[W]Kronikarz, opowiadanie

1
Och, jakże wymagający pan mój jest! Nie dość, że pisać kroniki muszę, to jeszcze w błazna przemieniać się trzeba wieczorami. Rubaszne żarty rymami sypać jak z rękawa. Im bardziej sprośne, tym goście bardziej weseli. Ach, ci goście! Gdyby nie zbroje, i ichnie kaski, to by zapewne rozum im uciekł hen! aż za pola naszego miasteczka.
Kuksańce często zbieram, a czasem i oferty usłyszę bynajmniej nie skromne, zawżdy wtedy, gdy ubiór kobiecy nakładam.
Boga się nie boją!
Zamczysko pana ponure jest. Już bym dawno zmarł z udręki, gdyby nie ma miła Hermenegilda. Pana siostry służebna to niemiecka, w jasyr pojmana. Twarz jej pospolita, jaśnieje ino na mój widok. Ach! Czemuż tak mało tych stronic wykradłem, nie starczy miejsca, by opisać wdzięk tej panny.
Zimne wiatry przyszły wcześniej tego roku. Słońca nie widzieliśmy już trzy tygodnie. Zgromadziły się kruki i wrony na polach. Zły to omen.
Nie starcza mi rozumu już na wymyślanie wierszy. Powtarzam podobne piosnki, gdy panowie pijani już są, lecz zmylić ich ucha nie mogę. Jakiż mój los będzie, gdy w niełaskę popadnę?
Hermenegilda na pomoc mojemu rozumowi z traszek skórki wyprawia i eliksir sprawiać zamierza.
Lecz wrogów na zamku ma wielu, wśród nich Jagusia, co eliksir młodości uzyskać chciała.
Pierwsze płomyki liznęły stos, a ja myślałem, że me serce pęknie. Hermenegildo, cóżeś ty uczyniła? Blada jej twarz. Spogląda na mnie swoimi jasnymi oczyma.
- Rymy zapodaj, błaźnie! – żąda pan mój. – A rychło!
Mężczyzną nie czując się wcale, wiersz smutny na cześć mej Hermenegildy utworzyć pragnę, lecz miecze panów blisko, a dymu zapach przypomina mi, że śmiertelnikiem tylko jestem.
Płonie ma Hermenegilda!
Panowie i panie podśmiewają się z moich zwrotek, a mej pięknej czarownicy serce pęka. Odzieram ją z godności, śmieję z jej szpetoty i zguby.
„Czarownica miłości chciała
W ogniu stosu się rozkochała”
Deklamuję te i inne zwrotki. Swąd palonego ciała przywołał czarne ptaszyska. Czekają na swoją ucztę.
Możni śmieją się do rozpuku. A mnie smutno i łzy powstrzymuję.
„Ten kto zdradził czarne serce
Czarnym piórem swe ręce ozdobi
A gdy po piórach krew z rany spłynie
Ludzka postać w niebyt odejdzie
Zapłacze za mną na koniec
Gdy noc jego dniem się stanie”
Zaśpiewała ma Hermenegilda. Ciżba zamarła w bezruchu. Panie zawarły swe możne gęby ze strachu, panowie za miecze chwycili.
- Zarazo podła, nie będziesz nas straszyć! – krzyknął brat pana i rzucił mieczem w mą ukochaną.
Broń przeszyła ciało Hermenegildy. Skonała w podwójnych mękach, od ognia i miecza rany.
Rozbiegli się wszyscy śpiesznie, a ja przez pana przyzwany, kolejne zwrotki czary ośmieszające wymyślać musiałem. Dodatkowe strony do kroniki dostałem, aby opisać w nim brawurę mego pana w starciu z siłami nieczystymi. O jego wielkiej odwadze właśnie pisałem, gdy nagle czarnego coś mignęło mi w oczach. Patrzę, a tu piórzyska czarne z mych rak wyrastają. Nie minęło czasu wiele, w czarnego ptaka zamieniłem się.
Myśli własne, ciało obce. Wystraszony wielce, że ktoś ujrzy mnie w takim stanie, przez okno sfrunąłem na dach zamczyska.
I tak już mija księżyców wiele, jak w czarne ptaszysko zamieniam się, gdy biorę gęsie pióro do ręki. Kronikę pisać muszę codziennie. Odwaga pana tam pięknie opisana jest, a mnie za każdym razem straszno się robi, co z całej tej tragedyji wyniknie. Śmierci się nie boję, ale mą Hermenegildę chciałbym jeszcze ujrzeć. I gdzież ona się teraz podziewa, w których zaświatach jej dusza się plącze? Chciałbym wyjaśnić jej brak mego męstwa, lecz jeszcze wymówki żem nie znalazł.
W czarne ptaszysko zmieniam się na wypalenia pół świecy czas. Krążę ponad zamkiem, a inne ptaszyska czując obcą krew, rzucają się na mnie. Znikam szybko w mej komnacie zanim mnie dopadną, lecz strach potężny mnie prześladuje, czy nikt nie ujrzy mnie w stanie takim.
Miłość do czarownicy przeklętą jest. Serce me jeszcze bije dla niej, ale dlaczegóż miałbym wierny jej pozostać? Ślubu nie braliśmy, gdyż woda święcona wypaliłaby jej skórę. Och, ma Hermenegildo, dlaczegóż duszę diabłu oddałaś?
A Jagusia piękniejszą coraz mi się wydaje. Oczy jej niczym zieleń liści, skrzą się do mnie, gdy zaśmiewa się z mych komedyji. Włosy jej czarne i w lokach. Często w ptaka przemieniony siadam w oknie jej komnaty, gdy sukno obszywa i inne kobiece prace wykonuje.
Niewinnie ma luba wygląda.
Przeklinam czary Hermenegildy. Piętnem swej namiętności naznaczyła mnie na wieczność pewnie całą. Co mnie otumaniło, aby z czarownicą miłosne igraszki wyczyniać? Czar i urok zapewne rzuciła na mnie diabelny, niech sczeźnie w piekle.
W niełaskę pana zapewne popadłem. Kazał sczytać mi swą chwałę z kart kroniki i niezadowolony po komnatach kroczy. Pomysł Hermenegildy w pamięci przywołałem i lękam się go wykonać. W jej zamyśle opis pana ze smokami walczącego zawrzeć w kroniki stronach powinienem. Lecz czyż to bluźnierstwem nie będzie? A może i o czary posądzą?
Coraz sprytniejsze wiersze wymyślam nocami i następnego dnia na uczcie deklamuję. Na dworskie życie czasu mi brakuje.
Ale jestem na bieżąco z jego historią. Jako czarne ptaszysko siadam na oknach i wsłuchuję się w ludzkie rozmowy. Sam człowiekiem już zapewne nie będąc. Bądź przeklęta, Hermenegildo i bądź przeklęte twe diable serce. Czemuś mi to uczyniła? Bóg uczynił cię niewiastą łagodną, diabeł mściwą.
Wiersze me nudnymi się już panom wydają. Rzadko śmiech już wywołać zdołam. A raz upił mnie pan mój, z błazna chcąc się naśmiewać, zamiast z jego wierszy. Gdy umysł mój otumaniony był, groźne historie o czarnych ptaszyskach opowiadać zacząłem, aż bukłakami obsypan zostałem i guzów wiele naliczyłem.
Odesłano mnie do mojej komnaty. Za pióro chwyciłem, chcąc w kronice prawdę o panu ukazać i jego herb zajęczego serca. Wnet w ptaszysko zamieniłem się. Krew, czy to ludzka czy z sił nieczystych, buzowała mi w głowie. Do okna Jagusi podleciałem.
A ona tam z panem dokazuje! Ręce jego w lokach i po kibici jej błądzą.
Krakanie straszne z mej gardzieli się wydobyło.
Pan zląkł się, jak to on, a przy tym nasłuchawszy się moich opowieści o czarnych ptakach zgubę przynoszących.
Już cały dwór na mnie poluje, a odlecieć dalej boję się, gdyż niedługo pół świecy dopali się. Strzała brata mojego pana, tego samego co Hermenegildę mieczem ugodził, trafiła mnie w lewe skrzydło. Zniknąłem za basztą i ledwo ledwo do komnaty mej doleciałem.
Teraz siedzę z poranionym skrzydłem. Początkowo lękiem przejmowała mnie myśl, co będzie, gdy w człowieka zamieniony znowu, ranę będę mieć na lewej ręce. Lecz świeca już gaśnie prawie, a ja złość czarownicy odkrywam właśnie.
„A gdy po piórach krew z rany spłynie
Ludzka postać w niebyt odejdzie”
O przeklęty mój losie, nieszczęsnego kronikarza. Cudzą chwałę opisywać musiałem, w cudzych komnatach mieszkać. Lecz człowiekiem było mi dane być. Diabelska czarownica klątwę rzuciwszy, na stałe mnie teraz w kruka zamieniła. I podły mój los, jak i jej był.
Drzwi komnaty rozwierają się. To przyboczny pana mojego do rozrywki wieczornej mnie wzywać przyszedł.
Żegna się na mój widok. Świeca już dawno tli się, nie doczekam już ludzkiej postaci.
Nie bacząc na ranne skrzydło, wzbijam się w powietrze i odfruwam przez okno. Inne czarne ptaki śpią, bo noc już czarna zapadła. Lecę jak najdalej od zamczyska, przeklinając brata pana mojego. A może gdyby mieczem służebnej dziewki nie ugodził, kolejną zwrotkę by zapodała, jak z opałów wywinąć się powinienem. Bo nie była zła, ta moja Hermenegilda.
https://pisarzdowynajecia.com

