Rozdział 1
Marcin był przeciętnym siedemnastolatkiem, włóczącym się po korytarzach Technikum Drzewnego we Wrocławiu. Zbyt niski na koszykarza i za wysoki na karła nie porażał koleżanek urodą ani wyrafinowanym językiem zawodowych podrywaczy. Na twarzach kolegów wywoływał ironiczny uśmiech, kiedy z takim przejęciem opowiadał o dziewczynie, którą pewnego dnia będzie miał.
Marzył o ładnej blondynce lub brunetce o kobiecych kształtach, nie jakiejś tam modelce z wychudzonym tyłkiem i miejscem na piersi. Idealnie, gdyby miała niebieskie oczy i długie włosy, ale to nie było konieczne i chłopak gotów był na ustępstwa w kwestii ostatnich dwóch oczekiwań.
Swoje miłosne podboje zaczął od Ani, koleżanki z klasy, która z takim zapałem opowiadała o schodzącej na psy planecie Ziemia. Winą za wszystko obarczała zachłannych ludzi, dla których pieniądze i dobra materialne były w życiu najważniejsze.
Ich randka trwała półtorej godziny, a gadatliwa dziewczyna kompletnie nie zwracała uwagi na zalety Marcina. Monologi o wycinanych lasach i zanieczyszczenia atmosfery nijak się miały do miłosnych spojrzeń chłopaka, a komplementy w temacie jej wspaniałych włosów i pięknej linii nosa spływały po Ani jak żel na włosach klasowego uwodziciela Armanda w czasie meczu piłki nożnej. Marcin niezbyt zafascynowany ekologią postanowił więcej się z nią nie spotykać, a sprawę uratowania lasów w Brazylii pozostawił ludziom z GreenPeace.
Kolejna była Klara, dziewczyna drobnej budowy, o zdolnościach matematycznych. Urzekła chłopaka fascynacją do cyferek i kiedy ten pewnego razu zaskoczył klasową kujonkę zadaniem domowym, które on rozwiązał, a ona nie potrafiła, ta zgodziła się na randkę. Na początku wszystko szło po myśli chłopaka. Kawa, ciastko i trochę paplaniny o szkolnych sensacjach, włączając w to ciążę pani od biologii, która z wielkim brzuchem kroczyła po szkolnych korytarzach, nie mając męża ani chłopaka. Wszystko runęło w gruzach, kiedy Klara zapytała chłopaka o plany na życie. Marcin zaczął się jąkać, twarz przybrała kolor czerwonawy i w końcu zdołał wysapać, że takowych planów nie posiada. Nijak się to miało do ściśle sprecyzowanej przyszłości Klary. Wszystko było już ustalone i dziewczyna nie zamierzała ulegać porywom serca. Ich nienarodzone jeszcze uczucie, umarło więc śmiercią naturalną i choć dalej pomagali sobie w matematycznych zawiłościach, to chłopak jednak już nie patrzył na Klarę, w ten sam wyjątkowy sposób.
Trzecia była Agnieszka, miłośniczka fitnessu i początkująca zawodniczka mieszanych sztuk walk. Marcin sportu nienawidził, a do nokautujących swoje przeciwniczki dziewczyn miał dość bojaźliwe podejście. Agnieszka miała jednak tak nieziemsko zgrabne pośladki, od których nie mógł oderwać wzroku, że pomimo lekkiego pietra postanowił zaprosić ją na randkę. Wszystko układało się dobrze i szło po myśli chłopaka. Spotkali się kilka razy, a przy kolejnej okazji Agnieszka pozwoliła się nawet pocałować. Zaczął już nawet wyobrażać sobie nagie pośladki i piersi dziewczyny, kiedy na horyzoncie pojawił się Łukasz, były chłopak Agnieszki. Bez żadnych skrupułów i litości dla Marcina ponownie zauroczył sobą kochliwą figtherkę, a Marcin został zapomniany.
Wizja świata pełnego miłości i uprawianego seksu straciła swój koloryt. Na jakiś czas chłopak postanowił dać sobie spokój z szukaniem dziewczyny. Nie był pewny czy robi dobrze, ale tak zdecydował i postanowił się tego trzymać. Skoro nie mógł znaleźć swojej drugiej połowy, postanowił lepiej zadbać o siebie. Nie był zadowolony ze swojej muskulatury, czy może lepiej powiedzieć był zawstydzony, swoim chudym ciałem. W zmianie tego stanu rzeczy miała pomóc siłownia. Pełen nadziei i wiary w swoje możliwości, zapisał się do osiedlowego klubu, w którym taka siłownia się znajdowała.
Po kilku dniach w małym stopniu, a po kilku tygodniach już w dużo większym zaczął odczuwać rozczarowanie treningami. Mięśnie, które tak pięknie puchły w czasie ćwiczenia, na drugi dzień wyglądały tak samo, a nawet gorzej. Zakwasy, bóle stawów od niedokładnego wykonywania ćwiczeń oraz rosłe sylwetki współćwiczących też nie dopingowały do kontynuowania kulturystycznej przygody. W czasie sesji treningowych czuł się jak paskudny chwast wśród dorodnych i ładnie rozkwitłych tulipanów. Nie było to jego miejsce i chodził tam coraz rzadziej, aż w końcu przestał całkiem zaglądać.
Marcin miał młodszą siostrę o imieniu Zoja. Z greckiego oznaczało to Życie i dziesięciolatka faktycznie była pełna życia. Kochała ludzi wokół, uwielbiała Kate Perry i równie mocno nienawidziła szkoły. Awersja do różnych przedmiotów przekładała się na problemy z ocenami i pomimo licznych, motywacyjnych rozmów z matką, ten stan rzeczy długo się nie zmieniał.
