Transmisja [political fiction] Wakacyjne czytadło. Początek.

1
Część pierwsza: Powstanie

1.
Młody, mocno zbudowany blondyn zatrzymał się na zatłoczonym placu. Tłum wokół niego zastygł, jakby to tętniące życiem miasto znalazło się w zasięgu potężnej, paraliżującej broni. Głos syren narastał i z każdej strony mieszał się z natarczywymi dźwiękami samochodowych klaksonów. Głośna fala płynęła ulicami i przenikała wszystko. Nagle zrobiło się cicho, jakby cały ten hałas w jednej chwili przekroczył niewidzialną barierę dźwięku i powędrował dalej, już poprzez inny wymiar. Kto wie, może krążył teraz nad tym samym placem prawie osiemdziesiąt lat temu…
Kapitan Adam Cisowski zamyślił się… Dla niego kolejna rocznica wybuchu Powstania miała szczególne znaczenie. Wszystko, co teraz pochłaniało go niemal bez reszty, zaczęło się kilka lat temu, dokładnie pierwszego sierpnia. Umówił się wtedy na piwo w jednej z małych knajpek na Powiślu, żeby przedyskutować jakiś słabo rokujący projekt. Facet któremu o wiele bardziej powinno zależeć na tej rozmowie, niemiłosiernie się spóźniał. Czekał na niego już ponad kwadrans, raz po raz bębniąc palcami w szklankę, jakby chciał w niej utopić narastającą irytację. Kątem ucha wyłowił coraz głośniejszą dyskusję toczącą się parę stolików dalej. Grupa młodych ludzi spierała się o sens walk w 44 roku. Temperatura rosła.
- Skazali na śmierć dwieście tysięcy cywilów i zniszczyli miasto! – podniecony okularnik uderzył pięścią w stół- Też mi bohaterstwo!
- Stałbyś na ich miejscu z boku? Po tylu latach łapanek i rozstrzeliwań?- irytowała się szczupła brunetka.
- Pewnie, dużo prościej było dać się wyciąć w pień. To takie polskie! – zawołał chłopak.
Przekrzykiwali się bez przerwy. Ucichli, kiedy znad sąsiadującego z nimi stolika, podniósł się brodaty, tęgi mężczyzna w średnim wieku.
- Chcecie posłuchać o Powstaniu? – zapytał. I, zanim zdążyli się odezwać, rozpoczął:
- Wtedy, w końcu lipca 1944, Niemcy nie mieli już żadnych złudzeń. Fanatycy wierzyli jeszcze w jakąś Wunderwaffe, jednak nawet oni wiedzieli, że wojna jest przegrana. Nasze dowództwo wyobrażało sobie, że kiedy AK wyjdzie na ulicę, chłopcy będą rozbrajali Niemców, jak ich ojcowie w 1918 roku, a garnizon warszawski podda się prawie bez walki. Słyszeliście o powstaniu w Paryżu? Wybuchło paręnaście dni po naszym. Trwało tydzień i Niemcy złożyli broń. Amerykanie stali wtedy na przedmieściach, i w ogóle nie mieli zamiaru angażować się w zdobywanie miasta. Bo walki uliczne kosztowałyby zbyt wiele ofiar- pociągnął trochę piwa ze szklanki i opowiadał dalej.
- W Warszawie byłoby inaczej. Rosjanie nie liczyli się ze stratami, parli do przodu jak tępy walec i te trzydzieści parę tysięcy Niemców nie mogłoby ich powstrzymać dłużej niż kilka dni. I tyle, według Bora – Komorowskiego, miały potrwać walki.
- A skąd wiesz? Rozmawiałeś z nim? – roześmiał się głośno jakiś chłopak.
- Nie, ale szczegółowo przyglądałem się naradom Komendy Głównej – poważnie odpowiedział mężczyzna.
- Facet, nie wyglądasz na swoje sto dwadzieścia lat- ironizował dalej student- Ty już dziś lepiej nie pij!
- Ej, to, że ktoś dużo czyta, i w przeciwieństwie do ciebie, wie o czym mówi, jest wielką zaletą. Ale ty na pewno tego nie zrozumiesz- pogardliwie rzuciła pod adresem kolegi brunetka.
- I założę się, że gdybyś żył w tamtych czasach, pewnie nie wyściubiłbyś nosa z piwnicy – dokładała mu w najlepsze dalej.
Starszy mężczyzna tylko machnął ręką i wrócił na swoje miejsce.
Adam uniósł szklankę, pozdrawiając nieznajomego, i po krótkiej chwili przysiadł się do niego.
- Ciekawa koncepcja – zagaił- czyli powstanie mogłoby się udać?
- Nie, nie było na to szans – odparł brodacz – Rosjanie zatrzymali się, by niemieckimi rękoma pozbyć się niewygodnego przeciwnika. Hitlerowcy teoretycznie mogliby się poddać Armii Krajowej, ale przez pięć lat okupacji dopuścili się tylu zbrodni, że nie wierzyli, by Polacy dotrzymali warunków kapitulacji. Delegat rządu na kraj rozmawiał o tym poprzez swoich emisariuszy, ale Niemcy obawiali się odwetu i masakry.
- A nie mogli odejść z Warszawy z bronią?
- Wtedy dowódców czekałby sąd wojenny. Rozkazy były jednoznaczne- bronić Warszawy do ostatniego żołnierza. Było kilka dni po zamachu na Hitlera. To nie był czas na dyplomację. Albo się było z fuehrerem, albo się ginęło. A poza tym za Wisłą słychać było rosyjskie działa. Tysiącletnia Rzesza chwiała się w posadach, ale Hitler chciał dać resztkom podbitej Europy czytelny sygnał – wciąż jeszcze jesteśmy mocni i każdy taki bunt będzie karany śmiercią. Gdyby nie wybuch Powstania, Rosjanie wzięliby Warszawę szturmem. Miasto pewnie zostałoby mniej zniszczone, ale Armię Krajową w obu przypadkach czekał ten sam los.
-Dużo pan wie o tych czasach. Czyżby historyk? – zainteresował się Adam.
- Takie tam moje hobby – zbagatelizował mężczyzna- jestem naukowcem. Zajmuję się badaniami mózgu. A po godzinach, podróżami w czasie – dodał, łobuzersko mrużąc oko.
- No tak, sam często to robię. Miło jest uruchomić wyobraźnię i trochę odlecieć –ostrożnie uśmiechnął się Cisowski.
- W moim przypadku to jednak coś więcej – odparł rozmówca.
- A co? Rzucili w Lidlu wehikuły czasu? – roześmiał się Adam. Że też za każdym razem, kiedy popija piwo, musi spotykać jakichś dziwaków! Albo takie miejsca przyciągają barwne osobowości, albo zwyczajni ludzie po prostu siedzą w domu, pomyślał.
Nieznajomy spojrzał na niego bez cienia złości. Przypatrywał mu się długo, jakby się zastanawiał czy może się z nim podzielić jakimś niesamowitym sekretem. Lustracja chyba wypadła pomyślnie, bo pochylił się ku kapitanowi, i niemal szepcząc, powiedział:
- Odkrywamy takie rzeczy, że nasz zespół wkrótce czeka nagroda Nobla. Albo wizyta zbiorowego samobójcy – dodał z wahaniem. I nie zabrzmiało to jak kolejny żart.
- Michał, docent Michał Zieliński – przedstawił się, wyciągając dłoń.
- Adam Cisowski. Wojsko Polskie. I tylko inżynier- dodał.
-Adam Cisowski?- tak jak „Szatan z VII klasy” Makuszyńskiego?- zdziwił się Zieliński.
-Och, to przypadek, chociaż …- zrobił zabawną minę sugerującą, że tutaj nie może być mowy o żadnym przypadku…. A wracając do rozmowy, te badania… Ma pan wrażenie, że coś panu grozi? Możemy o tym porozmawiać?
W drzwiach wreszcie pojawił się zasapany Wojtek. Cisowski wyjął wizytówkę.
-Wiesz co, Michał? – machinalnie skrócił dystans- Miło się gada, jeśli nie miałbyś niczego przeciwko temu, zadzwoń proszę jutro, bo chętnie dokończyłbym tę rozmowę.
- Nie ma sprawy. Jak tylko wrócę ze starożytnego Rzymu. Mam tam coś do załatwienia – dodał, uśmiechając się, brodacz.
- Ave Caesar – zażartował Adam, salutując jakby pół życia spędził w legionie, i poszedł w stronę kolegi.
Na jego miejscu, większość ludzi natychmiast zapomniałaby o dziwnej rozmowie. Ale nie Cisowski. Facet opowiadał o Powstaniu z takim przekonaniem, jakby rzeczywiście brał udział w jego planowaniu, i ani trochę nie zachowywał się jak nawiedzony psychol. Adam znał się na ludziach.
Do tego posiadał naprawdę szatański instynkt …

2.
To zdecydowanie nie była rozmowa na telefon. Dlatego zaproponował spotkanie w swoim biurze.
- Cytadela nieźle chroni przed sierpniowym skwarem, i przede wszystkim, przed zbyt ciekawskimi uszami- dodał.
- Zgoda, to dobre miejsce – przytaknął Michał- bo już czasami wydaje mi się, że ktoś za mną łazi.
-Rozmawiałeś z kimś o swojej pracy? Zdarzyły ci się ostatnio jakieś dziwne sytuacje? – zainteresował się Cisowski.
- Nie, nasz zespół potrafi trzymać język za zębami i mogę ręczyć za swoich ludzi – odparł Michał.- Właściwie nie działo się nic niepokojącego, to chyba bardziej jakieś moje urojenia. Sprawy przy których majstrujemy, wymagają naprawdę daleko posuniętej dyskrecji.
Z tą dyskrecją chyba nie jest najlepiej, pomyślał Adam. Choćby ten wczorajszy wykład na temat Powstania. Ale po prostu zapytał:
- Dlaczego wobec tego postanowiłeś mi zaufać?
- Bo coraz ciężej decydować samemu. I może dałoby się w ten sposób zrobić coś dobrego.
Poza tym, instynktownie czułem, że jesteś właściwą osobą. Choćby dlatego, że nie stuknąłeś się palcem w czoło, słysząc moje rewelacje a przecież zasugerowałem ci, że nie żartuję. Większość ludzi na twoim miejscu pewnie natychmiast by sobie przypomniało, że właśnie ma cos do załatwienia i koniecznie musi już iść. A to dowodzi, że posiadasz otwarty umysł – dodał Michał.
- Wiesz… jeśli sądzisz, że uwierzyłem w twoją wizytę w powstańczej Warszawie, to się mylisz – odparł Adam – jednak na pewno udało ci się mnie zaintrygować i chcę się dowiedzieć, o co naprawdę tu chodzi.
- Za dziesięć minut będziesz wiedział na tyle dużo, żeby przestać uważać mnie za wariata. A przynajmniej mam nadzieję, że tak będzie – westchnął docent i zaczął opowieść…
Pomijając wszystko, co było hermetyczne i kompletnie niezrozumiałe, mechanizm był zasadniczo prosty. Ludzki mózg działa, przesyłając pomiędzy miliardami neuronów impulsy elektryczne. Zespół Zielińskiego próbował wykazać, że w pewnych warunkach przepływ informacji może odbywać się pomiędzy wieloma mózgami na zasadzie zbliżonej do sieci bluetooth. I to nawet bez wiedzy człowieka, którego chciałoby się do niej przyłączyć. Najpierw doświadczenia ograniczały się do przesyłania impulsów na dystansie zaledwie paru metrów, i nawet zwykła ściana stanowiła barierę nie do pokonania, jednak szybko udało się wzmocnić fale mózgowe tak bardzo, że obecnie bez problemu pokonywały tysiące kilometrów. To wszystko było jak przyspieszony film o historii latania- od krótkich, przerywanych skoków po transatlantyckie wyprawy. Tyle że to, co ludzkości zajęło kilkadziesiąt lat, zespołowi docenta Zielińskiego udało się w ciągu zaledwie paru miesięcy.
- Cholera! Dlaczego o tym nie słyszałem? Dlaczego nikt nie słyszał? – dopytywał się Adam.
- Widzisz… oficjalnie nie prowadzimy tego typu doświadczeń. Nasz instytut uznał je za nieetyczne i zabronił mi prowadzenia dalszych prac. Temat trafił do śmietnika. Nie ma pieniędzy na paranaukę. Bo też który odpowiedzialny szef podpisałby się pod badaniami nad telepatią?
- I posłuchałeś? Przecież to idiotyczne!- zaperzył się Cisowski.
- Świat nauki rządzi się swoimi prawami – westchnął Michał- eksperymentujemy po kryjomu. Przy otwartej kurtynie pracujemy nad leczeniem bezsenności. A jednocześnie, zaufana grupa surfuje w najlepsze po czasoprzestrzeni.
- Czasoprzestrzeni? Mam rozumieć, że potraficie nie tylko wniknąć do mózgów oddalonych o tysiące kilometrów, ale również o tysiące lat? Właśnie to chcesz mi powiedzieć? Że powstanie i ten twój wypad do starożytnego Rzymu to nie żart?- Adam z wrażenia o mało nie zmiażdżył w dłoni komórki.
– Człowieku! mów jak to działa! Potraficie przejąć kontrolę nad kimś znajdującym się na innym kontynencie? Zmusić go do działania?
- Wychodzi z ciebie żołnierz – roześmiał się Michał – Jeśli myślisz, że możemy wysłać sekretarce Putina impuls, pod wpływem którego zaatakuje szefa, to niestety muszę cię rozczarować. Na razie potrafimy jedynie obserwować otoczenie. Wyobraź sobie drona, cały czas krążącego nad twoją głową. Możemy widzieć i słyszeć wszystko, co dzieje się w najbliższym sąsiedztwie obiektu, jednak nie jesteśmy w stanie poznać jego myśli, ani skłonić do wykonywania naszych poleceń. I szczerze mówiąc – kontynuował docent – byłbym ostatnią osobą, która by tego chciała. Możesz sobie wyobrazić, jak wyglądałby świat, gdyby taka technologia dostała się w niepowołane ręce? To byłby koniec wolności. A przecież i tak zostało nam jej niewiele...
Adam zamyślił się … Starał się nie okazywać, jak bardzo jest poruszony tym co usłyszał. Oczywiście trzeba by to najpierw jakoś zweryfikować, i jeśli choć część z tych rewelacji okazałaby się prawdziwa, koniecznie należałoby prowadzić dalsze prace. Najlepiej pod dyskretną opieką i wojska. I natychmiast się zafrasował … Obecne kierownictwo pewnie interesowałoby się przede wszystkim Smoleńskiem, a technologia i tak zaraz jakimś cudem trafiłaby do Moskwy... Cisowski zawsze uważał, że armia to zbyt poważna sprawa by powierzać ją politykom. A tym bardziej teraz. Badania Zielińskiego już na pierwszy rzut oka aż prosiły się o zastosowanie w obszarach o których naukowiec najwyraźniej nie miał bladego pojęcia. Za to Adam z każdą chwilą dostrzegał ich coraz więcej.
Mężczyźni postanowili, że rano spotkają się w instytucie, by kapitan mógł bliżej przyjrzeć się doświadczeniom. Cisowski przez całą noc nawet nie zmrużył oka.
Przeczuwał, że właśnie zaczyna się naprawdę duża gra…

