Szumiące opowieści: Amelia

1
O drzewach napisano już wiele. Jednak wciąż istnieją historie warte uwagi. Jedną z nich opowiedziała, a właściwie wyszumiała, mi młoda brzózka, jakiś czas temu. Trochę niedoświadczona, jednak o szlachetnym sercu. Inne brzozy nazywały ją Pueritia, ze względu na stosunkowo młody wiek i brak ogłady. Miała ona szczęście dorastać wśród bardziej obytych koleżanek, które zawsze służyły dobrą radą. Część starego lasu w której przyszło im rosnąć, znajdowała się nieopodal osiedla osadzonego na skraju dużego miasta. Czy był to magiczny las? A czy istnieją lasy niemagiczne? Na to pytanie musicie odpowiedzieć sobie sami. Historia, którą chcę wam przekazać wydarzyła się dziesięć, może dwadzieścia lat temu. Jej bohaterką jest Amelka, wrażliwa i bystra osóbka. Życie tej dziewczyny było zupełnie zwyczajne, wypełnione małymi problemami i radościami. Ona jednak widziała wciąż tylko to co złe i smutne. Obwiniając matkę o wszelkie niepowodzenia, wyolbrzymiała wszystkie swoje troski. Zamykała się w sobie, mówiąc, że nikt jej nie rozumie. Myślę, że sama siebie nie rozumiała, ale cóż ja mogę o tym wiedzieć…

- Amelko prosiłam, abyś posprzątała swój pokój – powtórzyła znów mama. Powoli zaczynała się denerwować, jednak nie chciała tego okazać.
-Już, już, tylko spójrz najpierw na mój rysunek – niemal krzyczała podekscytowana swoim dziełem dziewczynka.
- Bardzo ładnie kochanie, a teraz posprzątaj – powiedziała mama, odkładając rysunek na bok. Nie spojrzała na niego tak jak powinna. Nie pochwaliła równej kreski i doboru kolorów. Amelka była rozczarowana i z płaczem na końcu nosa zaczęła cotygodniowe porządki. Wytarła kurze, ułożyła książki na półkach i pościeliła łóżka swoich lalek. Kiedy pokój był już czysty dziewczynka usiadła na łóżku i pogrążyła się w smutku. Matka usłyszała cichy płacz córki i od razu do niej przyszła. Dopytywała, przytulała, ale nic nie pomagało. Bezsilna postanowiła nie naciskać i wyszła z pokoju, pozostawiając dziewczynkę samą, aby ochłonęła. W kuchni na stole wciąż leżał rysunek. Mama uśmiechnęła się na widok radosnych kolorów i powiesiła dzieło Amelki na lodówce. I tak mijały lata pełne niedomówień. Dziewczynka dorastała i codziennie otwierając lodówkę spoglądała na dawny rysunek. Dla niej był jedynie trudnym wspomnieniem, natomiast dla matki cennym drobiazgiem wywołującym uśmiech.
Amelka powoli stawała się nastolatką, a jej kontakt z matką ulegał pogorszeniu.
- Kochanie ta spódniczka jest naprawdę super, ale może niekoniecznie jest to odpowiedni ubiór do szkoły.
- Uważasz, że wyglądam w niej grubo? – zapytała ze złością dziewczyna
-Nic takiego nie powiedziałam. Jesteś super dziewczyną, tylko długość spódnicy nie jest odpowiednia do szkoły.
- Zawsze mnie krytykujesz. Daj mi spokój!!
W tamtym czasie Amelia miała skłonności do dramatyzowania i wyolbrzymiania problemów. Jej matka była jednak cierpliwa. Tłumaczyła sobie, że to trudny wiek, że to minie. Kochała córkę całym sercem. Wciąż martwiła się o nią. Nie była pewna gdzie jest i co robi, kiedy znika na całe popołudnia. Wydawało sięnjej, że po szkole Amelia włóczy się jedynie z przyjaciółmi po osiedlu. Było to po części prawdą, jednak bardzo często swój wolny czas, spędzała w zupełnie inny sposób. Była to jej tajemnica, bo trochę wstyd się przecież przyznać znajomym, że spędza czas w lesie. Amelia uwielbiała kontakt z naturą. Kiedy nikt nie patrzył, zdejmowała buty, aby pod gołą stopą czuć tętno natury. Miała nawet swoje ulubione drzewo. Była to zwykła brzoza, nasza cicha bohaterka. Nie wyróżniała się niczym szczególnym wśród innych brzóz i tak naprawdę nikt nie wie, czemu dziewczyna wybrała akurat ją. Może dlatego, że była przeciętna jak i ona sama. Często siadała pod nią i opowiadała o tym co ją smuciło, z rzadka co ją radowało. A brzózka przez te wszystkie lata słuchała, nie mogąc odpowiedzieć, nie mogąc przytulić, ani wytłumaczyć. Szukała wciąż sposobu, aż pewnego dnia zesłała jej sen…
Amelka poczuła, że nie może się ruszyć. Jakby ktoś ją związał i zakneblował. Zesztywniała i lekko przerażona czekała, aż coś się wydarzy. Chciała coś powiedzieć, zapytać, krzyknąć . Niestety nie była w stanie nic zrobić. Nagle poczuła na sobie czyjąś dłoń. Zaraz po tym silny uścisk i uczucie lekkości, jakby ktoś uniósł ją do góry, żeby po chwili przycisnąć do ziemi i oprzeć na niej cały ciężar swojego ciała. Po chwili znów uczucie lekkości i znów przygniatający ciężar. Trwało to i trwało. Amelia czuła się wyczerpana. Czekała na koniec tej męczarni, choć paradoksalnie czuła, że to co robi (choć nic nie robi) ma sens. Nagle spojrzała na siebie z góry, jak to czasem w snach bywa i spostrzegła, że jest czyjąś laską. Zwykłą, drewnianą laską, pomocnikiem i oparciem w codziennej drodze. Staruszka, której służyła, nie oszczędzała jej. Odpychała nią kamienie, wkładała do kałuż, uderzała ze złością o ziemię, kiedy coś się jej nie udało. I tak z biegiem czasu laska zaczęła pękać, guma od spodu zaczęła się kruszyć, aż w końcu starsza pani wymieniła ją na nową, a starą wyrzuciła. Amelka leżała teraz w śmietniku i czuła się bardzo niedoceniona. Żal wzbierał w jej sercu powodując bolesny ucisk… Dziewczyna obudziła się roztrzęsiona pod drzewem. Nie wiedziała, co ma myśleć o tak dziwnym śnie. Nagle poczuła głód. Nie miała ze sobą nic do jedzenia. Jak bumerang powrócił do niej smak kanapek, które mama przygotowywała jej do szkoły i zapach kawy zbożowej o poranku. Powoli zaczynała rozumieć, że to ona traktowała swoją mamę jak staruszka ze snu swoją laskę. Wykorzystywała ją w codziennych sprawach, ale nie doceniała prawdziwie. Brzoza zaszumiała zadowolona nad jej głową, ale wiedziała, że to nie wszystko. Nie była specjalistką w doradzaniu i nie potrafiła jeszcze jak jej koleżanki po fachu umieścić wszystkich rad w jednym śnie. Dlatego zwaliła na dziewczynę konar, który uderzył ją w głowę. Wtedy brzózka zesłała drugi sen.
Tym razem Amelia stała zupełnie sama na pustkowiu. Panował półmrok i wiał okropny wiatr. Tumany piasku ograniczały widoczność. Z oddali zbliżała się do niej kobieta odziana w łachmany. Rozwiane, czarne włosy przysłaniały jej twarz. Tylko głos był jasny i wyraźny. „ Kiedy odwrócisz się za siebie, ujrzysz małą kaczuszkę, która zgubiła swoją mamę, pomóż dotrzeć jej do domu” – powiedziała kobieta, a jej sylwetka rozmyła się na wietrze. Kiedy Amelia odwróciła się, ujrzała malutką kaczuszkę, stojącą przed ogromną stertą drobnych kamieni. Dziewczyna pomyślała, że po drugiej stronie zapewne jest jej mama. Zaczęła odrzucać kolejno kamienie. Po pewnym czasie zmęczona i oblana potem zauważyła, że mimo ogromnego wysiłku nie poczyniła żadnych postępów. Ze złością zaczęła ciskać kamieniami we wszystkie strony, niemal raniąc swoją małą towarzyszkę. W końcu zdenerwowana usiadła na ziemi obok kaczuszki, która wciąż spoglądała w górę. Amelia zaciekawiona również podniosła wzrok i zrozumiała, że jej dotychczasowa praca nie miała sensu. Ponad nią wznosiła się ogromna skała, która wciąż kruszyła się i osypywała. Początkowo chciała obejść ją dookoła, jednak nigdzie nie potrafiła znaleźć przejścia. Podjęła decyzję o wspinaczce. Posadziła kaczuszkę na ramieniu i wyruszyła w drogę. Nie było łatwo, bo kamienie wciąż spadały kalecząc jej nogi, a wiatr szalał, sypiąc piachem w oczy. Kiedy jednak wreszcie dotarła na górę, jej oczom ukazała się zielona dolina. Spokojna, niewzruszona wiatrem. Kaczuszka zeskoczyła z ramienia i dołączyła do rodziny, a Amelia znów znalazła się na targanym wiatrem pustkowiu twarzą w twarz z tajemniczą kobietą. „A teraz idź i to samo uczyń ze swoimi problemami” powiedziała po czym rozmyła się na wietrze. Amelia wołała ją, krzyczała, miała wiele pytań, kobiety jednak już nie było.
Dziewczynę obudził własny krzyk i zimny wiatr. W lesie zrobiło się ciemno, a ona leżała z rozbitym czołem twarzą w mchu. Wstała powoli i otrzepała ubranie. W głowie jej szumiało. Przytrzymując się innych drzew powoli wyszła z lasu i wróciła do domu. Tam czekała na nią zmartwiona matka.
- Ojej! Co ci się stało? – zapytała zdenerwowana, widząc krwawiącą ranę na czole córki.
- To nic takiego mamo, przewróciłam się – odpowiedziała spokojnym głosem.
-Chodź tu szybko, musimy to przemyć – zaprowadziła córkę do łazienki i zaopiekowała się jej rannym czołem. Amelia siedziała zamyślona i patrzyła jak jej mama z czułością opatruje ranę. Myślami wciąż była na pustkowiu. Spojrzała matce w oczy i wybuchła płaczem.
- Kochanie, co się dzieje? Mnie możesz, przecież wszystko powiedzieć.. – zaczęła dopytywać zmartwiona mama.
- Wiem, że mogę, teraz wiem. Przepraszam cię za wszystko, przepraszam, że nie widziałam, że patrzyłam tylko pod własne, niezgrabne nogi. – Mówiła nerwowo Amelia, nie przestając płakać. Jej mama nic z tego nie rozumiała. – przepraszam – wciąż powtarzała. W końcu zamilkła w ramionach matki. Długo tak siedziały w łazience oparte o wannę. Jakby przytulały się pierwszy raz w życiu.
- Mamo.. – zaczęła w końcu Amelia nieśmiało - czy możemy porozmawiać o tacie?
- Oczywiście, że tak. Czekałam, aż zapytasz. Chodź, napijemy się kawy zbożowej i pogadamy.

A nasz brzózka szumiała w lesie zadowolona z lekcji, której udzieliła. Trochę się jej oberwało od starszych koleżanek za rozbite czoło dziewczyny, jednak mimo to były z niej dumne. Pewnie zastanawiacie się, skąd ja to wszystko wiem. A no cóż mogę powiedzieć. Wróble tak mają, że lubią słuchać szumiących historii i wtykać dziób w nie swoje sprawy.

Szumiące opowieści: Amelia

2
Podobał mi się Twój tekst. Bardzo sympatyczny, utrzymany w lekkiej, baśniowej konwencji (jak sądzę, przeznaczony dla dzieci), nieźle napisany. Dobry pomysł z wróblem na kocu. Przyjemnie się czyta.
O drzewach napisano już wiele. Jednak wciąż istnieją historie warte uwagi. Jedną z nich opowiedziała, a właściwie wyszumiała, mi młoda brzózka, jakiś czas temu.
Dwa pierwsze zdania uważam za zbędne. „mi” również, ale jeśli już miałoby pozostać, to nie w tym miejscu. Rozpocząłbym tak: Tę historię jakiś czas temu opowiedziała (mi), a właściwie wyszumiała, młoda brzózka.
Część starego lasu w której przyszło im rosnąć, znajdowała się nieopodal osiedla osadzonego na skraju dużego miasta.
Część starego lasu, w której przyszło im rosnąć, znajdowała się nieopodal osiedla osadzonego na skraju dużego miasta.
Trochę niedoświadczona, jednak o szlachetnym sercu. Inne brzozy nazywały ją Pueritia, ze względu na stosunkowo młody wiek i brak ogłady. Miała ona szczęście dorastać wśród bardziej obytych koleżanek, które zawsze służyły dobrą radą.
„ona” - zbyteczne o źle brzmi. Przeredagowałbym na przykład tak: Młoda, niedoświadczona, choć o szlachetnym sercu, miała szczęście dorastać wśród bardziej obytych koleżanek, które zawsze służyły dobrą radą. Nazywały ją Pueritia, ze względu na wiek i brak ogłady.
Historia, którą chcę wam przekazać wydarzyła się dziesięć, może dwadzieścia lat temu.
Historia, którą chcę wam przekazać, wydarzyła się dziesięć, może dwadzieścia lat temu.
Ona jednak widziała wciąż tylko to co złe i smutne.
Ona jednak widziała wciąż tylko to, co złe i smutne.
Nie spojrzała na niego tak jak powinna.
Nie spojrzała na niego tak, jak powinna.
Kiedy pokój był już czysty dziewczynka usiadła na łóżku i pogrążyła się w smutku.
Kiedy pokój był już czysty, dziewczynka usiadła na łóżku i pogrążyła się w smutku.
Dziewczynka dorastała i codziennie otwierając lodówkę spoglądała na dawny rysunek.
Dziewczynka dorastała i codziennie otwierając lodówkę, spoglądała na dawny rysunek.
- Uważasz, że wyglądam w niej grubo? – zapytała ze złością dziewczyna
-Nic takiego nie powiedziałam. Jesteś super dziewczyną, tylko długość spódnicy nie jest odpowiednia do szkoły.
Powtórzona „dziewczyna”. Z pierwszej można zrezygnować.
Daj mi spokój!!
Jeden wykrzyknik wystarczy (ewentualnie mogą być trzy).
Nie była pewna gdzie jest i co robi, kiedy znika na całe popołudnia.
Nie była pewna, gdzie jest i co robi, kiedy znika na całe popołudnia.
Wydawało sięnjej,
„n”
Może dlatego, że była przeciętna jak i ona sama.
Może dlatego, że była przeciętna, jak i ona sama.
Często siadała pod nią i opowiadała o tym co ją smuciło, z rzadka co ją radowało.
Często siadała pod nią i opowiadała o tym, co ją smuciło, z rzadka co ją radowało.
Po „z rzadka” również dałbym przecinek.
Zesztywniała i lekko przerażona czekała, aż coś się wydarzy.
Powstał wewnętrzny rym: zesztywniała – czekała. Może: Zesztywniała, z lekki przerażeniem oczekując, co się wydarzy.
Usuwamy „coś”, które jest w następnym zdaniu.
Nagle poczuła na sobie czyjąś dłoń. Zaraz po tym silny uścisk i uczucie lekkości, jakby ktoś uniósł ją do góry,
„poczuła – uczucie”: powtórzenie. Może: „wrażenie lekkości”.
Czekała na koniec tej męczarni, choć paradoksalnie czuła, że to co robi (choć nic nie robi) ma sens.
Czekała na koniec tej męczarni, choć paradoksalnie czuła, że to, co robi (choć nic nie robi) ma sens.
Żal wzbierał w jej sercu powodując bolesny ucisk…
Żal wzbierał w jej sercu, powodując bolesny ucisk…
Nagle poczuła głód.
„Nagle” rozpoczynające zdanie – było niedawno. Może: „niespodziewanie”, „nieoczekiwanie”.
Brzoza zaszumiała zadowolona nad jej głową, ale wiedziała, że to nie wszystko.
Zbyt dużo „jej” w okolicy. Może: Brzoza radośnie zaszumiała nad nią, wiedząc jednak, że to nie wszystko.
Rozwiane, czarne włosy przysłaniały jej twarz.
„jej” do usunięcia.
Nie było łatwo, bo kamienie wciąż spadały kalecząc jej nogi, a wiatr szalał, sypiąc piachem w oczy.
Nie było łatwo, bo kamienie wciąż spadały, kalecząc jej nogi, a wiatr szalał, sypiąc piachem w oczy.
Kiedy jednak wreszcie dotarła na górę, jej oczom ukazała się zielona dolina.
Za dużo jej. Można ana przykład tak: Kiedy jednak wreszcie dotarła na górę, ujrzała zieloną dolinę.
„A teraz idź i to samo uczyń ze swoimi problemami” powiedziała po czym rozmyła się na wietrze.
„A teraz idź i to samo uczyń ze swoimi problemami” powiedziała, po czym rozmyła się na wietrze.
Przytrzymując się innych drzew powoli wyszła z lasu i wróciła do domu.
Przytrzymując się innych drzew, powoli wyszła z lasu i wróciła do domu.
-Chodź tu szybko, musimy to przemyć – zaprowadziła córkę do łazienki i zaopiekowała się jej rannym czołem.
- Chodź tu szybko, musimy to przemyć – zaprowadziła córkę do łazienki i zaopiekowała się jej rannym czołem. („jej” niepotrzebne)
Amelia siedziała zamyślona i patrzyła jak jej mama z czułością opatruje ranę.
Przecinek po „patrzyła”.
„jej” niepotrzebne (wiadomo, że to jej mama)
Mnie możesz, przecież wszystko powiedzieć.. – zaczęła dopytywać zmartwiona mama.
Nie istnieje dwukropek w poziomie. Może być trzykropek.
Przepraszam cię za wszystko, przepraszam, że nie widziałam, że patrzyłam tylko pod własne, niezgrabne nogi. – Mówiła nerwowo Amelia, nie przestając płakać.
Przepraszam cię za wszystko, przepraszam, że nie widziałam, że patrzyłam tylko pod własne, niezgrabne nogi – mówiła nerwowo Amelia, nie przestając płakać.
A no cóż mogę powiedzieć.
Może być tak:
Ano, cóż mogę powiedzieć.
Aczkolwiek lepiej:
Cóż mogę powiedzieć.

Szumiące opowieści: Amelia

4
Dawno niczego na Wery nie komentowałam, ale zdarza mi się zaglądać i czytać. Często też zaczynam komentarze, ale potem nie kończę. U Ciebie, Nieokreślona, uznałam, że muszę. Bo ten tekst jakoś tak zaczął za mną "chodzić". Cóż, mam nadzieję, że nie wyszłam tak zupełnie z weryfikatorskiej wprawy ;)

Gorgiasz ładnie przeszedł przez technikalia, więc do tego nie będę wracać. Zresztą to nie one zrobiły na mnie wrażenie. Bo styl jeszcze potrzebuje szlifu, bo błędy... No, wiadomo... Po prostu jeszcze ćwiczyć, ćwiczyć i ćwiczyć.

Chciałam pogadać bardziej o fabule.
-Już, już, tylko spójrz najpierw na mój rysunek – niemal krzyczała podekscytowana swoim dziełem dziewczynka.
- Bardzo ładnie kochanie, a teraz posprzątaj – powiedziała mama, odkładając rysunek na bok. Nie spojrzała na niego tak jak powinna. Nie pochwaliła równej kreski i doboru kolorów. Amelka była rozczarowana i z płaczem na końcu nosa zaczęła cotygodniowe porządki. Wytarła kurze, ułożyła książki na półkach i pościeliła łóżka swoich lalek. Kiedy pokój był już czysty dziewczynka usiadła na łóżku i pogrążyła się w smutku. Matka usłyszała cichy płacz córki i od razu do niej przyszła. Dopytywała, przytulała, ale nic nie pomagało. Bezsilna postanowiła nie naciskać i wyszła z pokoju, pozostawiając dziewczynkę samą, aby ochłonęła. W kuchni na stole wciąż leżał rysunek. Mama uśmiechnęła się na widok radosnych kolorów i powiesiła dzieło Amelki na lodówce.
Za ten kawałek brawo. Kopnął mnie. Prosto, bez zadęcia opisane nabudowanie się niezrozumienia, konfliktu, które obie strony boli, w której każda strona ma swoją rację. A w zasadzie zabrakło tylko jednego ogniwa w komunikacji. Tu nie ma sztampowego "zła córka - troskliwa mama" czy na odwrót. Tutaj obie strony w zasadzie chciały dobrze. Kochały się i po prostu miały w tym swoje uczucia. A wychodzi konflikt, który się nawarstwia latami. Który, gdzieś w domyśle, rozbudowuje się o kolejne problemy itd., ale dobrze, że nie wchodzisz w nie głębiej. Ta scena bardzo dużo mówi.
- Mamo.. – zaczęła w końcu Amelia nieśmiało - czy możemy porozmawiać o tacie?
I jeszcze to. Też bolesny wątek, który można by rozbuchać, przesadzić... A jest zarysowany na końcu i daje jeszcze jeden wymiar tych trudności na linii matka-córka. Dla mnie - w kontekście tego zdania - fabuła nagle nabrała jeszcze innego koloru. Nie wiem, na ile świadomy, ale bardzo udany zabieg.

Uważam, że w tych fragmentach pięknie zagrałaś emocjami. Jest w tym empatia, nie ma przesady, patosu. Dużo rzeczy powiedzianych na podstawie bardzo prostych sytuacji.
I tu chciałam się odnieść do snów.
Pierwszy (ten z laską) - jak dla mnie - wygrałaś właśnie prostotą. Taka "przyziemna" metafora bardzo ładnie się zgrała z klimatem opowiadania. Drugi już mnie nie przekonał. Uderza, moim zdaniem w inną nutę. Nabiera takiego patosu rodem z fantasy - kobieta w czerni, jakieś rozkazy, jakaś wielka skała. Nie powiem, że to zupełnie nie działa, bo powiedziało to, co miało powiedzieć i jest ocieplone tą kaczuszką (bez niej chyba by już zupełnie odleciało klimatem). Chodzi mi tylko o to, że ja (subiektywnie) chętniej zobaczyłabym tu jakiś prostszy, bardziej "codzienny" obrazek. Jaki? Nie mam pojęcia. I niczego nie chcę narzucać, bo na pewno nie wymyśliłabym tego lepiej od Ciebie, ani lepiej niż jest. Ale zachęcam do takiego "ćwiczenia myślowego" :)

Co do pozostałych elementów. Ogólnie podoba mi się baśniowość czy pewna nawet "naiwność" w stylizacji tego tekstu. Fajnie, że jest tak jasno powiedziane, że sny zsyła brzoza i to w konkretnym celu. Bez budowania sztucznie tajemnicy, skąd nagle bohatera dopadają jakieś głębokie wizje. PGdybym miała się jeszcze do czegoś przyczepić, to do końcowej sceny córki wypłakującej się matce. Myślę, że w niej można było jakoś inaczej, mniej sztampowo, ograć emocje. Bo scena, w której ten przysłowiowy "syn marnotrawny" płacze i coś nieskładnie tłumaczy, a druga strona nie rozumie, o co chodzi, jest już bardzo wyeksploatowana (i trochę ucieka w patos). I tu się w miarę broni... ale mogło być lepiej.

Tyle z mojej strony. Mam nadzieję, że coś z tych przemyśleń Ci się przyda. Pracuj nad warsztatem, bo (przynajmniej po tym opowiadanku) widać, że umiesz operować emocjami, a to bardzo ważne.

Pozdrawiam,
Adrianna

PS. Podoba mi się, że historię opowiada wróbel.
PPS. I to określenie "z płaczem na końcu nosa".
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

Szumiące opowieści: Amelia

5
Dziękuję, za obszerny komentarz. Piszę stosunkowo od niedawna i wiem, że styl wymaga pracy. Dlatego tu jestem :) Cieszy mnie bardzo, że dostrzegłaś w tekście to, co próbowałam przekazać, to budujące. A, co do uwagi odnośnie drugiego snu, to fajnie, że zwróciłaś na to uwagę. Jakoś nie pomyślałam, że w pewnym sensie jest to mieszanie stylów. Dobra lekcja na przyszłość. A mam takie pytanie. Twoim zdaniem do jakiej grupy wiekowej trafiłby taki tekst?

Pozdrawiam

Szumiące opowieści: Amelia

6
A to jest dla mnie trudne pytanie. Generalnie nie umiem klasyfikować tak tekstów - zostawiam ten problem wydawcom/marketingowi ;) - ale spróbuję jakoś się odnieść. Moim zdaniem to jest tekst, który może przeczytać dziecko i który może coś dać dorosłemu. Trochę tak jak z bajkami Disneya - niby dla dzieci, ale dorosły rzadko się nudzi. Pewnych niuansów dziecko tutaj nie wychwyci, pewne rzeczy będą dla dorosłego zbyt bajkowe...
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

Szumiące opowieści: Amelia

7
Ja na jedną rzecz zwrócę uwagę.
Nieokreślona pisze: Jedną z nich opowiedziała, a właściwie wyszumiała, mi młoda brzózka, jakiś czas temu.
Iiii...
Nieokreślona pisze: Brzoza zaszumiała zadowolona nad jej głową, ale wiedziała, że to nie wszystko. Nie była specjalistką w doradzaniu i nie potrafiła jeszcze jak jej koleżanki po fachu umieścić wszystkich rad w jednym śnie. Dlatego zwaliła na dziewczynę konar, który uderzył ją w głowę.
konar «gruba gałąź wyrastająca z pnia»
Trudno oczekiwać od jakiegokolwiek młodego drzewa, żeby posiadało konary.
A już najbardziej od brzóz, te drzewa rosną szybko, ale tak już mają, że nawet całkiem spore i niemłode już brzozy nie mają konarów tylko raczej wątłe gałęziny. Dopiero starawe brzozy mogą się konarami pochwalić.
Druga rzecz - jakby tak dziewczę oberwało konarem (co prawda nie napisałaś, że w głowę ale nawet jeśli nie) to by się takim lekkim stanem nie wyłgało.
Sekretarz redakcji Fahrenheita
Agencja ds. reklamy, I prawie już nie ma białych Francuzów, Psi los, Woli bogów skromni wykonawcy

[W]Szumiące opowieści: Amelia

8
Hej, dzięki za komentarz. Faktycznie jakoś nie pomyślałam o tym konarze w ten sposób, że młode drzewo itp. Jednak co do stopnia urazu się nie zgodzę, ponieważ całość jest utrzymana w bajkowej konwencji (mam przynajmniej taką nadzieję, że się trochę udało) więc myślę, że jakoś to ujdzie. W bajkach nie takie rzeczy się dzieją :)
Pozdrawiam
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”