Część pierwsza: Powstanie
1.
Młody, mocno zbudowany blondyn zatrzymał się na zatłoczonym placu. Tłum wokół niego zastygł, jakby to tętniące życiem miasto znalazło się w zasięgu potężnej, paraliżującej broni. Głos syren narastał i z każdej strony mieszał się z natarczywymi dźwiękami samochodowych klaksonów. Głośna fala płynęła ulicami i przenikała wszystko. Nagle zrobiło się cicho, jakby cały ten hałas w jednej chwili przekroczył niewidzialną barierę dźwięku i powędrował dalej, już poprzez inny wymiar. Kto wie, może krążył teraz nad tym samym placem prawie osiemdziesiąt lat temu…
Kapitan Adam Cisowski zamyślił się… Dla niego kolejna rocznica wybuchu Powstania miała szczególne znaczenie. Wszystko, co teraz pochłaniało go niemal bez reszty, zaczęło się kilka lat temu, dokładnie pierwszego sierpnia. Umówił się wtedy na piwo w jednej z małych knajpek na Powiślu, żeby przedyskutować jakiś słabo rokujący projekt. Facet któremu o wiele bardziej powinno zależeć na tej rozmowie, niemiłosiernie się spóźniał. Czekał na niego już ponad kwadrans, raz po raz bębniąc palcami w szklankę, jakby chciał w niej utopić narastającą irytację. Kątem ucha wyłowił coraz głośniejszą dyskusję toczącą się parę stolików dalej. Grupa młodych ludzi spierała się o sens walk w 44 roku. Temperatura rosła.
- Skazali na śmierć dwieście tysięcy cywilów i zniszczyli miasto! – podniecony okularnik uderzył pięścią w stół- Też mi bohaterstwo!
- Stałbyś na ich miejscu z boku? Po tylu latach łapanek i rozstrzeliwań?- irytowała się szczupła brunetka.
- Pewnie, dużo prościej było dać się wyciąć w pień. To takie polskie! – zawołał chłopak.
Przekrzykiwali się bez przerwy. Ucichli, kiedy znad sąsiadującego z nimi stolika, podniósł się brodaty, tęgi mężczyzna w średnim wieku.
- Chcecie posłuchać o Powstaniu? – zapytał. I, zanim zdążyli się odezwać, rozpoczął:
- Wtedy, w końcu lipca 1944, Niemcy nie mieli już żadnych złudzeń. Fanatycy wierzyli jeszcze w jakąś Wunderwaffe, jednak nawet oni wiedzieli, że wojna jest przegrana. Nasze dowództwo wyobrażało sobie, że kiedy AK wyjdzie na ulicę, chłopcy będą rozbrajali Niemców, jak ich ojcowie w 1918 roku, a garnizon warszawski podda się prawie bez walki. Słyszeliście o powstaniu w Paryżu? Wybuchło paręnaście dni po naszym. Trwało tydzień i Niemcy złożyli broń. Amerykanie stali wtedy na przedmieściach, i w ogóle nie mieli zamiaru angażować się w zdobywanie miasta. Bo walki uliczne kosztowałyby zbyt wiele ofiar- pociągnął trochę piwa ze szklanki i opowiadał dalej.
- W Warszawie byłoby inaczej. Rosjanie nie liczyli się ze stratami, parli do przodu jak tępy walec i te trzydzieści parę tysięcy Niemców nie mogłoby ich powstrzymać dłużej niż kilka dni. I tyle, według Bora – Komorowskiego, miały potrwać walki.
- A skąd wiesz? Rozmawiałeś z nim? – roześmiał się głośno jakiś chłopak.
- Nie, ale szczegółowo przyglądałem się naradom Komendy Głównej – poważnie odpowiedział mężczyzna.
- Facet, nie wyglądasz na swoje sto dwadzieścia lat- ironizował dalej student- Ty już dziś lepiej nie pij!
- Ej, to, że ktoś dużo czyta, i w przeciwieństwie do ciebie, wie o czym mówi, jest wielką zaletą. Ale ty na pewno tego nie zrozumiesz- pogardliwie rzuciła pod adresem kolegi brunetka.
- I założę się, że gdybyś żył w tamtych czasach, pewnie nie wyściubiłbyś nosa z piwnicy – dokładała mu w najlepsze dalej.
Starszy mężczyzna tylko machnął ręką i wrócił na swoje miejsce.
Adam uniósł szklankę, pozdrawiając nieznajomego, i po krótkiej chwili przysiadł się do niego.
