zedytowany tekst
Szare oczy przeszywały na wskroś. Siedzący naprzeciw blondyn unikał ich jak
mógł.
- I?
- Nie żyje. Atak serca
- Tak jak się umawialiśmy- szepnął rozwiązując mieszek drżącymi rękami. Siedzący przed nim mężczyzna wyciągnął rękę i rzucił okiem na srebrne monety.
- Za mało...
- Jak to? Umawialiśmy się na pięćdziesiąt sztuk srebra. Ja nic więcej nie mam... Teraz... Znaczy się jeszcze nie teraz...
- Pięćdziesiąt sztuk łącznie z dodatkowymi kosztami.
- Ale...- sięgnął zza pazuchę i dorzucił jeszcze pięć do puli. Mężczyzna pochylił się w kierunku swojego klienta. Położył na blacie czarną, ubraną w skórzaną rękawicę dłoń i zaczął powoli stukać palcami. Nerwową ciszę rozpraszały pijackie zawodzenia. Blondyn rozejrzał się jakby szukając pomocy ale nikt nawet nie spojrzał w ich kierunku. Siedział w najciemniejszym kącie karczmy i modlił się w duchu by jak najszybciej stamtąd uciec.
- Osiemdziesiąt sztuk
- Słuchaj...
- Dziewięćdziesiąt. I nie jesteśmy na ty.
- Dobrze - przełknął ślinę- dam ci te pieniądze ale dopiero jak będę mieć spadek. Wiesz, to że babka nie żyje to nie wszystko... Cała rodzina chce spadek... Sądy... Tak, na pewno będą chcieli się sądzić. Ja wtedy zostawię ci ... Znaczy się, zostawię panu pieniądze... O. w karczmie.. Tak, tutaj.. - nagle poczuł jak Nieznajomy chwyta jego dłonie i przygniata do blatu. Blondyn odruchowo wyrwał je raniąc się w palec.
- Heh...O ... zadra... - mruknął i podniósł się z krzesła. Wsadził palec do ust i zaczął ssać nerwowo patrząc na towarzysza. Ten w milczeniu wyprostował ciało. Jego twarz zakryły ciemności i dym ze stojących na pojedynczych stołach, lampionów.
- Ja.... Muszę iść... Zostawię tu...
- Nie chciałbyś mnie jeszcze raz spotkać. Dla jednego z nas skończyłoby się kwaterą dwa metry pod ziemią.- Blondyn zaczął się nerwowo kłaniać.
- Nie... Ja na prawdę oddam. Zostawię tyle ile tylko sobie panie życzysz... Jak tylko dostane spadek... Proszę... Nie miej urazy- Na każde słowo cofał się o krok. W połowie sali odwrócił się i prawie biegiem wypadł z karczmy obserwowany przez siedzących w środku gości. Nieznajomy policzył jeszcze raz pieniądze a na jego twarzy pojawił się ledwo widoczne niezadowolenie. Schował pieniądze i zaczesał długie czarne włosy. Po chwili dosiadł się do niego gruby, trzymający miotłę mężczyzna.
- Piwa?
- Dzięki-
- Tym razem dobre, a na pewno lepsze od sikacza, którego mi ostatnio sprzedali
- Nie mam ochoty.
- A co? Ten szlachetka cię tak wnerwił?- Karczmarz uśmiechnął się pod nosem. Siwą brodę pokrywała sadza. Oparł się łokciem o blat i rozejrzał po sali. Niewielu odważnych stało jeszcze na nogach. Kufle i butelki miodu walały się pod stołem. Jeden z pijanych z uporem próbował wyssać resztki alkoholu.
- Nie znoszę takich jak on. Przekleństwo tego świata.
- A co? Nie zapłacił ? Czy próbował się targować?
- Jedno i drugie- Karczmarz gwizdnął pod nosem.
- I ty żeś go tak puścił? U mnie tacy jak on dostają w mordę i puszczam ich dopóki nie oddadzą wszystkiego. Nie mogę uwierzyć, że szanujący się morderca na zlecenie tak łatwo odpuszcza klientowi.
- Uwielbiam zadziwiać -mruknął i obejrzał się po karczmie. Za ladą stała pulchna dziewczyna wycierająca kufle. Ze złością obserwowała zza lady chwiejących się adoratorów. Tuż nad jej głową wisiały kufle i inne naczynia. Rzuciła coś w ich stronę i odwróciła na pięcie. Podeszła do wielkiego kamiennego pieca i wziąwszy kawałek drewna z leżącego obok stosu, wrzuciła go do środka. Na pokrytym sadzą kominie wisiały skrzyżowane dwa rdzewiejące miecze i tarcza z zdartym herbem.
- Jadę póki jeszcze jest noc- mruknął Nieznajomy.
- Rozumiem, że jedziesz do stolicy, do Nitry. Z całego serca nie radzę, tam poszukują takich jak ty i z dobrym skutkiem. Tam jak powiesz, że jesteś z Zakonu na Szklanej Górze lub pokażesz wasz tatuaż to nie uciekną ale aresztują i wezmą na szafot.
- Jadę zakończysz ważne sprawy - rzucił w odpowiedzi i zaczął wstawać gdy karczmarz złapał go za nadgarstek. Nieznajomy odwrócił bladą twarz jego stronę. Szare oczy z obojętnością obserwowały każdy dryg na pulchnej twarzy. Zacisnął blade usta. Dopiero w świetle dało się zauważyć wąską, ciągnącą się od kości policzkowej przez szyję, bliznę, która ginęła za sztywnym kołnierzem płaszcza.
- W dolnej części pytaj o Antonia a cię do niego zaprowadzą. Powiedz, że jesteś ode mnie. On cię gdzieś schowa- Gdy Nieznajomy zaczął wyciągać srebro karczmarz odsunął się- Robię to z sympatii.
- Wiem.
- To burdel, mówię byś się nie zdziwił, ale nie tylko. I uprzedzam, mimo że dziewczyny ładne to łatwo złapać syfa, więc lepiej się wstrzymaj.
- Rozumiem- mruknął, położył srebrnika na blacie i zaczął powolnym krokiem zbliżać się do drzwi. Nieznajomy zawinął długi czarny płaszcz, by nie przytrzasnąć sobie go o drzwi i zerknął na karczmarza. Ten ukradkiem dmuchnął na monetę i szybkim ruchem schował pod fartuch. Mężczyzna uśmiechnął się i wyszedł z karczmy.
Pojedyncze chmury zasłaniały będący w pełni Księżyc. Zimny wiatr potargał idealnie ułożone włosy. Nieznajomy stanął i zaczął trzeć palcami prawej ręki. Z pomiędzy nich wyślizgnęła się cienka igła pomazana zieloną toksyną i krwią. Obejrzał się wokół. Przed sobą widział jedynie szumiące krzaki. Stopą zrobił niewielki dołek, wyrzucił doń igłę i przysypał grudką piasku. W tej chwili usłyszał dźwięk przypominający pijackie zawodzenie. Nieznajomy poszedł w jego kierunku. Na mokrej od deszczu trawie leżał nieprzytomny blondyn i cicho jęczał.
- Trzeba było się ze mną kłócić?- mruknął przewalając bezwładne ciało na plecy. Rozpiął koszulę i wyciągnął zza pazuchy dwa pełne mieszki. Nieznajomy cicho gwizdnął. W jednym i drugim brzęczało złoto. Zdjął jeszcze złoty medalion, przewrócił z powrotem na plecy i zostawił mamroczącego w błocie.
Nieznajomy skierował się zza karczmę do niewielkiej stajni. Przed drewnianą bramką siedział mężczyzna i palił suszone zioła. Dopiero gdy Nieznajomy stanął naprzeciwko ten zwrócił na niego uwagę.
- Nie masz konia, nie wejdziesz. Nie widziałem, byś coś tu zostawiał.- stanowczy ton zniknął wraz z dwoma złotymi monetami, które dostał do ręki. - Ale mogłem też nie zwrócić uwagi.
- Też tak uważam- stajenny gwizdnął a z ciemności wydobyła się niska, rumiana postać. Na młodym ciele były rzucające się w oczy piegi. Uśmiechnął się i podszedł do nich.
- Przyszedł do was jasny mężczyzna. Niedawno.
- W płaszczu z kapturem? Tak się krył, że ledwo było widać jego twarz- rzucił młody nie dostrzegając karcącego spojrzenia swojego pracodawcy. - Dziwak.
- Potrzebuję jego konia
- A po co?- stajenny zawinął chłopaka w głowę.
- Niech ciebie to nie interesuje. Idźże po tego konia!- wrzasnął i kiedy się uspokoił skłonił się i dodał- Przepraszam pana za jego język. Od niedawna robi tu i jeszcze nie umie trzymać go za zębami, a tłumaczę mu jak komu dobremu.
- Dobrze, że pracuje
- Pracowite to to tak samo jak głupie.- Chłopak pojawił się po dłuższej chwili siłując się z karym koniem. Zwierzę nie chciało wyjść. Niezadowolone prychało i ciągnęło go do wewnątrz. Nieznajomy podszedł i złapał za lejce. Koń był coraz bardziej niespokojny. Mężczyzna złapał za pysk i spojrzał się mu w oczy.
- Teraz jesteś mój- szepnął ledwo słyszalnie. Zwierzę powoli się uspakajało.
- Dobre ma pan podejście do koni. Może chciałby pan pracować tu?- Odwrócił się w kierunku chłopaka ale nie zdążył go zmierzyć wzrokiem bo stajenny już go ciągnął i na cały głos przeklinał. Nieznajomy nie czekał na dalszy ciąg. Wsiadł na konia. Usadowił się wygodnie na siodle zasłaniając płaszczem zad konia a odsłaniając skórzane spodnie obszyte wypełnionymi kieszonkami i niewielkie mieszki przyszyte do materiału kryjące liczne buteleczki. Ścisnął mocno lejce, świsnął nad końskim uchem i pocwałował mroczną, zaszytą mgłą drogą w stronę odległych, jaśniejących trzech wież. W kierunku najwspanialszego na świecie miasta. Do Nitry.
Prolog
2Przede wszystkim - opowiadanie jest potwornie niechlujne pod względem czysto technicznym: źle zapisane dialogi (brak myślników), literówki, szwankująca interpunkcja; mam wrażenie, że opowiadanie nie było przeczytane i sprawdzone przed publikacją.
Sama fabuła - przykro mi, ale również mnie nie porwała, sprawia wrażenie jakby nie do końca przemyślanej, napisanej w pięć minut na kolanie... Być może jest temu winny styl, w jakim tekst został napisany: większość zdań jest krótkich, trochę sprawia to wrażenie wyliczanki, historia nie snuje się płynnie, podczas jej lektury mam wrażenie, że są to pojedyncze wystrzały, takie "BUM kropka BUM kropka BUM kropka"... Przykładowo, fragment:
Podsumowując: tekst do gruntownych poprawek.
Sama fabuła - przykro mi, ale również mnie nie porwała, sprawia wrażenie jakby nie do końca przemyślanej, napisanej w pięć minut na kolanie... Być może jest temu winny styl, w jakim tekst został napisany: większość zdań jest krótkich, trochę sprawia to wrażenie wyliczanki, historia nie snuje się płynnie, podczas jej lektury mam wrażenie, że są to pojedyncze wystrzały, takie "BUM kropka BUM kropka BUM kropka"... Przykładowo, fragment:
lepiej by brzmiał, gdyby zapisać go:
Z kolei tutaj:Burknęła coś w ich stronę i, cofnąwszy się, usiadła na sosnowym pieńku. Z tyłu leżała sterta porąbanego drewna; palono nim w stojącym obok kamiennym piecu, nad którym wisiały skrzyżowane ze sobą, rdzewiejące miecze i tarcza z pokrytym sadzą herbem.
pogubiły się i poplątały podmioty i wychodzi na to, że cisza zapadła pomiędzy palcami...
Podsumowując: tekst do gruntownych poprawek.
Dobra architektura nie ma narodowości.
s
s
Prolog
3Dopiero po wysłaniu zauważyłam, że wycięło mi myślniki. Tekst do wyrzucenia bo ciężko jest się czegokolwiek doczytać. Przepraszam, moje zaniedbanie i nie sprawdzenie w podglądzie
" [...]Oczy moje obróciłeś
W głąb mojej duszy, dostrzegam tam czarne,
Wryte głęboko plamy, które nie chcą
Barwy utracić"
W. Shakespeare "Hamlet"
W głąb mojej duszy, dostrzegam tam czarne,
Wryte głęboko plamy, które nie chcą
Barwy utracić"
W. Shakespeare "Hamlet"
[W]Prolog
5Blondyn siedzący naprzeciw oczu?
Kto szepnął?
Mężczyzna siedzący naprzeciwko mieszka?
To brzmi trochę, jakby czarna, ubrana w rękawicę dłoń była rekwizytem. Ale... dłoń była czarna czy rękawica?
Stukanie palcami zabija ciszę.
Czyje ciało?
Butelki PO miodzie, chciałaś rzec, tak?
Logika...?
Wrzuciła stos do pieca?
Na razie tyle.
Rahela, konstrukcja zdań poważnie się chwieje, jeśli już nie leży. Nie panujesz nad językiem. Chcesz coś przekazać, masz przed oczami lub w głowie obraz, ale nie potrafisz tego odpowiednio ubrać w słowa, by nadać komunikatom sens. Słownictwo... mogłoby być bogatsze. Ogrom zbędnych wielokropków, które może miały nadawać historii aury tajemniczości, ale wierz mi, to nie działa. O literówkach i błędach w zapisie nie wspominam. Nie czytasz tekstu po napisaniu. A musisz. Wsadzić w tekst literówkę i go pokazać komuś doświadczonemu, to jak iść na randkę i się nie umyć.
Moja rada, jeśli nadal chcesz pisać: więcej czytaj. Dużo więcej. Wyłapuj ciekawe słowa, sprawdzaj znaczenie tych, których nie rozumiesz, popatrz, jak zawodowcy konstruują wypowiedzi. Ucz się.
„Racja jest jak dupa - każdy ma swoją” - Józef Piłsudski
„Jest ktoś dwa razy głupszy od Ciebie, kto zarabia dwa razy więcej hajsu niż Ty, bo jest zbyt głupi, żeby w siebie wątpić”.
https://internetoweportfolio.pl
https://kasia-gotuje.pl
https://wybierz-ubezpieczenie.pl
https://dbest-content.com
„Jest ktoś dwa razy głupszy od Ciebie, kto zarabia dwa razy więcej hajsu niż Ty, bo jest zbyt głupi, żeby w siebie wątpić”.
https://internetoweportfolio.pl
https://kasia-gotuje.pl
https://wybierz-ubezpieczenie.pl
https://dbest-content.com
[W]Prolog
6Ja bym po "ci" walnęła gościa w łeb, gdybym nie chciała, by mnie "tykał".

Nie bardzo rozumiem, jak nieprzytomny blondyn (bo chyba o nim mowa) mamrocze. Ale może czegoś nie pojmuję.
Miejscami używasz słów i wyrażeń, które nie pasują do srebrników, mieszka z pieniędzmi i ogólnie raczej przeszłych realiów, jakie opisujesz. Widać, że masz pomysł, ale realizacja ma sporo niedociągnięć.
Tak jak mówił już Bartosh - czytaj i podpatruj innych.

Istnieje cel, ale nie ma drogi: to, co nazywamy drogą, jest wahaniem.
F. K.
Uwaga, ogłaszam wielkie przenosiny!
Można mnie od teraz znaleźć
o tu: https://mastodon.social/invite/48Eo9wjZ
oraz o tutaj: https://ewasalwin.wordpress.com/
F. K.
Uwaga, ogłaszam wielkie przenosiny!
Można mnie od teraz znaleźć
o tu: https://mastodon.social/invite/48Eo9wjZ
oraz o tutaj: https://ewasalwin.wordpress.com/
[W]Prolog
7Coś w tym niestety jest. Przeczytałam swoje teksty i gdzieś wykonanie a wyobrażenie o nich w pewnym momencie się rozchodzi.
I w ramach rekompensaty za ten trudny do przeczytania tekst postanowiłam ulżyć wam w bólu i zabrać się najpierw do innych autorów, a dopiero potem wrzucę tutaj kolejne teksty
" [...]Oczy moje obróciłeś
W głąb mojej duszy, dostrzegam tam czarne,
Wryte głęboko plamy, które nie chcą
Barwy utracić"
W. Shakespeare "Hamlet"
W głąb mojej duszy, dostrzegam tam czarne,
Wryte głęboko plamy, które nie chcą
Barwy utracić"
W. Shakespeare "Hamlet"