Na pomysł zapisania dziewczynki na kurs angielskiego wpadł Marcin. Miłość do amerykańskiej piosenkarki i jej piosenek nie była prawdziwa, bez porządnego zrozumienia o czym ta śpiewa. Nie było więc trudne zwabić Zoję podstępem na taki kurs. Nauka angielskiego miała wyrobić u dziesięciolatki nawyk uczenia się i odrabiania prac domowych, a skoro zajęcia odbywały się wieczorem, to nie było innego wyjścia jak zapisać Marcina razem z nią. Wtedy właśnie, kiedy chłopak już powoli zaczął godzić się ze świadomością, że dziewczyny nie znajdzie na zajęciach, pojawiła się Ola.
Dziewczyna była naprawdę piękna. Wysoka, z figlarnie zakręconymi włosami, powodowała utratę tchu u Marcina. Skończyła osiemnaście lat i mogła w końcu podpisać kontrakt z agencją modelek, na który wcześniej jej matka nie wyrażała zgody. Nie była tak chuda, jak większość modelek, a mądrość bijąca z jej twarzy, paraliżowała chłopaka, nie pozwalając się skupić na kursie.
Serce próbujące wyskoczyć przez żebra, zauważyła Zoja. Nie była jeszcze kobietą, a tylko zwykłą smarkulą, ale jej instynkt dziewczyński był niezawodny. Na początku nie robiła nic, trochę zła na brata za podstęp z nauką języka, ale po kilku dniach jej serce zmiękło. Wszystkie wątpliwości, wstydy i utraty języka w gębie chłopaków w towarzystwie ładnych dziewczyn, uważała za żałosne.
Po prostu podeszła po zajęciach do Oli i szarpnęła za rękaw bluzki. Kiedy przyszła modelka spojrzała ciekawie na dziesięciolatkę, ta posłała jej najsłodszy uśmiech świata i podała dłoń. Zostały przyjaciółkami w mniej niż pięć sekund.
Pierwszych wypowiedzi Marcina do wyśnionej dziewczyny nie mogliby zinterpretować najbieglejsi znawcy języka polskiego. Zoja umiała to zrobić i pomiędzy salwami śmiechu obu dziewczyn, tłumaczyła Oli, co Marcin chciał powiedzieć. Po kilku wspólnych powrotach z kursu chłopak w końcu potrafił odezwać się do Oli w sposób spełniający wymogi mowy polskiej. Dziewczyny paplały między sobą jak najlepsze przyjaciółki, a Marcin z przebiegu rozmowy, wyłapywał tak cenne informacje o życiu prywatnym osiemnastolatki.
Dużym problemem był nowy opel podjeżdżający za każdym razem na przystanek autobusowy. Na nieszczęście chłopaka wyłaniał się z niego przystojny Krystian, który znudzonym gestem ręki wołał Olę do wnętrza auta. Marcin naiwnym chłopcem nie był i z rachunku prawdopodobieństwa wykalkulował, że jego szanse na randkę z Olą równe są zeru. Życie sprawia jednak niespodzianki i tak było tym razem.
Stali wtedy na przystanku i rozmawiali o codziennych sprawach, tak różnych dla każdego z osobna. Zoja była ciekawa co taka modelka, która tylko chodzi po wybiegu, robi przez cały dzień i jak wydaje pieniądze. Ola uśmiechała się i mówiła, że to są sprawy dorosłych i mała nie musi się tym martwić, jednocześnie zerkając w lewą stronę, z której miał nadjechać opel. Przyzwyczajona już do pełnego uwielbienia spojrzenia Marcina, pozwalała mu przez długie sekundy wpatrywać się w swoją twarz.
Podjechał samochód i Ola usiadła obok kierowcy. Marcin zauważył, że dziewczyna kłóci się z Krystianem. Skończyli po dłuższej chwili, ale chłopak nawet nie próbował ukrywać przed siostrą, jaką sprawiło mu to przyjemność. Przez kilka kolejnych dni Krystian nie odbierał Oli z przystanku, więc Marcin mocno przekonany, że tamci ze sobą zerwali, postanowił spróbować swojego szczęścia.
Na początku dziewczyna skwitowała to lekkim rozchyleniem ust i milczeniem, by po chwili stwierdzić głośno, że co jej tam zależy i może na kawę z kolegą z kursu przecież się umówić. Marcin umarł prawie ze szczęścia. Zoję w sumie niewiele to interesowało, a Ola wpatrywała się tęsknie w zakręt ulicy, zza którego kiedyś pojawiał się samochód Krystiana.
***
Nadszedł dzień randki z Olą. Marcin wrócił ze szkoły pobudzony jak nigdy przedtem.
Szybki prysznic, a potem kilka minut zastanawiania się nad wyborem odpowiedniej garderoby. Kiedy spodnie, koszula i buty zgrały się ze sobą, przyszedł czas na finanse. Na najwyższej półce biblioteczki z książkami za „Zbrodnią i Karą” leżała skarpetka z sumiennie odkładanymi oszczędnościami na taką właśnie okazję. Było tego około osiemdziesiąt złotych i jak przekalkulował w głowie Marcin, to powinno wystarczyć. Z filmów i opowiadań kolegów wiedział, że pierwsze wrażenie, jakie zrobi na dziewczynie na takiej randce, ma ogromne znaczenie. Nie należy więc skąpić grosza i pokazać pannie jak bardzo ci na niej zależy.
Schował pieniądze do kieszeni i wybiegł z domu w stronę przystanku autobusowego. Patrząc na wystawę kwiaciarni po drugiej stronie ulicy, doznał olśnienia. Kilka róż wręczonych dziewczynie, musiało już całkiem zmiękczyć jej serce i zmusić do pokochania Marcina.
Jak pomyślał, tak zrobił i już po pięciu minutach siedział w autobusie linii 9, mającym zawieść go na miejsce spotkania.
Wysiadł na przystanku przy szpitalu i z szybko bijącym sercem dostrzegł wejście do kawiarni, w której miało się zacząć nowe życie z ukochaną u swego boku. Liczył na pusty lokal, zważając na wczesną porę, bo przecież pora lunchu już się skończyła, a ludzie pracujący w biurach w centrum byli jeszcze w pracy. Wszedł do środka i od razu zauważył, jak bardzo się pomylił.
Grupa młodych ludzi, tak mniej więcej w jego wieku, okupowała spokojny zwykle lokal w najlepsze. Dość mocno już pijani piwem, krzyczeli, kłócili między sobą, by po chwili śmiać się z tego w najlepsze. Marcin trzymając w dłoni, pięć czerwonych róż patrzył na to wszystko i nie bardzo wiedział, co ma zrobić. Spojrzał na zegarek. Dochodziła trzecia, więc musiał się na coś zdecydować.
Podszedł do baru i zamówił u mocno zdegustowanej zachowaniem młodzieży barmanki napój pomarańczowy. Kiedy kobieta zauważyła kwiaty, wskazała ręką na drzwi wyjściowe i uśmiechnęła się życzliwie.
- Na zewnątrz jest kilka stolików. - Puściła mu oczko. - Tam będzie ci łatwiej porozmawiać... - zauważyła, że jeden z pijanych klientów zaczął kopać w maszynę do gry w pokera i pobiegła w jego stronę.
Marcin wziął szklankę z sokiem i wyszedł na zewnątrz lokalu. Był słoneczny dzień i chłopak wybrał stolik w cieniu drzewa. Usiadł na metalowym krzesełku, zerkając znów na zegarek. Była równo trzecia.
- Po co ci te kwiaty? - Natarczywy głos wyrwał Marcina z wymyślania wariantów, jak powinna przebiegać rozmowa z Olą.
Odwrócił głowę do tyłu, zauważając, siedzącego przy takim samym stoliku bezdomnego. Tak przynajmniej nazwał go w myślach, osądzając po zniszczonych, starych spodniach, dziwnie wyglądającym kapeluszu i butach tak dziurawych, że nie miały prawa nadawać się do noszenia.
- Słucham? - Spytał grzecznie.
- Co słuchasz?! - Karłowaty staruszek splunął z dezaprobatą, wesoło kołysząc nogami niesięgającymi chodnika. - Ty nie słuchaj, tylko na pytania odpowiadaj. Po cholerę ci te kwiaty?
- Noo, z dziewczyną się umówiłem. - Odparł, prawie nie słysząc własnego głosu.
- Aaa, z dziewczyną... - Staruszek kiwnął głową ze zrozumieniem. Wyciągnął z kieszeni kamizelki, coś, co kiedyś było wykałaczką i zaczął dłubać w zębie. - A po co się z nią umówiłeś? - Wbił wzrok w twarz chłopaka. - Chcesz ją tylko zaliczyć czy może wielka miłość chodzi ci po głowie.
Marcin oburzony odwrócił głowę. Nie miał zamiaru z nikim dyskutować, o swoich prywatnych sprawach, poza tym było już cztery po trzeciej, a dziewczyny wciąż nie było.
- Chuchro z ciebie i za ładny też nie jesteś. - Staruszek pojawił się niespodziewanie przy stoliku Marcina. Spoglądał chwilę krytycznie na jego twarz, aż w końcu usiadł na drugim krześle.
- To miejsce jest zajęte! - Chłopak miał już dosyć towarzystwa bezdomnego dziadka.
- Tak, a przez kogo? - Tamten zaśmiał się ironicznie, sięgając po szklankę z sokiem Marcina. Upił trochę i splunął z niesmakiem. - To ma być sok! To jakiś chemicznie koloryzowany koszmar.
Marcin zerwał się na równe nogi i spojrzał groźnie na staruszka.
- Zaczyna mi pan działać na nerwy. - Cały się trząsł, mając prawdziwą ochotę dać starcowi w zęby, choć nigdy w życiu nikogo nie uderzył.
Dziadek skulił się przerażony, lecz zaraz się wyprostował i patrząc z politowaniem na chłopaka, wybuchnął śmiechem.
- Z takimi wątłymi bicepsami, to możesz tylko ogródek plewić. - Staruszek zaczął grzebać w kieszeni spodni i po chwili wyjął kanapkę zawiniętą w brudny papier.
- Młody, lepiej coś zjedz, bo faktycznie licho wyglądasz. - Odwinął papier, przełamując kanapkę na pół. Wyciągnął rękę z jedną częścią w stronę chłopaka, ale ten odsunął się zgorszony.
Dziadek spojrzał zdziwiony na i powąchał chleb.
- Czego wybrzydzasz. Jest całkiem świeża.
Marcin miał dość. Usiadł zrezygnowany, patrząc przed siebie. Dotarło w końcu do jego świadomości, że cała ta randka to jeden wielki żart ze strony Oli. Opuścił głowę w dół, myśląc co teraz powinien zrobić. Pójść samotnie do kina? A może dobrze byłoby się upić z żalu? Ma prawie siedemnaście lat a nigdy wcześniej nie był pijany.
- Ty młody, a to nie ta twoja laska?
Głos starca przywrócił go do życia. Powiódł wzrokiem w kierunku, który wskazywała ręka dziadka.
Serce stanęło mu w miejscu, stracił oddech i wpatrywał się jak zahipnotyzowany, w idącą w jego kierunku Olę. Ubrana w krótką spódniczkę i bluzkę z mocnym dekoltem powodowała, że żaden z mijających ją mężczyzn nie mógł na nią nie spojrzeć. Dziewczyna nie szła, lecz płynęła, a w oku Marcina pojawiła się łza szczęścia.
- Akt pierwszy. Jest jednak szansa na miłość. - Starzec naśladując dyrygenta w filharmonii, machał rękami i mruczał pod nosem wesołą, skoczną melodię.
Chłopak chwycił róże i próbując wyrównać oddech, zrobił krok w kierunku nadchodzącej dziewczyny. Najważniejszy w życiu moment właśnie nadchodził.
Za Olą w odległości dziesięciu kroków pojawił się chłopak. Podbiegł do dziewczyny i klepnął ją w pośladek. Marcin rozpoznał Krystiana.
W pierwszym odruchu dziewczyna chciała go zbesztać za takie okazywanie uczuć w centrum miasta, ale widok znajomego dziwoląga z kursu angielskiego, powstrzymał jej wybuch. Patrzyła ze śmiechem na Marcina trzymającego kwiaty.
- Z tą randką, to był taki żart. - Podeszła do Marcina, bezradnie rozkładając ręce. Przez chwilę troska pojawiła się na jej twarzy, ale zaraz zniknęła i ironia z zażenowaniem dominowały w jej oczach. - Takie dziewczyny jak ja, nie umawiają się z takimi nieudacznikami jak ty. - Wzięła głęboki oddech, spoglądając na przystojnego blondyna, spytała. - Wyobrażasz mnie sobie w towarzystwie takiego ćwoka?
Blondyn wzruszył ramionami i wskazał na tarczę zegarka.
- Idziemy, bo zaraz zaczyna się film. - Złapał Olę za rękę, ciągnąc w swoją stronę.
- Zaraz! - burknęła. - Wezmę kwiaty, bo są śliczne.
Marcin odprowadzał wzrokiem odchodzącą parę. Nie poczuł nawet, jak łzy upokorzenia spływają mu po policzkach.
Staruszek podszedł do chłopaka i pomógł usiąść mu na krześle.
Patrzył rozbawiony na Marcina. Zacisnął obie dłonie w pięści i wcierając je w oczy, też udawał, że płacze. W końcu znudziło mu się, a że chłopak wciąż pociągał nosem, wyrżnął go mocno w ramię.
- Naprawdę z ciebie mazgaj i oferma! - Złapał się pod boki, przybierając groźną minę.- Zaczynam się poważnie zastanawiać czy to dobry pomysł obdarzyć cię takim podarunkiem.
Marcin wytarł nos w mankiet koszuli. Wziął do ręki szklankę z sokiem stojącą przy staruszku, wypijając wszystko jednym haustem.
- Czym obdarzyć? - Spytał, nie będąc pewnym czy się nie przesłyszał.
Staruszek mruknął coś niezrozumiałego pod nosem, a potem długo patrzył w niebo. Usta mu się poruszały, ale do uszu Marcina nie dochodziły żadne dźwięki. W końcu starzec skinął kilka razy głową i spojrzał poważnie na chłopaka.
- Przebolałeś już tę wychudzoną laskę?
Marcin próbował się uśmiechnąć, ale wyszedł z tego tylko koślawy grymas na twarzy.
- Zazwyczaj zajmuje mi to od miesiąca do trzech.
Starzec puknął niecierpliwie palcem w blat stołu.
- Pytam poważnie.
Chłopak wzruszył ramionami i dotknął lewej strony klatki piersiowej.
- To siedzi tutaj mocno i nie tak łatwo się tego pozbyć. Mówię o uczuciu do drugiej osoby.
Dziadek westchnął znudzony, wstał od stolika i podszedł do dwóch mężczyzn w garniturach siedzących obok. Wziął do ręki oba drinki stojące na blacie. Obaj głośno zaprotestowali, a jeden z nich oburzony złapał dziadka za ramię. Staruszek uśmiechnął się pobłażliwie i stuknął paznokciem małego palca w stolik.
Ku zdumieniu Marcina, spodziewającego się awantury, obaj mężczyźni jak gdyby nic wrócili do rozmowy, nie zwracając kompletnie uwagi na staruszka, a ten trzymając w dłoniach dwie wódki z kolą, wrócił do Marcina.
- Pij! - Odezwał się władczym tonem.
- Ale ja nie piję alkoholu.
- Czas, żebyś zaczął, bo będziesz takim ofermą do końca życia. - Podał mu jeden z drinków. Poczekał, aż chłopak wypił trochę i usiadł na krześle.
- Pewnie, że wóda nie zrobi z ciebie faceta, ale chciałem, żebyś się trochę zrelaksował, zanim coś ci powiem.
Marcin patrzył na rozmówcę podejrzliwie, a nawet robił wrażenie lekko wystraszonego.
- Mam zaszczyt ci oznajmić, że zostałeś wybrany przez naszą radę najwyższą do otrzymania daru niewidzialności.
Marcin odsunął zadkiem krzesło do tyłu, mając zamiar uciec, jak najszybciej potrafi ale starzec był szybszy. Znów zrobił coś z palcami i chłopak został unieruchomiony. Siedział, spoglądając na rozmówcę, ale nie mógł ruszyć nawet koniuszkiem palców.
- Wiem, że brzmi to niedorzecznie dla was ludzi, którzy nie posiadacie żadnych imponujących zdolności poza zabijaniem się nawzajem i doprowadzaniem tej planety do kompletnej zagłady, ale to prawda.
Wsunął dłoń pod kamizelkę, chwilę tam pogrzebał i w końcu wyjął czapkę bejsbolówkę z logo Boston Red Sox, którą podsunął na część stołu Marcina.
- Zakładając te czapkę, stajesz się niewidzialny dla reszty ludzi. - Oznajmił uroczyście, choć głupkowata mina chłopaka przeczyła, że docenia powagę sytuacji.
- Noo, nie wstydź się i załóż czapkę. - Starzec zachęcił go ruchem dłoni.
Chłopak wsunął bejsbolówkę na głowę, spoglądając jednocześnie w szybę wystawową lokalu. Ku swemu przerażenie dostrzegł, że faktycznie nic nie dostrzega w miejsceu, gdzie powinno być jego odbicie. Zerwał czapkę szybkim ruchem i znów zobaczył siebie.
- Ja pierdolę...! - Zaklął tak głośno, że odgłos wulgaryzmu, spowodował ból bębenków. - I co ja teraz mam z tym zrobić?
Patrzył długo w twarz starca, aż ten w końcu wzruszył ramionami i odezwał się zniecierpliwionym głosem.
- A rób, co chcesz. To twoja nagroda za cnotliwe życie prawiczka, abstynenta i wyznawcy innych nudnych rzeczy, które twoi rówieśnicy robią od dawna. Nie moja decyzja, nie mój problem, ja tylko dostarczam przesyłkę.
Chłopak długo patrzył w niebo, zastanawiając się jak wykorzystać dany mu dar. Im dłużej o tym myślał, tym częściej przed jego oczami pojawiała się Ola.
Rozdział 2
Rozmowa ze starcem trwała jeszcze dziesięć minut i wyjaśnił on chłopakowi regulamin użytkownika czapki. Potem zniknął bez pożegnania, zostawiając Marcina z bejsbolówką w dłoni.
Marcin szedł wolno w stronę przystanku autobusowego, cały czas trzymając dłoń na czapce, wepchniętej za pasek w spodniach
Nie był już pewny czy to, co się stało było prawdziwe czy mózg płata mu figle i zaraz się obudzi w swoim łóżku, albo – co gorsza – na oddziale szpitala psychiatrycznego. Wszystko wyglądało jednak normalnie i nic niezwyczajnego nie przyciągało jego uwagi. Ludzie szli chodnikiem, samochody jak zwykle robiły ogromny jazgot na ulicy i nawet zapach z mijanego sklepu mięsnego przypomniał chłopakowi, że jest głodny.
Wszedł do środka i stanął za otyłą kobietą robiącą zakupy. Początkowo raziła go opieszałość klientki w wyborze wędlin i mięsa, ale postanowił się nie denerwować. Przecież w końcu nigdzie mu się nie spieszyło. Myślał o tym jak potraktowała go Ola i pomimo wyraźnego zakazu staruszka postanowił, że w taki czy inny sposób odpłaci dziewczynie za swoje upokorzenie. Z czapką, która maskowała go dla ludzi, wydawało się to dziecinnie proste i zabawne, a każda kolejna sekunda powiększała wielkość zemsty, która miała się w przyszłości dokonać.
Grubaska wypełniła w końcu swoją torbę po brzegi i Marcin poprosił o trzy kawałki kiełbasy myśliwskiej. Wyszedł ze sklepu spoglądając na otwarte drzwi sklepu spożywczego. Kochał jeść pieczywo i prawie żadna potrawa nie miała racji byty bez kawałka pieczywa. Dokupił więc dwie bułki i z głową buzującą od emocji z ostatnich dwóch godzin, usiadał na ławce obok pomnika Adama Mickiewicza.
Kiełbasa smakowała chłopakowi wybornie i z każdym kęsem poprawiał się humor. Uspokojony już trochę, zaczął obserwować co dzieje się wokół niego.
Z lewej strony nadchodziła para dwudziestokilkulatków. Dziewczyna popychała ze złością bruneta w okularach, obarczając go winą za źle wymierzony rozmiar wykładziny do pokoju i teraz jak podsłuchał Marcin od strony okna była dziesięciocentymetrowa szpara, z którą niewiele można było zrobić.
Posiadacz bejsbolówki zbyt nachalnie przyglądał się kłócącej parze i kiedy ci przeszli obok ławki, z ust dziewczyny wydobył się wrzask karcący Marcina za ciekawstwo. Ten odwrócił głowę, nie patrząc w ich stronę aż był pewny, że odeszli.
Pierwszy raz, nie licząc zaplanowanej zemsty na Oli chłopak miał ochoty użyć czapki. Szybko jednak analizując wszystkie za i przeciw postanowił nic nie robić i o całej sprawie szybko zapomniał.
Z przyjemnością obserwował dwie dziewczyny, które ubrane w letnich sukienkach szły kilkanaście metrów dalej, głośno rozmawiając o wydarzeniach ostatniej nocy w modnym klubie. Obie piękne, choć Marcinowi ta w okularach podobała się bardziej, spierały się, który z podrywających ich bramkarzy był bardziej seksowny i miał lepszy tyłek. Przechodząc obok chłopaka posłały mu znudzone spojrzenie i dłoń Marcin znów mocniej zacisnęła się na czapce.
Pobudził wodze fantazji i marzył. Gdyby tak poszedł za jedną z nich i gdyby w końcu poszła do domu, mógłby wtedy zobaczyć w końcu jak wygląda nagie ciało młodej dziewczyny. Rozpuścił wodze fantazji zbyt mocno i skarcił się za to w myślach. Po prostu wysmarowałby ja czymś paskudnym, kiedy będzie spać i sprawa byłaby załatwiona. Nie miał szans poderwać takiej ślicznotki to chociaż zrobiłby niezłego psikusa. Uśmiechnął się szeroko, kiedy wyobraził sobie minę piękności, kiedy ta budzi się rano cała wysmarowana mazią i wrzeszczy na cały dom nie mogąc zrozumieć jak to się mogło stać.
Uśmiech z twarzy nie zdążył jeszcze zniknąć, kiedy na ławce usiadł mężczyzna. Nie był już młody, choć starcem też nie był. Postawny z odstającym brzuchem kasłał paskudnie nie zasłaniając przy tym nawet ust.
Marcina, odgłosy z ust faceta, całkiem zniechęciły do skończenia jedzenia. Z obrzydzeniem wyrzucił ostatnią kiełbasę do kosza obok ławki, a kiedy tamten wbrew logice zapalił papierosa, Marcin uznał, że ma już dość. O zemście nie było mowy, bo mężczyzna był po prostu głupcem, a rak płuc miał pewnie załatwić resztę sprawy.
Szedł powoli w stronę domu i rozmyślał znów o Oli. Był zły głównie na siebie za swoją naiwność. Zachowanie dziewczyny było co prawda niewybaczalne, ale i on nie był bez winy. Takie ładne dziewczyny po prostu nie umawiają się z takimi nieudacznikami jak on. Będzie musiał w końcu to zrozumieć albo wciąż będzie cierpiał.
Po kilkunastominutowym marszu dotarł w okolicę domu, w którym mieszkał. Szedł chodnikiem, kiedy po drugiej stronie ulicy zauważył trzech mężczyzn stojących obok sklepu spożywczego. Byli już dość mocno pijani i głośno klnąc, krzyczeli w stronę jadącego na wózku inwalidy. Było coś o esbekach i zasranych czerwonych faszystach.
Marcinowi zapaliła się kontrolka moralna i czujnik empatii mocno dał znać o sobie. Nie wiedział kto to esbek, a komunizm widział tylko w telewizji, ale za to miał przed oczami napastowanego starca, a do tego inwalidę.
Nie było rozważania czy coś zrobić, czy nie. Nie było plusów i minusów nadchodzących wydarzeń. Po prostu wszedł do najbliższego klatki schodowej i założył czapkę.
Pierwszym ukaranym przez bejsbolówkę i noszącą ją Marcina był Zenek zwany przez kumpli „Piącha". Silny za młodu, a teraz postrach miejscowych pijaczków, stał goły od pasa w dół, próbując jednocześnie znów naciągnąć poplamione dresy i zasłonić swoją męskość. Wygrażając kumplom pieścią, z twarzą nierozumiejącą co właściwie się dzieje, podciągał spodnie, które po chwili znów opadały w dół
Zawartość taniego wina spływała właśnie na głowę drugiego z pijaczków, kiedy trzeci z nich Adam zwany „Żulem” zaczął pojmować, że rozgrywająca się tu scena ma w sobie coś nieziemskiego lub powodowana była przez siły nieczyste. Mając za nic przyjaźń z kumplami od butelki, postanowił wziąć nogi za pas. Nie uszedł nawet dwóch kroków, kiedy zawartość sklepowego kosza na śmieci wylądowała mu na głowie. Diaboliczna moc rozmazywała mu papierki po lodach i czekoladkach na twarzy, a on drąc się w niebogłosy obiecywał i nawet przysięgał więcej nie tknąć alkoholu.
Marcin wrócił do tego samego domu i w ciemnościach klatki schodowej zdjął czapkę. Wyszedł na zewnątrz, z nieukrywaną przyjemnością obserwując uciekających w przerażeniu trzech mężczyzn. Odprowadzał ich wzrokiem, aż zniknęli za zakrętem i ruszył w stronę domu.
Miał właśnie wejść do budynku gdzie na trzecim piętrze mieszkał z matką i siostrą Zoją, kiedy dostrzegł siedzącego na murku przed następnym blokiem znajomego staruszka. Zaskoczony podszedł do niego.
- Siemka małolat. Jak leci?
Starzec machał zwisającymi z murku nogami i dłubiąc w zębie, spluwał co jakiś czas na trawnik.
- Chyba dobrze. Sam nie wiem. - Marcin nie próbował nawet ukryć zdziwienia.
- To chyba czy dobrze. - Starzec podrapał się po policzku i wyrzucił wykałaczkę. - Bo, chyba, znamionuje niepewność, a, dobrze, mówi mi, że nieźle się przed chwilą zabawiłeś i masz pewność, że zrobiłeś, to co trzeba.
- Bo zrobiłem! - Chłopak burknął bez przekonana.
- A gdybym ci tak powiedział, że ten staruch na wózku inwalidzkim torturował, gwałcił i nawet zabijał ludzi... całkiem niewinne kobiety, bogu ducha winny facetów, a i dzieciom też często nie odpuszczał.
Marcin opadł bezsilnie na trawnik. Łza spłynęła chłopcu po policzku, a roztrzęsiona dłoń z trudem utrzymywała klucz od mieszkania.
Dziadek zeskoczył z murku i syknął złowieszczo w stronę przyglądającego im się kota.
- Zasrane sierciuchy! - splunął siarczyście i podszedł do chłopca.
- Następnym razem, zanim użyjesz czapeczki. - pogroził mu palcem. - Musisz dobrze rozeznać się w terenie i poznać ludzi, którym chcesz coś zrobić. Rozumiesz?
Marcin pokiwał głową, ale staruszek nie wyglądał na całkowicie przekonanego.
- To jest ważne, bo jak będziesz tak marnować ten dar, to ci go odbiorę. To w zasadzie ma służyć do czynienia dobra i pomagania innym.
- Dobrze, rozumiem. - Marcin otarł twarz rękawem koszuli i patrzył wyczekująco na starca.
- No dobra płaczku, tym razem ci wybaczę, ale musisz uważać, bo wrócisz do swojego pozbawionego sensu i rozrywek życia.
Dziadek znów spojrzał na uporczywie przyglądającego im się kota. Wskazał ręką na zwierzę i gwizdnął do Marcina.
- Zobacz, niby taki durny bęcwał, ale kuma, że jestem kimś ważnym i to go zaciekawiło. Dobrze by więc było, żebyś też to pojął, bo przestanie być zabawnie.
Twarz starca złagodniała po kilku sekundach i uśmiechnął się życzliwie do chłopca.
- Tej Oli to w sumie możesz trochę coś zrobić. - pogroził Marcinowi palcem. - Ale bez przesady, a o łażeniu za ślicznotkami do ich domów i oglądaniu ich gołych zadków, to już całkiem zapomnij.
Starzec podszedł do mruczącego kota. Wziął na ręce i gwiżdżąc pod nosem wesołą melodię, zniknął na dobre.
Bejsbolówka - wersja poprawiona.
2Zacznę od pozytywów.
Dialogi mi się podobały. Są napisane zgrabnie i sprawiają wrażenie "naturalnych". Jedynie pod koniec jest nieco gorzej.
Językowo tekst jest w porządku, chociaż zdarzają się drobne potknięcia. A to jakieś topornie skonstruowane zdanie, a to przecinek nie w tym miejscu, powtórzenie albo niepotrzebny zaimek. Ale nie ma tego zbyt dużo.
Jeśli chodzi o negatywy, to przede wszystkim... wywaliłbym mniej więcej pierwszą 1/3 tekstu. Wygląda to jak jakiś rozwleczony ponad normę wstęp do serialu "Chłopaki do wzięcia". To nie jest opowiadanie historii, ale przedstawianie faktów z życia bohatera. Piszesz o dziewczynach, które na 99% nie będą już odgrywać żadnej roli w fabule. A nawet jeśli będą, to czytelnik i tak zapomni jak się nazywała ta od matematyki, a jak ta od ochrony środowiska mniej więcej po przeczytaniu pierwszego rozdziału. Także polecam zacząć w momencie kiedy Marcin przychodzi na randkę i nie zastaje Oli. Całą sytuację oraz głównego bohatera możesz przedstawić w dwóch akapitach.
W dodatku jeśli chodzi o opisy - za bardzo starasz się wszystko objaśniać. Przez to tekst miejscami jest po prostu męczący.
To tyle. Nie chce mi się robić dokładnej wiwisekcji, bo tekst jest dosyć długi.
Pomysł z czapką niewidką ma potencjał do stworzenia ciekawej fabuły. Mam nadzieję, że Marcin nie weźmie na poważnie ostrzeżenia "bezdomnego" i będzie używał swojej nowej mocy jak mu się tylko podoba. Szczerze: mnie tam nie obchodzi jakaś pusta Ola, spodziewałem się że bohater podąży za tymi dwoma dziewczynami. Tutaj właściwie miałbyś furtkę do wielu ciekawych możliwości.
Dialogi mi się podobały. Są napisane zgrabnie i sprawiają wrażenie "naturalnych". Jedynie pod koniec jest nieco gorzej.
Językowo tekst jest w porządku, chociaż zdarzają się drobne potknięcia. A to jakieś topornie skonstruowane zdanie, a to przecinek nie w tym miejscu, powtórzenie albo niepotrzebny zaimek. Ale nie ma tego zbyt dużo.
Jeśli chodzi o negatywy, to przede wszystkim... wywaliłbym mniej więcej pierwszą 1/3 tekstu. Wygląda to jak jakiś rozwleczony ponad normę wstęp do serialu "Chłopaki do wzięcia". To nie jest opowiadanie historii, ale przedstawianie faktów z życia bohatera. Piszesz o dziewczynach, które na 99% nie będą już odgrywać żadnej roli w fabule. A nawet jeśli będą, to czytelnik i tak zapomni jak się nazywała ta od matematyki, a jak ta od ochrony środowiska mniej więcej po przeczytaniu pierwszego rozdziału. Także polecam zacząć w momencie kiedy Marcin przychodzi na randkę i nie zastaje Oli. Całą sytuację oraz głównego bohatera możesz przedstawić w dwóch akapitach.
W dodatku jeśli chodzi o opisy - za bardzo starasz się wszystko objaśniać. Przez to tekst miejscami jest po prostu męczący.
To tyle. Nie chce mi się robić dokładnej wiwisekcji, bo tekst jest dosyć długi.

Pomysł z czapką niewidką ma potencjał do stworzenia ciekawej fabuły. Mam nadzieję, że Marcin nie weźmie na poważnie ostrzeżenia "bezdomnego" i będzie używał swojej nowej mocy jak mu się tylko podoba. Szczerze: mnie tam nie obchodzi jakaś pusta Ola, spodziewałem się że bohater podąży za tymi dwoma dziewczynami. Tutaj właściwie miałbyś furtkę do wielu ciekawych możliwości.
Bejsbolówka - wersja poprawiona.
3Zajmę się na razie tylko częścią zatytułowaną "Rozdział I" dobrze?
Masz tu niecałe 20 K, to będzie około 10 stron. Trochę mało. Raczej szkic rozdziału niż rozdział, trzeba będzie to rozwinąć. W porównaniu z poprzednią wersją, poszedłeś bardziej w szczegóły i to jest dobry kierunek, ale musisz nad tymi szczegółami panować. Przykład: Technikum Drzewne. Dlaczego ono się tu pojawia? Co mówi o bohaterze? Bo może mówić różne rzeczy - jeżeli jest to słaba szkoła w dużym mieście, to może oznaczać, że on jest słabym uczniem, czyli jest albo leniwy, albo niezbyt zdolny. Albo nie jest słaby, ale nie wierzy w siebie i nawet nie próbował iść do lepszej szkoły. A może poszedł do tego technikum, bo kocha drewno i ma jakieś plany na przyszłość z tym związane? Może ma ojca stolarza i kontynuuje tradycję? A może to się dzieje w małym miasteczku na skraju puszczy i tam nie ma innej szkoły? Może jest jeszcze inaczej?
Inna kwestia: piszesz, że nie porażał koleżanek urodą. To też może znaczyć różne rzeczy: jest nijaki, przeciętny, nikt na niego nie zwraca uwagi? Ma jakieś widoczne wady typu krzywy nos albo zajęcza warga? Jest zaniedbany (np. nieleczony trądzik, tłuste włosy, nadwaga)? A może jest całkiem fajny, tylko sam tego nie widzi, kiedy patrzy w lustro? Jeżeli ma kompleksy, to one są prawdziwe czy urojone? Wynikają z wyglądu czy z charakteru?
Wydaje mi się, że sam mało wiesz o swoim bohaterze. Proponuję w osobnym pliku zapisać sobie wszystko, co go dotyczy, nawet najdrobniejsze detale. To nie musi być wprost napisane w książce, ale wpływa na to, jak ten bohater mówi, myśli, jak się zachowuje, jak podejmuje decyzje. Co istotne: powinien być inny na początku, a inny na końcu. Opisana historia powinna go jakoś zmienić. Jeśli bohater ma 17 lat, to chcesz czy nie, cokolwiek się zdarzy, będzie to opowieść o dojrzewaniu, a zatem Marcin powinien wyjść z tej historii być może w jakiś sposób poobijany, ale mądrzejszy, silniejszy, dojrzalszy. Zapisz sobie, jaki jest, kiedy opowieść się zaczyna i jaki, kiedy się kończy. Wtedy będzie o wiele łatwiej prowadzić go przez wydarzenia. I przez cały czas pilnuj, żeby jego osobowość, zachowania, słowa były logiczne i spójne, a zmiany uzasadnione.
Technicznie: opowiadasz monotonnie, przez cały czas tak samo. To jest nużące. Przykład:
Opisy spotkań z dziewczynami również są takie same. Ćwiczenie: opisz jedną z tych randek (proponuję tę z Anią, bo jest pierwsza, więc bohater ma tu okazję pokazać dużo różnych emocji) bardziej szczegółowo, w serii obrazów - wspomnień. Następne mogą już być bardziej ogólnikowo, bo on będzie do nich wracał z myślą: "i to też nie było to".
