Mysz [opowiadanie]

1
Pojawiają się delikatne wulgaryzmy

------
Adam leżał na kozetce w wyjątkowo obskurnym gabinecie psychiatrycznym. Ściany były odrapane, a w pomieszczeniu panował półmrok. Adam rozglądnął się po gabinecie i zauważył, że tuż obok niego stoi wielki fotel, a w nim siedzi, a jakże, psychiatra. Choć trzeba przyznać, że terapeuta ten był wyjątkowo osobliwy. Mówiąc konkretnie, była to mysz. Wielka i gruba mysz o szarym, zakrwawionym futrze. W tym bladym świetle krew wydawała się być czarna i lśniąca, niczym czarny atrament, którym ktoś na futerku tego biednego zwierzęcia wymalował ból i śmierć. Adam odniósł wrażenie, że to ta sama mysz, którą kiedyś zmaltretował kot jego syna, Felek. Tak, to z pewnością ta sama mysz. Przyszła zemścić się na nim i całej jego rodzinie.
Mysz zbliżyła się w stronę Adama i otworzyła swój zakrwawiony pysk:
- Jak się czułeś, kiedy żona zabrała syna do innego miasta? – powiedziała wyjątkowo łagodnym, męskim głosem.

Skrob, skrob!
Adam wyrwał się ze snu niczym tonąca osoba z morderczych objęć fal. Otworzył oczy i przez dłuższą chwilę wpatrywał się w ciemną pustkę, aż w końcu zorientował się, że był to tylko głupi sen i nie ma szans, aby ta wredna mysz ukrywająca się gdzieś w ścianach urosła do ponadnaturalnych rozmiarów.
Skrob, skrob!
- Ciągle tu jest, cholernica – wycedził cicho przez zaciśnięte zęby. Dawno już nic tak bardzo nie zalazło Adamowi za skórę, jak właśnie ta mysz. Od kilku dni ukrywała się gdzieś w jego małym, jednopiętrowym domu i z dnia na dzień dawała mu się we znaki coraz bardziej.
„Ona jest jak Jerry, a ja jestem Tomem”, pomyślał. „Gdy byłem dzieciakiem, kibicowałem Jerry’emu, ale potem dorosłem i stałem się cholernym Tomem”.
Adam podniósł się powoli i usiadł na tym, zbyt pustym, dwuosobowym łóżku. Potarł kilkukrotnie piekące, zmęczone oczy i sięgnął po komórkę leżącą na szafce nocnej. No dobrze, nie była to szafka nocna, tylko taboret, ale dla Adama nie robiło to żadnej różnicy. Komórka wskazywała godzinę 01:45, a więc stosunkowo wcześnie. Negatywna wiadomość była taka, że Adamowi udało się przespać ciurkiem tylko dwie godziny i najwyraźniej czekała go długa noc pełna niewygodnych myśli, ze skrobaniem myszy w tle. Pozytywną wiadomością było jednak to, że jego dziewczyna, prawdziwy nocny marek, mogła jeszcze nie spać.
„Zadzwonić?”, zapytał sam siebie w myślach. „A co tam, do cholery, zadzwonić!”, nie zastanawiał się długo.
Agata, dziewczyna Adama (dziwnie było mu ją w ten sposób nazywać po niemal dziesięciu latach mówienia o innej osobie „moja żona”), odebrała tak szybko, że przez chwilę nie był pewien, czyj głos słyszy.
- Czemu dzwonisz tak późno? – zapytała od razu po odebraniu.
- A czemu TY odbierasz tak późno, ha? – odparł Adam i zaśmiał się.
- Akurat kładłam się spać i miałam telefon w ręce. Ustawiałam budzik, żeby nie przespać jutro połowy dnia – wytłumaczyła. – Takie zalety pracy w domu.
- Ah, tak… Wiesz, przeczytałem twoje opowiadanie. To, które wysłałaś mi do „recenzji” – wyraźnie zaznaczył tonem głosu cudzysłów, w który ujął słowo „recenzji”.
- I dlatego dzwonisz tak późno? – odparła z niedowierzaniem. – Byłeś aż tak zdruzgotany przebiegiem akcji, że musiałeś skonsultować swoje wnioski z autorem, co? Haha!
Adam zamilkł.
Skrob, skrob.
Tak, mysz nie dawała za wygraną. Ale Adam nie chciał rozmawiać o tym z Agatą. To nie był odpowiedni temat do rozmowy.
- Okeeej, jesteś dziś bardzo tajemniczy, eh – Agata skwitowała milczenie Adama. – No nieważne, co sądzisz?
- O czym? – zapytał zdezorientowany. Jego umysł zdecydowanie nie chciał współpracować.
- O opowiadaniu! – odparła zniecierpliwiona Agata. Jej głos trącił złością, lecz jednocześnie skapywała z niego słodycz.
- Ah... Jest całkiem niezłe – odparł, choć nie za dobrze znał się na literaturze, a tym bardziej nie nadawał się do oceniania czyichś zdolności pisarskich. Był tylko zwykłym anglistą, uczącym w dość przeciętnej szkole, w której trzymał ciepłą posadkę od ładnych dziesięciu lat.
- Kłamiesz! – zarzuciła mu jego dziewczyna.
- Masz rację, powiedziałem to tylko po to, żeby zaciągnąć Cię do łóżka – powiedział to śmiertelnie poważnym tonem, choć z trudem powstrzymywał się od śmiechu.
- Nie musisz, przecież już mnie zaciągnąłeś – odparła nieco uszczypliwym tonem. – A jak przygotowania do jutrzejszego spotkania z synem? – zmieniła temat. - Wszystko gra? Nie widziałeś go chyba dość długo, co?
- Taa… Eh… Mam nadzieję, że Natalia pozwoli mi widywać się z Michałem częściej. Cała ta sytuacja jest wobec niego nie fair.
- Jasne. Zresztą, to też nie fair wobec ciebie – powiedziała. Zawsze potrafiła obdarzać innych empatią, czego Adam nigdy nie przestał podziwiać. – Musiało być ci ciężko, kiedy Natalia zabrała go do innego miasta, co nie?
- A…Słucham? – odparł niemrawo. Jego wzrok utknął na pustej ścianie, pozbawionej obrazów, które jego była żona zabrała wraz miłością, wiernością, uczciwością małżeńską i żenieopuszczeniemażdośmierci. Zabrała wszystko, co dobre, nawet kota Felka, który mógłby teraz ukatrupić tę cholerną mysz. Już tyle miesięcy minęło…
- Halo, słyszysz mnie? – dotarł do niego nagle podniesiony głos Agaty. Jak zwykle umysł Adama przepadł gdzieś daleko, daleko, gdzie nie było z nim kontaktu. Poczuł, że z nie do końca wiadomych powodów stres zżerał go od środka. Niczym robak siedzący we wnętrzu jabłka, opychający się słodkim miąższem. Adam musiał zapalić.
- Tak, słuchaj, muszę już kończyć – powiedział szybko.
- Już? – zdziwiła się. – Ok, w sumie ja też już potrzebuję się położyć. Pa! – odparła po chwili i rozłączyła się.
Adam zszedł na dół. Od kiedy jego była żona wraz z synem wyprowadzili się z tego domu, miał wrażenie, że stał się on pustą, zimną dziuplą. Od czasu do czasu tylko, z kąta w kąt, snuła się jego samotna matka, cierpiąca na powracającą depresję od momentu śmierci ojca Adama. Kiedy to było? Jakieś dwadzieścia lat temu? Mogłoby się wydawać, że to dość sporo, jednak jego śmierć pozostawiła jakąś dziwną lukę, której nie dało się w żaden sposób załatać. Przez chwilę tę dziurę, niczym wata cukrowa, wypełniła żona Adama wraz z dzieckiem, ale zabrała ich chłodna, gorzka rzeczywistość.
Adam wyszedł przed dom i zapalił papierosa. Nic nie smakowało tak dobrze. Adam zaciągał się powoli i wypuszczał dym łagodnie w to zimne, wrześniowe powietrze. Mógłby przysiąc, że przed chwilą było lato i dziewczyny nosiły tak krótkie sukienki, że nie sposób było nie spojrzeć na ich zgrabne, spocone uda. Teraz jednak, o nie, teraz ludzie powyciągali już czapki i szaliki ze swoich starych szaf, by móc łatwiej pogodzić się z jesiennymi chłodami.
- Jak to było? – zapytał sam siebie, próbując przypomnieć sobie słowa z opowiadania swojej dziewczyny. – „Wrześniowe noce są chłodne i obce”, ach tak – zacytował początek.
To prawda, wrześniowe noce są chłodne i obce. Ale papieros dla Adama był znajomy i przyjazny.
- Może nie dla moich płuc! – zaśmiał się. Każda osoba ma swój nałóg, ale tylko niektóre z nich są piętnowane. I tak na przykład sąsiadka Adama nie potrafiła przeżyć kilku godzin bez gumy do żucia, a ekspedientka z osiedlowego sklepu niemiłosiernie obgryzała paznokcie. Cóż, każdy ma jakieś sposoby, aby uporać się z codziennym napięciem i całym tym syfem, który zbiera się pod skórą i, och, jak przeokropnie swędzi.
Adam zgasił papierosa. Miał zapalić jeszcze jednego… ale zawahał się. Schował paczkę z powrotem do tylnej kieszeni spodni i wszedł do domu.
Postanowił posprawdzać, czy wszystko jest przygotowane na przyjazd Michała. Adam już dawno nie miał takiego cykora. Czuł się trochę tak, jakby znów po raz pierwszy został ojcem. Z tą różnicą, że jego syn miał już siedem lat i z pewnością Adam przeoczył zbyt wiele jego zadrapanych kolan, zbyt wiele nocnych koszmarów, zbyt wiele kolorowych rysunków. Bał się (nie), miał prawdziwego pietra (tylko nie to), że jego syn pewnego dnia odkryje, jak wiele brudu i ohydy kryje się za uśmiechniętą twarzą tego, którego wciąż nazywa „tatem”.
Skrob, skrob!
Usłyszał Adam, będąc już w kuchni.
- Co do… - ale nie dokończył zdania. Jego noga trafiła prosto w coś mokrego i śliskiego, co sprawiło, że nagle stracił grunt pod nogami. Próbował jeszcze ratować się rękami i nogami, ale, jak to zwykle bywa w takich sytuacjach, wylądował prosto na swoje wystarczająco już obolałe plecy. Co gorsza, uderzył się w łokieć, a ból przeszył całe jego niewyspane, zmarnowane ciało.
- Pieprzony gnojek! – wrzasnął tak, jakby siłą swego głosu chciał uderzyć mysz, której ani razu nie widział, a która doprowadzała go do szewskiej pasji od kilku dni.
Zerwał się na równe nogi, przepatrzył wszystkie kąty, zajrzał do wszelkich szaf i szafeczek. Otworzył każdą półeczkę, zajrzał pod stół. Porozrzucał dookoła siebie wszystkie garnki, a nawet wyjął z kubła worek ze śmieciami i rzucił go w kąt. To wszystko na nic, to wszystko na nic.
- Cholernik musi być gdzieś indziej! – krzyknął znów, sam do siebie.
Nagle usłyszał zza swoich pleców głos.
- Co ty tu robisz o tej porze?! – To była matka Adama. Jej głos brzmiał zbyt staro jak na 60-letnią kobietę o pięknej, choć pomarszczonej twarzy.
Odwrócił się, zrobił szybki sus w kierunku matki i złapał ją mocno za ramiona.
- Gdzie jest trutka? – zapytał, lecz ona nie odpowiedziała. – No powiedz, przecież ja zwariuję.
- Adam, przestań – odparła po chwili słabym głosem. – Mam dość. Nie mam siły.
- Zwariuję – odparł, prawie ze łzami w oczach.
- Jest w szafie na korytarzu, na samej górze – odpowiedziała po chwili milczenia.
Adam puścił matkę i wolnym krokiem udał się w kierunku korytarza. Stała tam dość stara szafa, której matka nie chciała wymieniać, gdyż uważała, że idealnie pasuje do tego wnętrza. Na samej jej górze znajdowała się wąska szafka. Adam zaświecił światło, po czym podstawił sobie pufę. Wszedł na nią powolnym krokiem. Nie chciał zaprzepaścić tych kilku miesięcy trzeźwości. Ale i tak otworzył drzwiczki szafki.
W środku stała, i owszem, trutka. A tuż za nią, delikatnie ukryta, półlitrowa flaszka wódki.

Mysz [opowiadanie]

2
Fabularnie jest w porządku, fajna puenta (którą sobie popsułam przez przeczytanie zakończenia w zasadzie na samym początku, ale to już moja własna głupota jest :wink: ). Podoba mi się sam początek - sen Adama - i opis myszy; horrowate takie to jest, na plus :) Łapiesz takie około - obyczajowe klimaty, potrafisz się wczuć w bohatera i dość dobrze przedstawić jego stan emocjonalny, do tego ująć to w fajne ramy i w fajną konstrukcję (ładne jest to, powtarzające się jak refren, "Skrob, skrob"). No i widać też, że dobrze czujesz się w takich maliznach, opowiadana historia nie rozłazi ci się, kończy się zgrabnie, mocnym akcentem :)
Na minus:
Stylistycznie jest jakby, nazwijmy to, chropowato - znalazłam trochę powtórzeń - i samych wyrazów (myszoza w pierwszym akapicie), i informacji (pojawiająca się kilka razy informacja o odejściu żony i syna, trochę to łopatologiczne). Ale na to jest bardzo proste lekarstwo: dużo pisać i jeszcze więcej czytać :) Jak na taki tekst - krótki, nastawiony raczej na aspekty psychologiczne i przewrotną puentę, nie na operowanie obrazem i opisywanie świata - za dużo detali, drobiazgów, z których w zasadzie nic w opowiadaniu nie wynika, np.
Sara Vit pisze: w jego małym, jednopiętrowym domu
Sara Vit pisze: sięgnął po komórkę leżącą na szafce nocnej. No dobrze, nie była to szafka nocna, tylko taboret, ale dla Adama nie robiło to żadnej różnicy.
Sara Vit pisze: Kiedy to było? Jakieś dwadzieścia lat temu? Mogłoby się wydawać, że to dość sporo,
Sara Vit pisze: Mógłby przysiąc, że przed chwilą było lato i dziewczyny nosiły tak krótkie sukienki, że nie sposób było nie spojrzeć na ich zgrabne, spocone uda. Teraz jednak, o nie, teraz ludzie powyciągali już czapki i szaliki ze swoich starych szaf, by móc łatwiej pogodzić się z jesiennymi chłodami.
Sara Vit pisze: Stała tam dość stara szafa, której matka nie chciała wymieniać, gdyż uważała, że idealnie pasuje do tego wnętrza. Na samej jej górze znajdowała się wąska szafka.
I oprócz powyższych - trochę za rozwlekła jest rozmowa telefoniczna Adama z dziewczyną, można by ją trochę ciachnąć :wink: - bo to wszystko jakoś rozprasza, wybija z rytmu czytania - tekst świetnie by sobie bez tych fragmentów poradził :)
I jeszcze z drobiazgów, które też w jakiś sposób mi zazgrzytały:
Sara Vit pisze: dla Adama nie robiło to żadnej różnicy
To "dla Adama" to z tego, co się orientuję, jest jakimś regionalizmem :) - raczej "Adamowi nie robiło żadnej różnicy"
Sara Vit pisze: cierpiąca na powracającą depresję
nawracającą
Sara Vit pisze: 60-letnią
sześćdziesięcioletnią - liczby słownie
Sara Vit pisze: - Gdzie jest trutka? – zapytał, lecz ona nie odpowiedziała.
Trochę to tak wygląda, jakby to trutka nie udzieliła odpowiedzi :wink:

Ogólnie - potencjał jak najbardziej jest - zatem pisz, ćwicz, szlifuj :)
Dobra architektura nie ma narodowości.
s

Mysz [opowiadanie]

4
Podobało mi się. I ta mysz na początku i te odgłosy, będące symptomem nie problemu z gryzoniami ale problemu innego rodzaju, i powtarzanie tych samych motywów, żeby na koniec ujawnić ich prawdziwe znaczenie.

Ciut miejscami przegadane, ale poza pewnymi problemami, o których pisała Isabel, całość zgrabna i ciekawie się czyta.
There is no God and we are his prophets.
The Road by Cormac McCarthy

Mysz [opowiadanie]

5
Sara Vit pisze: rozglądnął się
Nie lubię tego słowa. Nie można by tak normalnie: "rozejrzał się"?
Sara Vit pisze: No dobrze, nie była to szafka nocna, tylko taboret, ale dla Adama nie robiło to żadnej różnicy.
Skoro nie robiło mu to żadnej różnicy, to po co o tym wspominać? Poza tym "Adamowi nie robiło to żadnej różnicy" lub "dla Adama nie było żadnej różnicy"
Sara Vit pisze: Negatywna wiadomość
Czemu nie po prostu "zła"?.

Powyżej zaznaczyłam rzeczy, które szczególnie rzuciły się w oczy. Muszę się również zgodzić z Kadah i Isabel - faktycznie trochę przegadane, często pojawiają się całkowicie zbędne określenia (jak w przypadku taboretu). Nie do końca też widzę sens rozmowy z dziewczyną. Właściwie nie wniosła niczego do opowieści.
Natomiast nie mogę powiedzieć, że mi się nie podobało ;) Zakończenie było świetne, a motyw lekkiej psychozy głównego bohatera, której skutkiem jest to całe skrobanie, przypadł mi do gustu. Nie mogę się doczekać następnych opowiadań.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”