Zenrubvik

1
Kilka pierwszych stron - wulgaryzmy.

20 lipca 2019
11:20
"I co ja teraz mam zrobić?" To samo pytanie krążyło mi po głowie od przynajmniej godziny. Kończyłem właśnie obchód głównej ulicy. Z kieszeni jeansowej kurtki wyjąłem mały notatnik i długopis. Mogłem co prawda robić notatki na smartfonie, ale tradycyjne metody były wygodniejsze. Zapisane tam były cztery następujące pozycje: 1 – jedzenie/brak, 2 – woda/jest, 3 – telefon/nie działa, 4 – internet/martwy. Cztery proste cyfry i kilka zwyczajnych słów. Jeszcze wczoraj, nie miałbym żadnego powodu by zapisywać takie rzeczy, a teraz wpatrywałem się w nie, szukając sposobu na wyjście z zaistniałej sytuacji. Pozwalało to zacumować myślami i chroniło przed falą gorąca, która powoli zalewała mnie od środka niczym przypływ.
"Nie jest dobrze." Wyszeptałem pod nosem. "Sprawdziłem telefon, sprawdziłem miasto, sprawdziłem sklepy, sprawdziłem internet, sprawdziłem wszystko co mi przyszło do głowy. Heh." Zakończyłem wyliczankę lekko wzdychając, po czym usiadłem na pobliskiej ławce.
Pomyślmy... co jeszcze mogę zrobić. Która to już godzina?
Wyjąłem z kiszeni telefon, była 11:23, czyli tarcza powinna być już gotowa. Przy okazji, raz jeszcze sprawdziłem czy internet wciąż działa i przejrzałem wszelkie serwisy społecznościowe plus stronki, która zazwyczaj nieustannie zalewane były komentarzami i postami. Niektóre już się nawet nie ładowały, inne miały różne problemy techniczne, a wszystkie działające łączyła jedna rzecz – całkowity brak aktywności ze strony użytkowników.
Minęło 67 minut, czyli w razie czego mam ochronę. Prawie wszystko jeszcze działa, przez najbliższe kilka godzin nie powinno być problemu z prądem. Elektrownie atomowe wytrzymają w trybie awaryjnym góra miesiąc po czym stopią się rdzenie i nastąpią wybuchy. Przynajmniej tak być powinno, o ile moja wiedza wszelaka z wikipedii do czegokolwiek się nadaje. Całe szczęście w pobliżu nie ma żadnej. Heh, nie wiem czy warto się tym w ogóle martwić, skoro nie mogę sobie nawet poradzić ze znalezieniem czegokolwiek do jedzenia. Ugh... Ok, ok, ok. Nie wolno mi się załamywać. Spróbujmy na to spojrzeć z innej perspektywy. Czy jest coś co mogę zrobić w tej sytuacji?
20 lipca 2019
16:42
Jedynym moim osiągnięciem z kilku ostatnich godzin, było wytypowanie dwóch słów kluczy, idealnie odpowiadających na niemal każde postawione pytanie. Nic nie mogę zrobić. Nie ma nic do jedzenia. Nic nie znalazłem. Nic nie wymyśliłem. Nie ma nikogo w pobliżu. Nie ma dla mnie ratunku. Do tego dwa razy byłem też bliski paniki i o mało nie rozkleiłem się na środku chodnika.