- Ciekawa koncepcja – zagaił- czyli powstanie mogłoby się udać?
- Nie, nie było na to szans – odparł brodacz – Rosjanie zatrzymali się, by niemieckimi rękoma pozbyć się niewygodnego przeciwnika. Hitlerowcy teoretycznie mogliby się poddać Armii Krajowej, ale przez pięć lat okupacji dopuścili się tylu zbrodni, że nie wierzyli, by Polacy dotrzymali warunków kapitulacji. Delegat rządu na kraj rozmawiał o tym poprzez swoich emisariuszy, ale Niemcy obawiali się odwetu i masakry.
- A nie mogli odejść z Warszawy z bronią?
- Wtedy dowódców czekałby sąd wojenny. Rozkazy były jednoznaczne- bronić Warszawy do ostatniego żołnierza. Było kilka dni po zamachu na Hitlera. To nie był czas na dyplomację. Albo się było z fuehrerem, albo się ginęło. A poza tym za Wisłą słychać było rosyjskie działa. Tysiącletnia Rzesza chwiała się w posadach, ale Hitler chciał dać resztkom podbitej Europy czytelny sygnał – wciąż jeszcze jesteśmy mocni i każdy taki bunt będzie karany śmiercią. Gdyby nie wybuch Powstania, Rosjanie wzięliby Warszawę szturmem. Miasto pewnie zostałoby mniej zniszczone, ale Armię Krajową w obu przypadkach czekał ten sam los.
-Dużo pan wie o tych czasach. Czyżby historyk? – zainteresował się Adam.
- Takie tam moje hobby – zbagatelizował mężczyzna- jestem naukowcem. Zajmuję się badaniami mózgu. A po godzinach, podróżami w czasie – dodał, łobuzersko mrużąc oko.
- No tak, sam często to robię. Miło jest uruchomić wyobraźnię i trochę odlecieć –ostrożnie uśmiechnął się Cisowski.
- W moim przypadku to jednak coś więcej – odparł rozmówca.
- A co? Rzucili w Lidlu wehikuły czasu? – roześmiał się Adam. Że też za każdym razem, kiedy popija piwo, musi spotykać jakichś dziwaków! Albo takie miejsca przyciągają barwne osobowości, albo zwyczajni ludzie po prostu siedzą w domu, pomyślał.
Nieznajomy spojrzał na niego bez cienia złości. Przypatrywał mu się długo, jakby się zastanawiał czy może się z nim podzielić jakimś niesamowitym sekretem. Lustracja chyba wypadła pomyślnie, bo pochylił się ku kapitanowi, i niemal szepcząc, powiedział:
- Odkrywamy takie rzeczy, że nasz zespół wkrótce czeka nagroda Nobla. Albo wizyta zbiorowego samobójcy – dodał z wahaniem. I nie zabrzmiało to jak kolejny żart.
- Michał, docent Michał Zieliński – przedstawił się, wyciągając dłoń.
- Adam Cisowski. Wojsko Polskie. I tylko inżynier- dodał.
-Adam Cisowski?- tak jak „Szatan z VII klasy” Makuszyńskiego?- zdziwił się Zieliński.
-Och, to przypadek, chociaż …- zrobił zabawną minę sugerującą, że tutaj nie może być mowy o żadnym przypadku…. A wracając do rozmowy, te badania… Ma pan wrażenie, że coś panu grozi? Możemy o tym porozmawiać?
W drzwiach wreszcie pojawił się zasapany Wojtek. Cisowski wyjął wizytówkę.
-Wiesz co, Michał? – machinalnie skrócił dystans- Miło się gada, jeśli nie miałbyś niczego przeciwko temu, zadzwoń proszę jutro, bo chętnie dokończyłbym tę rozmowę.
- Nie ma sprawy. Jak tylko wrócę ze starożytnego Rzymu. Mam tam coś do załatwienia – dodał, uśmiechając się, brodacz.
- Ave Caesar – zażartował Adam, salutując jakby pół życia spędził w legionie, i poszedł w stronę kolegi.
Na jego miejscu, większość ludzi natychmiast zapomniałaby o dziwnej rozmowie. Ale nie Cisowski. Facet opowiadał o Powstaniu z takim przekonaniem, jakby rzeczywiście brał udział w jego planowaniu, i ani trochę nie zachowywał się jak nawiedzony psychol. Adam znał się na ludziach.
Do tego posiadał naprawdę szatański instynkt …
2.