Zasada "strzelby Czechowa" - jeżeli w pierwszym akcie jest strzelba, to w trzecim musi wypalić. Jeżeli coś lub ktoś się w opowieści pojawia, to musisz wiedzieć, po co. Po co pojawiła się młodsza siostra? Czy ona jeszcze odegra jakąś rolę w tej historii? Jeżeli tak, to OK. Jeżeli nie, to wystarczy tylko o niej napomknąć, np. Olę poznał, gdy odprowadzał dziesięcioletnią siostrę na angielski. Młoda nauczycielka zrobiła na nim piorunujące wrażenie. Przy okazji: tu już masz widoczną niespójność w konstrukcji bohatera, bo najpierw jest mowa o tym, że on nie lubi "wychudzonych modelek" a zaraz potem Ola wygląda jak "przyszła modelka". Pilnuj spójności bohatera!
Scena samej randki z Olą jest niezbyt wiarygodna, bo dzieją się podczas niej wszystkie możliwe koszmarne i upokarzające rzeczy. Za dużo tego.
To jest po prostu ucieleśnienie wszystkich lęków młodego człowieka, dlatego ja bym to przeniosła do rozdziału pierwszego jako jego koszmarny sen przed randką. Później mógłby go sobie przypomnieć, kupując kwiaty, pod wpływem tego wspomnienia mógłby zrezygnować z róż i kupić jakieś inne. A potem czekałby i czekał, a Ola by nie przyszła, bo pewnie zapomniała. I wtedy zaczyna się rozmowa ze staruszkiem.
Ile rozdziałów w sumie planujesz?
Masz tu niecałe 20 K, to będzie około 10 stron. Trochę mało. Raczej szkic rozdziału niż rozdział, trzeba będzie to rozwinąć. W porównaniu z poprzednią wersją, poszedłeś bardziej w szczegóły i to jest dobry kierunek, ale musisz nad tymi szczegółami panować. Przykład: Technikum Drzewne. Dlaczego ono się tu pojawia? Co mówi o bohaterze? Bo może mówić różne rzeczy - jeżeli jest to słaba szkoła w dużym mieście, to może oznaczać, że on jest słabym uczniem, czyli jest albo leniwy, albo niezbyt zdolny. Albo nie jest słaby, ale nie wierzy w siebie i nawet nie próbował iść do lepszej szkoły. A może poszedł do tego technikum, bo kocha drewno i ma jakieś plany na przyszłość z tym związane? Może ma ojca stolarza i kontynuuje tradycję? A może to się dzieje w małym miasteczku na skraju puszczy i tam nie ma innej szkoły? Może jest jeszcze inaczej?
Inna kwestia: piszesz, że nie porażał koleżanek urodą. To też może znaczyć różne rzeczy: jest nijaki, przeciętny, nikt na niego nie zwraca uwagi? Ma jakieś widoczne wady typu krzywy nos albo zajęcza warga? Jest zaniedbany (np. nieleczony trądzik, tłuste włosy, nadwaga)? A może jest całkiem fajny, tylko sam tego nie widzi, kiedy patrzy w lustro? Jeżeli ma kompleksy, to one są prawdziwe czy urojone? Wynikają z wyglądu czy z charakteru?
Wydaje mi się, że sam mało wiesz o swoim bohaterze. Proponuję w osobnym pliku zapisać sobie wszystko, co go dotyczy, nawet najdrobniejsze detale. To nie musi być wprost napisane w książce, ale wpływa na to, jak ten bohater mówi, myśli, jak się zachowuje, jak podejmuje decyzje. Co istotne: powinien być inny na początku, a inny na końcu. Opisana historia powinna go jakoś zmienić. Jeśli bohater ma 17 lat, to chcesz czy nie, cokolwiek się zdarzy, będzie to opowieść o dojrzewaniu, a zatem Marcin powinien wyjść z tej historii być może w jakiś sposób poobijany, ale mądrzejszy, silniejszy, dojrzalszy. Zapisz sobie, jaki jest, kiedy opowieść się zaczyna i jaki, kiedy się kończy. Wtedy będzie o wiele łatwiej prowadzić go przez wydarzenia. I przez cały czas pilnuj, żeby jego osobowość, zachowania, słowa były logiczne i spójne, a zmiany uzasadnione.
Technicznie: opowiadasz monotonnie, przez cały czas tak samo. To jest nużące. Przykład:
Dwie różne osoby opowiadają coś w identyczny sposób, konstrukcja tych zdań jest identyczna. Ćwiczenie: Napisz oba te zdania na pięć różnych sposobów, tak, żeby treść pozostała ta sama, a konstrukcja była inna.
Opisy spotkań z dziewczynami również są takie same. Ćwiczenie: opisz jedną z tych randek (proponuję tę z Anią, bo jest pierwsza, więc bohater ma tu okazję pokazać dużo różnych emocji) bardziej szczegółowo, w serii obrazów - wspomnień. Następne mogą już być bardziej ogólnikowo, bo on będzie do nich wracał z myślą: "i to też nie było to".
Zasada "strzelby Czechowa" - jeżeli w pierwszym akcie jest strzelba, to w trzecim musi wypalić. Jeżeli coś lub ktoś się w opowieści pojawia, to musisz wiedzieć, po co. Po co pojawiła się młodsza siostra? Czy ona jeszcze odegra jakąś rolę w tej historii? Jeżeli tak, to OK. Jeżeli nie, to wystarczy tylko o niej napomknąć, np. Olę poznał, gdy odprowadzał dziesięcioletnią siostrę na angielski. Młoda nauczycielka zrobiła na nim piorunujące wrażenie. Przy okazji: tu już masz widoczną niespójność w konstrukcji bohatera, bo najpierw jest mowa o tym, że on nie lubi "wychudzonych modelek" a zaraz potem Ola wygląda jak "przyszła modelka". Pilnuj spójności bohatera!
Scena samej randki z Olą jest niezbyt wiarygodna, bo dzieją się podczas niej wszystkie możliwe koszmarne i upokarzające rzeczy. Za dużo tego.

Ile rozdziałów w sumie planujesz?
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium
Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium
Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka