wulgaryzmy
vvvv- I co mam z panem zrobić? - Spojrzała przyjaźnie i zaczęła wypisywać jakieś papiery. - Bo sprawa nie wygląda dobrze.
vvvvPierwszy raz od trzech miesięcy słyszałem kobiecy głos, w dodatku tak ciepły, aksamitny, opiekuńczy; głos dobrej wróżki z bajek. Nikt tak nigdy do mnie nie mówił.
vvvvPrzepisywała coś z jednej kartki na drugą.
vvvv- Wie pan chyba, czego się dopuścił. - Spojrzała pytająco. - I jakie mogą być tego konsekwencje?
vvvvJej drobna dłoń znalazła się w międzyczasie na dole strony.
vvvv- Chorąży twierdzi, że dwa miesiące szorowania toalet wyrobi panu dyscyplinę; musi pana lubić, bo porucznik wnioskuje o powrót na kompanię karną. Może mi pan przypomnieć ich motto? - Spojrzała z ironią. - „Siła i honor”?... Nie... „Cisi i waleczni”?... Też nie, to był jakiś rym... „Dzielni i celni?... Aaa, już wiem: „Tuba na ryj zakończy serię chryj”. - Pokręciła głową z niesmakiem. - I tego pan dla siebie chce? To cała pana ambicja?
vvvvWypełniła odwróconą kartkę dwiema dużymi „zetkami”. Czas pędził.
vvvv- Nic pan nie powie? - Spojrzała z dezaprobatą. - Szkoda... szkoda pana.
vvvvWzięła kolejną parę kartek. Pisała szybko. Jej ramię sunęło w tę i z powrotem, jak automat.
vvvv- Liczyłam, że zanim podejmę decyzję, poznam też pana wersję. Naprawdę nie ma pan mi nic do powiedzenia? - Spojrzała z prowokującym niedowierzaniem. - Nic na swoją obronę? W takiej sprawie?
vvvvGęsto wypełniła górę strony, na dole kilka kresek, a na odwrocie znów dwie „zetki”. Przepisywała z kartek ciemnożółtych jak lamperia, na nowe, białe, jak jej wystające spod munduru mankiety.
vvvv- Rozumie pan chyba, że chcę panu pomóc, inaczej nie rozmawialibyśmy teraz... choć jaka to rozmowa. - Spojrzała z politowaniem. - To pana ostatnia szansa. Proszę jej nie zmarnować.
vvvvNa ostatniej kartce złożyła tylko podpis.
vvvvUporządkowanie dokumentów zajęło jej chwilę. Oprawiła kilka kartek w koszulki, które wpięła w segregator. W innym segregatorze długo czegoś szukała, a znaleziony dokument, po uważnej lekturze, starannie potargała i wyrzuciła do kosza. Następnie wyciągnęła z szuflady zszywacz. Pieczołowicie przymierzała kartki do siebie i zszywała; na górze, na środku i na dole. Po zszywaczu przyszła kolej na dziurkacz. Przygotowane nim kartki powpinała w skoroszyty, które ułożyła kolorami; czerwony, żółty, niebieski, pomarańczowy, zielony, biały. Po chwili zamieniła biały z niebieskim.
vvvv- Dobrze więc. Skoro milczy pan jak zaklęty, nie mam wyboru. - Wstała. - Muszę oddać pana tym rzeźnikom; przychylam się do wniosku porucznika. Dziś nocleg u profosa, od jutra sześć tygodni kompanii karnej. Przykro mi, że nie chciał pan sobie pomóc. Pytania? Brak - odpowiedziała sobie natychmiast - cieszy mnie brak pytań. W takim razie: baczność!
vvvvNawet nie drgnąłem.
vvvv- Baczność! - Spojrzała na mnie jak na tarczę strzelniczą.
vvvvNie drgnąłem, gdy ponowiła komendę. Od samego początku stałem przecież na baczność, a nie ma „baczności” do kwadratu, ani tym bardziej do trzeciej.
vvvvZagrałem va banque, by nie dać się złapać się w pułapkę, która pogrążyła już tak wielu. Bo to stary i wszystkim znany, a mimo to skuteczny sposób prowadzenia podobnych rozmów. Gdy udręczony falą żołnierz - po wyczerpaniu drogi służbowej - prosi pułkownika o rozmowę indywidualną, ten nie odmawia nigdy. Lecz na początku niezmiennie pada komenda: baczność! A po niej pułkownik ciepłym, ojcowskim tonem pyta:
vvvv- Jak mogę ci pomóc, żołnierzu.
vvvv- Nie dają mi żyć na kompanii, panie pułkowniku...
vvvv- I słusznie. - Pułkownik kiwa ze zrozumieniem. - Całkiem słusznie. BO JAK, DO KURWY NĘDZY, MAJĄ Z WAMI WYTRZYMAĆ, SKORO NIE POTRAFICIE WYKONAĆ NAJPROSTSZEJ KOMENDY!!!