To zdecydowanie nie była rozmowa na telefon. Dlatego zaproponował spotkanie w swoim biurze.
- Cytadela nieźle chroni przed sierpniowym skwarem, i przede wszystkim, przed zbyt ciekawskimi uszami- dodał.
- Zgoda, to dobre miejsce – przytaknął Michał- bo już czasami wydaje mi się, że ktoś za mną łazi.
-Rozmawiałeś z kimś o swojej pracy? Zdarzyły ci się ostatnio jakieś dziwne sytuacje? – zainteresował się Cisowski.
- Nie, nasz zespół potrafi trzymać język za zębami i mogę ręczyć za swoich ludzi – odparł Michał.- Właściwie nie działo się nic niepokojącego, to chyba bardziej jakieś moje urojenia. Sprawy przy których majstrujemy, wymagają naprawdę daleko posuniętej dyskrecji.
Z tą dyskrecją chyba nie jest najlepiej, pomyślał Adam. Choćby ten wczorajszy wykład na temat Powstania. Ale po prostu zapytał:
- Dlaczego wobec tego postanowiłeś mi zaufać?
- Bo coraz ciężej decydować samemu. I może dałoby się w ten sposób zrobić coś dobrego.
Poza tym, instynktownie czułem, że jesteś właściwą osobą. Choćby dlatego, że nie stuknąłeś się palcem w czoło, słysząc moje rewelacje a przecież zasugerowałem ci, że nie żartuję. Większość ludzi na twoim miejscu pewnie natychmiast by sobie przypomniało, że właśnie ma cos do załatwienia i koniecznie musi już iść. A to dowodzi, że posiadasz otwarty umysł – dodał Michał.
- Wiesz… jeśli sądzisz, że uwierzyłem w twoją wizytę w powstańczej Warszawie, to się mylisz – odparł Adam – jednak na pewno udało ci się mnie zaintrygować i chcę się dowiedzieć, o co naprawdę tu chodzi.
- Za dziesięć minut będziesz wiedział na tyle dużo, żeby przestać uważać mnie za wariata. A przynajmniej mam nadzieję, że tak będzie – westchnął docent i zaczął opowieść…
Pomijając wszystko, co było hermetyczne i kompletnie niezrozumiałe, mechanizm był zasadniczo prosty. Ludzki mózg działa, przesyłając pomiędzy miliardami neuronów impulsy elektryczne. Zespół Zielińskiego próbował wykazać, że w pewnych warunkach przepływ informacji może odbywać się pomiędzy wieloma mózgami na zasadzie zbliżonej do sieci bluetooth. I to nawet bez wiedzy człowieka, którego chciałoby się do niej przyłączyć. Najpierw doświadczenia ograniczały się do przesyłania impulsów na dystansie zaledwie paru metrów, i nawet zwykła ściana stanowiła barierę nie do pokonania, jednak szybko udało się wzmocnić fale mózgowe tak bardzo, że obecnie bez problemu pokonywały tysiące kilometrów. To wszystko było jak przyspieszony film o historii latania- od krótkich, przerywanych skoków po transatlantyckie wyprawy. Tyle że to, co ludzkości zajęło kilkadziesiąt lat, zespołowi docenta Zielińskiego udało się w ciągu zaledwie paru miesięcy.
- Cholera! Dlaczego o tym nie słyszałem? Dlaczego nikt nie słyszał? – dopytywał się Adam.
- Widzisz… oficjalnie nie prowadzimy tego typu doświadczeń. Nasz instytut uznał je za nieetyczne i zabronił mi prowadzenia dalszych prac. Temat trafił do śmietnika. Nie ma pieniędzy na paranaukę. Bo też który odpowiedzialny szef podpisałby się pod badaniami nad telepatią?
- I posłuchałeś? Przecież to idiotyczne!- zaperzył się Cisowski.
- Świat nauki rządzi się swoimi prawami – westchnął Michał- eksperymentujemy po kryjomu. Przy otwartej kurtynie pracujemy nad leczeniem bezsenności. A jednocześnie, zaufana grupa surfuje w najlepsze po czasoprzestrzeni.
- Czasoprzestrzeni? Mam rozumieć, że potraficie nie tylko wniknąć do mózgów oddalonych o tysiące kilometrów, ale również o tysiące lat? Właśnie to chcesz mi powiedzieć? Że powstanie i ten twój wypad do starożytnego Rzymu to nie żart?- Adam z wrażenia o mało nie zmiażdżył w dłoni komórki.