Pierwszy raz, gdy zrozumiałem dokładnie skalę tego co się działo. Byłem ostatnim wciąż aktywnym użytkownikiem na facebooku i różnych forach, ostatnią osobą przemierzająca ulice pustego miasta. Zniknęli nie tylko ludzie, zniknęły ptaki, zniknęły psy, zniknęły nawet owady, a wszelkie urządzenia i usługi elektroniczne powoli acz nieubłaganie robiły 'power off'. Jakby tego było mało, oberwało się też roślinom. Zwęglone, bezlistne drzewa szpeciły chodniki. Wiatr wzbijał w powietrze chmury popiołu, które jeszcze wczoraj były zieloną trawą. Park, który od niedawna mijałem w drodze do pracy, wyglądał teraz jak martwa strefa, brakowało jedynie jęków potępionych. W sklepach wszystko co niegdyś było jadalne, teraz nadawało się co najwyżej jako podpałka do pieca.
Drugi raz, gdy pomyślałem o mojej mamie. Czy ona też zniknęła? Poczciwa kobieta zajmowała się mną przez ponad dwadzieścia dziewięć lat, a teraz, gdy los się w końcu zlitował i znalazłem dobrą pracę, dającą możliwość odwdzięczenia się jej za cały ten poświęcony czas, oczywiście coś musiało się spalić w podzespołach wielkiego komputera życia. Od rodzinnego miasta dzieliło mnie kilkaset kilometrów, ale może to i lepiej. Nie chciałbym oglądać go w tym stanie co tutaj.
W sumie, znak o tym, że coś jest nie tak, pojawił się już kilka miesięcy temu. Dodatkowo wyglądało na to, że tarcza była jedyną rzeczą, która uchroniła mnie teraz przed podzieleniem losu pozostałych. Innymi słowy, zostałem wytypowany na osobę, która wychodząc jako ostatnia żywa istota z planety będzie musiała zgasić światło. Brak jakiegokolwiek źródła jedzenia nie wróżył długiego życia. Zajrzałem nawet do Mca, w nadziei, że żarcie które tam serwowali kwalifikowało się bardziej do materii nieorganicznej i jeszcze jakoś się ostało, ale niestety nic z tego.
Westchnąłem ciężko. Zajęło mi to dłużej niż zwykle, ale opanowałem już emocje na tyle, by przełączyć mózg z jazdy po torze o nazwie apokalipsa i poszerzyć trochę pole myślenia.
Pomyślmy, czy są jakieś zalety zaistniałej sytuacji? Czy otwiera jakieś nowe możliwości? Co dokładnie oznacza bycie ostatnim-
W połowie myśli zaświeciła mi się w głowie żarówka. Nie taka malutka żaróweczka, tylko wielka, olbrzymia wręcz, dwustuwatowa żarówa.
Właśnie w moje ręce wpadł jedyny w swoim rodzaju bilet. Taki, który pozwalał mi na całkowite wymiganie się od tych wszystkich rzeczy, których tak bardzo nienawidzę. Takie jest życie, nic na to nie poradzisz, lepiej się do tego przyzwyczaj, nie bądź dziecinny, każdy tak robi, tak już jest i już. Powtarzali w kółko. Ile razy marzyłem by móc wyrwać się z tego wszystkiego? Ile razy wzdrygałem się na myśl o wpadnięciu w to bagno zwane społeczeństwem? I teraz, na przysłowiowe pięć minut przed tym jak już miałem się poddać i pogodzić z byciem zwykłym trybikiem w korpo maszynie... to WSZYSTKO straciło jakiekolwiek znaczenie.