Kronikarz, opowiadanie

2
Po kolei. "Rubaszne żarty rymami sypać" jakoś niegramatycznie, lepiej "Rubasznymi rymami sypać". Kaski na hełmy bym zmienił. Transwestyty z błazna i protagonisty w sukienkę ubierając bym nie czynił. "Służebna to niemiecka", na " Służka niemiecka" na ten przykład zamienił. Trochę zaimków wywalił.

Ale czy całość się podoba? Jasne! Bo pierwszym w podobnym stylu część mojego "Podróżnego" opisana. A drugim, bo to jakże wypisz, wymaluj, "pulpa fantasy", a takową właśnie piszę. Koniec cudny, bo najpierw za serce chwyta i rytm przyśpiesza, że jednak ukochana czarownica zła była i w ptaka przemieniła! I chwyta raz drugi, dla niego cudna była!

Pozdrawiam serdecznie.

Kronikarz, opowiadanie

3
Historia zgrabna, pomysł ciekawy. Styl podoba mi się jakby mniej, ale - jak widać po wcześniejszej opinii RebelMaca - to rzecz gustu. Nie lubię czasu teraźniejszego, chociaż samemu też się zdarzało tak pisać. Nie podoba mi się też do końca nagły przeskok z Hermenegildy przygotowującej eliksir, i zaraz wydanej na spalenie na stosie. Tutaj nie jestem jednak pewny swojej opinii - wszak ani na chwilę nie straciłem wątku, cały czas było dla mnie jasne, co się dzieje i dlaczego, być może więc taki nagły przeskok - przy zachowaniu zrozumiałości tekstu - jest właśnie świadectwem dobrego warsztatu.

Ogólnie jednak czytało mi się tak sobie. Tekst mnie nie porwał, nie wzbudził specjalnych emocji.
katamorion pisze: zawżdy wtedy, gdy ubiór kobiecy
Czy "wtedy" jest potrzebne? Nie wystarczyłoby "zawżdy, gdy ubiór kobiecy"? Znawcy staropolskiego by się przydali.
katamorion pisze: Ach! Czemuż tak mało tych stronic wykradłem, nie starczy miejsca, by opisać wdzięk tej panny.
Ten fragment mi zasugerował, że to ma być opowieść napisana przez narratora. Jednak skoro pisze na kartach, to wyjaśnia rzecz jasna zarówno czas teraźniejszy, jak i szarpaną narrację. Z drugiej strony, jeżeli pisze na kartach, to czemu "Ach!" i jak pisał, gdy zmienił się w kruka?
katamorion pisze: eliksir sprawiać zamierza.
Zamierza chyba sprawę doprowadzić do końca, a nie napawać się procesem :D
katamorion pisze: Skonała w podwójnych mękach, od ognia i miecza rany.
Ja tam bym wolał od miecza skonać, a biorąc pod uwagę, że ogień bólu zadaje jednak większy, wątpię, by miecz bardzo dodał do jej mąk.
http://radomirdarmila.pl