– Człowieku! mów jak to działa! Potraficie przejąć kontrolę nad kimś znajdującym się na innym kontynencie? Zmusić go do działania?
- Wychodzi z ciebie żołnierz – roześmiał się Michał – Jeśli myślisz, że możemy wysłać sekretarce Putina impuls, pod wpływem którego zaatakuje szefa, to niestety muszę cię rozczarować. Na razie potrafimy jedynie obserwować otoczenie. Wyobraź sobie drona, cały czas krążącego nad twoją głową. Możemy widzieć i słyszeć wszystko, co dzieje się w najbliższym sąsiedztwie obiektu, jednak nie jesteśmy w stanie poznać jego myśli, ani skłonić do wykonywania naszych poleceń. I szczerze mówiąc – kontynuował docent – byłbym ostatnią osobą, która by tego chciała. Możesz sobie wyobrazić, jak wyglądałby świat, gdyby taka technologia dostała się w niepowołane ręce? To byłby koniec wolności. A przecież i tak zostało nam jej niewiele...
Adam zamyślił się … Starał się nie okazywać, jak bardzo jest poruszony tym co usłyszał. Oczywiście trzeba by to najpierw jakoś zweryfikować, i jeśli choć część z tych rewelacji okazałaby się prawdziwa, koniecznie należałoby prowadzić dalsze prace. Najlepiej pod dyskretną opieką i wojska. I natychmiast się zafrasował … Obecne kierownictwo pewnie interesowałoby się przede wszystkim Smoleńskiem, a technologia i tak zaraz jakimś cudem trafiłaby do Moskwy... Cisowski zawsze uważał, że armia to zbyt poważna sprawa by powierzać ją politykom. A tym bardziej teraz. Badania Zielińskiego już na pierwszy rzut oka aż prosiły się o zastosowanie w obszarach o których naukowiec najwyraźniej nie miał bladego pojęcia. Za to Adam z każdą chwilą dostrzegał ich coraz więcej.
Mężczyźni postanowili, że rano spotkają się w instytucie, by kapitan mógł bliżej przyjrzeć się doświadczeniom. Cisowski przez całą noc nawet nie zmrużył oka.
Przeczuwał, że właśnie zaczyna się naprawdę duża gra…
3.
Instytut Biologii Doświadczalnej PAN mieścił się przy ulicy Pasteura, pomiędzy grupą budynków należących do Uniwersytetu Warszawskiego. Adam nie miał kompleksów – ukończył z wyróżnieniem WAT, i pewnie dzięki temu zwrócił na siebie uwagę służb, do których rekrutacja jest nie mniej tajna niż one same. Ale od zawsze czuł jakiś nieokreślony respekt dla ludzi nauki. No i sztuki – uśmiechnął się do swoich myśli. Pamiętał Dominikę – poznali się na jakiejś imprezie. Szybka, błyskotliwa rozmowa i nawet zaczął już mieć wobec niej poważne plany. Dopóki nie zapytał, czym się zajmuje jego urocza rozmówczyni. Studiowała dyrygenturę. I zaraz zeszło z niego powietrze. Bo w jednej chwili stała się kimś z zupełnie innej bajki. Nie napisanej dla niego…
Tutaj czuł się podobnie. Zawieszona na ścianie tablica zapraszała na cykl wykładów: „Dynamiczna synapsa – rola cząsteczek adhezji komórkowej w procesie dojrzewania i stabilizacji kolców dendrytycznych”. Czegokolwiek by tonie znaczyło, brzmiało poważnie i wymuszało szacunek.
W holu pojawił się Michał. Sportowa marynarka i dyskretny zapach dobrej wody. Ani trochę nie przypominał szalonego doktora Emmetta Browna z „Powrotu do Przyszłości”. No i tamten był szczuplejszy.
- Witamy w naszej Transylwanii – powiedział, i zaprowadził gościa do windy.
- Pewnie pojedziemy na piętro, którego nie ma na żadnych planach?- Adam starał się utrzymać zabawny nastrój. Nie jechali długo. Przestronny korytarz wypełniała grupka młodych, rozgadanych ludzi, i widać było, że Zieliński musi tu być kimś szanowanym, bo hałas ucichł natychmiast kiedy się pojawili, i przez cały czas towarzyszyły im zaciekawione, przede wszystkim, damskie spojrzenia. Bo zwłaszcza od Adama trudno było oderwać wzrok. I gdyby docent przedstawił go, jako aktora obsadzanego w kasowych filmach akcji, łatwo przyszłoby w to uwierzyć.
