Hrabia Wallenrod i Wyklęci - Rozdział 10, str. 47-51

1
...
Rozdział 10

Ostatnia lipcowa noc właśnie się zaczęła. Wyklęci byli już na przedpolach okupowanego lotniska Okęcie. Dzięki nocnym rajdom i poczynionych w ich czasie notatkach wiedzieli, gdzie i o której obrona lotniska będzie najsłabsza. I teraz zamierzali to wykorzystać w praktyce najlepiej jak się da.
Już kilka dni wcześniej Janek wyjawił swoim Towarzyszom ich cele podczas Powstania. Ponownie im przypomniał, że nie uda im się zmienić przeznaczenia, ale mogą przynajmniej napsuć Niemcom krwi, przy okazji pomagając Armii Krajowej. Wybrał Okęcie jako pierwszy cel nie bez powodu – drugie ówczesne lotnisko na Bielanach było poza ich zasięgiem. Ale było coś jeszcze –
w skład lotniska Okęcie wchodziły też zakłady przemysłowe. Lotnisko na Bielanach tych fabryk nie miało, więc zneutralizowanie Okęcia by bardziej zabolało.
Ale to nie infrastruktura go interesowała, lecz to co było na lotnisku – działa przeciwlotnicze
i przede wszystkim bombowce nurkujące Ju-87 STUKA. Chciał je zniszczyć, by pozbawić Niemców wsparcia z powietrza. Przynajmniej na jakiś czas. A teraz on i jego Przyjaciele zamierzali wprowadzić pierwsze zamierzenie w życie – To miała być ich pierwsza poważna akcja bojowa. Strach i powaga sytuacji każdemu z nich dawała się we znaki.
- Szybko, póki nie ma tu patroli. – Janek dał znak przy płocie. Po sprawdzeniu, czy nie jest pod napięciem, trzech Wyklętych przecięło druty, a pozostali znaleźli gałęzie, którymi można by zamaskować ślady ich wejścia. Metoda mało skuteczna, ale musiała im wystarczyć.
- Nie wierzę, że to Okęcie. – Beacie wyrwała się ocena, kiedy po wejściu na teren ujrzała pustą przestrzeń, gdzie tylko w trzech rogach stały pojedyncze zabudowania świadczące o jej przeznaczeniu – To raczej gigantyczna, dziewicza łąka.
- Wiem. – Janek jej odpowiedział – A teraz bądź cicho. Nie mogą nas odkryć.
Wykorzystując osłonę nocy, zachowując pelną ostrożność, podeszli pod hangary, i zaczęli planować następne kroki.
- No dobra. Najpierw musimy zerwać ich połączenie ze światem. Znajdźcie radiostację
i zneutralizujcie ją. Ewentualnie przetnijcie kable.
- Jasne, Janek. – powiedziała Kasia i razem z Bartkiem udała się wykonać to zadanie.
- W międzyczasie odetnijmy im prąd. W ciemności mamy większe szanse.
- Się robi, Johnson! – Fahad przygotował sobie woreczek z pyłem węglowym, który gromadził przez ostatnie dni specjalnie do takiej akcji. Razem z Julią odszukał skrzynki służące za wyłączniki, otworzył ich wnętrze i wsypał do nich pył. Powstałe w ten sposób chmury wywołały spięcie i skrzynki dosłownie spaliły się. Przez ten prosty ruch – który wymagał zebrania sadzy z kilku kominów – całe Okęcie nie miało prądu.
Janek i Beata w tym czasie czekali na nich przy hangarach. Kiedy jakiś wartownik podszedł do nich, szybko usuwali go najciszej jak się dało.
Fahad i Julia wrócili do nich po kilku minutach, Kasia i Bartek nieco później.
- I co?
- Przecięliśmy kable. – Bartek mu odpowiedział – Nie mogliśmy znaleźć radiostacji na zewnątrz terminala. A w budynku było ich za dużo. Wszyscy mieli mundury Luftwaffe - nie przeszlibyśmy niezauważeni.
- Co teraz, Johnson?
- Nie wiem. – Ta odpowiedź zdziwiła wszystkich – Początkowo myślałem, żeby sabotować samoloty, ale jak jutro dokonają inspekcji, wszystko odkryją. Więc z ciężkim sercem przyznaję, ale bez łomotu się nie obejdzie – My zaczniemy Powstanie pierwsi!
- Hoho, ale nas spotka zaszczyt. – Bartek zażartował, jednocześnie wypatrując wartowników.
- Nie boisz się, że tym samym wykoleimy plany Armii Krajowej? – Kasia zapytała Janka, na co ten po chwili odpowiedział.
- Jak już mówiłem, ta bitwa już jest przegrana, zanim się zaczęła. Ale nadal mamy szansę im pomóc, jeśli tylko uda nam się odwrócić uwagę Niemców. Skoro lotnisko należy do Luftwaffe, to z tej formacji przybędą posiłki. Najbliższe jednostki naziemne Luftwaffe stacjonują na...
- Polach Mokotowskich? – Julia weszła mu w zdanie, jednocześnie pokazując, że ich nocne rajdy dały owoce.
- Tuż obok koszar Waffen-SS na Rakowieckiej, tak. – Janek kontynuował – Więc... Sztukasy, Hangary, Warsztaty naprawcze. Musimy dokonać jak najwięcej zniszczeń, aby ściągnąć tu oddziały
z Mokotowa... Zaczynajmy zatem.
Weszli do hangarów i, po zneutralizowaniu kilku robotników pracujących na nocnej zmianie, przystąpili do niszczenia maszyn. Otwierali kokpity i wrzucali do środka zapalone szmaty. Po sekundach siedzisko pilota łapało ogień, dając pewność, że uszkodzenia będą nie do naprawy na lotnisku. Choć ostateczna liczba bombowców na lotnisku nie była im znana, w swoich działaniach naliczyli przynajmniej 12 sztuk. Po zapaleniu ostatniego, trzeba było zabrać się za warsztaty. Fahad wypatrzył ciężarówkę-cysternę i stwierdził, że najlepiej będzie użyć jej ładunku po uprzednim podgrzaniu. Celem zachowania ciszy nie uruchomił silnika – zamiast tego razem z pozostałymi pchał ją do celu. Już mieli minąć ten rejon lotniska, gdzie stały baraki personelu lotniska, gdy nagle... Jeden z hangarów rozerwała potężna eksplozja. A potem następna, i następna, i następna. Wszystko co przetrwało kampanię wrześniową zaczęło tonąć w płomieniach. Wyklęci szybko się zorientowali, co się stało.
- Miały nie wybuchać! – krzyknęła Beata, widząc coraz to nowsze języki ognia.
- Musieli je zostawić z pełnymi zbiornikami na wypadek alarmu! – Janek jej odpowiedział. Chwilę potem usłyszeli hałas w budynku terminalu. Pożar podniósł na nogi garnizon Luftwaffe. Fahad podjął szybką decyzję.
- Allahu Ackbar! – Krzyknął na całe gardło, skoczył za kierownicę cysterny, uruchomił silnik i wcisnął do dechy. Z pełną prędkością pędził prosto na terminal, by wyskoczyć z kabiny w ostatniej chwili. Cysterna ‘wjechała’ do środka dosłownie w momencie, gdy pierwsi żołnierze Luftwaffe zaczęli wychodzić na zewnątrz. Wbiła się najgłębiej jak tylko mogła, po czym jej ładunek wyleciał w powietrze, zamieniając terminal i pobliską wieżę w piec. Fahad tymczasem doczłapał się do reszty, kryjącej się za jednym z działek przeciwlotniczych. Od ognia uratowała go jedynie jego nowa, „żaroodporna” peleryna.
- Albo jesteś naprawdę odważny, albo naprawdę głupi! – Beata krzyknęła do niego, oddając mu jego MG-42.
- Dzięki za komplement, Hehehe! – Fahad odpowiedział jej z psychopatycznym uśmiechem na twarzy. W tym czasie pierwsi palący się żywcem Niemcy zaczęli wychodzić z płonących ruin. Julia szykowała się do strzału, gdy Janek złapał jej karabin za wylot.
- Nie marnuj kul! Niech się palą. – Powiedział do niej. Krótko potem zobaczył kolejne masy czarnych postaci wychodzących zza terminalu. – Więcej Niemców.... Hmmm... Szybko, strzelajcie
w tamtą stronę! – wskazał im na kierunek zachodni.
- Po co? – Bartek go zapytał, nie zrozumiawszy intencji.
- Nie dyskutuj! Strzelaj! – Janek warknął w odpowiedzi i sam zaczął strzelać. Pozostali zrobili to samo. Ich ślepe strzelanie sprawiło, że część żołnierzy Luftwaffe ich zobaczyło. Wtedy Janek zaczął do nich wahać i krzyczeć, wskazując zachodni kierunek. – PARTISANEN! PARTISANEN! DAHER! DAHER!
- PARTISANEN AM FLUGHAFEN!
- SIE HABEN UNSERE FLUGZEUGE ZERSTORT! ANGREIFEN!
- FINDET SIE! SCHNELL! SCHNELL!
Po tych kilku komendach żołnierze zmienili kierunek, prowadząc natarcie tam, gdzie mieli być domniemani partyzanci.
- Kupili to. Nie wierzę. – Bartek powiedział półgłosem, widząc tę sytuację.
- Cicho. Chodźcie. Musimy zniknąć, póki nie wiedzą, że strzelają w powietrze. – Janek dał im sygnał, i Wyklęci zaczęli się wycofywać, wykorzystując skupienie garnizonu na widmowej armii.
Po drodze spotkali kilka wozów strażackich, które właśnie przymierzały się do gaszenia pożaru. Kilka granatów wrzuconych pod nadwozia położyły kres jakimkolwiek próbom powstrzymania tego piekła. Wydawać się mogło, że to był już koniec akcji, lecz wtem los znowu postanowił się zabawić.
Tuż przed bramą wjazdową na teren lotniska natrafili na transporter półgąsienicowy typu Hanomag, którego załoga coś pakowała do środka. Ponieważ byli nich tak blisko, że widać było ich mundury, Wyklęci nie mieli wyboru – krótkie serie z pistoletów maszynowych położyły załogę wozu trupem, a granat oczyścił pobliski budynek wartowniczy. Jak się okazało, ten Hanomag był wartościową zdobyczą - a raczej to, co było w środku.
- Chyba wieźli materiały wybuchowe. – powiedział Bartek, patrząc na torby i plecaki
z nadrukowanymi napisami ostrzegawczymi i lontami wystającymi z wnętrza tychże.
- To mamy jeszcze szansę zniszczyć warsztaty. – Janek skonkludował jego słowa – Fahad!
- Się robi! – odpowiedział i wskoczył ze kierownicę. Po chwili pojazd znowu był w ruchu, ale miał inny cel podróży. Choć tym razem Fahad większe powody do narzekania. – Argh. Co za Pojeb zaprojektował te wozy dla krasnali?!?
- Nie marudź, jedź! – Janek przywołał go do porządku. Po czym wydał kolejne wytyczne – Tym razem nie ma udawania. Jak jakiś Niemiec spróbuje nas zatrzymać, zastrzelcie go. Nie marnujcie tych zapasów. Będą nam potrzebne do wysadzenia mostów na Wiśle.
Zajęło im to kilka minut – i kolejnych dziesięć trupów – ale w końcu dotarli do warsztatów lotniczych. Janek rzucił okiem na zabudowania, po czym podjął decyzję.
- Wysadźcie agregaty prądotwórcze i składy narzędzi! Bez nich warsztaty będą bezużyteczne!
I jego Towarzysze tak też uczynili. Fahad jeszcze wrzucił dwie dodatkowe torby do wnętrza samych warsztatów – Na wszelki wypadek. Dopiero wtedy staranowali szlaban wjazdowy i pod osłoną dogorywającej nocy uciekli z Okęcia.
Cały ranek jechali okrężnymi drogami w stronę Śródmieścia. Fahad starał się unikać potencjalne blokady i patrole żandarmerii, których kontrola zakończyłaby się wymianą ognia. A tej teraz nie chcieli. Na ich szczęście, po tym rajdzie na Okęcie Niemcy mieli ważniejsze sprawy na głowie – Przez cały czas mijali pojazdy z posiłkami dla ‘oblężonego’ lotniska. Głównie były to ciężarówki z piechotą, ale były też i czołgi – Panzer IV i ... Tygrysy z Dywizji Waffen-SS „Totenkopf”?
- Tego się nie widzi na co dzień. – Fahad powiedział do Janka najciszej jak tylko mógł. Ten musiał przyznać mu rację.
Jechali wzdłuż tej wydawać się mogło niekończącej się kolumny przez dziesięć minut. Gdy dojeżdżali do granicy Śródmieścia z Mokotowem, gdzie kolumna się kończyła, coś przykuło uwagę Janka.
- Zatrzymaj się, Fahad. – szepnął do Taja, który od razu wykonał polecenie. Następnie wychylił się z wozu i zaczął patrzeć w jednym kierunku.
Gdy jego przyjaciele zrobili to samo, zobaczyli grupkę wysokich rangą oficerów, którzy pod okiem zaledwie 10 piechurów coś dyskutowali, jednocześnie wskazując palcami na mapę miasta. Uwagę Janka przykuł jeden z tych oficerów, w mundurze SS. Wydawało mu się, że gdzieś już widział tę twarz. Rozpoznał go dopiero, gdy ten oficer spojrzał na niego na trzy sekundy. Gdy to się stało, Janek rozejrzał się dookoła, po czym chwycił jeden z plecaków wypełnionych materiałem wybuchowym, odbezpieczył go i...
- REINER STAHEL! EIN GESCHENK VON FUHRER! – Krzycząc co sił w płucach do oficerów, wyrzucił plecak w ich stronę. Wszystko działo się tak szybko, że ci zorientowali się, co się dzieje dopiero gdy plecak wylądował pod ich stopami. I rozerwał ich na kawałki. Janek szybko dał nura z powrotem do wozu – Gaz, Fahad! – Na tę komendę Fahad wcisnął do dechy i Hanomag znowu ruszył z impetem. W chaosie zdarzenia nikt z Niemców nie załapał, że to oni rzucili bombę. A Janek wyjaśnił pozostałych co zrobił – To był dowódca garnizonu warszawskiego. Właśnie wybiłem całe ich naczelne dowództwo.
- To co teraz? W końcu nas odkryją! – Kasia zadała mu dobre pytanie.
- Jedź na Rakowiecką! – Janek dał komendę Fahadowi. Ta go zaskoczyła i przeraziła.
- Chcesz zaatakować koszary SS? Odwaliło Ci!?!
- Nie, Idioto! Chcę ich zmylić! Uciekniemy kanałami.
Tak też zrobili. Na Rakowieckiej Fahad zaparkował tyłem w wejściu pierwszej napotkanej kamienicy, po czym pod osłoną granatów dymnych, Wyklęci wysadzili Hanomaga plecakiem i weszli do kanałów. Według zdobycznych zegarków, był 1 Sierpnia, punktualnie w południe.
- To jeszcze nie koniec. – Janek powiedział do swoich Towarzyszy już w kanałach – To dopiero początek...

Rozdział 11
...

Hrabia Wallenrod i Wyklęci - Rozdział 10, str. 47-51

2
Nie ruszam sypek językowych, których trochę. Pochylę się za to nad odwzorowaniem realiów, zwanym roboczo researchem. Bo piszesz o konkretnym miejscu i czasie.
AnAspieinPoland pisze: w skład lotniska Okęcie wchodziły też zakłady przemysłowe.
Jak już to naprawcze. I wiele nie znaczyły, bardziej istotne było lotnisko w Mielcu.
AnAspieinPoland pisze: Szybko, póki nie ma tu patroli. – Janek dał znak przy płocie.
Wg T.Sawickiego obsługa naziemna obu lotnisk (Okęcia i Bielan) liczyła 3 tysiące ludzi. A patrole były, posterunki również, samochody pancerne, stąd rzeź baterii "Kuby"
AnAspieinPoland pisze: w trzech rogach stały pojedyncze zabudowania
Obrazek na Weryfikatorium.plhttp://saafww2pilots.yolasite.com/resou ... 36x579.jpg[/mimg] to są "pojedyncze zabudowania", zdjęcie z września 1944
AnAspieinPoland pisze: Beata krzyknęła do niego, oddając mu jego MG-42.
ważący 12 kilo bez taśmy
AnAspieinPoland pisze: Wtedy Janek zaczął do nich wahać i krzyczeć, wskazując zachodni kierunek. – PARTISANEN! PARTISANEN! DAHER! DAHER!
To mi przypomina jedną scenę z Janosika
AnAspieinPoland pisze: krótkie serie z pistoletów maszynowych położyły załogę wozu trupem, a granat oczyścił pobliski budynek wartowniczy.
mówimy o załodze transportera opancerzonego, która pomimo całej rozpierduchy w tle, pogwizdując wyładowuje materiały wybuchowe?
I ustawia się rządkiem pod wspomniane krótkie serie? Donnerwetter!
AnAspieinPoland pisze: - Jedź na Rakowiecką! – Janek dał komendę Fahadowi. Ta go zaskoczyła i przeraziła.
- Chcesz zaatakować koszary SS? Odwaliło Ci!?!
- Nie, Idioto! Chcę ich zmylić! Uciekniemy kanałami.
AnAspieinPoland pisze: Tygrysy z Dywizji Waffen-SS „Totenkopf”?
Raczej nie, albowiem 362 grenadierów z SS Totenkopf stacjonowało na Pradze. Natomiast Schwere Panzerabteilung z 5 DPanc SS Wiking czekał na Rakowieckiej, zakładając się kto zaliczy fraga na skradzionym Hanomagu.

A teraz gorsza rzecz. Snucie fabuły. Twoi bohaterowie chodzą po Okęciu jak po supermarkecie. Tu Stukas do koszyka, tu wóz strażacki, tam generator. O, Niemcy z grilla, weźmy! Zero napięcia, zero akcji, zero obawy o losy bohaterów. Wierę, dziwię się że po takiej akcji nie pojechali żeby paroma seriami i granatem wyczyścić koszary na Rakowieckiej. Na pewno by im się udało.
Ostatecznie zupełnie niedaleko odnalazłem fotel oraz sens rozłożenia się w nim wygodnie Autor nieznany. Może się ujawni.
Same fakty to kupa cegieł, autor jest po to, żeby coś z nich zbudować. Dom, katedrę czy burdel, nieważne. Byle budować, a nie odnotowywać istnienie kupy. Cegieł. - by Iwar
Dupczysław Czepialski herbu orka na ugorze

Hrabia Wallenrod i Wyklęci - Rozdział 10, str. 47-51

3
Misieq79 pisze:

A teraz gorsza rzecz. Snucie fabuły. Twoi bohaterowie chodzą po Okęciu jak po supermarkecie. Tu Stukas do koszyka, tu wóz strażacki, tam generator. O, Niemcy z grilla, weźmy! Zero napięcia, zero akcji, zero obawy o losy bohaterów. Wierę, dziwię się że po takiej akcji nie pojechali żeby paroma seriami i granatem wyczyścić koszary na Rakowieckiej. Na pewno by im się udało.
Tragedia. To jest rozdział 10 z 30. Nie wpadło Ci do głowy, że może wcześniej oni trochę czasu spędzili na poznawaniu planów, rutyny i tras niemieckich patroli? I że w tym rozdziale nie ma pewnych informacji, bo zostały one podane wcześniej? Dla przykładu, że wcześniej zostało powiedziane, że Fahad jest siłaczem grupy, a Beata ćwiczyła Boks tajlandzki. Więc dla nich podawanie sobie MG-42 z rąk do rąk nie było czymś specjalnym. Zresztą ja sam osobiście trzymałem MG-42 w rękach, i dla mnie nie było to specjalnie wyzwanie. A nie mam postury siłacza.

Właśnie dlatego wolałem całość historii, a nie kawałek. Ale widzę, że nic by to nie dało. Ta próbka to była pomyłka.

Więc na odchodnym zrobię jedną rzecz, którą mogę - Misieq74, od dzisiaj będziesz znany jako... Dupczysław Czepialski.

Kuniec tego epizodu w moim życiu.

Hrabia Wallenrod i Wyklęci - Rozdział 10, str. 47-51

4
AnAspieinPoland pisze: Nie wpadło Ci do głowy, że może wcześniej oni trochę czasu spędzili na poznawaniu planów, rutyny i tras niemieckich patroli?
Żołnierze "Garłucha" najpewniej też. A to byli żołnierze 7 ppl
AnAspieinPoland pisze: I że w tym rozdziale nie ma pewnych informacji, bo zostały one podane wcześniej?
Jak to ktoś mądry powiedział, oceniamy ten tekst, a nie tamten.
AnAspieinPoland pisze: a Beata ćwiczyła Boks tajlandzki
Pisze się boks tajski. Albo tajski boks. Bez wielkiej litery.
Ostatecznie zupełnie niedaleko odnalazłem fotel oraz sens rozłożenia się w nim wygodnie Autor nieznany. Może się ujawni.
Same fakty to kupa cegieł, autor jest po to, żeby coś z nich zbudować. Dom, katedrę czy burdel, nieważne. Byle budować, a nie odnotowywać istnienie kupy. Cegieł. - by Iwar
Dupczysław Czepialski herbu orka na ugorze

Hrabia Wallenrod i Wyklęci - Rozdział 10, str. 47-51

5
Aleś mu dogadał, aż się Miśkowi recepty w gabinecie rozsypały... :snooty:
Nie przyszło, ci tak przy okazji do głowy, że skoro znalazł tyle wtop w tak krótkim fragmencie, to w całej książce ile ich będzie?
Taka rola weryfikatora, żeby się czepiać, a nie głaskać po główce.
Ja piszę, przeciętnie, ale kiedy czytam twój tekst, to zastanawiam się nad sensem pisania.