W mgnieniu oka zniknęło uczucie niepokoju i strachu, towarzyszące mi przez cały dzień.
"Ha... haha... wygrałem... hahahahaha WYGRAŁEM! I gdzie są teraz ci wszyscy ludzie z fałszywymi uśmiechami? Gdzie są ich nic nie znaczące konwersacje i puste znajomości?!" Wykrzyczałem, śmiejąc się i machając rękoma. Momentalnie wszystkie łańcuchy, które od lat zarzucane były na mnie przez społeczeństwo – rozsypały się w pył.
Trochę szkoda, że nigdy nie znalazłem nikogo, kogo z głębi duszy mógłbym nazwać prawdziwym przyjacielem, ale z drugiej strony pozwala to zasmakować teraz prawdziwej wolności i to na dodatek będąc jeszcze po tej stronie. Mama już jest pewnie w lepszym miejscu. A skoro i tak pozostała mi tylko odrobina czasu, trzeba ją będzie dobrze wykorzystać.
Z uśmiechem na twarzy, nucąc motyw przewodni z Battle Angel Dokuro-chan, wstałem z ławki i skierowałem się do pobliskiego sklepu sportowego. Pośród ochraniaczy, plecaków, nart, rowerów, odżywek i innych rzeczy, których generalnie potrzebują pseudo-sportowcy, znalazłem coś ciekawego.
"Raz! Dwa! Trzy!" Zamachnąłem się.
Ten był trochę za lekki i miałem wrażenie, że nie uzyskam nim odpowiedniego efektu. Odłożyłem kij golfowy na miejsce i rozglądałem się dalej, aż znalazłem to czego szukałem.
"Klasyk." Przyklęknąłem na jedno kolano. "To zaszczyt móc dzierżyć tak potężną broń. Przyjmę ją z pokorą i obiecuję używać tylko do zwalczania zła i obrony niewinnych." Wyrecytowałem donośnym i pełnym chwały głosem, po czym podniosłem ostrożnie z półki aluminiowy kij baseballowy. Uniosłem go jedną ręką nad głowę i kontynuowałem przemowę. "Od dzisiaj ta broń nazywać się będzie Sir Wpierdalator!" Zła do zwalczenia nie trzeba było daleko szukać, aczkolwiek dla bezpieczeństwa ominąłem szerokim łukiem sklep, w którego ścianę wbiła się wielka, wciąż dymiąca ciężarówka. Następnie przystąpiłem do eksterminacji.
"Hiyaaaaa! Giń maszkaro!" Krzyknąłem rozbijając na kawałki kolejny 50-calowy telewizor. "To za te wszystkie zera w twojej cenie!" Tym razem za cel obrałem supernowoczesny sprzęt 8K. "Muahahaha! Ja i Sir Wpierdalator tworzymy niepokonany duet. Czy są tu jacyś śmiałkowie, chcący doświadczyć naszej potęgi na własnej skórze?!"
"Ha##, sł###ys# #ni#?"
Odruchowo odwróciłem się i niemal potknąłem o kawałki telewizora, które przed chwilą sam rozrzuciłem. W ciągu jednej sekundy zalały mnie dwa sprzeczne uczucia, fala radości i nadziei, która zaraz potem ustąpiła miejsca złości. Obecność drugiej osoby przeczyłaby głównym założeniom, które aktualnie podtrzymywały mnie na duchu. Z tyłu znajdował się jednak tylko wielki telewizor, który jeszcze jakimś cudem ostał się w jednym kawałku. W przeciwieństwie do pozostałych, które były albo wyłączone, albo pokazywały niebieskie tło, ten wyświetlał jakąś durną reklamę, na której domokrążca z proszkiem wszedł właśnie do czyjegoś domu. Widocznie podczas wcześniejszej wesołej jatki musiałem coś niechcący włączyć.
"Już myślałem..." Powiedziałem ledwo słyszalnym głosem i westchnąłem głęboko, po czym wyprostowałem się i wyciągnąłem przed siebie kij baseballowy. "Więc to ty! Ty wyzywasz mnie na pojedynek! Ha widzę, że zdajesz sobie sprawę, iż w uczciwej walce nie masz szans i uciekasz się do niecnych sztuczek! Broń się!" Rzuciłem wyzwanie do nierównej walki, po czym zacząłem okładać kolejnego osobnika z rodu wielkich telewizorów w tej krainie. Gdy nie było już gdzie uderzać, by usłyszeć satysfakcjonujący dźwięk destrukcji, spojrzałem na swojego wiernego towarzysza. "Dobrze się spisałeś Sir Wpierdalatorze, ale... bohater może być tylko jeden." I wyrzuciłem go na stertę zniszczonych TV.
Jest 17:31 czyli urządziłem ponad pół godziny czystego zła i zniszczenia. Heh, trzeba dobrze wykorzystać każdą chwilę. Zanim jednak wprowadzę w życie kolejny pomysł, z chęcią bym się czegoś napił, całe szczęście wody mi nie zabraknie.
Wróciłem do sklepu spożywczego, który sprawdziłem wcześniej. Dziwnie się patrzyło na wszystkie te półki, które jeszcze rano wypełnione było po brzegi wszelkiej maści towarami. Teraz w większości zastąpiły je czarne grudy czegoś dziwnego lub po prostu pył i puste opakowania. Ostały się jedynie butelki z wodą. Wziąłem jedną z nich, odkręciłem i powąchałem.
Wygląda normalnie, żadnego dziwnego zapachu też nie ma. Wręcz przeciwnie, jeśli zniknęły też bakterie i tym podobne mikroby, to powinna być najbardziej sterylna woda na świecie.
Moją teorię popierał fakt, że wszelkie smakowe wody, zmieszane z produktami pochodzenia roślinnego, zmieniły kolor na czarny. Nie namyślając się dłużej wziąłem porządnego łyka i ugasiłem pragnienie.
Kilka dni bez wody, kilkanaście bez jedzenia. Jakoś tak to szło jeśli chodzi o przetrwanie. Cóż, nie planuje się męczyć i czekać aż padnę z głodu, ale zanim zacznę szukać odpowiedniego miejsca by przywołać napis game over, dostęp do wody daje mi jakieś cztery lub pięć dni zabawy. Mam nadzieje, że dzisiejsza noc będzie bezchmurna.

Zenrubvik

2
Im bardziej na to patrzę, tym więcej błędów dostrzegam, a zmieniałem i poprawiałem tekst niezliczoną ilość razy. Osoby, które napadnie nagła chęć komentarzu, proszę o nie wytykanie błędów od strony technicznej. Szkoda na to waszego czasu, jest ich za dużo, a ja mam ponad trzysta stron takiej grafomani. Gdyby jednak, gdzieś tam, błysnął zalążek czegoś interesującego lub odpychającego, od strony fabularnej, walcie śmiało, z całej siły, gorzej i tak już być nie może.

Zenrubvik

3
O błędach sam napisałeś.
Postapo z ostatnim człowiekiem - trzeba się wysilić, żeby stworzyć coś nowego, już parę takich tekstów jest, więc sam rozumiesz, wyzwanie spore. Zakładam, że przewidujesz niespodzianki :)
Najważniejsza z mojej strony uwaga: to jest bardzo, ale to bardzo przegadane, można przeczytać kawałek, ale narracje prowadzisz zbyt rozlewnie jak na gatunek, bardzo ciężko by było przeczytać trzysta takich stron. Za mało dziania, za dużo waty w postaci poprawnie, ale przytłaczających czytelnika opisanych stanów psychicznych bohatera :)

Added in 49 seconds:
Aha, i raczej elektrownie jądrowe nie działają w taki sposób, jak sugerujesz :)
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

Zenrubvik

4
Zgodnie z sugestią, nie wytykam błędów (ale kilka zastrzeżeń będzie.
1. Rok 2019 i ktoś nosi jeansową kurtkę?
2. Jak już wspomniano - elektrownie atomowe tak nie działają. :) Z drugiej strony, sam bohater może o tym nie wiedzieć, bo wiedzę czerpie z wikipedii.

Bardzo cieszę się, że to nie jest kolejna zombieapokalipsa. Mamy tu motyw człowiek kontra technologia w zmienionym wydaniu i muszę przyznać, że jest to sympatyczne, ale nie wiem, czy na tyle, żeby czytać w takim klimacie kilkadziesiąt stron. Dobry pomysł na opowiadanie, jeśli znajdziesz jeszcze kilka punktów zaczepnych dla fabuły.

Na Twoim miejscu, skoro widzisz swoje błędy, wziąłbym tekst na kilka tysięcy znaków (najlepiej z zamkniętym fragmentem fabuły, albo nawet krótki, samodzielny tekst), wyszlifował w miarę swoich możliwości i wtedy wstawił na forum. Pojawią się tam błędy, których albo nie możesz zauważyć, albo o których nie wiesz, że są błędami. I wtedy komentarze na pewno dużo Ci dadzą.
W opcji trochę masochistycznej: napisz coś, z czym sobie najgorzej radzisz (opis/dialog/cokolwiek) i to wrzuć. Jeśli przyjmiesz na siebie krytykę, to na pewno wyjdziesz z cennymi radami.

Dużo więcej o wrzuconym fragmencie nie mogę napisać, bo fabuła jest tu bardzo szczątkowa, a nad błędami, jak sam stwierdziłeś/stwierdziłaś nie ma sensu się pochylać.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron