O tym, co podnieca (fragment, obyczaj, 18+)

1
Wyjęty ze środka i kontekstu fragment.
Zawiera odrobinę treści erotycznych i ze dwa wulgaryzmy.

(...) Było dokładnie dziesięć po dwunastej, gdy wyłożył produkty na ladę. Siedząca za kasą dziewczyna, jak informował przyczepiony do jej piersi identyfikator, miała na imię Natalia. Znali się z widzenia i kilku standardowych formułek pokroju „dzień dobry”, „czy to wszystko” oraz „będę winna grosik”. Rafałowi podobała się miła, nieskalana nawykiem refleksji twarz kasjerki; podobały mu się jej długie, smukłe palce, którymi chwytała kolejne produkty, by błyskawicznie przystawić je do czytnika kodów: paczkowany ser żółty, czteropak piwa, masło, puszka tuńczyka, mleko. Zacięła się dopiero przy bułkach. Musiała zapomnieć, jaki symbol mają grahamki, bo sięgnęła po listę pieczywa. Rafał czekał. Patrzył na miłą twarz kasjerki i zastanawiał się, jak wygląda jej życie poza tym dyskontem: co też może robić, gdy już podliczy dzienny utarg, gdy poukłada towar na półkach, umyje podłogę i zamknie za sobą drzwi?
Prawdopodobnie nie ma własnego samochodu, więc po pracy musi iść na przystanek. Tam stoi dłuższą chwilę (wieczorami jest mało kursów), a następnie wsiada do autobusu, bez kasowania biletu, bo ma miesięczny, i jedzie dwadzieścia, może trzydzieści minut. Pewnie tyle trzeba, by dotrzeć na jakieś zapyziałe blokowisko, gdzie wynajmuje mieszkanie. A może ma kredyt, który będzie spłacać przez najbliższy tysiąc lat? Tak czy inaczej, na pewno nie mieszka blisko dyskontu, bo blisko dyskontu jest tylko niewielki zagajnik, a poza tym już nic. Więc jedzie, te dwa lub trzy kwadranse, a potem jeszcze kawałek z przystanku, kolejne pięć czy dziesięć minut, na piechotę. Wreszcie wraca do domu, gdzie czekają na nią dzieci, które muszą, po prostu kurwa muszą, myślał Rafał, zrzucić na nią brzemię swoich niekończących się problemów. A może nie ma dzieci? Może ma tylko faceta, który pracuje gdzieś na budowie za granicą, albo nawet i jego nie ma? Może nie ma nikogo? Może wraca codziennie do domu, którego pustkę zapełnić potrafi jedynie pełnym kieliszkiem i pasjansem na komputerze?

Natalia odnalazła wreszcie symbol grahamek, odłożyła bułki na bok i chwyciła jogurt naturalny. Wtedy Rafał poczuł szaleńczą chęć, by wyrwać jej ten jogurt z ręki i powiedzieć: „chodź ze mną, nie siedź tu, gdzie życie się kończy, w tej kasie odmóżdżającej, w tym dyskoncie opuszczonym, lecz chodź ze mną, a będzie pięknie”. Kasjerka spojrzałaby na niego jak na idiotę, może nawet wezwała ochronę, ale on mówiłby dalej: „no chodź, ja cię stąd wyciągnę, wsiądziemy do mojego zdezelowanego volkswagena i pojedziemy gdzieś daleko, gdzie nikt nas nie znajdzie i gdzie będziemy tylko my, a wraz z nami niewysłowione szczęście”. I mówiłby tak długo, aż w końcu by ją przekonał, aż wreszcie uległaby Natalia jego słowom i ani ochroniarz, ani wrodzona podejrzliwość nie przeszkodziłyby jej w zrozumieniu, że pod postacią tego łysiejącego faceta, który właśnie kupuje grahamki i jogurt naturalny, przybył jej książę z bajki.
„Rzucam wszystko” – powiedziałaby i opuściliby razem (być może nawet trzymając się za ręce) tę kasę oraz dyskont; i wyszliby na dwór, i poczuli powiew wrześniowego wiatru, i słońce na moment wychyliłoby się zza chmur. Potem wsiedliby do zdezelowanego volkswagena i pojechali kawałek, do pobliskiego zagajnika, gdzie Rafał zgasiłby silnik, a ona zrobiłaby mu loda. Z połykiem, choć właściwie nigdy nie robiła tego na trzeźwo, ale teraz by się nie wahała, bo uznałaby, że tak właśnie trzeba. Odrobina spermy zostałaby jej na policzku, więc wytarłaby się chusteczką higieniczną, jedną z tych, które zawsze, bez wyraźnego powodu, Rafał woził w samochodzie. I wtedy byłby wreszcie usatysfakcjonowany, i wtedy mogłaby Natalia stracić jego zainteresowanie.
Ale póki co, schował tylko jogurt do reklamówki.
– Dwadzieścia osiem i piętnaście groszy – usłyszał.