Adam Cisowski wyglądał na około trzydzieści lat z których większość spędził na bieżniach, basenach i salach treningowych. I zapewne na damskich podbojach, pomyślał Zieliński.
Przypominał nieco Matta Damona, tyle że jego krótko ostrzyżone włosy były bardziej jasne no i był o parę centymetrów niższy. W opalonej twarzy uwagę zwracały przede wszystkim intensywnie niebieskie oczy, spoglądające bystro i z dużą dozą pewności siebie, ale na pewno bez cienia wyższości. Całości dopełniał ciepły uśmiech, słowem – był mężczyzną z którym każda matka bez cienia obawy gotowa byłaby puścić córkę na randkę. A jeszcze chętniej, zamknąć córkę w pokoju na siedem spustów, żeby bez przeszkód spędzić trochę czasu z Adamem.
Ruchem dłoni wskazał oficerowi kierunek. Zaraz za zakrętem znajdowały się tylko jedne drzwi.
Na sporej, mosiężnej tabliczce widniał napis: „The Brain Insitute Warsaw”
4.
Jeśli to były wehikuły czasu, to w pierwszej chwili nie rzucały na kolana. Wyglądały jakby rzeczywiście pochodziły z ostatniego dnia wyprzedaży w Lidlu. Kiedy wszystko, co atrakcyjne, już dawno znalazło nabywców. Z drugiej strony, w historii nieraz bywało, że miejsca mające wpływ na przyszłe losy ludzkości, też nie prezentowały się imponująco. A jednak rzucały na kolana. I to dosłownie całe narody.. Choćby taka stajenka betlejemska, pomyślał …
Pracownia nie miała ani trochę futurystycznego charakteru. To równie dobrze mógłby być szpital dla VIP-ów. Parę szafek, pod ścianą duża paprotka. W centralnym punkcie przestronnego pomieszczenia stały dwa masywne, lśniące chromem łóżka, otoczone monitorami i gęstą siecią czujników. Zajmowały je dwie osoby: dziewczyna i chłopak. Pomachałby im, ale chyba niczego by to nie dało. Oboje wydawali się być pogrążeni w śpiączce. Dziewczyna przyciągała oczy subtelną urodą. Pewnie dlatego Adamowi natychmiast przypomniała się bajka o śpiącej królewnie. Pocałowałby ją, ale raczej nie spotkało by się to ze zrozumieniem towarzyszących im osób. No i mógłby coś zepsuć.
Michał przedstawił Cisowskiemu swój zespół. Stanowili go młodzi, energiczni ludzie. Jeżeli się nie mylił, wkrótce każdy z nich będzie wart tyle, ile parę dywizji pancernych potencjalnego wroga. Może nawet więcej.
Docent uprzejmym gestem zaprosił go do swojego biura. Zostali sami.
- Siadaj, spróbuję ci to wytłumaczyć w możliwie przystępny sposób – rozpoczął Zieliński
– Całe to nasze odkrycie wypłynęło zupełnie przypadkowo. Badaliśmy aktywność mózgu podczas tak zwanych odmiennych stanów świadomości. Nasi doktoranci mają ciekawe kontakty i bez trudu udało się znaleźć chętnych do tego doświadczenia. Może dlatego, że eksperyment zakładał użycie substancji powszechnie uznawanych za nielegalne…
- LSD i pochodne? – domyślił się Michał. Docent twierdząco kiwnął głową.
-Jednym z kandydatów był miejscowy guru rebirthingu. Mocno kontrowersyjny gość. Zdaje się, że miał za sobą jakieś procesy sądowe, oskarżano go o łamanie psychiki i wykorzystywanie ludzi. Ale kiedy nasi chłopcy przyjrzeli się wykresom obrazującym aktywność mózgu, okazało się, że jego neurony pracowały o prawie pięćset procent intensywniej od tego, co uznajemy za normę. I to absolutnie bez żadnych wspomagaczy. Jego aktywne komórki nerwowe generowały niemal moc stuwatowej żarówki, mimo tego, mózg nie ulegał przegrzaniu. To było wprost niewiarygodne!
