Zupa [opowiadania] [P]

1
(fragment)

– Wiecie co, chodźmy wreszcie na tę węgierską zupę. Koti pewnie ma już gotową. Zimno się zrobiło.

Kiedy idziesz na proszoną kolację, najważniejsze, aby nie przyjść za wcześnie, ale też nie za późno. Przyszliśmy do Katalin i Ferenca dokładnie na czas.

– O, a ja zwać was chacieła. Uże sup gatow. – Koti na nasz widok uśmiechnęła się szeroko. Szkolny, łamany język rosyjski pozwalał nam rozmawiać ze sobą.
– A kakoj to sup? – Pociągnąłem z lubością organem powonienia. Zapach całkiem, całkiem. Tylko podobno Węgrzy mocno doprawiają. – Nie sliszkom ostryj?
– A szto ty, Zdis. Slegka. – Ferko zaprzeczająco pokręcił głową. – Sawsiem slegka. Sup charoszij, tradicjonnyj wengierskij sup.
– No to co, siadamy. – Zatarłem dłonie i spocząłem na krześle. – Zapach całkiem, całkiem. Porządnie zgłodniałem. Te kiełbaski z ogniska tylko pobudziły mój apetyt.

Katalin przyniosła wazę i zaczęła nam nalewać gęstą, gorącą zupę. Zobaczyłem w niej kawałki mięsa, cebuli, czerwonej papryki, ziemniaki i coś jeszcze.
– Kati, kak po waszemu etoj sup? Kak nazywajetsia?
– Gujaszlewesz.
– Kak?
– G u j a sz l e w e sz – przeliterowała. – Kratko „gujasz”, kak u nas nazywajetsia pastucha. Bo eto ich tradicjonnyj sup. Prijatnowo appetita, mai darogije.

Zapach drażnił nozdrza. Pierwszy zanurzyłem łyżkę w zupie, wziąłem ją do ust i przełkną…ołem! Oczy mało mi z orbit nie wyskoczyły. Nie mogłem chwycić oddechu ani zamknąć buzi. Piecze! Pali! Ogień piekielny w środku!

Wyskoczyłem z krzesła jak z procy, mało stołu nie przewracając.
– Woo… wody – wydusiłem wreszcie z siebie.
Oż wy! To ma być ta węgierska „wcale nieostra zupa”?! To jaka jest ostra?! Chyba Feri czuł pismo nosem, gdyż już czekał z wodą, ale gęba śmiała mu się od ucha do ucha. A niech was kule armatnie biją!
Chwyciłem od niego szklankę, wypiłem duszkiem…
– Jeszcze! Jeszczio!
Dopiero druga porcja wody złagodziła piekielny ogień w moim przełyku i żołądku. Złapałem wreszcie oddech, przetarłem dłonią załzawione oczy.
– Ba.. ardzo dobra. – Wolno wypuściłem powietrze z płuc, odruchowo chwytając się za gardło. – Naprawdę świetna – powtórzyłem, uśmiechając się zachęcająco do naszej trójki. A to cholery, żadne z nich jeszcze nie spróbowało zupy, tylko wpatrywali się we mnie, trzymając puste łyżki nad talerzami. Jeszcze buzie pootwierali, jakby jakie dziwadło dojrzeli.

O nie. Nie dam się… a i „ci znad talerzy” niech też posmakują „gulyasleves, tradycyjną węgierską zupę pusztańskich pasterzy bydła”. Nie pozbawię ich tej przyjemności.
Przezornie nalałem do dzbanka wodę, stawiając go przed swoim talerzem. Nabrałem ociupinkę zupy i przełknąłem, od razu popijając wodą. Wykazałem się siłą woli… jakoś przeszło. Odczekałem, aż przestało mnie palić.
– Co tak patrzycie? Nigdy w życiu jeszcze takiej nie jadłem. Bierzcie się za zupę, na pewno jej nie zapomnicie. Koti się sprawiła. – Odwróciłem się do niej. – Sup, ho, ho! Dzięki, spasiba.