3.
Instytut Biologii Doświadczalnej PAN mieścił się przy ulicy Pasteura, pomiędzy grupą budynków należących do Uniwersytetu Warszawskiego. Adam nie miał kompleksów – ukończył z wyróżnieniem WAT, i pewnie dzięki temu zwrócił na siebie uwagę służb, do których rekrutacja jest nie mniej tajna niż one same. Ale od zawsze czuł jakiś nieokreślony respekt dla ludzi nauki. No i sztuki – uśmiechnął się do swoich myśli. Pamiętał Dominikę – poznali się na jakiejś imprezie. Szybka, błyskotliwa rozmowa i nawet zaczął już mieć wobec niej poważne plany. Dopóki nie zapytał, czym się zajmuje jego urocza rozmówczyni. Studiowała dyrygenturę. I zaraz zeszło z niego powietrze. Bo w jednej chwili stała się kimś z zupełnie innej bajki. Nie napisanej dla niego…
Tutaj czuł się podobnie. Zawieszona na ścianie tablica zapraszała na cykl wykładów: „Dynamiczna synapsa – rola cząsteczek adhezji komórkowej w procesie dojrzewania i stabilizacji kolców dendrytycznych”. Czegokolwiek by tonie znaczyło, brzmiało poważnie i wymuszało szacunek.
W holu pojawił się Michał. Sportowa marynarka i dyskretny zapach dobrej wody. Ani trochę nie przypominał szalonego doktora Emmetta Browna z „Powrotu do Przyszłości”. No i tamten był szczuplejszy.
- Witamy w naszej Transylwanii – powiedział, i zaprowadził gościa do windy.
- Pewnie pojedziemy na piętro, którego nie ma na żadnych planach?- Adam starał się utrzymać zabawny nastrój. Nie jechali długo. Przestronny korytarz wypełniała grupka młodych, rozgadanych ludzi, i widać było, że Zieliński musi tu być kimś szanowanym, bo hałas ucichł natychmiast kiedy się pojawili, i przez cały czas towarzyszyły im zaciekawione, przede wszystkim, damskie spojrzenia. Bo zwłaszcza od Adama trudno było oderwać wzrok. I gdyby docent przedstawił go, jako aktora obsadzanego w kasowych filmach akcji, łatwo przyszłoby w to uwierzyć.
Adam Cisowski wyglądał na około trzydzieści lat z których większość spędził na bieżniach, basenach i salach treningowych. I zapewne na damskich podbojach, pomyślał Zieliński.
Przypominał nieco Matta Damona, tyle że jego krótko ostrzyżone włosy były bardziej jasne no i był o parę centymetrów niższy. W opalonej twarzy uwagę zwracały przede wszystkim intensywnie niebieskie oczy, spoglądające bystro i z dużą dozą pewności siebie, ale na pewno bez cienia wyższości. Całości dopełniał ciepły uśmiech, słowem – był mężczyzną z którym każda matka bez cienia obawy gotowa byłaby puścić córkę na randkę. A jeszcze chętniej, zamknąć córkę w pokoju na siedem spustów, żeby bez przeszkód spędzić trochę czasu z Adamem.
Ruchem dłoni wskazał oficerowi kierunek. Zaraz za zakrętem znajdowały się tylko jedne drzwi.
Na sporej, mosiężnej tabliczce widniał napis: „The Brain Insitute Warsaw”

4.
Jeśli to były wehikuły czasu, to w pierwszej chwili nie rzucały na kolana. Wyglądały jakby rzeczywiście pochodziły z ostatniego dnia wyprzedaży w Lidlu. Kiedy wszystko, co atrakcyjne, już dawno znalazło nabywców. Z drugiej strony, w historii nieraz bywało, że miejsca mające wpływ na przyszłe losy ludzkości, też nie prezentowały się imponująco. A jednak rzucały na kolana. I to dosłownie całe narody.. Choćby taka stajenka betlejemska, pomyślał …
Pracownia nie miała ani trochę futurystycznego charakteru. To równie dobrze mógłby być szpital dla VIP-ów. Parę szafek, pod ścianą duża paprotka. W centralnym punkcie przestronnego pomieszczenia stały dwa masywne, lśniące chromem łóżka, otoczone monitorami i gęstą siecią czujników. Zajmowały je dwie osoby: dziewczyna i chłopak. Pomachałby im, ale chyba niczego by to nie dało. Oboje wydawali się być pogrążeni w śpiączce. Dziewczyna przyciągała oczy subtelną urodą. Pewnie dlatego Adamowi natychmiast przypomniała się bajka o śpiącej królewnie. Pocałowałby ją, ale raczej nie spotkało by się to ze zrozumieniem towarzyszących im osób. No i mógłby coś zepsuć.
Michał przedstawił Cisowskiemu swój zespół. Stanowili go młodzi, energiczni ludzie. Jeżeli się nie mylił, wkrótce każdy z nich będzie wart tyle, ile parę dywizji pancernych potencjalnego wroga. Może nawet więcej.
Docent uprzejmym gestem zaprosił go do swojego biura. Zostali sami.
- Siadaj, spróbuję ci to wytłumaczyć w możliwie przystępny sposób – rozpoczął Zieliński
– Całe to nasze odkrycie wypłynęło zupełnie przypadkowo. Badaliśmy aktywność mózgu podczas tak zwanych odmiennych stanów świadomości. Nasi doktoranci mają ciekawe kontakty i bez trudu udało się znaleźć chętnych do tego doświadczenia. Może dlatego, że eksperyment zakładał użycie substancji powszechnie uznawanych za nielegalne…
- LSD i pochodne? – domyślił się Michał. Docent twierdząco kiwnął głową.
-Jednym z kandydatów był miejscowy guru rebirthingu. Mocno kontrowersyjny gość. Zdaje się, że miał za sobą jakieś procesy sądowe, oskarżano go o łamanie psychiki i wykorzystywanie ludzi. Ale kiedy nasi chłopcy przyjrzeli się wykresom obrazującym aktywność mózgu, okazało się, że jego neurony pracowały o prawie pięćset procent intensywniej od tego, co uznajemy za normę. I to absolutnie bez żadnych wspomagaczy. Jego aktywne komórki nerwowe generowały niemal moc stuwatowej żarówki, mimo tego, mózg nie ulegał przegrzaniu. To było wprost niewiarygodne!
Okazało się, że tę superaktywność powoduje trans, w jaki potrafił się wprowadzić – kontynuował docent- Pewnie obiło ci się o uszy, że niektórzy ludzie twierdzą, jakoby ich świadomość była w stanie na jakiś czas opuścić ciało i potrafią wtedy spojrzeć na siebie gdzieś spod sufitu, a nawet przeniknąć ściany i wznieść się wysoko ponad Ziemię? Myślę, że w większości przypadków to zwyczajni szarlatani, ale nasz ochotnik naprawdę wykazywał zdumiewające zdolności. Co więcej, szybko nauczył nas osiągać taki stan. Roboczo nazwałem go stanem nadświadomości. Chociaż dużo bardziej właściwą nazwą byłaby w tym przypadku hiperaktywność mózgowa… Nasz obiekt był zupełnie normalnym człowiekiem i w zasadzie niczym się nie wyróżniał. IQ w górnych stanach średnich, testy które rozwiązywał, nie wykazywały żadnych szczególnych zdolności, a z matematyką radził sobie gorzej niż źle. Ale kiedy zapadał w trans, jego umysł przenikał mury. Facet dosłownie latał! Wyobraź sobie, że potrafił opisać nam szczegóły wyposażenia pomieszczeń Instytutu oddalonych w pionie o kilka pięter!
- Może po prostu kiedyś już tam był? – zasugerował Adam.
- Nie. Przed kolejnym eksperymentem pozmienialiśmy jakieś szczegóły, a kiedyś umieściliśmy kota należącego do jednego z kolegów. Facet opisał go z detalami. To nie mógł być przypadek. Musieliśmy uznać, że w jakiś nieznany nauce sposób, jego świadomość opuszcza ciało i urządza sobie spacery … Wyobrażasz sobie, jakie to stwarza możliwości?
Cisowski właśnie od paru chwil myślał o grupie żołnierzy penetrujących kwaterę główną obcej armii. Bez ryzyka strat albo schwytania, praktycznie bez opuszczania łóżek…
To, z czym się tutaj zetknął, zdecydowanie przekraczało jego oczekiwania. Mimo tego, postanowił zachować sceptycyzm.
- No dobrze, wszystko fajnie. Ale w praktyce mamy tu co najwyżej paranaukową ciekawostkę- zauważył.
- To, że ktoś jest w stanie wysłać swoje, nie wiem, ciało astralne, żeby podglądać sąsiadkę pod prysznicem, to chyba jednak nieco za mało na Nobla, nie uważasz? Zgoda, sam chętnie opanowałbym tę umiejętność, ale gdzie tutaj rewolucja? Nawet jeśli sądzisz, że jesteście w stanie podczas tego transu przenosić się w przeszłość, to czy nie jest możliwe, że widzicie jakieś fantazyjne obrazy wygenerowane przez mózg, nie mające tak naprawdę niczego wspólnego z rzeczywistością?- dociekał dalej.
– No i w jaki sposób tym sterujecie? Jak udaje się dotrzeć w ściśle zaplanowany czas i miejsce?
Zieliński uśmiechnął się kpiąco.
- Ty najwyraźniej nas nie doceniasz. Na początku rzeczywiście nasze transmisje odbywały się dosyć chaotycznie. Ale każdego dnia uczyliśmy się czegoś więcej. To było jak odkrywanie nieznanego lądu. Przede wszystkim chcieliśmy poznać naturę zjawiska, zrozumieć, jak to się dzieje, że człowiek, a ściślej, jakaś część jego świadomości, przenika mury. Zmierzyć, opisać i zrozumieć nieznany nauce fenomen.
- I co? – udało się wam udowodnić istnienie duszy? I może nawet podać jej ciężar właściwy?- ironizował Adam.
- Nie, katedra teologii piętro wyżej – zażartował Zieliński.- Udało nam się po prostu uchwycić i zmierzyć energię odpowiadającą za tego rodzaju zjawiska. I, przede wszystkim, ustalić jej źródło. Nawiasem mówiąc, dosyć powszechnie występujące w przyrodzie – uśmiechnął się i kontynuował- Za wszystkie te sztuczki odpowiada wyłącznie nasz mózg i fale które emituje. Stworzyliśmy nawet specjalną jednostkę miary- Brainstorm. Nie chciałbym ciebie zanudzać szczegółami, powiem tylko, że wspólnie z paroma zaprzyjaźnionymi fizykami, w przysłowiowym garażu, po godzinach, zbudowaliśmy wzmacniacze fal i naprawdę precyzyjny system sterowania nimi. A potem cały czas je doskonalono. Nie mamy czasu na wykłady, no i musiałbym Ci opowiadać o rzeczach na których sam się nie znam, i dlatego zdaję się na innych. Jeśli będziesz chciał, zorganizuję ci korepetycje z dziedziny strunowej budowy wielowymiarowej czasoprzestrzeni, i może wtedy lepiej zrozumiesz, na jakich zasadach ta nasza zabawka działa. Myślę jednak, że bardziej interesują ciebie zagadnienia związane z praktycznym użyciem naszego wynalazku.
- Tak, masz rację. O ile to wszystko naprawdę działa – odpowiedział Adam.
- Wiesz, dlaczego widziałeś jednocześnie dwie osoby w stanie transu? W każdą misję wysyłamy zawsze dwuosobowy zespół, by po przebudzeniu, nie mając ze sobą żadnego kontaktu, sporządzili raporty, które za każdym razem drobiazgowo porównujemy. Nie zdarzyło się jeszcze, żeby obie wersje różniły się w jakichś istotnych szczegółach… Oczywiście można by założyć, że wzmacniacze fal mózgowych generują pole, które dokładnie tak samo zaburza pracę obu mózgów naszych wędrowców i, w rezultacie, ulegają oni tej samej halucynacji. Teoretycznie to możliwe, no i obserwując na przykład Juliusza Cezara, rozprawiającego się z buntownikami w Galii, w żaden sposób nie bylibyśmy w stanie udowodnić, że wszystko to działo się naprawdę, bo przecież nie możemy zapytać nikogo ze współczesnych Cezarowi czy raport przygotowany przez naszych ludzi pokrywa się z rzeczywistością 52 roku przed naszą erą.
- Czyli obiektywnie brak dowodów, że te wasze wizje są prawdziwe- podchwycił Adam.
- Ależ są – cierpliwie tłumaczył docent. Nie mogliśmy zweryfikować wydarzeń dziejących się dwa tysiące lat temu, ale mogliśmy zaaranżować kilka sytuacji teraz, odczekać dwa miesiące i wysłać nasz zespół, żeby się im przyjrzał. – Jak myślisz, jeśli raporty w stu procentach odzwierciedliły nam rzeczywistość sprzed kilku miesięcy, i to w najdrobniejszych szczegółach, to będą się myliły, kiedy cofamy się o sto albo nawet tysiąc lat? Moim zdaniem nie... Zresztą, istnieje wiele bezspornych, dobrze udokumentowanych wydarzeń historycznych, którym się przyjrzeliśmy i pozostaje mi powiedzieć tylko jedno: Adamie, to działa!
Nagle panującą w gabinecie ciszę przerwała gwałtowna, krótka seria dzwonków.
- Dzieje się coś niepokojącego? – zdenerwowanym głosem zapytał Cisowski.
Docent szybko podniósł się z fotela. Wydawał się mieć bardzo zatroskaną minę. A potem klepnął kapitana w plecy.
- Tak. Pora na obiad – zachichotał
Widać, że posiłek był w instytucie czymś niezmiernie ważnym, bo nawet przebywająca w transie para naukowców zaczęła dawać znaki życia, powoli odzyskując świadomość. Kapitan mógł teraz lepiej przyjrzeć się dziewczynie i chyba robił to na tyle ostentacyjnie, że podczas obiadu Zieliński zagadał go wesoło.
- Co? Podobała ci się nasza śpiąca Polka?
- No przecież widziałem, że nie Wietnamka – z przekąsem odparł Adam.
- Ale to jakby podwójna Polka – roześmiał się docent. – Z tego co wiem, nie spotyka się z nikim, więc śmiało możesz ją otoczyć dyskretną opieką kontrwywiadowczą – ironizował.
- No i zdaje się, że obiekt właśnie zbliża się w naszą stronę.
Rzeczywiście, piekielnie atrakcyjna blondynka pomachała docentowi i kierowała się prosto na nich. Adam zachował na tyle przytomności umysłu, że wstał i pomógł dziewczynie odsunąć krzesło. Ale musiał być chyba nieźle zmieszany, bo Zieliński bawił się w najlepsze.
-Panie kapitanie, przedstawiam najpilniej strzeżony skarb naszego instytutu. Doktor nauk medycznych, Pola Bednarska.

5.
Dziewczyna spała tym razem trochę za długo i była z tego powodu naprawdę zła. Od dawna narzuciła sobie żelazną dyscyplinę i jakiekolwiek leniuchowanie było całkowicie wbrew jej naturze.. Przeciągnęła się jak kotka i zgrabnym ruchem zsunęła z łóżka na dywan.
Seria pompek, potem przysiady i skłony. Zrobiła kilka powtórzeń i resztki snu opadły z niej na dobre. Dzięki temu, w przeciwieństwie do wielu koleżanek, w ogóle nie potrzebowała kawy. Szklanka źródlanej wody i świeża bułka z białym serem i tak smakowały lepiej od najwspanialszych frykasów Wedla.
Wyjrzała przez okno wychodzące na duży, ukwiecony ogród. Słońce było na tyle wysoko, że powietrze zdążyło już porządnie się rozgrzać. Lato tego roku od razu zaczęło się upałami. Wzięła prysznic i zupełnie naga podeszła do wielkiej, na oko, bardzo starej szafy. Szybko wybrała sobie przewiewne spodenki, do tego długą koszulkę w biało-niebieskie paski, cienkie skarpety do kolan i miękkie, bardzo wygodne sportowe buty, które ostatnio przywiozła ze Sztokholmu. Swoje niesforne długie jasne włosy przewiązała jedwabną chustką i była gotowa do wyjścia. Jeszcze tylko parę skłonów i szybko pomknęła drogą w stronę rzeki.
Mimo, że miejscowość była mała, nikogo już nie szokował jej strój. Ludzie przyzwyczaili się do tego jej biegania, zresztą nie było chyba nikogo, kto nie ubóstwiałby ich Pani Doktor. Bo przecież to także dzięki jej staraniom, mała senna mieścina z roku na rok stawała się coraz modniejszym kurortem, w którym po prostu wypadało się pokazać. Korzystali na tym wszyscy, bo przyjezdni wynajmowali domy i radosnym gwarem napełniali sklepiki i restauracje. No a tym samym, napełniali kieszenie miejscowym. A przecież bogacenie się społeczeństwa było jednym z kluczowych warunków wszechstronnego rozwoju. Od lat fascynowała ją Skandynawia – zdrowi, zadowoleni z siebie ludzie, spędzający mnóstwo czasu na łonie natury. A u nas? Duża część narodu ograniczała się do najprostszych rozrywek. Królowała wódka, plotki i bezinteresowna zawiść. Czasami dosłownie opadały jej ręce i zastanawiała się czy będzie w stanie odmienić przyzwyczajenia tych ludzi. Miała dopiero dwadzieścia osiem lat, ale chwilami obawiała się, że na to, by wyrobić w Polakach zdrowe nawyki, może nie starczyć jej życia. Na szczęście miała to swoje biegowe katharsis. Dziesięć kilometrów intensywnego truchtu zwykle wystarczyło, by świat nabrał jaśniejszych kolorów.
Trochę się zasapała, pokonując stromy, piaszczysty podbieg pośród krzewów tarniny, ale zaraz znalazła się w lesie. Tutaj biegło się już dużo lżej. Upał pomiędzy gęsto rosnącymi drzewami zelżał, a wysokie, rozłożyste sosny zapewniały jej cienisty parasol, do tego pachniały upajająco najpiękniejszymi zapachami lata. Mniej więcej po pięciu kilometrach leśnej ścieżki dobiegła do rzeki.
Ze szczytu wzgórza widziała teraz rozległą panoramę okolicy. W oddali górował kościół Matki Boskiej Szkaplerznej, dalej pyszniły się niższe kopuły cerkwi i charakterystyczna wieża pawilonu w parku zdrojowym. Zatrzymała się na chwilę, żeby nasycić oczy cudownym letnim krajobrazem, i zaraz pomknęła z powrotem. Uwielbiała ten stan, czuła że istnieje w doskonałej harmonii ze światem, kochała pęd powietrza i to radosne zmęczenie wszystkich mięśni, sprawiające, że całą sobą poczuła, jak bardzo jest szczęśliwa. Bo tylko tyle jej było potrzeba do szczęścia.
Pomachała grupce oficerów leniwie spacerujących w dole nad Niemnem i szybko zawróciła w stronę jej ukochanych Druskienik.
24 dzień czerwca 1924 roku zapowiadał się po prostu cudownie...
Pamiętaj: kiedy ludzie mówią ci, że coś jest źle lub nie działa na nich, prawie zawsze mają rację.Natomiast kiedy mówią ci, co dokładnie nie działa, i radzą, jak to naprawić, prawie zawsze się mylą.
Neil R. Gaiman

Transmisja [political fiction] Wakacyjne czytadło. Początek.

2
Nie jest źle.
Konstrukcja zdań jest sprawna, trochę zaimkozy i drobne kiksy do poczyszczenia. Czyta się płynnie.
Ale
Nie przemawia do mnie jak Zieliński wtajemniczył w program kompletnie obcego człowieka.
Masz dużą ilość informacji (nt podróży w czasie) wpuszczoną w jedną kobyłę. Przy czym brakuje najważniejszej - na jakiej zasadzie podróżnicy pojawiają się w przeszłości. Jako bezcielesny obserwator? We własnej osobie? Wchodząc w czyjś umysł?
Bo jeżeli to pierwsze to jak dr Bednarska ma (poza obserwacją) wejść w Eugenię Lewicką?
Taką kobyłę warto rozbić na mniejsze i porozrzucać.
Który to rok? Bo tytuł docenta został zniesiony w 2010 w PAN, zastąpiony prof. nadzwyczajnym. I człowiek przedstawiający się "nazywam się docent..." nieodmiennie mnie bawi.
AndrzejQ pisze: - LSD i pochodne? – domyślił się Michał. Docent twierdząco kiwnął głową.
Tu zamieniłeś ich imionami
AndrzejQ pisze: Jego aktywne komórki nerwowe generowały niemal moc stuwatowej żarówki, mimo tego, mózg nie ulegał przegrzaniu. To było wprost niewiarygodne!
No faktycznie niewiarygodne, fizyki nie oszukasz. Chyba że komuś dymiła czacha w innym czasie :D

Co do r.5:
AndrzejQ pisze: Ludzie przyzwyczaili się do tego jej biegania, zresztą nie było chyba nikogo, kto nie ubóstwiałby ich Pani Doktor.
Kuracjusze owszem. Ale miejscowi? Biega sama, kolanami świeci, chłopa nie ma. Tfu tfu na psa urok.
AndrzejQ pisze: Bo przecież to także dzięki jej staraniom, mała senna mieścina z roku na rok stawała się coraz modniejszym kurortem, w którym po prostu wypadało się pokazać.
Mikołaj I nadał Druskienikom tytuł uzdrowiska już w 1837
AndrzejQ pisze: Od lat fascynowała ją Skandynawia – zdrowi, zadowoleni z siebie ludzie, spędzający mnóstwo czasu na łonie natury. A u nas? Duża część narodu ograniczała się do najprostszych rozrywek. Królowała wódka, plotki i bezinteresowna zawiść.
Pytanie czy Lewicka miała okazję przyjrzeć się szwedzkiej lub fińskiej wsi. Tu IMO stawiasz za duży kontrast. Zwłaszcza że w PL 75% narodu spędzało mnóstwo czasu na łonie natury. Machając sierpem w polu.
AndrzejQ pisze: charakterystyczna wieża pawilonu w parku zdrojowym.
Rozbudowa kurortu to lata 1929-1932.

Ale powiem szczerze, czytałbym ciąg dalszy.
Ostatecznie zupełnie niedaleko odnalazłem fotel oraz sens rozłożenia się w nim wygodnie Autor nieznany. Może się ujawni.
Same fakty to kupa cegieł, autor jest po to, żeby coś z nich zbudować. Dom, katedrę czy burdel, nieważne. Byle budować, a nie odnotowywać istnienie kupy. Cegieł. - by Iwar
Dupczysław Czepialski herbu orka na ugorze

Transmisja [political fiction] Wakacyjne czytadło. Początek.

