Nie ma białych ludzi (fragment opowiadania)

1
Zapadał już zmrok kiedy z obszernej bramy teatru imienia Juliusza Słowackiego zaczęli wysypywać się ludzie. Plac Św. Ducha przepełnił gwar złożony z kroków i rozmów podekscytowanych niedawno obejrzaną sztuką gapiów, mimo że zakończenie spektaklu wprowadzało raczej w smutny, niemal depresyjny nastrój. Przy witrynie sklepiku połączonego z kawiarenką, zaraz pod drewnianym szyldem z wytłoczonymi literami „otuleni aromatem”, stała kobieta z twarzą pochyloną ku ziemi przez co zakrytą, niemal całkowicie, kasztanowymi lokami. Czekała, pozwalając by płatki śniegu wtulały się w jej czarny, wełniany płaszcz oraz włosy.
Przez chwilę błądziła myślami we wspomnieniach, bardzo odległego kiedyś... kiedy była dzieckiem a zwykłe wpatrywanie się w okna niosło ze sobą tajemnicę i magię upadku białych gwiazd, które własnym prochem ścieliły ziemię. Przetwarzała w głowie obrazy; siebie w wieku sześciu lat i dziadka uczącego ją jeździć na nartach, patrzyła wówczas na niego z dumą i zafascynowaniem, zdawać by się mogło, że na świecie nie było mądrzejszej osoby. Ta przyprószona siwizną czupryna budziła respekt ale i radosną ufność oraz ciepło. Wtedy z całą pewnością twierdziła że biel jest ciepła.

Tego dnia wypatrywała pośród tłumu na placu Św. Ducha, innej siwej głowy. Głowy, która pozwoliła bieli wystygnąć a niebieskiemu spojrzeniu opustoszeć. Gdy wreszcie go dojrzała, dostojnego mężczyznę w grafitowym płaszczu niemal do ziemi, przełknęła ślinę, nie wykonując żadnego ruchu, czekała. Mężczyzna minął ją obojętnie wpatrzony w ekran swojego HTC. Gdy odszedł dostatecznie daleko ruszyła za nim, powoli, udając że przygląda się mijanym wystawom sklepu „Tchibo”, i obok nowej kolekcji odzieży marki „Marks & Spencer”. Poczuła w kieszeni wibracje. Sms. Już czas. Skręcając za mężczyzną obok małej księgarni zanurzyła się w ciemnej alejce, przy której zupełnie nie przypadkowo nie świeciła latarnia. Kobieta bardzo ostrożnie i bezgłośnie wyciągnęła z kieszeni obszernego płaszcza rewolwer Smith&Wesson M 60 Chief Special, padł jeden cichy strzał. Westchnęła przykucając nad bezwładnym ciałem, sprawdziła puls by przekonać się, że wszystko poszło zgodnie z planem.

– w porządku? – zabrzmiał głos tuż za jej głową.

– jak najlepszym – odpowiedziała powoli wstając i odwracając się do przyjaciela, przygnębienie malowało się na jej twarzy wyraźniej niż makijaż.

- wiejemy – dodał stanowczo mężczyzna i para oddaliła się szybkim krokiem.

Przemknęli niemal niezauważalnie przez kilka przecznic by zniknąć w drzwiach jednej ze starych kamienic w centrum Krakowa. Przeszli przez całą długość obszernego korytarza, około dziesięciu metrów. Wyszli drugim wyjściem wychodzącym na małe podwórko, przywitało ich nerwowe ujadanie psa dobiegające z jednego z balkonów sutereny.

- Powinniśmy wsadzić mu kulkę – odezwał się mężczyzna układając palce na wzór pistoletu i wykonując gest strzału. Kobieta spojrzała na niego z irytacją.

– fakt, utrudnia to nieco nie zwracanie na siebie uwagi.

Weszli po schodkach, przy wejściu kobieta wpisała kod do elektrycznego zamka i już po chwili zatrzasnęli za sobą drzwi. Pomieszczenie oświetlała jedynie słaba, przykurzona żarówka zwisająca na przewodzie z sufitu. Ceglane ściany zdobiły druki, zdjęcia, zapisane karteczki z notesu, wycinki z gazet i mapy. Na środku pokoju stało solidne biurko wykonane z grubych dębowych desek pomalowanych na czarny kolor. Mebel ten zdawał się niezupełnie pasować do piwnicznego wystroju kawalerki, a jednak był jej centralnym punktem, nie tylko ze względu na umieszczenie. Resztę mieszkania stanowiły aneks kuchenny oraz minimalna łazienka z prysznicem, sedesem i umywalką. W głównym pomieszczeniu, oprócz biurka, leżały dwa materace turystyczne, nadmuchiwane przy pomocy pompki samochodowej, oraz podręczna lodówka. Mężczyzna rzucił czarną puchową kurtkę i czapkę obok siebie na materac, na którym niedawno rozsiadł się z głośnym westchnieniem. Kobieta nerwowo przygrywała dolną wargę, uspokoi się dopiero gdy będzie miała stu procentową pewność, że wszystko poszło bez najmniejszych komplikacji, a zwłaszcza, że nie zostali zauważeni.

*

- Mamy kolejnego trupa – zabrzmiał nieco zatroskany lecz stanowczy głos starego policyjnego wygi.
Jego rozmówcą po drugiej stronie słuchawki był porucznik śledczy Arnold Szreder, dotychczas uznawany za najbardziej efektywnego policjanta, jednak jak sam przypuszczał lata jego świetności bezpowrotnie minęły i teraz następował czas suszy, pod nazwą „tajemniczych morderstw emerytowanych lekarzy”. Żadnych śladów. Żadnych motywów. Żadnych świadków. Nic. Czarna dziura trawiąca wszelkie próby wyjaśnienia zbrodni. Dla porucznika trwało to już stanowczo za długo, dokładnie rok i dwadzieścia jeden dni. Szreder zastanawiał się nawet czy nie oddać śledztwa któremuś z młodszych, dobrze zapowiadających się kolegów po fachu. Jednak coś go przed tym powstrzymywało, może adrenalina od której czuł się na tyle uzależniony, że nie chciał za szybko zamieniać jej na myśli o hamaku i kapciach. Zdecydowanie nie mógł odpuścić sobie tej sprawy również z powodu jej, jak miał nadzieję, pozornej niemożliwości wyjaśnienia. Kusiła go. Seria morderstw na pięciu emerytowanych lekarzach, których łączyło jedynie to, że wszyscy specjalizowali się w genetyce populacyjnej. Kolejna tajemnica, której elementy trzeba wymacać w ciemnościach. Chociaż nigdy oficjalnie się do tego nie przyznawał w tej czerni czuł się jak w domu. Po wysłuchaniu dokładnych danych dotyczących miejsca zbrodni Arnold zamaszystym ruchem porwał kurtkę z drewnianego wieszaka stojącego w rogu gabinetu i wyszedł na parking. Deszcz zacinał gwałtownie rozbijając krople o asfaltową płytę, porucznik zaklął, nie miał ze sobą parasola jednak ani myślał tracić czas na powrót do komendy, przebiegł więc około piętnaście metrów do swojego służbowego Opla Vectra.

Gdy porucznik Szreder dotarł na miejsce zbrodni, zastał tam obraz podobny do czterech poprzednich morderstw na lekarzach, więc nie trudno było przypisać to zabójstwo temu samemu człowiekowi lub ludziom. Starszy człowiek leżący twarzą do ziemi z kulą w potylicy. Siwe włosy kontrastowały z kałużą purpurowej krwi wokół głowy denata. Policjanci uwijający się wokół ciała. Jak przypuszczał i tym razem nie znajdą śladu sprawcy. Przyjmując się do policji Szreder głęboko wierzył, że nie istnieje coś takiego jak zbrodnia doskonała, pod koniec służby natrafił całą serię dowodów na podważenie swoich przekonań. Jednak porucznik nie zamierzał zbyt łatwo dać za wygraną.
*
- Nadia namierzyłem go…– mężczyzna szturchnął kobietę, która najwyraźniej ucięła sobie drzemkę na materacu wśród rozmaitych druków. Na głos Nataniela zerwała się na równe nogi i w sekundzie stanęła za przyjacielem, który siedział przy dębowym biurku zapatrzony w monitor laptopa.
- Zarezerwował bilet na koncert Marka Knopfler’a, za miesiąc. O osiemnastej. To jest nasza furtka. Mamy czas by dopracować szczegóły.

Kobieta przytaknęła przyglądając się w skupieniu fotografii ich przyszłej ofiary. Czuła lekkie mdłości, jednak nie ze względu na to co musieli zrobić, ale na wspomnienie tego potwornego człowieka, który o mały włos nie pozbawił jej życia.

- Dorwijmy drania – odrzekła z determinacją i wzięła się za segregowanie papierów pozostawionych w nieładzie na materacu.

Nataniel tym razem nie silił się na jakiś ironiczny przytyk czy nawet pozytywne słowo, które rozluźniłoby atmosferę. Wiedział, że jeśli Nadia kogoś nienawidziła, to jedynie Rudolfa Zemskiego, szefa podziemia w którym dokonywane były nielegalne badania (a których też była ofiarą). Mężczyzna obawiał się, że tym razem jego przyjaciółka mogłaby zadziałać włączając w zadanie emocje, dlatego usiłował znaleźć jakiś sposób by odegrała w planie jak najmniejszą rolę. Gdyby odważył się powiedzieć Nadii o swoim zmartwieniu zdecydowanie odniosłoby to odwrotny efekt od zamierzonego, znał ją zbyt dobrze, była dumna. Milczał, mimowolnie wsłuchując się w dochodzący zza jego pleców szelest papieru.
Elegancja danej wypowiedzi jest wprost proporcjonalna do inteligencji tego, kto ją wygłasza, jej wiarygodność zaś jest wprost proporcjonalna do łatwowierności słuchacza. /C. R. Zafón/

Nie ma białych ludzi (fragment opowiadania)

4
Mój błąd. Dziękuję za wyłapanie... z początku było coś innego zamiast sutereny.
Elegancja danej wypowiedzi jest wprost proporcjonalna do inteligencji tego, kto ją wygłasza, jej wiarygodność zaś jest wprost proporcjonalna do łatwowierności słuchacza. /C. R. Zafón/

Nie ma białych ludzi (fragment opowiadania)

5
Ata pisze: teatru imienia Juliusza Słowackiego
Napiszesz "Teatr Słowackiego" a i tak każdy zrozumie.
Ata pisze: podekscytowanych niedawno obejrzaną sztuką gapiów, mimo że zakończenie spektaklu wprowadzało raczej w smutny, niemal depresyjny nastrój
1) gapie to zdecydowanie nieodpowiednie słowo.
2) ponure zakończenie nie wyklucza ekscytacji "po"
Ata pisze: udając że przygląda się mijanym wystawom sklepu „Tchibo”, i obok nowej kolekcji odzieży marki „Marks & Spencer”.
Nazwy są fabularnie zbędne, podobnie jak wyrecytowany jednym tchem (i to z błędami) model rewolweru. Poza tym, najbliższy Tchibo jest w Galerii Krakowskiej ;)
Ata pisze: padł jeden cichy strzał.
Huk wystrzału poniósł się echem w wąskiej alejce, broń boleśnie szarpnęła ręką dziewczyny. To strzela .38 i jakoś nie wspomniałaś o tłumiku.
Ata pisze: - Powinniśmy wsadzić mu kulkę – odezwał się mężczyzna układając palce na wzór pistoletu i wykonując gest strzału.
Scenkę można by załatwić samym gestem.
Ata pisze: otychczas uznawany za najbardziej efektywnego policjanta,
w czym? śledztwie, strzelaniu, pałowaniu, łojeniu wódy? Tu dla odmiany brakuje paru słów,
Ata pisze: Żadnych śladów
No chyba nie. "Morderstwo" już oznacza ślady, wskazujące na - właśnie - morderstwo. Jeżeli emerytowany lekarz wziun i padł, coś podpowiedziało że nie wyzionął ducha we własnym zakresie. No i ślady w postaci kulki w... właśnie, plecy? głowa?
Ata pisze: Seria morderstw na pięciu emerytowanych lekarzach, których łączyło jedynie to, że wszyscy specjalizowali się w genetyce populacyjnej.
Nie ma czegoś takiego. Masz genetykę kliniczną i sądową. Oraz genetykę medyczną, ale to specka dla diagnostów, nie lekarzy.

I jeżeli Rudi Z jest #wujkiemsamozło to 1) po co likwidują jego - jak się domyślam - pomagierów? 2) i mimo tego Rudi dalej rezerwuje bilet na DSów, jakby nie widział że ktoś idzie po nitce do kłębka.
3) Czy to tylko skojarzenie, czy poprzednich też odstrzelono po wydarzeniach kulturalnych?.

Ogólnie... jakieś takie niedoheblowane drewno. Surowe. O spójności fabuły się nie wypowiem bo tylko fragment.
Ostatecznie zupełnie niedaleko odnalazłem fotel oraz sens rozłożenia się w nim wygodnie Autor nieznany. Może się ujawni.
Same fakty to kupa cegieł, autor jest po to, żeby coś z nich zbudować. Dom, katedrę czy burdel, nieważne. Byle budować, a nie odnotowywać istnienie kupy. Cegieł. - by Iwar
Dupczysław Czepialski herbu orka na ugorze

Nie ma białych ludzi (fragment opowiadania)

6
Ata pisze: podekscytowanych niedawno obejrzaną sztuką gapiów,
WIDZÓW!
Ata pisze: kobieta z twarzą pochyloną ku ziemi
A można pochylać ku niebu? Poza tym, pochyla się głowę, nie samą twarz, bo to fizycznie niemożliwe.
Ata pisze: magię upadku białych gwiazd, które własnym prochem ścieliły ziemię.
Jeśli do czegokolwiek można porównać płatki śniegu, to raczej nie do prochu, gdyż ten nie jest ani biały, ani wilgotny, ani nie rozpuszcza się... Poza tym, płatki śniegu to raczej gwiazdki, niż gwiazdy, jeśli już.
Ata pisze:Tego dnia wypatrywała pośród tłumu na placu Św. Ducha, innej siwej głowy. Głowy, która pozwoliła bieli wystygnąć a niebieskiemu spojrzeniu opustoszeć.
To jest niezrozumiałe. Pomijając niezręczność sformułowania "głowa, która pozwoliła" - głowa nie jest samodzielnym bytem - to "wystygnięcie bieli" oraz "opustoszenie niebieskiego spojrzenia" odnosi się nie wiadomo do kogo/czego.
Ata pisze: – w porządku? – zabrzmiał głos tuż za jej głową.

– jak najlepszym – odpowiedziała powoli wstając i odwracając się do przyjaciela,
Podkreślone - zbędne. To nie jest dobry moment na informowanie, że kobieta, o której nic nie wiemy (poza tym, że miała dziadka), ma teraz przyjaciela. Z samego dialogu wynika, że to wspólnik, i tyle na razie wystarczy.
Poza tym - pierwsze słowa dialogu powinny zaczynać się, jak w każdym innym zdaniu, wielką literą. Po myślniku (pauzie dialogowej) edytor nie stosuje takiego zapisu automatycznie, sama musisz o tym pamiętać.
Ata pisze:
– fakt, utrudnia to nieco nie zwracanie na siebie uwagi.
Nikt tak nie mówi. Lepsze byłoby jakieś proste: - fakt, sąsiedzi nas zauważą czy coś podobnego. Poza tym: po czorta ktoś trzyma psa na balkonie w zimny, śnieżny wieczór?

CDN
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

Nie ma białych ludzi (fragment opowiadania)

7
misieq79 pisze: I jeżeli Rudi Z jest #wujkiemsamozło to 1) po co likwidują jego - jak się domyślam - pomagierów? 2) i mimo tego Rudi dalej rezerwuje bilet na DSów, jakby nie widział że ktoś idzie po nitce do kłębka.
To jest jedna z zagadek, które będą miały rozwiązanie w dalszej części opowiadania /zapewniam, że ma to sens/.
Co do broni sprawdziłam w necie, że istnieje właśnie ten model jako cichy, prawie niesłyszalny przy wystrzale, bo dokładnie o coś takiego mi chodziło. Poza tym nazwa jest jak najbardziej napisana prawidłowo: https://translate.google.pl/translate?h ... rev=search

Uważam, że uwagi typu "dlaczego jest teatr Juliusza Słowackiego zamiast Słowackiego" - to już czepialstwo.
Co do reszty dziękuję, wezmę pod uwagę i dopracuje tekst biorąc pod uwagę Wasze wskazówki.
Elegancja danej wypowiedzi jest wprost proporcjonalna do inteligencji tego, kto ją wygłasza, jej wiarygodność zaś jest wprost proporcjonalna do łatwowierności słuchacza. /C. R. Zafón/

Nie ma białych ludzi (fragment opowiadania)

8
Ata, rewolwery są faktycznie cichsze od pistoletów pod warunkiem założenia tłumika bo w pistolecie przy strzale odskakuje zamek i część gazów prochowych wydostaje się oknem wyrzutowym. Ale dalej potrzebujesz tłumika, względnie (wciąż głośnej) amunicji poddźwiękowej. Ja natomiast strzelałem kiedyś z .38 i to jest hałas.
A w nazwie to w sumie literówka. S&W model 60 Chief's Special.
Ostatecznie zupełnie niedaleko odnalazłem fotel oraz sens rozłożenia się w nim wygodnie Autor nieznany. Może się ujawni.
Same fakty to kupa cegieł, autor jest po to, żeby coś z nich zbudować. Dom, katedrę czy burdel, nieważne. Byle budować, a nie odnotowywać istnienie kupy. Cegieł. - by Iwar
Dupczysław Czepialski herbu orka na ugorze

Nie ma białych ludzi (fragment opowiadania)

9
Hej, ja jestem sobie takim zwykłym czytelnikiem, który co nieco stara się pisać. Moje komentarze są dość proste, ale zwykły czytelnik też nie analizuje tekstu jak profesor literatury ;)
Nadmienię jeszcze, że piszę szybko i skrótowo - to nie jest sarkazm.

@ podekscytowanych niedawno obejrzaną sztuką gapiów, mimo że zakończenie spektaklu wprowadzało raczej w smutny, niemal depresyjny nastrój.
> ja jako czytelnik, próbuję sobie wyobrazić tych ludzi. I mam kogoś, kto jest podekscytowany i jednocześnie w depresyjnym nastroju. Jak to pogodzić? Nie wiem, jak dla mnie jak zestawisz te dwa słowa razem to wychodzi oksymoron.

@ kobieta z twarzą pochyloną ku ziemi przez co zakrytą, niemal całkowicie, kasztanowymi lokami.
> to całe zdanie za długie jak dla mnie
> jest taka zasada, "show not tell". Pewnie znasz. A tu robisz jednocześnie show i tell :) Po co pisać "przez co zakrytą" skoro pokazałaś, że włosy pokrywają wszystko gdy się nachyla? Albo po co pokazywać że włosy opadają skoro powiedziałaś, że twarzy nie widać? Dwa razy to samo.

@ Czekała, pozwalając by płatki śniegu wtulały się w jej czarny, wełniany płaszcz oraz włosy.
> po co ktoś chciałby, aby śnieg mu napadał za kołnierz? (skoro jest pochylona). chyba że chciałaś napisać, że to przy okazji... Ale ten opis tego nie mówi

@ błądziła myślami we wspomnieniach, bardzo odległego kiedyś...
> coś tu zgrzyta. może tylko interpunkcja (średnik przed Kiedyś?) albo odmiana

> przed "a" w zdaniach złożonych wstawia się przecinek.
> sporo interpunkcyjnych problemów (a jak ja to widzę, to nie jest dobrze)

@ wypatrywała (...) innej siwej głowy. Głowy, która pozwoliła bieli wystygnąć a niebieskiemu spojrzeniu opustoszeć.
> to jest "purple prose" według mnie (negatywne zjawisko, polecam pogooglowanie co to jest)

@ przełknęła ślinę, nie wykonując żadnego ruchu, czekała
> mało kobiecy opis ;)

@ rewolwer Smith&Wesson M 60 Chief Special
> o, robi się ciekawie :)

@ padł jeden cichy strzał
> cichy?!

@ wszystko poszło zgodnie z planem
> a gdzie szalejące tłumy? gdzie krzyki zrozpaczonych matek? lament przechodniów?

Nie ma białych ludzi (fragment opowiadania)

10
Ja tylko sie uprzejmie zgodze z miskiem w kwestii centralnego zapłonu. Warto zajrzec na strzelnice zanim sie czlowiek wezmie za opisywanie huku, ktorego nie ma, a ktory jednak jest ;-)
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

Nie ma białych ludzi (fragment opowiadania)

11
Ok, rozumiem wszystko powyżej. Mam jednak prośbę aby ktoś mi skomentował styl. Czy warto iść tą drogą czy lepiej znaleźć inną...
Elegancja danej wypowiedzi jest wprost proporcjonalna do inteligencji tego, kto ją wygłasza, jej wiarygodność zaś jest wprost proporcjonalna do łatwowierności słuchacza. /C. R. Zafón/

Nie ma białych ludzi (fragment opowiadania)

12
Nie obraź się, ale na tym etapie nie ma co mówić o stylu, trzeba walczyć z elementarnymi błędami. Uczyć się pisać poprawnie, na styl przyjdzie czas później.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

Nie ma białych ludzi (fragment opowiadania)

13
Ata pisze: ja jestem sobie takim zwykłym czytelnikiem
Zaznaczę na wstępie (jak już pisałem): "jestem sobie takim zwykłym czytelnikiem".

Może się mylę, ale "styl" to jest coś PONAD "poprawnością językową", jakby następny poziom. Pewnie nawet myśląc o "stylu" masz coś innego na myśli niż Navajero. Według mnie poprawność językową masz opanowaną (zdania są poprawne i kleją się do siebie). Zobacz, nie masz zaimkozy, siękozy też nikt nie wytknął.
Ale używasz słów do opisywania nie tego co trzeba (nie żebym same wiedział, co trzeba opisywać, wystarczy że przeczytasz mój tekst ;) ).

Krótko mówiąc: witam w klubie ;)

Nie ma białych ludzi (fragment opowiadania)

14
Czepiać się szczegółów nie będę, bo chyba już do czego czepiać się nie mam – co miało już zostać napisane, raczej zostało napisane powyżej – podzielę się tylko moimi wrażeniami. Narracja początkowa jakoś narzuciła mi obraz głównej bohaterki, jako zgarbionej staruszki w ciemnych ubraniach i chuście na głowie (później biegającej z gnatem po Krakowie :D ). I tak już zostało do końca – mimo iż wiedziałem, że prawdopodobnie się mylę. Nie wiem czy to Twoja wina, czy też zbyt dużej ilości godzin spędzonych dzisiaj w pracy :D Jeśli chodzi o styl to jest przezroczysty i chyba tyle w tej kwestii wystarczy. Ogólnie mi się podobało, mimo iż dużego wrażenia to na mnie nie wywarło i zapewne rano nie będę już pamiętał o Twoim tekście (a jeśli wyżej wspomniana wina, leży po mojej stronie, to nawet wcześniej :D ). Tak czy inaczej, pisz dalej i nie poddawaj się ;)
Lepsze jest działanie od bierności. W grze, jaką prowadzimy, nie możemy odnieść zwycięstwa. Ale niektóre przegrane są mimo wszystko lepsze od innych.

George Orwell, Rok 1984
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”