Od rana nie ma prądu. Dopóki trzymała bateria w laptopie i w telefonie, nie było źle. Ale obydwie wyczerpały się; laptop padł o dziewiątej rano, a telefon dwadzieścia minut później. Po cholerę tu przyjechałem? Zajrzałem do sąsiada. Zaproponował ćwiartkę na rozpoczęcie znajomości. Odmówiłem, tłumacząc się pracą. Na to ten głupi chłopina parsknął śmiechem i palnął mi kazanie na temat tego, że w niedzielę nikt się jeszcze nie dorobił. Zapytałem o laptop. Powiedział, że nie ma. Rozejrzałem się szukając jakiegoś auta. Też nie miał. Na nogach, kurwa, wszędzie chodzi. Ugrzęzłem tutaj na amen. Jak nie włączą prądu, nie naprawią usterki, to będzie po moim awansie. Julia przyjedzie zabrać mnie dopiero rano. Pozwoliłem jej wybrać tę godzinę. Śmiała się z mojej zapobiegliwości, że coś się może stać i że lepiej, aby przyjechała wcześniej. Kpiła ze mnie, więc zrezygnowałem. I teraz mam za swoje. Dlaczego nie słucham swojej podświadomości? A może to mój wewnętrzny autosabotażysta się znowu odezwał? Dawno nie dawałem mu dojść do głosu, a teraz proszę! A może to wina teściowej? Po cholerę przyjeżdżała akurat w ten weekend? Kto normalny odpoczywa w mieście? A tym tłumaczyła swój przyjazd. Nic bym przy niej nie zrobił. Odpoczynek! Zrzędziłaby przez cały dzień, że chce wnuki i że powinniśmy więcej odpoczywać, jak chcemy mieć potomka. Odpoczywać! Odpoczynek jest dla leni! W życiu to trzeba zapierdalać!
Dobrze, że znalazłem ten kawałek papieru i długopis. Najgorsza była pierwsza godzina, gdy padł telefon. Dlaczego próbowałem się dodzwonić do szefa? Trzeba było zadzwonić po Julię, żeby po mnie przyjechała. Przez pierwsze pięć minut kląłem. Później miałem mordercze instynkty, które wyładowałem na dwóch pająkach. Później zapadła cisza. Za oknem słychać było pracowity szum ulewy, ta nie próżnowała. Byłem uwięziony. Nie mogłem wyjść w swoich pantoflach, były za drogie, jak na to błoto. Co mnie w ogóle podkusiło, żeby kiedyś kupić tę działkę? Ach tak, to było jeszcze wtedy, gdy miłowałem góry. Co mi z tego przyszło? Zawaliłem studia, jeżdżąc i chodząc po pagórkach. Później to nadrobiłem, ale moje CV nigdy już nie będzie wyglądać idealnie. Gdybym jeszcze skończył studia później z powodu pracy za granicą – to by miało sens. Ale góry? Nie lepiej oglądać je w albumach?
Usiadłem i zacząłem obgryzać paznokcie. Tak jak i w pracy, w tym też byłem szybki. Dwadzieścia minut. Mój nowy rekord, jako że moje paznokcie były wyjątkowo twarde. Od padnięcia komórki minęło pół godziny. Później myślałem, że zwariuję. Nic się nie działo, nic nie mogłem robić. Na szczęście znalazłem ten papier. Czym zająć się teraz? Opisać mój projekt na tym papierze? Nie przejdzie. To musi działać i być gotowe na jutro rano. Co mnie w ogóle podkusiło, żeby pracować w tej branży? Pieniądze dobre i mogę żyć na poziomie. Tej myśli muszę się trzymać. Góry szczęścia nie dadzą. Ani chleba. Ciekawe, co robi sąsiad w taki dzień? Pewnie mu telewizor przestał działać i się nudzi. Albo poszedł spać.
Wyjrzę przez okno, może przestanie padać i jakoś dojdę do drogi. Tam złapię stopa i dojadę do domu. Wtedy skończę projekt. Tylko tych półbutów szkoda.
Mało zawału nie dostałem! Sąsiad siedzi na progu swojej drewnianej chałupy, ćmi fajkę i wydaje się być zadowolony. Z czego on się cieszy? Z tego co wiem, to kawaler, bez żadnej edukacji i bez stałej pracy. Z czego on żyje? Gdyby nie był taki leniwy, to na pewno by mu się lepiej wiodło. Ale dla niego każdy dzień to pewnie niedziela i trudno się wtedy dorobić.
Staram się wymyśleć plan awaryjny. Powinienem to zrobić wcześniej, ale zwiódł mnie świat wielkiego miasta, gdzie prąd był czymś oczywistym. Czuję się gorzej niż na odwyku od papierosów. Moje myśli krążą wokół przedmiotu uzależnienia – pracy. Co się stanie, gdy nie zjawię się z gotowym oprogramowaniem? Czy szef odsunie mnie od projektu? W firmie jest pełno młodych pracowników, dla których góry to jedynie przeszkoda do pokonania w grze planszowej. Szef należy do ich grona. Jest młodszy ode mnie o dziesięć lat i krążą słuchy, że pracuje dla organizacji rządowej, wyłapując luki w ich systemie zabezpieczeń. Czuję się czasami jak dinozaur w ich gronie. Staram się być na bieżąco z wszystkimi nowinkami naszego świata informatycznego, ale czasami wydaje mi się to nierealne. Może za dużo poświęcam czasu Julii?
Plan awaryjny. Znowu moje myśli schodzą na manowce. Iść szukać prądu? Gdzie? Do najbliższej wioski jest piętnaście kilometrów. W dwie strony to prawdziwa wyprawa. A może sąsiedzi mają generator prądu?
Poszedłem zapytać i za każdym razem słyszałem tylko, że bimbru nie pędzą. Buty mam całe w błocie, zajmę się ich oczyszczeniem, może w tym czasie włączą prąd.
Zasnąłem przy czyszczeniu butów. Na krześle, z butem w jednej i szmatką w drugiej ręce. Moja drzemka zajęła całą godzinę. Może to organizm tak postanowił, żebym nie zwariował?
Nadal nie ma prądu. Z nieba leje się woda. Czuję, że Julia jutro tutaj nie dotrze. Ja sam bym nie wjechał po takim błocie. Wyjść rano wcześniej do asfaltówki? Jest tylko jedna droga, nie możemy się rozminąć.
No tak. Wygląda na to, że pogodziłem się już ze swoją porażką. Ale chyba szef zrozumie, co to znaczy „siła wyższa”? Najwyżej wytłumaczę mu na przykładzie gry komputerowej. Tylko jak? Game over? To mnie zwolni. Przejście na trudniejszy etap gry? Pomyśli, że chcę podwyżkę. Błąd systemu? Powie, że to ja zawaliłem, bo zamiast siedzieć w domu i kończyć projekt pojechałem w góry. Tam nikt nie jedzie, żeby pracować.
Sąsiad dalej siedzi na progu. Uśmiecha się do swoich myśli. Jest ubrany w stary, niebieski kombinezon roboczy, na to ma zarzuconą tanią, flanelową koszulę w kratę. Dopiero teraz zauważam, że jest gładko ogolony i ma krótko przystrzyżone włosy. Nie pasuje mi to do całości. I zaczyna denerwować bardziej niż brak prądu. To ostatni łatwo można wytłumaczyć, jego schludny wygląd mniej. Kombinezon jest czysty, koszula też. Jedynie na gumiakach widać sporo błota.
Czym on zajmuje swoje dni? Postanowiłem pójść i zburzyć ten jego dobry humor. Może on nie wie, że za górami jest jakaś cywilizacja, że istnieje kebab z budki a nie tylko ogórki kiszone do bimbru?
A jednak wie. Podobno jeździ co tydzień na ryneczek sprzedawać obrazki. Zapytał, czy nie chcę kupić. Powiedziałem, że nie lubię sztuki, nie chcąc mieć kolejnej propozycji kupna jelenia na rykowisku. Nie lubię też krytykować amatorów. Ale ten jego uśmieszek dobrego samopoczucia mnie wnerwił.
- Niech pan pokaże! – powiedziałem.
- Widoczek czy abstrakcja?
Abstrakcja. Wyobraziłem go sobie, jak chlusta farbą na płótno, nadzorując przy tym pędzenie bimbru. Oczywiście, nie w niedzielę.
Przyniósł. Zatkało mnie. On nie dość, że znał zasady perspektywy, to jego widoczki wyglądały jak żywcem wyjęte ze świata fantasy.
- To może śliwowica? – zaproponował.
Będąc jeszcze w szoku skinąłem głową.
Jak się okazało, sąsiad owszem nie miał wykształcenia kierunkowego w sztuce malarskiej. Był samoukiem. Z uśmiechem, widząc moje zaskoczenie, zaczął opowiadać o tym, jak śniły mu się poszczególne obrazy. Musiał chodzić do pracy w pobliskiej piekarni. Wypiekając chleb zastanawiał się nad każdym obrazem, a po powrocie do domu zaczynał malować. Zapominał wtedy o zmęczeniu, o tym, że powinien jeść i pić. Oczywiście, nie założył przez to rodziny.
- Ludzie je kupują? Nie jest panu ciężko rozstawać się z obrazami? – zapytałem.
- Czasami, gdy mi się jakiś spodoba, sprzedaję jego kopię. Oryginały trzymam w domu.
Spojrzałem z przerażeniem na jego drewnianą chałupę.
- Nie tutaj – wyjaśnił.
Okazało się, że to jego domek twórczy. Normalnie mieszka gdzie indziej. Wpatrywałem się jak sroka w gnat w jeden z obrazów. Przedstawiał scenę z dworca kolejowego, gdzieś z początków wynalezienia maszyn parowych.
- Podoba się panu? – wręczył mi obrazek i powiedział, że w żadnym wypadku nie przyjmie pieniędzy.
- Ale ja nawet nie wiem, jak się panu wynagrodzę – poczułem dług wdzięczności do spłacenia.
- Podarował mi pan coś bardziej cennego; swój czas.
Ocknąłem się. Śliwowica była już prawie wypita. I co najważniejsze, świeciło się światło w mojej chacie. Był już prąd.
- Tak, pan to nie ma czasu dla siebie – powiedział chłopina. – To widać. Niech pan leci, to musi być coś ważnego.
Wróciłem do siebie i teraz się zastanawiam. Czy faktycznie chcę całe swoje życie poświecić pracy, której nie lubię, a która zajmuje mi kilkanaście godzin dziennie? Co opowiem w przyszłości swoim wnukom? Że dbałem o to, żeby formularze zwrotne do jakiejś firmy przychodziły w odpowiednim formacie?
Przecież zawsze chciałem tworzyć gry komputerowe. Właśnie trafiłem na zdolnego artystę. A w głowie roiło mi się od pomysłów fabularnych.
Chyba lepiej mówić po kilkunastu latach, że zrobiło się kultową grę komputerową, niż że zarabiałem ponad średnią krajową i mogłem przez to utrzymać rodzinę? Co na to powie Julia? I na co? Czyżbym już podjął jakąś decyzję?
„Przy niedzieli jeszcze nikt się nie dorobił!” – mruknąłem do siebie. Podłączyłem laptop i telefon do prądu. Niech się ładują. A ja odpocznę i przemyślę sprawę. Nawet na myślenie nie miałem czasu. Najwyższa pora to zmienić.
Pracoholik - opowiadanie obyczajowe, wulgaryzmy
2 w laptopie i w telefonie, nie było źle.
Ale obydwie wyczerpały się
To rap?
Zapytałem o laptop. Powiedział, że nie ma. Rozejrzałem się szukając jakiegoś auta. Też nie miał.
Rozglądał się po mieszkaniu sąsiada w poszukiwaniu samochodu?
Nie mogłem wyjść w swoich pantoflach, były za drogie, jak na to błoto.
Na inne błoto byłyby w sam raz…
Wyjrzę przez okno, może przestanie padać i jakoś dojdę do drogi. Tam złapię stopa i dojadę do domu. Wtedy skończę projekt. Tylko tych półbutów szkoda.
Półbuty? Przed chwilą miał tylko pantofle.
Moje myśli krążą wokół przedmiotu uzależnienia – pracy.
Nałogowiec nigdy w życiu nie przyzna się, że jest nałogowcem uzależnionym od czegoś. Lepiej wywalić to „przedmiotu uzależnienia –„.
Ogólnie: trochę za szybko „przejrzał na oczy”. Parę obrazów, jedna śliwowica… i już rozważa wywrócenie życia do góry nogami?
Ale obydwie wyczerpały się
To rap?
Zapytałem o laptop. Powiedział, że nie ma. Rozejrzałem się szukając jakiegoś auta. Też nie miał.
Rozglądał się po mieszkaniu sąsiada w poszukiwaniu samochodu?
Nie mogłem wyjść w swoich pantoflach, były za drogie, jak na to błoto.
Na inne błoto byłyby w sam raz…
Wyjrzę przez okno, może przestanie padać i jakoś dojdę do drogi. Tam złapię stopa i dojadę do domu. Wtedy skończę projekt. Tylko tych półbutów szkoda.
Półbuty? Przed chwilą miał tylko pantofle.
Moje myśli krążą wokół przedmiotu uzależnienia – pracy.
Nałogowiec nigdy w życiu nie przyzna się, że jest nałogowcem uzależnionym od czegoś. Lepiej wywalić to „przedmiotu uzależnienia –„.
Ogólnie: trochę za szybko „przejrzał na oczy”. Parę obrazów, jedna śliwowica… i już rozważa wywrócenie życia do góry nogami?
Strach herbu Cztery Patyki, książę na Miedzy, Ugorze etc. do usług
Pracoholik - opowiadanie obyczajowe, wulgaryzmy
3Nie jest nigdzie napisane, że są w mieszkaniu.
Inne określenie na ten sam przedmiot.
Zależy kim jest dana osoba i jaki ma charakter.
To jest opowiadanie, a nie powieść.
Pracoholik - opowiadanie obyczajowe, wulgaryzmy
4Katamorionie, ale po co Ty do mnie rozmawiasz?
Układ jest prosty: Ty wrzucasz tekst by go oceniać - ja (i inni ofkos) oceniam(y). I na tym moja rola się kończy.
Czegoś w tekście nie znalazłem, coś wydawało mi się bez sensu, gdzieś dopatrzyłem się pomyłki czy sprzeczności? Trudno - to znaczy że nie znalazłem, uważam że jest bez sensu, sprzeczne czy pomylone. I ani moja opinia ani tekst się nie zmieni od tego, że napiszesz mi krótki czy długi polemiczny elaborat. Teks nadal jest niepoprawiony, moja opinia się nie zmieniła. Nowa wersja tekstu - ok, rozumiem, z chęcią przeczytam. Polemika? Z czytelnikami chcesz polemizować i tłumaczyć im podrobno, co Autor miał na myśli? Niech Autor to napisze w tekście, a nie tłumaczy w przypisach.
To jest opowiadanie, a nie powieść.
Cieszę się, że się ze mną zgadzasz. Tak, to opowiadanie a nie powieść - więc na radykalne zmiany charakteru nie ma miejsca ni czasu. Naszemu pracoholikowi mogą się zalęgnąć jakieś wątpliwości, ale tak od razu o 180 stopni? No chyba że od początku to nie był pracoholik jeno "pracoholik", zakompleksiony człeczyna pozujący na supermena pracy. Ale jakoś nic w tekście na to nie wskazuje.
Układ jest prosty: Ty wrzucasz tekst by go oceniać - ja (i inni ofkos) oceniam(y). I na tym moja rola się kończy.
Czegoś w tekście nie znalazłem, coś wydawało mi się bez sensu, gdzieś dopatrzyłem się pomyłki czy sprzeczności? Trudno - to znaczy że nie znalazłem, uważam że jest bez sensu, sprzeczne czy pomylone. I ani moja opinia ani tekst się nie zmieni od tego, że napiszesz mi krótki czy długi polemiczny elaborat. Teks nadal jest niepoprawiony, moja opinia się nie zmieniła. Nowa wersja tekstu - ok, rozumiem, z chęcią przeczytam. Polemika? Z czytelnikami chcesz polemizować i tłumaczyć im podrobno, co Autor miał na myśli? Niech Autor to napisze w tekście, a nie tłumaczy w przypisach.
To jest opowiadanie, a nie powieść.
Cieszę się, że się ze mną zgadzasz. Tak, to opowiadanie a nie powieść - więc na radykalne zmiany charakteru nie ma miejsca ni czasu. Naszemu pracoholikowi mogą się zalęgnąć jakieś wątpliwości, ale tak od razu o 180 stopni? No chyba że od początku to nie był pracoholik jeno "pracoholik", zakompleksiony człeczyna pozujący na supermena pracy. Ale jakoś nic w tekście na to nie wskazuje.
Strach herbu Cztery Patyki, książę na Miedzy, Ugorze etc. do usług
Pracoholik - opowiadanie obyczajowe, wulgaryzmy
5Najdziwniejsze pytanie z jakim się spotkałam na tym forum

Owszem, masz prawo do swojej oceny, opinii itp. Jednak czasy kiedy zakazywano komuś wyrażenia własnej, mam nadzieję kiedyś miną. Widzę tutaj jakąs frustrację

Póki co wyrocznią dla mnie nie jesteś, gdyż insynuujesz w komentarzach rzeczy, któych w tekscie nie ma. Proszę czytać uważnie i ze zrozumieniem (chcoiażby jesli chodzi o szukanie auta w mieszkaniu). Jeśli chodzi o przemianę psychologiczną i rzucanie nałogów - czasami wystarczy jeden punkt zapalny, aby ktoś z nim zerwał. Jeżeli ktoś twierdzi, że jest inaczej - uważam że warto to sprostować.
Wszelakie fora powinny być otwarte na dyskusje. A zwłąszcza chyba nikt mi nie zabroni pisać komentarzy pod własnym tekstem. Przynajmniej mam taką nikłą nadzieję (sic).
Pracoholik - opowiadanie obyczajowe, wulgaryzmy
6Najdziwniejsze pytanie z jakim się spotkałam na tym forum
Dlaczego?
Ten konkretny dział funkcjonuje na zasadzie "Autor wrzuca tekst - Czytelnicy oceniają". A oceniają nie po to, żeby sobie samym zrobić przyjemność, jeno po to, by pomóc Autorowi. Wskazać miejsca w tekście, w których dostrzegają słabości (a Autor nie dostrzega - bo sam by wcześniej poprawił).
Więc tłumaczenie Czytelnikowi że się myli w ocenie a Autor wie jednak lepiej, jest tutaj jakieś takie... dziwne co najmniej. W takim razie - po co w ogóle Czytelnika o zdanie pytać?
Jednak czasy kiedy zakazywano komuś wyrażenia własnej, mam nadzieję kiedyś miną.
Ani w tym konkretnym wątku nie widzę żadnego zakazywania komukolwiek wyrażania własnej opinii, ani w bezpośrednio otaczającym mnie świecie też. Więc nie rozumiem, o czym piszesz. Możesz przybliżyć, rzucić jakimś cytatem w stylu "nie wolno Ci"?
Widzę tutaj jakąs frustrację
Wybacz, ale Twoja wypowiedź świadczy o Tobie, nie o mnie.
Póki co wyrocznią dla mnie nie jesteś
I, broń Boże, zgoła do takiej rangi nie aspiruję. Oceniłem Twój tekst, o co Ty sama poprosiłaś. Nie zgadzasz się z moją opinią? Masz pełne prawo uważać, że wiesz lepiej ode mnie. Olać sikiem prostym, falistym i krzyżykowym moje uwagi. Kompletnie jednak nie rozumiem, dlaczego chcesz przekonać mnie, że się mylę. Czy Twój tekst stanie się od tego lepszy, czy słabsze miejsca przez to znikną?
insynuujesz w komentarzach rzeczy, któych w tekscie nie ma.
Ale po cóż się od razu tak unosić? "Insynuujesz", od razu wielkie słowa... Przecież to tylko tekst i jego ocena.
chcoiażby jesli chodzi o szukanie auta w mieszkaniu
Ty - jako Autorka - wiesz, że nie są w mieszkaniu. W którym miejscu poinformowałaś o tym Czytelnika? Możesz zacytować?
Czytelnik ma prawo do własnej interpretacji tekstu niesprzecznej z tymże tekstem; cała literatura na tym właśnie polega. Skoro nie ma zaznaczone, że nie są w mieszkaniu - z jakiej racji twierdzisz, że "są w mieszkaniu" jest błędną interpretacją? To Twój tekst, to Ty powinnaś zadbać, by nie było niejednoznaczności. Bo czytelnik obcuje z "gołym" tekstem a nie z tekstem + wyjaśnieniami Autora i widzi tylko to, co w tymże tekście jest. Coś jest niejasne, coś nie zostało dopowiedziane, coś w efekcie wygląda kuriozalnie? Sory - to wina Autora, nie Czytelnika. To Autor ma zadbać o to, by tekst był jasny. Czytelnik nie ma obowiązku czytać Autorowi w myślach i dopisywać sobie, czego Autor nie napisał.
A zwłąszcza chyba nikt mi nie zabroni pisać komentarzy pod własnym tekstem.
Przytocz cytat z tego nędznika, który napisał, że nie wolno Ci tutaj wyrażać opinii, razem z Tobą spuszczę mu łomot.
Dlaczego?
Ten konkretny dział funkcjonuje na zasadzie "Autor wrzuca tekst - Czytelnicy oceniają". A oceniają nie po to, żeby sobie samym zrobić przyjemność, jeno po to, by pomóc Autorowi. Wskazać miejsca w tekście, w których dostrzegają słabości (a Autor nie dostrzega - bo sam by wcześniej poprawił).
Więc tłumaczenie Czytelnikowi że się myli w ocenie a Autor wie jednak lepiej, jest tutaj jakieś takie... dziwne co najmniej. W takim razie - po co w ogóle Czytelnika o zdanie pytać?
Jednak czasy kiedy zakazywano komuś wyrażenia własnej, mam nadzieję kiedyś miną.
Ani w tym konkretnym wątku nie widzę żadnego zakazywania komukolwiek wyrażania własnej opinii, ani w bezpośrednio otaczającym mnie świecie też. Więc nie rozumiem, o czym piszesz. Możesz przybliżyć, rzucić jakimś cytatem w stylu "nie wolno Ci"?
Widzę tutaj jakąs frustrację
Wybacz, ale Twoja wypowiedź świadczy o Tobie, nie o mnie.
Póki co wyrocznią dla mnie nie jesteś
I, broń Boże, zgoła do takiej rangi nie aspiruję. Oceniłem Twój tekst, o co Ty sama poprosiłaś. Nie zgadzasz się z moją opinią? Masz pełne prawo uważać, że wiesz lepiej ode mnie. Olać sikiem prostym, falistym i krzyżykowym moje uwagi. Kompletnie jednak nie rozumiem, dlaczego chcesz przekonać mnie, że się mylę. Czy Twój tekst stanie się od tego lepszy, czy słabsze miejsca przez to znikną?
insynuujesz w komentarzach rzeczy, któych w tekscie nie ma.
Ale po cóż się od razu tak unosić? "Insynuujesz", od razu wielkie słowa... Przecież to tylko tekst i jego ocena.
chcoiażby jesli chodzi o szukanie auta w mieszkaniu
Ty - jako Autorka - wiesz, że nie są w mieszkaniu. W którym miejscu poinformowałaś o tym Czytelnika? Możesz zacytować?
Czytelnik ma prawo do własnej interpretacji tekstu niesprzecznej z tymże tekstem; cała literatura na tym właśnie polega. Skoro nie ma zaznaczone, że nie są w mieszkaniu - z jakiej racji twierdzisz, że "są w mieszkaniu" jest błędną interpretacją? To Twój tekst, to Ty powinnaś zadbać, by nie było niejednoznaczności. Bo czytelnik obcuje z "gołym" tekstem a nie z tekstem + wyjaśnieniami Autora i widzi tylko to, co w tymże tekście jest. Coś jest niejasne, coś nie zostało dopowiedziane, coś w efekcie wygląda kuriozalnie? Sory - to wina Autora, nie Czytelnika. To Autor ma zadbać o to, by tekst był jasny. Czytelnik nie ma obowiązku czytać Autorowi w myślach i dopisywać sobie, czego Autor nie napisał.
A zwłąszcza chyba nikt mi nie zabroni pisać komentarzy pod własnym tekstem.
Przytocz cytat z tego nędznika, który napisał, że nie wolno Ci tutaj wyrażać opinii, razem z Tobą spuszczę mu łomot.
Strach herbu Cztery Patyki, książę na Miedzy, Ugorze etc. do usług
Pracoholik - opowiadanie obyczajowe, wulgaryzmy
7Proszę:
Na tych cytatach skończę odpisywanie na Twoje posty, Strachu na wróble, gdyż taka dyskusja nie ma sensu.
Pracoholik - opowiadanie obyczajowe, wulgaryzmy
8Cóż, skoro dla Ciebie pytanie "po co robisz rzecz mało0 sensowna?" jest tożsame z rozkazem "nie wolno Ci tego robić", to faktycznie - nasze światy są totalnie niekompatybilne na poziomie znaczenia słów i pojęć. Ani Ty nie zrozumiesz mnie, ani ja - Ciebie. Pozostaje mi powiedzieć "dziękuję za rozmowę".
Strach herbu Cztery Patyki, książę na Miedzy, Ugorze etc. do usług
Pracoholik - opowiadanie obyczajowe, wulgaryzmy
9hej,
takie tam uwagi z czytelniczej perspektywy.
@ cytat, > komentarz
PS. mam mało czasu, piszę skrótowo. to nie jest sarkazm.
@ Ale obydwie wyczerpały się; laptop padł o dziewiątej rano, a telefon dwadzieścia minut później.
> Poprzednie zdanie sugerowało kłopoty z baterią, a tu dodatkowo dwa razy jest powtórzone, że padły. Jakby wyciąć "obydwie wyczerpały się; " to by się płynniej czytało
@ Zapytałem o laptop.
> odmiana: "o laptopa"
@ Rozejrzałem się szukając jakiegoś auta.
> był u sąsiada i nagle rozgląda się po jego garażu? skok albo niedopowiedzenie
@ Jak nie włączą prądu, nie naprawią usterki
> dwa razy to samo jest powiedziane, wystarczyło by "Jak nie włączą prądu" albo "Jak nie naprawią usterki"
@ A może to wina teściowej?
> brzmi autentycznie
@ Zrzędziłaby przez cały dzień, że chce wnuki i że powinniśmy więcej odpoczywać, jak chcemy mieć potomka.
> A jednak teściowa mądra babka
@ wyjść w swoich pantoflach
> facet w życiu by tak nie powiedział na buty.
@ Co się stanie, gdy nie zjawię się z gotowym oprogramowaniem?
> moja branża, muszę wyprostować. Programiści nigdy tak nie mówią. Jak już to "z programem" lub "z modułem" (bo skoro robi to sam, to raczej coś małego). (nie mówiąc o tym, że bez inżyniera jakości i testów nie spełni definition-of-done, więc i tak nie będzie "gotowe", najwyżej "ready-to-test"). Gotowe jest po "merge'u do mastera"
@ Jest młodszy ode mnie o dziesięć lat (...) Czuję się czasami jak dinozaur w ich gronie.
@ Co opowiem w przyszłości swoim wnukom?
> przed chwilą było, że teściowa ględzi, że dzieci nie mają. A tu, że jest stary. To co, 45 lat ma i bezdzietny (w sumie widać, że jakiś pajac, więc realne). No ale nikt 45 latków by do dziecka nie namawiał. Czyt: realia się rozjechały.
@ Abstrakcja .....znał zasady perspektywy....wyjęte ze świata fantasy
> abstrakcja w ogóle nie kojarzy się z perspektywą (metaperspektywą?). A światy fantasy nie są abstrakcyjne (fikcyjne, ale dość konkretne). Terminologia niespójna moim zdaniem.
@ Chyba lepiej mówić po kilkunastu latach, że zrobiło się kultową grę komputerową
> Ech, i mieć min 20 osób i milion PLN na początek, żeby po zakupie silnika zostało na wypłaty przez parę miesięcy... Programista szybciej by "marzył" o pracy freelancera, zdalnie po parę godzin dziennie dla norwegów lub USA. Pisanie gier to harówka.
Ogólnie: fajnie się czytało. Moja "dzielnia". Zdania się lepią do siebie, dialogi też ok. Zakończenie mi się podoba i w sumie takie życiowe te opowiadanie jest. Parę nieścisłości "konstrukcji świata" i pomyłek z terminami branżowymi.
PS. Zobaczyłem teraz Twoją rozmowę ze Strachem i mam mieszane uczucia. Asekuracyjnie dodam, że te komentarze to moje odczucia dot. utworu jako osoby nie znającej wcześniej tego tekstu i pisane z poziomu "czytelnika", nie eksperta. Nie musisz stosować moich komentarzy, ale pomyśl, czemu akurat do czegoś się przyczepiłem, a nie po prostu czytałem dalej.
takie tam uwagi z czytelniczej perspektywy.
@ cytat, > komentarz
PS. mam mało czasu, piszę skrótowo. to nie jest sarkazm.
@ Ale obydwie wyczerpały się; laptop padł o dziewiątej rano, a telefon dwadzieścia minut później.
> Poprzednie zdanie sugerowało kłopoty z baterią, a tu dodatkowo dwa razy jest powtórzone, że padły. Jakby wyciąć "obydwie wyczerpały się; " to by się płynniej czytało
@ Zapytałem o laptop.
> odmiana: "o laptopa"
@ Rozejrzałem się szukając jakiegoś auta.
> był u sąsiada i nagle rozgląda się po jego garażu? skok albo niedopowiedzenie
@ Jak nie włączą prądu, nie naprawią usterki
> dwa razy to samo jest powiedziane, wystarczyło by "Jak nie włączą prądu" albo "Jak nie naprawią usterki"
@ A może to wina teściowej?
> brzmi autentycznie

@ Zrzędziłaby przez cały dzień, że chce wnuki i że powinniśmy więcej odpoczywać, jak chcemy mieć potomka.
> A jednak teściowa mądra babka

@ wyjść w swoich pantoflach
> facet w życiu by tak nie powiedział na buty.
@ Co się stanie, gdy nie zjawię się z gotowym oprogramowaniem?
> moja branża, muszę wyprostować. Programiści nigdy tak nie mówią. Jak już to "z programem" lub "z modułem" (bo skoro robi to sam, to raczej coś małego). (nie mówiąc o tym, że bez inżyniera jakości i testów nie spełni definition-of-done, więc i tak nie będzie "gotowe", najwyżej "ready-to-test"). Gotowe jest po "merge'u do mastera"

@ Jest młodszy ode mnie o dziesięć lat (...) Czuję się czasami jak dinozaur w ich gronie.
@ Co opowiem w przyszłości swoim wnukom?
> przed chwilą było, że teściowa ględzi, że dzieci nie mają. A tu, że jest stary. To co, 45 lat ma i bezdzietny (w sumie widać, że jakiś pajac, więc realne). No ale nikt 45 latków by do dziecka nie namawiał. Czyt: realia się rozjechały.
@ Abstrakcja .....znał zasady perspektywy....wyjęte ze świata fantasy
> abstrakcja w ogóle nie kojarzy się z perspektywą (metaperspektywą?). A światy fantasy nie są abstrakcyjne (fikcyjne, ale dość konkretne). Terminologia niespójna moim zdaniem.
@ Chyba lepiej mówić po kilkunastu latach, że zrobiło się kultową grę komputerową
> Ech, i mieć min 20 osób i milion PLN na początek, żeby po zakupie silnika zostało na wypłaty przez parę miesięcy... Programista szybciej by "marzył" o pracy freelancera, zdalnie po parę godzin dziennie dla norwegów lub USA. Pisanie gier to harówka.
Ogólnie: fajnie się czytało. Moja "dzielnia". Zdania się lepią do siebie, dialogi też ok. Zakończenie mi się podoba i w sumie takie życiowe te opowiadanie jest. Parę nieścisłości "konstrukcji świata" i pomyłek z terminami branżowymi.
PS. Zobaczyłem teraz Twoją rozmowę ze Strachem i mam mieszane uczucia. Asekuracyjnie dodam, że te komentarze to moje odczucia dot. utworu jako osoby nie znającej wcześniej tego tekstu i pisane z poziomu "czytelnika", nie eksperta. Nie musisz stosować moich komentarzy, ale pomyśl, czemu akurat do czegoś się przyczepiłem, a nie po prostu czytałem dalej.
Pracoholik - opowiadanie obyczajowe, wulgaryzmy
10Chyba zawaliłam research w takim razie, nastepnym razem się postaramAndy pisze: @ Co się stanie, gdy nie zjawię się z gotowym oprogramowaniem?
> moja branża, muszę wyprostować. Programiści nigdy tak nie mówią. Jak już to "z programem" lub "z modułem" (bo skoro robi to sam, to raczej coś małego). (nie mówiąc o tym, że bez inżyniera jakości i testów nie spełni definition-of-done, więc i tak nie będzie "gotowe", najwyżej "ready-to-test"). Gotowe jest po "merge'u do mastera"

Z "abstrakcją" tez zrobiłam niedomówienie. Miało być "albo abstrakcja albo.." Dzięki za wytknięcie.