Ani jednym słowem nie skłamałem. I na pewno ta gulyasleves pozostanie mi w pamięci na długo, o ile nie do końca moich dni. Niestety, moje gwałtowne ruchy, po spróbowaniu zupy jako pierwszy, ostrzegły ich. Nabrali na łyżki tylko ledwie-ledwie i od razu zarekwirowali mi dzbanek z wodą. Co za cholery! Nie dość, że poświęciłem się dla nich jak książęcy kucharz, próbujący każdej potrawy w obawie przed próbą otrucia pana, to jeszcze i odtrutkę mi zabrali.
Na szczęście wody w kranie nie brakowało. Łyżka po łyżce, małymi łyczkami zjedliśmy. Pod koniec nawet zacząłem odczuwać smak zupy. Człowiek to takie zwierzę, że potrafi przystosować się do każdego jedzenia i jeszcze odczuwać w tym przyjemność.
Piszę. Wspomnienia. Miniaturki. Satyriady. Drabble. Fraszki. Facecje. Podobne. Wystarczy.

Zupa [opowiadania] [P]

2
Rozbawiłeś :) Ale nie chciałabym być na miejscu głównego bohatera, o nie!
Przyznam, że dziwnie wygląda dialog po rosyjsku zapisany fonetycznie. Wolałabym cyrylicą.
Hardy pisze: Niestety, moje gwałtowne ruchy, po spróbowaniu zupy jako pierwszy, ostrzegły ich.
Niestety moje gwałtowne ruchy, jakie zacząłem wykonywać, po spróbowaniu zupy, ostrzegły innych.* Tak mi lepiej pasuje, ale się nie upieram:)
Hardy pisze: przełkną…ołem
o* raczej niepotrzebne. Chyba, że to celowy zabieg.
Pozdrawiam :)

Zupa [opowiadania] [P]

3
Mi się nie podoba. Jeśli już decydujesz się na to, aby napisać opowiadanie o jedzeniu ostrej zupy, to opisując to doświadczenie mógłbyś postarać się być bardziej ekspresyjnym i nieszablonowym, niż "oczy mi mało z orbit nie wyskoczyły".

To znaczy, tu po prostu nie ma nic ciekawego. Jest ostra zupa, którą ktoś spożywa, niestety twoja estetyka słowa i język literacki nie przemieniają tego w unikalne, warte doznania doświadczenie. Nic we mnie nie zostało po przeczytaniu tego fragmentu.

Zupa [opowiadania] [P]

4
Gelsomina pisze: Rozbawiłeś :) Ale nie chciałabym być na miejscu głównego bohatera, o nie!
Przyznam, że dziwnie wygląda dialog po rosyjsku zapisany fonetycznie. Wolałabym cyrylicą.
Hardy pisze: Niestety, moje gwałtowne ruchy, po spróbowaniu zupy jako pierwszy, ostrzegły ich.
Niestety moje gwałtowne ruchy, jakie zacząłem wykonywać, po spróbowaniu zupy, ostrzegły innych.* Tak mi lepiej pasuje, ale się nie upieram:)
Hardy pisze: przełkną…ołem
o* raczej niepotrzebne. Chyba, że to celowy zabieg.
Pozdrawiam :)
Nie wszyscy znają cyrylicę, dlatego zapis jest fonetyczny, z użyciem słow zrozumiałych i w języku polskim. Kilka słów, które mogą być niezrozumiałe, mają odnośniki polskie w dalszej części narracji.
Tak, niezbyt brzmi zapis tego zdania. Zmienię na "Niestety, moje gwałtowne ruchy po spróbowaniu zupy, ostrzegły ich". Dziękuję :)
"Przełkną...ołem" - jest świadome. Występuje narrator konkretny (w 1. osobie liczby pojedynczej), a to umożliwia opis jego odczuć "na bieżąco". "Przełkną...ołem" jest odbiorem, mimowolną reakcją organizmu na gwałtownego gorąco po posmakowaniu pierwszej łyżki zupy.
Pzdr.

Added in 5 minutes 5 seconds:
hellbike pisze: Mi się nie podoba. Jeśli już decydujesz się na to, aby napisać opowiadanie o jedzeniu ostrej zupy, to opisując to doświadczenie mógłbyś postarać się być bardziej ekspresyjnym i nieszablonowym, niż "oczy mi mało z orbit nie wyskoczyły".

To znaczy, tu po prostu nie ma nic ciekawego. Jest ostra zupa, którą ktoś spożywa, niestety twoja estetyka słowa i język literacki nie przemieniają tego w unikalne, warte doznania doświadczenie. Nic we mnie nie zostało po przeczytaniu tego fragmentu.
Nie piszę o latających smokach czy "nie rzucaj mnie, kocham cię", tylko dla tych , którzy wolą autentyki, wspomnienia; bez fajerwerków czy gejzerów i ubarwień. Inaczej - proza życia. Więc - przyjąłem, że tego nie lubisz. I ok, ilu ludzi tyle polubień :)
Piszę. Wspomnienia. Miniaturki. Satyriady. Drabble. Fraszki. Facecje. Podobne. Wystarczy.

Zupa [opowiadania] [P]

5
No mnie akurat latające smoki mało interesują; powiedziałbym nawet, że w kontekście literatury, smokami się po prostu brzydzę.

Jadłeś kiedyś zupę i napisałeś o tym, jak jesz zupę, tylko jaka to ma wartość dla odbiorcy? W tym tekście zbyt mało jest osobistego, subiektywnego, wyjątkowego doświadczenia, a zbyt dużo banalności. Twoje jedzenie zupy nie różni się niczym od utartego w zbiorowej swiadomosci wizerunku jedzenia zupy. A kiedy operujesz jedynie wizerunkiem, wtedy nie mówisz nam nic wyjątkowego i unikatowego. Przyjrzałes się jedzeniu zupy, ale nie spojrzałeś w ten akt konsumpcji wystarczająco głęboko, by odkryć go przed nami na nowo.

Zupa [opowiadania] [P]

6
Jeżeli dobrze rozumiem, wolałbyś, aby z prozy życia w opku wyszło co najmniej "zupa a sprawa polska", o ile nie rozprawka teleologiczna. To mamy rozbieżne spojrzenia. Moje opki to "zatrzymane w kadrze".
Dziękuję za komentarze.
Piszę. Wspomnienia. Miniaturki. Satyriady. Drabble. Fraszki. Facecje. Podobne. Wystarczy.

Zupa [opowiadania] [P]

7
Ja też jestem na nie. Rozważmy opcje na spokojnie.

Czy istotą tego tekstu jest jego treść?
Nie. Historia nie jest ani ciekawa, ani zabawna. Gag przewidywalny. Może jako anegdotka do opowiedzenia przy piwie mogłaby kogoś rozbawić, ale nawet co do tego mam wątpliwości, bo wszak nawet barowa anegdotka powinna zaskakiwać, a tu nie ma nic zaskakującego.

Skoro treść nie jest istotą tego tekstu, to może forma?
Też nie. Język poprawny, acz drętwy. Nie widzę prób wyjścia poza schemat, ubarwienia tego tekstu. Jest trochę kabaretowych chwytów w stylu "organ powonienia" zamiast "nos" i taki oto generyczny opis:
Hardy pisze: Oczy mało mi z orbit nie wyskoczyły. Nie mogłem chwycić oddechu ani zamknąć buzi. Piecze! Pali! Ogień piekielny w środku!
ale żeby tu się doszukiwać pracy nad formą?

Zawsze warto ćwiczyć. Niektórzy mają wyobraźnię i coś do powiedzenia, ale problem sprawia im poskładanie jednego poprawnego zdania. Inni bawią się językiem, wykorzystując talent do tworzenia neologizmów i kreatywnego łamania zasad. Domyślam się, że tworząc, kładą akcent na punkt drugi, czyli formę. Są też tacy, którzy panują nad językiem nie gorzej niż profesor Miodek, ale nie mogą trafić na obraz, który chcieliby odmalować, korzystając z tych umiejętności. U nich, jak mniemam, ważny jest punkt pierwszy, czyli treść.

A u Ciebie?

Z uwag technicznych: domyślam się, że chodziło Ci o to, że Koti powtórzyła nazwę zupy wolno i wyraźnie, a nie przeliterowała. Literowanie mało komu pomaga w przyswojeniu nowego, niezrozumiałego wyrazu.

Zupa [opowiadania] [P]

8
MargotNoir, to jest fragment prozy wspomnieniowej, zbiór opowiadań. Nie epatuje gwałtownymi zwrotami akcji, akcja toczy się nieśpiesznie; jest zapisem różnych zdarzeń. Są czytelnicy, którzy tego nie lubią, nudzi ich. Są jednak czytelnicy, którzy lubią taką nieupiększaną prozę wspomnieniową, bez udziwnień i wodotrysków; ot, zwykłe życie. Co, może nie dziwne, ale początkowo zaskakiwało mnie - są to nie tylko starsi wiekiem, ale i młodsi.

Co do "przeliterowała" - masz rację.
Dziękuję za komentarz.
Piszę. Wspomnienia. Miniaturki. Satyriady. Drabble. Fraszki. Facecje. Podobne. Wystarczy.