[mod edit] dyskutujemy o tekściem nie o ocenianiu tekstu

Hrabia Wallenrod i Wyklęci - Rozdział 10, str. 47-51

6
AnAspieinPoland pisze: Więc na odchodnym zrobię jedną rzecz, którą mogę - Misieq74, od dzisiaj będziesz znany jako... Dupczysław Czepialski.
I od razu miło się zrobiło i rodzinnie :)
Może jak wrócisz, zdążysz jeszcze dostać bana za obrażanie innych?
Kolejny niedoceniony geniusz?
Na świecie ich miliony. Geniuszy znacznie mniej.
Może by kiedyś zrobić listę "sfochowanych niedocenionych" - najlepiej z linkami do ich opus magnum.
Gdybyś jednak się złamał i tu powrócił...
Robisz autorze bardzo dużo błędów językowych.
AnAspieinPoland pisze: Dzięki nocnym rajdom i poczynionych w ich czasie notatkach
poczynaniom notatkom
AnAspieinPoland pisze: A teraz on i jego Przyjaciele zamierzali
przyjaciele - o ile nie jest to nazwa własna grupy, to skłaniałbym się ku małej literze.
AnAspieinPoland pisze: trzech Wyklętych przecięło druty
wyklętych - ta sama historia.
AnAspieinPoland pisze: Beacie wyrwała się ocena, kiedy po wejściu na teren ujrzała pustą przestrzeń, gdzie tylko w trzech rogach stały pojedyncze zabudowania świadczące o jej przeznaczeniu
jej przeznaczeniu - jak sądzę jego (terenu) a niej jej (Beaty?). Kolejny błąd w odmianie.
AnAspieinPoland pisze: pod hangary, i zaczęli
Przecinek raczej zbędny.
AnAspieinPoland pisze: Ponownie im przypomniał, że nie uda im się zmienić przeznaczenia
im-oza.
AnAspieinPoland pisze: Ponieważ byli nich tak blisko, że widać było ich mundury, Wyklęci nie mieli wyboru
byli nich - nawet nie wiem jak to opisać. Jeśli kontynuujesz myśl o "załodze" to jej, ale wtedy szyk i dalsze części zdania nie pasują. Jeśli nie chodzi o załogę, to trzeba najpierw przejść z podmiotem na żołnierzy tej załogi, żeby można było pisać o nich.
No i kwestia rzeczowa. Nie rozumiem, dlaczego bohaterowie nie mieli wyboru.

Do tego bardzo selektywnie obraziłeś się na uwagi Miśqa. Odniosłeś się do tych, które w nieco naciągany (moim zdaniem) sposób dało się wytłumaczyć informacjami podanymi we wcześniejszej części tekstu. A co z błędami rzeczowymi? Zabudowania, rozlokowanie, itd?
No i średnio mnie przekonuje rozpracowanie rutyny lotniska. Awaria zasilania, likwidacja strażników, "niewidzialny" pożar. Jeśli to jakiś realizm magiczny, superbohaterowie, którzy z definicja nadludzko radzą sobie z przeciwnościami albo inna historia alternatywna, to ok. Ale jeśli nie, to nie.

I jeśli wyklęci odnoszą się do lansowanej przez obecną władzę mitologii, to wyklętymi stali się niejako dopiero po 1945 roku. Na tym etapie byli partyzantami, powstańcami, albo coś w tym rodzaju. Pisanie z perspektywy współczesności chyba wiele tu nie zmienia. Jeśli pisalibyśmy powieść o mistrzostwach świata zakończoną zdobyciem tytułu, to pisanie o bohaterach "mistrzowie świata" jeszcze przed finałem byłoby niewłaściwe.

Jeśli piszesz to w poczuciu patriotycznego obowiązku, to może zacznij od doszlifowania języka ojczystego?
A to forum jest po to, żeby "wytykać" błędy a nie chwalić. Inaczej nie nazywałoby się Weryfikatorium tylko Pochwalarium.

PS.
Nie szukaj tego drugiego w Internecie. Nie biorę odpowiedzialności za to, co możesz znaleźć.
Jako pisarz odpowiadam jedynie za pisanie.
Za czytanie winę ponosi czytelnik.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”