Ove wszedł do gospody. W jadalni nie było ani gości, ani obsługi. Usiadł na jednym z krzeseł i zawołał:
– Jest tu kto?! Dostanę piwa i bigosu?
– Nie drzyj się tak, nie jesteś u siebie na wsi – powiedział otyły oberżysta, wychodząc z zaplecza.
Wkrótce nadbiegła dziewczyna w utytłanej sukience i podała gościowi bochenek ciemnego chleba.
– Proszę spokojnie czekać na bigos, bo ja teraz robię co innego – wydyszała.
– A co? – spytał Ove, odgryzając solidny kęs razowca.
– Pomagam przy porodzie – wyjaśniła z dumą. – A jak pan sądzi, czemu mam takie poplamione ręce? I skąd te zielonkawe zacieki na moim ubraniu? To wody płodowe.
– Co...?
– Wody płodowe! Może pokroję chlebek na kromki? Dobry chlebek, sama piekłam.
– Pomagasz przy porodzie – mruknął. – Aha. Odechciało mi się jeść.
Zachichotała i wybiegła z sali.
Nagle rozległo się wycie tak potężne, że szczur, obserwujący ludzi z belki pod dachem, stracił równowagę i spadł na podłogę. Przez chwilę poruszał łapkami, próbując wstać, po czym wydał pisk i znieruchomiał.
– Aaa! Boli!... – płakała gdzieś kobieta.
– To moja małżonka tak hałasuje – bąknął zawstydzony oberżysta. – A tego szczura łapaliśmy od roku. Żaden kot nie dał rady, żadna pułapka nie podziałała, a tu, proszę, od jednego wrzasku załatwiony na amen.
– Okropnie hałasuje. Rodzić nie umie czy co? – spytał niezadowolony Ove.
– Umieć umie, bo mamy pięciu synów. Teraz jednak baby mówią, że dziecko jest trzy razy większe niż normalnie. Dlatego żona tak wyje.
– Dlaczego trzy razy większe?
– Bo nosi je w brzuchu od trzech lat.
– Co?!
– Przez ostatnie trzy lata nie było mnie w kraju. Zapowiadałem listownie powrót na jesień, jednak zostałem ranny i wróciłem w kwietniu, nie uprzedziwszy nikogo. Ale się zdziwiłem na widok brzuchatej żony! Padła mi do nóg i zapewniała, że nie popełniła grzechu zdrady. Po prostu nastąpił tu wybryk natury, dziw nad dziwy. Do poczęcia doszło przed moim wyjazdem!
Otarł pot z czoła, które lśniło jak mokre mydło, i kontynuował:
– Nie jestem głupi, co to, to nie. Powiedziałem żonie: jak pokażesz mi noworodka wielkości trzylatka, uwierzę. Zapewniła, że pokaże. I właśnie dziś nadszedł ten dzień...
Ove już chciał wyśmiać rogacza, kiedy zauważył, że ten spogląda niego z taką wściekłością, jakby szykował się do walki, i szuka czegoś w kieszeni. Może pistoletu?
– Co tam trzy lata! – powiedział więc ugodowo. – Słonica indyjska chodzi w ciąży aż dwa lata. Skoro słonica może tak długo, to tym bardziej kobieta. Nawet oślica nosi oślątko w brzuchu przez okrągły rok. Miałem oślicę, to wiem!
Oberżysta patrzył czujnie, starając się zrozumieć, czy nie padł ofiarą kpiny. Wreszcie uznał, że nie, i wybuchnął rechotliwym śmiechem.
– Hahaha! Nawet słonicy zajmuje to dwa lata. Nic dziwnego, że moja żona... Hahaha!
– Heheh! – zawtórował Ove. Akurat powróciła służąca, więc poprosił: – Chciałbym już odpocząć.
– Fanny, zaprowadź pana do pokoju. A jak tam postępy w porodzie?
– Wyleciała reszta wód płodowych i trochę krwi – wyjaśniła dziewczyna, wskazując na swoją sukienkę, jeszcze brudniejszą niż przedtem. – Pani bardzo płacze.
Poprowadziła Ovego ponurym korytarzem, a potem otworzyła pokój gościnny. Kichnęli parę razy, bo kurz aż świdrował w nosach. Zapaliła świecę.
– Dziękuję – mruknął.
– Pomóc rozpiąć koszulę?
Chyba na coś liczyła, bo uśmiechała się zalotnie i przeczesywała palcami włosy. Szkopuł w tym, że te palce pokryte były skrzepniętą krwią. Za nic nie poszedłbym do łóżka z takim kocmołuchem, pomyślał Ove, wzdrygając się ze wstrętem. Kto wie, gdzie przedtem wkładała rączki...
– Jezus! Maria! Nie wytrzymam! Aaaa! – rozległ się wrzask jeszcze głośniejszy niż wcześniej.
– Może byś poszła pomóc tej cierpiącej kobiecie?
– Po prawdzie dość mam tego pomagania, chętnie zostanę tutaj – upierała się dziewczyna.
– Wynocha, brudasie!
Urażona, trzasnęła drzwiami i pognała w głąb budynku.
Ove położył się. Jednak nie mógł zasnąć, bo krzyki przecinały powietrze niemal co minutę. Dopiero po kilku godzinach rodząca zamilkła.
Fanny znowu weszła do izby, by oświadczyć oficjalnym tonem:
– Państwo proszą o zobaczenie noworodka.
– Czy to konieczne?
Wzruszyła ramionami.
– Odmowę mogą uznać za obrazę...
W sypialni gospodarzy unosił się nieznośny zapach krwi, perfum i nie wiadomo czego jeszcze. Pod oknem stało łoże, a na nim leżała otyła kobieta w koszuli nocnej. Oddychała tak szybko, jakby przebiegła maraton. Z jej czoła ściekał pot, usta wyglądały na pogryzione do krwi. Nogi miała gołe i poplamione czymś brązowym. A na krześle siedział oberżysta trzymający wielki tobołek.
– Zobacz, jaki olbrzym! – powiedział do Ovego.
Ten, ukrywając niechęć, wziął dziecko.
Było tak ciężkie, że niemal wypadło mu z rąk. Rozzłoszczone, wystawiło z kocyków piąstkę, trzasnęło go w podbródek i krzyknęło:
– Zabieraj łapę, chamie!
Przerażony, oddał je karczmarzowi.
– Wykapany tatuś! – skomentowała położnica. – Klnie tak samo jak on. A jak mocno bije! Nie stracił pan zębów?
Dziecko wyswobodziło się z kocyków i podbiegło do komody. Chwyciwszy kubek, zaczęło łapczywie pić.
– Gratuluję, to rzeczywiście dorodny noworodek – bąknął Ove.
Pożegnał zadowolonych małżonków i wrócił do swojego pokoju. Prędko spakował rzeczy, po czym wychylił się z okna, próbując przeniknąć wzrokiem ciemność.
Uciekać z tego diabelskiego miejsca, pomyślał, uciekać!
Wyskoczył. Upadł ciężko na coś twardego. Pokuśtykał w stronę zarośli, by tam odpocząć.
Nagle usłyszał kwilenie. Ki diabeł? Przyklęknął i pomacał dokoła, sądząc, że znajdzie pisklę bądź kociaka.
Znalazł ludzkiego noworodka. Nagiego. Niesamowicie zimnego. Malutkiego jak kobieca dłoń.
Rozumiał już wszystko. To był chłopczyk urodzony dziś w oberży, wydany na okrutną śmierć tylko dlatego, by ukryć rozwiązłość matki. Skąd wzięła tamtego kilkulatka, którego przedstawiała jako swojego syna? I czy jej mąż brał udział udział w mistyfikacji, czy też perfidnie go oszukano?
Nagle z oberży wyszedł gospodarz. W jednej ręce trzymał latarnię, a w drugiej strzelbę. Za nim, pojękując, zgięta wpół, dreptała żona.
– Tam siedzi! – krzyknęła, pokazując w stronę krzaków. – Łapać go! Zabić!
Co z ciebie za człowiek, pomyślał wstrząśnięty Ove. Co z ciebie za człowiek!
Zawinął dzieciątko w swoją koszulę i rzucił się do ucieczki.
Przybył wędrowiec do gospody...
2Podoba mi się zawarty w opowieści absurdalny humor. Jest bardzo w moim guście.
Proszę mi wybaczyć, ale nie lubię rozwodzić się nad drobiazgami, wolę oceny ogólne. Tutaj muszę wspomnieć, że momentami ten charakterystyczny dla prozy rytm łamał się z powodu jakichś niezgrabności w konstrukcji zdań. Ale sądzę, że znikną one wraz z obyciem i doświadczeniem. Także z uwag raczej negatywnych - należy szlifować styl.
Proszę mi wybaczyć, ale nie lubię rozwodzić się nad drobiazgami, wolę oceny ogólne. Tutaj muszę wspomnieć, że momentami ten charakterystyczny dla prozy rytm łamał się z powodu jakichś niezgrabności w konstrukcji zdań. Ale sądzę, że znikną one wraz z obyciem i doświadczeniem. Także z uwag raczej negatywnych - należy szlifować styl.

Strona autorska: http://mateuszskrzynski.wordpress.com
Przybył wędrowiec do gospody...
3Nie jestem pewien, czy gospoda to właściwe słowo. Brzmi nieco myląco. Osobiście zasugerowałem się, że akcja ma miejsce gdzieś w XV - XVI wieku, a tu potem pistolet...kamienna pisze:Ove wszedł do gospody.
"Wody płodowe, dobry chlebek"kamienna pisze:Wody płodowe! Może pokroję chlebek na kromki? Dobry chlebek, sama piekłam.

Dobre, dobre.kamienna pisze:Hahaha! Nawet słonicy zajmuje to dwa lata. Nic dziwnego, że moja żona... Hahaha!
Nie jestem pewien, ale zapewne praktykujące matki będą wiedziały lepiej. Czy po porodzie kobieta nie jest przypadkiem wyczerpana do granic możliwości i oddycha raczej ciężko, niż szybko?kamienna pisze:Oddychała tak szybko, jakby przebiegła maraton.
Co jak co, ale szczury nie obserwują ludzi. Zachowanie zwierzęcia jest nienaturalne.kamienna pisze:szczur, obserwujący ludzi z belki pod dachem, stracił równowagę i spadł na podłogę.
Przypomniał mi się dowcip:kamienna pisze:Przez ostatnie trzy lata nie było mnie w kraju. Zapowiadałem listownie powrót na jesień, jednak zostałem ranny i wróciłem w kwietniu, nie uprzedziwszy nikogo. Ale się zdziwiłem na widok brzuchatej żony! Padła mi do nóg i zapewniała, że nie popełniła grzechu zdrady. Po prostu nastąpił tu wybryk natury, dziw nad dziwy. Do poczęcia doszło przed moim wyjazdem!
Do ginekologa przychodzi matka z szesnastoletnią córką, która się źle czuje od jakiegoś czasu. Lekarz zbadał i wniosek - ciąża, na co matka w krzyk, i mówi:
- Zwariował pan, panie doktorze? Moja córeczka nie ma chłopaka, jeszcze tego nie robiła, nawet się nie całowała! Prawda, córuś?
- Prawda, prawda, mamuś.
Na to lekarz wstał, podszedł do okna, stoi i patrzy. Stoi tak pięć minut, dziesięć, piętnaście. Kobiety popatrzyły po sobie, w końcu matka pyta:
- Na co pan tak patrzy, doktorze?
- A widzi pani, medycyna zna taki przypadek, a wtedy przychodzą pasterze, trzej królowie, ukazuje się gwiazda na wschodzie, to czekam...
To chyba jasne.kamienna pisze:I czy jej mąż brał udział udział w mistyfikacji, czy też perfidnie go oszukano?
Świetny kawałek, podoba mi się. Ubawił mnie, zaciekawił, chętnie przeczytam coś jeszcze.
„Racja jest jak dupa - każdy ma swoją” - Józef Piłsudski
„Jest ktoś dwa razy głupszy od Ciebie, kto zarabia dwa razy więcej hajsu niż Ty, bo jest zbyt głupi, żeby w siebie wątpić”.
https://internetoweportfolio.pl
https://kasia-gotuje.pl
https://wybierz-ubezpieczenie.pl
https://dbest-content.com
„Jest ktoś dwa razy głupszy od Ciebie, kto zarabia dwa razy więcej hajsu niż Ty, bo jest zbyt głupi, żeby w siebie wątpić”.
https://internetoweportfolio.pl
https://kasia-gotuje.pl
https://wybierz-ubezpieczenie.pl
https://dbest-content.com
Przybył wędrowiec do gospody...
4Hmmm. Zgrzyta mi tutaj i piszczy.
Początek, do hasła z wodami płodowymi, obiecywał tekst jajcarno-absurdalny. A potem się rozlatuje.
Jaki to w sumie świat? Mamy gospodę i setting pachnie fantasy, a tu nagle słonica indyjska i Jezus Maria.
(swoją drogą, wygodniej krzyczy się jezuuuuu niż mariaaaaaaa
)
Postać oberżysty niespójna. To był w zmowie, czy nie? Jeśli tak, to cała akcja wygląda jak przygotowana specjalnie pod Ovego (po co? na co?) Jeśli nie, to czemu pod koniec chce zabić Ovego, a nie żonę?
Noworodek nie jest wielkości kobiecej dłoni.
Absolutnie nie przekonuje służąca - akuszerka. Gdyby była "babą", nie musiałaby usługiwać w karczmie.
Sama scena na pięterku z dziewczyną też ni przypiął ni przyłatał.
Tyle z pierwszych przemyśleń.
Początek, do hasła z wodami płodowymi, obiecywał tekst jajcarno-absurdalny. A potem się rozlatuje.
Jaki to w sumie świat? Mamy gospodę i setting pachnie fantasy, a tu nagle słonica indyjska i Jezus Maria.
(swoją drogą, wygodniej krzyczy się jezuuuuu niż mariaaaaaaa

Postać oberżysty niespójna. To był w zmowie, czy nie? Jeśli tak, to cała akcja wygląda jak przygotowana specjalnie pod Ovego (po co? na co?) Jeśli nie, to czemu pod koniec chce zabić Ovego, a nie żonę?
Noworodek nie jest wielkości kobiecej dłoni.
Absolutnie nie przekonuje służąca - akuszerka. Gdyby była "babą", nie musiałaby usługiwać w karczmie.
Sama scena na pięterku z dziewczyną też ni przypiął ni przyłatał.
Tyle z pierwszych przemyśleń.
Ostatecznie zupełnie niedaleko odnalazłem fotel oraz sens rozłożenia się w nim wygodnie Autor nieznany. Może się ujawni.
Same fakty to kupa cegieł, autor jest po to, żeby coś z nich zbudować. Dom, katedrę czy burdel, nieważne. Byle budować, a nie odnotowywać istnienie kupy. Cegieł. - by Iwar
Dupczysław Czepialski herbu orka na ugorze
Same fakty to kupa cegieł, autor jest po to, żeby coś z nich zbudować. Dom, katedrę czy burdel, nieważne. Byle budować, a nie odnotowywać istnienie kupy. Cegieł. - by Iwar
Dupczysław Czepialski herbu orka na ugorze
Przybył wędrowiec do gospody...
5Hej,
Dla mnie - bez urazy - kiepskie. Humor średnio do mnie trafia.
Sypie się postać oberżysty, który raz mówi jak człowiek wykształcony (Zapowiadałem listownie powrót/nie uprzedziwszy nikogo/Do poczęcia/jak tam postępy w porodzie) a raz jak rubaszny prostak (Nie drzyj się tak, nie jesteś u siebie na wsi/Umieć umie, bo mamy pięciu synów. Teraz jednak baby mówią/Dlatego żona tak wyje). Z resztą postaci nie jest niestety lepiej.
Sypie się logika. Nasz bohater się ukrywa, nagle nadchodzi oberżysta (z latarnią) a za nim idzie żona. Dostajemy informację, że żona zgięta jest wpół i pojękuje - zakładam więc, że nie nadąża za mężem i idzie kawałek za nim. Jednak to ona pierwsza dostrzega Ove, chociaż to on ma latarnię.
Cała sytuacja jest mocno absurdalna, jednak nawet coś absurdalnego musi posiadać jakieś mechanizmy. Nie wiemy dlaczego oberżysta daje się tak łatwo ogłupić, nie wiemy dlaczego wszyscy uczestniczą w spisku, nie wiemy nic, co nadawałoby sytuacji wiarygodności.
Językowo - imho mocno średnio. Jestem prawie pewien, że czytałem coś dużo lepszego Twojego autorstwa.
Powodzenia,
G.
Dla mnie - bez urazy - kiepskie. Humor średnio do mnie trafia.
Sypie się postać oberżysty, który raz mówi jak człowiek wykształcony (Zapowiadałem listownie powrót/nie uprzedziwszy nikogo/Do poczęcia/jak tam postępy w porodzie) a raz jak rubaszny prostak (Nie drzyj się tak, nie jesteś u siebie na wsi/Umieć umie, bo mamy pięciu synów. Teraz jednak baby mówią/Dlatego żona tak wyje). Z resztą postaci nie jest niestety lepiej.
Sypie się logika. Nasz bohater się ukrywa, nagle nadchodzi oberżysta (z latarnią) a za nim idzie żona. Dostajemy informację, że żona zgięta jest wpół i pojękuje - zakładam więc, że nie nadąża za mężem i idzie kawałek za nim. Jednak to ona pierwsza dostrzega Ove, chociaż to on ma latarnię.
Cała sytuacja jest mocno absurdalna, jednak nawet coś absurdalnego musi posiadać jakieś mechanizmy. Nie wiemy dlaczego oberżysta daje się tak łatwo ogłupić, nie wiemy dlaczego wszyscy uczestniczą w spisku, nie wiemy nic, co nadawałoby sytuacji wiarygodności.
Językowo - imho mocno średnio. Jestem prawie pewien, że czytałem coś dużo lepszego Twojego autorstwa.
Powodzenia,
G.
"Każdy jest sumą swoich blizn" Matthew Woodring Stover
Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.
Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.
Przybył wędrowiec do gospody...
6Najlepsze
kamienna, ja tu widzę dobry materiał na absurd. Niech rodzi tego trzylatka:) odpowiednio spointować i będzie z tego mini jak talala.
kamienna pisze:– Okropnie hałasuje. Rodzić nie umie czy co?

kamienna, ja tu widzę dobry materiał na absurd. Niech rodzi tego trzylatka:) odpowiednio spointować i będzie z tego mini jak talala.
Przybył wędrowiec do gospody...
7jest i karczma
sam trzykrotnie trolowałem ten dyżurny motyw fantastyki, więc jestem żywo zainteresowany tematem
dobra, dalej w trybie przyśpieszonym

ogólnie swobodnie i na wesoło, zdecydowanie na plus i powyżej średniej, ale aż prosi się o solidne przeoranie twardą redakcją, bo zbyt wiele tu drewna, ocierającego się niekiedy o babolarium


dobre, ale 'otyły' to takie oficjalne, lepiej po prostu 'tłusty' albo coś, no i nie 'wychodząc', ale np. 'wytaczając się' czy coś
raczej 'po chwili', 'wkrótce' nie pasuje tu, oznacza co innego
ło, co tak sztywno, nie żadne 'na moim ubraniu' ale np. I skąd te zielonkawe zacieki. - Wytarła ręce w fartuch. - To tylko wody płodowe.
no takim drewnem kończy się trolowanie trolla

dobra, dalej w trybie przyśpieszonym
W fantastyce, wiadomo, obowiązują obniżone standardy. Ale nie aż tak

to akurat tajemnicą nie jest. wkładała tam, gdzie on by, ale nie rączki, włożył, gdyby tylko nie był taki delikates

aż tak nie trzeba łopatologicznie tłumaczyć, spokojnie
ogólnie swobodnie i na wesoło, zdecydowanie na plus i powyżej średniej, ale aż prosi się o solidne przeoranie twardą redakcją, bo zbyt wiele tu drewna, ocierającego się niekiedy o babolarium
Przybył wędrowiec do gospody...
8Bardzo mi się podoba ten tekst, chociaż tak jak zauważyli przedmówcy kilka rzeczy wymaga w nim wyjaśnienia.
Inni wypisali już prawie wszystko, więc od siebie dodam tylko kilka szczegółów.
Inni wypisali już prawie wszystko, więc od siebie dodam tylko kilka szczegółów.
Zielonkawe, znaczy ciąża przenoszona albo matka pali papierosy. To pierwsze wykluczam ze względu na dalszą część.
Aż tak go zmęczył ten skok?
No właśnie. Ciąża nie może być przenoszona skoro dziecko małe jak wcześniak. To nie jest błąd, bo kobieta może poprostu palić, zastanawiam się tylko po co zostało podkreślone w tekście.
Jeśli zamarznięcie jest dla ciebie okrutne, to co powiesz np. o spaleniu żywcem? Poza tym ze mną wszystko w porządku i nie potrzebuję narratora szlochającego mi w ramię, żeby załapać że zabicie noworodka to coś złego.
Jakiego kilkulatka?
Tak się nie zachowuje kilkulatek. Ja na jego miejscu miałabym raczej skojarzenia z karłem.
Te zdrobnionka to bym sobie odpuściła. Wiemy już że to mały i słaby noworodek, starczy.
"Strasznie mnie wkurza gdy się pytają:
Jak tam roboty się posuwają
A w budownictwie przecież pracuję
Co mnie obchodzą robotów ruje!?"
Autor nieznany(przynajmniej mnie)
Jajko to bardzo świeży kurczak.
Jak tam roboty się posuwają
A w budownictwie przecież pracuję
Co mnie obchodzą robotów ruje!?"
Autor nieznany(przynajmniej mnie)
Jajko to bardzo świeży kurczak.