vvvvDalej żołnierza odprowadzają na kompanię, a w międzyczasie dowódca dywizjonu, major, jebany jest przez pułkownika jak pies za to, że nie ogarnął tematu na własnych śmieciach. Major jebie jak psa porucznika, dowódcę kompanii, a ten chorążego, dowódcę plutonu, ten z kolei plutonowego, dowódcę drużyny. Równolegle porucznik jebie całą kompanię i cofa wszystkie przepustki. Potem starzy jebią młodych, a cała kompania jebie pizdeczkę, która teraz naprawdę nie ma już życia. Nieraz literalnie. Z kolei gdy biedak jest połapany i nawet - jak ja teraz - nie piśnie, pułkownik po chwili milczenia grzecznie dziękuje za „rozmowę”, a następnie żołnierza odprowadzają na kompanię. Pułkownik jebie majora jak psa. Major jak psa jebie porucznika. Porucznik jebie jak psa chorążego. Chorąży jak psa jebie plutonowego. Plutonowy jebie jak psa całą drużynę, a całą kompanię jebie porucznik, targając wypisane już przepustki i wykreślając planowane. Cała kompania z kolei dociera pizdeczkę, od której wszystko się zaczęło. System naczyń jednostronnie połączonych (a na jego końcu zawsze żołnierska wątroba).
vvvvTak kończyły się próby szukania sprawiedliwości w sztabie. Ja jednak nie szukałem sprawiedliwości, to sprawiedliwość dopadła mnie; w piwnicznym gabinecie pani major.
vvvvSpodziewałem się, że przeczołga mnie przez pole minowe „baczności”, lecz nagle ugięły się pode mną kolana. Dosłownie. Major nie była przecież zaprutym ćwokiem po Moskiewskiej akademii, ale twarzą owych nowych kadr, mających ocieplić siermiężny wizerunek armii.
vvvvPrzegrałem.
vvvvByć może nawet nie znała tej metody i wciąż więcej było w niej ludzkiej psycholożki, niż skurwiałego trepa. Być może zapomniała o całej tej pierdolonej baczności i teraz miała mnie za sapiącego buntownika, etatową pizdeczkę, albo po prostu debila.
vvvvPrzegrałem.
vvvvNoc na wartowni, ale już nie jako wartownik z bronią i w mundurze, ale jako cipa w dresie, smarująca chleb łyżką, bo widelec z nożem nie podejdą. I miesiąc, nie, sześć tygodni z tymi pokurwieńcami, znowu. Dobrze, bardzo dobrze, przeżyłem raz, przeżyję i drugi, choć na dzień dobry zabiją mnie śmiechem... albo i nie śmiechem; pożegnalny salut środkowym palcem był co najmniej zbędny.
vvvvMajor patrzyła na mnie, jak patrzy się przez muszkę i szczerbinkę, ale mój wzrok przyspawany był do szponów orła, którego dumną nieruchomość usiłowałem naśladować. Żałowałem, że nie mogłem na nią teraz spojrzeć...
vvvvMajor była kobietą z innego świata; o zjawiskowej urodzie, zaporowo odgradzającej ją od zwykłych śmiertelników. Jeśli za coś armii będę wdzięczny, to za możliwość zetknięcia się z nią, choćbym nawet miał przypłacić to plutonem egzekucyjnym. Major była kobietą z gatunku tych, z którymi zdążyłem się zetknąć (choć to chyba za dużo powiedziane) w cywilu i doskonale zdawałem sobie, jak głęboka dzieli nas przepaść. Major była kobietą, do której w normalnych warunkach nie miałbym szans zbliżyć się bardziej, niż na poziom sąsiedzkich pozdrowień. Miała oczy zimne jak listopadowy Bałtyk, ciemne blond włosy, alabastrową cerę i proste, szlachetne rysy. Gdy chciała okazać komuś życzliwość, patrzyła, jak na odnalezionego po latach bliźniaka, a gdy o życzliwości nie było mowy, patrzyła jak grecka bogini oznajmiająca posłom, że przegrała rzut monetą i w ich mieście właśnie zaczyna się rzeź (monetę jednak mogą sobie wziąć na drogę). Próby pogłębienia danych taktyczno-technicznych jej urody nie mają większego sensu, gdyż to nie jakiś wyróżniający się element, ale doskonała harmonia całej postaci tworzyła osobliwość, jaką w niej dostrzegałem.
vvvvWątpię, czy poza mną ktoś dostrzegał w niej coś więcej, niż bycie - może i najlepszą - ale tylko jedną z tysięcy pięknych kobiet, niezłych dup, czy jakiejkolwiek użyć nomenklatury. Bo kobiet smukłonogich, o szerokich, jak na drobną figurę, biodrach, wąskiej talii i niedużych, zawsze zakamuflowanych i spopielających wyobraźnię piersiach nie brakowało. Wszystkie spojrzenia mężczyzn, pragnących major wygrzmocić, ściągała - niczym piorunochron - jej spódniczka i tylko ja marzyłem, by dobrać się nie do jej dupy, lecz do jej duszy (przynajmniej najpierw).
vvvvZawsze też zastanawiało mnie, kim trzeba być, by mieć u podobnych kobiet jakiekolwiek szanse, ale mieszkający klatkę obok, plutonowy, mówił, że nikt nie wie, czy major ma w ogóle jakiegoś bolca. Zresztą nigdy nie przyszło mi do głowy narażać się w podobnych przypadkach na śmieszność; zero szans w cywilu, zero szans w wojsku. Nawet, gdyby dzielące nas dziewiętnaście stopni pracowało na mój rachunek, nie zwróciłaby na mnie większej, niż wymagana regulaminem, uwagi. Wszystko to jednak pomagało mi teraz zachować spokój - spokój rozbitka na środku oceanu; tonący miota się tylko sto metrów od brzegu.
vvvv- Spocznij - odezwała się niespodziewanie.
vvvvSpocząłem.
vvvv- Siadaj. - Poczęstowała mnie papierosem.
vvvvOdmówiłem. Paliła jakieś babskie mentole, poza tym nie miałem żadnej pewności, że nie zadrży mi ręka.
vvvvI tak jednak musiałem podać jej ogień. Sam zaś odpaliłem czarnego fajranta.
