Mrok wczorajszej nocy

1
Tak więc odwaga wzięła górę nad rozsądkiem. Chociaż raczej nikt nie powie, że muszę przepraszać internet za infekowanie swoim wirusem tej strony (oby!), to i tak się stresuje. Ostatnio naszła mnie wena na krótkiego ''one shot-a'', tak więc oto jest. Rzadko kiedy ktoś czyta moje teksty, dlatego średnio mi idzie z powiększaniem warsztatu (poza czytaniem innych tekstów)... Zwróćcie proszę uwagę na wszystko. Dosłownie wszystko! No dobra, nie przedłużam już.




Mrok wczorajszej nocy


Siedział na skarpie, całkiem sam. Młody mężczyzna zdawał się zahipnotyzowany pięknem ciemnobłękitnych, morskich fal. I z każdą chwilą, gdy spoglądał w otchłań, nabierał coraz większego wrażenia, że to otchłań wpatruje się w niego. Widział, jak przenika jego pamięć, jak śmieje się z jego strachu, jak raz za razem zabiera mu wartościowe wspomnienia. I tak jak on dobrze poznał otchłań, ona poznała jego. Byli sobie braćmi i wrogami. Jak równy z równym.
Mężczyzna sięgnął do kieszeni swojej szarej kurtki i wyciągnął z niej medalion. Stary, mosiężny ze zdjęciem pięknej brunetki w środku. Ten przedmiot przypominał mu o własnej bezsilności, o tym, jak bardzo nie może zmienić losu swego, jak i swoich pobratymców. Zamknął oczy, pocałował medalion i cisnął go w morską toń, która łapczywie przyjęła dar; na nic mu już był ten relikt przeszłości. Niegdyś zagrzewał go do walki, do tego, by raz za razem nie poddawać się przeciwnością losu. A teraz? Po co to było mu teraz? Gdy już wszystko jest stracone. Gdy aktorzy zeszli ze sceny. Jego dzieło życia. Jego Magnum Opus zostało zatracone przez głupi lud. Gdy on wszczynał rewolucje, ludzie tylko biernie przyglądali się, jak ostatni męczennik walczy z systemem. Nie mieli dość odwagi, by podnieść rękawicę, a przecież Apostus robił to wszystko dla nich. Od urodzenia czuł, że ma misję, że musi zmienić ten chory świat. Zawsze wierzył w ludzi i nie wątpił, że kiedyś jako szara masa ruszą, by odzyskać zabraną im wolność i godność. Dlatego właśnie nie skupiał się na działaniu dla dobra jednostek, one nie mogły zbyt wiele zmienić. Wiedział, żeby zmienić bieg historii, musi poruszyć tłumy. Bo to przecież to one od zawsze decydowały o wszystkim. I zamiast korzystać, trwają w swoistej nieświadomości, jak uśpione wulkany, by któregoś dnia wybuchnąć. Tak zazwyczaj rodziły się rewolucje. Jednak to było w tamtym świecie, tutaj jest inaczej. Rzeczywistość pełna toksycznych rzek i radioaktywnych przestrzeni nie pomaga ludziom wyzbyć się okowów. O nie. To jeszcze bardziej ich przerażało. Czuli się bezpieczni w betonowej klatce. Ale czego Apostus mógł od nich wymagać? Przecież mieli jedzenie, bezpieczeństwo i rozrywkę. Czego więcej chcieć od życia? To nie jest już ten sam świat, myślał Apostus, zrzucając małą kupkę kamieni wprost do rozwartej paszczy bestii. Ten świat umarł, ciągnąc za sobą najpiękniejsze ideały na dno oceanu.
Słońce powoli zachodziło czerwienią, delikatnie stykając się z rozgniewanym morzem na horyzoncie. Przypominało to nieco igraszki kochanków spragnionych swoich ciał. Raz za razem fale przyciemniały tarczę słoneczną, choć ta wciąż nieprzerwanie wisiała na nieboskłonie. Nadchodziła noc. Apostus uśmiechnął się. To jego ostatni zachód słońca. Czy kiedykolwiek normalność wydawała się tak odległa, jak teraz? Czy sama myśl o własnej posiadłości, rodzinie, zasadzeniu drzewa była tak nieosiągalna? Apostus wiedział, po prostu wiedział, że nawet nie powinien myśleć o takich rzeczach. Ludzie tacy jak on, nie mają przyszłości. Zrodzili się, by wykonać misję i zniknąć. Całkiem jak kamikaze. Trafić w cel i eksplodować. I połączyć się z wiecznością. Taki był cel. Za starych, dobrych czasów, gdy miał jeszcze przyjaciół (a nie współtowarzyszy spisku) lubili żartować z przyszłości. Wtedy nie wiedzieli, kim chcą być, ani co będą robić. Życie rozszerzało się we wszystkich kierunkach, a oni raz za razem z niego drwili. Żartowali z wszystkiego, co za kilka lat miało się stać wartością, za którą warto umierać. Byli niedojrzali. Ale byli piekielnie zdolni. Apostus miał wtedy przyjaciela, Roberta. Człowiek chaos, nigdy nie potrafił ogarnąć się życiowo, jednak miał niesamowity talent literacki. Jego wiersze w dobie internetu robiły furorę. Może ze względu na prawdziwość? A może dlatego, że ludzie byli już zbyt zmęczeni przekoloryzowaną rzeczywistością kreowaną przez media? W każdym razie mężczyzna dobrze pamiętał jeden z jego utworów, który poruszał problematykę jednostki w natłoku ogółu. Zaraz po premierze żarliwie z nim dyskutował, przekonując do swoich racji:
— Wiesz, rozumiem, że jednostka potrafi wpłynąć na losy historii, ale nie może jej zmienić — powiedział Apostus, przeglądając książki z półki przyjaciela.
— Niby dlaczego? -— Robert zmarszczył kruczoczarne brwi.
— Bo czym jest jednostka przy ogromie ogółu?
— A czymże jest ogół przy ogromie jednostki?
To porządnie zachwiało jego ideami. Bo przecież, te proste odwrócenie słów miało sens. I choć z początku nie przyznawał się przed sobą, wiedział, że Robert miał rację. Jednostka mimo wszystko potrafiła zmienić bieg zdarzeń. Jednak Apostus zrozumiał to na swój pokrętny sposób, wtłaczając to do swojej idei. Uważał, że jedynym sposobem jednostki na zmianę historii jest zawładnięcie ogółem. I to właśnie czynił. Stał się przywódcą. Chciał wyprowadzić swój kraj spod żelaznego jarzma dyktatora i oddać władzę ludowi. Miała wtedy zapanować nowa era. Era świetności Itanium, państwa, które żarzyło się na grobach przodków. Jednak wszystko spłonęło. Rewolucjonistów wybito. Ludzi zastraszono. A świat zapadł się we własnych popiołach i kolejny raz dał się zakuć w okowy.
I tak oto się tutaj znalazł. Trwając na granicy, wciąż niegotów jej przekroczyć. Tylko pytanie dlaczego? Nie miał już nikogo. Jego idee nie przetrwały. Lud odwrócił się od niego. Więc co? Nadzieja. Ostatni promień, który chował wciąż głęboko w swoim sercu, nie pozwalał mu wszystkiego zakończyć. Sam dobrze nie wiedział, że on jeszcze płonie. Traktował to, jako ostatnią barierę, którą tworzyło ciało przed destrukcyjnym końcem. Przypominało pierwotny instynkt niepozwalający dokonać żywotu. Pomyślał, że to całkiem zabawne, bać się czegoś, a zarazem tego pragnąć. I wtedy zrozumiał, że tak jest przez cały czas z nieznanym. Bo choć boimy się tego, co obce, to i tak nas do tego ciągnie. I wtedy nawet to przestało być zabawne. Wszystkie zagadki tracą swój urok, gdy pozna się już rozwiązanie.
Zamknął oczy. Pomyślał o Eurieli. Kobiecie jego życia. Zawsze, kiedy byli razem czuł wokół wyładowania. Jej wzrok powodował, że powietrze wokół jeżyło się od elektronów. To było ekscytujące. Nie lubił wspominać zmarłych, ale ona stanowiła wyjątek. Dla niego wciąż żyła; była przy nim w każdej sekundzie istnienia. Czuł jakąś jej cząstkę cały czas u swojego boku. Jakoby jej duch materializował się na skale obok niego. Co by powiedział, gdyby ją zobaczył? Najprawdopodobniej przeprosiłby. Za to, że to wszystko tak się skończyło. Choć co by dały przeprosiny? Ona, tak samo, jak on, była gotowa zginąć (co de facto się stało) za idee. Ich imperium z piasku zmyła potężna fala tsunami. Źle zrobili, budując przyszłość na tym niepewnym gruncie. Jednak, czy dla tych dwóch niespokojnych duchów była inna droga? Rewolucja była ich jedynym dzieckiem, które wystrzeliło z rozgrzanego rewolweru do rodziców. To całkiem zabawne, że w naszych istnieniach najbardziej wyniszcza nas to, co najbardziej kochamy.
Przeszłość waliła się za jego plecami, tak szybko, jak rozpada się domek z kart. Powoli zapominał twarzy; sytuacje związane z jego dawnym życiem zaczynały blaknąć. Raz za razem uwalniał przeszłość, pozwalając, by najcenniejsze chwile z jego życia znikały hen za taflą ciemnego oceanu, niczym ptaki wypuszczone z klatki. Z każdą chwilą było go coraz mniej na ziemi, a coraz więcej tam, w tej granatowej paszczy bestii. Kolorowe ptaki wspomnień dawno opuściły już jego duszę, została tam tylko wielka, złota klatka, zbyt mała by pomieścić jego żal i zbyt wielka, by mógł znaleźć w niej spokój. Pozostało mu istnieć w emocjonalnym amoku, dopóki ostatnie światło nie zgaśnie na tym świecie, a ocean nie wezwie go na ostatnią wyprawę.
Ocean zawsze wypełniał go strachem, ale i także dziką fascynacją. Ponieważ był jedną z nielicznych rzeczy, która tak idealnie pokazywała naturę istoty ludzkiej w mierze całego jej istnienia. Z jednej strony ocean to jedna wielka masa wody, z drugiej zaś potężny zbiór kropel. Ludzki ocean zwie się społeczeństwem, krople zaś jednostką. Apostus widział, że nasze istnienie podzielone jest na dwie połowy, indywidualna i społeczną. Swoista dualność naszych bytów sprawia, że jeśli jedno jest rozchwiane, drugie także nie może odnaleźć spokoju. Jednak jak można znaleźć idealną harmonię w świecie, gdzie społeczeństwo jest uzależnioną od używek szarą masą, bez perspektyw i własnej woli. Ta rzeczywistość była brutalna, bo żeby ją zmienić, trzeba było się przeciwstawić własnej naturze. Zachwiać byt indywidualny, żeby poprawić byt społeczny. To była cena walki z ogółem. I czy się opłacało? Czy warto było tyle ryzykować? Apostus naprawdę nie był pewien. Bo jeśli w chociaż jednej osobie wciąż jest nadzieja na wyrwanie się spod jarzma tyrana, to było warto.
Miał też plan B. To manifest wobec brutalnej rzeczywistości, wyznaczający drogę do odbudowy zatraconego dziedzictwa swoich przodków. Skryty wśród setek dokumentów w jego bibliotece, tylko czekał na odkrycie. Demokracja, choć nie była systemem doskonałym, wciąż pozostawała najlepszą z alternatyw, choć rzadko kiedy udawało się jej przetrwać próby czasu. Ustój ten, jest na tyle specyficzny, że sam siebie wyniszcza, całkiem jak obecna cywilizacja. Nieuchronnie prowadzi do nierówności społecznych, korupcji, nacjonalizmu, faszyzmu i w ostateczności do totalitaryzmu. To nieprzerwany krąg, podobny do tego stworzonego przez naturę. Coś się rodzi, dojrzewa, ma swój okres świetności, a później zapada się w swoim istnieniu, stając się podłożem na kolejne istnienie.
Krążąc tak na granicy dwóch światów, zaczął się zastanawiać, jak dziwny splot wydarzeń sprawił, że siedzi dziś w tym miejscu. Jak to możliwe, że mały chłopiec ze slumsów zdołał zachwiać fundamentami państwa? Z chorego marzenia narodził się nowy nurt wyzwoleńczy. Kto wie, może kiedyś zasłuży sobie w oczach naukowców i uczonych na swój akapit w historii ludzkości?
Potwór z odmętów powoli zaczął pochłaniać gorącą kulę rozpalonych gazów. Słońce nikło w mgnieniu oka za horyzontem gdzieś tam, gdzie odleciały wspomnienia Apostusa. Niebo zaczynało nabierać koloru dojrzałej śliwki, powoli popadając w nocny mrok. I pomimo tego, że nieuchronnie nadchodził koniec, mężczyzna uśmiechał się. Lubił zachody słońca. Zawsze napawały go nadzieją, że następny świt będzie inny. Jutro jest przecież wielką niewiadomą, a każde nieznane dokądś prowadzi. Dla Apostusa nie było już tu miejsca. Po klęsce rebeliantów stał się niepotrzebnym pionkiem. Dinozaurem nowej dyktatury. Mrokiem wczorajszej nocy. Jednak był też człowiekiem. Człowiekiem, który do końca walczył, wierząc w lepsze jutro. Może właśnie następnego dnia, gdy słońce obudzi się i spojrzy na Ziemię pozbawioną rebeliantów, gatunek ludzki ewoluuje i przestanie wykazywać tak nieposkromionej autodestrukcyjnej siły? Skacząc wprost w wygłodniałą paszczę potwora, tak właśnie myślał. Umarł pełen nadziei, że kiedyś ktoś doceni trud, jaki włożyli w naprawę zepsutego świata. Przyszłość zawsze należała do tych, którzy nie bali się czerpać wiedzy z przeszłości, więc czy szanse na wolny świat były aż tak niskie? Kto wie?

Mrok wczorajszej nocy

2
1. To felieton osadzony w czasie fabularnym Twojego tekstu czy może wstęp do opowiadania/powieści? Ma bardzo podniosły nastrój, albo inaczej: starasz się, żeby taki miał.
2. Sprawnie operujesz słowem, potknięcia zaawansowane ;) wytkną koledzy po fachu (mi na pewno coś umknęło, ale nie potrafię łapać na pojedynczych zdaniach, sądzę, że błędy na poziomie podstawowym nie zostały popełnione :P), którzy mają znacznie lepsze pojęcie o pisaniu.
3. Jest też zachowane tempo w tekście, to akurat przypadło mi do gustu: dynamizacja i statyczne zdania. Długie, krótkie, wiadomo o co biega. Mimo że tak naprawdę niewiele się dzieje, więc...
4. Pierwszy akapit mnie wynudził, jak każdy z nich coś niby wnosił do tekstu, tak odczułem, że pierwszy to przemielone, nic nie znaczące słowa i co najważniejsze - nic z niego nie zapamiętałem. NIC.
5. Dialog śmieszny. Ale w drugą stronę.
6. Podniosły nastrój zanika, kiedy narrator klepie jęzorem. Np. tu:
Osobliwość pisze: Demokracja, choć nie była systemem doskonałym, wciąż pozostawała najlepszą z alternatyw, choć rzadko kiedy udawało się jej przetrwać próby czasu. Ustój ten, jest na tyle specyficzny, że sam siebie wyniszcza, całkiem jak obecna cywilizacja.
I wtedy nachodzi mnie refleksja: o czym to jest i co Ty chcesz pisać? Ostatecznie to zbyt poważna dla mnie literatura. Wymiękam.

7. Gorzej z tymi innymi akapitami jest to, że ja się gubię. Piszesz to, co na język ślina przyniesie, tzn. to mówi autor, ale to tylko moje skromne zdanie. Pod względem językowym nie jest źle, moim zdaniem całkiem przyzwoicie. Ale chyba nie będę odbiorcą Twoich tekstów ze względu na spaczony gust. Jeden akapit nie ciągnie za sobą drugiego, tzn. każdy zawiera jakąś informację, ale ostatecznie... nic z nich nie wynika.

8. Odnosiłem wrażenie, że to wstęp do jakiegoś starożytnego fantasy o bogach. Internety, wiersze i nowoczesność wybiły mi to z głowy.
PS 9.
Osobliwość pisze: Potwór z odmętów powoli zaczął pochłaniać gorącą kulę rozpalonych gazów.
Ale dziwne zdanie. Sorry, pomyślałem, że ktoś puścił bąka i poszło. Naprawdę. Mega nie mogę tego pojąć. Z tej melancholii przeniosło mnie do kanciapy brudnego potwora.

Tyle chyba. Mojego zdania, wiadomo.
Więcej odwagi.
Nie musisz się odnosić do moich uwag, jedynie wytłumacz mi co ma na celu ten tekst, bo nie pojmuję (może być na pw).
Pisarz miłości.

Mrok wczorajszej nocy

3
Przeczytałem gdzieś mniej więcej do Zamknął oczy. Pomyślał o Eurieli. Kobiecie jego życia. Zawsze, kiedy byli razem czuł wokół wyładowania. Jej wzrok powodował, że powietrze wokół jeżyło się od elektronów. Dalej nie dałem rady. Ciężkie, przeładowane wymyślnymi przenośniami i porównaniami. Trudno się czyta. Nic się nie dzieje, bohater siedzi nad morzem i toczy monolog wewnętrzny. Nie ma jak go polubić, przejąć się jego problemami, identyfikować z nim – nie robi nic, tylko krwawi z duszy. To nudne.

Nadzieja. Ostatni promień, który chował wciąż głęboko w swoim sercu, nie pozwalał mu wszystkiego zakończyć. Sam dobrze nie wiedział, że on jeszcze płonie. Traktował to, jako ostatnią barierę, którą tworzyło ciało przed destrukcyjnym końcem. Przypominało pierwotny instynkt niepozwalający dokonać żywotu. Pomyślał, że to całkiem zabawne, bać się czegoś, a zarazem tego pragnąć. I wtedy zrozumiał, że tak jest przez cały czas z nieznanym. Bo choć boimy się tego, co obce, to i tak nas do tego ciągnie. I wtedy nawet to przestało być zabawne. Wszystkie zagadki tracą swój urok, gdy pozna się już rozwiązanie.

Wybacz, ale to jest na granicy grafomanii. Pytanie – po której stronie tej granicy?
Strach herbu Cztery Patyki, książę na Miedzy, Ugorze etc. do usług

Mrok wczorajszej nocy

4
Hej, parę rzeczy:
Osobliwość pisze: Nie mieli dość odwagi, by podnieść rękawicę
Mieli walczyć przeciwko niemu? Kto rzucił rękawicę? Jeżeli występują 3 strony, to stosowanie takiego "frazesu" jest mylące.
Osobliwość pisze: Czuli się bezpieczni w betonowej klatce.
Za dużo tłumaczenia, za mało akcji. Zrozumiałem parę zdań wcześniej, że tłumy nie chcą. A tu dalej porównanie za porównaniem, metafora za metaforą.
Osobliwość pisze: Byli niedojrzali.
Dalej podobnie, tłumaczysz w paru zdaniach coś co powinno zostać w jednym.

Ogólnie:
(po pierwsze, ja jestem początkujący, więc weź to pod uwagę analizując moje komentarze)
- Widać, że piszesz nie od dziś. Warsztat początkujący w pozytywnym tego słowa znaczeniu (jak u mnie ;) ). Tz. błędy początkujących też są, ale zdania przynajmniej składne i z sensem, co nie zawsze się zdarza :D
- Ale, jak dla mnie zbyt lirycznie. Jakby zamiast napisać opowiadanie, podniośle deklamujesz. Jakbyś zapomniała o czytelniku, a bardziej chciała zaspokoić swoją potrzebę
- czemu umiera? jak ja nie lubię takich depresyjnych opowiadań :( Świat jest piękny, życie pełne niespodzianek, uśmiech dziecka, przespana noc, same pozytywy. Niech on coś zrobi, obali ten system :)

PS. Wrzuć jakiś tekst z akcją, chętnie przeczytam (pingnij mnie na PW, żebym nie przegapił)

Mrok wczorajszej nocy

5
Hej,
Siedział na skarpie, całkiem sam. Młody mężczyzna zdawał się zahipnotyzowany pięknem ciemnobłękitnych, morskich fal.
Konstrukcja dziwna i chaotyczna. W pierwszym zdaniu powinno być "młody mężczyzna" a potem reszta.
Mężczyzna sięgnął do kieszeni swojej szarej kurtki i wyciągnął z niej medalion.
Wiemy już, że mężczyzna i że jest sam. Wobec tego "mężczyznę" możesz usunąć. "Swojej" także, bo wątpliwe żeby sięgał do czyjejś, jeśli uważasz, że nie jest to oczywiste możesz doprecyzować w inny sposób.
Stary, mosiężny ze zdjęciem pięknej brunetki w środku.
Wróć, nie musisz. Skoro wie jakie zdjęcie jest w środku bez otwierania, to na pewno jego kurtka.
Zamknął oczy, pocałował medalion i cisnął go w morską toń, która łapczywie przyjęła dar; na nic mu już był ten relikt przeszłości.
Jeśli to dla niego ważny przedmiot, to dziewięćdziesiąt dziewięć procent osób poświęciłoby chwilę na kontemplację zdjęcia.
Niegdyś zagrzewał go do walki, do tego, by raz za razem nie poddawać się przeciwnością losu.
Przeciwnościom.
Gdy on wszczynał rewolucje, ludzie tylko biernie przyglądali się, jak ostatni męczennik walczy z systemem.
Wiemy, że mówi o sobie więc "on" do usunięcia.
Rzeczywistość pełna toksycznych rzek i radioaktywnych przestrzeni nie pomaga ludziom wyzbyć się okowów.

wyzbyć się — wyzbywać się
1. «oddać coś swojego z własnej woli»
2. «przestać doznawać czegoś lub zachowywać się w jakiś sposób»


okowy
1. «łańcuchy, kajdany»
2. «to, co odbiera wolność, krępuje, zniewala»

I już wiesz. Najpopularniejszy i najmocniejszy związek frazeologiczny to "zerwać okowy".
Czy sama myśl o własnej posiadłości, rodzinie, zasadzeniu drzewa była tak nieosiągalna?
Jeśli się nad tym zastanawia to znaczy, że o tym myśli, czyli myśl o tym jest jak najbardziej osiągalna.
Ludzie tacy jak on, nie mają przyszłości. Zrodzili się, by wykonać misję i zniknąć. Całkiem jak kamikaze. Trafić w cel i eksplodować. I połączyć się z wiecznością.
Albo piszesz według jakiegoś klucza długości zdań, albo masz taką manierę, że co jakiś czas wrzucasz kilka następujących po sobie, bardzo krótkich zdań. To jest fajne, sam lubię, ale nadmiar tego boli.
— Wiesz, rozumiem, że jednostka potrafi wpłynąć na losy historii, ale nie może jej zmienić — powiedział Apostus, przeglądając książki z półki przyjaciela.


— Niby dlaczego? -— Robert zmarszczył kruczoczarne brwi.


— Bo czym jest jednostka przy ogromie ogółu?


— A czymże jest ogół przy ogromie jednostki?
Moim zdaniem ten dialog jest słaby. Nie znamy postaci Roberta, co powoduje pewną pustkę w kontekście. Lepiej tę przemianę poglądów Apostusa (dość zresztą nagłą - po wymianie dwóch zdań) zrobić opisowo.

Więc co? Nadzieja Ostatni promień, który chował wciąż głęboko w swoim sercu(...)
Raczej trudno o chowanie w czyimś, czyli kolejna zaimkoza do usunięcia.

Rewolucja była ich jedynym dzieckiem, które wystrzeliło z rozgrzanego rewolweru do rodziców.
Nie rozumiem jaką role pełni w tym zdaniu przymiotnik "rozgrzany".

Raz za razem uwalniał przeszłość, pozwalając, by najcenniejsze chwile z jego życia znikały hen za taflą ciemnego oceanu, niczym ptaki wypuszczone z klatki. Z każdą chwilą było go coraz mniej na ziemi, a coraz więcej tam, w tej granatowej paszczy bestii. Kolorowe ptaki wspomnień dawno opuściły już jego duszę, została tam tylko wielka, złota klatka, zbyt mała by pomieścić jego żal i zbyt wielka, by mógł znaleźć w niej spokój.
Na tak małej przestrzeni tekstu, metafory dotyczące ptaków i klatki pojawiają się stanowczo zbyt blisko siebie.

Apostus widział, że nasze istnienie podzielone jest na dwie połowy, indywidualna i społeczną. Swoista dualność naszych bytów sprawia, że jeśli jedno jest rozchwiane, drugie także nie może odnaleźć spokoju(...)
Chyba nie, są ludzie, którzy doskonale czują się sami, a obecność w grupie powoduje ich dyskomfort. I vice versa, są tacy, którzy samotność odczuwają jako bolesną, a w grupie czują się dobrze. I nie wiem czasem czy raczej nie "swoisty dualizm".


Dwa słowa o całości. Zaimkoza, to wiadomo.
Twój tekst to właściwie monolog wewnętrzny głównego bohatera. Problem w tym, że jest on (bohater, nie monolog) niesamowicie płaski i wybacz, nudny. Apostus rozwodzi się socjologiczno-politologicznymi zjawiskami (z których co najmniej część wydaje się nielogiczna - może Nav albo Romek się wypowiedzą) okraszając to wszystko odkryciami w stylu "boimy się nieznanego ale nas pociąga".
Nie ma pasji, nie ma koloru, nie ma życia. Jest relacja z przemyśleń sfrustrowanego przywódcy rewolucji.

Na plus.
Językowo, jeśli pominąć zaimkozę, w miarę sprawnie.

Pozdrowienia,

G.
"Każdy jest sumą swoich blizn" Matthew Woodring Stover

Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.

Mrok wczorajszej nocy

6
5. Dialog śmieszny. Ale w drugą stronę.
Niestety, masz absolutną rację. Dialogi zawsze były moją słabą stroną.
7. Gorzej z tymi innymi akapitami jest to, że ja się gubię. Piszesz to, co na język ślina przyniesie, tzn. to mówi autor, ale to tylko moje skromne zdanie. Pod względem językowym nie jest źle, moim zdaniem całkiem przyzwoicie. Ale chyba nie będę odbiorcą Twoich tekstów ze względu na spaczony gust. Jeden akapit nie ciągnie za sobą drugiego, tzn. każdy zawiera jakąś informację, ale ostatecznie... nic z nich nie wynika.
Pod pewnym względem masz rację, bo różnorodność myśli jest spora, ale jakby się przypatrzeć z daleka (moim skromnym zdaniem), to łączy się w jeden, spójny ciąg. Ale każdy ma inną perspektywę, więc nie ma co ciągnąć...

Nie musisz się odnosić do moich uwag, jedynie wytłumacz mi co ma na celu ten tekst, bo nie pojmuję (może być na pw).
To był monolog wewnętrzny bohatera, który poruszał problematykę ogółu i zniewolenia społeczeństwa. W każdym razie taki był jego pierwotny zamiar.

Added in 10 minutes 11 seconds:
Dzięki za wymienienie błędów!
(po pierwsze, ja jestem początkujący, więc weź to pod uwagę analizując moje komentarze)
- Widać, że piszesz nie od dziś. Warsztat początkujący w pozytywnym tego słowa znaczeniu (jak u mnie ;) ). Tz. błędy początkujących też są, ale zdania przynajmniej składne i z sensem, co nie zawsze się zdarza :D
Jej! A jednak nie jest tak źle! ^^
- Ale, jak dla mnie zbyt lirycznie. Jakby zamiast napisać opowiadanie, podniośle deklamujesz. Jakbyś zapomniała o czytelniku, a bardziej chciała zaspokoić swoją potrzebę
Może jest to winą tego, że tekst powstał zaraz po wielkiej dyskusji na innym forum, która dotyczyła spraw ideologicznych. A może nie... :lol:
- czemu umiera? jak ja nie lubię takich depresyjnych opowiadań :( Świat jest piękny, życie pełne niespodzianek, uśmiech dziecka, przespana noc, same pozytywy. Niech on coś zrobi, obali ten system :)
Ja niestety (a może stety?) gustuję w tego rodzaju tekstach. Zatracona przeszłość, ciężar bytu, wszechogarniająca ciemność. Choć zdarza się coś żywszego. Zobaczymy, jak to będzie.
PS. Wrzuć jakiś tekst z akcją, chętnie przeczytam (pingnij mnie na PW, żebym nie przegapił)
Pewnie, jeśli coś stworzę i w miarę ogarnę, to wrzucę i jako pierwszego powiadomię! :D

Added in 37 minutes 36 seconds:
Stary, mosiężny ze zdjęciem pięknej brunetki w środku.
Wróć, nie musisz. Skoro wie jakie zdjęcie jest w środku bez otwierania, to na pewno jego kurtka.
A co jeśli jest jasnowidzem? :P

Zamknął oczy, pocałował medalion i cisnął go w morską toń, która łapczywie przyjęła dar; na nic mu już był ten relikt przeszłości.
Jeśli to dla niego ważny przedmiot, to dziewięćdziesiąt dziewięć procent osób poświęciłoby chwilę na kontemplację zdjęcia.
Racja, powinno się tutaj znaleźć cokolwiek. Będę musiała trochę pozamieniać tekstu...

Czy sama myśl o własnej posiadłości, rodzinie, zasadzeniu drzewa była tak nieosiągalna?
Jeśli się nad tym zastanawia to znaczy, że o tym myśli, czyli myśl o tym jest jak najbardziej osiągalna.
Racja, trochę zagmatwane.
Ludzie tacy jak on, nie mają przyszłości. Zrodzili się, by wykonać misję i zniknąć. Całkiem jak kamikaze. Trafić w cel i eksplodować. I połączyć się z wiecznością.
Albo piszesz według jakiegoś klucza długości zdań, albo masz taką manierę, że co jakiś czas wrzucasz kilka następujących po sobie, bardzo krótkich zdań. To jest fajne, sam lubię, ale nadmiar tego boli.
Myślisz, że jest za dużo? U mnie to już naleciałość, więc... Cóż, będę musiała choć trochę ograniczyć.
— Wiesz, rozumiem, że jednostka potrafi wpłynąć na losy historii, ale nie może jej zmienić — powiedział Apostus, przeglądając książki z półki przyjaciela.


— Niby dlaczego? -— Robert zmarszczył kruczoczarne brwi.


— Bo czym jest jednostka przy ogromie ogółu?


— A czymże jest ogół przy ogromie jednostki?
Moim zdaniem ten dialog jest słaby. Nie znamy postaci Roberta, co powoduje pewną pustkę w kontekście. Lepiej tę przemianę poglądów Apostusa (dość zresztą nagłą - po wymianie dwóch zdań) zrobić opisowo.
Też myślę, że to byłoby lepsze rozwiązanie. Cóż, muszę poważnie potrenować z dialogami.

Rewolucja była ich jedynym dzieckiem, które wystrzeliło z rozgrzanego rewolweru do rodziców.
Nie rozumiem jaką role pełni w tym zdaniu przymiotnik "rozgrzany".
Chodziło tutaj o to, jak bardzo napięta sytuacja panowała wtedy w kraju. Sam widzisz, cały czas w tekście niepodzielnie rządzą porównywania ognia (i jego pochodnych) do rewolucji.

Apostus widział, że nasze istnienie podzielone jest na dwie połowy, indywidualna i społeczną. Swoista dualność naszych bytów sprawia, że jeśli jedno jest rozchwiane, drugie także nie może odnaleźć spokoju(...)
Chyba nie, są ludzie, którzy doskonale czują się sami, a obecność w grupie powoduje ich dyskomfort. I vice versa, są tacy, którzy samotność odczuwają jako bolesną, a w grupie czują się dobrze. I nie wiem czasem czy raczej nie "swoisty dualizm".
Kwestia sporna. I po mojej burzy mózgów, zwracam honor, ''swoisty dualizm" brzmi poprawniej.

Dzięki za wymienienie wszystkich niedociągnięć! Plus popracuję jeszcze nad bohaterem w tym tekście. I wszystko znów będzie dobrze... :D

Mrok wczorajszej nocy

7
Osobliwość pisze: Plus popracuję jeszcze nad bohaterem w tym tekście
Jeżeli to ma być opowiadanie, to taka ilość informacji z tla (retrospekcji) powinna być przekazana (moim zdaniem) na co najmniej 9 stronach maszynopisu znormalizowanego (ze tak profesjonalnie powiem dla odmiany). Chyba że to skompresujes.

Mrok wczorajszej nocy

8
Andy pisze:
Osobliwość pisze: Plus popracuję jeszcze nad bohaterem w tym tekście
Jeżeli to ma być opowiadanie, to taka ilość informacji z tla (retrospekcji) powinna być przekazana (moim zdaniem) na co najmniej 9 stronach maszynopisu znormalizowanego (ze tak profesjonalnie powiem dla odmiany). Chyba że to skompresujes.
Źle mnie zrozumiałeś. Ten tekst ogólnie ma 23 stron (tak, czcionka nie jest potężna), a to co zostało tutaj zamieszczone, to tylko wierzchołek góry lodowej. ''Mrok wczorajszej nocy'', to końcowy akt. Ogólnie myślę, żeby to rozwinąć do niewielkiej powieści, choć to tylko luźna myśl. Musiałabym bardziej rozwinąć też innych bohaterów. Pożyjemy, zobaczymy.

Mrok wczorajszej nocy

9
Hej, co prawda nie zamieściłem tutaj jeszcze żadnego tekstu, więc nie wiem, czy w dobrym tonie będzie ocena Twojego, ale po przeczytaniu uznałem, że przemyślenia innej osoby lubiącej takie klimaty sci-fi, mogą być przydatne, żeby zobaczyć, co gdzie mogło pójść nie tak jak miało. :wink:
Osobliwość pisze: Młody mężczyzna zdawał się zahipnotyzowany pięknem ciemnobłękitnych, morskich fal
Ok, czyli jesteśmy nad morzem.
Osobliwość pisze: Gdy aktorzy zeszli ze sceny.
Hmm, wydaje mi się, że aktorzy zostali raczej z tej sceny zniesieni i nie mieli na ten temat dużo do gadania.
Osobliwość pisze: Jego Magnum Opus zostało zatracone przez głupi lud.
Dobra, czyli bohater nie ma za dobrej opinii o społeczeństwie, w którym żyje.
Osobliwość pisze: Od urodzenia czuł, że ma misję, że musi zmienić ten chory świat. Zawsze wierzył w ludzi i nie wątpił, że kiedyś jako szara masa ruszą, by odzyskać zabraną im wolność i godność. Dlatego właśnie nie skupiał się na działaniu dla dobra jednostek, one nie mogły zbyt wiele zmienić. Wiedział, żeby zmienić bieg historii, musi poruszyć tłumy. Bo to przecież to one od zawsze decydowały o wszystkim.
Ok, czyli mamy do czynienia z gościem, który cierpi na kompleks mesjasza i traktuje ludzi dość bezosobowo jako szarą masę. Chce dobrze, to na plus oczywiście, no ale myślę, że nie za bardzo to pomaga w dotarciu na szczyt rankingów uwielbienia, chyba, że tak ma być. :)
Osobliwość pisze: Ten świat umarł, ciągnąc za sobą najpiękniejsze ideały na dno oceanu.

Nie wiem, czy to przypadek, ale widzę tu nawiązanie do tego wyrzuconego medalionu, zgadza się?
Osobliwość pisze: jednostka potrafi wpłynąć na losy historii, ale nie może jej zmienić — powiedział Apostus
Tu wg mnie ma rację, jednostka potrafi kształtować przyszłość, wpłynąć na los i go zmienić, ale z historią już tak łatwo nie jest, chyba że ma się na stanie jakiś wolny wehikuł czasu ;). Chociaż możliwe, że moja interpretacja tego fragmentu jest błędna.
Osobliwość pisze: Bo czym jest jednostka przy ogromie ogółu?

— A czymże jest ogół przy ogromie jednostki?

To porządnie zachwiało jego ideami
Otóż nie za bardzo wiem, jak mogło to porządnie zachwiać jego ideami, skoro od dnia narodzin czuł, że on sam, jako jednostka, powinien poprowadzić tłumy?
Osobliwość pisze: Nadzieja. Ostatni promień, który chował wciąż głęboko w swoim sercu, nie pozwalał mu wszystkiego zakończyć. Sam dobrze nie wiedział, że on jeszcze płonie. Traktował to, jako ostatnią barierę, którą tworzyło ciało przed destrukcyjnym końcem.
Tu się dzieje dziwna rzecz. Domyślam się, że pewnie ta nadzieja miała być barierą, która powstrzymuje go przed samobójstwem.
I tą nadzieję wytwarzało ciało, tak? Trochę dziwnie brzmi nadzieja wytwarzana przez ciało. :P
Osobliwość pisze: powietrze wokół jeżyło się od elektronów.
Z bardzo sugestywnego opisu zaczynam mieć podejrzenia, że Apostus był profesorem fizyki. :D
Osobliwość pisze: była gotowa zginąć (co de facto się stało)
Tak, wiemy. Ukochana nie żyje. Myślę, że to stwierdzenie w nawiasie jest niepotrzebne. Można się domyślić, że zginęła walcząc o wolność.
Osobliwość pisze: by najcenniejsze chwile z jego życia znikały hen za taflą ciemnego oceanu
Osobliwość pisze: a ocean nie wezwie go na ostatnią wyprawę.
Ocean zawsze wypełniał go strachem
Czyli jednak mamy być nad oceanem. ;)
Osobliwość pisze: wśród setek dokumentów w jego bibliotece
Hmm...bilbioteka z setkami dokumentów...typ profesora/naukowca, dokładnie.
Osobliwość pisze: Skryty wśród setek dokumentów w jego bibliotece, tylko czekał na odkrycie.
Nie jestem przekonany, czy pozostawienie losu dość ważnego dokumentu czystemu przypadkowi, to dobry pomysł. Może lepiej go jednak jakoś próbować rozpowszechnić, skoro już się udało uciec i znaleźć chwilę spokoju nad oceanem?
Osobliwość pisze: Kto wie, może kiedyś zasłuży sobie w oczach naukowców i uczonych na swój akapit w historii ludzkości?
Ok, teraz to pewne, że jest jakimś naukowcem.
Osobliwość pisze: gorącą kulę rozpalonych gazów.
Yup, fizyk.
Osobliwość pisze: Jednak był też człowiekiem. Człowiekiem, który do końca walczył, wierząc w lepsze jutro
No nie wiem, jak dla mnie to się poddał przed wyczerpaniem wszystkich możliwości.
Osobliwość pisze: Umarł pełen nadziei, że kiedyś ktoś doceni trud, jaki włożyli w naprawę zepsutego świata.
Możliwe, ale będą pewnie też tacy, którzy wytkną mu, że uciekł i zamiast spróbować jednak coś jeszcze zdziałać, cokolwiek, postanowił popływać z rybkami w oceanie.

Mam nadzieję, że chociaż trochę mogłem pomóc.
Osobliwość pisze: Ten tekst ogólnie ma 23 stron
Moim zdaniem jest tu potencjał na dużo większą ilość stron. :D

Mrok wczorajszej nocy

10
Akso pisze: Hej, co prawda nie zamieściłem tutaj jeszcze żadnego tekstu, więc nie wiem, czy w dobrym tonie będzie ocena Twojego, ale po przeczytaniu uznałem, że przemyślenia innej osoby lubiącej takie klimaty sci-fi, mogą być przydatne, żeby zobaczyć, co gdzie mogło pójść nie tak jak miało. :wink:
Każda opinia jest na wagę złota! :D
Osobliwość pisze: Gdy aktorzy zeszli ze sceny.
Hmm, wydaje mi się, że aktorzy zostali raczej z tej sceny zniesieni i nie mieli na ten temat dużo do gadania.
Racja, dobra uwaga!
Osobliwość pisze: Ten świat umarł, ciągnąc za sobą najpiękniejsze ideały na dno oceanu.

Nie wiem, czy to przypadek, ale widzę tu nawiązanie do tego wyrzuconego medalionu, zgadza się?
Trafnie strzeliłeś.
Osobliwość pisze: jednostka potrafi wpłynąć na losy historii, ale nie może jej zmienić — powiedział Apostus
Tu wg mnie ma rację, jednostka potrafi kształtować przyszłość, wpłynąć na los i go zmienić, ale z historią już tak łatwo nie jest, chyba że ma się na stanie jakiś wolny wehikuł czasu ;). Chociaż możliwe, że moja interpretacja tego fragmentu jest błędna.
No to jest nas już dwójka! :lol:
Osobliwość pisze: Nadzieja. Ostatni promień, który chował wciąż głęboko w swoim sercu, nie pozwalał mu wszystkiego zakończyć. Sam dobrze nie wiedział, że on jeszcze płonie. Traktował to, jako ostatnią barierę, którą tworzyło ciało przed destrukcyjnym końcem.
Tu się dzieje dziwna rzecz. Domyślam się, że pewnie ta nadzieja miała być barierą, która powstrzymuje go przed samobójstwem.
I tą nadzieję wytwarzało ciało, tak? Trochę dziwnie brzmi nadzieja wytwarzana przez ciało. :P
Umysł. Raczej chodziło tu o umysł. Dlaczego pisze tam ciało? Tego nie wiedzą najstarsi górale! :P
Osobliwość pisze: gorącą kulę rozpalonych gazów.
Yup, fizyk.
Świetna dedukcja! :wink:
Mam nadzieję, że chociaż trochę mogłem pomóc.
Dziękuję ślicznie! ^^
Osobliwość pisze: Ten tekst ogólnie ma 23 stron
Moim zdaniem jest tu potencjał na dużo większą ilość stron. :D
Był plan żeby to bardziej rozwinąć, tylko czas mi niezbyt na to pozwala. I porywanie się na coś większego z moim warsztatem, cóż, to byłoby zbyt trudne. Odkładam pomysł do lodówki i wyciągną, gdy skonstruuję mikrofalę. Kto wie co przyniesie przyszłość?
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”