3
Misieq79 pisze: Nie jest źle.
Konstrukcja zdań jest sprawna, trochę zaimkozy i drobne kiksy do poczyszczenia. Czyta się płynnie.
Ale
Nie przemawia do mnie jak Zieliński wtajemniczył w program kompletnie obcego człowieka.

Rzeczywiście, to trzeba poprawić i uprawdopodobnić, może trochę pogłębić tę ich znajomość zanim dojdzie do tego typu zwierzeń.

Masz dużą ilość informacji (nt podróży w czasie) wpuszczoną w jedną kobyłę. Przy czym brakuje najważniejszej - na jakiej zasadzie podróżnicy pojawiają się w przeszłości. Jako bezcielesny obserwator? We własnej osobie? Wchodząc w czyjś umysł?
Bo jeżeli to pierwsze to jak dr Bednarska ma (poza obserwacją) wejść w Eugenię Lewicką?

Jako bezcielesny obserwator . Uchowaj Boże, żeby Bednarska wchodziła w Lewicką, to, póki co, niezależne wątki :)

Taką kobyłę warto rozbić na mniejsze i porozrzucać.

Zgadzam się.

Który to rok? Bo tytuł docenta został zniesiony w 2010 w PAN, zastąpiony prof. nadzwyczajnym. I człowiek przedstawiający się "nazywam się docent..." nieodmiennie mnie bawi.

2021. Napisałem docent ? Jasne, że myślałem o profesorze. Dziękuję :)
AndrzejQ pisze: - LSD i pochodne? – domyślił się Michał. Docent twierdząco kiwnął głową.
Tu zamieniłeś ich imionami

Zapewne pod wpływem LSD :)
AndrzejQ pisze: Jego aktywne komórki nerwowe generowały niemal moc stuwatowej żarówki, mimo tego, mózg nie ulegał przegrzaniu. To było wprost niewiarygodne!
No faktycznie niewiarygodne, fizyki nie oszukasz. Chyba że komuś dymiła czacha w innym czasie :D

Oj tam... Łysy był i dobrze odprowadzał ciepło :)

Co do r.5:
AndrzejQ pisze: Ludzie przyzwyczaili się do tego jej biegania, zresztą nie było chyba nikogo, kto nie ubóstwiałby ich Pani Doktor.
Kuracjusze owszem. Ale miejscowi? Biega sama, kolanami świeci, chłopa nie ma. Tfu tfu na psa urok.

Podobno obawiali się, że Doktorka rzuci urok. Ale to tylko plotki.
AndrzejQ pisze: Bo przecież to także dzięki jej staraniom, mała senna mieścina z roku na rok stawała się coraz modniejszym kurortem, w którym po prostu wypadało się pokazać.
Mikołaj I nadał Druskienikom tytuł uzdrowiska już w 1837

Prawda, ale koncentrujemy się na latach 20-tych i coraz lepszym PR uzdrowiska :)
AndrzejQ pisze: Od lat fascynowała ją Skandynawia – zdrowi, zadowoleni z siebie ludzie, spędzający mnóstwo czasu na łonie natury. A u nas? Duża część narodu ograniczała się do najprostszych rozrywek. Królowała wódka, plotki i bezinteresowna zawiść.
Pytanie czy Lewicka miała okazję przyjrzeć się szwedzkiej lub fińskiej wsi. Tu IMO stawiasz za duży kontrast. Zwłaszcza że w PL 75% narodu spędzało mnóstwo czasu na łonie natury. Machając sierpem w polu.

Fakt, do przemyślenia i poprawek.
AndrzejQ pisze: charakterystyczna wieża pawilonu w parku zdrojowym.
Rozbudowa kurortu to lata 1929-1932.

Ale może była tam już wieża, trochę mniejsza :)

Ale powiem szczerze, czytałbym ciąg dalszy.
To ostatnie zdanie jest dla mnie najważniejsze. Bardzo dziękuję. Ciąg dalszy istnieje, na tę chwilę w trzydziestu kilku mini rozdziałach na blogu, którego nikt, poza mną, nie czyta .I chyba nie wolno tutaj podawać linka. Łącznie mam około 70 odcinków.W których pewnie roi się od tego typu błędów. Bo to na razie tylko szkic.

Muszę dodawać, że jestem pod ogromnym wrażeniem Twojej wiedzy ? Dodaję i dziękuję za, moim zdaniem, najlepszą recenzję jaką otrzymałem od początku zajmowania się czytadłem :) Mam o czym myśleć.
Pamiętaj: kiedy ludzie mówią ci, że coś jest źle lub nie działa na nich, prawie zawsze mają rację.Natomiast kiedy mówią ci, co dokładnie nie działa, i radzą, jak to naprawić, prawie zawsze się mylą.
Neil R. Gaiman

Transmisja [political fiction] Wakacyjne czytadło. Początek.

4
Ha! Bratnia dusza! :D
AndrzejQ pisze: Sportowa marynarka i dyskretny zapach dobrej wody.
Wody, mówisz? To woda pachnie? A może chodzi o toaletową, kolońską, kwiatową? ;)
24 dzień czerwca 1924 roku zapowiadał się po prostu cudownie...
I teraz... krótkie spodenki, bieganie. Dam się przybić, że panowie oficerowie mieli niezły ubaw, niemal jak w kabarecie. No normalnie dziewczę-cud. Szkoda tylko, że obyczaje jakoś mi nie bardzo pasują do biegającej Pani Doktor w spodenkach. Raczej jakieś skłony, gimnastyka, polewania wodą, ale nie bieg. Nie w 1924. No i to machanie! O zgrozo!
Chyba że już mi się zupełnie pomieszały czasy narracji i nie rozumiem, coś Pan miał na myśli. A i to być może, bo kiepsko ze mną - łatwo się gubię. :)
Jeszcze wrócę, ale podoba mi się. Podoba.
Istnieje cel, ale nie ma drogi: to, co nazywamy drogą, jest wahaniem.
F. K.

Uwaga, ogłaszam wielkie przenosiny!
Można mnie od teraz znaleźć
o tu: https://mastodon.social/invite/48Eo9wjZ
oraz o tutaj: https://ewasalwin.wordpress.com/

Transmisja [political fiction] Wakacyjne czytadło. Początek.

5
Wody, mówisz? To woda pachnie? A może chodzi o toaletową, kolońską, kwiatową? ;)

Chodzi o rytm narracji. Ale oczywiście , jeśli coś razi, to jest złe i wymaga zmiany.
24 dzień czerwca 1924 roku zapowiadał się po prostu cudownie...
I teraz... krótkie spodenki, bieganie. Dam się przybić, że panowie oficerowie mieli niezły ubaw, niemal jak w kabarecie. No normalnie dziewczę-cud. Szkoda tylko, że obyczaje jakoś mi nie bardzo pasują do biegającej Pani Doktor w spodenkach. Raczej jakieś skłony, gimnastyka, polewania wodą, ale nie bieg. Nie w 1924. No i to machanie! O zgrozo!
Chyba że już mi się zupełnie pomieszały czasy narracji i nie rozumiem, coś Pan miał na myśli. A i to być może, bo kiepsko ze mną - łatwo się gubię. :)
Jeszcze wrócę, ale podoba mi się. Podoba.[/quote]

Trzymając się ściśle realiów roku 1924, masz , Emmo absolutną rację. Autor, zakochany w bieganiu, trochę na siłę wcisnął Pani Doktor swoje fascynacje. Może dlatego, że polewanie wodą jakoś mniej go kręci.
Machanie zaś odgrywa w tej historii kluczową rolę. Zostanie bowiem dostrzeżone przez jednego z oficerów, i za sprawą zmyślnej intrygi, wpłynie na życie ( a w rzeczywistości nawet na śmierć) moich bohaterów. Dlatego myślę, że to najważniejsze machanie o jakim przyszło mi pisać :)

Added in 27 minutes 45 seconds:
Czarna Emma pisze:...No i to machanie! O zgrozo!


Rzekłbym nawet bezwstydnie, że to moje machanie jest jak Tadż Machań pośród setek zwyczajnych machań :)
Pamiętaj: kiedy ludzie mówią ci, że coś jest źle lub nie działa na nich, prawie zawsze mają rację.Natomiast kiedy mówią ci, co dokładnie nie działa, i radzą, jak to naprawić, prawie zawsze się mylą.
Neil R. Gaiman

Transmisja [political fiction] Wakacyjne czytadło. Początek.

6
Problem w tym, AndrzejQ, że w 1924 samotna kobieta machająca publicznie do nieznanego sobie mężczyzny na 99% będzie tzw negocjowalnego afektu
Ostatecznie zupełnie niedaleko odnalazłem fotel oraz sens rozłożenia się w nim wygodnie Autor nieznany. Może się ujawni.
Same fakty to kupa cegieł, autor jest po to, żeby coś z nich zbudować. Dom, katedrę czy burdel, nieważne. Byle budować, a nie odnotowywać istnienie kupy. Cegieł. - by Iwar
Dupczysław Czepialski herbu orka na ugorze

Transmisja [political fiction] Wakacyjne czytadło. Początek.

7
Misieq79 pisze: Problem w tym, AndrzejQ, że w 1924 samotna kobieta machająca publicznie do nieznanego sobie mężczyzny na 99% będzie tzw negocjowalnego afektu
a) Macha z odległości kilkuset metrów, co może nawet wtedy nie jest aż takim skandalem.
b) Być może wie, kto znajduje się w grupie oficerów. W takim małym miasteczku wieści szybko się rozchodzą. Macha z sympatią, bo przecież niecałe cztery lata temu na tych ziemiach panoszyli się czerwoni i wspomnienie Bitwy nad Niemnem jest ciągle żywe.
c) Jeśli jednak powyższa sytuacja w tamtych czasach po prostu nie mogłaby się wydarzyć,to może odwrócić role? Machali oficerowie, zaciekawieni niecodziennym widokiem, kobieta tylko odpowiedziała. Bo jest wyzwolona i bywała w świecie, i w takiej Skandynawii nie byłoby to czymś nadzwyczajnym? Albo... spocona biegaczka tylko przepłoszyła dłonią unoszącą się nad nią chmarę komarów, a oficerowie uznali to za gest kierowany w ich kierunku ? Nie wiem, będę jednak bronił machania jak Jaruzelski socjalizmu :)

Added in 23 minutes 1 second:
AndrzejQ pisze: Nie wiem, będę jednak bronił machania jak Jaruzelski socjalizmu :)
Machanie jest konieczne, ponieważ w rozdziale dziewiątym pojawia się taka scenka :

... Uwagę Marszałka nagle zajął nieoczekiwany widok. Jakieś dwieście metrów dalej, na wzgórzu pośród sosen, stała bardzo zgrabna młoda kobieta w stroju sportsmenki. Szybkim ruchem dłoni odsunęła z oczu grzywkę jasnych włosów i wesoło pomachała w jego stronę. A potem, zanim zdążył zareagować, odwróciła się i pobiegła w stronę lasu, niknąc w nim na chwilę. Musiała to chyba robić często, bo z przyjemnością oglądał jej gibkie ruchy. Wyglądała jak leśna bogini! Widać, że bieg nie sprawiał jej żadnego wysiłku. A jemu, wstyd się przyznać, nawet krótki spacer dostarczał zadyszki. Ciekawe kto to? Nie wyglądała na miejscową. Tutejsze kobiety raczej nie biegają i to jeszcze w takim stroju. Pewnie jakaś turystka.
- Wieniawa, widziałeś?- zwrócił się do kroczącego w pewnym oddaleniu adiutanta- dowiesz mi się, co to była za pani.
Uwielbiany w całej Rzeczypospolitej ułan tylko się uśmiechnął. Marszałek miał chore serce, ale było w nim zawsze wiele miejsca dla pięknych kobiet…
Zadanie okazało się nadzwyczaj proste. Pani Balcewiczowa, od której wynajmowali dom, opowiedziała mu sporo o pięknej biegaczce.
Teraz pozostało tylko wprowadzić w życie śmiały plan, ale adiutant był pewny swego. Józef Piłsudski wygrywał przecież nie takie boje…

Z góry przepraszam, jeśli okaże się, że Wieniawa w opisywanym czasie w ogóle nie był adiutantem Marszałka, albo tego dnia, do godziny dwudziestej przebywał na ulicy Starowiślnej w Krakowie. Niech mnie broni fakt, że moja historia jest od początku do końca fikcją ( nie bez powodu nazywam ją wakacyjnym czytadłem), z wykorzystaniem wątku Piłsudski - Lewicka, ale w sposób pewnie daleko odbiegający od rzeczywistości.
Zgadzam się jednak, że oczywiste banialuki należy poprawić.
Pamiętaj: kiedy ludzie mówią ci, że coś jest źle lub nie działa na nich, prawie zawsze mają rację.Natomiast kiedy mówią ci, co dokładnie nie działa, i radzą, jak to naprawić, prawie zawsze się mylą.
Neil R. Gaiman

Transmisja [political fiction] Wakacyjne czytadło. Początek.