Zupa [opowiadania] [P]

9
Hardy pisze: Nie epatuje gwałtownymi zwrotami akcji, akcja toczy się nieśpiesznie; jest zapisem różnych zdarzeń. Są czytelnicy, którzy tego nie lubią, nudzi ich. Są jednak czytelnicy, którzy lubią taką nieupiększaną prozę wspomnieniową, bez udziwnień i wodotrysków; ot, zwykłe życie
Odnoszę wrażenie, że widzisz tylko te dwie opcje:
Gwałtowne zwroty akcji, ludzie biegajo i szczylajo, Dan Brown, Gwiezdne Wojny, w domyśle czytelnik mało wymagający i bez umiejętności skupienia uwagi na dłużej.
albo
Życiowy, mądry tekst dla dojrzalszych czytelników, których niełatwo zanudzić i którzy nie szukają w prozie fałszu ani upiększeń.

Odnoszę też wrażenie, że sądzisz, iż ten fragment zalicza się do drugiej grupy. Otóż nie. Zalicza się do takiej, o której istnieniu chyba zapomniałeś: pitu-pitu.

Nie musisz wierzyć mi na słowo, gdy piszę, że sama też nie lubię biegania i szczylania (choć Gwiezdne Wojny ubóstwiam). Nie musisz mi wierzyć na słowo, gdy piszę, że potrafię docenić dobrze napisany, wzbudzający emocje, przywołujący wspomnienia lub pobudzający do refleksji, interesujący tekst o wiązaniu butów albo kopaniu ziemniaków.
Fajnie jednak byłoby, gdybyś dopuścił do siebie myśl, że popełniasz błąd poznawczy wnioskując: "Ten tekst nie jest o bieganiu i szczyloniu, a ponieważ teksty o bieganiu i szczyloniu są złe to znaczy, że ten jest dobry, a jak się komuś nie podoba to znaczy, że się nie zna i jest mało wymagającym czytelnikiem, który lubi bieganie i szczylonie".
To, że ten fragment nie epatuje gwałtownymi zwrotami akcji nie znaczy, że ktoś, kto twierdzi, że jest o niczym nie ma racji. To sucha, banalna anegdotka opisana językiem godnym wypracowania dobrze wyszkolonego, lecz pozbawionego własnej inwencji licealisty.

Jeśli uważasz, że w większym fragmencie Twojego dzieła jest więcej interesujących treści i żywiej, sprawniej naszkicowanych scenek rodzajowych, że jest tam coś zabawnego lub sentymentalnie chwytającego za serce, wartego poznania, wartego przeczytania - wrzuć te fragmenty, które uważasz za dobre i wartościowe. Zobaczymy. Może masz rację.

Zupa [opowiadania] [P]

10
Myślę, że pisanie o surowej prozie życia lepiej zostawić socjologom i antropologom. Od autora, skądinąd belles-lettres (tyki) oczekuję, że choć niektóre litery będą piękne. W moim odbiorze, ten tekst jest literackim odpowiednikiem malarskich jeleni na rykowisku. Co z tego, że życiowe, skoro zupę każdy jadł. Aczkolwiek nie zaprzeczę, że i na jelenie i na ten niedzielny rosół znajdą się amatorzy. Im smacznego, ja wolę pozostać głodny.
Strona autorska.

Zupa [opowiadania] [P]

11
Moje odczucia są zbieżne z oceną przedmówców. Czyta się lekko, nie ma błędów (poza wskazanym już przez kogoś zdaniem), ale nie ma też niczego, co usprawiedliwiałoby powstanie tego tekstu. W trakcie lektury ciągle towarzyszyło mi oczekiwanie na zaskakującą puentę, na jakąś wyrwę, przez którą można by spojrzeć na całą sytuację z innej perspektywy, ale niczego takiego nie uświadczyłem.

Zupa [opowiadania] [P]

12
Czyli to jest samodzielne opowiadanie stanowiące część większego zbioru? Moim zdaniem nawet jeśli masz większe tło do tego kawałka, to on nic nie wnosi. Z jedzenia zupy można stworzyć wybitny obraz literacki., ale tutaj go nie widać.
Gdyby natomiast wsadzić to jako fragment do czegoś większego i dodać zajmującą anegdotkę któregoś z bohaterów, to myślę, że ma potencjał. Nie powinieneś tego skreślać.
Fajne, lekkie i nie przynudza.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”