Chciałem się z Wami podzielić prologiem swojej nowej, kolejnej już powieści. To, co musicie wiedzieć przed rozpoczęciem lektury, sprowadza się do jednego, podstawowego faktu - celem tego prologu nie było zaprezentowanie świata, w którym będzie się dziać akcja książki, ani nawet zarysowanie charakteru najważniejszych postaci czy tła fabularnego przyszłych wydarzeń, a jedynie wprowadzenie w surowy klimat powieści i mgliste ukazanie głównego zagrożenia. Coś w rodzaju pierwszego prologu Pieśni Lodu i Ognia

Jeśli chodzi o ocenę, to interesują mnie przedewszystkim wasze ODCZUCIA po przeczytaniu prologu, przede wszystkim co Wam się podobało najbardziej, co najmniej, i jak ogólnie oceniacie cały tekst.
Wykazanie błędów językowych oraz stylistycznych, choć cenne, jest dla mnie sprawą drugorzędną.
A teraz bez zbędnych konwenansów zapraszam Was do czytania

Oddech statku. Łagodny, skomponowany z regularnych wibracji dźwięk wypełniający syntetyczne szkielety pokładów. Kojący szum maszyn podtrzymujących życie oraz rytmiczne, powtarzające się mruczenie pierścieni grawitacyjnych. Sztuczna melodia dziesiątek systemów i instalacji, która wprawiała w melancholię, ale budziła też nieokreśloną obawę wywołującą dreszcz wzdłuż kręgosłupa i delikatne mrowienie na ramionach. Uczucie przypominające niepewność i ekscytację, a jednak będące czymś innym, przyjaznym ostrzeżeniem skrytym w szeptach pojazdu, który oddzielał życie od lodowatego niebytu.
Oddech statku. Głos syntetycznej machiny…
Dusza UNIV-C09M4, zwanego Phantom.
Statek zbliżał się do Sfery Oculusa. Z każdą kolejną wibracją, z każdym pomrukiem systemów stabilizujących jednostka znajdowała się coraz bliżej obiektu docelowego. Zawieszoną w pustce kosmosu kulę nieprzeniknionej czerni otaczały dwa pierścienie przestrzeni zakrzywiającej światło. Zewnętrzny robił to subtelnie, jedynie w delikatny sposób rozmywając znajdujące się za nim sylwetki gwiazd i zniekształcając odległości między nimi. Wewnętrzny przekształcał je w wielobarwne smugi, co sprawiało wrażenie, jakby zaczynał się jedną, a kończył drugą wstęgą światła. Jednak żaden z nich nie był tak fascynujący jak sama źrenica Oculusa. Swoiste serce mroku, w trzewiach którego spoczywała droga ku nieznanemu.
Anah nie widziała Sfery z korytarza, w którym się znajdowała, ale bez problemu potrafiła przywołać jej obraz w pamięci. Zbyt często widywała zdjęcia obiektu w setkach pozycji poruszających tematykę podróży kosmicznych i międzyprzestrzennych, jak również tematykę wszechświata w ogóle. Znacząca grupa astrofizyków poświęciła karierę próbom wyjaśnienia tego fenomenu, który stał się poniekąd świętym graalem nauki. Pomijając niezwykłe zjawiska towarzyszące jego pierścieniom, Oculus był jedyną istniejącą reprezentacją tunelu Morrisa-Thorne’a - tunelu czasoprzestrzennego zdolnego przenieść materię między dwoma różnymi miejscami w przestrzeni - a przynajmniej czymś bardzo do niego zbliżonym.
Zainteresowanie, jakim niektórzy darzyli Sferę, często przybierało charakter chorej fascynacji. Ludzie, w tym i naukowcy, dopatrywali się w obiekcie odpowiedzi na pytania nękające człowieka od zarania dziejów. W genezie powstania Oculusa widzieli efekty działań istot pozaziemskich, w zaburzeniach grawitacji i kontinuum czasowego na przestrzenii jego pierścieni doszukiwali się zwiastunów przyszłych zdarzeń, a w ludzkiej nieumiejętności jego naukowego opisania upatrywali efektów decyzji siły wyższej.
Anah myślała czasem, że w ogóle nie różni się od takich radykałów. Wprawdzie nie uważała, że znajdzie w Sferze odpowiedzi na egzystencjalne zagadnienia, ale fascynacja, którą darzyła Oculus, nie ustępowała fascynacji ekstremistów. Już w młodości przestudiowała wszystkie popularne pozycje dotyczące obiektu, przesiadując godziny przy wyświetlaczu swojej jednostki przetwarzającej. Po dostaniu się do Wyższego Kognitorium Astrofizyki na stacji Horus zapoznała się także z pozycjami mniej popularnymi, a gdy przyjęto ją do Sekcji Aeronautyki Zjednoczonych Narodów na stanowisku młodszego specjalisty w zakresie astrofizyki, w jej rękach znalazły się utajnione raporty z podróży przez źrenicę Sfery. O Oculusie wiedziała więc tyle, ile się tylko dało. Jednak to nie wiedza nasilała jej pragnienie poznania, lecz proste, zakorzenione w dzieciństwie marzenie ujrzenia nieznanego. Spojrzenia na to, czego nikt nigdy więcej nie zobaczy. Innych światów. Układów i planet w odległych zakątkach galaktyki. Systemów, które same w sobie byłyby dla człowieka fenomenem. Światów niewyobrażalnych. Odmiennych od tego, w którym się właśnie znajdowała. Bo ten był przygnębiający. Szary, ponury i zimny. Niemal pozbawiony nadziei.
INES. Integrated Nations Earth Substitut. Nowy dom ludzkości.
Dom tak bardzo potrzebny, a jednocześnie tak bardzo nieprzyjazny. Zmuszający ludzi do rzeczy, których nie chcieliby robić. Anah nigdy nie straciła nadziei, że uda jej się naprawić jakąś cząstkę tego świata. Przez lata starała się pomagać innym, by uczynić fragment rzeczywistości lepszym, lecz to nie zmieniało faktu, że ta sama rzeczywistość ją przytłaczała. Anah była zmęczona swoim światem i marzyła, by zobaczyć inny, nieznany. Może nieujarzmiony i groźny, a może piękny, choć niedostępny. W każdym razie odległy od wszelkich problemów świata obecnego, który zdążył już odebrać jej matkę i zniszczyć ojca.
Wspomnienia napłynęły do jej umysłu, a ból, który przywoływały, zaczął ciążyć jej na piersi. Uczucie było tak silne, że po chwili miała problem z zaczerpywaniem oddechu. By ukoić myśli, wyszeptała w duchu, że to nie ma znaczenia. Przeszłe zmartwienia miały się rozmyć w perspektywie wszystkiego, co nadejdzie.
- Zamierzasz się tulić do tej ściany, aż przejdziemy przez Źrenicę Sfery?
Anah spojrzała za siebie i zobaczyła swojego mentora, Augusta, kierownika zespołu badającego Sferę. Mężczyzna stał przy niej - choć z uwagi na to, że przerastał ją o dwie głowy, można było powiedzieć, że stał nad nią - swoim zwyczajem uśmiechając się w krytyczny sposób.
- Co tu właściwie robisz? - dodał, gdy pomimo jego bezsłownej krytyki odpowiedziała mu uśmiechem o przyjaznym charakterze.
- Ja tylko… nasłuchiwałam - odparła nieśmiało, w duchu przeklinając się za to, że zawsze musi czuć się przy nim jak uczennica.
- Nasłuchiwałaś? A jakież to ciekawe dźwięki rozchodzą się w ścianach, hm? Szum systemów zaopatrujących powietrze w tlen? Buczenie pierścieni grawitacyjnych?
Anah pokiwała niepewnie głową.
- Między innymi - powiedziała.
- I tak cię to fascynuje, że jesteś gotowa przegapić widok na Sferę Oculusa w jej całej okazałości?
Oczy kobiety rozbłysły z podniecenia.
- Więc to już? - spytała.
- A no już. - I w jego oku pojawiła się iskra ekscytacji, choć znacznie słabsza. - Od przekroczenia pierwszego pierścienia dzieli nas zaledwie dwadzieścia minut. Chodźmy, żółtodziobie. Czas na twoje astrofizyczne rozdziewiczenie. Bez względu na to, jak bardzo ciekawe by nie było rzężenie tego syntetycznego rupiecia, ujrzenie Oculusa po raz pierwszy to moment, którego żaden astrofizyk nie powinien przegapić.
Oboje ruszyli w stronę kokpitu. Pomimo ekscytacji Anah dostrzegła nietypowy wyraz na podłużnej twarzy mentora. Zmarszczki nad jego siwiejącymi brwiami układały się w sposób świadczący o tym, że jest pogrążony w głębokim zamyśleniu, za to usta ściągnięte w wąską linię sugerowały, że coś go niepokoi.
- O co chodzi? - spytała.
- Hm? - mruknął August, zaskoczony jej pytaniem. Nie spodziewał się, że jego zamyślenie jest tak widoczne. - A, nic ważnego. Ot, gdybanie starego belfra.
- Możesz mi powiedzieć - Anah ponownie obdarowała kierownika ciepłym uśmiechem. - Rozmyślania starych belfrów bywają pouczające.
- Ha, a to ci dopiero! Gdyby tylko wszyscy studenci mieli takie nastawienie… Wątpię jednak, by tym razem moje rozmyślania zaliczały się do pouczających.
- Nigdy nie wiadomo. Powiem ci, jak mi je wyjawisz - rzekła wesoło.
- Hm. - Wyraz strapienia powrócił na oblicze Augusta. Mężczyzna zatrzymał się i milczał przez moment. Gdy w końcu przemówił, jego głos zdradzał brak pewności siebie, co zaskoczyło Anah, która do tej pory znała Augusta wyłącznie jako osobę o niezachwianym światopoglądzie.
- Myślałem ostatnio… pewnie cię to zaskoczy… ale nie opuszcza mnie myśl, że może… może jednak jest tam coś więcej. Coś rzeczywiście… niewytłumaczalnego.
- Nie do końca rozumiem, co masz na myśli - Anah zmarszczyła brwi.
- Chodzi mi o to… - August spojrzał prosto w jej ciemne oczy, po czym odwrócił wzrok. - Może Sfera Oculusa rzeczywiście jest dziełem czegoś niezwykłego. Może jest tam ktoś, kto… hm… kto nad nami czuwa.
Anah zorientowała się, że otworzyła usta ze zdumienia, dopiero gdy August zerknął na jej twarz i dodał:
- Nie ważne. Mówiłem, głupie rozmyślania starego belfra.
- Nie, nie - zreflektowała się. - Po prostu… - Pokręciła głową z niedowierzaniem. - Po prostu nigdy bym nie przypuszczała, że mogę usłyszeć takie stwierdzenie od kogoś, kto za podobne poglądy uprzykrzał życie studentom kognitorium. Słyszałam nawet, że oblałeś kilka osób z tego powodu.
- Jeśli kogoś oblałem, to tylko dlatego, że wypisywał takie rzeczy w swoich pracach, gdzie na podobne rozważania nie ma miejsca. W końcu to studia naukowe, nie teologiczne. Prywatnie jednak… każdy może sobie wierzyć, w co mu się żywnie podoba.
- No tak. Niemniej takich poglądów nigdy bym się po tobie nie spodziewała.
- Tak. - August pokiwał głową ze smutnym uśmiechem. - Ja po sobie również. Aczkolwiek… nie wiem, czy słyszałaś, ale niedawno zmarł mój ojciec, Stephen Eddington, poprzedni kierownik zespołu. Wprawdzie nie byliśmy sobie zbyt bliscy… Ciężko nawiązać relacje z ojcem, który spędza większość dnia poza domem, od czasu do czasu znikając na kilka miesięcy w czasie wyprawy. Nawet kiedy zaczęliśmy razem pracować, nie odzyskaliśmy tego rodzaju relacji, powiedzmy, typowych dla ojca i syna. Niemniej jego śmierć napełniła mnie… hm… wątpliwościami.
Anah na krótką chwilę pogrążyła się w reminiscencjach.
- Oczywiście, że słyszałam o jego śmierci - rzekła w końcu. - Anthony był poważanym naukowcem. Czytałam wiele jego publikacji. Przeprowadził ponad dwadzieścia wypraw przez jądro Oculusa i spopularyzował poglądy o międzyczasowości Sfery. Przykro mi, że odszedł.
- Mi również. - August westchnął. - Ale nie chciałem się żalić. Śmierć ojca sprawiła, że zacząłem się zastanawiać nad sensem tego wszystkiego. Całej swojej pracy, całego życia. Mój ojciec, podobnie jak ja, poświęcił się Sferze Oculusa, a koniec końców… co takiego właściwie osiągnął?
Anah spojrzała na mentora z troską.
- Ledwo wymieniłam jego osiągnięcia - powiedziała, starając się podnieść mężczyznę na duchu. - Te wszystkie publikacje, wyprawy, obserwacje…
- Dokładnie - przerwał August. - Wyprawy, obserwacje, prace naukowe… i co się właściwie zmieniło? Oculusowi przybyło kilka teorii, za pomocą których można go wyjaśnić, równie prawdopodobnych, co niemożliwych do przetestowania, a materiałowi biologicznemu przywiezionemu ze światów za Oculusem przypisano zaskakującą ilość niezwykłych zastosowań. Szkoda tylko, że te zastosowania nigdy nie trafią do powszechnego użytku, bo samego materiału więcej dostarczyć się nie da.
Kierownik zespołu ponownie pokręcił głową, tym razem dając upust rozczarowaniu. Anah doskonale rozumiała jego irytację. Z raportów badawczych, które czytała, wynikało, że materiał biologiczny dostarczany przez zespół rzeczywiście wyróżniał się specyficznymi właściwościami. Jednak zapewnienie jego większej ilości nie było możliwe, gdyż miejsca, z których pochodził, stawały się niedostępne. Sfera Oculusa rozszerzała się na określoną szerokość, po czym niespiesznie malała, by po osiągnięciu oryginalnego stanu ponownie się rozszerzać. Kiedy jednak na nowo rosła, prowadziła już do innego miejsca. Nieodkrytego świata.
- Nie tego człowiek oczekiwał, spędzając wieczory przy wyświetlaczu jednostki przetwarzającej, podczas gdy inni trwonili czas na popijawy i łóżkowe igraszki - kontynuował August. - Badanie Sfery miało prowadzić do przełomowych odkryć. Podróże międzyprzestrzenne, kolonizacja kosmosu, znalezienie jeszcze jednego domu dla ludzkości… lepszego niż ten, który mamy obecnie. A tymczasem wszystko sprowadza się do teoretyzowania i badania tego, co ulotne. Dlatego zacząłem się zastanawiać, czy nie wybraliśmy złego podejścia. Może gdybyśmy zmienili nasz sposób postrzegania Sfery, odkrylibyśmy coś naprawdę znaczącego.
Anah skrzywiła się w wyrazie sceptycyzmu.
- Jak… co, dokładnie? - spytała. - Znajdziemy dowód, że Oculusa stworzyli obcy? A może chcesz dowieść, że za jego powstanie odpowiadają bogowie? Nie można mieszać nauki z wiarą. Podobnie z fikcją. Stwórcy, kosmici… to tematy dla klechów i powieściopisarzy. My zajmujemy się nauką. A nauka nie wykazała dotychczas żadnych dowodów na istnienie istot pozaziemskich, czy nieskończenie potężnej siły działającej we Wszechświecie i póki takie dowody nie zostaną udokumentowane, działanie oparte na wierze w podobne rzeczy prowadzi wyłącznie do wyciągania błędnych wniosków.
August znowu westchnął.
- Wydajesz się być niezwykle pewna własnych słów - rzekł z jakimś odległym echem nostalgii w głosie.
- Mam nadzieję. - Anah uśmiechnęła się szeroko. - W końcu powtarzam dokładnie to, co sam mówiłeś na zajęciach.
August spojrzał na nią z odrobiną zaskoczenia, a potem oboje zaśmiali się głośno.
- Masz rację - oświadczył. - Umysł zaczyna mi już szwankować. Starzeję się i wątpliwości nachodzą mnie nawet w kwestii najbardziej fundamentalnych przekonań.
Anah wydawało się, że rozumie swojego mentora. Pozwoliła mu wziąć się pod rękę i rzekła ciepło:
- Nie wiem, jak jest naprawdę. Nie znam wszystkich odpowiedzi. Może jest tam ktoś, kto nad nami czuwa. Może obca rasa, może wszechpotężna istota, a może coś zupełnie innego, niewyobrażalnego i pięknego zarazem. Wiem natomiast, że nasze podejście jest jedynym słusznym. Przeprowadzamy usystematyzowane obserwacje, rejestrujemy niestandardowe zjawiska i formujemy twierdzenia na podstawie faktów. Wszystko inne prowadzi do fałszywych nadziei.
Twarz kierownika zespołu pojaśniała.
- Widzę, że udało mi się wpoić trochę mądrości chociaż jednej osobie. Miło jest wiedzieć, że moje nieskończone monologi na zajęciach nie poszły na marne.
- Cóż, w większości poszły - Anah zachichotała. - Aczkolwiek te nieliczne, mające w sobie trochę więcej wartości merytorycznej, rzeczywiście pomogły mi w utwierdzeniu własnych przekonań.
- I oby moje wątpliwości ich nie zachwiały. Nie wybaczyłbym sobie, gdybyś przestała zawierzać zdrowem rozsądkowi z powodu starego durnia, któremu zachciało się mieć nadzieję na coś… więcej niż obserwowalne fakty.
- Każdy potrzebuje czasem takiej nadziei.
- No właśnie. A nie powinien! Człowiek musi działać zgodnie z rozsądkiem, a nie z pozbawionymi logicznych fundamentów nadziejami.
- No proszę - Anah zaśmiała się. - I to jest właśnie professor, którego zapamiętałam.
- Ha! Cwana dziewczyna! Chyba właśnie udało ci się pocieszyć zafrasowanego starca. Ale, ale! My tu mitrężymy, a statek jest coraz bliżej! Pośpieszmy się, bo nie zdążysz zobaczyć obu pierścieni, zanim wejdziemy w ich przestrzeń. Oculus może być tylko astrofizycznym fenomenem, ale ujrzenie go po raz pierwszy na własne oczy to wciąż niezwykłe przeżycie.
Anah nie chciała protestować, szczególnie że naprawdę obawiała się przegapienia okazji. Oboje wznowili więc podróż do kokpitu. Grodzie statku otwierały się przed nimi powoli i z przeciągłym sykiem, momentami przerywanym przez szczęk mechanizmów hydraulicznych, natomiast korytarze witały surowym widokiem syntetycznych paneli ściennych i metalowych krat podłogowych, pod którymi ciągnęły się wiązki przewodów, kabli i karbowanych rur. Na początku wszystkie te rzeczy zdawały się złowieszcze, jakby statek nie życzył sobie żadnych gości na swoim pokładzie, z czasem jednak Anah przyzwyczaiła się do zgrzytu, szczęku i obskurnego wyglądu wahadłowca, pojmując je jako nieodłączną część wyprawy ku źrenicy Sfery. Syk grodzi był już dla niej niczym więcej jak tylko westchnieniem stalowego olbrzyma.
Gdy przeszli przez grodzie kokpitu, Anah powiodła spojrzeniem po dziesiątkach wyświetlaczy, które zapełniały pomieszczenie. Ciągnące się przez wiele akapitów linijki cyfr, jak również liczne wykresy i wizualizacje, informowały nawigatorów o faktach istotnych dla sterowania wahadłowcem, a także o stanie technicznym jego systemów. Tony danych, które załoga kokpitu musiała na bieżąco przyswajać i interpretować w celu podejmowania decyzji dotyczących funkcjonowania statku. Anah zastanawiała się kiedyś, czy nie zostać nawigatorem wahadłowca z serii UNIV, ale w końcu stwierdziła, że naukowy aspekt wypraw przez Sferę jest bardziej pociągający niż sama mechanika podróży. Mimo to zazdrościła kapitanowi, który właśnie kierował statek do pierwszego pierścienia Oculusa.
- Dziesięć minut do wejścia w przestrzeń Sfery - poinformował Augusta i Anah, gdy zobaczył, jak wchodzą do kokpitu. - Zajmijcie swoje miejsca. Zaraz nastąpi wyłącznie pierścieni grawitacyjnych.
Ruszyli w kierunku swoich miejsc zgodnie z poleceniem kapitana. W drodze jednak Anah przystanęła i spojrzała przez trapezoidalne iluminatory na obiekt swoich fascynacji.
Sfera Oculusa wyglądała dokładnie tak, jak ją zapamiętała. Dwa pierścienie przestrzeni zakrzywiającej światło otulające kulę aksamitnej czernii. Widok był znajomy ze zdjęć, a jednocześnie o wiele piękniejszy, spowity swoistą mgławicą mistycyzmu. Anah widziała tajemniczość w świetle gwiazd delikatnie przemieszczającym się po pierścieniach wraz z ruchem statku oraz w majestacie nieustannie rosnącego ogromu Sfery. Zdjęcia nie były w stanie oddać tego, co miała teraz przed oczami. Słowa z pozycji, które czytała od dzieciństwa, nagle stawały się czymś realnym, a za kilka minut również czymś namacalnym. Nie mogła się już doczekać przekroczenia granicy pierwszego pierścienia. W jej głowie przewijały się różnorodne opisy anomalii, które towarzyszą temu wydarzeniu. Im więcej faktów sobie przypominała, tym mocniej serce biło jej w ekscytacji.
- Sześćdziesiąt sekund do wyłączenia pierścieni grawitacyjnych - przypomniał nieco surowszym tonem kapitan.
Anah otrząsnęła się z zadumy i zajęła swoje miejsce. Ekrany przy jej panelu dostarczały informacji o promieniowaniu wytwarzanym przez Sferę, jej obecnej szerokości czy czasie pozostałym do zmiany przestrzeni docelowej - jak określano świat, do którego obecnie prowadził tunel - a już za moment na powierzchni wyświetlaczy miały się także pojawić o wiele bardziej interesujące dane z wnętrza obszaru pierwszego pierścienia, jak chociażby odczyty sił grawitacyjnych, oddziaływań elektromagnetycznych czy kierunku przyciągania cząstek.
- Trzydzieści sekund do wyłączenia pierścieni grawitacyjnych - poinformował załogę kapitan, tym razem bez żadnego podtekstu, a wyłącznie w związku z wymaganiami procedury.
Wedle wszelkich przeprowadzonych obserwacji oddziaływania grawitacyjne wewnątrz Sfery Oculusa zdawały się, zachowywać chaotycznie, bez żadnych określonych wzorców. Mimo to nie tolerowały obecności innego źródła grawitacji. Przekonała się o tym załoga pierwszego wahadłowca wysłanego w źrenicę Oculusa. IRV-M01 - bo takie oznaczenie nosił statek - nigdy do źrenicy nie dotarł. Nie udało mu się nawet przekroczyć drugiego pierścienia. Zaraz po wejściu w obszar pierwszej warstwy Oculusa siły grawitacyjne rozerwały statek razem z całą jego załogą. Nikt nie rozumiał, co się właściwie stało, gdyż wysłana pół roku wcześniej sonda przeszła przez Sferę bez większych komplikacji. Później teoretyzowano, że przyczyną katastrofy musiała być sztuczna grawitacja obecna na pokładzie statku, która najpewniej kolidowała z grawitacyjnymi oddziaływaniami tunelu czasoprzestrzennego. Teorię potwierdzono, gdy dwa miesiące później wysłano w Oculus IRV-M02; wahadłowiec, całkowicie pozbawiony pierścieni grawitacyjnych, przeszedł przez Sferę nienaruszony. Potem ustalono, że wystarcza samo wyłączenie sztucznej grawitacji - nieaktywne pierścienie nie powodowały zaburzeń wewnątrz Oculusa.
- Dziesięć, dziewięć, osiem… - zaczął odliczać kapitan.
Anah zamknęła na sobie klamrę magnetyczną - rodzaj obręczy mającej zapewnić załodze bezpieczeństwo w przypadku zaburzeń grawitacji lub pozostanie w miejscu podczas odłączenia sztucznego przyciągania.
- Trzy, dwa, jeden - kontynuował kapitan. - Wyłączenie sztucznej grawitacji nastąpi… teraz.
Wybrał odpowiednie polecenie na powierzchni ekranu i nagle Anah poczuła, jak jej ciało unosi się, by napotkać opór w postaci prętów klamry. Podniecona perspektywą przekroczenia Sfery zupełnie zapomniała, że nigdy wcześniej nie znajdowała się w stanie nieważkości. W czasie studiów często czytała o komplikacjach wynikających z przebywania w zerowej grawitacji. Problemy zaczynały się już przy najprostszych czynnościach, takich jak mycie zębów czy korzystanie z toalety. Latająca woda lub lewitujący mocz nie były czymś, do czego przywykła większość ludzi. Istniały też dużo poważniejsze implikacje. Po kilku minutach przebywania w stanie nieważkości następowała zmiana dystrybucji płynów ustrojowych w organizmie. Żyły szyjne nabrzmiewały, następował obrzęk twarzy i pojawiały się trudności w oddychaniu przypominające objawy przeziębienia. Dłuższy pobyt w tym stanie mógł powodować niedokrwistość, odbijał się również na stanie kości i mięśni, osłabiając pierwsze i doprowadzając do częściowego zaniku drugich. Aczkolwiek, mimo całej tej wiedzy, Anah nie mogła zaprzeczyć, że przebywanie w stanie nieważkości miało w sobie coś niezwykłego. Jakby nie patrzeć, unosiła się w przestrzeni niczym w sennej fantazji… Cóż, w fantazji zapewne nie byłoby obręczy, która przytwierdza ją do fotela, niemniej nieważkość dawała jej niewytłumaczalne poczucie wyzwolenia, zupełnie jakby grawitacja była tylko kolejnym ograniczeniem nałożonym na ludzi przez samych siebie.
Stan nieważkości po prostu niósł ze sobą mnóstwo zabawy. Koniec końców który człowiek nie marzył o tym, żeby latać?
- Sześćdziesiąt sekund do wejścia w przestrzeń ORIS-1 - oświadczył kapitan, podczas gdy Anah bawiła się swoją kartą elektroniczną, zmuszając ją do przeróżnych obrotów w powietrzu.
To już? - zdumiała się, czując dreszcz podniecenia na karku.
Nawet nie zauważyła, że tak szybko zbliżyli się do pierwszego pierścienia, określanego akronimem ORIS-L1. Ponownie spojrzała przez iluminatory na Sferę Oculusa. Wahadłowiec znajdował się tak blisko, że nie było nawet widać zewnętrznych granic drugiego pierścienia, a jedynie częściowo zasłoniętą obręcz światła przy źrenicy. Po chwili kapitan rozpoczął kolejne odliczanie, a gdy skończył, serce Anah biło już tak mocno, że głowa rozbolała ją od pulsowania żył na skroniach.
- Wkraczamy w ORIS-L1 - poinformował załogę kapitan.
Anah nie mogła zobaczyć, kiedy UNIV Phantom przekroczył pierwszy pierścień Oculusa, gdyż jego krańce dawno wyszły poza obszar widoczny z iluminatorów. Mogła jednak to poczuć. Pokłady przeniknęła fala siły grawitacyjnej, aczkolwiek, w przeciwieństwie do oddziaływań wytwarzanych przez pierścienie, ta przyciągała obiekty ku frontowi statku. Trwało to tylko chwilę. Później siła znikła i powrócił stan nieważkości. Lecz ten również się nie utrzymał, jako że po kilkunastu sekundach siła powróciła, tym razem ciągnąc wszystko na tył wahadłowca. Anah poczuła mdłości i najwyraźniej nie była w tym osamotniona, bo ktoś inny zdążył już zwymiotować - na szczęście zrobił to do specjalnego opakowania.
Kolejna fala siły grawitacyjnej pociągnęła Anah w dół, lecz tym razem nie było to charakterystyczne dla całej załogi. Biologista, sądząc po włosach, wydawał się być przyciągany do ściany, za to na jednego z nawigatorów przyciąganie działało od strony sufitu. Najdziwniejsze było to, że komunikator, który wypadł komuś z kieszeni i znalazł się między całą trójką zawisł w powietrzu, jakby w tym miejscu wciąż panował stan nieważkości.
Większość naukowców uważała, że pierwszy pierścień Oculusa uformowany jest z egzotycznej materii, która ma na celu ustabilizowanie tunelu czasoprzestrzennego. Uważano więc, że anomalie grawitacyjne w obrębie ORIS-L1 powstają na skutek redukowania przez materię egzotyczną oddziaływań Sfery, które w normalnym stanie zniszczyłyby każdy statek.
- To dopiero początek cudów - powiedział August, spoglądając na Anah przez ramię, podczas gdy ona wpatrywała się w lewitujący komunikator.
Urządzenie wykonywało w powietrzu malowniczy taniec. Wirowało, opadało i wznosiło się, wielokrotnie przemierzając obszar całego kokpitu. Przypominało opakowanie porwane przez wiatr w czasie wichury. Anah była zafascynowana zachowaniem sił grawitacyjnych wewnątrz pierwszego pierścienia. Podczas nauki w kognitorium anomalie opisywane poważnym językiem przez nudnych naukowców straciły tę mistyczną aurę, którą widziała w nich jako dziecko. Teraz jednak cała magia wracała. Anah była oczarowana akrobacjami komunikatora. Jej fascynacja rosła, przynajmniej do czasu, póki urządzenie nie uderzyło ją w czoło.
- Sześćdziesiąt sekund do przekroczenia granicy ORIS-L2 - zapowiedział kapitan.
Choć dopiero zbliżali się do drugiego pierścienia, widok roztaczający się z kokpitu ukazywał już wyłącznie czerń źrenicy. Anah spojrzała na nią i po raz pierwszy poczuła obawę przed tym, co czeka wewnątrz. Nad jej uczuciami wciąż dominowała ekscytacja, lecz w obliczu ogromu i majestatu serca Oculusa nie mogła powstrzymać pierwotnej formy lęku przed nieznanym. W końcu za ciemnością leżał inny świat. Przestrzeń oddalona od jakichkolwiek śladów ludzkiej cywilizacji o miliony, a może nawet miliardy lat świetlnych. To budziło instynktowną obawę… aczkolwiek było również niesamowicie podniecające.
- Wkraczamy w ORIS-L2 - poinformował kapitan po zakończeniu proceduralnego odliczania.
Czas. Prawdopodobnie najważniejsza stała dla ludzkiej rzeczywistości. Czas określał egzystencję człowieka. Nadawał wagę jego działaniom i urzeczywistniał efekty decyzji. Odsłaniał kłamstwa i leczył rany. Ludzkie życie istniało w czasie i czas to życie stanowił. Lecz tu, wewnątrz drugiego pierścienia Oculusa, ta jedna kluczowa stała traciła swoją trwałość.
Na początku były to subtelne zmiany. Ot, ujrzała własne palce zaciskające się w pięść na chwilę przed tym, zanim naprawdę je zacisnęła lub usłyszała informacje podawane przez nawigatora, zanim naprawdę je podał. Doświadczała swoistego echa rzeczywistości. Echa wyprzedzającego tworzące je wydarzenie, aczkolwiek nierealnego, naśladującego tylko to, co prawdziwe.
Potem Anah zobaczyła samą siebie. Jej sobowtór siedział obok i z uwagą przeglądał informacje na wyświetlaczu. Nagle drgnął, jakby coś sobie uświadomił, a potem spojrzał prosto na rzeczywistą Anah, uśmiechnął się z zachwytem w oczach i powiedział:
- Niezwykłe.
- Hej, żółtodziobie, sprawdź odczyty czasu z różnych części pokładu - August odwrócił uwagę Anah od sobowtóra. - Może ci się spodobać to, co zobaczysz.
Gdy Anah ponownie spojrzała w bok, jej sobowtór zniknął. Pochyliła się więc nad ekranem i włączyła pokładowy rejestr czasu. Z początku nie rozumiała, co miał na myśli August. Godziny wydawały się być identyczne w każdym pomieszczeniu. Potem jednak dostrzegła, że liczby ulegają chwilowej zmianie. W sekcji wypoczynkowej czas śpieszył się o pięć minut. Gdy to minęło, a sygnał licznika na nowo zaczął nadawać odpowiednią godzinę, w sekcji hydraulicznej czas wyprzedził rzeczywistość o trzy kwadranse. Ni jak się to jednak miało do sekcji naukowej, w której czas różnił się o sześć godzin. Anah włączyła podgląd pomieszczeń w tym sektorze, by zobaczyć skutki zmiany czasu. Większość sekcji nie przejawiała jakiś istotnych różnic i można było odnieść wrażenie, że zmiana godziny jest tylko błędem systemu. Potem jednak, ku swojemu ogromnemu zdumieniu, Anah ujrzała samą siebie na monitoringu jednego z pomieszczeń. Jej przyszła wersja rozmawiała o czymś z Augustem, który był zwrócony do niej plecami. Nagle rzeczywista Anah doznała czegoś w rodzaju olśnienia. Odwróciła wzrok od monitora i spojrzała w bok, by zobaczyć swoje echo sprzed kilku chwil, które wpatrywało się w nią ze zdumieniem.
- Niezwykłe - powiedziała rzeczywista Anah.
Więc teraz były jej trzy wersje. Przyszła, rzeczywista i przeszła, która jeszcze przed chwilą była tą rzeczywistą. W sumie, logicznie rzecz biorąc, cała sytuację dało się bardzo prosto wyjaśnić. Ot, efekty najzwyklejszych przesunięć w czasoprzestrzeni statku. Jednak rzeczywista Anah miała wrażenie, że nigdy wcześniej nie doświadczyła czegoś równie niedorzecznego.
Przeszła wersja szybko znikła, a ona sama - ta rzeczywista - na powrót pochyliła się nad monitorem, by włączyć dźwięk z mikrofonów w sekcji naukowej i dowiedzieć się, o czym jej przyszłe echo dyskutuje z kierownikiem zespołu. Zanim jednak wybrała opcję na ekranie, czas w tej części statku powrócił do chwili obecnej.
Dla laików zjawiska zachodzące na statku mogły być dezorientujące. W końcu za kilka godzin wszystkie pomieszczenia widziane na monitoringu miały znajdować się w zupełnie innym miejscu, prawdopodobnie odległym o tysiące lat świetlnych - jak to możliwe, że zaburzenia na kontinuum czasu ukazują przyszły obraz tych pomieszczeń zamiast przyszłego obrazu przestrzeni, w której się obecnie znajdują? Anah rozumiała jednak, że przesunięcia zachodzą nie tylko na wymiarze czasowym, lecz również na wymiarze przestrzennym. Dużo ciekawsza była dla niej istota tych przesunięć. Naukowcy nie byli zgodni co do tego, czy przesunięcia te mogą wchodzić w istotną interakcję z rzeczywistością. Jedni twierdzili, że to tylko swoiste złudzenia przyszłości, które nie są w stanie wpłynąć na rzeczywistość, inni zakładali, że samo ujrzenie przyszłych wydarzeń może wpłynąć na ich zmianę, a w rezultacie wytworzyć równoległą rzeczywistość, jeszcze inni snuli przypuszczenia, że przesunięcia mogą wpływać na wydarzenia nie tylko w wymiarze informacyjnym, lecz również w wymiarze fizycznym, jak chociażby poprzez przenoszenie się osób w czasoprzestrzeni. Anah nie miała pojęcia, jak jest naprawdę. Wiedziała tylko, że nie ma empirycznego dowodu na potwierdzenie założeń tych drugich ani żadnego przypadku zarejestrowania ekstremalnej sytuacji z przypuszczeń tych trzecich. Niemniej omawianych możliwości nie można było wykluczyć.
- Sześćdziesiąt sekund do przekroczenia Źrenicy - kapitan rozpoczął ostatnie odliczanie.
Niecała minuta. Tyle dzieliło ją od dotyku ciemności. Od mroku, który pochłonął ją już w dzieciństwie, gdy rozmyślała o układach planetarnych wokół pulsarów i o układach wielokrotnych gwiazd, o burzach jonowych i o planetach pokrytych skrystalizowanym węglem. O wszystkich tych cudach, które wyczytała w uproszczonych relacjach z podróży przez Oculus, starając się zastąpić jęki trawionej chorobą matki wizjami spoza świata.
Zaledwie dziesięć sekund. Już tylko pięć. Trzy. Dwie.
Jedna…
UNIV Phantom wkroczył w serce Oculusa.
W mroku zrodziło się światło. Jego plamy, niczym kwiaty, wyrosły z ciemności, a Anah stwierdziła, że są obrazem wszechświata. Przynajmniej tej jego cząstki, która otacza przestrzeń docelową. Obraz miał kształt sfery. Okalał wahadłowiec i rozszerzał się na wszystkie strony. Kwiaty rozlewały się więc w sylwetki galaktyk, potem gwiazd, a potem planet. W końcu rozrost przestrzenii ustał i przed wahadłowcem zastygł widok na kolejny, nieznany świat.
Gdyby Anah miała kiedyś przedstawić ten moment na kartach książki, napisałaby, że jej pierwszy odkryty świat był posępny. Spowity czerwonym światłem umierającej gwiazdy, którą przecinał czarny pas asteroid. Był w tym jakiś budzący grozę majestat, którego nie potrafiła wyjaśnić. Satysfakcję niosła jej myśl, że ludzie chcący zdobywać szczyty wielkich gór musieli kiedyś czuć coś podobnego. W głębi serca powiedziała sobie, że ten szczyt - nowoodkryty świat - należy tylko do niej.
- Podróż przebiegła bez komplikacji - oświadczył kapitan. - Uruchamiam pierścienie grawitacyjne.
Siła ciążenia wypełniła kokpit razem z szumem wytwarzających ją systemów, z początku gwałtownym i głośnym, potem przeciągłym i z wolna cichnącym. Załoga zaczęła zdejmować z siebie klamry magnetyczne. Niektórzy odetchnęli w uldze - najwyraźniej podróż przez Oculus nie przychodziła im łatwo. Anah nie odczuwała dyskomfortu. Początkowe mdłości wywołane zaburzeniami grawitacji szybko jej minęły. Teraz cała uwaga specjalistki skupiała się na nowym świecie.
- Dobra, statek przez tunel przeszedł, załoga cała, kapitan, rzecz jasna, spisał się na medal. Zdaje się, że teraz to już nasza działka. Chodźcie, jajogłowi. Czas zobaczyć, co w tym świecie warto przebadać.
Po swoim wymownym komentarzu August wraz ze specjalistą od biologii molekularnej oraz specjalistą od geologii strukturalnej ruszył do sekcji naukowej. Anah już miała za nimi podążyć, lecz kapitan statku zatrzymał ją.
- Anah, mogłabyś poświęcić mi chwilę? - zapytał formalnym tonem.
- Nawet dwie - odparła.
Oboje opuścili mostek i przystanęli w jednym z korytarzy.
- Myślałem, że odwiedzisz mnie wieczorem - powiedział bez ogródek. W jego głosie zabrzmiała łagodniejsza nuta.
- Tak - Anah zrobiła zakłopotaną minę. - Wybacz. Razem z Augustem omawialiśmy pewną teorię dotyczącą Oculusa. Zanim się zorientowałam, było już zbyt późno na wizytę.
- Ty i August spędzacie ze sobą dużo czasu - oznajmił kapitan, wracając do formalnego tonu.
Anah zmierzyła go spojrzeniem. Jak zwykle stał wyprostowany. Jego postura zdawała się wymuszać szacunek, a spojrzenie żądało posłuszeństwa. Edmund był jednym z najmłodszych kapitanów jednostek UNIV w dziejach. Musiał budzić respekt, szczególnie gdy na jego słabość czekało kilkudziesięciu innych kandydatów. Zachowywał powściągliwość i opanowanie nawet podczas spotkań z Anah. Ta postawa stała się częścią jego osobowości. Anah uważała to za pociągające od momentu, gdy się poznali. Dlatego też, kiedy pojawiła się okazja na bardziej intymną znajomość, nie omieszkała z niej skorzystać.
- Augusta i mnie łączą wyłącznie relacje koleżeńskie - oświadczyła. - Nie musisz zaprzątać sobie tym głowy.
- Nie zrozum mnie źle - rzekł stanowczo. - Dysponujesz pełną swobodą w nawiązywaniu kontaktów. Nic sobie nie obiecywaliśmy. Nie ma między nami żadnych zobowiązań. Jako członkowie załogi jednostki UNIV nie możemy sobie na nie pozwolić. Chciałbym jedynie, żebyś informowała mnie o nowych relacjach.
Anah uśmiechnęła się pod nosem.
- Rozumiem, że nasze kontakty mają wyłącznie podłoże fizyczne. Niemniej są dla mnie zupełnie wystarczające. Nie potrzebuję większej ilości intymnych relacji. Poza tym… - ściszyła głos do poziomu szeptu - August jest dla mnie zdecydowanie za stary.
Edmundowi ledwo widocznie zadrżał kącik ust.
- Czyli mogę się spodziewać twoich odwiedzin dzisiejszego wieczora?
- Możesz. Wypadałoby, żebym… odwdzięczyła ci się za wczorajszą nieobecność - powiedziała sugestywnie.
Kapitan skinął głową na znak, że przyjął informacje do wiadomości.
- Tylko to chciałem z tobą omówić - odparł. - Możesz się oddalić. Kierownik zespołu z pewnością potrzebuje młodszego specjalisty w dziedzinie astrofizyki.
Anah odwzajemniła skinienie, a potem udała się do sekcji naukowej. Śmieszył ją fakt, że Edmund mógł sobie pomyśleć coś takiego. Ona i August! A to dopiero! Pokręciła głową z niedowierzaniem. Nigdy nie przespałaby z Augustem. Nie dość, że kierownik zespołu mógłby być jej ojcem, to jeszcze to jego przemądrzałe nastawienie… Nie, o czymś takim jak intymność między nimi dwojga nie mogło być mowy. Co innego Edmund. Anah miała już kilka pomysłów na to, co będą robić pod koniec dzisiejszego dnia.
Jej myśli krążyły wokół wyobrażeń wieczoru, póki nie przeszła przez grodzie pomieszczenia obserwacyjnego. Znajdował się tam cały zespół. Wszyscy obserwowali wyświetlacze, na których stopniowo pojawiały się zdjęcia nowego układu. Program obsługujący zaawansowane teleskopy fotonowe automatycznie rozróżniał światło obiektów i zaznaczał te, które mogły stanowić potencjalne planety. Algorytm, na którym opierało się działanie programu, był nad wyraz trafny. Jego próg błędu mieścił się w graniach od osiemdziesięciu sześciu do dziewięćdziesięciu czterech procent. Innymi słowy tylko od sześciu do czternastu na sto obiektów zaznaczonych przez program rzeczywiście okazywało się planetami, co jednak przy tysiącach punktów na niebie stanowiło nieogarnioną pomoc i ogromnie przyśpieszało obserwacje nowych układów.
- O, jesteś w końcu. Nie śpieszyło się jaśnie pani. - August nie mógł sobie odmówić kąśliwej uwagi. - Uruchomiliśmy już “Sokole oko”. Do tej pory wyłapał pięćdziesiąt dwa obiekty, co daje nam od jakichś trzech do siedmiu planet.
“Sokole oko” było oczywiście potoczną nazwą programu wymyśloną przez samego Augusta. Oficjalna sygnatura brzmiała “Foton telescops advanced controling and monitoring software, S class, model 4-86”, co, rzecz jasna, sprawiało, że cała załoga używała określenia od kierownika zespołu.
- Ile czasu pozostało do zakończenia wstępnego skanu? - spytała Anah.
- Minuta, może trochę mniej. Ale “Sokole oko” odbębnił najważniejszą część roboty. Mamy już zdjęcia całej płaszczyzny układu, więc o ile nie ma tu planet odchylonych względem niej pod kątem większym niż czterdzieści pięć stopni, wszelkie inne dokonane oznaczenia będą błędne.
- No to zobaczmy, co ciekawego przyszykował dla nas Oculus. - Anah podeszła do jednego z ekranów i zaczęła przeglądać zdjęcia układu. Jedno z pierwszych przedstawiało gwiazdę układu. Anah powiększyła obraz i przyjrzała się uważnie czerwonemu olbrzymowi. August stanął obok niej i powiedział:
- Stary gigant. Patrząc na jego rozmiary, można wnioskować, że w czasach swej młodości musiał być naprawdę niewielki. Ciekawe, czy podczas przemiany w tę czerwoną purchawę pochłonął jakąś planetę?
- To umierająca gwiazda, co do tego nie ma wątpliwości - odparła Anah. - Zastanawiam się natomiast, czy na którejkolwiek z planet tego układu możliwe będzie życie. Obecność czerwonego olbrzyma tego nie wyklucza.
August uśmiechnął się i poklepał ją po ramieniu.
- Nie rób sobie wielkich nadziei - mruknął, a potem oddalił się do swojego stanowiska.
Anah została przy centralnych wyświetlaczach. Czarne ekrany umieszczone pośrodku pomieszczenia na uchwytach podłączonych do sufitu wymuszały na użytkowniku pozycję stojącą, były jednak większe od wyświetlaczy przy stanowiskach, a ich rozmieszczenie umożliwiało wygodne korzystanie z dwóch jednostek jednocześnie. Anah studiowała fotografię po fotografii. Rozszerzała zdjęcia na ekranach i uruchamiała skanowanie poszczególnych, wyodrębnionych przez “sokole oko” obiektów. Tymczasemem program przesyłał coraz to nowsze zdjęcia systemu. Kolejne obrazy układu, naznaczonej światłami gwiazd czerni, w której skrywały się światy gotowe na odkrycie.
Anah szukała. Badała uważnie każdy z obiektów.
I nagle znalazła.
Obiekt oznaczony przez program był niemal niewidoczny. Z początku Anah zastanawiała się, czy przypadkiem nie wystąpił jakiś krytyczny błąd i “sokole oko” nie oznaczyło pustej przestrzenii. Potem jednak dostrzegła delikatny zarys obiektu. Ostre, równe linie oddzielające od czerni kosmosu ciemną szarość, nietypowe dla jakichkolwiek ciał niebieskich…
- Auguście, podejdź tutaj, proszę - powiedziała.
Kierownik zespołu wstał od swojego stanowiska i dołączył do Anah przy centralnych wyświetlaczach.
- No co jest, żółtodziobie? Czyżbyś znalazła już jakąś planetę?
- Sama nie wiem - odparła z konsternacją. - Ty mi powiedz, co to jest.
Powiększyła fragment zdjęcia przedstawiający obiekt i nałożyła na niego wszelkie możliwe filtry wyostrzające. August spojrzał na uzyskany w ten sposób obraz i pobladł. Anah czekała przez moment na jego odpowiedź, ale nie doczekała się. Kierownik zespołu patrzył na zdjęcie i milczał.
- Auguście, to chyba nie jest to, o czym myślę… Prawda? - szepnęła Anah.
Kierownik zespołu zamrugał. I nie odpowiedział.
Kilka sekund później z głośników komunikacji pokładowej rozległ się ostry głos kapitana:
- Cała załoga jest niezwłocznie proszona do kokpitu. Powtarzam, cała załoga jest niezwłocznie proszona do kokpitu.
August i Anah wymienili między sobą spojrzenia, a potem szybkim krokiem opuścili sekcję naukową. Oboje mieli nieprzyjemne wrażenie, że wiedzą, co jest powodem wezwania. Jak tylko przekroczyli grodzie kokpitu, kapitan przywołał ich do swojego stanowiska. Anah z niepokojem zauważyła, że Edmund, zamiast zajmować miejsce w fotelu, stoi przy swoim wyświetlaczu.
- Czy potraficie wytłumaczyć, czym to jest? - zapytał sucho.
Środkową część obrazu wyświetlonego na ekranie zajmował wykryty przez Anah obiekt. Kształt prosty, a zarazem intrygujący na tle przestrzeni kosmicznej, noszący znamiona chłodnego wysublimowania. Gładki, lecz niezdolny do tego, by silniej odbijać światło. Matowy i ciemny, budzący uczucie grozy gdzieś na dnie duszy.
Szary prostopadłościan. Obiekt, który z całą pewnością nie powstał w sposób naturalny. Anah zdawała sobie z tego sprawę i nie potrafiła zapanować nad nawałnicą myśli, którą wywoływał ten fakt. Zawsze pragnęła dowiedzieć się, co może leżeć po drugiej stronie Oculusa, ale widok, który miała teraz przed oczami, wykraczał poza jej najśmielsze wyobrażenia. Marzenia marzeniami, ale jakie było prawdopodobieństwo, że w czasie swojej pierwszej wyprawy natrafi na dzieło innej cywilizacji?
Bo tym właśnie musiał być obiekt. Inne wyjaśnienie nie przychodziło jej do głowy.
Zerknęła na Augusta. Wciąż nie był w stanie wykrztusić z siebie słowa. Spędził na podróżach między światami ponad trzydzieści lat, a nigdy nie trafił na coś podobnego. Anah wiedziała, że jej zdumienie nie może się równać zdziwieniu, jakie odczuwa jej mentor. Wystarczyło spojrzeć na jego twarz - rozszerzone oczy, otwarte usta, drżące nozdrza. Edmund słusznie potraktował tę minę jako odpowiedź przeczącą. Swoim ostrym głosem zaczął wydawać komendy nawigatorom. Anah nie skupiała się na ich szczegółowej treści, pojęła tylko ogólny sens - być czujnym, przygotować statek do natychmiastowego przemieszczenia się w razie szkodliwych lub wrogich oddziaływań obiektu. Polecenia były zdecydowanie adekwatne do sytuacji, bo z każdą chwilą nieznana jednostka zbliżała się do wahadłowca Phantom.
- Wy dwoje! - Edmund zmierzył Augusta i Anah piorunującym wzrokiem. - Na swoje stanowiska. Natychmiast! Miałem nadzieję, że będziecie przeprowadzać analizy, a nie wpatrywać się z osłupieniem w ekran. Potrzebujemy jakichkolwiek informacji o tym obiekcie!
tarszy i młodszy specjalista od astrofizyki otrząsnęli się z otępienia, a potem popędzili do swoich stanowisk. Anah uruchomiła wszelkie analizy, jakie tylko przyszły jej do głowy, ale nie przyniosło to pożądanych efektów. Obiekt nie dysponował promieniowaniem elektromagnetycznym, nie posiadał żadnych sygnatur cieplnych, ani nie emitował światła w jakiejkolwiek znanej postaci, a jego zewnętrzna powłoka nie umożliwiała nawet dalekosiężnego wnioskowania o strukturze wewnętrznej. Po prostu sunął naprzód, zimny, szary i nieodgadniony. Enigmatyczna bryła pośród pustki kosmosu.
Anah podniosła głowę znad wyświetlacza. Obiekt był już widoczny przez iluminatory kokpitu, niemal wypełniał jeden z nich.
- Niezidentyfikowana jednostka nie zmienia kierunku lotu. Jeśli pozostanie na swym obecnym kursie, grozi nam kolizja. Szacowany czas zderzenia: czterdzieści sekund - poinformował jeden z nawigatorów.
- Zrozumiałem - Edmund skinął głową. - Przygotować wahadłowiec do wykonania manewru omijającego. Pozwolimy mu przejść z lewej.
Obiekt znajdował się coraz bliżej. Był ogromny. Znacznie większy od wahadłowca UNIV. Olbrzym na podobieństwo góry, a jednak tak bardzo do żadnej niepodobny, płaski i jednolity.
- Niezidentyfikowana jednostka wciąż się zbliża - kontynuował nawigator.
- Dobrze - Kapitan przeszył obiekt lodowatym spojrzeniem. Prostopadłościan zasłaniaj już dwa iluminatory. - Przystąpić do wykonania…
- Niezidentyfikowana jednostka zmniejsza prędkość - przerwała mu nawigator na przodzie kokpitu.
Edmund drgnął.
- Jak szybko? - zapytał ostrym tonem.
- Bardzo. - Nawigator z pośpiechem przeglądała nowe dane pojawiające się na ekranie. - Całkowite zatrzymanie nastąpi za… dziesięć, dziewięć, osiem…
Gdy skończyła odliczać, obiekt zatrzymał się. Zasłaniał już trzy iluminatory, ale nie zbliżał się bardziej. Nie przejawiał też żadnych innych aktywności, a jedynie trwał w przestrzenii kilkadziesiąt metrów od wahadłowca, nieruchomy. Brak reakcji ze strony monumentalnego prostopadłościanu wywoływał w Anah dziwny niepokój. Specjalistka czuła, jak dreszcz mrozi jej ramiona. Po raz pierwszy od momentu wykrycia obiektu zaczęła się zastanawiać, czy powinna odczuwać obawę. Wcześniej zdumienie sparaliżowało jej rozsądek i w ogóle nie myślała o tym, jakie niebezpieczeństwo może stanowić jednostka nieznanego pochodzenia.
- Kaptianie? - Nawigator po prawej od Edmunda przerwał ciszę, która zapadła w chwili znieruchomienia obiektu.
Kapitan skierował się ku specjalistom od astrofizyki.
- Auguście? Anah? Posiadacie jakieś istotne informacje? - zapytał.
- Ani jednej - odparł kierownik zespołu badawczego, któremu w końcu wrócił głos. - Żadnego promieniowania, żadnych sygnałów, żadnych oddziaływań. Nic. Równie dobrze mógłby to być kawałek litej skały. Ba, skała powiedziałaby nam więcej. Ten prostokąt to kompletna zagadka.
Kapitan zastanawiał się przez moment, nieporuszony jak prostopadłościan na wprost niego.
- Proszę zespół badawczy o przejście do sekcji naukowej - oświadczył. - Może uda się wam ustalić coś istotnego dzięki specjalistycznemu wyposażeniu. Wszelkie pozyskane informacje kierujcie do jednostki przetwarzającej młodszego specjalisty od astrofizyki. Anah, zostaniesz tutaj i będziesz mi streszczać dane przekazane przez zespół.
W dalszej części wypowiedzi skierował się ku nawigatorom, nakazując im pozostanie w gotowości do wykonywania manewrów oraz podjęcie prób kontaktu z obiektem. Anah tymczasem patrzyła, jak reszta zespołu opuszcza kokpit. Gdy natrafiła spojrzeniem na twarz Augusta, ten uniósł brwi i uśmiechnął się niestosownie do sytuacji, zupełnie jakby chciał powiedzieć: “kto by pomyślał, hm?”.
- Nadaję komunikat Arecibo Novum - poinformowała nawigator.
Komunikat Arecibo Novum był uaktualnioną wersją wiadomości przesłanej w tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym czwartym roku ziemskiej daty przez radioteleskop w Arecibo. Treść wiadomości była nadawana za pomocą sygnału radiowego i w zapisie binarnym, na zasadzie którego kodowało się dany sygnał, zawierała takie informacje jak liczby od jednego do dziesięciu, liczby atomowe podstawowych pierwiastków, z których zbudowane są związki wodorowe, czy chociażby prosty schemat spirali DNA. Jeśli obca cywilizacja była wystarczająco zaawansowana, by pojmować sygnał cyfrowy - a ta wydawała się taką być - powinna odszyfrować przekaz i udzielić odpowiedzi w sposób odpowiadający przekazanym informacjom. Przynajmniej tak zakładano w teorii. Anah miała głęboką nadzieję, że teoria sprawdzi się w praktyce.
Pozostawało tylko czekać.
Ale Załoga UNIV Phantom nie musiała czekać w ogóle.
Prostopadłościan odpowiedział natychmiast, a zrobił to za pomocą sygnału dźwiękowego, jakiego Anah nie słyszała nigdy w życiu. Przypominało to brzmienie tysiąca trąb zlewające się w odgłos, który niegdyś mógłby zwiastować przybycie armii, tyle że wielokrotnie wzmocniony, jakby armia miała przybyć z innego świata, w liczbie nieskończenie wielkiej. Specjalistka dała sobie spokój z niedorzecznymi skojarzeniami i spróbowała dosłyszeć w sygnale jakiś wzór, coś w przybliżeniu przypominającego kodowanie binarne lub jakiekolwiek inne. Niestety nie mogła się skupić, bo dźwięk przybierał na sile. Stawał się coraz głośniejszy i bardziej porażający, by w pewnym momencie zupełnie zamilknąć.
Przez krótką chwilę nikt się nie odezwał ani nie drgnął. Wszyscy czekali na kolejne działanie obiektu, ale prostopadłościan milczał. Żadna aktywność nie nastąpiła.
- Powinniśmy jakoś zareagować?
- Czym miał być ten… komunikat? Powitaniem? Informacją? Ostrzeżeniem?
Pytania nawigatorów były bardziej niż uzasadnione, jednak Anah, jak na przyzwoitego astrofizyka przystało, zapytała:
- Jak mogliśmy to usłyszeć?
- Co przez to rozumiesz? - zdumiała się nawigator na przodzie kokpitu.
- Jak mogliśmy to usłyszeć? - powtórzyła dosadnie Anah. - Sygnał dźwiękowy nie pochodził z naszych odbiorników, a przecież dźwięk nie rozchodzi się w przestrzeni kosmicznej.
Jej pytanie wprowadziło nawigatorów w jeszcze większe zdezorientowanie. Większość spojrzała wyczekująco na kapitana.
- Czy zespół badawczy dysponuje jakąś analizą bądź interpretacją dźwięku, który słyszeliśmy? - zapytał Edmund.
- Zaraz sprawdzę. - Anah obróciła się do swojego ekranu, na którym właśnie zaczęły pojawiać się dane przesyłane przez Augusta. - Nie… coś się nie zgadza… To niemożliwe - zaczęła szeptać do siebie podczas odczytywania informacji.
- O co chodzi? - Kapitan spojrzał na nią wyczekująco.
- Dźwięk wydany przez obiekt… nie został zarejestrowany przez nasze urządzenia.
- Jakaś usterka techniczna?
- Nie… - Anah wpatrywała się w ekran z oszołomieniem. - Urządzenia nagrywały bez przerwy, ale… nagrały tylko ciszę… Na pokładzie statku nie zarejestrowano żadnych fal dźwiękowych nieznanego pochodzenia.
- Nie rozumiem. - W ustach Edmunda słowa te, zamiast być przyznaniem się do niewiedzy, brzmiały jak oskarżenie o brak wystarczających wyjaśnień. Nawet w tak dezorientującej sytuacji zachowywał swoją profesjonalną fasadę. - Przecież wszyscy wyraźnie słyszeliśmy ten dźwięk.
- Ktoś z zespołu właśnie zasugerował… emm… - Anah zawahała się.
- Tak? - naciskał Edmund. - Słucham.
- Zasugerował, że… dźwięk rozległ się wyłącznie w naszych głowach.
Na kokpicie znowu zapanowało milczenie. W nastałej ciszy myśli załogi gęstniały coraz bardziej, póki nawigator z przodu kokpitu nie podsumowała ich cichym:
- O kurwa.
Kapitan jako pierwszy otrząsnął się ze zdumienia. Wyprostowany, ze swoją kamienną twarzą i stalowym spojrzeniem oznajmił:
- A więc musimy przyjąć możliwość, że napotkany obiekt dysponuje technologią umożliwiającą nadawanie komunikatów telepatycznych. -
Urwał i spojrzał na Anah. - Czy ktokolwiek z zespołu potrafi stwierdzić, czy komunikat zawierał kodowanie, które jesteśmy w stanie zinterpretować? Musimy być przygotowani na to, że komunikat zostanie nadany ponownie.
- Zapytam ich o to. - Anah uruchomiła połączenie z sekcją naukową. - Auguście, czy domyślacie się, jakiego kodowania użyto podczas nadawania tego dźwięku? Czy w ogóle jakiegoś użyto? Może to, co słyszeliśmy, to najzwyczajniej w świecie język obcej cywilizacji? Auguście?
Jesteś tam? Halo? Słyszycie mnie?
- Uruchom podgląd wizualny - polecił Edmund.
Anah włączyła widok z kamery jednostki procesującej Augusta. Ponieważ obraz ukazywał wyłącznie puste miejsce naprzeciwko ekranu, przełączyła się na monitoring sekcji naukowej.
Kierownik zespołu znajdował się w swoim gabinecie. Stał przy biurku, mocno opierając pięści o blat. Z pozycji kamery wyglądał tak, jakby coś go trapiło, jednak Anah nie widziała jego twarzy.
- Jakie są wyniki wyszukiwania monitoringiem? - zapytał Edmund.
- Znalazłam Augusta - odparła Anah. - Jest u siebie, w gabinecie. Nie rozumiem, dlaczego nie odpowiada na moje wezwania. Pójdę zobaczyć, co się z nim dzieje.
- Nie poleciłem ci tego - rzekł kapitan.
Anah popatrzyła na niego zaskoczona.
- Mam zostać? Przecież potrzebujemy nowych danych. Ktoś musi zobaczyć, co dzieje się z zespołem.
Edmund zmarszczył brwi. Wyglądał tak, jakby zmagał się z jakimś wewnętrznym konfliktem. Anah miała wrażenie, że dostrzega niepokój w jego oczach, choć kapitan nigdy nie okazywał obaw przed resztą załogi. Wiedziała, co jest przyczyną tego zachowania. Najpierw przed statkiem zatrzymuje się jednostka przestrzenna obcego pochodzenia, a potem urywa się kontakt z zespołem badawczym? Nie dało się zaprzeczyć, że między tymi dwoma zdarzeniami może istnieć związek, niemniej Anah miała jakąś naiwną nadzieję, że bezprzyczynowa agresja jest tylko i wyłącznie domeną ludzi. Ta nadzieja dodawała jej odwagi.
- Idź - powiedział w końcu kapitan. Głos miał lekko zduszony.
Anah skinęła głową i opuściła swoje stanowisko. Zanim przeszła przez grodzie kokpitu, ostatni raz zerknęła na sylwetkę obiektu.
Czarny prostopadłościan emanował grozą i majestatem.
Chwilę później szła już przez obskurne korytarze pokładu z zamętem w głowie, podczas gdy jej spojrzenie lawirowało między syntetycznymi panelami ścian i metalowymi kratami pomostowymi. Widok obskurnego wnętrza nie był w stanie odciągnąć jej myśli od dźwięku, który usłyszała przed paroma minutami. Zrozumienie go było kluczowe dla przyszłych interakcji z nieznaną rasą, jak również dla pojmowania ich egzystencji. Czym właściwie byli? Na jakim poziomie zaawansowania technologicznego się znajdowali? Czy komunikacja drogą telepatyczną to coś, co osiągnęli w drodze rozwoju, czy też jest to ich wrodzona zdolność? A może nauczyli się modyfikować własną formę w takim stopniu, że to, co wrodzone, jest zarazem efektem tego, co osiągnęli? Z punktu widzenia nauki całe zdarzenie było fascynujące i niosło ze sobą ogromną wartość merytoryczną. Anah niemal wstydziła się tego, że jedyne uczucie, jakim się teraz kierowała, nie odbiegało od zupełnie nieobiektywnego strachu.
A przecież to, co było niepokojące dla ludzi, wcale nie musiało być niepokojące dla obcych istot. One mogły nie dostrzegać, że wygląd ich statku lub sposób komunikacji wywołują obawy u załogi statku Phantom. Strach zdawał się być w tym wypadku wartością względną.
Grodzie sekcji naukowej otworzyły się przy nieodzownym akompaniamencie syku systemów hydraulicznych i Anah ujrzała pomieszczenie obserwacji astronomicznej. Wnętrze było puste, przynajmniej pod względem ludzkiej obecności. Nikt nie stał przy centralnych monitorach ani nie zajmował miejsca przy stanowiskach badawczych. Anah minęła ekrany, kierując się w stronę gabinetu Augusta. To, że jeszcze nie napotkała nikogo z zespołu, podsuwało jej głupie myśli. Głupie i straszne zarazem.
Wejście do gabinetu otworzyło się, jak tylko dotknęła przełącznika. W środku zastała kierownika zespołu. Wciąż opierał się pięściami o biurko i nic nie wskazywało na to, żeby zmienił swoją pozycję chociaż o cal od momentu, gdy zobaczyła go na monitoringu. Zdawała sobie sprawę, że coś jest nie tak. Trwanie w jednej pozycji przez kilkanaście minut mogło wskazywać na silne załamanie nerwowe lub depresję, ale August nie miał powodów, by doznać którejkolwiek z tych dolegliwości, przynajmniej w jej uznaniu. Inne przyczyny zachowania kierownika były zbyt niepokojące, by w ogóle je rozpatrywać. Anah musiała z nim porozmawiać, żeby stwierdzić, co mu dolega, dlatego zaczęła się zbliżać. Jednak w połowie drogi przystanęła, porażona nagłym doznaniem. Uczucie przypominało deja vu, jednak kobieta szybko uświadomiła sobie, że naprawdę widziała wcześniej ten moment. Całą sytuację obserwowała za pomocą monitoringu, kiedy statek ulegał zaburzeniom czasoprzestrzeni. Znajdowała się dokładnie w tej samej chwili, którą wtedy oglądała. Ona stojąca pośrodku gabinetu i August zwrócony do niej plecami…
O czym ich przyszłe echa mogły wtedy rozmawiać?
Anah przełknęła ślinę, która nazbierała się jej w gardle, i pomimo dreszczu w okolicach szyi spytała:
- Auguście, wszystko w porządku? Czemu nie odpowiadałeś na moje wezwania?
August drgnął, ale nie obrócił się. Anah dostrzegła, że delikatnie kręci głową.
- Oboje się myliliśmy - powiedział. Mówił cicho, jakby głos miał zduszony jakimś bolesnym wspomnieniem. - I ja, i ty… Oboje pogrążeni w błędnych przekonaniach.
Spuścił głowę i wziął głęboki oddech. Potem dokończył.
- Bo tam jest coś więcej… Naprawdę więcej… Tyle że nigdy nie powinniśmy mieć na to nadziei.
Gdy się odwrócił, Anah krzyknęła.
Oczodoły Augusta były puste. Jego twarz i ręce pokrywała krew.
Ogarnęło ją czyste przerażenie. Odwróciła się, a potem wybiegła z gabinetu, jakby ucieczka była jedyną rzeczą, jaką znała. Blada i roztrzęsiona przystanęła dopiero w korytarzu przed sekcją naukową, z trudem łapiąc oddech. Nie pojmowała tego, co miało miejsce, lub też po prostu nie chciała uwierzyć, że scena, którą ujrzała, może mieć swoją przyczynę w napotkaniu obcej inteligencji. Jej głupia nadzieja zaczęła rozsypywać się w pył, a w ślad za nią szły pewność siebie i odwaga. Jedynym, na co Anah mogła teraz liczyć, było to, że nieznany obiekt jest czymś nie okrutnym, a jedynie destruktywnym, dokonującym zniszczenia na podobieństwo wybuchu supernowej czy rozbłysku słonecznego.
Czy to możliwe, że przestrzeń kosmiczną przemierzały szare prostopadłościany w sposób zupełnie nieświadomy atakujące umysły napotkanych istot? A nawet jeśli… czy to cokolwiek zmienia dla niej i dla całej załogi?
August wyłupił sobie oczy. Wydrapał je palcami. Nie mogła pozbyć się obrazu jego pustych oczodołów z głowy. Kierownik zespołu nigdy by sobie czegoś takiego nie zrobił. Był zbyt rzeczowym i rozsądnym człowiekiem, by zdecydować się na coś tak szaleńczego. Jedyne logiczne wyjaśnienie, jakie przychodziło jej do głowy, to wpływ obcych sił. Coś musiało zmusić Augusta do samookaleczenia. Anah zamknęła oczy i w ciemnościach własnej wyobraźni ujrzała prostopadłościan. Wiedziała, że to on stoi za koszmarem, którego właśnie doświadczała. Jakimi potwornymi urządzeniami musi dysponować, skoro potrafi zmuszać myślące istoty do takich rzeczy? Czy pragnie skrzywdzić wszystkich na pokładzie? Jaki ma cel?
Pytania formowały się w jej umyśle bez końca, mimo to nie mogła przestać myśleć o swoim mentorze. August mógł potrzebować pomocy. Przestraszona do granic możliwości uciekła z sekcji naukowej, zanim zdążyła się nad tym zastanowić. W głębi serca czuła, że powinna wrócić do gabinetu, lecz ten pomysł odbierał jej resztki tchu. Cokolwiek stało się kierownikowi zespołu, ją mogło spotkać to samo.
Czy naprawdę mogła go zostawić samego? W końcu August był jej przyjacielem.
Nagle coś trzasnęło i światła na korytarzu zgasły. Przez sekundę lub dwie Anah znajdowała się w zupełnej ciemności, a gardło o mało nie zamknęło się jej ze strachu. Później korytarz wypełniła czerwona poświata lamp awaryjnych zasilanych przez zapasowe generatory. Przewody, rury i kraty podłogowe rzucały teraz makabryczne cienie. Anah zdawało się, że przebywa we wnętrznościach bestii, której ciało zamieszkują demony.
Kolejne głupie skojarzenia…
Jeszcze chwilę walczyła z myślami. Potem ruszyła w kierunku kokpitu, w duchu przepraszając swojego mentora. Kierownik zespołu na pewno potrzebował pomocy, ale reszta załogi potrzebowała jej jeszcze bardziej. Jeśli wyłączenie głównego zasilania było częścią ataku przeprowadzonego przez nieznany obiekt, UNIV Phantom miał naprawdę niewiele czasu. Anah musiała jak najszybciej dotrzeć do Edmunda i przekazać mu, żeby statek zawrócił w kierunku Sfery Oculusa. Powinni opuścić ten system. Powinni uciekać.
Światła zamigotały, jakby lada chwila zapasowe generatory również miały wysiąść. Anah przyśpieszyła, przechodząc do głównego korytarza pokładowego. Tutaj lamp awaryjnych było więcej, ale zamiast trwale oświetlać wnętrze, na zmianę zapalały się i gasły. Robiły to nie gwałtownie, lecz płynnie. Ich światło to wzmagało się, to słabło, przywodząc na myśl fale obmywające brzeg piaszczystej plaży. Anah wiedziała, że musi się pośpieszyć, ale gdy lampy znowu zgasły i zaświeciły się, coś zagradzało jej drogę.
Takiego przerażenia nie doświadczyła w żadnym koszmarze, a przecież sny były czasami straszniejsze od rzeczywistości, przesączone uczuciem czystego lęku. Anah nie mogła się ruszyć. Ciało jej zdrętwiało, a mięśnie w kończynach przypominały struny w instrumencie. Patrzyła przed siebie, a to, co widziała, mroziło jej krew w żyłach, mimo że było tak proste, na pozór nieszkodliwe. W jednej chwili poczuła chłód na tyle wielki, że jej skóra pokryła się gęsią skórką. Rusz się, Anah, uciekaj! Chciała to zrobić, ale nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Mogła tylko stać, przeniknięta nierealnym mrozem.
Przed nią znajdował się prostopadłościan. Ciemnoszara bryła wielkości człowieka, która unosiła się co najmniej stopę nad kratami podłogowymi. Anah spoglądała ze zgrozą na jej gładką powierzchnię, zastanawiając się, czy nie ma omamów. W końcu dokładnie taki sam prostopadłościan, tyle że nieporównywalnie większy, znajdował się przed statkiem…
Może tak właśnie wyglądali? Prostokątne bryły przemierzające przestrzeń w prostokątnym statku. Obca rasa. Coś zupełnie odmiennego od ludzi.
Gdzieś w pomieszczeniach, które zostawiła za sobą, rozległ się rozdzierający wrzask. Anah zerknęła za siebie, ale zobaczyła tylko grodzie pokładowe, którymi się tutaj dostała. Gdy ponownie spojrzała w głąb głównego korytarza, prostopadłościanu już nie było.
Co się dzieje? Dlaczego wszystko traci sens? Anah naprawdę czuła się jak w koszmarze, szczególnie że rzeczywistość robiła się równie abstrakcyjna. Znikające kształty, rozsądni mentorzy wyłupujący własne oczy… Co dalej? Czym jeszcze ten dzień ją przytłoczy?
Jej myśli zupełnie straciły orientację. Nie wiedziała już, czy iść do kokpitu, czy wrócić do sekcji naukowej, czy też podążyć za krzykiem, który wcześniej słyszała. Każda opcja wydawała się równie beznadziejna. W końcu zdecydowała się wznowić drogę do Edmunda, żywiąc nadzieję, że wybrała dobrze.
Migające światła awaryjne doprowadzały ją na skraj paranoi. Po każdym przejściu w czerń miała wrażenie, że tuż przed nią pojawia się coś przerażającego, ale gdy czerwona aura na nowo wypełniała korytarz, niczego tam nie było. W przypływie porażających myśli zdała sobie sprawę, jak bardzo boi się śmierci. Nie chciała umierać. Nie chciała rozstawać się ze wszystkim, co zdążyła pokochać. I bynajmniej nie było to tylko odkrywanie sekretów Sfery Oculusa oraz światów, które leżały za nią - czego zaczynała teraz żałować - lecz również mniej ambitne, przyziemne rzeczy. Nie mogła znieść myśli o tym, że już nigdy nie spotka swoich przyjaciół, by podyskutować z nimi na najgłupsze tematy, poczynając od jakichś niuansów astrofizycznych, kończąc na wymienianiu imprezowych wygłupów. Że już nigdy nie przeczyta kontynuacji pewnej powieści science-fiction, którą znalazła na kanale Eteru, ani nie zje obiadu w ulubionej sferze posiłkowej. Że nie poczuje dotyku Edmunda, kiedy będą się kochać.
Nie mogła umrzeć. Za bardzo kochała życie, pomimo wszelkich jego trudności. A to, co miało teraz miejsce, na pewno było tylko trudnością. Bardzo chciała w to wierzyć.
Kolejny wrzask rozległ się za grodziami prowadzącymi do sekcji inżynierskiej, obok których właśnie przebiegała. Tknięta jakimś bezsensownym impulsem zatrzymała się. Czy powinna tam pójść? Nie była to pewnie najmądrzejsza rzecz, jaką mogła zrobić, ale przynajmniej w końcu dowiedziałaby się, z czym ma do czynienia. Zobaczyłaby, co zmusza ludzi do takiego krzyku, co sprawia, że wyłupują własne oczy. Nie miała pojęcia, do czego potrzebuje tej wiedzy, ale jakaś cząstka jej podświadomości żądała odpowiedzi, a ponieważ rozsądek miała sparaliżowany strachem, nie potrafiła znaleźć argumentów, by uciszyć te żądanie. Dlatego wcisnęła przełącznik i przeszła przez grodzie sekcji inżynierskiej.
Po przejściu przez krótki korytarz znalazła się w pomieszczeniu z narzędziami. Znajdowało się tu wszystko, co mogło się przydać przy naprawie poszczególnych urządzeń, przebudowie niektórych konstrukcji pokładowych, czy restaurowania i zabezpieczania systemów. Anah patrzyła na wiertarki udarowe, lutownice, szlifierki kątowe, bruzdownice, piły taśmowe, spawarki i inne, wiszące na uchwytach ściennych lub leżące na półkach poniżej. Nie znała zastosowania większości z nich, a tylko nieliczne kiedykolwiek widziała w użyciu. Nigdy nie interesowała się inżynierią samą w sobie, ale teraz jedyne, czego pragnęła, to mieć możliwość na poznanie obsługi tych narzędzi. W głowie dźwięczała jej straszna myśl, że nie będzie mogła już tego zrobić.
Z dołu dobiegł jakiś stukot, który odwrócił jej uwagę od sprzętu inżynierskiego. Co to było? Brzmiało, jakby ktoś… upadł? Annah nie potrafiła znaleźć logicznego powodu za tym, co robiła, ale i tak przemierzyła pomieszczenie i zaczęła schodzić po schodach do pokładu maszynowego.
Na niższym poziomie oświetlenie awaryjne stanowiły nieliczne lampy podłogowe rozmieszczone co jakieś dziesięć kroków. Nie było tu syntetycznych paneli ściennych, które zasłaniałyby instalacje elektryczne czy maszynerię pokładową. Anah miała przed sobą nagie, surowe wnętrzności statku. Organy ze stali i syntetycznych materiałów. Szerokie, metalowe rury instalacji hydraulicznych ciągnące się po ścianach i pomniejsze, karbowane, należące do systemu wytwarzania sztucznej atmosfery. Wszystko spowite w półmroku, który przywoływał najgorsze obawy.
Nie musiała iść daleko. Źródło hałasów znalazła tuż za rogiem. W pierwszej chwili nie do końca rozumiała, co widzi. Na podłodze, tuż przed grodziami do ładowni, znajdował się dziwny pagórek kończyn. Gdy podeszła bliżej, zobaczyła, że ma przed sobą nawigator trzymającą w ramionach biologistę. Można było odnieść wrażenie, że biologista został ranny, a nawigator próbuje mu pomóc, jednak Anah wiedziała, że nie wszystko w widoku pasuje do tego wyjaśnienia. Coś było zdecydowanie nie tak. Nawigator miała dziwne ułożenie rąk… Czy ona… Nie, to nie mogło się stać… Przecież ona…
- Ja… ja nie chcę tego r-robić… ale n-nie mogę… nie mogę… p-przestać - wykrztusiła nawigator, wyjmując wiertło, które jeszcze przed chwilą wielokrotnie wbijała w czaszkę biologisty. Jej głos był zduszony przez rozpacz. - P-proszę… p-pomóż mi…
Po tych słowach wstała i zaczęła się zbliżać urywanym krokiem, zupełnie jakby walczyła sama z sobą o kontrolę nad własnym ciałem.
Anah jej nie pomogła. Nie wiedziała, jak można pomóc komuś, kto właśnie kogoś zamordował. Zamiast tego zdecydowała się zrobić coś, co zrobiła już wcześniej.
Gdy skończyła biec, była z powrotem w głównym korytarzu, kilkanaście kroków od kokpitu. W piersi czuła ból, który nie był spowodowany brakiem oddechu. Myśli ją przytłaczały. Jak można rozpaczać po tym, gdy się kogoś zabiło? Nawigator naprawdę była w rozpaczy. Zachowywała się, jakby rzeczywiście nie mogła kontrolować tego, co robi. Jakby obcy prostopadłościan przejął jej ciało…
Anah pokręciła głową. Nachodziły ją mdłości. Powoli przestawała wierzyć w to, że przeżyje. Zastanawiała się już tylko, kiedy nadejdzie jej kolej. Żeby się uspokoić, albo chociaż pogodzić z perspektywą końca, przywołała w myślach wspomnienie wyjazdu ze swoim bratem, Davidem. David zabrał ją z domu w czasie jednego z pijackich wyskoków ojca. Razem udali się na stację Horus, gdzie przez dwa dni zwiedzili większość najciekawszych lokacji, w tym jedyne istniejące astronarium, muzeum o bogatym zasobie materiałów dotyczących astrofizyki. Anah była zafascynowana tym, co tam zobaczyła. W pamięci zapadł jej szczególnie niezwykły model Sfery Oculusa wykonany ze szkła o różnym stopniu zakrzywienia światła. Przez cały ten czas brat dotrzymywał jej towarzystwa, co nie zdarzało się często, bo studiował wówczas na trzech kierunkach, przyswajając zasady wojskowe, rozłożenie sił w ustrojach politycznych INES’u oraz szczegółową charakterystykę wszystkich systemów prawnych. Już wtedy marzył o wysokim stanowisku, niemniej nikt, nawet Annah, nie przypuszczał, że zajdzie tak daleko w taki krótkim czasie. Jednak pomimo natłoku zajęć poświęcił jej całe dwa dni. Razem żartowali, śmiali się i pocieszali po wyznawaniu najgorszych wspomnień. Dziewczynie było lżej na sercu na samą myśl o tamtym wyjeździe. Weekend, który zapowiadał się jako jeden z gorszych, ostatecznie był jednym z najlepszych w jej życiu. O niczym nie marzyła teraz tak jak o tym, by znowu zobaczyć uśmiech na twarzy swojego brata. Chociaż jeden, jedyny raz, zanim zmierzy się z ostatecznością.
Skręciła w kierunku kokpitu, choć nogi dosłownie się pod nią uginały. Z nadzieją, że znajdzie ukojenie w postawie Edmunda, wcisnęła przełącznik otwierający grodzie. Nie weszła do środka. Zatrzymała się już w progu. To, co stamtąd zobaczyła, odebrało jej resztki sił. Osunęła się na kolana, kręcąc głową, jakby w zaprzeczeniu rzeczywistości. Jeszcze przedwczoraj czuła go w sobie. Jego palce w sposób stanowczy, lecz zarazem delikatny pieściły jej piersi, usta żądały dostępu do jej ust, męskość rządziła doznaniami łona. Nie znając sprzeciwu, własnym ciałem nakazywał, by drżała, przeszyta spazmami rozkoszy. I uwielbiała to, może nawet kochała…
Ale teraz Edmund nie mógł jej już niczego nakazać. Jego ciało, tak dla niej cenne, tkwiło pod sufitem, zawieszone na licznych na ścięgnach i strzępach skóry. Był rozerwany. Kończyny i organy rozwleczono tak, że tworzyły w powietrzu makabryczną pajęczynę. Rozszarpano wszystko prócz głowy. Tylko ona wisiała w powietrzu nietknięta, spoglądając na Anah przerażonymi oczami.
Prostopadłościan pojawił się za nią. Nie obróciła się, ale wiedziała, że tam jest. Poczuła jego obecność. Nie potrafiła powiedzieć, czy to dlatego, bo coś zmieniło się w słabym świetle padającym zza jej pleców lub wyczuła jakieś zmiany w powietrzu, a może prostopadłościan emanował po prostu aurą energii wyczuwalnie oddziaływującą na umysł, ale była pewna, że znajduje się zaraz za nią. Nie krzyknęła. Cały jej strach, całe przerażenie znalazło ujście w jednym, samotnym westchnieniu.
Nie było już więcej wrzasków. Był tylko oddech statku. Łagodny, skomponowany z regularnych wibracji dźwięk wypełniający syntetyczne szkielety pokładów. Kojący szum maszyn podtrzymujących życie oraz rytmiczne, powtarzające się mruczenie pierścieni grawitacyjnych. Sztuczna melodia dziesiątek systemów i instalacji, która wprawiała w melancholię, ale budziła też nieokreśloną obawę wywołującą dreszcz wzdłuż kręgosłupa i delikatne mrowienie na ramionach. Uczucie przypominające niepewność i ekscytację, a jednak będące czymś innym, przerażającym ostrzeżeniem skrytym w szeptach pojazdu, który oddzielał życie od lodowatego niebytu.
Oddech statku. Głos syntetycznej machiny…
Dusza zrodzona z martwej ciszy.