Przed Wzgórzem Zwycięstwa

1
PRZED WZGóRZEM ZWYCIęSTWA



"Nie możesz zmienić przeszłości, ale przeszłość zawsze powraca, żeby zmienić Ciebie. Zarówno twoją teraźniejszość jak i przyszłość."

Jonathan Carroll, "Białe jabłka"



Lato ci było wtedy gorące. Zlani potem inżynierowie, paleolodzy, wysocy wojskowi i zwykli robotnicy, wspólnymi siłami umysłów i mięśni wznosili dzieło swego życia- największy rurociąg świata, nazwany 'Rurociągiem Krzyżanowskiego' (nawet tej nazwy nie potrafili wymówić ci biedni Amerykanie!). Przez tę zawiłą instalację, gdy tylko zostanie skończona, przepłynie całe bogactwo półkuli (popłynie też burbon litrami) na kraniec kontynentu, który jednak kiedyś, nie tylko innym lądem, ale i niemalże światem innym się stanie. Wszystko oczywiście ku chwale ojczyzny, demokracji i czegoś tam jeszcze. Czyż więc warto się było puszyć, starożytni Ateńczycy, kiedy oni idee, które braliście za swoje rodzone, mieli na ustach i na sztandarach, na tyle wiosen przed waszym wyśnionym wiekiem złotym ludzkości? A czyż warto się było nadymać Biblio, kiedy oni rozbebeszali ziemię, na długo zanim Bóg kreacjonistów ulepił z niej pierwszych Adamów i pierwsze Ewy? Tak, tak.. wwiercał się w tę młodocianą planetę żelazny gigant z fabryki w Texasie, którego to stanu w zasadzie jeszcze jako takiego nie było, a nad tym obrazkiem dziwnie futurystycznym powiewały kołysane wiatrem mityczne skrzypy i niebo się rozwlekało łososiową barwą, po której czasem jakiś zbłąkany pterodaktylus przeleciał popiskując.



Nic to wszytko nie obchodziło dzielnego generała McFisha i troszkę tylko genialnego doktora Wiliamsa-Soltinga jr. Tych dwóch los umieścił na pokrytej śniegiem, niczym bielmem, Alasce, w czasach późniejszych, ale bliżej nieokreślonych. A nieokreślonych dlatego, że w tajdze amerykańskiej tylko drzewa iglaste liczą upływające lata, ale rachunki te kryją gdzieś głęboko pod korą, tam gdzie najwścibszym ludziom nawet zaglądać nie wypada. Kraj jankeski jest zresztą zbyt duży i za rozległy, za bardzo rozpędzony, by tę ospałą i wiecznie zmarzniętą córkę, niestety tylko przyszywaną, wciągać za sobą w epoki coraz nowocześniejsze i nowocześniejsze. Bo przecież gdyby spersonifikować Alaskę, to byłaby to taka oziębła, a-seksualna dziewczyna, taka a-laska właśnie. Nie znaczy to oczywiście, że militaryzacja na skrajnej północy także jest w tyle, co to to nie. Tkwią tam też bazy wojskowe, obronne bardziej, bądź obronne mniej, ale obronne zawsze choć trochę. To w jednej z takich baz właśnie spędzili miesiąc cały gen. McFish i dr Wiliams-Solting jr., w małej izdebce z biurkiem i parą surowych w użytku foteli. Sprawowali non stop wartę, wpatrując się w okienną szybę i prześwitujący przez nią, niezwykle ważny wycinek tego niby-stanu, na którym spodziewali się nagłego (z ich punktu widzenia) pojawienia dużej góry skalistej.



Doktorek się trochę obawiał, w odróżnieniu od partnera pracy. W swej doktorskiej karierze nadzorował już niejeden, jak to nazywali, 'wypad' w przeszłość w celu zdobycia surowców, bądź odebrania ich tym tam, zza żelaznej kurtyny złym głową, pełnym jeszcze gorszych myśli. Tej misji jednak nie dało się już tak łatwo 'wypadem' nazwać, ani nawet 'ekspedycją'- trzydzieści trzy tysiące ludzi, pięćset dwadzieścia pięć tysięcy maszyn powyżej jednej tony i niezliczona ilość urządzeń mniejszych- to tylko pierwszy kontyngent. Wszystko to połączone jednym celem- przekopać się przez całą prawie Laurazję i wszystkie z niej surowce, które zyskają wartość w wiekach XIX-XXII, przetransportować w jedno miejsce- w miejsce, mniej więcej pięćset metrów oddalone od okna tej właśnie, niewinnej na pozór bazy wojskowej. Miały się te skarby, gromadzone od górnego mezozoiku, pojawić w docelowym punkcie, zakopane głęboko, zabezpieczone w niezniszczalnych kapsułach, w dodatku przykryte kilometrową wzwyż i wszerz skałą!



- It's so cold here. - skarżył się naukowiec, by odwrócić uwagę swych myśli od pokrytego lodem szczytu, który jeszcze wtedy nie tkwił na horyzoncie.- Jeśli będę miał kiedyś znowu do zaplanowania misję tego typu, to punkt kulminacyjny surowców wyznaczę na Hawajach! (If I have that kind of mission to plan...)

-Good idea.- lakonicznie odparł McFish, zapalający właśnie w ustach, ku rozgrzaniu zmysłów, ostatniego Camela.



Flaga nad oknem rozpościerała się jednoznacznie dumnie. Pięćdziesięcio-elementowy biały gwiazdozbiór, w którym jeden z pentagramów symbolizował tę właśnie Alaskę, i trzynaście czerwonych pasów, czekało niecierpliwie na pojawienie się prezentu od swojego ludu, prezentu który jak się okazuje czekać powinien na tę specjalną okazję w tajemnicy, od okresu jurajskiego. Wiliams-Solting jr. chodził po izbie, rozważając w obrazowym skrócie swój żywot. Ale nie studia na Harvardzie, nie żonę pierwszą i nie drugą, ani nie obie kochanki. Wspomniał zapach gorącego popkornu i pierwszy finał NHL widziany z trybun, a także czopki wpychane mu między pośladki smukłą dłonią pielęgniarki, aż wreszcie ugryzienie przez pieska pokojowego przed wejściem głównym do Berlińskiej Filharmonii. O zabawach z czasem i tajnych misjach pomyślał konkretniej dopiero w następstwie tamtych obrazów. A przyszłość? Czemu nie myślał nic o podróży w przyszłość której projektem miał się zająć w (nomen omen) przyszłym roku? Spojrzał znów w stronę okna, do którego odwrócił się był w zamyśleniu, niegrzecznie tyłem. Spojrzał i zamarł w bezruchu...



Wzgórze stało majestatycznie i pewnie, a przy tym tak naturalnie wkomponowane w krajobraz. Z jednej strony rozjaśnione blaskiem Słońca, tak, tego samego Słońca co w pierwszym akapicie opowieści czyniło niebo łososiowym (nawet się nie postarzało zbytnio na twarzy od tamtego czasu). Doktor patrzył na ten widok i napatrzeć się nie mógł, obdarzony nagle, rzadkim w jego czasach, darem uczucia mistycznego...



- Sasza a szto ty tak na eto goru smatrisz? - zapytał zdumiony generał, odgaszający właśnie o krawędź biurka filtr, po wypalonym Sobranie.

-Nieobyknowiennoje... ...- odparł doktor, nie rad z przerwania mu takiej chwili.

- A szto ty gawarisz? Zdies u nas na Uralu mnogo takoj gor!

-Wy jej niedoocieniwat Iwanie Iwanowiczu. A wy znajetie, szto eto izlubliennyje miesto cara Aleksandra Wtorogo?

- Ano i szto z etogo?- wzruszył ramionami generał.

- A eto, szto on jakoby chotieł jebanyj etoj ziemlie Amerykańcom prodat, no tak kak eta gora oczeń mu poprawiła, to on resził ostawit pri mateczce Rosiji.

-To tiepier by Amerikańcow było?!- stuknął się wymownie w czoło Iwan Iwanowicz- Głuposti gawaritie, Sasza, sdury.



Spojrzał teraz doktor na rozpiętą nad oknem flagę Federacji Rosyjskiej i pokiwał głową, przyznając ostatecznie rację generałowi.



KONIEC I POCZąTEK
- Nie skazują małych dziewczynek na krzesło elektryczne, prawda?
- Jak to nie? Mają tam takie małe niebieskie krzesełka dla małych chłopców... i takie małe różowe dla dziewczynek.

2
Pomysł: 4-

pomysł ciekawy (sama idea przeniesienia się w czasie aby przenieść bogactwa naturalne w jedno miejsce) ale nie całkiem dobrze zrealizowany, dlaczego? otóż nie wiem co się w końcu stało. dlaczego zmieniasz nagle amerykanów na rosjan. poza tym nie możesz pisać tekstu w wielu językach. nie możesz zakładać, że wszyscy znają rosyjski.



Styl: 3

jak dla mnie zbyt zagmatwany, zbyt wzniosły i patetyczny. zbyt stylizowany. poza tym tekst zdaje mi się zbyt krótki, jakby czegoś w nim brakowało



Schematyczność: 4=



Błędy: 3=

mimo wszystko głównie błędy logiczno-warsztatwo-założeniowe. trochę interpunkcji, ale nie mam teraz czasu, aby to wypisywać


tę zawiłą instalację,
tą zawiłą


Lato ci było wtedy gorące.
ono nie było mi gorące. Zdecydowanie nie pasuje


It's so cold here. - skarżył się naukowiec, by odwrócić uwagę swych myśli od pokrytego lodem szczytu, który jeszcze wtedy nie tkwił na horyzoncie.- Jeśli będę miał kiedyś znowu do zaplanowania misję tego typu, to punkt kulminacyjny surowców wyznaczę na Hawajach! (If I have that kind of mission to plan...)

-Good idea.- lakonicznie odparł McFish, zapalający właśnie w ustach, ku rozgrzaniu zmysłów, ostatniego Camela.


twój zabieg jest bez sensu. skoro założyłeś, że oni sa amerykanami to nie wiadomo, że mówią po angielsku. natomiast takie przeplatanie. raz po angielsku, raz po polsku jest bez sensu

(a potem jeszcze po rosyjsku)


Flaga nad oknem rozpościerała się jednoznacznie dumnie.
nadal nie wiem, jak się rozpościerała...


Pięćdziesięcio-elementowy
bez myślnika



Ogólnie: 3

jak dla mnie trochę takie pomieszanie z poplątaniem + zlepek języków. tekst zbytnio mi się nie podobał. no i nie zrozumiałam co tam się wydażyło - nie mam czasu czytać drugi raz, ale to oznacza, że ty musisz pisać trochę jaśniej, aby nie trzeba było powtarzać.
"Rada dla pisarzy: w pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem".

"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".

- Nieśmiertelny S.J. Lec

3
tę zawiłą instalację,
tą zawiłą
Właśnie powinno być "tę". Gdyby "instalacja" była w narzędniku, wtedy musiałoby być "tą" ("z tą zawiłą instalacją"). Kiedy jest w bierniku, ma być "tę".

4
Pomysł: 4-



Jestem tego samego zdania, co Lan. Mamy podróż w czasie, zdobywanie tych surowców, super, fajnie, ale... co dalej? Jeśli to fragment czegoś większego to niezręcznie zakończony. Co do pisania w wielu językach to z jednej strony to rzeczywiscie niezbyt funkcjonalne, a z drugiej... z drugiej to jednak coś świeżego.



Nie rozumiem czemu bohaterowie - jako Amerykanie - nagle zaczynają mówić po rosyjsku. że co, że teraźniejszość się zmieniła? Ale przecież nie zmieniłaby im narodowości, naciągane.



Styl: 3+



Wg mnie nie jest tak źle, tylko rzeczywiście czasem strasznie gmatwasz i zawijasz (szczególnie w pierwszych akapitach). Miejscami wydawało się też takie suche, bez emocji, jakbyś pisał to, bo musisz, a nie dlatego, że chcesz.


- Jeśli będę miał kiedyś znowu do zaplanowania misję tego typu, to punkt kulminacyjny surowców wyznaczę na Hawajach! (If I have that kind of mission to plan...)


Jeśli decydujesz się na pisanie po angielsku to zdecydowanie nie zmieniaj sposobu zapisu, Trzymaj się jednego, nie przeplataj.



Schematyczność: 3



Narazie mało wiem, ale sama idea podróżowana w czasie jest częsta, chociaż niewykorzystana. Za krótki ten fragment.



Błędy: 3



Lan się wypowiedziała.



Ocena ogólna: 3+



Nic konkretnego w końcu się nie dzieje, wydaje się być jedynie wstępem, trochę nazbyt motasz, ale z chęcią dowiem się co dalej.



Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

5
Po pierwsze to dziękuję Wam za poświęcenie czasu na lekturę i uwagi. Z niektórymi zarzutami się zgadzam, z niektórymi nie, co do niektórych chcę sprostować. Po pierwsze tekst jest zamkniętą całością, ta zmiana bohaterów jest wyjaśniona w tym dialogu po rosyjsku (przy czym trzeba zaznaczyć, że tekst to nie jest klasyczne s-f, a groteska, stąd przemiana rzeczywistości jest ukazana w sposób groteskowy). Te zamotania lingwistyczne, to taki eksperyment, a każdy eksperyment niesie ryzyko nie zrozumienia. W zasadzie miało to na celu tylko przejaskrawienie opisywanej sytuacji. Język opowiadania to taka zabawa literacka z pogranicza wzniosłości i kiczu, coś co miało wyróżniać tekst z szeregu podobnych, a przy tym podkreślić groteskowość (pisząc stylem typowym dla s-f mógłbym zasugerować, że to klasyczny tekst fantastyczny, a takiego tworzyć w tym przypadku nie chciałem). Pozdrawiam.
- Nie skazują małych dziewczynek na krzesło elektryczne, prawda?
- Jak to nie? Mają tam takie małe niebieskie krzesełka dla małych chłopców... i takie małe różowe dla dziewczynek.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”