Kronikarz, opowiadanie

4
katamorion pisze: rzucił mieczem w mą ukochaną.
Broń przeszyła ciało Hermenegildy. Skonała w podwójnych mękach, od ognia i miecza rany.
Nie widzę większego sensu w rzucaniu mieczem. Jeśli rzucać, dałbym bratu pana broń miotaną np. oszczep.

Jeśli miecz nie wbił się w brzuch lub płuca, jeśli trafił w miejsca ważne dla egzystencji, jak głowa lub serce, to trafienie było raczej błogosławieństwem, a nie męką. Coup de grace.
katamorion pisze: A raz upił mnie pan mój, z błazna chcąc się naśmiewać, zamiast z jego wierszy.
Tożsamość podmiotu niepewna.
katamorion pisze: Rymy zapodaj, błaźnie!
Nie wiem, czy to słowo pasuje do stylizacji.


Jeśli to opowiadanie miało być wprawką, to na plus. Trudno się do czegokolwiek więcej przyczepić.
„Racja jest jak dupa - każdy ma swoją” - Józef Piłsudski
„Jest ktoś dwa razy głupszy od Ciebie, kto zarabia dwa razy więcej hajsu niż Ty, bo jest zbyt głupi, żeby w siebie wątpić”.

https://internetoweportfolio.pl
https://kasia-gotuje.pl
https://wybierz-ubezpieczenie.pl
https://dbest-content.com

[W]Kronikarz, opowiadanie

5
Ciekawa historia, charakterystyczni bohaterowie. Nawet narrator jest spoko, łajdak, ale da się lubić. Stylizacja i wybór czasu teraźniejszego podobają mi się mniej, ale to chyba kwestia gustu.
katamorion pisze: Czemuś mi to uczyniła? Bóg uczynił cię niewiastą łagodną, diabeł mściwą.
Powtórzenie.
katamorion pisze: Coraz sprytniejsze wiersze wymyślam nocami i następnego dnia na uczcie deklamuję.
katamorion pisze: Wiersze me nudnymi się już panom wydają. Rzadko śmiech już wywołać zdołam
Te dwa fragmenty wydają mi się sprzeczne.
katamorion pisze: A może gdyby mieczem służebnej dziewki nie ugodził, kolejną zwrotkę by zapodała, jak z opałów wywinąć się powinienem. Bo nie była zła, ta moja Hermenegilda.
Końcowa myśl jest pomysłowa i bardzo mi się podoba.

Podobnie jak Bartos16 miałam wątpliwości co do rzutu mieczem. Wygooglowałam, że istnieją traktaty opisujące technikę szermierczą polegającą na rzucie mieczem, ale nadal wydaje mi się to trochę dziwne.
https://www.facebook.com/marta.ryczko.pisarka
https://www.instagram.com/marta_ryczko_autorka/

[W]Kronikarz, opowiadanie

6
Opowiadanie jest bardzo ciekawe, ale dość krótkie, więc wiele więcej nie mogę na jego temat powiedzieć. Ma kilka elementów, które moim zdaniem wypadły średnio, ale też niektóre są bardzo intrygujące.

Tematyka jest w porządku. W ogóle nie w gestii czytelnika leży orzekanie, czy tematyka, którą na warsztat wziął pisarz, jest “ok / nie ok”, bo nigdy “nie ma tak, że jest dobrze czy niedobrze” (uwielbiam ten film). Chodzi mi o to, że to, o czym traktuje tekst, nie jest może zbyt oryginalne - powiedzmy sobie szczerze, kwestie palenia czarownic były wielokrotnie opisywane, wykorzystywane jako apla do scenariusza filmowego itd. Z drugiej strony, dość rzadko spotykałam się z opowiadaniem napisanym z perspektywy osoby, która się w takiej czarownicy zakochała i cierpiała, widząc jej konanie w płomieniach. Za to plus.

Nie do końca odpowiadają mi same postaci. Wydają mi się potraktowane po macoszemu. Szczególnie kronikarz, a on powinien być najważniejszy - jego emocje, ból po utracie ukochanej… Całość jest dość lakoniczna i chyba to mnie trochę boli. Kronikarze zazwyczaj miewają tendencję właśnie do “wodolejstwa” (w końcu na tym polega ich praca, prawda? im dokładniej, staranniej, szczegółowiej - tym lepiej!), a tutaj mamy kronikarza mocno, powiedziałabym, powściągliwego. Być może nie chciał się zanadto uzewnętrzniać ze swoimi emocjami? Nie, to nie jest raczej dobry trop, sugerując się słownictwem użytym w tekście.
katamorion pisze: Pierwsze płomyki liznęły stos, a ja myślałem, że me serce pęknie.
katamorion pisze: Ach! Czemuż tak mało tych stronic wykradłem, nie starczy miejsca, by opisać wdzięk tej panny.
katamorion pisze: Ach, ci goście! Gdyby nie zbroje, i ichnie kaski, to by zapewne rozum im uciekł hen! aż za pola naszego miasteczka.
katamorion pisze: A może gdyby mieczem służebnej dziewki nie ugodził, kolejną zwrotkę by zapodała, jak z opałów wywinąć się powinienem. Bo nie była zła, ta moja Hermenegilda.

Widać więc, że główny bohater opisuje nie tylko swój ogromny żal i ból po utracie ukochanej, ale również dzieli się opinią (niezbyt przychylną) na temat jegomościów, których miał za zadanie rozśmieszać i zajmować im czas. Czasem używa języka poetyckiego, a czasem typowo literackiego. Czuję się zdezorientowana, bo nie jest to typowa kronika - nie ma nic wspólnego z obiektywną relacją. Opowiadanie sensu stricto również to nie jest… Nie wiem, kojarzy mi się ten sposób opisu z, hm, pamiętnikiem? Istnieją tu bowiem fabularne “skróty” oraz przewaga opisów nad dialogami, których w sumie jest tyle, że można policzyć je na palcach jednej ręki. Nie wiem, do czego to odnieść i trochę mnie to dezorientuje. Ale na pewno gdybym zatrudniła kogoś na stanowisko kronikarza i ten ktoś dostarczył mi coś takiego, to raczej straciłby posadę ;).
RebelMac pisze: "Rubaszne żarty rymami sypać" jakoś niegramatycznie, lepiej "Rubasznymi rymami sypać".

A, tutaj z kolei mam odmienne zdanie. O ile wciąż uważam, że autor nie mógł się zdecydować, czy pisze kronikę, sprawozdanie, opowiadanie, anegdotę, pamiętnik (a może jeszcze coś innego) nie jest zbyt dobre, o tyle sama stylizacja moim zdaniem wypadła bardzo dobrze. Te inwersje w zdaniu, przenosiny czasowników na koniec wypowiedzi, “archaiczny” i przepoetyzowany styl - to wszystko sprawia, że tekst nie jest oczywisty i przywodzi na myśl konkretne czasy chociażby (bo drzewiej tak się prawić zwykło). No i sam język, jakim posługuje się kronikarz, odpowiada mi, że jest bogaty, trochę teatralny, jeśli wiesz, co mam na myśli. Ale to do niego bardzo pasuje.

Dlaczego Hermenegilda otrzymała tak niewiele miejsca? Nie wiemy o niej zbyt wiele. Niby tak ją kochał, ale kiedy przyszło do opisania jej, ograniczył się do kilku faktów - wiemy, że była czarownicą i nawet rzuciła na niego jakiś urok, że zginęła w dość dramatycznych okolicznościach, a po niej mężczyzna poczuł miętę do kolejnej kobiety, co przyniosło na niego zgubę (w sumie znajomość z obiema paniami go zgubiła… baby, ach te baby, czymże bez was byłby świat - na pewno miejscem bezpieczniejszym dla mężczyzn ;)). Jak się poznali? Jak się rodziło ich uczucie? Kiedy dowiedział się, że ma do czynienia z wiedźmą i dlaczego zgodził się, na Boga, na zabawy z magią? Takie wynurzenia byłyby na miejscu, gdyby pisał pamiętnik. W przypadku relacji z kolei brakuje mi więcej suchych faktów: kim była ta Hermenegilda, czy inni mieszkańcy miasteczka znali ją i wiedzieli, kim jest, w jakich okolicznościach doszło do pojmania itd.

Smutno mi się zrobiło, kiedy kronikarz tak prędko od miłowania i żałowania Helmenegildy-wiedźmy przeszedł do wyrzucania jej, że rzuciła na niego czary i zmarnowała mu życie, nie mówiąc o opiewaniu wdzięków innej dziewki, Jagienki, z którą, z tego co zrozumiałam, niewiele go łączyło. Zmienny jak chorągiewka na wietrze ten pan.

Bardzo ciekawa jest kwestia klątwy i zamiany w ptaka, jednak czegoś w związku z nią nie pojmuję. Już przy pierwszym fragmencie mówiącym o tym, że kronikarz przeistacza się w kruka zapaliła mi się czerwona lampka - bo niby jak może prowadzić dalej kronikę, będąc ptakiem? Potem doszłam do tego, że kronikarz jest ptakiem przez jakiś czas i przeistacza się na powrót w człowieka (niczym Fiona ze “Shreka”: “ZEŻARŁAŚ KRÓLEWNĘ!!!”). Pomyślałam: w porządku. Ale potem dotarłam do tego fragmentu:
katamorion pisze: Teraz siedzę z poranionym skrzydłem. (...) Cudzą chwałę opisywać musiałem, w cudzych komnatach mieszkać. Lecz człowiekiem było mi dane być. Diabelska czarownica klątwę rzuciwszy, na stałe mnie teraz w kruka zamieniła.

No i nie wiem już, co o tym myśleć, bo wychodzi na to, że kronikę prowadzi dalej przeklęty po wieki kronikarz… A właściwie kruk. Sposób narracji jest taki, że ciężko się zorientować, czy zapiski dotyczą tego, co działo się wiele tygodni/miesięcy wcześniej (na to wskazywałaby lakoniczność i brak detali, bo po długim czasie nie pamięta się wszystkiego i pisze się oględnie) czy bieżących wydarzeń (czasem na tyle bieżących, że kronikarz pisze w pewnym momencie o “siedzeniu ze zranionym skrzydłem w pokoju” i o tym, że jego domniemani oprawcy dobijają się do drzwi… Jak to? Zamiast spierniczać on sobie siedzi? I w ogóle JAK KRUK PISZE KRONIKĘ?!
szopen pisze: Nie podoba mi się też do końca nagły przeskok z Hermenegildy przygotowującej eliksir, i zaraz wydanej na spalenie na stosie.

O, to, to. Cieszę się, że nie tylko ja odniosłam wrażenie, że o pewnych faktach kronikarz zwyczajnie zapomniał, przez co czytelnik jest w konsternacji. A przecież kronika to wierny zapis rzeczywistości tak, żeby “hajs się zgadzał” (w tym przypadku: opis wydarzeń).

Podoba mi się słodko-gorzkie zakończenie. Kronikarz wybaczył Hermenegildzie i udało mu się ujść z życiem, ale niestety jego życie jest przeklęte. Nigdy nie wróci do człowieczej postaci. Fajne, podoba mi się ta niejednoznaczność. Ogolnie czytało się dobrze i myślę, że warto było napisać (to o autorze) i zapoznać się (to o czytelniku).

Pozdrawiam,
Madeleine
Made, czyli: Madeleine, Magdalena Lipniak albo po prostu Madzia.

Chwałą jednych jest, że piszą dobrze, a innych, że się do tego nie zabierają.
Jean de La Bruyère
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”