Okazało się, że tę superaktywność powoduje trans, w jaki potrafił się wprowadzić – kontynuował docent- Pewnie obiło ci się o uszy, że niektórzy ludzie twierdzą, jakoby ich świadomość była w stanie na jakiś czas opuścić ciało i potrafią wtedy spojrzeć na siebie gdzieś spod sufitu, a nawet przeniknąć ściany i wznieść się wysoko ponad Ziemię? Myślę, że w większości przypadków to zwyczajni szarlatani, ale nasz ochotnik naprawdę wykazywał zdumiewające zdolności. Co więcej, szybko nauczył nas osiągać taki stan. Roboczo nazwałem go stanem nadświadomości. Chociaż dużo bardziej właściwą nazwą byłaby w tym przypadku hiperaktywność mózgowa… Nasz obiekt był zupełnie normalnym człowiekiem i w zasadzie niczym się nie wyróżniał. IQ w górnych stanach średnich, testy które rozwiązywał, nie wykazywały żadnych szczególnych zdolności, a z matematyką radził sobie gorzej niż źle. Ale kiedy zapadał w trans, jego umysł przenikał mury. Facet dosłownie latał! Wyobraź sobie, że potrafił opisać nam szczegóły wyposażenia pomieszczeń Instytutu oddalonych w pionie o kilka pięter!
- Może po prostu kiedyś już tam był? – zasugerował Adam.
- Nie. Przed kolejnym eksperymentem pozmienialiśmy jakieś szczegóły, a kiedyś umieściliśmy kota należącego do jednego z kolegów. Facet opisał go z detalami. To nie mógł być przypadek. Musieliśmy uznać, że w jakiś nieznany nauce sposób, jego świadomość opuszcza ciało i urządza sobie spacery … Wyobrażasz sobie, jakie to stwarza możliwości?
Cisowski właśnie od paru chwil myślał o grupie żołnierzy penetrujących kwaterę główną obcej armii. Bez ryzyka strat albo schwytania, praktycznie bez opuszczania łóżek…
To, z czym się tutaj zetknął, zdecydowanie przekraczało jego oczekiwania. Mimo tego, postanowił zachować sceptycyzm.
- No dobrze, wszystko fajnie. Ale w praktyce mamy tu co najwyżej paranaukową ciekawostkę- zauważył.
- To, że ktoś jest w stanie wysłać swoje, nie wiem, ciało astralne, żeby podglądać sąsiadkę pod prysznicem, to chyba jednak nieco za mało na Nobla, nie uważasz? Zgoda, sam chętnie opanowałbym tę umiejętność, ale gdzie tutaj rewolucja? Nawet jeśli sądzisz, że jesteście w stanie podczas tego transu przenosić się w przeszłość, to czy nie jest możliwe, że widzicie jakieś fantazyjne obrazy wygenerowane przez mózg, nie mające tak naprawdę niczego wspólnego z rzeczywistością?- dociekał dalej.
– No i w jaki sposób tym sterujecie? Jak udaje się dotrzeć w ściśle zaplanowany czas i miejsce?
Zieliński uśmiechnął się kpiąco.
- Ty najwyraźniej nas nie doceniasz. Na początku rzeczywiście nasze transmisje odbywały się dosyć chaotycznie. Ale każdego dnia uczyliśmy się czegoś więcej. To było jak odkrywanie nieznanego lądu. Przede wszystkim chcieliśmy poznać naturę zjawiska, zrozumieć, jak to się dzieje, że człowiek, a ściślej, jakaś część jego świadomości, przenika mury. Zmierzyć, opisać i zrozumieć nieznany nauce fenomen.
- I co? – udało się wam udowodnić istnienie duszy? I może nawet podać jej ciężar właściwy?- ironizował Adam.
- Nie, katedra teologii piętro wyżej – zażartował Zieliński.- Udało nam się po prostu uchwycić i zmierzyć energię odpowiadającą za tego rodzaju zjawiska. I, przede wszystkim, ustalić jej źródło. Nawiasem mówiąc, dosyć powszechnie występujące w przyrodzie – uśmiechnął się i kontynuował- Za wszystkie te sztuczki odpowiada wyłącznie nasz mózg i fale które emituje. Stworzyliśmy nawet specjalną jednostkę miary- Brainstorm. Nie chciałbym ciebie zanudzać szczegółami, powiem tylko, że wspólnie z paroma zaprzyjaźnionymi fizykami, w przysłowiowym garażu, po godzinach, zbudowaliśmy wzmacniacze fal i naprawdę precyzyjny system sterowania nimi. A potem cały czas je doskonalono. Nie mamy czasu na wykłady, no i musiałbym Ci opowiadać o rzeczach na których sam się nie znam, i dlatego zdaję się na innych. Jeśli będziesz chciał, zorganizuję ci korepetycje z dziedziny strunowej budowy wielowymiarowej czasoprzestrzeni, i może wtedy lepiej zrozumiesz, na jakich zasadach ta nasza zabawka działa. Myślę jednak, że bardziej interesują ciebie zagadnienia związane z praktycznym użyciem naszego wynalazku.
- Tak, masz rację. O ile to wszystko naprawdę działa – odpowiedział Adam.
- Wiesz, dlaczego widziałeś jednocześnie dwie osoby w stanie transu? W każdą misję wysyłamy zawsze dwuosobowy zespół, by po przebudzeniu, nie mając ze sobą żadnego kontaktu, sporządzili raporty, które za każdym razem drobiazgowo porównujemy. Nie zdarzyło się jeszcze, żeby obie wersje różniły się w jakichś istotnych szczegółach… Oczywiście można by założyć, że wzmacniacze fal mózgowych generują pole, które dokładnie tak samo zaburza pracę obu mózgów naszych wędrowców i, w rezultacie, ulegają oni tej samej halucynacji. Teoretycznie to możliwe, no i obserwując na przykład Juliusza Cezara, rozprawiającego się z buntownikami w Galii, w żaden sposób nie bylibyśmy w stanie udowodnić, że wszystko to działo się naprawdę, bo przecież nie możemy zapytać nikogo ze współczesnych Cezarowi czy raport przygotowany przez naszych ludzi pokrywa się z rzeczywistością 52 roku przed naszą erą.
- Czyli obiektywnie brak dowodów, że te wasze wizje są prawdziwe- podchwycił Adam.
- Ależ są – cierpliwie tłumaczył docent. Nie mogliśmy zweryfikować wydarzeń dziejących się dwa tysiące lat temu, ale mogliśmy zaaranżować kilka sytuacji teraz, odczekać dwa miesiące i wysłać nasz zespół, żeby się im przyjrzał. – Jak myślisz, jeśli raporty w stu procentach odzwierciedliły nam rzeczywistość sprzed kilku miesięcy, i to w najdrobniejszych szczegółach, to będą się myliły, kiedy cofamy się o sto albo nawet tysiąc lat? Moim zdaniem nie... Zresztą, istnieje wiele bezspornych, dobrze udokumentowanych wydarzeń historycznych, którym się przyjrzeliśmy i pozostaje mi powiedzieć tylko jedno: Adamie, to działa!
Nagle panującą w gabinecie ciszę przerwała gwałtowna, krótka seria dzwonków.
- Dzieje się coś niepokojącego? – zdenerwowanym głosem zapytał Cisowski.
Docent szybko podniósł się z fotela. Wydawał się mieć bardzo zatroskaną minę. A potem klepnął kapitana w plecy.
- Tak. Pora na obiad – zachichotał
Widać, że posiłek był w instytucie czymś niezmiernie ważnym, bo nawet przebywająca w transie para naukowców zaczęła dawać znaki życia, powoli odzyskując świadomość. Kapitan mógł teraz lepiej przyjrzeć się dziewczynie i chyba robił to na tyle ostentacyjnie, że podczas obiadu Zieliński zagadał go wesoło.
- Co? Podobała ci się nasza śpiąca Polka?
- No przecież widziałem, że nie Wietnamka – z przekąsem odparł Adam.
- Ale to jakby podwójna Polka – roześmiał się docent. – Z tego co wiem, nie spotyka się z nikim, więc śmiało możesz ją otoczyć dyskretną opieką kontrwywiadowczą – ironizował.
- No i zdaje się, że obiekt właśnie zbliża się w naszą stronę.
Rzeczywiście, piekielnie atrakcyjna blondynka pomachała docentowi i kierowała się prosto na nich. Adam zachował na tyle przytomności umysłu, że wstał i pomógł dziewczynie odsunąć krzesło. Ale musiał być chyba nieźle zmieszany, bo Zieliński bawił się w najlepsze.
-Panie kapitanie, przedstawiam najpilniej strzeżony skarb naszego instytutu. Doktor nauk medycznych, Pola Bednarska.
5.
Dziewczyna spała tym razem trochę za długo i była z tego powodu naprawdę zła. Od dawna narzuciła sobie żelazną dyscyplinę i jakiekolwiek leniuchowanie było całkowicie wbrew jej naturze.. Przeciągnęła się jak kotka i zgrabnym ruchem zsunęła z łóżka na dywan.
Seria pompek, potem przysiady i skłony. Zrobiła kilka powtórzeń i resztki snu opadły z niej na dobre. Dzięki temu, w przeciwieństwie do wielu koleżanek, w ogóle nie potrzebowała kawy. Szklanka źródlanej wody i świeża bułka z białym serem i tak smakowały lepiej od najwspanialszych frykasów Wedla.
Wyjrzała przez okno wychodzące na duży, ukwiecony ogród. Słońce było na tyle wysoko, że powietrze zdążyło już porządnie się rozgrzać. Lato tego roku od razu zaczęło się upałami. Wzięła prysznic i zupełnie naga podeszła do wielkiej, na oko, bardzo starej szafy. Szybko wybrała sobie przewiewne spodenki, do tego długą koszulkę w biało-niebieskie paski, cienkie skarpety do kolan i miękkie, bardzo wygodne sportowe buty, które ostatnio przywiozła ze Sztokholmu. Swoje niesforne długie jasne włosy przewiązała jedwabną chustką i była gotowa do wyjścia. Jeszcze tylko parę skłonów i szybko pomknęła drogą w stronę rzeki.
Mimo, że miejscowość była mała, nikogo już nie szokował jej strój. Ludzie przyzwyczaili się do tego jej biegania, zresztą nie było chyba nikogo, kto nie ubóstwiałby ich Pani Doktor. Bo przecież to także dzięki jej staraniom, mała senna mieścina z roku na rok stawała się coraz modniejszym kurortem, w którym po prostu wypadało się pokazać. Korzystali na tym wszyscy, bo przyjezdni wynajmowali domy i radosnym gwarem napełniali sklepiki i restauracje. No a tym samym, napełniali kieszenie miejscowym. A przecież bogacenie się społeczeństwa było jednym z kluczowych warunków wszechstronnego rozwoju. Od lat fascynowała ją Skandynawia – zdrowi, zadowoleni z siebie ludzie, spędzający mnóstwo czasu na łonie natury. A u nas? Duża część narodu ograniczała się do najprostszych rozrywek. Królowała wódka, plotki i bezinteresowna zawiść. Czasami dosłownie opadały jej ręce i zastanawiała się czy będzie w stanie odmienić przyzwyczajenia tych ludzi. Miała dopiero dwadzieścia osiem lat, ale chwilami obawiała się, że na to, by wyrobić w Polakach zdrowe nawyki, może nie starczyć jej życia. Na szczęście miała to swoje biegowe katharsis. Dziesięć kilometrów intensywnego truchtu zwykle wystarczyło, by świat nabrał jaśniejszych kolorów.
Trochę się zasapała, pokonując stromy, piaszczysty podbieg pośród krzewów tarniny, ale zaraz znalazła się w lesie. Tutaj biegło się już dużo lżej. Upał pomiędzy gęsto rosnącymi drzewami zelżał, a wysokie, rozłożyste sosny zapewniały jej cienisty parasol, do tego pachniały upajająco najpiękniejszymi zapachami lata. Mniej więcej po pięciu kilometrach leśnej ścieżki dobiegła do rzeki.
Ze szczytu wzgórza widziała teraz rozległą panoramę okolicy. W oddali górował kościół Matki Boskiej Szkaplerznej, dalej pyszniły się niższe kopuły cerkwi i charakterystyczna wieża pawilonu w parku zdrojowym. Zatrzymała się na chwilę, żeby nasycić oczy cudownym letnim krajobrazem, i zaraz pomknęła z powrotem. Uwielbiała ten stan, czuła że istnieje w doskonałej harmonii ze światem, kochała pęd powietrza i to radosne zmęczenie wszystkich mięśni, sprawiające, że całą sobą poczuła, jak bardzo jest szczęśliwa. Bo tylko tyle jej było potrzeba do szczęścia.
Pomachała grupce oficerów leniwie spacerujących w dole nad Niemnem i szybko zawróciła w stronę jej ukochanych Druskienik.
24 dzień czerwca 1924 roku zapowiadał się po prostu cudownie...
Transmisja [political fiction] Wakacyjne czytadło. Początek.
1Pamiętaj: kiedy ludzie mówią ci, że coś jest źle lub nie działa na nich, prawie zawsze mają rację.Natomiast kiedy mówią ci, co dokładnie nie działa, i radzą, jak to naprawić, prawie zawsze się mylą.
Neil R. Gaiman
Neil R. Gaiman