vvvv- Jaki krótki - uśmiechnęła się.
vvvv- Lepszy krótki a gruby, niż długi a cienki, pani major.
vvvv- Co takiego? - Z jej głosu, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, wyparowała opiekuńcza słodycz zaangażowanej psycholożki, ustępując miejsca trepowskiej chrypce. - Co powiedziałeś, żołnierzu?
vvvv- Pani major, powiedziałem, że krótkie grudniowe dni dłużą się ciężko.
vvvv- Aha.
vvvvPaliliśmy w milczeniu. Ilekroć odważyłem się na nią spojrzeć, jej wzrok już na mnie czyhał.
vvvv- Nie dałeś dupy, jak te wszystkie skomlące o litość pizdeczki - przerwała ciszę - ale rozumiesz chyba, że musisz ponieść karę.
vvvv- Rozumiem, pani major. Nie mam też nic na swoją obronę.
vvvv- Aby jeden - powiedziała bardziej do siebie - dostaniesz za to wybór; kible, albo ci debile z karnej, niech stracę, cztery tygodnie.
vvvv- Pani major, szczerze mówiąc...
vvvv- Mówimy tylko szczerze.
vvvv- Tak więc, pani major, dotkliwość obu opcji jest dostateczna i adekwatna do winy, lecz ośmielę się zauważyć, że taka kara pozbawiona będzie waloru wychowawczego. Ja naprawdę zdaję sobie sprawę, że to, co zrobiłem jest pożałowania godne, karygodne i niegodne żołnierza, ale żadna z tych opcji nie będzie niczym więcej, niż prostym oddaniem na zasadzie akcja-reakcja.
vvvv- Hm, ale te kary nie muszą mieć żadnego, jak to ładnie ująłeś, waloru wychowawczego.
vvvv- Jak to, pani major?
vvvv- Bo skoro - nagle wrócił jej aksamitny głos - sam tak dobrze wiesz, że twoje poczynania są „pożałowania godne, karygodne i niegodne żołnierza”, to nie potrzebujesz już waloru wychowawczego, ale właśnie dotkliwej nauczki. Prawda?
vvvvCholera.
vvvv- Tak jest, pani major... ale tak zupełnie szczerze i między nami, pani major, to muszę coś wyznać. Moje nazwisko przewinęło się ostatnio przez kilka mniejszych lub większych afer na jednostce i są rzeczy, które zrobiłbym raz jeszcze. - Zacisnąłem pięść. - Choćby mieli mnie za to powiesić za ja... choćby mieli mnie za to powiesić przed sztabem. Są jednak rzeczy, których bym nie powtórzył. Pani major, nie chcę, by brzmiało to jak próba tłumaczenia się, ale naprawdę w niektóre zostałem wplątany... wplątałem się przypadkiem, znalazłem się w niewłaściwym miejscu, w niewłaściwym czasie i mając wybór, nigdy bym ich nie zrobił.
vvvv- Aha.
vvvv- Pani major, po prostu czuję, że ostatnio życie mnie wyprzedza i wciąga mnie w te wszystkie głupoty. Ciągle jestem w centrum akcji, a chcę wreszcie przestać być na tapecie, potrzebuję czasu, by ogarnąć wszystko, wyczyścić sytuację. Marzę, by usunąć się w cień.
vvvv- Przy kiblach będziesz mieć aż za dużo czasu na przemyślenia. Czyli bramka numer jeden?
vvvvPoczęstowałem ją frajerem, zapaliliśmy.
vvvv- Pani major, jeśli naprawdę nie ma innego wyjścia, wybieram bramkę numer dwa.
vvvv- O!
vvvv- W karnej, pani major... - zawiesiłem głos; tak naprawdę, gdy mnie wypuścili, całowałem „normalną” ziemię, powtarzając: „Nigdy więcej, od dziś będę wzór-konspekt, nigdy więcej...”. - W karnej nic dobrego mnie nie spotka, ale też niczego nie zmontuję... i przynajmniej będzie co wnukom opowiadać.
vvvv- Tak myślałam. - Przeszyła mnie nierozszyfrowywalnym spojrzeniem; świdrującym, a jednocześnie nieobecnym. - I masz rację, to jednak tylko ping-pong; zbrodnia-kara, zbrodnia-kara, dlatego dam ci jeszcze jedną szansę, ostatnią: bramkę numer trzy. Ale jeśli chcesz ją wybrać, musisz to zrobić w ciemno.
vvvvW wojsku najgorszy rozkaz lepszy jest od możliwości wyboru. Bo zawsze spierdolisz.
vvvv- Pani major, tego, co powiem proszę w żadnym wypadku nie traktować jako wazeliny, a raczej jako ostatnią linię obrony człowieka postawionego przed ścianą. Otóż, wierzę, że nie ma pani, pani major, zamiaru pogrążyć mnie jeszcze bardziej i chce mi pani, pani major, pomóc. Dlatego wybieram bramkę numer trzy.
vvvv- O; mały szantaż emocjonalny. - Przymrużyła oczy. - Wybaczam. Od jutra przechodzisz pod moją komendę. Przysyłają mi z Brygady dwie tony papierów z archiwum i potrzebuję kogoś do pomocy. Odkąd sierżant Walczak jest nieobecny, zostałam z tym wszystkim sama, a pułkownik nie chce mi nikogo przydzielić.
vvvvChce, lecz każdy słysząc: major Żaczek albo Irak, biegnie do magazynu po pustynne sorty. A Walczak targnął się (przyczyny - jak zawsze - osobiste).
vvvv- Tak jest, pani major - rzuciłem mechanicznie, lecz mój wzrok dopytywał: to ma być ta kara?
vvvv„Chłopcze, karną to ty będziesz wspominać, jak urlop na Majorce, a jutro pożałujesz, że nie urodziłeś się kobietą” - odpowiedziała mi wymownym spojrzeniem.
vvvvAha - odparłem bezczelnym mrugnięciem.
vvvvNiespodziewanie wstała, obeszła biurko i wyciągnęła do mnie wyprostowaną rękę, lewą, która zastygła na wysokości bioder. Musiałbym unieść jej ramię w łokciu, albo zgiąć się w pół, by móc pocałować dłoń; o uścisku nie było mowy. Uklęknąłem więc tak, jak klęka się przy całowaniu sztandaru. Nie odważyłem się spojrzeć w górę, przez co być może omijał mnie widok życia; major dłoni nie tylko nie cofnęła, ale przycisnęła mi do ust, jakby chciała wykluczyć możliwość jakiegoś symbolicznego ledwie cmoknięcia.
vvvv- Żołnierzu! - Wyszarpnęła nagle dłoń. - Co to ma znaczyć? - Wróciła za biurko.
vvvv- Pani major! Szeregowy Pizdeczka; proszę o pozwolenie powrotu na kompanię.
vvvvPatrzyła na mnie jak na tarczę strzelniczą, w wyobraźni widząc zapewne cały magazynek w mojej głowie, po chwili jednak powoli uniosła lewą dłoń, dokładnie jak przed momentem i skinęła wskazującym palcem, uśmiechając się przy tym znacząco.
vvvvNa kompanii zatrzymał mnie...
Majorka, fragment
2Spojrzała przyjaźnie, spojrzała pytająco, spojrzała z ironią, spojrzała z dezaprobatą... Wybacz, ale dalej nie chce mi się czytać. Za szybko wrzuciłeś, tekst nie odleżał 
Added in 1 minute 12 seconds:
Pardon, pominąłem piąty przypadek: spojrzała z prowokującym niedowierzaniem

Added in 1 minute 12 seconds:
Pardon, pominąłem piąty przypadek: spojrzała z prowokującym niedowierzaniem

Mówcie mi Pegasus 
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak
Majorka, fragment
3Oprócz "spojrzała", jeszcze to:
Powiem tak - szczerze nastawiałem się na dwie możliwości - albo przeczytam dzieło przez duże D (czyli Dziełło) i powiem "kurcze, facet ma talent, nic dziwnego, że innych tak bez litości objeżdża", albo jakiś gniot i wtedy z satysfakcją będę mógł, całkowicie obiektywnie i z czystym sumieniem, napokazywać ile tu trocin. A tymczasem, jest coś pośredniego. Czytało się w miarę fajnie, bez potrzeby zatrzymywania się co chwila na kretyńskich błędach, jak u co niektórych. Ale z drugiej strony co jakiś czas coś nieco zgrzytało. I te powtórzenia, które przecież są potężnym środkiem stylistycznym, jak to mnie na wery uczono - zarówno wyrazów, całych zwrotów, albo informacji. Do tego całość czyta się jak wstęp do jakiegoś porno.
Na koniec więc pozostaje napisać, że tekst czytało się dobrze, ale pozostawia niedosyt. Pani major był kobietą, kobietą była, spojrzała, spojrzała, czego nie chcecie mówić, a kobietą była taką, że uch. Jak taki kawałek sernika z biedronki. Słodkie, zje się, wydanych pieniędzy się nie pożałuje - ale jednak do takich najlepszych domowych się nie umywa.
Ona w kółko wałkuje to "nic nie powiesz?" skrob skrob skrob "nic nie powiesz?" skrob skrob skrob "no naprawdę nic nie powiesz?"
Nie rozumiem po co to całe powtórzenie.Smoke pisze: Pułkownik jebie majora jak psa. Major jak psa jebie porucznika. Porucznik jebie jak psa chorążego. Chorąży jak psa jebie plutonowego. Plutonowy jebie jak psa całą drużynę, a całą kompanię jebie porucznik, targając wypisane już przepustki i wykreślając planowane. Cała kompania z kolei dociera pizdeczkę, od której wszystko się zaczęło.
Powiem tak - szczerze nastawiałem się na dwie możliwości - albo przeczytam dzieło przez duże D (czyli Dziełło) i powiem "kurcze, facet ma talent, nic dziwnego, że innych tak bez litości objeżdża", albo jakiś gniot i wtedy z satysfakcją będę mógł, całkowicie obiektywnie i z czystym sumieniem, napokazywać ile tu trocin. A tymczasem, jest coś pośredniego. Czytało się w miarę fajnie, bez potrzeby zatrzymywania się co chwila na kretyńskich błędach, jak u co niektórych. Ale z drugiej strony co jakiś czas coś nieco zgrzytało. I te powtórzenia, które przecież są potężnym środkiem stylistycznym, jak to mnie na wery uczono - zarówno wyrazów, całych zwrotów, albo informacji. Do tego całość czyta się jak wstęp do jakiegoś porno.
Na koniec więc pozostaje napisać, że tekst czytało się dobrze, ale pozostawia niedosyt. Pani major był kobietą, kobietą była, spojrzała, spojrzała, czego nie chcecie mówić, a kobietą była taką, że uch. Jak taki kawałek sernika z biedronki. Słodkie, zje się, wydanych pieniędzy się nie pożałuje - ale jednak do takich najlepszych domowych się nie umywa.
Majorka, fragment
4IMO, gdy ktoś ma talent, taki naprawdę wielki, nie musi poprawiać sobie samopoczucia kopiąc innych po kostkach

To jak z bardzo inteligentnymi ludźmi; oni rzadko dają do zrozumienia tym mniej inteligentnym, że kiepsko z ich IQ.
Z nią - armią?
Słowo "pizdeczka", IMO dosyć charakterystyczne i raczej używane przez mężczyzn, w tym fragmencie jest użyte zarówno przez bohatera (w myślach), jak i przez bohaterkę.
Nie moja bajka, ale napisane fajnie

Majorka, fragment
5Smoke, to jest niestety bardzo słabe.
Czytałem Twoje rzeczy lepsze, z jakimś pomysłem w fabule, z jakimiś zabawami w treści, a tu? Nic. Pusto. To nie jest paździerz, to jest czarna dziura.
Po kolei.
Jak zauważył Romek - ona ciągle spogląda.
Z politowaniem.
Pytająco.
Z dezaprobatą.
Jak na tarczę strzelniczą (dwa razy - a zwrot jest na tyle charakterystyczny, że nie ma prawa się powtórzyć).
No i klejnot w koronie - spojrzała z prowokującym niedowierzaniem. To jest złe. Udawane niedowierzanie byłoby ok, co tam, nawet prowokujące do odpowiedzi, udawane niedowierzanie byłoby znośne. Ale prowokujące niedowierzanie? Nie.
Dalej, z drobiazgów, kartek nie "oprawia się" w koszulki, ale w owe koszulki się wsuwa. Oprawianie (w sensie introligatorskim) to inna czynność.
Patrzy się przez szczerbinkę ok, ale przez muszkę już nie.
Alabastrowa cera i oczy jak listopadowy Bałtyk to jest kliszowy paździerz, Smoke. Nie wierzę, że nie znalazłeś bardziej oryginalnych słów, żeby opisać panią major.
Nasz bohater szafuje w myślach tymi "pizdeczkami" dość swobodnie, ale przy tylu możliwych innych określeniach mamy uwierzyć, że pani major używa chwilę później dokładnie tego samego? Pomijając, że od kiedy w wojsku tak się zdrabnia wulgaryzmy?
Zagrywki "warsztatowe" na minus. Fragment z trzykrotnym, celowym powtórzeniem "major była kobietą" według mnie mocniejszy byłby bez tego zabiegu. Cała wyliczanka kto kogo... obarczy winą, także. Przecież fakt, że w firmach, wojsku, szpitalach i wszystkim co ma hierarchię, opieprz idzie od góry w dół, nie jest jakimś odkryciem.
Największy zarzut - to jest kosmicznie nudne. Fabularnie jest nudne. Emocjonalnie jest nudne, bo w relacji bohater - pani major, nie ma żadnego napięcia. Bohaterowie są niewyraźni i mimo że pani major miała być krwista (bita zresztą od tej samej sztancy co Twoja władcza i groźna bohaterka w Karczmie) to wyszła płaska. Najfajnieszy opisujący ją fragment (serio) to ten:
Po naczelnym łowcy paździerza spodziewałem się więcej. Mam tylko nadzieję, że to nie jest jakiś test, albo genialne pamiętniki jakiegoś żołnierza, czy coś w tym stylu.
Pozdrowienia,
G.
Czytałem Twoje rzeczy lepsze, z jakimś pomysłem w fabule, z jakimiś zabawami w treści, a tu? Nic. Pusto. To nie jest paździerz, to jest czarna dziura.
Po kolei.
Jak zauważył Romek - ona ciągle spogląda.
Z politowaniem.
Pytająco.
Z dezaprobatą.
Jak na tarczę strzelniczą (dwa razy - a zwrot jest na tyle charakterystyczny, że nie ma prawa się powtórzyć).
No i klejnot w koronie - spojrzała z prowokującym niedowierzaniem. To jest złe. Udawane niedowierzanie byłoby ok, co tam, nawet prowokujące do odpowiedzi, udawane niedowierzanie byłoby znośne. Ale prowokujące niedowierzanie? Nie.
Dalej, z drobiazgów, kartek nie "oprawia się" w koszulki, ale w owe koszulki się wsuwa. Oprawianie (w sensie introligatorskim) to inna czynność.
Patrzy się przez szczerbinkę ok, ale przez muszkę już nie.
Alabastrowa cera i oczy jak listopadowy Bałtyk to jest kliszowy paździerz, Smoke. Nie wierzę, że nie znalazłeś bardziej oryginalnych słów, żeby opisać panią major.
Nasz bohater szafuje w myślach tymi "pizdeczkami" dość swobodnie, ale przy tylu możliwych innych określeniach mamy uwierzyć, że pani major używa chwilę później dokładnie tego samego? Pomijając, że od kiedy w wojsku tak się zdrabnia wulgaryzmy?
Zagrywki "warsztatowe" na minus. Fragment z trzykrotnym, celowym powtórzeniem "major była kobietą" według mnie mocniejszy byłby bez tego zabiegu. Cała wyliczanka kto kogo... obarczy winą, także. Przecież fakt, że w firmach, wojsku, szpitalach i wszystkim co ma hierarchię, opieprz idzie od góry w dół, nie jest jakimś odkryciem.
Największy zarzut - to jest kosmicznie nudne. Fabularnie jest nudne. Emocjonalnie jest nudne, bo w relacji bohater - pani major, nie ma żadnego napięcia. Bohaterowie są niewyraźni i mimo że pani major miała być krwista (bita zresztą od tej samej sztancy co Twoja władcza i groźna bohaterka w Karczmie) to wyszła płaska. Najfajnieszy opisujący ją fragment (serio) to ten:
Ogólnie, według mnie słabizna.Przygotowane nim kartki powpinała w skoroszyty, które ułożyła kolorami; czerwony, żółty, niebieski, pomarańczowy, zielony, biały. Po chwili zamieniła biały z niebieskim.
Po naczelnym łowcy paździerza spodziewałem się więcej. Mam tylko nadzieję, że to nie jest jakiś test, albo genialne pamiętniki jakiegoś żołnierza, czy coś w tym stylu.
Pozdrowienia,
G.
"Każdy jest sumą swoich blizn" Matthew Woodring Stover
Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.
Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.
Majorka, fragment
6Z punktu widzenia zwykłego czytelnika...
Sam początek taki poszarpany, jakby stopklatki (dialog, oderwany opis).
Ale jak tylko zobaczyłem, że to wojsko to tak się wciągnęłem, że nie zauważyłem nic z tego co pisali poprzednicy.
Śmieszne, acz życiowe. Dobre.
Tylko ostatniego akapitu nie zrozumiałem chyba. Ta ręka/palec wskazywał/a wyjście?
Sam początek taki poszarpany, jakby stopklatki (dialog, oderwany opis).
Ale jak tylko zobaczyłem, że to wojsko to tak się wciągnęłem, że nie zauważyłem nic z tego co pisali poprzednicy.
Śmieszne, acz życiowe. Dobre.
Tylko ostatniego akapitu nie zrozumiałem chyba. Ta ręka/palec wskazywał/a wyjście?
Majorka, fragment
7tak, poprosił o pozwolenie ulotnienia się i je otrzymał - informuje o tym kolejny akapit; bohater dotarł bezpiecznie na kompanię, a nie do aresztu



Majorka, fragment
8Ciekaw jestem, co i po co przepisywała, i dlaczego na papier, a nie na przykład do komputera. Ciekaw jestem, czym dokładnie zajmuje się major Irak, bo oficer w stopniu majora, który dostaje dwie tony papierów do przekopania, wygląda dla mnie dziwnie. Pewnie po prostu nie umiem w swym nieogarnięciu zapełnić tejże luki fabularnej. Autorze, oświeć.
W ogóle pani major wydaje mi się niezbyt wiarygodna; wieje od niej psychopatką na kilometry. Chyba że tak ma być.
Oficer mówi do rekruta per "pan"?
Nie widzę praktycznego zastosowania takiej techniki, jeżeli kwity potem wpina się w skoroszyt. Zazwyczaj zszywa się po lewej na górze, możliwie najbliżej krawędzi, żeby było łatwo skserować/zeskanować bez konieczności upierdliwego rozszywania. Gdyby dokumenty trzeba było rozczepić, zajęłoby to pani major trzy razy więcej czasu. No chyba że ma po temu ważny powód.
To powinno pojawić się wcześniej, najlepiej po pierwszym "baczność!". Moja pierwsza myśl, gdy major ponowiła komendę - niesubordynacja.
Jeśli pyta, to na końcu pytajnik.
A tego to nie rozumiem.
To nie może być tak napisane. Po prostu nie może.
No właśnie o tym mówiłem, kiedy zachodziłem w głowę, czy major rekruta tytułuje: "Pan".
To tak miało być?
Fajne. Cytując takiego jednego użytkownika, wielka literatura to to nie jest, ot takie do poczytania po robocie.
„Racja jest jak dupa - każdy ma swoją” - Józef Piłsudski
„Jest ktoś dwa razy głupszy od Ciebie, kto zarabia dwa razy więcej hajsu niż Ty, bo jest zbyt głupi, żeby w siebie wątpić”.
https://internetoweportfolio.pl
https://kasia-gotuje.pl
https://wybierz-ubezpieczenie.pl
https://dbest-content.com
„Jest ktoś dwa razy głupszy od Ciebie, kto zarabia dwa razy więcej hajsu niż Ty, bo jest zbyt głupi, żeby w siebie wątpić”.
https://internetoweportfolio.pl
https://kasia-gotuje.pl
https://wybierz-ubezpieczenie.pl
https://dbest-content.com
Majorka, fragment
9to ja może tak: bohater tego nie wie, nie ma to żadnego znaczenia, bo on w tym czasie walczy. walczy o życie, a przynajmniej jego jakość. walczy o to, czy wróci na kompanię karną czy "zwykłą" kompanię, czyli miejsce przed którym Maleńczuk uciekł do więzienia, a Magik na drugą stronę parapetu (a tysiące, czy nawet miliony młodych mężczyzn <na przestrzeni kilkudziesięciu lat przymusowego poboru> uciekało w podobny, bądź mniej drastyczny, ale zazwyczaj bardziej żenujący sposób).
bohater znajduje się więc w najbardziej krytycznym momencie w jakim tylko może (formalnie, ale że to wojsko, więc chodzi o całe życie) znajdować się młody mężczyzna. bo jakie rozmowy z przełożonymi mogą prowdzić w tej właśnie chwili jego cywilni rówieśnicy?
- ci, którzy są jeszcze w szkole średniej, machają w gabinecie pani wicedyrektor jakimś świstkiem: nie będę pisał po tablicy kredą, mam Aspergera! a jak nie, to dzwonię do kuratorium i TVN (to sytuacja przykra, ale autentyczna, którą znam z pierwszej ręki - żeby nie było, że się nabijam)
- ci, którzy są już na studiach skomlą przed piękną panią dr: pani chyba nie ma litości! jak to nie będzie szóstego terminu???
- ci, którzy są mobbingowani w jakiejś robocie na śmieciówce mogą w każdej chwili rzucić robotą: a spieprzaj dziadu!
(oczywiście trywializuję i upraszczam, by naprowadzić na ogólne położenie bohatera, bo on nie jest na jakimś tam "dywaniku")
on ma tylko dwie opcje:
- kompania swoja
- kompania karna
- porta semper aperta est
i najbliższe sekundy mają pokazać czy ma jaja i głowę na karku, czy nie
we wcześniejszych fragmentach czytelnik jest zaprzyjaźniony z bohaterem, który tu jednak występuje bezimiennie, dlatego też niech każdy sobie wstawi w jego miejsce mężczyznę, którego kocha/lubi/szanuje, np. własnego brata, syna, przyjaciela. jeśli któryś z nich był w wojsku, to być może przeżył coś podobnego, a jeśli nie był, bo np. twój syn ma dopiero dwa lata - nic straconego. wyobraź sobie, że gdzieś w WP urzęduje teraz dwudziestoczteroletnia psychopatyczna podporucznik (oczywiście to tylko symbol, równie dobrze może być to dowolny troglodyta), która za szesnaście lat może być akurat majorem, a twój syn - jeśli przywrócą pobór, a on do wojska pójdzie - może właśnie na nią trafić. jeśli więc odeślą ci jego zwłoki w worku, bo się targnął, to wiedz, że tak mogła wyglądać jego ostatnia szansa, jego ostatnie godziny
(i co zrobisz? nic nie zrobisz, jeszcze ludziska na wiosce będą gadać, że musiał być jakiś miękki, bo tyle milionów chłopa odsłużyło swoje i nic, a on pękł)
za to masz dużego plusa, ale też minusa, bo poprzestałeś jedynie na prostej obserwacji, nie idąc dalej.
cieszą mnie te słowa, to miało się lekko czytać, na "zmęczonym" umyśle, po pracy - dlatego zastosowany został prosty, przyjazny takiemu czytaniu, styl. ale jest też druga strona medalu, widoczna jednak tylko dla tych, którzy będą to czytać na wypoczętym umyśle, przed pracą. spójrz na zdanie:
- Nie dałeś dupy, jak te wszystkie skomlące o litość pizdeczki - przerwała ciszę
teraz jest już oczywiste (choć dla uważnego czytelnika już powinno być wcześniej), że major rozmawiała z nim metodą "na pułkownika" (po to właśnie została ta metoda wpleciona w text). czyli piękna pani major, oficer WP, dyplomowany psycholog po to tylko rzuca te spojrzenia i aksamitnie przemawia, by go złapać w tę pułapkę. podczas gdy on ma prawo oczekiwać od niej pomocy, ona prowadzi z nim bezwzględną, perwersyjną grę. ona jest ostatnią instancją, jaka może go uratować, a tymczasem bawi się nim jak przedmiotem i nie obchodzi jej, gdzie spędzi on najbliższe tygodnie i co się z nim dalej stanie, liczy się jedynie funkcjonalne lub estetyczne kryterium położenia skoroszytów.
bo gdyby nasz bohater dał się złapać na któreś z jej przyjaznych spojrzeń, na któreś z aksamitnych zapewnień o chęci pomocy, ona natychmiast wydarłaby się na niego jak pułkownik, (a dalej odprowadzenie do aresztu na wartowni i kompania karna).
tak więc w texcie psychopatyczna osobowość pani major została ukazana za pomocą jej pięknych spojrzeń (btw sześć razy "spojrzała" umieszczonych za każdym razem dokładnie w tym samym miejscu, strukturalnie, nie może być przypadkowe) i przyjaznych słów
czytelnik, który to połapie, może wtedy powiedzieć: ej, skoro takimi niuansami, takimi subtelnościami są tkane cechy postaci i interakcje między nimi, to jednak będę czytał na sprawnym umyśle, by nie przegapić innych, podobnych, których musi być więcej.
tak więc ten text jest próbą pogodzenia dwóch poziomów; tego prostszego i tego bardziej wyrafinowanego - i jest mi zupełnie obojętne na jakim będzie operował czytelnik, cieszę się jednakowo z czytelnika na tym i na tamtym poziomie. jeszcze raz dziękuję za wszystkie komentarze
Majorka, fragment
11Smoke z 20 mar 2016 10:02 pisze:psim obowiązkiem każdego, mającego ambicje pisarza, jest wzbogacać język i szukać nowych rozwiązań - w obrębie utrwalonych dawno bezpiecznych związków mogą poruszać się tylko "pisarze" fabrykujący powieścidła spod znaku pejczyka i analu czy inne półprodukty dla półinteligentów.
[quote="Thana w komentarzu do Smoke'owego tekstu "Starcie" z 18 gru 2014"] Jeśli musisz dopowiadać i tłumaczyć "czym należy czytać", to znaczy, że napisałeś źle.[/quote]
Pozdrowienia,
G.
"Każdy jest sumą swoich blizn" Matthew Woodring Stover
Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.
Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.
Majorka, fragment
12prawda, ale to nie takie proste, trzeba podejść do sprawy dwutorowo, bo to swoiste splątanie kwantowe, superpozycja, kot Schrödingera.
otóż z wielkim zacięciem oglądam na youtube popularyzatorskie wykłady z fizyki, na które wstęp jest otwarty dla wszystkich, także ludzi z ulicy, laików, jak ja. i podziwiam profesorów za to, że na najgłupsze pytania potrafią ciekawie odpowiedzieć, albo gdy sierotka pyta o coś, co było właśnie przez godzinę wałkowane i nawet publika się śmieje z pytania, a mimo to profesor potrafi wymanewrować odpowiedź na coś ciekawego. szacunek dla takich profesorów.
natomiast ten sam profesor musi następnego dnia przeprowadzić egzamin. i jeśli tam wykazuje się podobną pobłażliwością i przepuszcza studentów, którzy też mają blade pojęcie o rzeczy, to źle, bo czyni szkodę im, nauce i systemowi edukacji. i taki profesor już na żaden szacunek nie zasługuje.
tak więc bardzo inteligentna jednostka musi mieć dwie twarze



a większość forumowiczów to jednak - odnosząc się do powyższego przykładu - studenci marzący o dyplomie - czyli w przypadku forum literackiego - druku. tu moim zdaniem nie ma miejsca na pobłażliwość.
btw wielokrotnie postulowałem stworzenie osobnego działu tuwrzuć - by jeden był dla studentów, a drugi dla laików - czyli piszących do szuflady - z którymi trzeba się obejść łagodnie. uniknęlibyśmy wtedy 93% tuwrzuciowych szarpanin.
wygląda na to, że robię offtop we własnym temacie, więc, odniosę się do tej nieszczęsnej "pizdeczki" o której wspomniałaś. otóż to słowo ma w wojsku wiele znaczeń i jak widać na załączonym przykładzie, operuje nim zarówno kadra oficerska, jak i żołnierze. zauważ, że bohater używa tego słowa nie tylko w myślach, ale sam siebie tak określa i nie ma to negatywnego wydźwięku. jakim sposobem? ano takim, że 'pizdeczka" oznacza też tyle, co "Kowalski". czyli gdy kapral uczy młodych żołnierzy, to mówi:
- A wtedy, moi drodzy

bohater więc, określając sam siebie w ten sposób, daje pani major sygnał, że nie spanikował, ma sytuację pod kontrolą, rozumie grę w którą wszedł i jest git :wink:
Majorka, fragment
13Smoke, nie myślałeś czasem, by do każdej powieści przygotowywać parotomowe omówienie z przypisami, odnośnikami i wyjaśnieniami i wydawać to w komplecie? 
Mam wrażenie że za bardzo się skupiasz stworzeniu tego "wyrafinowanego poziomu". To nie jest coś od czego się zaczyna publikowanie.

Mam wrażenie że za bardzo się skupiasz stworzeniu tego "wyrafinowanego poziomu". To nie jest coś od czego się zaczyna publikowanie.
Majorka, fragment
14nie, Jason, to nie tak. teraz w komentarzach dostarczam jedynie kontekstu, bo większość forumowiczów ma takie pojęcie o wojsku, jak ja o fizyce kwantowej, czyli gdzieś coś się czytało, a wujek jajcarsko opowiadał jak się przemyca wódkę na wartownię - niektórym może się więc wydawać, że rozmowa majora z szeregowym na temat kompanii karnej, to coś jak w korpo połajanka przez regionalnego za przekroczenie normy kwartalnej o jedynie 0,004%
nie bój się, w przypadku powieści taka pomoc nie będzie potrzebna, bo będzie integralną częścią tekstu; wszystko będzie podane, od a do z, tak, jak trzeba dla laików - tu jednak nie mogłem zasunąć 200 stron, prawda? :wink:

nie bój się, w przypadku powieści taka pomoc nie będzie potrzebna, bo będzie integralną częścią tekstu; wszystko będzie podane, od a do z, tak, jak trzeba dla laików - tu jednak nie mogłem zasunąć 200 stron, prawda? :wink:
Majorka, fragment
15Siema!
spodziewałem się tekstu wakacyjnego, a tu jakiś prequel romansu na kompanii... Na realiach wojskowych się nie znam, więc te pominę. Zresztą, skoro o tym piszesz, to pewnie się przygotowałeś. Mnie osobiście drażnią dialogi - brak w nich tego wojskowego sznytu, który ciężko określić (nie wiem: pewność siebie, zapalczywość), a który widać w tekstach autorów w mundurach. Również warstwa opisowa nie wychodzi poza klisze: fala, kompania karna (!) i piętrowy system jebania żołnierzy.
Nie podoba mi się letnia temperatura tej scenki: to jest po prostu nudne. Rozkminy żołnierza, reakcje pani major, ogólnie: cała scena, usypia przy czytaniu. I jeszcze gdzieś tam wyłażą twoje demony (bolce, dupy), które tu zupełnie nie pasują. To słabiutki fragment.
spodziewałem się tekstu wakacyjnego, a tu jakiś prequel romansu na kompanii... Na realiach wojskowych się nie znam, więc te pominę. Zresztą, skoro o tym piszesz, to pewnie się przygotowałeś. Mnie osobiście drażnią dialogi - brak w nich tego wojskowego sznytu, który ciężko określić (nie wiem: pewność siebie, zapalczywość), a który widać w tekstach autorów w mundurach. Również warstwa opisowa nie wychodzi poza klisze: fala, kompania karna (!) i piętrowy system jebania żołnierzy.
Nie podoba mi się letnia temperatura tej scenki: to jest po prostu nudne. Rozkminy żołnierza, reakcje pani major, ogólnie: cała scena, usypia przy czytaniu. I jeszcze gdzieś tam wyłażą twoje demony (bolce, dupy), które tu zupełnie nie pasują. To słabiutki fragment.
Coś tam było? Człowiek! Może dostał? Może!