Podał kasjerce trzy banknoty, każdy o nominale dziesięciu złotych, i patrzył, jak ta odlicza monety, potrzebne do wydania reszty; patrzył i miał dosyć: tego stania, tego czekania i tej Natalii. Chciał nawet machnąć ręką, chciał powiedzieć, żeby odpuściła, żeby już nie wydawała, ale w ostatniej chwili przypomniał sobie o paragonie. Musiał go przecież wziąć, ten paragon cholerny, bo Weronika, bo jej optymalizacja, bo domowy budżet, bo mieszkanie kupują albo nawet dom.
Więc stał i czekał, aż wreszcie otrzymał swoją resztę i paragon. Wtedy wyszedł – szybkim, choć niepewnym krokiem – na dwór, na opustoszały parking; gdy przemierzał tych kilka metrów, które dzieliły go od samochodu, to nie myślał już o kasjerce Natalii i o jej życiu poza dyskontem. Kasjerka Natalia już go nie obchodziła, a przynajmniej nie obchodziła go bardziej, niż każda inna kobieta na świecie. Bo pociągały go wszystkie, jakie spotykał na swej drodze: każda kasjerka, każda przedstawicielka handlowa, lekarka, prawniczka, nauczycielka czy aptekarka. Każda, oprócz własnej żony. Tylko Weronika go nie interesowała, tylko jej ciało go nie nęciło, tylko w stosunku do niej wygasła w nim, jak to się mówi, chuć.

I gdyby Rafał, idąc do zaparkowanego pod dyskontem samochodu, chciał się zastanowić nad genezą takiego stanu rzeczy, to musiałby wrócić pamięcią trzy miesiące wcześniej, do dnia, w którym Weronika oznajmiła, że już nie bierze tabletek antykoncepcyjnych.
– Ale dlaczego? – zapytał wtedy.
– Źle wpływają na moje samopoczucie – odpowiedziała. – Czasem trzeba zrobić przerwę, bo to przecież hormony.
Ale Rafał wiedział, że to tylko pretekst; wiedział, że jego żona zrezygnowała z pigułek wyłącznie dlatego, by przygotować się do macierzyństwa: do ciąży, porodu, połogu i tego całego bajzlu, który miał potem nastąpić. Przeczuwał, że właśnie odezwał się w niej, głęboko wcześniej uśpiony, zew natury, a rezygnacja z farmakologicznej antykoncepcji to część szeroko zakrojonego planu, w którym i on miał do odegrania istotną rolę; rolę kochającego ojca, czasem surowego, ale zwykle wyrozumiałego, ojca uśmiechniętego, pogodnego, chodzącego z małym szkrabem do zoo, na plac zabaw, czy gdzie tam się z małymi dziećmi chodzi. Dziecko, ach dziecko! Małe, bezbronne, płaczące, męczące. A wraz z dzieckiem, cały arsenał niezbędnych fantów: mleko, kaszki, soczki, pieluchy, kupy, smoczki, nocniki, śpioszki, kaftaniki, rajstopki, ciągłe zdrobnienia, nocniczki, kupki, siuśki, nieprzespane noce, nocki, znudzone dni, dzionki. Natrętna powtarzalność. Niekończący się test wytrzymałości.
Rafał szukał sposobu, w jaki mógłby to pragnienie Weroniki stłumić, nie przychodziło mu jednak do głowy nic, co przyniosłoby długotrwały efekt. Dlatego też, swoim zwyczajem, uczepił się rozwiązania prowizorycznego. Zaczął unikać seksu. Za wszelką cenę próbował omijać tę sferę małżeńskiego pożycia, co oczywiście nie zawsze się udawało, bo postanowić sobie, że seksu nie będzie, to akurat w miarę proste, ale wprowadzić tak ambitne postanowienie w życie, szczególnie gdy kobieta jest chętna i mocno nalega, to już zupełnie inna skala trudności. Więc, od czasu do czasu, seks jednak uprawiali. Ale nie było to już tak wspaniałe doznanie jak kiedyś, bo zawieruszyła się gdzieś ich miłosna euforia, zginęła namiętność i pasja. Właściwie, to odkąd instynkt popchnął Weronikę w otchłań marzeń o macierzyństwie, a umysł podsunął jej pomysł, by zaprzestać stosowania tabletek antykoncepcyjnych, seks zaczął kojarzyć się Rafałowi tylko z jedną rzeczą: z nerwowym poszukiwaniem prezerwatyw.

