Eucharystia

1
Oto moje pierwsze dzieło, które odważyłam się przelać na papier. Nie potrafię spojrzeć na nie obiektywnie, więc bylabym wdzięczna za krytykę i uwagi. Dziękuję wszystkim, którzy zechcieli poświęcić mi chwilę;)
Boję się być twórcą. Przeraża mnie moc, z jaką można kreować sztukę, czy też własne życie. A mimo to bawię się tą artystyczną siłą, splatając sznurki losu w supły, które potem można rozluźnić jedynie za pomocą miecza. Co czeka tak pociętą linę? Może najwyżej i zwiększyć swoją objętość pod wpływem wilgoci, aby szerzej objąć dany poziom egzystencji. Lub pozwolić słonym kroplom opadać niżej, na dno mrocznej otchłani, gdzie roztworzą się w jeziorze lub skrystalizują w gorącu, aby dziko skwierczeć w walce z wszechogarniającym ogniem.
Zawsze można też pocieszyć się pucharem wina, podziwiając w jego tafli niedostępne wyżyny, których lina już nie sięgnie. W tamtej chwili czułam, że moje oczy już więcej nie zniosą.
Będziesz pić to wino? - zapytał łagodnie.
Dźwięk głosu rozproszył obraz odległego nieba. Płyn w złotej czarze odzyskał krwawy odcień, a mnie przygniótł smutek. Nie chciałam pokuty i zmiany.
-Nie. - odparłam nieco skrępowana pokornym spojrzeniem, którego ciężko było uniknąć.
– Więc ja wypiję. - stwierdził z uśmiechem, po raz kolejny wypełniwszy ciszę między nami.
Poczułam nagle, że gdy dotknął ustami krawędzi czary, dotarł do jakiejś metafizycznej granicy, na przekroczenie której pozwolić mu nie mogę. Gdybym chociaż była w stanie dostrzec piękno ukryte w czerwonej kokardce, którą na początku wieczoru delikatnie zawiązał na moim pucharze... Gdybym potrafiła obdarzyć go najzwyklejszym szczerym uśmiechem, jakim kiedyś wyrażałam miłość do bliźniego... Niestety, miejsce żywego człowieka zajął abstrakcyjny. Ponieważ całe życie drzemiące we mnie pochłonęła jedna żyjąca istota. Mężczyzna, którego tutaj nie było. Ktoś ślepo wierzący w świat, ktoś, kto nie byłby w stanie docenić, ani tym bardziej przygotować tak pysznego i bogatego wina. To on rozmagnesował mój wewnętrzny kompas, sprawiając, że już nie odróżniałam plusa od minusa. Twarzy od twarzy. Imienia od imienia. Pozostała tylko jedna śmiertelna i niedoskonała prawda, która teraz wypełniała nieskończenie idealną pustkę we mnie. Obaj byli całkowicie różni. A ja stałam pomiędzy nimi nie wiedząc, gdzie wschodzi słońce.
Człowiek obok mnie wychylił już prawie całą czarę. Sparaliżowała mnie myśl, że swoją pożądliwością zatrułam dar, który pragnął mi ofiarować. Że go tak łatwo odrzuciłam.
Kokardka nie wytrzymała. Rozwiązała się pod ciężarem kolejnej fali rozpaczy, pozwalając mi opaść jeszcze niżej. Upuściłam kompas; na jego szybce powstało pęknięcie.
Wino powoli przesączało się przez rozbite szkło, powodując powódź w do niedawna hermetycznie zamkniętym, próżniowym świecie. Nawet gdyby samo słońce zlitowało się nad moim losem i w środku nocy rozświetliło tarczę kompasu – moją jedyną dziewiczą obronę – nie zdołałoby w porę wysuszyć lepkiego trunku. Pożerana przez korozję wskazówka wciąż obracała się w gęstniejącej słodkiej materii. Tylko czas wiedział, kiedy się zatrzyma i co wskaże.

Eucharystia

2
Dzień dobry,
Po raz kolejny będę brzmiał jak zacięta płyta, ale:
Przeczytaj poradnik Fantazmatów odnośnie dialogów, w najbardziej przejrzysty i user friendly sposób przedstawia zasady pisania i jak posługiwać się didaskaliami do nich.

Co do samego tekstu jedyne na czym się jako tako znam poza teoretycznym bełkotem to fabuła, tutaj jej nie ma, więc nie mam co powiedzieć.
Odnośnie opisów, musi wypowiedzieć się ktoś wprawniejszy ode mnie, nie chce nikogo niesprawiedliwie oceniać.
Zależy co chcesz pisać, bo to bardziej przemyślenia niż cokolwiek innego.

Eucharystia

3
Czy ja wiem, właśnie takie "lepkie", mnie zaciekawi ło no ale jestem tu świeżakiem. Jak na moje mało trochę tym bardziej że klimat tak na moje jakiś oniryczny, coś.

Eucharystia

5
Odbiór tekstu.
Bla, bla, bla.
Jestem nieszczęśliwa z powodu jakiegoś faceta. Inny facet próbuje mnie wyrwać, ale...
Bla, bla, bla.

Nie ma treści, fabuły, mięsa. Krążące jej po głowie fantazmaty są zwyczajnie nudne. Brakuje jej historii z tym jakimś facetem, albo historii z tym drugim i powiązania fantazmatów z tą historią.
Sama poetyckość też nie poraża. Metafory są pocięte, splątane i niespójne. Zamiast sugerować konkrety, sugerują nie wiadomo co. Weźmy pierwszy akapit.
"Boję się być twórcą. Przeraża mnie moc, z jaką można kreować sztukę, czy też własne życie. A mimo to bawię się tą artystyczną siłą, splatając sznurki losu w supły, które potem można rozluźnić jedynie za pomocą miecza. Co czeka tak pociętą linę? Może najwyżej i zwiększyć swoją objętość pod wpływem wilgoci, aby szerzej objąć dany poziom egzystencji. Lub pozwolić słonym kroplom opadać niżej, na dno mrocznej otchłani, gdzie roztworzą się w jeziorze lub skrystalizują w gorącu, aby dziko skwierczeć w walce z wszechogarniającym ogniem."
Najpierw mamy część spójną, narratorka-bohaterka się czegoś boi ale i ją to fascynuje, kreuje swoje życie (a może i życie innych, sznurki losu są jak nitki a z tymi już blisko do greckiej klasyki). Nie mam zastrzeżeń poza błędem właściwie technicznym - rozluźniać supły mieczem? Niespójna metafora.
Ale jakie są znaczenia kolejnych metafor? Pocięta lina = kawałki życia (żyć). Co to znaczy że pęcznieją pod wpływem wilgoci? Znaczy babka płacze (co sugerują słone krople)? Jak to się ma do szerszego objęcia poziomu egzystencji? A skoro te słone krople (płacz?) opadają to jakie znaczenie ma czy im pozwolimy opadać niżej czy nie, czym jest mroczna otchłań, jezioro, wszechogarniający ogień i czego metafora jest skwierczenie?
I tak do końca tekstu. O co chodzi narratorce? Jedyne sensowne fragmenty, gdy opowiada o tym tam facecie co ją rozmagnesował.

Ja takiej prozy nie kupuję. Sedno pokazywania uczuć tkwi w pokazywaniu jak się człowiek zachowuje a nie w filmowych wyrywkach z głowy.
Myślę że to jest tak, Gabo (jeśli się mylę, tym gorzej dla Ciebie) - to i owo przeżyłaś, a że chcesz pisać, to uważasz, że te przeżycia warte są zliteraturyzowania. Że o tym właśnie warto. Pięknem języka oddać bogactwo wewnętrzne. Sęk w tym, ze takie przeżycia (to co tam się kłębi w głowie) z zewnątrz (od strony czytelnika) są właśnie tym: kłębieniem. Brak struktury, formy, ciągu. Chcesz coś osobistego przekazać, poezja czeka. Chcesz prozą, myśl o historiach, opisz jej historię z tym od magnesu.

Mam taką ułomność, że strasznie ciężko oderwać mi się od słabej książki, muszę się zmuszać. Zwykle doczytuję. Mogę nie lubić romansu, ale jakby dostał twoją książkę od historii z tym od magnesu, to pewnie bym doczytał (no, chyba, że by była w ogóle słabo napisana). Ale gdybym miał przeczytać takie kłęby, to nie wiem czy bym dotrwał do końca pierwszego rozdziału.
Sekretarz redakcji Fahrenheita
Agencja ds. reklamy, I prawie już nie ma białych Francuzów, Psi los, Woli bogów skromni wykonawcy

Eucharystia

6
Jako przeciętny zjadacz literackiego chleba, nie jestem w stanie kupić tego tekstu.
Autor napisał coś w rodzaju auto-terapeutycznej miniatury z próbą poetyckich uniesień i odniesień.
Nie wiem, w jaki sposób miałaby ta hermetyczna forma porwać mnie w głąb peelki i jej dylematów.
Podpisuję się całkowicie pod moim przedpiścem z akcentem szczególnym na jego uwagę"
Sedno pokazywania uczuć tkwi w pokazywaniu jak się człowiek zachowuje a nie w filmowych wyrywkach z głowy.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”