Jaś i Małgosia – ciąg dalszy według Andy’ego

1
Gatunek: fantasy
Pomysł: kontynuacja baśni pt. Jaś i Małgosia
Uwaga 1.: postarzenie języka przez archaizmy i gwarę
Uwaga 2.: ograniczenia wiekowe: 13+ (przemoc, ale brak przekleństw) 
Długość: 9900 znaków ze spacjami
Następnego dnia ojciec Jasia i Małgosi nie poszedł na porębę. Po śmierci żony był ostatnią osobą znającą brutalną prawdę. Przez uległość nieomal doprowadził do tragedii. Teraz chciał poświęcić dzieciom jak najwięcej czasu. Mniemał, że w ten sposób przynajmniej trochę wynagrodzi wyrządzoną krzywdę.
Skarby, jakie przynieśli Jaś i Małgosia z chaty Baby Jagi, ucieszyły drwala. W końcu koniec biedy. Ale zmiana losu potęgowała wyrzuty sumienia. Pocieszał się jedynie tym, że ta cholerna macocha zapłaciła już za pchnięcie go do zbrodni.
– Dziatki moje, jakże się raduje, że znowu jesteśmy razem.
– Tak ojcze i w domu będzie teraz lepiej – odparła Małgosia, przytulając się.
– Ale może być jeszcze lepiej! – wykrzyknął Jaś. – U Baby Jagi zostały nieprzebrane skarby!
Ojciec wzdrygnął się.
– Jasiek, co mówisz? – spytał.
– Wróćmy się i przywieźmy więcej złota – odparł Jaś.
Drwalowi nie spodobał się ten pomysł. Dopiero odzyskał dzieci i żywo czuł, jak drogie są dla niego. Pokręcił głową i odparł:
– Nie, to jest zbyt niebezpieczne.
Potem popatrzył surowo, aby pokazać, że to koniec dyskusji. Ale zaraz się uśmiechnął i dodał:
– Poza tym, złota nie zjemy. Odpust jest, idźmy no do wioski na jarmark.
– A nie możemy pojechać na Barnabie? – spytała Małgosia. – Po wczorajszym dniu nogi mam jak z waty.
– Osioł zjedzon tydzień temu.
Dzieciom miny zrzedły z powodu ulubionego osiołka. Głód nie był pierwszyzną w tym domu, więc uznali Barnabę za historię, tak jak Babę Jagę i macochę (za którą nie tęsknili, ale bali się przyznać ojcu).
Wyruszyli do wioski. Było lato, a droga prowadziła przez pola; poranny upał zmuszał do myślenia o skwarze drogi powrotnej. Mimo to byli radośni. Jaś i Małgosia ciągle trzymali się za ręce, podskakując co rusz, a drwal, zatracony w dumie z dzieci, szedł uśmiechnięty. Nie mógł się smucić, widząc, że jego małe skrzaty naprawdę żyją.
Gdy doszli do wioski, jarmark był już rozłożony. Olśniewał przepychem. Dzieci nie pamiętały, kiedy ostatnio uczestniczyły w odpuście. Na pewno było to jeszcze za życia matuli.
– Cukierki! – wykrzyknął Jaś i już zbierał się do biegu, gdy nagle powróciła trauma sprzed trzech dni. Stanął i zaczął drżeć, jak po kąpieli w przeręblu.
– Chodźmy na pożywną strawę – rzekł ojciec, widząc reakcję chłopaka. – Rosół i bigos, nic lepszego nie ma. Jak byśta rozumowali jak dorośli, to byście sobie bidy nie naważyli.
Dzieci przytaknęły.
W gospodzie rodzina najadła się do syta. Potem drwal został, aby opróżnić dzban miodu, o którym marzył od dawna. W tym czasie Jaś i Małgosia poszli zrobić sprawunki.
Po godzinie Jaś wpadł do gospody; zastał drwala przy drugim dzbanie miodu.
– Ojcze, chodź.
– Daj mi skończyć.
– Ojcze, chodź, proszę.
Tydzień temu chłopak oberwałby za takie słowa. Teraz jednak mężczyzna wstał, pogładził chłopaka po włosach i spytał:
– Co się stało?
Jaś, nic nie mówiąc, pociągnął go za rękę i wyprowadził na zewnątrz, gdzie czekała Małgosia. Razem poprowadzili ojca na drugi kraniec jarmarku. Siedział tam żebrak. Zamiast nóg sterczały zagięte nogawki, z końcówkami włożonymi w kieszenie spodni. Kaftan miał brudny, wyglądał jakby chuligani rzucali w niego jabłkami dla zabawy. Przed sobą trzymał pustą misę na datki.
Drwal uśmiechnął się.
– Rozumiem was, też byliśmy biedni – rzekł i wyjął kiesę.
– Nie ojcze – odparł Jaś. – Temu dasz, ale dla reszty żebraków nie starczy i my w nędzę powrócim.
– Chodzi nam o skarby Baby Jagi – dodała Małgosia.
– Jedźmy tam wozem, zabierzmy wszystko. Starczy, aby obdarować każdego biedaka i dla nas na pałac – powiedział Jaś.
Ojciec skrzyżował ręce na piersiach.
– Już o tym rozmawialiśmy. Nie wiem co…
– Jak my tego nie zrobimy, to ten skarb zagarną zbójcy!
Następnych parę minut wystarczyło dzieciom, aby przekonać ojca. Postanowili wyruszyć nazajutrz.
Udali się w drogę powrotną do domu. Jednak intuicja ciągle podpowiadała drwalowi ostrożność.
– Dzieci, skoro wy się błąkaliście po lesie, to pewnie wcale tam nie trafimy.
– Jużci, ukrywaliśmy monety przy korzeniach najwyższych drzew – powiedziała Małgosia. – Jaś się uparł na to.
– Tak, od strony, z której szliśmy – powiedział chłopak i wyprostował się dumnie.
Będąc u kresu drogi, przypomnieli sobie, że muszą kupić wóz i konia. Zaszli więc do sąsiada. Jakże ten skakał z radości, mogąc sprzedać zaprzęg za złotą monetę.
Wróciwszy do domu, resztę dnia spędzili na przygotowaniach do jutrzejszej wyprawy. Zakładali, że po śmierci Baby Jagi zaklęcia utrzymujące świeżość słodyczy, z których zbudowana jest jej chata, stracą moc. Dlatego spakowali zapas jedzenia na pięć dni.
Wyruszyli z samego rana; Jaś i ojciec. Chłopak znał, ze wcześniejszych wędrówek po lesie, początkową część drogi. Jednocześnie był to najłatwiejszy kawałek. Niedługo okazało się, że wóz jest zarazem pomocą, jak i kłopotem. Tam gdzie ludzie przeszliby bez problemu, zaprzęg grzązł albo wplątywał się w chaszcze. Tylko dzięki doświadczeniu drwala z pracy w lesie, poruszali się na przód.
– Teraz tędy – rzekł Jaś.
– Synu, jak ty dobrze pamiętasz drogę.
– Dziękuję ojczę. Ukrywając monety, cały czas rozglądałem się za ścieżkami wydeptanymi przez zwierzęta i ciekami. Może dlatego zapamiętałem co nieco.
Pomysł z monetami okazał się trafiony. Wprawdzie zdarzało się, że musieli się cofać, bo nie mogli znaleźć kolejnego “drogowskazu”, ale dzięki pamięci Jasia nie obawiali się, że zupełnie pobłądzą.
Brnąc przez bór, drwal uczył się nowej części lasu. Myśląc o trasie powrotnej, zauważył, że idą na około. Nie wiedział jeszcze, w którym miejscu skończą drogę, ale już domyślał się, że uda się im skrócić czas powrotu.
W połowie następnego dnia, przebiwszy się przez chaszcze, wyszli wprost na polanę. Zobaczyli zabawną, niedużą chatkę, pstrokatą jak odświętna kieca. Nie było im jednak do śmiechu. Drwalowi ścisnęło się gardło; poczuł też, jak Jaś łapie go drżącą ręką. Przez strach, nie zwrócili uwagi na nienaturalną ciszę.
Ojciec pierwszy się przemógł i trzymając syna za rękę, podszedł do drzwi, które otworzyły się skrzypiąc. Zobaczyli wąską sień.
– Nie zamierzam być w tym przeklętym miejscu dłużej niż trzeba. Gdzie skarby? – spytał drwal.
– W białej izbie – odparł chłopak.
Zdjęli worki z wozu i weszli do środka.
– Jasiek, czemuż nie mówił, że tu tyle tego! Toż jeden wóz to za mało! – wykrzyknął ojciec. – Ha, ha! – Zatarł ręce.
– Jak przetrzemy szlak, to wrócim się, co?
Nie zwlekając, zajęli się ładowaniem skarbów do worków i przesypywaniem ich na wóz. Złote monety, diamenty, rubiny, srebrne sztućce pokryły szczelnie całe dno, a w białej izbie jakby nic nie ubywało. Pracowali dalej.
Po pewnym czasie drwal przystanął w sieni, aby odsapnąć. Była już co najmniej szósta wieczór, a upał ciągle nie zelżał.
– Zobacz no – rzekł ojciec. – Te słodycze ciągle ładnie pachną – powiedział i skosztował piernika ze ściany. I zakrztusił się, zobaczywszy jak dziura w ścianie, zarasta nowym ciastem.
Aktywne czary zaniepokoiły drwala. “Ciekawe co się stało z tą zwęgloną wiedźmą?” – pomyślał i wszedł do czarnej izby. Zdziwił się, że piec jest ustawiony na przeciwległej ścianie, zamiast centralnie. Ale zdębiał, gdy zobaczył, że ma uchylone drzwiczki i pusty ruszt.
– Jaś! Jasiek! Gdzie wyście tę jędzę zamknęli?!
Chłopak nie odpowiadał.
– Jasiek! Chodź tu – zawołał znowu i wyszedł do sieni.
W drzwiach chaty zobaczył skulonego, płaczącego chłopaka; jednocześnie usłyszał złowrogi chichot z podwórza:
– Hi, hi, hi, hi!
To była Baba Jaga, żywa i rozwścieczona. Latała na miotle wokół domu, raz po raz zwalniając przed intruzami i robiąc obrót na miotle, jak jeździec na koniu.
– Delicje mi uciekły i sprowadziły łykowatego starca. Hi, hi, hi. – zaskrzeczała wiedźma.
– Puść nas! – wykrzyknął ojciec. Nie miał nadziei na spełnienie żądania, ale nic innego nie mógł zrobić. Nie miał broni, nie wiedział nawet, czy z taką istotą można walczyć.
– Puścić? Jużci! – odparła Baba Jaga. – Wiecie ile energii straciłam na regeneracje! Potrzebuję mięsa, nawet tak łykowatego jak ty!
Wiedźma wyjęła zza pazuchy starą, nadpaloną różdżkę i wycelowała w Jasia.
– Ty rarytasku idziesz na przystawkę.
– Nie! – wykrzyknął ojciec, zasłaniając syna własną piersią. To był odruch, ale jednocześnie zadośćuczynienie. Za winę, za traumę dzieci, za to, co stanie się dziś.
Baba Jaga zamachnęła się; wtem ujrzeli zaostrzony drzewiec gwałtownie przebijający się przez jej klatkę piersiową. Wiedźma wydarła się i gruchnęła na ziemię.
Wtedy drwal zobaczył dziwnego człowieka, ubranego w skórzaną zbroję.
Nieznajomy podszedł do wiedźmy i pchnięciem buta odwrócił zwłoki na plecy. Początkowy grymas niezadowolenia zmienił się w uśmiech.
– Złoto w rzucie oszczepem osinowym na dziesięć metrów – powiedział mężczyzna.
– Dziękujemy ci, rycerzu. Życie żeś nam uratował. My nie dość, że bez broni przyszliśmy, tom nie wiedział, że wiedźmę trzeba kołkiem osinowym potraktować.
– Bo nie trzeba. Od kasztelana dostałem zlecenie na latającego kanibala. Wieśniacy mówili, że to czarownica, ale oni zwykle się mylą. To się przygotowałem na wampira. Prawda, że z tym oszczepem fantazja mnie poniosła? To prototyp.
Jaś, ciągle uczepiony ojcowskiej nogi, w końcu przestał płakać. Nieznajomy mówił dalej:
– Ta chata naprawdę jest z ciasta i lukru, a niech mnie. Nieźle odpaliło starowince.
– To to był człowiek? Moje dziatki w piecu ją zamknęły. Przyszliśmy tu, bo myśleliśmy, że tylko popiół z niej został.
– Wiedźma też człowiek. Pewnie wykaraskała się jakoś i naprawiła czarami lub eliksirami.
Po chwili nieznajomy podszedł do trupa, wyciągnął osikowy oszczep i ponownie wbił w serce, aż poczuł, że sztywno trzyma się w ziemi.
– Tak na wszelki wypadek. Powiem kasztelanowi, żeby kurhan jej usypali bez ruszania ciała – rzekł, po czym spojrzał na wóz drwala. – Jego ludzie będą tu najszybciej za cztery dni, jeśli wiesz, co mam na myśli.
Nieznajomy wsiadł na konia, wykonał zwrot na zadzie i zawołał:
– Bywajcie!
– Rycerzu, kim jesteście?! – krzyknął drwal.
– Przeklętym szlachcicem, tępiącym potwory dla zabawy.

Jaś i Małgosia – ciąg dalszy według Andy’ego

2
– Dziatki moje, jakże się raduje, że znowu jesteśmy razem.
Raduję

– Osioł zjedzon tydzień temu.
(...)
– Cukierki! – wykrzyknął Jaś i już zbierał się do biegu, gdy nagle powróciła trauma sprzed trzech dni.
]
Więc co najmniej od tygodnia nie byli w domu - ale co było konkretnie przed trzema dniami?

– Chodźmy na pożywną strawę – rzekł ojciec, widząc reakcję chłopaka. – Rosół i bigos, nic lepszego nie ma. Jak byśta rozumowali jak dorośli, to byście sobie bidy nie naważyli.
Za pierwszym razem byśta, za drugim byście. Niekonsekwentna archaizacja.

– Dzieci, skoro wy się błąkaliście po lesie, to pewnie wcale tam nie trafimy.
– Jużci, ukrywaliśmy monety przy korzeniach najwyższych drzew – powiedziała Małgosia.

Czy "jużci" nie jest słowem oznaczającym pełną zgodę z przedmówcą? Choćby tylko ironiczną. Tutaj jest pełna zgoda + pełne zaprzeczenie.

Chłopak znał, ze wcześniejszych wędrówek po lesie, początkową część drogi.
"ze wcześniejszych" czy "z wcześniejszych"?

Ukrywając monety, cały czas rozglądałem się za ścieżkami wydeptanymi przez zwierzęta i ciekami.
Nie wiem, czy w archaizacji nie lepsze byłyby "strugi" niż "cieki".

Wprawdzie zdarzało się, że musieli się cofać, bo nie mogli znaleźć kolejnego “drogowskazu”, ale dzięki pamięci Jasia nie obawiali się, że zupełnie pobłądzą.
Wydaje mi się, że cudzysłów przy drogowskazie jest niepotrzebny, kontekst jest tu jasny że nie chodzi o taki klasyczny drogowskaz na słupku przy drodze.

Była już co najmniej szósta wieczór, a upał ciągle nie zelżał.
Ta uwaga sugeruje, że drwal i rodzina mieli pojęcie o zegarze i godzinach. Mieli?

Baba Jaga zamachnęła się; wtem ujrzeli zaostrzony drzewiec gwałtownie przebijający się przez jej klatkę piersiową. Wiedźma wydarła się i gruchnęła na ziemię.
Drzewiec? Ent? Fangorn? Władca Pierścieni?

– Złoto w rzucie oszczepem osinowym na dziesięć metrów – powiedział mężczyzna.
A tu już zupełnie brak stylizacji. I kolejno we wszystkich wypowiedziach domorosłego wiedźmina. BTW - ta uwaga o złocie za rzut aż się prosi o jakąś interakcję z zawartością wozu.

Wrażenie ogólne: więcej sobie na początku obiecywałem, niż dostałem w tekście. Trochę takie, że tak powiem, płytkie.
Strach herbu Cztery Patyki, książę na Miedzy, Ugorze etc. do usług

Jaś i Małgosia – ciąg dalszy według Andy’ego

3
Dzięki za uwagi. Do niektórych się odniosę:
Strach na wróble pisze: – Dziatki moje, jakże się raduje, że znowu jesteśmy razem.
Raduję
Dzięki. Widać redakcja po redakcji i po kolejnej redakcji też jest potrzebna...
Strach na wróble pisze: – Osioł zjedzon tydzień temu.
(...)
– Cukierki! – wykrzyknął Jaś i już zbierał się do biegu, gdy nagle powróciła trauma sprzed trzech dni.
]
Więc co najmniej od tygodnia nie byli w domu - ale co było konkretnie przed trzema dniami?
Opowiadanie zaczyna się "następnego dnia po powrocie", dwa dni szli przez las do domu. Jest to potwierdzone w dalszej części tekstu. Ale jak to "fanfic", zakłada znajomość oryginału.
Strach na wróble pisze: – Chodźmy na pożywną strawę – rzekł ojciec, widząc reakcję chłopaka. – Rosół i bigos, nic lepszego nie ma. Jak byśta rozumowali jak dorośli, to byście sobie bidy nie naważyli.
Za pierwszym razem byśta, za drugim byście. Niekonsekwentna archaizacja.
Specjalnie tak, bo czytelnicy nie lubią archaizacji. Wielu słów nie archaizowałem (tak jak Sienkiewicz w Krzyżakach ;) )
Strach na wróble pisze: – Dzieci, skoro wy się błąkaliście po lesie, to pewnie wcale tam nie trafimy.
– Jużci, ukrywaliśmy monety przy korzeniach najwyższych drzew – powiedziała Małgosia.

Czy "jużci" nie jest słowem oznaczającym pełną zgodę z przedmówcą? Choćby tylko ironiczną. Tutaj jest pełna zgoda + pełne zaprzeczenie.
Jak w Krzyżakach jest używane - pełne spektrum.
Strach na wróble pisze: Chłopak znał, ze wcześniejszych wędrówek po lesie, początkową część drogi.
"ze wcześniejszych" czy "z wcześniejszych"?
Bo ja wiem: http://www.jezykowedylematy.pl/2015/08/ ... -nad-nade/
Strach na wróble pisze: Ukrywając monety, cały czas rozglądałem się za ścieżkami wydeptanymi przez zwierzęta i ciekami.
Nie wiem, czy w archaizacji nie lepsze byłyby "strugi" niż "cieki".
Dzięki!
Strach na wróble pisze: Wprawdzie zdarzało się, że musieli się cofać, bo nie mogli znaleźć kolejnego “drogowskazu”, ale dzięki pamięci Jasia nie obawiali się, że zupełnie pobłądzą.
Wydaje mi się, że cudzysłów przy drogowskazie jest niepotrzebny, kontekst jest tu jasny że nie chodzi o taki klasyczny drogowskaz na słupku przy drodze.
Dzięki!
Strach na wróble pisze: Była już co najmniej szósta wieczór, a upał ciągle nie zelżał.
Ta uwaga sugeruje, że drwal i rodzina mieli pojęcie o zegarze i godzinach. Mieli?
Biblia: (Łk 23:44 [BW]) A była już mniej więcej godzina szósta i ciemność zaległa całą ziemię aż do godziny dziewiątej,
Strach na wróble pisze: Baba Jaga zamachnęła się; wtem ujrzeli zaostrzony drzewiec gwałtownie przebijający się przez jej klatkę piersiową. Wiedźma wydarła się i gruchnęła na ziemię.
Drzewiec? Ent? Fangorn? Władca Pierścieni?
Polskie słowo: https://pl.wikipedia.org/wiki/Bro%C5%84_drzewcowa
Strach na wróble pisze: – Złoto w rzucie oszczepem osinowym na dziesięć metrów – powiedział mężczyzna.
A tu już zupełnie brak stylizacji. I kolejno we wszystkich wypowiedziach domorosłego wiedźmina. BTW - ta uwaga o złocie za rzut aż się prosi o jakąś interakcję z zawartością wozu.
Stylizacja miała być lekka. I tak skosiłem dużo po beta readerach. Np miałem "miny im zrzedły dla ulubionego osiołka" i taka archaizacja nie była czytelna. Też specem w tym nie jestem.
(Prosiłbym o nieużywania słowa Wiedźmin, żeby AS się nie pojawił w wątku ;) )
Strach na wróble pisze: Wrażenie ogólne: więcej sobie na początku obiecywałem, niż dostałem w tekście. Trochę takie, że tak powiem, płytkie.
Dzięki, to moje pierwsze kompletne opowiadanie. Powstało jako ćwiczenie pisarskie.

Jaś i Małgosia – ciąg dalszy według Andy’ego

4
Jest to potwierdzone w dalszej części tekstu. Ale jak to "fanfic", zakłada znajomość oryginału.
Piję do tego, że "Jaś i Małgosia" to obecnie luźna rama, którą każdy wypełnia jak mu pasuje. Chodzi o wersję kanoniczną Grimm Bors czy jakąś inną? Poza tym konkretnie: trauma sprzed trzech dni to zabłądzenie w lesie, złapanie przez Jagę czy jej grillowanie? Bo każda przygoda jest dla dziecka traumatycznym przeżyciem. A skoro są trzy, to nie wiadomo o którą konkretnie traumę biega.

Prosiłbym o nieużywania słowa Wiedźmin, żeby AS się nie pojawił w wątku
Gwoli ścisłości to w Arivaldzie z Wybrzeża Jacka Piekary też pomykają wiedźmini. W każdym razie co najmniej jeden, cały czas pijany.

Biblia: (Łk 23:44 [BW]) A była już mniej więcej godzina szósta i ciemność zaległa całą ziemię aż do godziny dziewiątej,
Ale biblijna godzina szósta to po współczesnemu +/- południe. A u Ciebie jest szósta wieczór.
Strach herbu Cztery Patyki, książę na Miedzy, Ugorze etc. do usług

Jaś i Małgosia – ciąg dalszy według Andy’ego

5
Andy pisze: W końcu koniec biedy.
:twisted: :twisted: :twisted:

Added in 1 minute 27 seconds:
Andy pisze: trauma
To słowo nie bardzo tutaj pasuje...

Added in 4 minutes 37 seconds:
Uwaga generalna - tekst jest bardzo niekonsekwentny jeśli chodzi o zabiegi stylizacyjne.

Pojawia się ze dwa razy "trauma", a obok niej zdanie:
Andy pisze: Jak byśta rozumowali jak dorośli, to byście sobie bidy nie naważyli.
Do tego zupełnie nieadekwatne w ustach dziecka:
Andy pisze: Dziękuję ojczę. Ukrywając monety, cały czas rozglądałem się za ścieżkami wydeptanymi przez zwierzęta i ciekami. Może dlatego zapamiętałem co nieco.
A tu wypowiedź ojca:
Andy pisze: Nie zamierzam być w tym przeklętym miejscu dłużej niż trzeba.
zupełnie stylistycznie odmienna od choćby tej:
Andy pisze: My nie dość, że bez broni przyszliśmy, tom nie wiedział, że wiedźmę trzeba kołkiem osinowym potraktować.
Pozdrawiam
Maciej Ślużyński
Wydawnictwo Sumptibus
Oficyna wydawnicza RW2010

Jaś i Małgosia – ciąg dalszy według Andy’ego

7
Dzięki za przeczytanie.
MaciejŚlużyński pisze:
Andy pisze: trauma
To słowo nie bardzo tutaj pasuje...
MaciejŚlużyński pisze: Pojawia się ze dwa razy "trauma", a obok niej zdanie:
Andy pisze: Jak byśta rozumowali jak dorośli, to byście sobie bidy nie naważyli.
Przemyśle to. Na razie nie widzę, co jest nie tak. Czy to że "trauma" to względnie nowe słowo, w porównaniu do prób "archaizmowania" tekstu?
MaciejŚlużyński pisze: Do tego zupełnie nieadekwatne w ustach dziecka:
Andy pisze: Dziękuję ojczę. Ukrywając monety, cały czas rozglądałem się za ścieżkami wydeptanymi przez zwierzęta i ciekami. Może dlatego zapamiętałem co nieco.
Dlaczego? Ze sto lat temu (chciałem napisać "do niedawna"), mówienie do ojca per tata nie było takie powszechne. Wymagano dyscypliny, odniesień typu "ojcze", itd.
MaciejŚlużyński pisze:Added in 4 minutes 37 seconds:Uwaga generalna - tekst jest bardzo niekonsekwentny jeśli chodzi o zabiegi stylizacyjne.
Andy pisze:A tu wypowiedź ojca:
Andy pisze: Nie zamierzam być w tym przeklętym miejscu dłużej niż trzeba.
zupełnie stylistycznie odmienna od choćby tej:
Andy pisze: My nie dość, że bez broni przyszliśmy, tom nie wiedział, że wiedźmę trzeba kołkiem osinowym potraktować.
Widzę, że próba "częściowego" archaizowania nie sprawdziła się.
Pytanie: to może powinienem wywalić w ogóle archaizmy?

Added in 1 minute 53 seconds:
katamorion pisze: zastosowales tzw deux ex machina
Wiem, a kto nie stosuje :D (a na serio, lepiej nie będę mówił co było w oryginalnym pomyśle). Dzięki za czytanie.

Added in 7 minutes 48 seconds:
Strach na wróble pisze: Biblia: (Łk 23:44 [BW]) A była już mniej więcej godzina szósta i ciemność zaległa całą ziemię aż do godziny dziewiątej,
Ale biblijna godzina szósta to po współczesnemu +/- południe. A u Ciebie jest szósta wieczór.
Dzięki, już poprawiam. Co za ignorancja, upewniłem się, że używali godzin, ale nie zauważyłem, że inaczej! Zmieniłem na: "Zbliżał się wieczór..."
Strach na wróble pisze: Jest to potwierdzone w dalszej części tekstu. Ale jak to "fanfic", zakłada znajomość oryginału.
Piję do tego, że "Jaś i Małgosia" to obecnie luźna rama, którą każdy wypełnia jak mu pasuje. Chodzi o wersję kanoniczną Grimm Bors czy jakąś inną? Poza tym konkretnie: trauma sprzed trzech dni to zabłądzenie w lesie, złapanie przez Jagę czy jej grillowanie? Bo każda przygoda jest dla dziecka traumatycznym przeżyciem. A skoro są trzy, to nie wiadomo o którą konkretnie traumę biega.
Dwie kwestie i ta sama odpowiedź: nie precyzuję. Ani która wersja (zakładam ogólność historii; jako że mam 4 letnie dziecko, znam 5 implementacji, i w ogóle jest to samo). Ani która trauma. Ja mam na myśli "grilowanie", ale może czytelnik skojarzy "ucieczkę" albo "las". Niech mu będzie.
Nie zrozum mnie źle, Wery rozbija na kawałki i cząstki elementarne. Mi raczej chodzi o zasadę jak w poradniku Kinga: "pozwól czytelnikowi dopowiedzieć historię tam gdzie to nie ma znaczenia".
Z drugiej strony, beta też kręciła nosem na wczepianie się w historię J&M.

Jaś i Małgosia – ciąg dalszy według Andy’ego

8
Wiem, a kto nie stosuje
To jest własnie to, co okresliłem mianem "płytkie". Rozwiązanie w stylu "widmo krąży po Europie, w finale wyskakuje zza krzaka i w zadek kopie" jest najprostsze - więc i należy się przy tym trochę wysilić.
Tutaj spodziewałem się raczej czegoś nawiązującego do bajkowego oryginału - czyli opowiastki z morałem. Choćby nawet najprostszym, w stylu "jak wlazłeś w łajno i cudem z niego uciekłeś, to nie wracaj tam, choćby Bóg wie ile złota w tym łajnie leżało".
A jak już koniecznie ten maszynowy Bóg, to z jajem. Np. Jaga wycelowała w Jasia, w tym momencie z krzaków wyskakuje wilk, w ułamku sekundy fachowym ciosem przetrąca wiedźmie kark, z drgającego jeszcze trupa zdziera ubranie. Jasio i ojciec patrzą oszołomieni na to sado-maso-geronto-fetyszo, a wilk mało parlamentarnie proponuje, by się oddalili w podskokach, bo mu zepsują polowanie i spłoszą Czerwonego Kapturka. Całość kończyła by się okrzykiem wilka "o, panienka lekkich obyczajów, to nie ta babcia!"
Strach herbu Cztery Patyki, książę na Miedzy, Ugorze etc. do usług

Jaś i Małgosia – ciąg dalszy według Andy’ego

9
Andy pisze: Dlaczego? Ze sto lat temu (chciałem napisać "do niedawna"), mówienie do ojca per tata nie było takie powszechne. Wymagano dyscypliny, odniesień typu "ojcze", itd.
Chodzi mi raczej o całe zdanie, jego konstrukcję, stopień złożoności i użyte słownictwo.
Andy pisze:Ukrywając monety, cały czas rozglądałem się za ścieżkami wydeptanymi przez zwierzęta i ciekami. Może dlatego zapamiętałem co nieco.
Dzieciak mówi jak wykształcona osoba i dość bystre wnioski wyciąga.
Pozdrawiam
Maciej Ślużyński
Wydawnictwo Sumptibus
Oficyna wydawnicza RW2010

Jaś i Małgosia – ciąg dalszy według Andy’ego

10
Jako fanfikowy kmiotek uśmiechnęłam się po przeczytaniu tekstu. Przeplatanie archaizmami, a także ogólny klimat baśni raczej nie budzą grozy.
"– A nie możemy pojechać na Barnabie? – spytała Małgosia. – Po wczorajszym dniu nogi mam jak z waty.
– Osioł zjedzon tydzień temu."

Albo:
"Rosół i bigos, nic lepszego nie ma. " Rosół i bigos jako potrawy biedaków pierwszy raz obaczyłam.
Jeszcze opis:
"Zobaczyli zabawną, niedużą chatkę, pstrokatą jak odświętna kieca."
i:
"– Ta chata naprawdę jest z ciasta i lukru, a niech mnie. Nieźle odpaliło starowince."
Nie wątpię, że jak zapanujesz nad warsztatem i wszystko poukładasz, powstaną świetne fanfiki, bo trochę pomysłów jest w tym jednym tekście.
Pisać może każdy, ale nie każdy może być pisarzem
Katarzyna Bonda

Jaś i Małgosia – ciąg dalszy według Andy’ego

11
Dzięki wszystkim za odpowiedzi.

Przerobię ten tekst. Kolejne osoby może niech poczekają z czytaniem :D

- usunę archaizmy (nie dam rady poprawnie zarchaizować wszystkich dialogów);
- usunę deux ex machina;
- dopracuję niedociągnięcia;

I... mocniej zaznaczę, że to tylko ćwiczenie pisarskie ;) (chciałem sprawdzić jak wychodzą mi opisy i narracja akcji.)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”