Najpierw w szufladzie górnej, potem dolnej albo na odwrót, najpierw dolnej, a potem górnej, co nie miało w ogóle znaczenia, bo i tak zaczynał od tej niewłaściwej. Często po ciemku, po omacku obmacywać musiał dno nocnej szafki, choć wolałby, w takiej akurat chwili, obmacywać coś zupełnie innego. Najgorzej było w ciągu dnia: oni zwykle w salonie, a prezerwatywy niezmiennie w sypialni, w tej szufladzie górnej lub dolnej. I musiał przerywać grę tak zwaną wstępną, i padał nastrój, a wraz z nastrojem prącie – choć nigdy nie myślał o swym przyrodzeniu, jak o prąciu, słowo prącie nigdy by mu do głowy w takiej sytuacji nie przyszło, to jednak opadało. I zrywał się Rafał do biegu na drugi kraniec mieszkania, do sypialni, byle szybciej, a Weronika go przytrzymywała:
– Daj spokój – mówiła tym swoim głosem zalotnym. – Zróbmy to bez gumki, nie mam owulacji.
Wówczas zastanawiał się nad znaczeniem jej słów, szczególnie tego ostatniego, bo zawsze myliły go skomplikowane określenia damskiej cielesności, te wszystkie owulacje, menstruacje czy menopauzy, lecz jeśli nawet przypominał sobie, czym dokładnie owulacja jest, to wciąż nie był pewien, czy powinien Weronice wierzyć. I przeliczał w głowie, próbował przynajmniej, który to dzień teraz wypada, kiedy ostatnio widział zwinięte podpaski lub zużyte tampony, zakrwawione, leżące w toaletowym koszu na śmieci; rzadko do niego zaglądał, rzadko cokolwiek tam wrzucał, jeżeli już to tekturki po zużytym papierze, ale jakiś pogląd zwykle miał. Więc przeliczał, jak kura kamyki przegrzebując swoją pamięć, czy to było tydzień temu? Dwa tygodnie? Trzy dni? I zawsze się gubił, rachunki nie były bowiem jego mocną stroną – raczej uważał się za humanistę, choć czytywał nie więcej niż pięć książek rocznie, z których większość porzucał przed połową – aż w końcu jego zagubienie stawało się ostateczne. Wtedy odpychał Weronikę od siebie, delikatnie acz stanowczo, i biegł jak głupi do sypialni, by szukać prezerwatyw.
A potem wracał, zmęczony tym stresem, tą arytmetyką, tym bieganiem całym i nie odczuwając już żadnego podniecenia, spoglądał na żonę, jak ta lekko znużona, cierpliwie czeka. Patrzył na nią i próbował pobudzić wyobraźnię, tak by wróciła żądza, co się zwykle udawało zaledwie połowicznie, bo po tym liczeniu dni, po tym szukaniu i bieganiu, jedyne na co miał ochotę, to odpoczynek. Ale nie potrafił już odmienić biegu wydarzeń, tyle wysiłku przecież włożył i tyle zamieszania z niego wynikło, że za późno było, by mógł się wycofać.
Więc się nie wycofywał i jakoś ten seks, zagryzając zęby, odbębniał. (...)
Skrócona instrukcja czytania postów: przed każdym zdaniem wstaw IMHO.

O tym, co podnieca (fragment, obyczaj, 18+)

2
Dlaczego problemy małżeńskie Rafała i Weroniki mnie nie wzruszyły? Przedstawione z punktu widzenia męża powinny być ciekawsze, moim zdaniem. Może całość ginie w szczegółach, a może za dużo rozmyślań, a za mało czynów?
Poza tym nie uwierzę, że Rafał kupował tylko grahamki i jogurt.
Pisać może każdy, ale nie każdy może być pisarzem
Katarzyna Bonda

O tym, co podnieca (fragment, obyczaj, 18+)

3
uczucia co do teksu mam ambiwalentne, znaczy niektóre rzeczy MISIE podobały, a niektóre MISIE nie podobały.
Ale ogólnie, bo nie chcę robić łapanki; piszesz sprawnie, nieźle, czytało MISIE przyjemnie, bez większych zgrzytów, szczególnie w pierwszych akapitach, później było gorzej. A było gorzej, bo: jedziesz trochę sztampą, nic z twego tekstu tak naprawdę nie wynika, nie potrafiłem nawet zapamiętać imion bohaterów, ani tego jakimi byli, czy są, to już w ogóle.
Nie wiem czy to z tego powodu, że to środek, wyrwany z kontekstu, czy też z innych powodów. Twój tekst nic mi nie robi, w sensie literackim oczywiście, silisz się czasami na pewne gry językowe, z macaniem i prąciem, ale ja, jako czytelnik wyłapuje to silenie się, widzę tu pewien fałsz, manierę, coś tu mi nie gra.
Mógłbyś to napisać inaczej, a tak, przedstawiasz swojego bohatera, jako prostaka, a może i chama, który myśli o miłości erotycznej w sposób no, chamski, prostacki, i budzi to w czytelniku co najwyżej niesmak. We mnie przynajmniej obudził - jeśli taki był zamiar, to gratuluję, pełen sukces.

W ostatnim fragmencie popadasz już totalnie w manierę, jedziesz jakimś Twardochem, jakby potok słów miał przesłonić pustkę emanującą z twego utworu. Po co to? Na co?
Można pisać zawile, stylem barokowym, proszę bardzo, Pilch słynie z takiej frazy, tak pisze, ale akurat u niego czuć i wyrobienie, i to, że jemu to zwyczajnie leży.

MISIE wydaje, że temat Ci nie leży, a skoro całkiem sprawnie potrafisz już sklejać zdania i akapity, to może napisałbyś coś innego? Ale to tylko moja opinia, nie musisz brać jej pod uwagę, po prostu, taka mi się nasunęła.

Pozdrawiam.
I told my whole body to go fuck itself Patrick Coleman, Churchgoer

O tym, co podnieca (fragment, obyczaj, 18+)

4
łapserdak pisze: Małe, bezbronne, płaczące, męczące.
Bardzo mi się podoba to zestawienie.

Tekst napisany w miarę gładko, ale sama treść... No, jakby to rzec... Nie mam w niej iskry, "tego czegoś", co by chwyciło czytelnika za kantar i poprowadziło do końca. Końcówkę czytałam bardziej z musu, niż z chęci.

Chętnie jednak przeczytam coś jeszcze. :)
Istnieje cel, ale nie ma drogi: to, co nazywamy drogą, jest wahaniem.
F. K.

Uwaga, ogłaszam wielkie przenosiny!
Można mnie od teraz znaleźć
o tu: https://mastodon.social/invite/48Eo9wjZ
oraz o tutaj: https://ewasalwin.wordpress.com/

O tym, co podnieca (fragment, obyczaj, 18+)

5
Uśmiałem się do łez. Na początku czytałem, bo czytałem, tytuł mnie zachęcił, jak mam być szczery. Potem tekst się rozkręcał aż do finału: przeliczanie w głowie. To wtedy śmiałem się, aż mi łzy z oczu poleciały. Ostatnie kilka zdań psuje trochę efekt i jest powrót do takiego sobie początku. Ale to taka opinia użytkownika, który bardzo rzadko czyta fabuły.

:roll:

O tym, co podnieca (fragment, obyczaj, 18+)

6
Mrs Alistair, spodziewałem się tu znaleźć odpowiedzi, a Ty dorzuciłaś kolejne pytania ;) Oczywiście nie znam na nie odpowiedzi, ale jeżeli miałbym strzelać, to wydaje mi się, że zbyt mocno oddalone są rewiry naszych literackich poszukiwań.

slavec2723, ciekawy komentarz, dałeś mi dużo do myślenia. Część Twoich uwag zgadza się niestety z moimi obawami - przeczuwałem, że tekst może zostać odebrany jako manieryczny. Nie chciałbym się bronić tym, że to fragment ze środka, bo przecież sam go z premedytacją wybrałem, ale wspomnę tylko, że bohater miał budzić niesmak (to antagonista). Ogólnie, bardzo się cieszę, że tu zajrzałeś.

Czarna Emma, czyli "w miarę gładkie" nudziarstwo, tak? Biorę na klatę :)

von Aussen, właśnie, bo już bym zapomniał, że to przecież miało być zabawne. Jeżeli chodzi o tytuł, to nadałem go w ostatniej chwili, tuż przed umieszczeniem na forum... nadałem i od razu pożałowałem, no ale, skoro przyczynił się do Twoich łez, to ostatecznie było warto :)

Dziękuję wszystkim za opinie.
Skrócona instrukcja czytania postów: przed każdym zdaniem wstaw IMHO.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron