w czasie czy co? Może więc: Menas zostawił przed wejściem zakupioną amforę z której wcześniej nalał sobie wina,
-------------------------------------------------------------------
Dopiero po dolaniu czegoś lepszego gatunku nadał się do picia, choć nie udało się już pozbyć posmaku żywicy.
- coś tu „nie pasi”, i – nadawał się
--------------------------------------------
Ten cały kawałek od „Aspazja odchyliła poły namiotu” do „Przecież powiedziałam ci o sobie już wszystko” - coś kuleje kolejność:
Menasowi z trudem udało się zachować rezon.
– Po prostu mam wrażenie,….
- w tym miejscu oczekiwałabym wypowiedzi Menasa, skoro dopiero co był wspomniany.
Menas wzruszył szerokimi ramionami i uśmiechnął się niewesoło. Zawsze odpowiadał na podobne aluzje w ten sposób, dlatego Aspazja nie była zaskoczona.
- w jaki sposób (gdzie to jest w tekście) i gdzie jest, że Aspazja nie była zaskoczona, trochę się pogubiłam.
------------------------------------------------------
tak że poczuł na szyi jej oddech,
-------------------------------------------------
Aspazja nieraz wdawała się w szczegóły ich wspólnego pożycia na brzegu wysepki, co mogło nieco naprowadzić na jej właściwą profesję.
- trochę to: „właściwą” jakby tu nie pasowało. Mogłoby być – właściwą jej, albo lepiej – prawdziwą.
-------------------------------------------------
Nie minęło kilka dni wspólnej znajomości, a już z niewolnicy stała się wspólniczką.
-------------------------------------------------
Była bystra, bystrzejsza niż można było się spodziewać po dziwce zostawionej na bezludnej wyspie.
- to „zostawionej” trochę tu przeszkadza, bo zmienia perspektywę. Minęło już wiele dni, jest w mieście i „pomaga” Menasowi a nagle jest: „zostawiona”? jak ktoś został to nadal tam jest.
---------------------------------------------------------------------
– Możliwe. Tylko jeżeli bym powiedział, to po co byłbym ci potrzebny?
- lepiej: to do czego jeszcze byłbym ci potrzebny?
------------------------------------------------------------------
Weszli do namiotu. Było tu dość duszno,
- a nie byli w nim już cały czas?
--------------------------------------------------
– Imiona nie są tu potrzebne – uciął udawany kapłan
- ten „udawany” to trochę nie to, nagle czuję że wyśmiewasz się z niego, robisz z niego kłamcę
------------------------------------------------------
– Chcę wiedzieć, czy dożyję jutra – powiedział bez ogródek i postawił na stoliczku obok siebie mieszek z monetami.
- taki drobiażdżek. Facet się pyta czy dożyje jutra, a zaraz potem na stoliczku - na stoliczku, w pokoiczku, stoi mleczko i jajeczko…
---------------------------------------------------
– Nazywasz się Hermes.
- nazywasz się Kowalski. A to do boga przecież, przydałoby się trochę bardziej górnolotnie – twe imię to Hermes, ludzie zwą cię Hermes.
Ale w ogóle, fascynujące. czytałam z przyjemnością i czekam na więcej
Na wstępie, nie musisz się martwić, to jest naprawdę nieźle napisane (moim skromnym zdaniem). Bardzo dobrze się czyta i jestem bardzo ciekawa ciągu dalszego (i tego co sprzed, bo mam wrażenie że coś już było). Akcenty idealnie rozłożone, powolne odkrywanie tajemnicy by zaraz trafić na następną, a humor? Jak najbardziej. I już lubię tego Menasa (a skąd takie imię? Trochę mi się kojarzy z angielskim: menace).
A teraz do mniej przyjemnej ale jakże cennej i czasami fascynującej części programu: potknięcia, bo trochę tego było.
Chłopiec spojrzał na niego zaskoczony i wydukał podziękowanie. Gdy tylko mężczyzna go puścił, zniknął w kolorowym tłumie.
- kto zniknął w kolorowym tłumie?
-------------------------------------------------------------------
Przynajmniej dzisiaj nikt mu nie obetnie dłoni, pomyślał Menas i wziął pozostawioną amforę z winem.
- pozostawioną? Coś musiało być przed, było?
------------------------------------------------------------------
Menas zostawił przed wejściem zakupioną amforę. Nalał sobie wina, po czym dolał wody
– więc zostawił przed wejściem i nalał z niej? Cofną się w czasie czy co? Może więc: Menas zostawił przed wejściem zakupioną amforę z której wcześniej nalał sobie wina,
-------------------------------------------------------------------
Dopiero po dolaniu czegoś lepszego gatunku nadał się do picia, choć nie udało się już pozbyć posmaku żywicy.
- coś tu „nie pasi”, i – nadawał się
--------------------------------------------
Ten cały kawałek od „Aspazja odchyliła poły namiotu” do „Przecież powiedziałam ci o sobie już wszystko” - coś kuleje kolejność:
Menasowi z trudem udało się zachować rezon.
– Po prostu mam wrażenie,….
- w tym miejscu oczekiwałabym wypowiedzi Menasa, skoro dopiero co był wspomniany.
Menas wzruszył szerokimi ramionami i uśmiechnął się niewesoło. Zawsze odpowiadał na podobne aluzje w ten sposób, dlatego Aspazja nie była zaskoczona.
- w jaki sposób (gdzie to jest w tekście) i gdzie jest, że Aspazja nie była zaskoczona, trochę się pogubiłam.
------------------------------------------------------
tak że poczuł na szyi jej oddech,
-------------------------------------------------
Aspazja nieraz wdawała się w szczegóły ich wspólnego pożycia na brzegu wysepki, co mogło nieco naprowadzić na jej właściwą profesję.
- trochę to: „właściwą” jakby tu nie pasowało. Mogłoby być – właściwą jej, albo lepiej – prawdziwą.
-------------------------------------------------
Nie minęło kilka dni wspólnej znajomości, a już z niewolnicy stała się wspólniczką.
-------------------------------------------------
Była bystra, bystrzejsza niż można było się spodziewać po dziwce zostawionej na bezludnej wyspie.
- to „zostawionej” trochę tu przeszkadza, bo zmienia perspektywę. Minęło już wiele dni, jest w mieście i „pomaga” Menasowi a nagle jest: „zostawiona”? jak ktoś został to nadal tam jest.
---------------------------------------------------------------------
– Możliwe. Tylko jeżeli bym powiedział, to po co byłbym ci potrzebny?
- lepiej: to do czego jeszcze byłbym ci potrzebny?
------------------------------------------------------------------
Weszli do namiotu. Było tu dość duszno,
- a nie byli w nim już cały czas?
--------------------------------------------------
– Imiona nie są tu potrzebne – uciął udawany kapłan
- ten „udawany” to trochę nie to, nagle czuję że wyśmiewasz się z niego, robisz z niego kłamcę
------------------------------------------------------
– Chcę wiedzieć, czy dożyję jutra – powiedział bez ogródek i postawił na stoliczku obok siebie mieszek z monetami.
- taki drobiażdżek. Facet się pyta czy dożyje jutra, a zaraz potem na stoliczku - na stoliczku, w pokoiczku, stoi mleczko i jajeczko…
---------------------------------------------------
– Nazywasz się Hermes.
- nazywasz się Kowalski. A to do boga przecież, przydałoby się trochę bardziej górnolotnie – twe imię to Hermes, ludzie zwą cię Hermes.
Ale w ogóle, fascynujące. czytałam z przyjemnością i czekam na więcej
Dream dancer
Mityczne prace Menasa i Aridiosa [fantasy, fragment]
3Niektóre problemy mogą wynikać z tego, że to taki fragment wyrwany z kontekstu, i to jeszcze nienapisanego. Stąd też chociażby dość luźne podejście do bożka przez Menasa - to nie jego pierwsze spotkanie z mieszkańcami Olimpu, którzy raczej nie będą tak boscy jak w mitach.
Dzięki wielkie za komentarz!
PS: imię wzięte stąd https://pl.wikipedia.org/wiki/Menas
Dzięki wielkie za komentarz!
PS: imię wzięte stąd https://pl.wikipedia.org/wiki/Menas

Mityczne prace Menasa i Aridiosa [fantasy, fragment]
4MTszewski, dobrze, że wróciłeś do swoich historii antycznych. Widać, że swobodnie się czujesz w tym klimacie
Mam wrażenie, że gdybyś temat pociągnął i zakończył, powstałaby całkiem przyzwoita lektura rozrywkowa.
A jeśli chodzi o ten fragment - wydaje mi się trochę przegadany. Trudno mi tu wskazywać konkretne miejsca do wycięcia, gdyż nie są to całe akapity, raczej pojedyncze informacje rozsiane w całości tekstu, niekoniecznie ważne akurat w tym kontekście - lecz to jest sprawa całościowego ogarnięcia znacznie większej partii gotowego już tekstu. Zwróć jednak uwagę na dialogi - w rozmowie z młodzieńcem (Hermesem) spora jej część to taki fechtunek słowny, sztuka dla sztuki. Można i tak, byleby nie za często, gdyż w takim przerzucaniu się słowami może umknąć najważniejszy przekaz

A jeśli chodzi o ten fragment - wydaje mi się trochę przegadany. Trudno mi tu wskazywać konkretne miejsca do wycięcia, gdyż nie są to całe akapity, raczej pojedyncze informacje rozsiane w całości tekstu, niekoniecznie ważne akurat w tym kontekście - lecz to jest sprawa całościowego ogarnięcia znacznie większej partii gotowego już tekstu. Zwróć jednak uwagę na dialogi - w rozmowie z młodzieńcem (Hermesem) spora jej część to taki fechtunek słowny, sztuka dla sztuki. Można i tak, byleby nie za często, gdyż w takim przerzucaniu się słowami może umknąć najważniejszy przekaz

Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.
Mityczne prace Menasa i Aridiosa [fantasy, fragment]
5Dziękuję za komentarz, Rubia. Zwrócę uwagę, by troszkę przytemperować języczki bohaterów. Może coś z tego wyjdzie 