8
Idą, a w słońcu kołysze się stal/ dziewczęta zerkają zza płota/ a oczy ich dumnie utkwione są w dal/ piechota, ta szara piechota...
Wprawdzie dziewczęta z wiejskich chałup to nie wyemancypowane sportsmenki, lecz taki spontaniczny gest pomachania na powitanie/pożegnanie maszerującego oddziału byłby całkowicie naturalny. I rytm wiersza też zostałby zachowany, razem ze średniówką :) A jednak nie machają, tylko zerkają. Widziałabym raczej kobietę machającą w grupie osób, które witają bądź pozdrawiają kogoś (także na zawodach sportowych), albo też same są witane bądź pozdrawiane (ach, samolot wylądował tuż przed wiwatującym tłumem i z kabiny wysiedli...). Jeśli zaś chodzi o taki spontaniczny gest samotnej kobiety - przychylam się do zdania Miśqa.
Krótkie spodenki to strój zdecydowanie na zawody sportowe albo przynajmniej na salę treningową, nie zaś na samotne przebieżki w plenerze. W okresie międzywojennym jednak przestrzegano odpowiedniości stroju do sytuacji. I też nie bardzo widzę to bieganie. Jeśli już, to raczej szybki marsz. Tutaj krótki, lecz bardzo ciekawy artykuł: http://www.nowinylekarskie.ump.edu.pl/u ... 9_2010.pdf Kobiety "dla zdrowia" nie biegają. One spacerują :)

W powieści, oczywiście, nie obowiązuje absolutna wierność wobec realiów epoki. Ale: dużą zaletą akcji rozgrywającej się w przeszłości jest jednak realizm obyczajów. Bo z tego sporo wynika dla samych bohaterów, którzy muszą działać i zachowywać się inaczej, niż gdyby żyli współcześnie. A skoro Ty wprowadzasz różne plany czasowe i przenosisz bohaterów w przeszłość, to ta różnica zachowań i obyczajów może mieć niebagatelne znaczenie.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

Transmisja [political fiction] Wakacyjne czytadło. Początek.

9
Rubia pisze: Jeśli zaś chodzi o taki spontaniczny gest samotnej kobiety - przychylam się do zdania Miśqa.
Roma locuta, causa finita! Za dwa tygodnie pojawi się zatem wersja poprawiona, w której Pani Doktor zadowoli się szybkim marszem i nikt w całym powiecie nie będzie jej w stanie zarzucić, że machała w kierunku Piłsudskiego.

Poza tym, tutaj w ogóle nie ma żadnego sporu. Jestem Wam wdzięczny, że poświęciliście swój czas na przeczytanie mojej próby literackiej. Sam fakt, że w ogóle ktoś mnie czyta, jest dla mnie wielkim wydarzeniem , cały weekend myślałem tylko o tym i chyba nie potrafię przestać ;) Otrzymałem wiele cennych uwag i zamierzam coś z tym zrobić, tym bardziej, że w swoim "dziele" dostrzegam jeszcze wiele słabych punktów.
Pamiętaj: kiedy ludzie mówią ci, że coś jest źle lub nie działa na nich, prawie zawsze mają rację.Natomiast kiedy mówią ci, co dokładnie nie działa, i radzą, jak to naprawić, prawie zawsze się mylą.
Neil R. Gaiman

Transmisja [political fiction] Wakacyjne czytadło. Początek.

10
AndrzejQ,
Młody, mocno zbudowany blondyn zatrzymał się na zatłoczonym placu. Tłum wokół niego zastygł, jakby to tętniące życiem miasto znalazło się w zasięgu potężnej, paraliżującej broni. Głos syren narastał i z każdej strony mieszał się z natarczywymi dźwiękami samochodowych klaksonów. Głośna fala płynęła ulicami i przenikała wszystko. Nagle zrobiło się cicho, jakby cały ten hałas w jednej chwili przekroczył niewidzialną barierę dźwięku i powędrował dalej, już poprzez inny wymiar.
Niby wiem, co chcesz opisać, ale niestety wyrażenie “przekraczać barierę dźwięku” zostało już zaklepane dla innego, bardzo konkretnego znaczenia. Trzeba wymyślić coś innego.
Kto wie, może krążył teraz nad tym samym placem prawie osiemdziesiąt lat temu…
Osiemdziesiąt lat wcześniej.

Poza tym - zobacz, co się dzieje w tej scenie. Zaczynasz od młodego blondyna, potem masz opis pewnego wydarzenia całkowicie od tego blondyna niezależny, w żaden sposób z nim nie związany. Kamera odjeżdża, po sekundzie zbliżenia na plecy blondyna unosimy się już nad placem i obserwujemy tłum, opisujesz pewne ogólne wrażenia, średnią. O blondynie zapominamy i gdy wprowadzasz Adama Cisowskiego oczywiście każdy założy, że to pewnie ten blondyn, ale pewności nie ma (może Cisowski go śledził i przyszedł tam za nim?)
Poza tym sekwencja zbliżenie - odjazd - zbliżenie zaburza płynność czytania, sprawia, że mamy wrażenie, iż historia zacina się w głowie i przeskakuje niepotrzebnie między dwoma obrazami, które spokojnie można przestawić po kolei. Zacznij od placu, huku, tłumu, a potem powoli najedź kamerą na konkretną postać i od razu powiedz, że to Cisowski, albo zacznij od niego i zawieś kamerę na jego ramieniu, żeby czytelnik przez tłum przeszedł razem z nim.

Kapitan Adam Cisowski zamyślił się… Dla niego kolejna rocznica wybuchu Powstania miała szczególne znaczenie. Wszystko, co teraz pochłaniało go niemal bez reszty, zaczęło się kilka lat temu, dokładnie pierwszego sierpnia.
Wcześniej. W narracji trzeciosobowej w czasie przeszłym wszystko jest “tam”, “wtedy”, “tamtego dnia”, “wcześniej”, nie ma żadnego “tu”, “teraz”, “dzisiaj” ani “temu”.


Umówił się wtedy na piwo w jednej z małych knajpek na Powiślu, żeby przedyskutować jakiś słabo rokujący projekt. Facet któremu o wiele bardziej powinno zależeć na tej rozmowie, niemiłosiernie się spóźniał. Czekał na niego już ponad kwadrans, raz po raz bębniąc palcami w szklankę, jakby chciał w niej utopić narastającą irytację.
Uwaga na podmioty. Facet się spóźniał, więc jakim sposobem facet czekał?
brodaty, tęgi mężczyzna w średnim wieku. 
- Chcecie posłuchać o Powstaniu? – zapytał. I, zanim zdążyli się odezwać, rozpoczął:
- Wtedy, w końcu lipca 1944, Niemcy nie mieli już żadnych złudzeń. Fanatycy wierzyli jeszcze w jakąś Wunderwaffe, jednak nawet oni wiedzieli, że wojna jest przegrana. Nasze dowództwo wyobrażało sobie, że kiedy AK wyjdzie na ulicę, chłopcy będą rozbrajali Niemców, jak ich ojcowie w 1918 roku, a garnizon warszawski podda się prawie bez walki. Słyszeliście o powstaniu w Paryżu? Wybuchło paręnaście dni po naszym. Trwało tydzień i Niemcy złożyli broń. Amerykanie stali wtedy na przedmieściach, i w ogóle nie mieli zamiaru angażować się w zdobywanie miasta. Bo walki uliczne kosztowałyby zbyt wiele ofiar- pociągnął trochę piwa ze szklanki i opowiadał dalej. 
- W Warszawie byłoby inaczej. Rosjanie nie liczyli się ze stratami, parli do przodu jak tępy walec i te trzydzieści parę tysięcy Niemców nie mogłoby ich powstrzymać dłużej niż kilka dni. I tyle, według Bora – Komorowskiego, miały potrwać walki. 
I tu zaczyna się to, z czym mam w Twoim tekście największy problem. Jak najbardziej rozumiem, że być może jednym z Twoich celów było uczynienie z tekstu lekcji historii ale to nie znaczy, że postaci mają czytać z kartki. Nikt tak nie mówi. Nie chodzi mi o wiedzę czy inteligencję ani o to, że brodacz powinien popełniać jakieś błędy językowe lub mieć trudności z płynnym wysławianiem się, a o to, że jego wypowiedzi są suche jak schab u synowej.
Pomyśl, jaki typ człowieka robi to, co zrobiła Twoja postać. Takie wtrącanie się w rozmowy obcych i dawanie wykładów (czy też wymądrzanie się, wszak abstrahując od kultury osobistej młodzików i tego, czy mieli rację dziadek też zachował się mało fajnie) jest charakterystyczne dla stetryczałych dziwaków. Tacy ludzie mówią barwniej, ale też bardziej chaotycznie. Pokaż tego dziwaka. Niech nie czyta podręcznika z podstawówki. Niech się popisuje, dowcipkuje lub okazuje złość na młodych, niech zaistnieje jako postać,a nie tylko medium mające zadeklamować wciśniętą w jej usta treść. To po pierwsze sposób na ubarwienie tekstu i sprawienie, że czytanie będzie przyjemniejsze a po drugie sposób na pokazanie, że panujesz nad swoimi postaciami; że wiesz, co opisujesz.

Te uwagi dotyczą też dalszych wypowiedzi docenta w tej scenie, nie będę ich powtarzać.

- W moim przypadku to jednak coś więcej – odparł rozmówca.
- A co? Rzucili w Lidlu wehikuły czasu? – roześmiał się Adam. Że też za każdym razem, kiedy popija piwo, musi spotykać jakichś dziwaków! Albo takie miejsca przyciągają barwne osobowości, albo zwyczajni ludzie po prostu siedzą w domu, pomyślał.
Nieznajomy spojrzał na niego bez cienia złości. Przypatrywał mu się długo, jakby się zastanawiał czy może się z nim podzielić jakimś niesamowitym sekretem. Lustracja chyba wypadła pomyślnie, bo pochylił się ku kapitanowi, i niemal szepcząc, powiedział: 
- Odkrywamy takie rzeczy, że nasz zespół wkrótce czeka nagroda Nobla. Albo wizyta zbiorowego samobójcy – dodał z wahaniem. I nie zabrzmiało to jak kolejny żart. 
- Michał, docent Michał Zieliński – przedstawił się, wyciągając dłoń. 
- Adam Cisowski. Wojsko Polskie. I tylko inżynier- dodał.
Za docenta już Cię pokarano. Drugi słaby punkt: motywacja postaci, a konkretnie Zielińskiego.
Pomyśl, że masz w zanadrzu przełomową koncepcję, coś, co może zmienić losy świata; skojarzenia, jakie rodzi to “Nobel” albo “Zupełnie nowa era prowadzenia wojen”, odkrycie na miarę bomby atomowej. Przysiada się do Ciebie przypadkowy kretyn, nabija się z Ciebie a Ty... postanawiasz mu zdradzić tajemnicę?
OK, całą sceną pokazałeś, że Zieliński nie jest w pełni władz umysłowych, ale są jakieś granice. Jako drażliwy i dumny patriota (a wtrącaniem się w rozmowę młodych pokazał, że jest drażliwym i dumnym patriotą) powinien obrazić się za uwagę o Lidlu i zakończyć interakcję z panem Adamem.

W drzwiach wreszcie pojawił się zasapany Wojtek. Cisowski wyjął wizytówkę.
-Wiesz co, Michał? – machinalnie skrócił dystans- Miło się gada, jeśli nie miałbyś niczego przeciwko temu, zadzwoń proszę jutro, bo chętnie dokończyłbym tę rozmowę.
Jesteś pewien, że wiesz, co znaczy “machinalnie”?
. Facet opowiadał o Powstaniu z takim przekonaniem, jakby rzeczywiście brał udział w jego planowaniu, i ani trochę nie zachowywał się jak nawiedzony psychol. Adam znał się na ludziach. 
Nie. Zieliński opowiadał z zapałem prezentera Agrobiznesu zdającego relację z fluktuacji cen kiszonek. Czytelnik nie uwierzy Ci na słowo. Pokazujesz jedno, a potem twierdzisz drugie. Niestety, czytelnik na własne oczy widział nudnego, niespecjalnie normalnego, upierdliwego dziadygę. Możesz teraz o nim twierdzić, co zechcesz, dla czytelnika liczy się to, co pokazałeś.

Do tego posiadał naprawdę szatański instynkt … 
To też poważny błąd.

Wiem, że chciałeś zawiązać akcję. Niespecjalnie miałeś pomysł, jak to zrobić i jak doprowadzić do sytuacji, w której Adam uwierzy Zielińskiemu, potraktuje go poważnie i weźmie udział w jego projekcie.
Tym zdaniem sam przyznałeś, że czujesz, iż całe zawiązanie akcji jest grubymi nićmi szyte. “Nie mam pomysłu na motywację postaci, więc wymyślę, że miała jakiś instynkt i dzięki temu ominę problemy”. No nie. Równie dobrze możesz napisać “Adam Cisowski powinien w tym momencie pokręcić głową i zapomnieć o sprawie, ale nie może, ponieważ jest głównym bohaterem mojej opowieści i musi jeszcze raz spotkać się z Zielińskim, bo bez tego fabuła nie ruszy.”

Tekst jest i tak bardzo zwięzły, idziesz z akcją do przodu wręcz za szybko (aż do momentu, w którym kolejne zdarzenia zdają się czysto pretekstowe i są opisane tak zdawkowo, że czyta się to jak streszczenie). Spokojnie możesz zwolnić, wręcz powinieneś zwolnić i jakoś inaczej ugryźć temat, wymyślić bardziej złożony splot okoliczności, łączący losy Adama i Zielińskiego.


2.
To zdecydowanie nie była rozmowa na telefon. Dlatego zaproponował spotkanie w swoim biurze. 
Kto?

-Rozmawiałeś z kimś o swojej pracy? Zdarzyły ci się ostatnio jakieś dziwne sytuacje? – zainteresował się Cisowski.
- Nie, nasz zespół potrafi trzymać język za zębami i mogę ręczyć za swoich ludzi – odparł Michał.
Czekaj, to komedia, prawda?

Od razu może napiszę Ci to, co często piszę w takich sytuacjach: mam ogromne problemy z rozpoznaniem ironii i parodii. To najzupełniej szczera i niedwuznaczna uwaga. Możesz to potraktować jako rodzaj niepełnosprawności i z tą świadomością odbierać dalsze moje komentarze.
Jeśli to ma być komedia, to super. Jest śmiesznie. Jeśli miało być poważnie, to zastanów się mocno nad tą sceną.

- Właściwie nie działo się nic niepokojącego, to chyba bardziej jakieś moje urojenia. Sprawy przy których majstrujemy, wymagają naprawdę daleko posuniętej dyskrecji. 
Z tą dyskrecją chyba nie jest najlepiej, pomyślał Adam. Choćby ten wczorajszy wykład na temat Powstania. Ale po prostu zapytał:
Jeśli to komedia, to postaci nie mogą sobie zdawać sprawy, że w niej grają. Śmieszność takich scen polega na tym, że jedna postać mówi coś głupiego całkowicie poważnie, a druga również traktuje ją całkowicie poważnie.
Poza tym, instynktownie czułem, że jesteś właściwą osobą.
Znów “nie mam pomysłu na motywację, więc stwierdzę, że postać ma szósty zmysł pozwalający jej odgadnąć, co powinna robić, by pchnąć fabułę do przodu”.
Choćby dlatego, że nie stuknąłeś się palcem w czoło,
Przeca się stuknał. Niby czym była uwaga o Lidlu?
Dalej nie wiem... Zieliński ma być kompletnie oderwanym od rzeczywistości wariatem, czy też lekko stukniętym naukowcem?

- Wiesz… jeśli sądzisz, że uwierzyłem w twoją wizytę w powstańczej Warszawie, to się mylisz – odparł Adam – jednak na pewno udało ci się mnie zaintrygować i chcę się dowiedzieć, o co naprawdę tu chodzi. 
Szczerze mówiąc już wolałam Adama wierzącego na słowo w podróże w czasie. Głupie to, ale istnieją ludzie tak spragnieni nadnaturalnego, że lecą do każdej namiastki dowodu jak mucha do miodu. Jeśli nie wierzy, to co on tam w ogóle robi? Co jest aż tak dziwnego i intrygującego w dziwnym dziadku kłócącym się z młodzieżą o historię? Dlaczego Adam zastanawia się, o co tam “naprawdę” chodzi? Jeśli nie o podróże w czasie, to sprawa jest jasna: Zieliński to zwykły łatwo dający się rozdrażnić przemądrzały dziadek jakich pełno na świecie.

- Za dziesięć minut będziesz wiedział na tyle dużo, żeby przestać uważać mnie za wariata. A przynajmniej mam nadzieję, że tak będzie – westchnął docent i zaczął opowieść…
Pomijając wszystko, co było hermetyczne i kompletnie niezrozumiałe, mechanizm był zasadniczo prosty. Ludzki mózg działa, przesyłając pomiędzy miliardami neuronów impulsy elektryczne. Zespół Zielińskiego próbował wykazać, że w pewnych warunkach przepływ informacji może odbywać się pomiędzy wieloma mózgami na zasadzie zbliżonej do sieci bluetooth. I to nawet bez wiedzy człowieka, którego chciałoby się do niej przyłączyć. Najpierw doświadczenia ograniczały się do przesyłania impulsów na dystansie zaledwie paru metrów, i nawet zwykła ściana stanowiła barierę nie do pokonania, jednak szybko udało się wzmocnić fale mózgowe tak bardzo, że obecnie bez problemu pokonywały tysiące kilometrów. To wszystko było jak przyspieszony film o historii latania- od krótkich, przerywanych skoków po transatlantyckie wyprawy. Tyle że to, co ludzkości zajęło kilkadziesiąt lat, zespołowi docenta Zielińskiego udało się w ciągu zaledwie paru miesięcy. 
I najciekawszą część swojego uniwersum streszczasz i sprowadzasz do banału. Może jednak warto dopracować ten pomysł? Nie jest oryginalny, ale jeśli go przemyślisz, może uda Ci się dodać jakiś własny oryginalny twist albo przynajmniej pokazać, że faktycznie masz jakiś zamysł, a nie lecisz po łebkach na zasadzie “nie mam pojęcia, jak powinno działać to coś, na czym opieram podstawy fabuły swojej historii, więc naściemniam coś o bluetooth i ciemny lud to kupi”. To jest jeszcze mniej dopracowane, niż magia w Harrym Potterze.

- Cholera! Dlaczego o tym nie słyszałem? Dlaczego nikt nie słyszał? – dopytywał się Adam.
Mam szczerą nadzieję, że nie opierałeś kreacji swojej postaci na żadnym realnym pierwowzorze, bo jeśli naszej ojczyzny naprawdę bronią takie bystrzaki, mamy prze...


- I posłuchałeś? Przecież to idiotyczne!- zaperzył się Cisowski.
- Świat nauki rządzi się swoimi prawami – westchnął Michał- eksperymentujemy po kryjomu.
A pieniądze mają skąd?
Już bym zrozumiała tajny rządowy projekt, ale sam przed chwilą napisałeś, że nie ma pieniędzy na paranaukę. Jak nie ma, to nie ma.
- Czasoprzestrzeni? Mam rozumieć, że potraficie nie tylko wniknąć do mózgów oddalonych o tysiące kilometrów, ale również o tysiące lat? Właśnie to chcesz mi powiedzieć? Że powstanie i ten twój wypad do starożytnego Rzymu to nie żart?- Adam z wrażenia o mało nie zmiażdżył w dłoni komórki.
– Człowieku! mów jak to działa! Potraficie przejąć kontrolę nad kimś znajdującym się na innym kontynencie? Zmusić go do działania?
Po pierwsze, jeśli przerywasz wypowiedź postaci didaskaliami, to dalszy jej ciąg umieszczasz w tej samej linijce. Przy obecnym zapisie to znaczy, że “Człowieku, mów jak to działa....” powiedział Zieliński i dalej już nic się nie zgadza.

Poza tym... prrr. Hold your horses. Ja wiem, że chcesz pchać akcję do przodu, ale za jaką cenę? Właśnie zabiłeś sobie głównego bohatera celem zaoszczędzenia kilkunastu akapitów.
Jeśli to nie komedia, to dla postaci Adama w tym momencie już nie ma ratunku. Nie dość, że głupi jak próchno, to jeszcze skrajnie naiwny i w dodatku świr po całości.

Poza tym... “zysk”, który tak krwawo zdobyłeś wcale zyskiem nie jest. W mieszaniu nadnaturalnych/magicznych/skajfajowych elementów do znanego czytelnikowi realnego świata jednym z ciekawszych motywów jest właśnie przekonywanie głównego bohatera, by w nie uwierzył, kupowanie go. W ten sposób przekonujesz i kupujesz czytelnika, wprowadzasz tajemnicę intrygując i powoli odsłaniając swój zamysł.

- Wychodzi z ciebie żołnierz
Tu się zgodzę, jeśli dowcipy o żołnierzach mowią prawdę o ich intelekcie.


Badania Zielińskiego już na pierwszy rzut oka aż prosiły się o zastosowanie w obszarach o których naukowiec najwyraźniej nie miał bladego pojęcia.
Przed sekundą dał dowód, że ma.
Już drugi raz sam sobie przeczysz.

Przeczuwał, że właśnie zaczyna się naprawdę duża gra…
Niestety Wołoszański doprowadził do inflacji tego typu wyrażeń. Teraz już brzmią generycznie i nie budują napięcia.
. Ale od zawsze czuł jakiś nieokreślony respekt dla ludzi nauki. No i sztuki – uśmiechnął się do swoich myśli. Pamiętał Dominikę – poznali się na jakiejś imprezie. Szybka, błyskotliwa rozmowa i nawet zaczął już mieć wobec niej poważne plany. Dopóki nie zapytał, czym się zajmuje jego urocza rozmówczyni. Studiowała dyrygenturę. I zaraz zeszło z niego powietrze. Bo w jednej chwili stała się kimś z zupełnie innej bajki.
Znów wychodzi na jaw moja niepełnosprawność. Jeśli to żart, to gratuluję. Subtelny, ironiczny, zgrabnie wpleciony w tekst, nie rzuca się w oczy.

Jeśli nie, to chyba przyjąłeś sobie za punkt honoru napisanie najbardziej nielubialnego i godnego politowania bohatera.
 
- Pewnie pojedziemy na piętro, którego nie ma na żadnych planach?- Adam starał się utrzymać zabawny nastrój.
Raczej: nastrój żartów. Coś zabawnego to coś, z czego się śmiejesz. Będąc w nastroju do żartów śmiejesz się z żartów, nie z nastroju.
Nie jechali długo. Przestronny korytarz wypełniała grupka młodych, rozgadanych ludzi,
I wyteleportowali się z windy. Wystarczy maleńki łącznik jak np. “korytarz, który ukazał się ich oczom” czy coś takiego.


i widać było, że Zieliński musi tu być kimś szanowanym
(...)
I zapewne na damskich podbojach, pomyślał Zieliński. 
W tej samej scenie masz dwóch, a może nawet trzech różnych narratorów. Ja wiem, że w “Diunie” to przeszło, ale nie warto kopiować cech książki, która wybiła się pomimo nich, a nie dzięki nim.


Adam Cisowski wyglądał na około trzydzieści lat z których większość spędził na bieżniach, basenach i salach treningowych.
Pomyliłeś dwa bliskie sobie, ale jednak nie do końca tożsame znaczenia “lat”.


Przypominał nieco Matta Damona, tyle że jego krótko ostrzyżone włosy były bardziej jasne no i był o parę centymetrów niższy.
Jest ładne słowo, którym można zastąpić wyrażenie “bardziej jasny”.

był mężczyzną z którym każda matka bez cienia obawy gotowa byłaby puścić córkę na randkę. A jeszcze chętniej, zamknąć córkę w pokoju na siedem spustów,
To znaczy, że matka zamknęłaby córkę na siedem spustów z Adamem.

No i weź... Gary Stu? Nie, epoka idealnych amantów już minęła. Teraz nawet Bond jest brzydki. Zrób z Adama człowieka, to może jeszcze mimo wszystko czytelnik go polubi. Nie mówię, że ma mieć parchy i garb, ale nie zachwycaj się nim jak autorka "Zmierzchu" swoim głównym bohaterem.


Ruchem dłoni wskazał oficerowi kierunek.
Kto?

Jeśli to były wehikuły czasu, to w pierwszej chwili nie rzucały na kolana.
Już wiemy, że nie były. Wykład o bluetooth wyjaśnił, że system Zielińskiego nie działa w ten sposób.

Z drugiej strony, w historii nieraz bywało, że miejsca mające wpływ na przyszłe losy ludzkości, też nie prezentowały się imponująco. A jednak rzucały na kolana. I to dosłownie całe narody.. Choćby taka stajenka betlejemska, pomyślał …
Choć to dziwny moment na refleksje natury religijnej, plus za kreatywność.

Pomachałby im, ale chyba niczego by to nie dało.
Kto?

Nie możesz od czytelnika wymagać, że będzie zgadywać, kto jest podmiotem domyślnym w momencie, gdy rola ta przeskakuje między dwoma facetami. Ja wiem, jestem w stanie to odgadnąć, ale Ordnung muss sein.

Oboje wydawali się być pogrążeni w śpiączce. Dziewczyna przyciągała oczy subtelną urodą. Pewnie dlatego Adamowi natychmiast przypomniała się bajka o śpiącej królewnie. Pocałowałby ją, ale raczej nie spotkało by się to ze zrozumieniem towarzyszących im osób. No i mógłby coś zepsuć.
Nieśmieszne.

Michał przedstawił Cisowskiemu swój zespół. Stanowili go młodzi, energiczni ludzie. Jeżeli się nie mylił, wkrótce każdy z nich będzie wart tyle, ile parę dywizji pancernych potencjalnego wroga. Może nawet więcej.
Tu już nie oszukasz, Michał pomyślał o dywizjach pancernych. Michał przedstawił, zatem jeśli (Michał) się nie mylił...

- LSD i pochodne? – domyślił się Michał. Docent twierdząco kiwnął głową.
Domyślam się, że pomyłka w przypisaniu kwestii konkretnemu bohaterowi wynika z czegoś, co zaczęłam podejrzewać już wcześniej: tego, jak piszesz dialogi.

Mam wrażenie, że pragniesz, by były jedynie medium dzięki któremu dokonujesz ekspozycji. Przekazujesz poprzez nie informacje, które czytelnik na danym etapie lektury powinien posiadać. Stworzyłeś pewien tekst, zawierający te informacje, a potem przypisałeś niektóre zdania jednej postaci, a drugie drugiej. Nie stworzyłeś bohaterów. Nie zastanowiłeś się nad ich nastawieniem i nastrojem, potrzebami, nie zbudowałeś sobie w głowie obrazów Adama i Michała - takich, jakimi są w tej scenie. Nie mówię, żeby każdemu z nich dorabiać przeszłość, numer buta, alergie pokarmowe i całe CV, ale warto odpowiedzieć sobie na kilka podstawowych pytań: jaki każdy z nich ma temperament, co wie, czego nie wie, czego się spodziewa po rozmowie, czego chce od tego drugiego, w jakim jest chwilowo nastroju, co go łączy (lub dzieli) z rozmówcą. Bez tego wychodzi Agrobiznes, w którym dwóch prezenterów czyta na zmianę ten sam tekst z promptera. Gdybyś miał tę scenę przemyślaną, gdybyś miał w głowie obraz każdego z mężczyzn i tego, jak on rozumuje, nie rąbnąłbyś się w ten sposób.


-Jednym z kandydatów był miejscowy guru rebirthingu. Mocno kontrowersyjny gość. Zdaje się, że miał za sobą jakieś procesy sądowe, oskarżano go o łamanie psychiki i wykorzystywanie ludzi. Ale kiedy nasi chłopcy przyjrzeli się wykresom obrazującym aktywność mózgu, okazało się, że jego neurony pracowały o prawie pięćset procent intensywniej od tego, co uznajemy za normę.
A co to znaczy?

I to absolutnie bez żadnych wspomagaczy. Jego aktywne komórki nerwowe generowały niemal moc stuwatowej żarówki, mimo tego, mózg nie ulegał przegrzaniu. To było wprost niewiarygodne!
Jak już wspominano - lepiej nie ryzykować. Ja wiem, że to sci fi, zatem i tak łamiesz prawa fizyki, ale warto robić to w granicach rozsądku.
IQ w górnych stanach średnich,
Stanach średnich?

testy które rozwiązywał, nie wykazywały żadnych szczególnych zdolności,
Jak żyję, nie widziałam szczególnie uzdolnionego testu.

a z matematyką radził sobie gorzej niż źle. Ale kiedy zapadał w trans, jego umysł przenikał mury. Facet dosłownie latał!
No to facet latał, czy jego umysł?

- No dobrze, wszystko fajnie. Ale w praktyce mamy tu co najwyżej paranaukową ciekawostkę- zauważył. 
Teraz mu się zebrało na powagę i powściągliwość? Przed chwilą aż dostał wypieków z ekscytacji.


- To, że ktoś jest w stanie wysłać swoje, nie wiem, ciało astralne, żeby podglądać sąsiadkę pod prysznicem, to chyba jednak nieco za mało na Nobla, nie uważasz? Zgoda, sam chętnie opanowałbym tę umiejętność, ale gdzie tutaj rewolucja? Nawet jeśli sądzisz, że jesteście w stanie podczas tego transu przenosić się w przeszłość, to czy nie jest możliwe, że widzicie jakieś fantazyjne obrazy wygenerowane przez mózg, nie mające tak naprawdę niczego wspólnego z rzeczywistością?- dociekał dalej. 
– No i w jaki sposób tym sterujecie? Jak udaje się dotrzeć w ściśle zaplanowany czas i miejsce?
Znów zapis dialogów.

Pytanie Adama jest zaskakująco trafne. Warto przejść od razu do momentu, w którym Zieliński na nie odpowiada i darować sobie fragment o teorii strun, bo choć jest ona ostatnio modna, tutaj średnio pasuje.

Zieliński uśmiechnął się kpiąco. 
- Ty najwyraźniej nas nie doceniasz. Na początku rzeczywiście nasze transmisje odbywały się dosyć chaotycznie. Ale każdego dnia uczyliśmy się czegoś więcej. To było jak odkrywanie nieznanego lądu. Przede wszystkim chcieliśmy poznać naturę zjawiska, zrozumieć, jak to się dzieje, że człowiek, a ściślej, jakaś część jego świadomości, przenika mury. Zmierzyć, opisać i zrozumieć nieznany nauce fenomen.
- I co? – udało się wam udowodnić istnienie duszy? I może nawet podać jej ciężar właściwy?- ironizował Adam. 
Zdecyduj się wreszcie, co na to wszystko Adam. Najpierw podchodzi do Zielińskiego z szacunkiem, potem z niego szydzi, potem piszczy jak fanka na koncercie Biebera, potem nagle przypomina sobie o zdrowym sceptycyzmie, a na koniec znów szydzi z Zielińskiego. Ma osobowość mnogą, czy po prostu nie przyłożyłeś się do tworzenia postaci?
- Wiesz, dlaczego widziałeś jednocześnie dwie osoby w stanie transu? W każdą misję wysyłamy zawsze dwuosobowy zespół, by po przebudzeniu, nie mając ze sobą żadnego kontaktu, sporządzili raporty, które za każdym razem drobiazgowo porównujemy. Nie zdarzyło się jeszcze, żeby obie wersje różniły się w jakichś istotnych szczegółach… Oczywiście można by założyć, że wzmacniacze fal mózgowych generują pole, które dokładnie tak samo zaburza pracę obu mózgów naszych wędrowców i, w rezultacie, ulegają oni tej samej halucynacji. Teoretycznie to możliwe, no i obserwując na przykład Juliusza Cezara, rozprawiającego się z buntownikami w Galii, w żaden sposób nie bylibyśmy w stanie udowodnić, że wszystko to działo się naprawdę, bo przecież nie możemy zapytać nikogo ze współczesnych Cezarowi czy raport przygotowany przez naszych ludzi pokrywa się z rzeczywistością 52 roku przed naszą erą. 
- Czyli obiektywnie brak dowodów, że te wasze wizje są prawdziwe- podchwycił Adam.
- Ależ są – cierpliwie tłumaczył docent. Nie mogliśmy zweryfikować wydarzeń dziejących się dwa tysiące lat temu, ale mogliśmy zaaranżować kilka sytuacji teraz, odczekać dwa miesiące i wysłać nasz zespół, żeby się im przyjrzał. – Jak myślisz, jeśli raporty w stu procentach odzwierciedliły nam rzeczywistość sprzed kilku miesięcy, i to w najdrobniejszych szczegółach, to będą się myliły, kiedy cofamy się o sto albo nawet tysiąc lat? Moim zdaniem nie... Zresztą, istnieje wiele bezspornych, dobrze udokumentowanych wydarzeń historycznych, którym się przyjrzeliśmy i pozostaje mi powiedzieć tylko jedno: Adamie, to działa! 
To wystarczy. Prosta, uczciwa logika, bez niewnoszących niczego fajerwerków w postaci strun.

Wzięła prysznic i zupełnie naga podeszła do wielkiej, na oko, bardzo starej szafy.
Mówisz o obyczajach dziewczyny, o jej potrzebach, samopoczuciu. Narrator, choć trzecioosobowy, ma dostęp do jej życia wewnętrznego, wie o jej gustach i poglądach. Dlaczego miałby nie wiedzieć, czy szafa należąca do dziewczyny naprawdę jest stara? Po co “na oko”?
To szczególiki, ale właśnie one pokazują, czy panujesz nad narratorem, postaciami, tym, co piszesz.
intensywnego truchtu
Trucht niejako z definicji intensywny nie jest.

Ogólnie...

Mimo uwag, jestem zdecydowanie na tak, jeśli chodzi o historię. Zawsze warto przenosić zachodnie pomysły na rodzimy grunt, a Ty w tym którkim fragmencie rozrysowałeś już całą gamę możliwości pokierowania fabułą i wątków, jakie mogą się z niego wywikłać.

Jeśli chodzi o sam szkielet fabuły, nie sądzę, żebyś potrzebował pomocy. Masz już zawiązanie wątku sensacyjnego/przygodowego i romantycznego, masz zaczątki analizy wpływu Twojego zamysłu na rzeczywistość, społeczeństwo, ważne życiowe kwestie.

To, czego brakuje temu szkieletowi to mięso. Nie ma żywych postaci, nie ma nastroju, sensownych ciągów przyczynowo-skutkowych obrazujących czyjeś motywacje, tłumaczących decyzje. Tak bardzo skupiłeś się na historii, że Twoim bohaterom odebrałeś wszelkie cechy indywidualne, jakiekolwiek własne potrzeby i zamiary, sensowność następowania po sobie poczynań, zmian nastrojów, byle tylko pomagali Ci pchać fabułę do przodu.

A nie musisz jej aż tak pchać. Masz na to czas, tekst i tak za bardzo gna. Zwolnij, dodaj do szkieletu to wszystko, co sprawi, że historia stanie się poczuwalna i spójna, a postaci nabiorą życia. Wtedy masz szansę stworzyć nie czytadło do wydania na papierze gazetowym, jakie kupuje się na stacji początkowej, a na końcowej - już przeczytane - wyrzuca, tylko coś naprawdę niezłego.

Transmisja [political fiction] Wakacyjne czytadło. Początek.

11
MargotNoir pisze:
Ogólnie...


To, czego brakuje temu szkieletowi to mięso. Nie ma żywych postaci, nie ma nastroju, sensownych ciągów przyczynowo-skutkowych obrazujących czyjeś motywacje, tłumaczących decyzje. Tak bardzo skupiłeś się na historii, że Twoim bohaterom odebrałeś wszelkie cechy indywidualne, jakiekolwiek własne potrzeby i zamiary, sensowność następowania po sobie poczynań, zmian nastrojów, byle tylko pomagali Ci pchać fabułę do przodu.

A nie musisz jej aż tak pchać. Masz na to czas, tekst i tak za bardzo gna. Zwolnij, dodaj do szkieletu to wszystko, co sprawi, że historia stanie się poczuwalna i spójna, a postaci nabiorą życia. Wtedy masz szansę stworzyć nie czytadło do wydania na papierze gazetowym, jakie kupuje się na stacji początkowej, a na końcowej - już przeczytane - wyrzuca, tylko coś naprawdę niezłego.

Przede wszystkim bardzo Ci dziękuję za tak wnikliwą analizę mojego tekstu. I Twój czas poświęcony "literaturze", która na to ani trochę nie zasługuje. Pewnie wolałbym się nie zgodzić z niektórymi Twoimi stwierdzeniami i dokonać próby jakiejś obrony, ale to się nie uda, ponieważ masz rację:)

Dzisiaj odniosę się krótko do Twoich wniosków. Co do reszty, najlepszą rzeczą jaką będę mógł zrobić, jest poprawienie zauważonych przez Ciebie błędów i niedociągnięć. Na tyle, ile będę potrafił. Ponieważ jest to moja pierwsza próba literacka i rzeczywiście bardzo wiele mi brakuje w zakresie warsztatu, wiedzy i doświadczenia. Dzięki Tobie uświadomiłem to sobie wyraźniej.

Jeśli chodzi o brak mięsa, nie mogę się z Tobą nie zgodzić. Mój pomysł na pisanie polegał na budowaniu akcji, szkicowaniu wydarzeń w krótkich odcinkach , tak by w końcu powiązać wątki i mieć gotową, w miarę wiarygodną historię. A dopiero potem usiąść i zacząć każdy z rozdziałów " wypełniać kolorami". To co mamy teraz jest więc tylko zarysem. No ale sama to zauważyłaś , pisząc : "...Zwolnij, dodaj do szkieletu to wszystko, co sprawi, że historia stanie się poczuwalna i spójna, a postaci nabiorą życia."
Inną sprawą jest, na ile będę potrafił ożywić tę historię wobec wszystkich moich ograniczeń wynikających z bycia pisarskim zarodkiem. To dobre określenie.

Z kolei zarzut, ze mój tekst za bardzo gna, wymaga zastanowienia. Ponieważ takie było założenie. Tempo akcji miało przypominać ekstremalny spływ rwącym górskim potokiem (spływ kajakiem lub pontonem, nie potokiem) . I teraz, można by się zgodzić, że gdyby kajakarze ( raftingowcy?) płynęli wolnej, pewnie mieliby szanse zobaczyć o wiele więcej, zwrócić uwagę na elementy krajobrazu, zachwycić się mijanymi skałami. A oni pędzą na oślep. W poszukiwaniu adrenaliny. Myślę sobie, że to trzeba jakoś wyważyć . Skok na bungee trwa krótko, ale przynosi mnóstwo doznań. Gdyby go nieco wydłużyć, biorąca w nim udział osoba zapewne byłaby w stanie dostrzec więcej . Ale czy więcej przeżyć ? Nie wiem, jak wspomniałem, podstawowa trudność tkwi i tak w tym, że jestem marnym pisarzem.

Tymczasem, stokrotne dzięki za poświęcony mi czas. Zrobię wszystko, żeby dobrze wykorzystać Twoje uwagi.

Ps. Hold your horses , już to gdzieś czytałem, chyba.
Pamiętaj: kiedy ludzie mówią ci, że coś jest źle lub nie działa na nich, prawie zawsze mają rację.Natomiast kiedy mówią ci, co dokładnie nie działa, i radzą, jak to naprawić, prawie zawsze się mylą.
Neil R. Gaiman

Transmisja [political fiction] Wakacyjne czytadło. Początek.

12
MargotNoir pisze: AndrzejQ,

Młody, mocno zbudowany blondyn zatrzymał się na zatłoczonym placu. Tłum wokół niego zastygł, jakby to tętniące życiem miasto znalazło się w zasięgu potężnej, paraliżującej broni. Głos syren narastał i z każdej strony mieszał się z natarczywymi dźwiękami samochodowych klaksonów. Głośna fala płynęła ulicami i przenikała wszystko. Nagle zrobiło się cicho, jakby cały ten hałas w jednej chwili przekroczył niewidzialną barierę dźwięku i powędrował dalej, już poprzez inny wymiar.
Jeszcze tylko mała dygresja. Kiedy rozłożyłaś tę scenę na kawałki, okazało się, że została źle skomponowana. Poszczególne jej części nie pasują do siebie i w efekcie coś zgrzyta. I pewnie masz rację. Tylko czy czytelnik będzie sobie zadawał tyle trudu? Zwykle, jeśli coś czyta się płynnie i nie zawiera jakichś oczywistych bzdur, nie analizujemy tego aż tak bardzo. Raczej się bawimy konwencją, podążając za pomysłami autora. A przynajmniej dotąd tak sądziłem. Weryfikowanie jakiegoś tekstu słowo po słowie, i wyciąganie stosownych wniosków , jest znakomitą pomocą dla autora, ale nie wydaje mi się, żeby zwykły czytelnik posuwał się do tak drobiazgowej analizy. Bo to trochę tak, jakbym poszedł na występ kabaretu "Ani Mru-Mru" i wyszedł wkurzony, bo na scenie nie pojawiła się Ania.
Pamiętaj: kiedy ludzie mówią ci, że coś jest źle lub nie działa na nich, prawie zawsze mają rację.Natomiast kiedy mówią ci, co dokładnie nie działa, i radzą, jak to naprawić, prawie zawsze się mylą.
Neil R. Gaiman

Transmisja [political fiction] Wakacyjne czytadło. Początek.

13
AndrzejQ,

Ci, którzy poświęcają swój czas na weryfikowanie tekstów tutaj, to niekoniecznie osoby ze stopniem naukowym w dziedzinie literatury. Ale z pewnością to potencjalni czytelnicy. Nie trafisz w gusta wszystkich, ale wśród ludzi, którzy będą czytać twoją książkę, kiedy już ewentualnie trafi do księgarni, będą się pojawiać i czytelnicy o takim guście. Nie musisz koniecznie stosować wszystkich uwag, bo pewnie nawet jest to niewykonalne. Ba, nie musisz stosować, żadnej z otrzymanych tutaj wskazówek, Twoja wola.
Jedna strona medalu, to Twoje dzieło, druga to percepcja czytelnika. Chcesz do niego trafić, przemyśl, czy warto brać pod uwagę jego opinię.

Moja opinia (podkreślam: opinia, nie Sąd Boży):
- Jak na poziom forumowy, całkiem nieźle. Jak na poziom druku, wydaje mi się, że wiele nie brakuje. Na szczęście nie jesteś jednym z autorów uważających, że zapychanie zdań pseudowyszukanymi sformułowaniami czyni pisanie literaturą. Nie widzę ducha Mickiewicza na Twoim ramieniu ale do literatury rozrywkowej miałbyś szansę coś dołożyć.
- Zdradzanie przypadkowo spotkanemu człowiekowi szczegółów super tajnego projektu? Czytałem raz o takim wydarzeniu w Akwarium Suworowa. Zdradzający poszedł prawdopodobnie z dymem, ale najpierw w nieludzkich męczarniach dokładnie wyznał co zdążył zdradzić. No i jeszcze super zbieg okoliczności, że ten przypadkowy człowiek to tajny członek tajnej organizacji zwerbowany w tajnym procesie. Ja bym jednak zagłosował za innym rozwiązaniem fabularnym.
- Bieganie i machanie, któremu tu już poświęcono sporo miejsca. Budowanie realiów stereotypami jest chyba bardziej naturalne niż wyjątkami. Wyjątek też oczywiście może pozwolić coś pokazać w tym świecie, tylko dobrze by było, żeby był uzasadniony i powodował skutek właściwy dla wyjątku. Żadne tłumaczenie tu nie pomoże. Prawdopodobnie z tego powodu Sienkiewicz zrezygnował ze sceny z nastolatkami w miniówkach podrywającymi rycerzy w Potopie.
- Pomysł jak pomysł. Wehikuł czasu już raz ktoś wymyślił, a tysiące innych nim podróżowały. Na razie nie wiadomo co z tego wyniknie. Potencjał jest spory i na pewno osadzenie historii w naszych realiach ma szansę zainteresować "miejscowych" :).
- Mnogość osobowości w jednej postaci (zauważona przez Margot). Popieram. Robi się czytelnikowi wodę z mózgu jeśli bohater jest raz taki a raz śmaki na przestrzeni jednego dialogu. Jest super tajnym członkiem i słyszy o super tajnym projekcie (od nieodpowiedzialnego gaduły). Co na najprostszą logikę robi? Jak dla mnie wciąga go w rozmowę na temat, którym gaduła się pasjonuje, żeby go przytrzymać przy sobie, nawiązać kontakt i wyciągnąć jak najwięcej informacji. Zainteresowanie - tego potrzebują gaduły. Jeśli zabierasz postaci pewną konsekwencję w zachowaniu, to zabierasz jednocześnie czytelnikowi jeden ze sposobów "przywiązania się do historii" - ciekawość "co będzie dalej" skutkująca antycypacją. Taki dla przykładu Don Brown w swoich książkach świetnie się tym posługuje i chociaż literaz z niego mierny to pisarz bogaty.

Jeśli nie piszesz dla siebie, tylko dla ludzi, to musisz brać pod uwagę, jak ludzie "czytają", jak "interpretują" i jak "rozumieją".
Jako pisarz odpowiadam jedynie za pisanie.
Za czytanie winę ponosi czytelnik.

Transmisja [political fiction] Wakacyjne czytadło. Początek.

15
Seener pisze: Jedna strona medalu, to Twoje dzieło, druga to percepcja czytelnika. Chcesz do niego trafić, przemyśl, czy warto brać pod uwagę jego opinię.
Absolutnie warto! Napisałem zresztą, że w całej rozciągłości zgadzam się z opinią MargotNoir na temat słabości mojego pisania i zamierzam coś z tym zrobić.Dygresja była już bardziej ogólnej natury.
Seener pisze: Nie widzę ducha Mickiewicza na Twoim ramieniu ale do literatury rozrywkowej miałbyś szansę coś dołożyć.
Rzeczywiście, nie czuję się jakoś szczególnie uduchowiony. Chętnie bym coś dołożył . Dziękuję.
Seener pisze: - Zdradzanie przypadkowo spotkanemu człowiekowi szczegółów super tajnego projektu?
To już mamy wyjaśnione. Ta scena wymaga gruntownej przebudowy. Swoją drogą, gdybym nie usłyszał o Wery, nie miałbym szans na jej , i nie tylko jej, poprawę. Jesteście wielcy . Dziękuję Akademii! ( Dodam uśmiech, pomyślicie, że to ironia, dlatego go nie dodaję)
Seener pisze: Prawdopodobnie z tego powodu Sienkiewicz zrezygnował ze sceny z nastolatkami w miniówkach podrywającymi rycerzy w Potopie.
Przekonałeś mnie. Nie da się z Tobą nie zgodzić.
Seener pisze: Jeśli zabierasz postaci pewną konsekwencję w zachowaniu, to zabierasz jednocześnie czytelnikowi jeden ze sposobów "przywiązania się do historii" - ciekawość "co będzie dalej" skutkująca antycypacją.
Prawda. Niech mnie tłumaczy to, że to jednak tylko zarys mojej historii.Prawdopodobnie dzięki Wam, napiszę ją lepiej.Za co, do znudzenia, nie przestanę dziękować...

Added in 42 minutes 18 seconds:
Gelsomina pisze: Witaj Andrzeju:)
Też chętnie przeczytam ciąg dalszy tej historii.
Dostałeś sporo cennych sugestii i masz o czym rozmyślać, ale najważniejsze jest to, że zainteresowałeś czytelnika i sprawiłeś, że chce więcej :)
Pozdrawiam.
Dziękuję Ci, dobra Kobieto!!! <3

Ciąg dalszy historii można sobie podejrzeć na moim roboczym blogu. Sądzę, że powinien się on stać atrakcją ruchu internetowego, bo pewnie jest jednym z niewielu blogów na świecie, których w ogóle nikt nie czyta ( czyli jest z definicji niepoczytalny) :) Zresztą, może dobrze, bo przecież zawiera powieść w jej wstępnej fazie. A raczej jej część, bo codziennie dodaję nowy odcinek. Z góry uprzedzam, że niektóre rozdziały są na żenującym poziomie, zawierają pompatyczny język i wiele rzeczy nie trzyma się kupy. Ale ja ją, tę powieść kocham i mam nadzieję, że i ja , i ona, za jakiś czas dojrzejemy na tyle, żeby nie było wstydu. Korzyść z tego jest taka, że jeśli ktoś jest ciekawy, dowie się, co się dzieje dalej. Wulgaryzmów właściwie brak ( dwa słowa na ku... na stu stronach rażąco odbiegają od panujących obecnie trendów). Jest trochę seksu, podane dosyć naiwnym językiem, bo jestem szczęśliwie żonaty i żaden ze mnie sexpert...

Przestudiowałem regulamin, i chyba nigdzie wprost nie zauważyłem zakazu zamieszczania linków z własną twórczością,. jeśli nie służy to celom zarobkowym. A o to jeszcze przez wiele lat mogę być spokojny ;) Gdybym jednak złamał regulamin, żyjemy w kraju w którym prawo dba o zarodek pisarza dużo bardziej niż o wszystkich pisarzy razem wziętych, więc pewnie się jakoś wybronię... ;)

Mimo wszystko, zachęcam do zaglądania, bo może dzięki temu znowu się dowiem, co, Waszym zdaniem, wymaga poprawy. Z góry ( właściwie to z Gór Świętokrzyskich) bardzo dziękuję!

https://transmisja25.blogspot.com/
Pamiętaj: kiedy ludzie mówią ci, że coś jest źle lub nie działa na nich, prawie zawsze mają rację.Natomiast kiedy mówią ci, co dokładnie nie działa, i radzą, jak to naprawić, prawie zawsze się mylą.
Neil R. Gaiman
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”