Krucza Roza

1
Jedno z moich ulubionych opowiadan... ;) Zapraszam do czytania.





Krucza Roza, czyli: co znaczy kochac...



Zawsze kochałem to poddasze, cóż za spokój... Stąd spoglądam każdego dnia na spieszących ulicami przechodniów i zastanawiam się, dokąd tak pędzą. Wiem, nie jest to najlepszy sposób spędzania zimowych poranków, ale cóż innego może robić ktoś taki jak ja w takiej metropolii jak ta. Nurtowało mnie to pytanie już przez pewien okres czasu.

Przyglądając się przez stłuczone, witrażowe okno opadającym płatkom śniegu nie zauważyłem nawet, gdy ktoś otworzył drzwi. Chłodne, świąteczne powietrze zawirowało w mroku naszej izby. Mimowolnie otrzepałem skrzydła i zatopiłem się myślami w głębie szarego nieba. Coś stuknęło. Odwróciłem głowę, jednak nie spostrzegłem żadnych większych zmian w otoczeniu. Może tylko czarna róża przechyliła się w doniczce o kilka stopni, by nacieszyć się zimowym brzaskiem. Usmiechnąłem się więc do niej jak zwykle i pomyślałem kilka ciepłych słow, by rozgrzać jej smutną duszyczkę. Och, jak często zastanawiałem się, co ona o mnie myśli, co czuje, czy jest jej tu dobrze. Zawsze była taka spokojna i milcząca. Taka piękna... Nie chcąc przeszkadzać jej w rozkoszowaniu się kolejnym dniem, wróciłem na okienną wnękę. Patrzyłem jeszcze długo na panujący w dole rumor z uśmiechem w sercu. Nagle przypomniałem sobie o czymś. Prezent dla róży... Jutro Wigilia, a ja jeszcze nic dla niej nie mam. Chciałem dać jej coś wyjątkowego, wiedziałem dobrze, że na coś takiego właśnie zasługuje. Dziwne... Mimo iż w moich myślach była teraz tylko ona, poczułem czyjąś obecność. Przeleciałem po drewnianej izbie z zaniepokojonym wzrokiem, lecz nikogo tam nie było. Usiadłem więc na oparciu starego bujanego fotela i wpatrywałem się z troską w jej czarne płatki.

Zapadł zmrok, ulice znowu przepełniły się ludzmi. Słychać było dźwięk dzwoneczków, a budki z pączem przyciągały do siebie pary zakochanych, przemarzniętych przez długie, romantyczne spacery. Pięknie jak zawsze - pomyślałem patrząc na różę, po czym przysunąłem ją bliżej okna i otuliłem skrzydłem, by było jej ciepło. Długie godziny patrzyliśmy wspólnie na ludzkie szczęście... A gdy jasne światła ulic wygasły, ułożyłem ją do snu, po czym usadowiłem się jak zwykle na oparciu fotela. To była cicha, spokojna noc, która wiła się w powietrzu niczym gęsty aksamit. Nagle przebudziłem się na krótką chwilę, by sprawdzić, czy czarnej róży nie dręczą aby jakieś koszmary i ponownie ułożyłem się do snu.

Wstał nowy dzień. Zaraz po tym, jak otworzyłem oczy i orzeźwiłem się śniegiem, który przez noc pokrył całą naszą okienną wnękę, wyleciałem cichutko z izby, tak by nie obudzić róży. Wróciłem jak zwykle z najczystszymi kropelkami rosy, jakie udało mi się znaleść i pozwoliłem im spłynąć po jej czarnych płatkach, dając energię na ten wspanialy dzień. Wyglądała równie pięknie jak zawsze... A nawet, choć mogło mi się tylko wydawać, była jakby weselsza. W dobrym nastroju poleciałem po świerkowe gałązki i szyszki, przygotowując nam świąteczną atmosferę. Pochłonięty strojeniem naszej izdebki nawet nie zauważyłem, kiedy zrobiło się ciemno. Powietrze pachniało piernikami i cynamonem, a gwiazdy świeciły jasno dając nadzieję. Usiadłem koło róży... Wpatrywałem się w nią dość długo, gdy nagle poczułem, jak cos przemyka po sieni. Odwróciłem się, lecz znowu nie zauważyłem nic prócz mroku. To tylko jakis zbłąkany cień - uspokoiłem myślami różę i uśmiechnąłem się do niej. Nagle dało się słyszeć trzask poruszonych przez wiatr drzwi. Nie odwrociłem sie jednak... Nie potrafiłem, patrzyłem tylko na opadający na ziemię czarny płatek jej jedwabnej duszy. Niedługo po nim opadł następny... To boli...! - krzyczało me serce. Patrzyłem jak umiera i nie mogłem zrobić nic. Kocham Cię... - pomyślałem dodając jej otuchy - zawsze Cię kochałem. Wtedy poczułem jak z mych oczu spływają łzy.... Były to jednocześnie łzy szczęścia i niepojętej rozpaczy, która rozdzierała moje serce. Wieczór był lodowato zimny, tak obcy... Moje łzy zamarzały na przemokniętych śniegiem piórach niczym małe samotne kryształy. Objąłem różę swymi skrzydłami. Kocham Cię... - chciałem by te myśli oplotły ją całą... by dały jej siłę. Ostatnie liście opadały... Złożyłem głowę u jej stóp. Zacisnąłem mocniej skrzydła na jej wątłym ciele... Nie odejdę... - nie potrafiłem nawet drgnąć. Trwałem przy niej... Trwałem, a gdy nadszedł ranek... został juz tylko grób z białego puchu... Nasze zamrożone ciała w miłosnym uścisku...



+ + +





(P.S. Jak sie tu robi akapity??? ;>)
Ich bin Nitroglycerin... l??sche Feuer mit Benzin...

Wer mich in seinen Venen f??hlt... wird mir nicht mehr entflieh’n...



See the fallen angels pray... for my sweetest poison...

I crash and I burn and I freeze in hell... for your poison...

3
Mowi sie trudno... ;) Nie kazdy lubi Andersena itp.
Ich bin Nitroglycerin... l??sche Feuer mit Benzin...

Wer mich in seinen Venen f??hlt... wird mir nicht mehr entflieh’n...



See the fallen angels pray... for my sweetest poison...

I crash and I burn and I freeze in hell... for your poison...

4
Mnie też jakoś szczególnie nie wzruszył. Niby dobrze napisany, styl poprawny, ale ja nie lubię takich mydełkowatych opowiadań o miłości z których nic nie wynika.

5
No nie, ja musze byc jakiś inny....

Podoba mi się to opowiadanie. Smutne i tajemnicze. Ta miłość ptaszka(?) do róży jest bardzo wymowna. Fragment z opadającymi płatkami - niesamowity wg. mnie.



(tylko jeden malutki, aczkolwiek kujący błąd- rosa w zimie?)
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

6
Ostrzegam, będę się czepiać... troszkę :D


już przez pewien okres czasu.


masło maślane. Nie używa się sformułowania okres czasu, tak samo jak fakty autentyczne. Albo jedno, albo drugie.


Przyglądając się przez stłuczone, witrażowe okno opadającym płatkom śniegu nie zauważyłem nawet, gdy ktoś otworzył drzwi.


to zdanie, bez przecinka jest odrobinę nieczytelne, proponuję: przyglądając się przez stłuczone, witrażowe okno, opadającym płatkom śniegu, nie zauważyłem nawet, gdy ktoś otworzył drzwi.

i gdy, zmieniłabym na że...



no i rosa w zimie :D - trochę to zjawiskowe



Poza tym tekst mi się podoba, jest pisany lepszym językiem niż Infernum, (chociaż tamto bardzo mi się podoba, ze względu na chumor :D ).

nie zgodzę się z tym, że jest to "mydełkowe", jeśli się dobrze zastanowić, ma to drugie dno, które każdy musi odnaleźć sam... i mi się udało :D



pozdroowki 8)



P.S. ogólne, patrząc na obie prace, uważam, że powinieneś popracować nad przecinkami i "ę", "ą" - takie tam bzdurki, co to się zawsze mylą... :P
"Rada dla pisarzy: w pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem".

"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".

- Nieśmiertelny S.J. Lec

7
wiola pisze:nie lubię takich mydełkowatych opowiadań o miłości z których nic nie wynika


Moze dla Ciebie nic z niego nie wynika... to juz nie moj problem... ;)

To jedyne moje opowiadanie tego rodzaju... Ale nie uwazam je za mydelkowate w zadnym wypadku...



To opowiadanie ma oddawac wyjatkowa swiateczna atmosfere, ktora panuje w Wiedniu... Jak dla mnie to cos zupelnie niesamowitego... A nieszczesliwy los kruka i jego rozy to przeciwienstwo tej calej sielanki... Kruk to asocjalny samotnik... Nie ma zadnego celu w zyciu... Obserwuje ludzi i probuje zrozumiec ich zachowania... Dopiero kiedy znajduje roze... milczaca, nie potrafiaca wyrazic swoich uczuc - tak bardzo podobna do niego... cos sie w nim zmienia... Otaczajac ja opieka uczy sie... jak sie z kims dzielic... Jak to jest czuc zawsze czyjas obecnosc... Wiedziec, ze ten ktos zawsze bedzie, nawet jesli nigdy nie wypowie ani jednego slowa... ale tez nigdy nie bedzie zaklocal jego spokojnego, poukladanego zycia... Nawet jesli duchowosc rozy jest tylko jego imaginacja, nadaje to jego zyciu jakas pelnie, cel... ktorego tak bardzo mu brakowalo...

(oparte na faktach... ale o tym pisac nie bede... ;) )



Jest jeszcze druga czesc tego opowiadania, ktora opisuje zycie kruka przed znalezieniem rozy...




Martinius pisze:No nie, ja musze byc jakiś inny....

Podoba mi się to opowiadanie. Smutne i tajemnicze. Ta miłość ptaszka(?) do róży jest bardzo wymowna.




Milo, ze sa jeszcze "inni" na tym swiecie... ;)


Martinius pisze:tylko jeden malutki, aczkolwiek kujący błąd- rosa w zimie?




fakt :/ jakos mi sie to nigdy w oczy nie rzucilo... musze to zmienic...



Dodane po 4 minutach:


Lan pisze:masło maślane. Nie używa się sformułowania okres czasu, tak samo jak fakty autentyczne. Albo jedno, albo drugie.




Niech Ci bedzie... ;) Ale moge Ci pokazac wiele artykulow z "dobrych" gazet itd. gdzie od "okresow czasu" sie roi... ;)




Lan pisze:Przyglądając się przez stłuczone, witrażowe okno opadającym płatkom śniegu nie zauważyłem nawet, gdy ktoś otworzył drzwi.




A ja tam uwazam, ze to zdanie jest ok i koniec... ;)



ad P.S. Jakie "ę", "ą"? Podaj przyklad, bo nie wiem... ;>
Ich bin Nitroglycerin... l??sche Feuer mit Benzin...

Wer mich in seinen Venen f??hlt... wird mir nicht mehr entflieh’n...



See the fallen angels pray... for my sweetest poison...

I crash and I burn and I freeze in hell... for your poison...

8
ogólnie chodzi mi o takie rzeczy jak "w głębie szarego nieba" - musi być głębię (no chyba, że głąbie :P )

poza tym zawsze w pierwszej osobie czasu teraźniejszego (zrobię, itp)



P.S. w tym zdaniu przecinek po "śniegu" powinieneś dostawić - przynajmniej tak uważa redaktor :D



ale zrobisz jak chcesz,



P.P.S. jak widać z twojego wytłumaczenia, dobrze zrozumiałam treść opowiadania - do mnie to przemawia :D
"Rada dla pisarzy: w pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem".

"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".

- Nieśmiertelny S.J. Lec

9
Lan... analfabeta nie jestem... w pierwszym moim poscie pisalem... ze moze brakowac paru "ogonkow" bo mam niemiecka klawiature... ;)

Dodane po 2 minutach:
Lan pisze:P.S. w tym zdaniu przecinek po "śniegu" powinieneś dostawić - przynajmniej tak uważa redaktor


Jaki "redaktor"? :P
Ich bin Nitroglycerin... l??sche Feuer mit Benzin...

Wer mich in seinen Venen f??hlt... wird mir nicht mehr entflieh’n...



See the fallen angels pray... for my sweetest poison...

I crash and I burn and I freeze in hell... for your poison...

10
człowiek, który zajmuje się redagowaniem tekstów... nie wiesz? :P



Znajoma zajmuje się sprawdzaniem książek, przed przyjęciem do druku, od niej nauczyłam się jak należy redagować teksty i jak zaznaczać wszystko na maszynopisie - przydatna sprawa, naprawdę
"Rada dla pisarzy: w pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem".

"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".

- Nieśmiertelny S.J. Lec

11
lol... wiem kto to jest redaktor... :P ale Ty redaktorem raczej nie jestes... ;)





Jakbym chcial w kazdym tekscie tu na forum wytykac wszystkim przecinki... i braki ogonkow... to bym chyba zasnal... ;>



To drobne bledy, ktore i tak kazdy poprawi, jesli bedzie chcial cos powazniejszego z tym zrobic... Wiec nie ma sensu o tym wspominac... No chyba, ze brak przecinka akurat zmienia znaczenie zdania... w tym wypadku trzeba interweniowac... ;)
Ich bin Nitroglycerin... l??sche Feuer mit Benzin...

Wer mich in seinen Venen f??hlt... wird mir nicht mehr entflieh’n...



See the fallen angels pray... for my sweetest poison...

I crash and I burn and I freeze in hell... for your poison...

12
witam Przeczytałem.



ja odebrałem Twój tekst tak. bohater to człowiek, samotny, introwertyk któremu się wydaje że jest krukiem. Czyli wariat. Gada do tego kwiatka, tuli szepcze czółe słówka itp, itd. to wg mnie smutna historia człeka ogarniętego szaleństwem (coś jak Ptasiek). Pewnie nie taki był Twój zamiar. Nic na to nie poradzę. nie widzę ptaka tylko wariata któremu się wydaje że ma skrzydła.



pozdrawiam.

Dodane po 1 minutach:

literówek i interpunkcji nie czepiam się bo sam o tym nikłe pojęcie. zresztą to zawsze można poprawić.

13
Tez calkiem niezla interpretacja... czemu nie ;) Wazne ze smutne... Od smutku niedaleko do szalenstwa...



Rowniez pozdrawiam.
Ich bin Nitroglycerin... l??sche Feuer mit Benzin...

Wer mich in seinen Venen f??hlt... wird mir nicht mehr entflieh’n...



See the fallen angels pray... for my sweetest poison...

I crash and I burn and I freeze in hell... for your poison...

14
"Masło maślane" to Pleonazm, tak samo jak "Okres czasu" czy "wzajemna współpraca" lub "przychylna aprobata". Tak się nie powinno mówic ani pisać, lecz dobrze ktoś zauważył, że w gazetach jest pełno tego typu błedów. Ba! Nawet w wiadomościach nie raz słyszę, jak dziennikarz bzdury plecie w tenże sposób.



Przyt. Pleonazmy to połączenie słow, w których wyraz określający powtarza treść wyrazu określanego. (Jak pisać? Wilga 2003r.)
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

15
Zrozumiałam intencje tego opowiadania. I TEż doszukałam się samotności i dokonale zdaję sobie sprawę z tego ,że opowiadanie ma drugie dno ( bo jakby nie miało to już zupełnie było by o niczym), ale to wszystko nie zmienia faktu tego, że jest dla mnie mydełkowate. Nawet jak mi ktoś napiszę dziesięć tysiący interpretacji tego tekstu to zdania nie zmienie, bardzo mi przykro :(. Sama umiem zinterpretować tekst i idzie mi to całkiem nieźle. Chodzi mi o to, że odkąd ludzie wynaleźli pismo, pisali o samotności, o niesamowitej, łączącej różne osoby miłości. Przez wieki tragizm takim opowiadankom dodawała śmierć ukochanej/ego. Tylko ja pytam, co z tego wynika? Jakiego jest przesłanie? Jaki jest sens pisać opowiadania takie jak tysiące innych bez wnoszenia czegoś nowego? Bo ja niestety nic nowego tutaj nie widzę.Na tym właśnie polega trudność pisania w naszych czasach. Stworzyć cos takiego co w inny sposób będzie traktowało o tym ,o czym przecież każdy z nas wie.I dlatego dla mnie jest ono mydełkowatym opowiadaniem o miłości. Może smutnej, może tragicznej, ale cały czas jest mydełkowate.

ps. Nie odszukałam tam atmosfery świąt w Wiedniu. Tak samą atmosferę znajdę w Warszawie, Nowym Jorku, Tokio, Paryżu czy nawet w Honolulu.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”