Wyższy stan

1
TEKST PRZEZNACZONY DLA OSÓB DOROSŁYCH.
Kiedyś zacząłem pisać, tak, aby zobaczyć czy do czegoś się jeszcze nadaję. Stworzone teksty miały trafić do kogoś, lecz owa istota nigdy nie zapoznała się z nimi. Ostatecznie, z tych tekstów stworzyła się seria przemyśleń, takie narracje o niczym. Seria zakończyła się niedawno, a to jedna z jego siedemdziesięciu kawałków. Nie nazwałbym tego prozą per se. Określiłbym to bardziej jako monodramę. Tekst przeszedł jedynie śladową ilość korekty językowej. Niech więc idzie na pożarcie.
Styk dłoni. Od tego najczęściej zaczyna się rozpad. Biegnąc teraz, przez ciemne ulice starego Krakowa, rozumiał to najlepiej. Brakowało mu oddechu, płuca przestawały wykonywać swoją funkcję wedle biologicznego układu. Do pionu prostowała go jedynie adrenalina, ciągnąca, coraz to szybciej, ku nieznanej drodze. Zaczął się hałas, tuż za nim dążyły jej słowa, ciągnące się przez przejmujące powietrze. Za nim przybył wiatr, który utulał ich wcześniej tak, jak żaden inny. Prosta droga zdawała się coraz to szybciej się zakrzywiać i rozpadać na jego oczach. Pot ściekał intensywniej. Jego gęste krople oblewały wyszarzały chodnik. I biegł tak dalej, ciągnąc za sobą coraz to bardziej obraźliwe frazy i słowa oskarżycieli. Biegł tylko po to, by znaleźć się w tym samym miejscu, co poprzednio.
* * *
Ejakulacja nadeszła szybko. Westchnięcie i jego szybkie, impulsywne ruchy, rozpoczęły się niemal natychmiastowo. Zmęczone ciało z lekka upadło na kanapę. Rozprostował nogi, uwolnił ciało od napięcia wymianą westchnięć i głośną muzyką. Na chwilę zamknął oczy, by zostać wybudzonym przez wibrację telefonu. Wiadomość od niej nie wstrząsnęła go, lecz z pewnością nie spodziewał się jej. Próbował usiąść teraz, zmuszając ciało do kolejnego wysiłku fizycznego, tak zresztą niepotrzebnego w tej chwili. Cel był jednak szczytny. Pozwoliła mu w końcu się ze sobą spotkać. Kobieta, tak zresztą wymagana w jego życiu, w końcu okazała skruchę nad nim, pustym śmieciem, ludzką pchłą. Po miesiącach wspólnych konwersacji o filozofii i potencjalnych stosunkach seksualnych z różnymi martwymi osobami dała mu znak. Odetchnął z ulgą, próbując zachować jeszcze przez moment ten trans nadziei, który od lat wydawał mu się ulotny. "Słodka Ania", pomyślał, marząc teraz tylko o jej wynegliżowanym ciele, zastanawiając się nad jej preferencjami w sposobie defekacji.
Z tego, co pamiętam niewiele mylił się w tym, jak ją sobie wyobrażał. Jej ciało upodobnione było do konstrukcji taniej lalki. Była bardzo niska — głową sięgała jego piersi, jej budowa ciała nie imponowała, była nad wyraz dziecięca. Swoją dojrzałość mogła udowodnić zaledwie tanią, dość niesprawnie użytą szminką. Lecz jej lekkość, małe piersi nieokryte stanikiem, błękitna sukienka, którą postanowiła przywdziać tamtego dnia, zaimponowały mu od razu. Twarz tej niebiańskiej istoty składała się z pełnych, brązowych oczu, kontrastujących z lekko zarumienionymi policzkami, lekkimi rzęsami, zadziornym noskiem oraz głębokim uśmiechem. I te włosy... Na tym mógłby opierać swoje najskrytsze pragnienia. Nie wiedział sam czy to fetysz, czy zwyczajna, zdrowa preferencja, lecz to, co najbardziej pociągało go w kobietach to właśnie włosy. Anna była przez to istotnie specyficzna — połączenie rudości z jasnym blondem emanował ponad jej ciałem. Zdawało się przez moment, że nad jej głową zawisł jakiś cud, którego zaprzeczenie doprowadziłoby do zawalenia się jej osoby w ciągu kilku momentów. Fale złocistych kosmyków prezentowały się nader imponująco, nawet z fotografii, które otrzymałem po fatalnym incydencie. Z tego, co mówił, nastąpił jedynie moment, by ich dłonie się złączyły. Anna szybko odsunęła się w bok, próbując jednocześnie uniknąć jego wściekłego spojrzenia. W jego mniemaniu, na ułamek sekundy, jej lewy policzek zaczął wypuszczać krople wosku, spadające ciężko na jego buty.
Park Bednarskiego w okresie wczesnej jesieni prezentuje się zawsze nad wyraz cudownie. Liście upadają tu lekko, lżej, niż w innych częściach miasta, powietrze wydaje się czystsze. Inaczej smakuje tu woda z butelki, papierosy wydają się wydalać zapachy róż. Bajkowość tego miejsca przerywa jedynie otoczenie go przez małe uliczki, otulające park swoimi asfaltowymi ramionami. Jak wspominał później — niewiele go to obchodziło. Nie mógł być już szczęśliwszy niż teraz. Stał obok Anny, spłukany, lecz nadal pełny różnych przeżyć. Zaczął w głowie wyliczać wszelkie kolory, którymi pomalowałby ściany tak, by dopasować się do barwy jej włosów. Gdzieś, pomiędzy krótkim spacerem a odpoczynkiem na ławce, chciał się do niej zbliżyć prostym żartem. Ten, nie do końca trafny, trafił na mur, zbudowany z coraz to gorszego humoru adresatki. Teraz zaczął trząść się niby w nerwach, gotowy na potencjalne odrzucenie. Nie zdarzyło się to po raz pierwszy. Zawsze było mi go szkoda, o tyle, o ile może mi być szkoda takiego człowieka. Nigdy nie miał szczęścia do kobiet, tym bardziej do takich, jak Anna. Każda z tych prób kończyła się zawsze jakimś dziwnym, niewytłumaczalnym dla mnie, wydarzeniem. Zamknięcie się przed światem, choroba, unikanie kontaktu z drugim człowiekiem, nawet tak bliskim, jak rodzic. Mówił o martwych tak, jakby byli żywi. I o ile wcześniej mnie to nie zastanawiało to teraz, wydawałoby się, wszystko przybiera zupełnie inny wymiar.
Zaspa, która obmyła go zupełnie, zaczęła ponownie zbliżać się przed jego oczy. Anna, lekko stąpając po jego psychice, odwróciła resztę złych tematów, które rozpoczął, skupiając jego słuch na swoim życiu. Mówiła, że podobno była molestowana. Nie było oczywiście ku temu żadnego dowodu, żadnego głoszenia na policję. Na osiedlu stwierdzono, że to był zwyczajny eksces, z pewnością jeden z wielu, nader mocno zafascynowanej erotycznie młodzieży. Dzięki temu otwarciu mężczyzna mógł, chociaż na moment, uspokoić swoje nabuzowane hormony, szalejące w okolicach podbrzusza. Nadal nie umiał uwierzyć w swoje szczęście. Zaczęło się zwyczajnie od rozmowy na głupim forum internetowym, wymianą kilku zdań na temat, który, ostatecznie, nie obchodził ich obojga. Z czasem empatia rosła. Tematy rozmów robiły się coraz to bardziej zawiłe. On mówił, chociaż od zawsze preferował słuchać. Ona czytała jego słowa jak w transie, pomimo faktu, że miała zadatki oratorskie. Swoją drogą, widziałem go, jak nie raz marzył o niej, jej imieniem posługiwał się wśród swoich znajomych. Brzmiał często, jakby już ją zdobył, jakby stała się dla niego jedynie okazją na zmianę aktualnego losu. Twierdził często, że brakuje mu "muzy" do dalszego grania na dawno sprzedanym fortepianie. Chciał, by stała przy nim nago, a ten mógłby, w międzyczasie, tworzyć dzieła "wyższego wymiaru", pasjonując się jej boskim ciałem. Szybko ta sentencja obróciła się u nas w żart. Równie komicznych rzeczy z jego ust padało w tamtym czasie, przed spotkaniem, bardzo wiele. Nie było jednak potrzeby, czy nawet powodu, zrozumienia go w pełni — miał jakieś defekty, podobno nieuleczalne, często miewał zwidy i ataki paniki, gdy stał w kolejkach lub oczekiwał na tramwaj. Często musieliśmy go podtrzymywać, aby nie upadł, nie potknął się o swoją własną stopę. Raz przez to stracił kilka zębów. Tymi ubytkami, teraz, zabawiał Annę, coraz to bardziej sugestywnie stwierdzającą swoją wdzięczność za spotkanie. On, zapewne, chciał jak najszybciej osiągnąć pewien wyższy stan, oparty o ślinę, spermę i pot.
Nigdy nie było jednak tak, by był zbyt agresywny. Nigdy zresztą nie widziałem go wściekłego. Każdą zdradę ze strony swoich dziewczyn przyjmował dumnie, pomimo licznych żali kierowanych nie tylko w moją stronę. Wydawało mi się, że po ostatniej kobiecie, jakiejś młodej studentce, zrodziła mu się awersja do płci pięknej. Wyobraź sobie — wysłała mu swoje zdjęcie z jakimś Ukraińcem, któremu robiła loda. Nie przejął się tym zupełnie, przynajmniej nie parę dni po fakcie. Uznał siebie, jak mi to mówił, za osobę przegraną życiowo. Osiągnął wszystko i nic zarazem. On chyba najbardziej, ponad wszelkie skarby, pragnął pełnej, ustatkowanej rodziny. Kochającej żony, przede wszystkim tego. Bo od tego zaczyna się rodzina, czyż nie? Czy tego chcemy, czy nie, musimy znaleźć sobie partnera, partnerkę, by rozpocząć, albo chociaż spróbować, dokonywać ruchów ku zakładaniu nowej komórki. Z tym że on pragnął też wolności, czegoś innego, niż w standardzie. Ta studentka, o której ci wspomniałem, miała w sobie coś takiego. Nie była konformistyczna. Ta cecha, chyba, zgubiła go ostatecznie najbardziej. Pragnął miłości, ale ponad wartość, którą można zaakceptować.
Wieczór przybył radykalnie. Równie szybko z placu zabaw uciekły wszystkie dzieci, a orlik, pomimo ostrego oświetlenia, opustoszał. Pod osłoną nocy nawet dźwięki ulic wydają się jakby spokojniejsze i bardziej dosadne. Chwilę ciszy przerywały głośne pocałunki w ruinie cegielnianej altany, pod którą spali kiedyś menele. Szybki ruch doprowadził głos dziewczyny do krzyku. Mężczyzna zawahał się, upadając na drugą stronę pustostanu. Na jego oczach widać było łzy, tak rzadko spotykane u ludzi jego pokroju. "Jej wiek". Czternaście, czternaście, powtarzał z tyłu głowy. Zaczął ocierać ślinę rękawem koszuli. Jego penis, widoczny przez rozporek, zaczął nieprzyjemnie przebijać się przez ostry zamek. Anna płakała, z pewnością przekonana o swoim postępowaniu. Zbliżała się niepoprawna godzina. Czekała na nią matka i ojciec, pewnie zainteresowani jej osiągnięciami naukowymi w gimnazjum. Po fakcie mówili, że niewiele dało się zrobić, że był zwyrodnialcem, kimś niezrozumianym w pełni. Im bardziej naciskałem ich o podanie szczegółów, tym bardziej odrzucali mnie, stwierdzając, że jestem równie mocnym świrem, co on. Ona też nie chciała o tym mówić, co nie znaczyło, że była całą akcją nadmiernie przejęta. Chodziły pogłoski, że po fakcie kochała się z kimś dużo od niej starszym w innej altanie — tym razem śmietnikowej, na blokowisku przy moście Grunwaldzkim. Z tendencji do oskarżania nic jednak nie wyszło. Epicentrum problemu, w oczach wielu, okazał się i tak on. Rozmawiałem z nim po fakcie tylko raz. Wydawało mu się, jakby jej twarz zaczęła się topić. Coraz to cięższe krople wosku upadały na sukienkę, formując unikatowe kształty i wzory. W pewnym momencie jej twarz była zupełnie zdeformowana — przypominała bardziej mdłą plastelinę wymieszaną z gliną niż ludzką strukturę. Jej gałki oczne ponoć wyszły ponad sferę, rozdzielając się z mięśniami, łącząc się z jej rozciągniętymi uszami. Usta przetransformowały się w groteskową konstrukcję podobną do waginy, rozbijając zęby, z których ciekła gęsta ropa. Nozdrza zamknęły się po to, by przy ich otwarciu wydalić smród zgnilizny. Włosy, te piękne włosy, zaczęły wklęsać się wewnątrz siebie, upadając i wklejając się w zmodyfikowanej facjacie. Z chwili na chwilę rudość i blond zaczęły przemieniać się w zieleń, defragmentując księżyc ponad nimi. Kosmyki oddzieliły się po pewnym czasie i z reszty jej ciała. Włosy łonowe, podobno, przemieniły się w pająki, które zaczęły zjadać siebie nawzajem, tryskając ekskrementami po zamalowanych ściankach pomieszczenia. "Wydawała się topić", wspominał. Nad jej głową prezentował się jeszcze mały płomyk, jego myślenie, doprowadzające do tej dezintegracji i do tak brutalnego końca.
* * *
Bieg wydawał się nie mieć logicznego końca. Przeklęte ludzkie szaleństwo odrzucało go ze wszystkich możliwych kierunków. Nie mógł znaleźć nawet chwili, by racjonalnie zastanowić się nad tym, co się wydarzyło. Spoglądał na bezkształtną masę, która formowała się za jego plecami. Wyłuskał w niej kobietę, widząc złote, falujące włosy unoszone przez eter oraz oszpecone, wymieszane twarze potencjalnych kochanek, które go zdradziły. Po chwili westchnął i upadł. Gdy tylko się ocknął, zdał sobie sprawę z sytuacji. Odciął swoją prawą dłoń tępym nożem.
3.2.2018

Wyższy stan

3
O! Tego się nie spodziewałam :)

Biegnąc teraz, przez ciemne ulice starego Krakowa, rozumiał to najlepiej.

Zastanawiam się, czy lepiej nie brzmiałoby Teraz, biegnąc przez ciemne ulice starego Krakowa, rozumiał to najlepiej

Wiadomość od niej nie wstrząsnęła go, lecz z pewnością nie spodziewał się jej.

Popracowałabym nad tym zdaniem.

marząc teraz tylko o jej wynegliżowanym ciele

Raczej roznegliżowanym, ale nie jestem pewna. Ja bym dała po prostu nagim, ale ty chyba lubisz trudne słowa :mrgreen:

Anna była przez to istotnie specyficzna — połączenie rudości z jasnym blondem emanował ponad jej ciałem. Zdawało się przez moment, że nad jej głową zawisł jakiś cud, którego zaprzeczenie doprowadziłoby do zawalenia się jej osoby w ciągu kilku momentów.

Dość sporo jej.

Anna szybko odsunęła się w bok, próbując jednocześnie uniknąć jego wściekłego spojrzenia. W jego mniemaniu, na ułamek sekundy, jej lewy policzek zaczął wypuszczać krople wosku, spadające ciężko na jego buty.

Dość sporo jego

Mówiła, że podobno była molestowana. Nie było oczywiście ku temu żadnego dowodu, żadnego głoszenia na policję. Na osiedlu stwierdzono, że to był zwyczajny eksces, z pewnością jeden z wielu, nader mocno zafascynowanej erotycznie młodzieży.

Dość sporo był.

Swoją drogą, widziałem go, jak nie raz marzył o niej, jej imieniem posługiwał się wśród swoich znajomych. Brzmiał często, jakby już zdobył, jakby stała się dla niego jedynie okazją na zmianę aktualnego losu.

Masz problem z zaimkami albo to ja się czepiam, bo za nimi nie przepadam :mrgreen:

Nigdy nie było jednak tak, by był zbyt agresywny.

Pogrubione brzydko brzmi + był się powtarza.

pod którą spali kiedyś menele

Jakoś tak menele mi nie pasuje. Może bezdomni lub... No nie wiem.

Bardzo ładnie :) Ciekawa jestem innych twoich kawałków. Pozdrawiam cieplutko, miłego wieczoru!
„Powiedział tak: „pan jest częścią mnie, ja częścią pana”.”
Taco Hemingway, „To by było na tyle”

Wyższy stan

4
Augusta pisze: Dobre.
Mam tak codziennie.
Ani się człek nie obejrzy i pach, już wieczór.
I nie ma zmiłuj.
Skurczybyk czasami przychodzi o nie odpowiedniej porze. Co mu można na to poradzić?
Kirke pisze: Biegnąc teraz, przez ciemne ulice starego Krakowa, rozumiał to najlepiej.
Zastanawiam się, czy lepiej nie brzmiałoby Teraz, biegnąc przez ciemne ulice starego Krakowa, rozumiał to najlepiej
Zdecydowałem się na "biegnąc" jako pierwsze słowo głównie ze względu zdań poprzedzających, których głównym powiązaniem jest to, że skupiają się na akcji. Przeróbka będzie z pewnością całego wstępu.
Kirke pisze: marząc teraz tylko o jej wynegliżowanym ciele
Raczej roznegliżowanym, ale nie jestem pewna. Ja bym dała po prostu nagim, ale ty chyba lubisz trudne słowa :mrgreen:
Prawda, "roznegliżowanym". Poprawione na taśmie matce.
Kirke pisze: Dość sporo jej.
Dość sporo jego
Dość sporo był.
A no sporo, ale weź tu znajdź jakiś dobry synonim. W każdym razie konstrukcja będzie do przekopania.
Kirke pisze: Swoją drogą, widziałem go, jak nie raz marzył o niej, jej imieniem posługiwał się wśród swoich znajomych. Brzmiał często, jakby już zdobył, jakby stała się dla niego jedynie okazją na zmianę aktualnego losu.
Masz problem z zaimkami albo to ja się czepiam, bo za nimi nie przepadam :mrgreen:
Poza ewentualnym nawarstwieniem i skomplikowaniem zdań nie widzę tutaj błędu logicznego. Narrator widział główną postać marzącą o Annie; brzmiał jakby już była jego, jakby stała się dla niego okazją.
Kirke pisze: Nigdy nie było jednak tak, by był zbyt agresywny.
Pogrubione brzydko brzmi + był się powtarza.
Prawda. Na taśmę matkę.
Kirke pisze: pod którą spali kiedyś menele
Jakoś tak menele mi nie pasuje. Może bezdomni lub... No nie wiem.
Mi z kolei pasuje fakt, że wprowadza to mieszane uczucia. Szczególnie na początku akapitu, którego głównym celem jest zbudowanie brudu, niepokoju, nieprzyjemności.

Za odczyt i komentarz dziękuję wam!

Wyższy stan

5
Przeczytałam. Nie spodobało mi się, i to nie ze względu na oznaczenie "dla dorosłych".

Tak na szybko, to, co rzuciło mi się w oczy:
płuca przestawały wykonywać swoją funkcję wedle biologicznego układu
Jakiego układu? Warszawskiego? Nie lepiej brzmiałoby: Płuca odmawiały posłuszeństwa?
Wiadomość od niej nie wstrząsnęła go
nie wstrząsnęła nim
a orlik, pomimo ostrego oświetlenia, opustoszał
Orlik to nazwa własna. Piszemy wielką literą.
Jego penis, widoczny przez rozporek, zaczął nieprzyjemnie przebijać się przez ostry zamek.
Jako że nie jestem wyposażona w ten dodatek anatomiczny, nie mogę być w stu procentach pewna, ale jak dotąd wydawało mi się, że między penisem a wiertłem udarowym istnieją jednak zasadnicze różnice.
Anna była przez to istotnie specyficzna — połączenie rudości z jasnym blondem emanował ponad jej ciałem.
W jaki sposób połączenie dwóch kolorów może emanować nad ciałem? Bohaterka miała aureolę?
Połączenie rudości (...) emanowało
papierosy wydają się wydalać zapachy róż
Nie chodziło przypadkiem o "wydzielać zapach?"

Cały tekst jest upstrzony podobnymi kwiatkami. Następnych nie chce mi się nawet wypisywać.
There is no God and we are his prophets.
The Road by Cormac McCarthy
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron