To tylko nos.
- DO NICZEGO SIĘ, KURWA, NIE NADAJESZ! - Wywrzeszczała niska, ruda, korpulentna kobieta. Przypominała rozwścieczoną wiewiórkę. Jej oczy, choć zmęczone wielogodzinną pracą, płonęły czystą furią. Wyrzucone z wrzaskiem słowa odbijały się od ścian dużego, kosztownie urządzonego salonu. Adresatem tego dość jednoznacznego komunikatu był jej syn, rudy - zupełnie jak matka. I opanowany - zupełnie jak nie ona.
- Czemu choć raz nie mógłbyś nie przynosić WSTYDU naszej RODZINIE? Nie możesz zdobyć się na to, by pojechać, zdać ten pierdolony egzamin na studiach, za które tyle już ZAPŁACILIŚMY? Nie możesz się chociaż postarać, by być choć trochę jak ON?
Nie musiała precyzować, kim był „ON“. Ściany pomieszczenia zdobiło sześnaście zdjęć. Jedno z nich przedstawiało uśmiechniętą czteroosobową rodzinę. Na pozostałych piętnastu widoczny był wizerunek starszego brata Rudego. Ów młody mężczyzna patrzący przenikliwie spomiędzy fotograficznych ramek był laureatem niezliczonych olimpiad naukowych, poliglotą, wciąż aktualnym rekordzistą województwa w rzucie dyskiem, stypendystą francuskiej uczelni, nadzieją światowej medycyny i tragiczną ofiarą wypadku samochodowego. To Rudas miał być wtedy za kółkiem.
- Co? Nie powiesz nic? Nie masz nic do dodania?
- Po wypadku wymyśliłaś sobie własny świat iluzji. Nie żyję po to, żeby realizować wasze fantazje. - Odparł stonowanym, beznamiętnym głosem.
Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Nie drgnął przez kilka rund kolejnych inwektyw, jednak już na początku rozmowy poczuł z tyłu czaszki coś na wzór roju robactwa, wbijającego się setkami małych, ostrych odnóży. Z każdym kolejnym zdaniem docierającym do jego świadomości i z każdą kolejną sekundą spędzoną w tym miejscu, uczucie stawało się coraz bardziej intensywne.
- TROCHĘ SZACUNKU DO MATKI, CHAMIE - Odezwał się ponurym, wprawiającym podłogę w drżenie basem, leżący na kanapie ojczym. Ten łysy, szczelnie zakrywający powierzchnię mebla swoim (stanowiącym idealną,ohydną anty-reklamę McDonald‘s) cielskiem, wstrętny typ w biało-czarnej polówce, był doktorem nauk medycznych, właścicielem prywatnej kliniki i (jak podejrzewał Rudas) prawdopodobnie prehistorycznym wielorybem-mutantem, który jakimś cudem przetrwał do współcześność i utrzymywał wśród społeczeństwa pozór swojego człowieczeństwa.
- Pojedziesz. I. Zdasz. Ten. Pierdolony. Egzamin...Zdasz, zostaniesz lekarzem, znajdziesz sobie porządną dziewczynę, nie jakąś HIFIARĘ, weźmiesz KOŚCIELNY ŚLUB i będziesz NORMALNY. Rozumiesz? Czemu tak patrzysz? Czemu srasz na nas, kiedy my CIĘ KOCHAMY i chcemy dla ciebie jak najlepiej NIEWDZIĘCZNY, ZAĆPANY, PSYCHOTYCZNY GNOJU - Wypluła z siebie kobieta i wskoczyła na stół. Rudy spojrzał na ekran swojego telefonu- miał wiadomość. Do odjazdu pociągu zostało jeszcze kilka godzin. Czerwie w jego głowie nasiliły marsz. Czuł, że w ciągu jednej krótkiej chwili może stracić panowanie nad sobą.
- Muszę już iść, spóźnię się na pociąg. - Odwrócił się plecami i sięgnął po torbę. W jego stronę poleciał pierwszy talerz, rozbijając się o ścianę.
- JAK NIE ZDASZ, WEZMĘ CIĘ ZA CZUPRYNĘ I ROZPIERDOLĘ TWÓJ ŁEB O ŚCIANĘ! SŁYSZYSZ?!
Rudy bez słowa kierował się do wyjścia. Starał się kontrolować oddech. W jego stronę poleciał jeszcze wykwintny wazon (rozprysnął się na podłodze) i rasowy, tłusty kot (przyzwyczajony do rzucania - mrucząc w trakcie lotu, zamortyzował upadek zwinnym koziołkiem. Kiedy było o już po wszystkim, położył się i, z niewzruszoną miną, zaczął leniwie przesuwać językiem po łapie).
Trzasnął gwałtownie drzwiami. Nagły ruch obudził jego szczura, który najwyraźniej przez całą awanturę spał spokojnie pod bluzą. Ciemnobrązowy, słodki gryzoń wabił się Opiat i był tłustą, leniwą, acz niebywale zdolną bestią. Spojrzał z wyrzutem na Rudego.
- Tia, wiem. Zjebałem z tymi drzwiami, ale już nie wytrzymałem.
Chłopak ruszył przed siebie nie mając żadnych konkretnych planów. Czerwcowe słońce, które parę dni temu pozbyło się wiosennej nieśmiałości, i które od kilkunastu dni prażyło bezlitośnie - dzisiejszego dnia schowało się za chmurami. Wyciągnął telefon, sprawdził godzinę(do odjazdu zostało jeszcze kilka godzin) i odczytał wiadomość."MAŁA:Strasznie za Tobą tęsknię". W momencie czytania tych słów, poczuł jak przez krótki moment światło wypełnia głowę, a robactwo znika. Maleńka miała cudowny dar- dawała o sobie znać, zawsze gdy czuł się na skraju wytrzymałości, za każdym razem jej obecność, głos w słuchawce czy nawet wiadomość przynosiła mu dawkę czystego ukojenia. Spróbował do niej zadzwonić, lecz najwyraźniej była zajęta, wysłał zatem tylko wiadomość. Włożył słuchawki do uszu i pogrążył się w muzyce. Piękno i nieprzejednana moc bijąca z kolejnych kompozycji podtrzymały spokój Opuścił osiedle domków jednorodzinnych, z których każdy epatował chęcią podkreślenia swego statusu i finansowych możliwości. Zaczerpnął powietrza.
Nogi zawiodły go do pobliskiego parku. Kiedy szukał odludnej ławki, by zaszyć się na kilka godzin w lekturze, jego uszu dobiegły odgłosy bijatyki. Odruchowo spojrzał w ich kierunku i dostrzegł trzech żylastych, łysych wyrostków próbujących zwalić z nóg tęgiego, śniadego wielkoluda w czarnej kurtce i glanach z białymi sznurówkami. Gdyby nie przewaga liczebna, nie mieliby żadnych szans. Jednak umieli współpracować. Rudy, nie myśląc długo, rzucił torbę na ziemię, położył na niej Opiata i pobiegł w kierunku bójki. Mocno chwycił za bluzę pierwszego z brzegu chłystka i,wykorzystując element zaskoczenia, praktycznie bez wysiłku, zwalił go z nóg dżudockim rzutem. Przybił go do ziemi, celem wyzwolenia ręki, którą to łysy instynktownie chwycił po upadku, uderzył mocno barkiem w jego szczękę, i zadał kilka długich ciosów łokciem. Każdy z nich mocno wbijał czaszkę oponenta w ziemię. Podniósł wzrok i zauważył szturmującego na niego kolejnego chuligana. Wciąż będąc na ziemi, skręcił się w stronę napastnika i zasłonił twarz przed zbliżającym się kopnięciem planując je przechwycić. Łysy nie zdążył jednak unieść nogi - w tej samej chwili wbił się w niego barczysty jegomość, który następnie potężnymi, dynamicznymi cepami odebrał wszelką chęć do dalszej walki . Na tym jednak nie skończył. Rzuciwszy nim o ziemię, obsypał go bezlitosnym gradem ciosów. Rudy w tym czasie solidnym kopnięciem w tułów skarcił zbója za próbę wstania.
- Leż, śmieciu! - wysyczał i rozejrzał po pobojowisku. Trzeci patus leżał znokautowany pod drzewem.
- Chyba już im starczy Prezes, chodź, spierdalamy.
- Aj, aj, Rudas. Pysznie, że się zjawiłeś. Dzięki. - Tęgi wstał ze zmaltertowanego przeciwnika i ruszył za kompanem.
Rudy wziął torbę i położył szczura na swoim ramieniu. Prezes pogłaskał wąsatego leniwca.
- O co poszło?
- Aj szkoda gadać. Troszeńkę zapomniałem oddać hajs jednemu typowi.
- Mianowicie, zrobiłeś go w chuja.
- Oj, nie celowo przecież. Na początku nie miałem takiego zamiaru. Potem serio zapomniałem. A że zgubiłem telefon i zmieniłem numer... Potem na chwilę wyjechałem do Zakopanego... No i teraz sztajmes przysłał tych trzech, żeby wyciągnąć ode mnie monetę.
- Dogadaj się z nim, bo sprawia wrażenie dość zdeterminowanego.
- Pewnie stary, dogadam, dogadam. Sucho mi coś. Podołamy jednego?
- Pewex. Akurat czas do pociągu zabiję.
- A za ile masz?
- Cztery godziny.
- Oj, Rudas. To spokojnie z kratę podołamy.
Stali nad rzeką. W ręku trzymali trunek, z którym obaj wiązali ogromną dawkę nostalgii - mały kasztelan, w specyficznej butelce typu "bąk". Pili go razem w podstawówce, piją go dzisiaj. Rudy puknął trzykrotnie w szyjkę butelki. Z jego rękawa wyjrzał pocieszny szczurzy ryjek, a zaraz potem reszta kasztanowego cielska. Opiat poczłapał do butelki i zerwał kapsel. Następnie Rudy stuknął trzy razy w butelkę Prezesa, i przysunął do niej dłoń ze szczurem. Zwierzak oparł się łapkami i zrobił swoje, po czym wrócił do swojej bezpiecznej kryjówki w bluzie.
- Sprzedaj mi go Rudas, taki zwierz to skarb.
- Taa, a hajs oddasz później? - obaj parsknęli krótkim śmiechem.
Siedzieli razem wiele lat w ławce i, choć mnóstwo ludzi uważało Prezesa za: a) neonazistowskiego pojeba; b) godnego pożałowania alkoholika/menela z zakazem wstępu do jakiegokolwiek lokalu w mieście; c) oszusta winnego pieniądze, każdej osobie, która była dość głupia/miała wystarczającą ilość wiary w ludzkość, by pożyczyć mu jakikolwiek grosz - naprawdę go lubił. Rudy nie negował żadnych z tych opinii i, choć gardził nazizmem, nie gardził Prezesem. Doszedł do wniosku, że nie można go oceniać w kategoriach moralnych, tak jak nie można obwiniać wiatru za zniszczenie płota bądź rzeki za powódź. Był po prostu żywiołem i, jak każdy nieposkromiony żywioł, czekał go prawdopodobnie dość szybki koniec. Zastanawiał się czasem, jak zachowa się na jego pogrzebie.
Opowiadanie barowych anegdot, przepełnione truizmami oraz satysfakcjonującą wymianę myśli na tematy ogólnożyciowe przerwał im zbliżający się dźwięk muzyki reggae. Rudy nienawidził tej muzyki nienawiścią czystą i szczerą, a jego kompan nawet nie dopuszczał do swojej świadomości jej istnienia. Mimo to, uśmiechnęli się, bo wiedzieli co, a raczej kogo, ów dźwięk zwiastuje.
Gdy zza stojącego przy rzece muru wyłonił się nadpobudliwy pudel, nie mieli już żadnych wątpliwości - po momencie zza winkla wychyliła się Czakra. Rudy nie znał czynników, które ukształtowaly ją jako osobę, lecz miał głębokie przekonanie graniczące z pewnością, że w dzieciństwie wpadła do kociołka wypełnionego psychodelicznymi narkotykami, new age'owymi, pop-duchowymi lekturami, kolorowymi koralikami i najczystszą, płynną empatią. Dredy na jej głowie mieszały się z jaskrawą blondczupryną, a ubiór stanowił autentyczne wyzwanie dla człowieka zdecydowanego policzyć, ile kolorów zawiera. W przypadku Czakry, to nie zimne niebieskie oczy, ale właśnie tysiąckolorowe spodnie i milionbarwna bluzka (na oko ze dwa rozmiary za duża) stanowiły odbicie jej duszy. Dostrzegła ich i krzyknęła z nieumiarkowanym entuzjazmem:
- AAAA! To wy! Nie wiedziałam, że jesteście w mieście. Czemu się nie odzywaliście - rzuciła się im w ramiona. Nagłe poruszenie wywołało z czeluści bluzy Opiata. Gryzoń, widząc znajomą osobę, dał się wziąć na ręce i głaskać niczym mały szczurzy sułtan.
- Wpadłem na moment i czekam na ciapong. Mam trochę alergię na tutejsze powietrze, łapiesz... - stwierdził Rudy z przekąsem.
- Taa, łapię. Po prostu masz zablokowaną czakrę serca. Dlatego nienawidzisz tego miejsca, swojej rodziny i ogólnie tak wieloma rzeczami gardzisz. Mówiłam Ci to już, Rudasku. Odpowiedź jest w sercu.
- Szczerze mówiąc, słońce, jedyna czakra z jaką mam problemy to czakra jelita grubego, jak przesadzę z namiętnością do bigosu.– Słysząc słowa kompana, Prezes parsknął, opluwając się piwem.
- Możesz się śmiać i pogardzać, ale powiedz, coś Cię zżera od środka, co? Łazi w środku i nie daje spokoju nawet na moment. Widzę to. A co do Ciebie, Prezes, to Globus wrzeszczał ostatnio po pijaku, że cię znajdzie i nie odpuści. I zapierdoli. I zakopie. Lepiej się z nim dogadaj, czy coś. Nie wiem. Możesz mu zrobić łapacz snów na zgodę. Ja bym przebaczyła. - Wymawiała słowa nie tracąc ani na chwilę radosnego tonu. Taką miała naturę - nawet noże wbijała z radością i miłością do świata. Obaj zbledli, nie mogąc wymyślić odpowiedzi. Pudel Czakry, który przez ostatnie minuty kręcił się w kółko, zaczął intensywnie wpatrywać się w pustą przestrzeń.
- Jaa. Ja w sumie też wpadłem na moment i spierdalam - wybąkał śniady skinhead.
- Widzisz rzeczy, które chcesz widzieć i nie dociera do Ciebie, że ktoś może być szczęśliwy, widząc świat takim jakim po prostu, kurwa, jest. Twoje poglądy o czakrach, wymiarach, świadomym śnieniu i reinkarnacji - wszystko to tworzy komfortową iluzję, w której sobie sympatycznie żyjesz. Ale świat taki nie jest. Nic mnie nie zżera - to Ciebie zżera. Twój mózg zżera kwas i smutne mistyczne pierdolenie. Ogarnij się, zmądrzej, wróć do rzeczywistości, a nie uciekasz na drugą stronę lustra - wyrzucił z siebie rudowłosy. Pudel wpatrując się w przestrzeń zaczął szczekać.
- A Ty jesteś przekonany, że wszystko czego doświadczać jest prawdziwe, tak? No, nic, nie chcę się z tobą kłócić. Muszę już iść, Marylin wyczuwa złą energię, a ja muszę pomóc w matematyce dzieciom z domu dziecka. Sama się może czegoś nauczę, ha! W każdym razie, życzę powodzenia wam obu. Trzymajcie się – wypowiedziała słowa pożegnania, nawet na sekundę nie zmieniając swojego fabrycznego tonu. Położyła Opiata na ramieniu właściciela, włączyła z powrotem muzykę na swym przenośnym głośniku i ruszyła dalej.
- Jest spoko, tylko pojebana.- skonstruował śmiałą psychoanalizę Prezes.
- Po prostu ma trochę zaburzoną percepcję. Z resztą, tak samo jak ty, stary.
- Jak ja?
- Cała twoja niby nienawiść do "systemu", żydów, czarnych, komunizmu, lewactwa, pedałów, Arki Gdynia, antify, ćpunów... kurwa, mógłbym stać tutaj cały jebany dzień i wymieniać kolejne grupy społeczne. Wszystko to jest po prostu próbą uporządkowania przez Ciebie świata. Jesteś wściekły i potrzebujesz jakiegoś wroga, kogoś odpowiedzialnego za wszystkie twoje niepowodzenia, kogoś, na kim możesz się wyżyć. No i masz. Ty też uciekasz. Jak Czakra. Tylko zamiast w miłość do świata, to w nienawiść. I w sumie, jeśli serio znów chcesz teraz wyjechać, bo wisisz jakiemuś typowi piniondz, to spierdalasz całkiem dosłownie.
- Ale lewackie, reptiliańskie pierdolenie. To, że Ty masz wyjebane, że istnieją rzesze ludzi, którzy, kurwa, marzą i brandzlują się, myśląc o zniszczeniu naszej cywilizacji, nie znaczy, że każdy tak ma. Gdyby każdy myślał jak Ty, europejskiej cywilizacji dawno by, kurwa, nie było. Gdyby nie to, że znam cię tyle, to bym ci chyba teraz wpierdolił. I ja uciekam? To nie ja wychodzę z domu pięć godzin przed jebanym pociągiem, stary. Wogle, nie możesz jechać późniejszym? Napilim by się jeszcze trochę, a potem nawet bym z tobą na dworzec poszedł.
- Nie, egzamin mam jutro. Wypierdolą mnie z uczelni jak nie zdam. Muszę.
- A chce Ci się?
- Nie.
- To po chuj chcesz to robić? Bo twój brachol był lekarzem?
- Chyba się kiedyś do tego zobowiązałem mimo wszystko.
- Ta i będziesz jak te korpo-szczury w swetrach. Dzień w dzień robiący czynności, których nienawidzą. Aż w końcu czara sie przelewa, struna pęka i strzelają samobója. Pół biedy jak skaczą z mostu, biorą za dużo tabletek albo wrzucają suszarkę do wanny. Najgorzej, jak postanawiają rzucić się pod pociąg. Wtedy taki stoi trzy godziny, żeby prokurator wszystko zbadał. Przejebane jak nie wiem, mówię Ci.
-Chciałbym kiedyś spotkać taką osobę
-Prokuratora? Pojebało?
-Nie, kogoś kto chce odebrać sobie życie.
- Ta, i co byś jej powiedział? Ja bym krzyczał: "Skacz, nie wkurwiaj", hehe. No, chyba, że próbowałaby się rzucić pod pociąg. Wtedy bym, ni huja, nie dopuścił. Odniósłbym takiego delikwenta do najbliższego mostu, hehe.
- Spierdolony jesteś. Nie wiem, co bym powiedział, coś błyskotliwego pewnie. Coś, co by odwiodło go od śmierci. Jedno celne zdanie. Na pewno nie jakiś banał czy, kurwa, coś. Ze stylem.
- Ja jestem spierdolony? Własnie podjarałeś się myślą rozmowy z samobójcą.
- Och, taka osoba też po prostu szuka ucieczki, stary.
- Pierdolisz tyle o tej ucieczce, a Twój ciapong zaraz spierdoli. Lepiej goń.
Rudy przybił piątkę z przyjacielem i pobiegł na dworzec.
CDN.
To tylko nos(I)- Obyczaj. Zawiera wulgaryzmy.
2Braki warsztatowe, ale potencjał jest.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson
dr Samuel Johnson
To tylko nos(I)- Obyczaj. Zawiera wulgaryzmy.
3Wrażenia są w moim przypadku pozytywne.
By się nie rozpisywać skoncentruję się na ulubionym fragmencie tego tekstu, bo obrazuje on i to co kuleje i co jest dobre.
Co nie zmienia faktu, że podobało mi się.
By się nie rozpisywać skoncentruję się na ulubionym fragmencie tego tekstu, bo obrazuje on i to co kuleje i co jest dobre.
Ciekawy, spójny, zabawny obraz kryjący się pod monstrualnie złożonym i trudnym do zgłębienia zdaniem (plus literówki).brudny leniwy garbus pisze: Ten łysy, szczelnie zakrywający powierzchnię mebla swoim (stanowiącym idealną,ohydną anty-reklamę McDonald‘s) cielskiem, wstrętny typ w biało-czarnej polówce, był doktorem nauk medycznych, właścicielem prywatnej kliniki i (jak podejrzewał Rudas) prawdopodobnie prehistorycznym wielorybem-mutantem, który jakimś cudem przetrwał do współcześność i utrzymywał wśród społeczeństwa pozór swojego człowieczeństwa.
Co nie zmienia faktu, że podobało mi się.
To tylko nos(I)- Obyczaj. Zawiera wulgaryzmy.
4Dziękuję z całego serca z każdą z powyższych opinii. Naprawdę. Postaam się uwzględni Wasze myśli, podczas następnych posiedzeń z piórem.
To tylko nos(I)- Obyczaj. Zawiera wulgaryzmy.
5Na skraju, skrajnym kawałku cynizmu, przeczytałem, ale męczy strasznie mega ekspresją.
Nie ma rzeczy bardziej niewiarygodnej od rzeczywistości.
To tylko nos(I)- Obyczaj. Zawiera wulgaryzmy.
6Bardzo udany opis awantury rodzinnej. Późniejsze dialogi między piewcami subkultur już mniej mi przypadły do gustu. Skoro się znają już tak długo, to raczej nie będa wyrażać w skrócie całego swojego śiwatopoglądu. Wydaje mi się, że lepiej byłoby pokazać to na jakichś konkretnych przykładach, tak jak to zrobiłeś w przypadku korepetycji z matematyki dla dzieci z domu dziecka.
Styl pisania obrazowy i humorystyczny, zawodzi lekko właśnie przy wykładaniu światopoglądów bohaterów.
Ogólnie na plus.
P.S. Kota też zrobiłabym rudego. Ale mam skłonności do popadania w absurd.
Styl pisania obrazowy i humorystyczny, zawodzi lekko właśnie przy wykładaniu światopoglądów bohaterów.
Ogólnie na plus.
P.S. Kota też zrobiłabym rudego. Ale mam skłonności do popadania w absurd.