Więzień

1
Szymon stał przy oknie, obserwując życie miasta przez szybę. Czynił tak zawsze, kiedy nie mógł już znieść siedzenia przy komputerze, kiedy dopadało go pragnienie ucieczki. Gapienie się w postrzępiony sylwetkami bloków i anten horyzont było dla Szymona namiastką wyjścia z domu. Stał tak i sprawdzał, czy odezwie się w nim potrzeba opuszczenia mieszkania. Wiedział jednak, że paradoksalnie, tam na zewnątrz czeka to samo. To samo poczucie pustki i beznadziei, tyle tylko że będzie włóczył się samotnie po chodnikach, ze słuchawkami w uszach i papierosem w zębach. Była w tym jakaś oklepana poetyckość, nie można zaprzeczyć, ale na dłuższą metę nic to nie dawało. Choćby się przeszło Ziemię dookoła, niemożliwym jest uciec od samego siebie.

Sznur samochodów bezustannie sunął jedną z głównych arterii miasta, światła na skrzyżowaniu zmieniały się regularnym rytmem, rzeki ludzi kursowały przez przejścia dla pieszych. Afisze i banery kipiały nachalną ekspresją, zachęcając do działania i konsumowania. Promienie słońca połyskiwały w oknach wieżowca. Całkiem ładny wiosenny dzień.

Miasto tętniło życiem. Każdy z setek ludzi tam na dole zdawał się gdzieś spieszyć, dokądś zmierzać. Ci, którzy akurat się nie przemieszczali, rozmawiali przez telefon albo wystukiwali wiadomości na klawiaturach ekranowych. Wszyscy mieli swoją historię do opowiedzenia, własny życiorys do napisania, osobiste bitwy do stoczenia. Tylko on jeden tkwił samotnie na dziesiątym piętrze bloku, wpatrzony w codzienny chaos betonowej dżungli. Nieruchomy jak posąg.

"Tragedia przegranych tego świata rozgrywa się w ciszy", pomyślał Szymon. "Jesteśmy najbardziej niemą grupą. Wszystkie inne mniejszości dorobiły się już swoich praw i obrońców, tylko nie my. Nikt nas nie broni, nikt i nic. Każdy powie tylko, że sami sobie jesteśmy winni i że powinniśmy wziąć się za siebie. Łatwo im mówić, jak sami tego nie przeżyli".

Czego mu tak naprawdę brakowało? Nie wiedział. Nie był przystojny, ale nie odznaczał się też przesadną brzydotą. Swój iloraz inteligencji szacował na nieco powyżej przeciętnej, choć bez rewelacji. Bez większego problemu zdał maturę i dostał się na studia, ale wyleciał z powodu braku motywacji do nauki. Zresztą z fobią społeczną i tak nie znalazłby pracy w zawodzie.

Nigdy nie potrafił z nikim nawiązać choćby nici porozumienia. W liceum był klasowym wyrzutkiem. Szkołę co prawda dawno skończył, ale kto raz wypadnie ze społeczeństwa, nie tak łatwo wraca na jego łono. Szymon nie zdobył określonych umiejętności i znajomości, kiedy był na to najlepszy czas. Teraz już za późno. Pod względem życiowym i uczuciowym przypominał czternastolatka. Nawet to głupie całowanie. Przez wszystkie te lata nie zdołał zbliżyć się do dziewczyny choćby przelotnie. Dużo brzydsi, głupsi i gorsi od niego mieli już w tym wieku żony i dzieci, a on?

Jeżeli człowiek jest bezrobotny i sam jak palec, to tak, jakby go w rzeczywistości nie było. Świat nie odczuje jego zniknięcia, nikt nie będzie tęsknił. Nie zostanie po nim nawet ślad, zupełnie, jakby nigdy nie istniał. No dobra, jeszcze matka. Ale nawet ona po początkowym smutku poczuje ulgę. Dorosły syn na utrzymaniu rodziców to przecież niemały balast.

Gdyby tylko mógł zacząć swoje życie od nowa. Zrozumieć, co jest w nim nie tak i spróbować jeszcze raz. To się jednak nigdy nie stanie, czas nie biegnie wstecz. W obecnej sytuacji niewiele dało się zrobić. Psychiatra przepisał jakieś leki, ale sama chemia nie wystarczyła, by wyrwać Szymona z marazmu. Do terapii się zraził, gardził psychologią, terapeutów nazywał szarlatanami XXI wieku.

Czasem zdawało mu się, że to wszystko było tylko jakimś koszmarnie nudnym snem. Może on tak naprawdę już nie żył, może znajdował się w czyśćcu albo innym alternatywnym wszechświecie, gdzie zsyła się dusze, by pokutowały za grzechy poprzedniego żywota?

Codziennie wstawał z łóżka, serce pompowało krew, przed snem słyszał czasem jego głuche uderzenia w piersi. Biedna pompka, nie miała pojęcia, że bije na próżno. Była więźniem w jego klatce piersiowej, tak jak on był więźniem swojego strachu.

Zamknięty w pułapce własnego umysłu, Szymon nie tyle żył, ile wegetował. Mimo to uparcie trzymał się nadziei, że kiedyś wszystko się odmieni, że przyjdzie jakiś impuls, który wyrwie go z letargu, pozwoli przełamać lęk.

Skoro nadzieja umiera ostatnia, to nie będzie jej na siłę wyprzedzał.
An artist can't tell you what the hell they're up to. They don't know. They can maybe guess. What they're actually doing when they're producing a piece of art is figuring out what they're up to. And that's when you know they're actually artists. They're moving beyond themselves.
Jordan Peterson

Więzień

2
Trzy razy się zbierałem, żeby coś o tym tekście napisać.

Z jednej strony - technicznie praktycznie bezbłędnie, płynnie i właściwie nie ma się do czego przyczepić.
Z drugiej - warsztat pisarza obejmuje także przekazywanie emocji, a ja kompletnie nic nie poczułem czytając Twój tekst.

Szymon jest od zawsze wyrzutkiem. Wegetuje wyalienowany, odrzuca racjonalne metody walki ze swoją chorobą, a sam nie ma siły żeby się jej przeciwstawić. To bardzo dramatyczna sytuacja.
A ja nic nie czuję.

Mądrzejsi ode mnie, od zawsze radzą: nie pisz, że jest chory - pokaż to.

Powodzenia,

G.
"Każdy jest sumą swoich blizn" Matthew Woodring Stover

Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.

Więzień

3
Godhand pisze: Trzy razy się zbierałem, żeby coś o tym tekście napisać.

Z jednej strony - technicznie praktycznie bezbłędnie, płynnie i właściwie nie ma się do czego przyczepić.
Z drugiej - warsztat pisarza obejmuje także przekazywanie emocji, a ja kompletnie nic nie poczułem czytając Twój tekst.

Szymon jest od zawsze wyrzutkiem. Wegetuje wyalienowany, odrzuca racjonalne metody walki ze swoją chorobą, a sam nie ma siły żeby się jej przeciwstawić. To bardzo dramatyczna sytuacja.
A ja nic nie czuję.

Mądrzejsi ode mnie, od zawsze radzą: nie pisz, że jest chory - pokaż to.

Powodzenia,

G.
Te słynne "show, don't tell?" Cóż, być może zapomniałem nieco o tej zasadzie. Może też być przyczyna w tym, żem przyzwyczajony do narracji pierwszosobowej, a w trzeciej osobie piszę bardziej "obserwatorsko". W ogóle z natury jestem trochę suchym obserwatorem (INTJ), emocje nie są moją mocną stroną. Biorę sobie Twoje uwagi do serca, bo w sumie jak się wywołuje emocji, to nie ma po co pisać.

Mimo to cieszy mnie, że choć technicznie dobrze :D
An artist can't tell you what the hell they're up to. They don't know. They can maybe guess. What they're actually doing when they're producing a piece of art is figuring out what they're up to. And that's when you know they're actually artists. They're moving beyond themselves.
Jordan Peterson

Więzień

4
Tekst zahacza o tematykę, o której mogę się wypowiedzieć od strony merytorycznej. W przypadku fobii społecznej (lub jakiejkolwiek) emocje odgrywają kluczową rolę, bowiem podstawowym problemem tych ludzi jest lęk. Przy fobii społecznej jest to lęk społeczny, czyli lęk przed sytuacją, w której zetkną się z człowiekiem i narażą na ośmieszenie. Może to być sytuacja publicznego jedzenia, sytuacja rozmowy z kimś, wchodzi w to też obawa przed własnymi somatycznymi reakcjami, np. czerwienieniem się. Przy tak nasilonym lęku sucha obserwacja sprawia, że czytelnik nie ma jak utożsamić się z protagonistą, a mógłby, bo lęk to emocja, której ludzie doświadczają powszechnie. W fobii to uczucie paraliżuje. Obezwładnia. Przysparza cierpienia. Człowiek chciałby się z tego wyzwolić, próbuje. I nie może. Więc znów próbuje. Drżą mu ręce. serce wali. Powtarza sobie, że to przecież taka głupota. I nie może - ucieka. W tym jest całe morze uczuć.
Do tego, przyczepiłabym się do opisu zaburzenia od strony diagnostycznej ;) bohater nie wychodzi z domu, ok. Aktywnie unika sytuacji, które mogłyby go narazić na ośmieszenie. Jednak zdanie, że "czekał, kiedy odezwie się w nim chęć opuszczenia mieszkania" nie wskazuje na lęk przed sytuacją społeczną. Bardziej mi to wygląda na lęk przestrzeni. Czy raczej wyglądałoby, ale bohater zachowuje się nie jak osoba w stanie lęku, tylko jak ktoś zrezygnowany, w melancholii - nie widać tu fobii społecznej, myśli wskazują na agorafobię, a tak w ogóle, to na depresję (oczywiście, mogą ze sobą współistnieć). Nie widać tęsknoty za ludźmi, tylko za możliwością wyjścia z mieszkania, a to co innego. Osoba z fobią społeczną może być w stanie wyjść z domu, ale niekoniecznie zapytać przechodnia o godzinę - ot, taki drobiazg. Być może się czepiam, ale jestem właśnie w trakcie lektury podręcznika diagnostycznego (DSM-5) i akurat dziś rano zapoznawałam się z rozdziałem o fobiach, a już szczególnie z różnicowaniem ;) potraktuj to jako odchył ;)
Do tego, zrezygnowanie bohatera wskazuje mi też na depresję. Informacja: najskuteczniejsza w leczeniu wszelakich fobii (tak, skuteczniejsza od leków) jest: uwaga, uwaga! psychoterapia poznawczo - behawioralna, która ma potwierdzoną naukowo skuteczność oddziaływań. Więc jeżeli bohater cierpi (a cierpi), chce się wyzwolić z choroby, ale już sobie powiedział, że to nie ma sensu, a terapie psychologiczne to szarlataneria, to widzę wyjście, takie, że: 1. Jest w depresji i już nie wierzy w nic 2. Nie szukał informacji o skutecznych metodach leczenia (zdarza się, ale ludzie wykształceni, cierpiący tak mocno często rozpaczliwie szukają pomocy) 3. Bohaterowi nie udzielono właściwych informacji (powinien był to zrobić psychiatra). No.
"ty tak zawsze masz - wylejesz zawartośc mózgu i musisz poczekac az ci sie zbierze, jak rezerwuar nad kiblem" by ravva

"Between the devil and the deep blue sea".

Więzień

5
Wolha.Redna pisze: "czekał, kiedy odezwie się w nim chęć opuszczenia mieszkania"
w tekście jest "sprawdzał" :wink: sprawdzał, czy nie zachce mu się oderwać od komputera, nie czekał na to z antycypacją
Wolha.Redna pisze: Więc jeżeli bohater cierpi (a cierpi), chce się wyzwolić z choroby, ale już sobie powiedział, że to nie ma sensu, a terapie psychologiczne to szarlataneria, to widzę wyjście, takie, że: 1. Jest w depresji i już nie wierzy w nic 2. Nie szukał informacji o skutecznych metodach leczenia (zdarza się, ale ludzie wykształceni, cierpiący tak mocno często rozpaczliwie szukają pomocy) 3. Bohaterowi nie udzielono właściwych informacji (powinien był to zrobić psychiatra). No.
Albo może chodzi na terapie NFZtowskie (bo nie ma pieniędzy na prywatne leczenie), trafia na jednego niekompetentnego terapeutę za drugim, jest rozgoryczony i zmęczony wielomiesięcznymi kolejkami na wizytę, źle się czuje, uzewnętrzniając się przed obcą kobietą (bo z reguly to jest kobieta), stosuje wyparcie, bo łatwiej sobie powiedzieć, że nie da się nic zrobić, niż ruszyć dupę? Powodów może być mnóstwo ;)

Dywagacje na temat samej choroby (czy to agorafobia, czy socfobia, czy może depresja, a może jeszcze asperger) dla mnie nie mają sensu, bo nie miałem zamiaru bawić się w psychiatrę opisującego przypadek kliniczny, a bardziej ukazać marazm i stagnację pogrążonego w poczuciu bezsilności (wynikającym z niemożliwej dla niego do przezwyciężenia fobii) młodego człowieka. Gdybym chciał ukazać napad lęku, przedstawiłbym bohatera w działaniu. Nie wiem, może poszedłem tu nieco na skróty, zostawiając część do namysłu czytelnika. Człowiek z fobią społeczną pozostaje niejako na uboczu społeczeństwa, życie go omija, temu służyła wzmianka o FS.
An artist can't tell you what the hell they're up to. They don't know. They can maybe guess. What they're actually doing when they're producing a piece of art is figuring out what they're up to. And that's when you know they're actually artists. They're moving beyond themselves.
Jordan Peterson

Więzień

6
Człowiek z fobią społeczną pozostaje niejako na uboczu społeczeństwa, życie go omija, temu służyła wzmianka o FS.
Jeżeli piszesz o jakimś zaburzeniu psychicznym (czy w ogóle o czymkolwiek), nie może to być jedynie pretekstem. A w tej chwili to tak wygląda. Mogłeś napisać, że facet uległ oszpeceniu twarzy, że ma zaburzenie neurologiczne, które uniemożliwia mu samodzielne poruszanie się... możliwości dużo, a końcowy efekt ten sam. Uwięzienie nie może być etykietą, za tym musi coś iść. A tutaj "fobia społeczna" to tylko hasło, za którym może stać cokolwiek.
"ty tak zawsze masz - wylejesz zawartośc mózgu i musisz poczekac az ci sie zbierze, jak rezerwuar nad kiblem" by ravva

"Between the devil and the deep blue sea".

Więzień

7
Bez większego problemu zdał maturę i dostał się na studia, ale wyleciał z powodu braku motywacji do nauki. Zresztą z fobią społeczną i tak nie znalazłby pracy w zawodzie.
Widzisz, FS to lęk przed ludźmi, nie pracą samą w sobie. Bo jak sam opisujesz, na studia chodził. Szkołę średnią, maturę - skończył. Czemu by więc miał nie pracować? No ale w porządku, samo dostanie się do pracy, rozwożenie cv, rozmowy kwalifikacyjne itd, to dla takiej osoby nic łatwego. Jednak skoro nie uczy się, nie pracuje, to kto Twojego bohatera utrzymuje? Bo z opisu wynika że mieszka sam. Skąd ma pieniądze? Mnie to nie przekonuje, nie wierze w tę postać.
Do terapii się zraził, gardził psychologią, terapeutów nazywał szarlatanami XXI wieku.
Ale konkretniej, dlaczego się zraził i nazywał ich szarlatanami? Dobre psychotropy z reguły pomagają (choć mają, o czym możesz nie wiedzieć, fatalne skutki uboczne).
Czego mu tak naprawdę brakowało? Nie wiedział
No właśnie że wiedział. Wyjścia na zewnątrz, znajomości, tak? Później dodatkowo piszesz:
Nawet to głupie całowanie. Przez wszystkie te lata nie zdołał zbliżyć się do dziewczyny choćby przelotnie.
A więc pragnął też bliższych relacji z kobietami. Czyli wiedział, czego mu brakuje, normalności.

Na koniec:
którzy akurat się nie przemieszczali, rozmawiali przez telefon albo wystukiwali
Tak mi się rzuciło w oczy:)

Czyta się gładko, czyli jest dobrze :) Lepsza, albo rozwinięta historia zaprezent powyżej, którą będzie sie czytać równie gładko - o, wtedy, myślę, to już będzie b. dobrze!;) Problem mam z tym taki, że ta historia nie wywołuje emocji - może dlatego że napisałeś to zbyt po łebkach, ogólnikowo, nie ma przy czym odczuwać współczucia czy żalu dla bohatera? Nie wiem. Ogólnie warsztatowo na plus.

Więzień

8
Kreator pisze:
Bez większego problemu zdał maturę i dostał się na studia, ale wyleciał z powodu braku motywacji do nauki. Zresztą z fobią społeczną i tak nie znalazłby pracy w zawodzie.
Widzisz, FS to lęk przed ludźmi, nie pracą samą w sobie. Bo jak sam opisujesz, na studia chodził. Szkołę średnią, maturę - skończył. Czemu by więc miał nie pracować?
Szkoła i studia (które zresztą uwalił) nie mają porównania do pracy. Odpowiedzialność jest dużo większa. Nauka jest dzisiaj (dla większości) przedłużeniem dzieciństwa. Nasz bohater mentalnie jest dzieckiem, a praca w przeciwieństwie do szkoły wymaga dojrzałości. Jest też czymś, czego bohater nie zna, a nieznanego się boi.
Jednak skoro nie uczy się, nie pracuje, to kto Twojego bohatera utrzymuje? Bo z opisu wynika że mieszka sam. Skąd ma pieniądze? Mnie to nie przekonuje, nie wierze w tę postać.
självmordbombare pisze: Dorosły syn na utrzymaniu rodziców to przecież niemały balast.
Nigdzie nie jest napisane, że mieszka sam. To mieszkanie starych.
Do terapii się zraził, gardził psychologią, terapeutów nazywał szarlatanami XXI wieku.
Ale konkretniej, dlaczego się zraził i nazywał ich szarlatanami? Dobre psychotropy z reguły pomagają (choć mają, o czym możesz nie wiedzieć, fatalne skutki uboczne).
Nie nazywałbym psychiatry "terapeutą". Miałem na myśli psychoterapię. Pisałem, że leki brał.
Kreator pisze: No właśnie że wiedział. Wyjścia na zewnątrz, znajomości, tak?
Proponuję zwrócić uwagę na kontekst, w którym padają te słowa:
Czego mu tak naprawdę brakowało? Nie wiedział. Nie był przystojny, ale nie odznaczał się też przesadną brzydotą. Swój iloraz inteligencji szacował na nieco powyżej przeciętnej, choć bez rewelacji. Bez większego problemu zdał maturę i dostał się na studia, ale wyleciał z powodu braku motywacji do nauki.
Czego mu brakowało = co z nim było nie tak (pod kopułą), nie czego mu brakowało w życiu.
Czyta się gładko, czyli jest dobrze :) Lepsza, albo rozwinięta historia zaprezent powyżej, którą będzie sie czytać równie gładko - o, wtedy, myślę, to już będzie b. dobrze!;) Problem mam z tym taki, że ta historia nie wywołuje emocji - może dlatego że napisałeś to zbyt po łebkach, ogólnikowo, nie ma przy czym odczuwać współczucia czy żalu dla bohatera? Nie wiem. Ogólnie warsztatowo na plus.
Dzięki za opinię :) Tak, dostrzegam, że skróty myślowe i zbyt krótka forma pogrzebała ogólny sens.
An artist can't tell you what the hell they're up to. They don't know. They can maybe guess. What they're actually doing when they're producing a piece of art is figuring out what they're up to. And that's when you know they're actually artists. They're moving beyond themselves.
Jordan Peterson

Więzień

9
Hej, ale co z tymi emocjami? Przecież nie wszystkie teksty literackie muszą być jakimś emocjonalnym ostrym dyżurem dla czytelników, którzy tkwią w uczuciowym marazmie. Ja nie uważam, że problem tego tekstu leży w tym, że brakuje mu emocji. No bo np. ja nie szukam w tekstach emocji ale bardziej interesuje mnie warstwa intelektualna albo pewna określona estetyka, zarówno jeśli chodzi o formę jak i treść, do której mam słabość. W tym tekście te dwa elementy przeważają nad pierwszym, co dla mnie jest in plus. Powiem nawet, że widać, że taki był zamiar autora i ten zamiar jest adekwatny do treści opowiadania.
Oczywiście tekst ma problem z czymś innym i gdybym ja miał strzelać, czym jest to coś, powiedziałbym że brakuje w nim fabularnego połysku. Tzn. w aktualnym stanie jest suchą relacją z czyjegoś życia. Nie przeszkadza mi ta "suchość" albo "zdawkowość" jak wypowiedział się o swoim warsztacie sam autor, bo taki typ pisania jak widać dobrze się sprawdza w tekstach nieco melancholijnych, co zresztą ludzie tu potwierdzają, pisząc, że technicznie nie ma się do czego przyczepić i że chcieliby więcej tego samego. Ja też bym chciał i żałowałem, że już się skończyło. Po prostu czekaliśmy na "payoff", na to, żeby ta historia nabrała sensu głębszego niż wspomnienie czyjegoś życia. To nie jest pełnoprawne opowiadanie, lecz kilka akapitów, które mogłyby się w nim znaleźć. Bez urazy, ale póki tekst nie zyska na warstwie fabularnej, to wciąż będzie ocierał się o teksty pisane przez "Magazyn Porażka", które też stanowią wyliczenie grzechów tego najlepszego ze światów.
Może osadzić to w jakiejś konwencji? W takich klimatach najlepiej sprawdza się horror;]

Więzień

10
Szkoła i studia (które zresztą uwalił) nie mają porównania do pracy. Odpowiedzialność jest dużo większa. Nauka jest dzisiaj (dla większości) przedłużeniem dzieciństwa. Nasz bohater mentalnie jest dzieckiem, a praca w przeciwieństwie do szkoły wymaga dojrzałości. Jest też czymś, czego bohater nie zna, a nieznanego się boi.
Myśle że tak nie jest. Powtarzam, fobik boi się kontaktu z ludźmi, których więcej jest w szkole niż w przeciętnej pracy, a nie odpowiedzialności. On się boi, a nie jest jakimś półgłówkiem. To różnica. Tacy ludzie też pracują.
Nie nazywałbym psychiatry "terapeutą". Miałem na myśli psychoterapię
A jak chodzisz do psychologa to nie jest psychoterapia?

Więzień

12
Dawno nie czytałam czegoś tak dobrego.
Jesteś profesjonalistą w pisaniu.
Warsztat, polot, wyobraźnia i czucie.
självmordbombare pisze:

"Tragedia przegranych tego świata rozgrywa się w ciszy",
(...)
kto raz wypadnie ze społeczeństwa, nie tak łatwo wraca na jego łono.
(...)
Jeżeli człowiek jest bezrobotny i sam jak palec, to tak, jakby go w rzeczywistości nie było. Świat nie odczuje jego zniknięcia, nikt nie będzie tęsknił. Nie zostanie po nim nawet ślad, zupełnie, jakby nigdy nie istniał.
(...)
Gdyby tylko mógł zacząć swoje życie od nowa.
(...)
Czasem zdawało mu się, że to wszystko było tylko jakimś koszmarnie nudnym snem. Może on tak naprawdę już nie żył, może znajdował się w czyśćcu albo innym alternatywnym wszechświecie, gdzie zsyła się dusze, by pokutowały za grzechy poprzedniego żywota?
(...)
Zamknięty w pułapce własnego umysłu, Szymon nie tyle żył, ile wegetował. Mimo to uparcie trzymał się nadziei, że kiedyś wszystko się odmieni, że przyjdzie jakiś impuls, który wyrwie go z letargu, pozwoli przełamać lęk.
Ubrałeś w słowa to, co kiedyś wielokrotnie czułam i co czasem teraz czuję.

Więzień

13
Nie nazywałbym psychiatry "terapeutą". Miałem na myśli psychoterapię
A jak chodzisz do psychologa to nie jest psychoterapia?
W kwestii formalnej. Psychiatra to lekarz, psycholog to osoba po studiach psychologicznych, natomiast psychoterapeuta to osoba, która ukończyła kurs psychoterapii w którymś z nurtów i pracuje w zawodzie lub osoba, która jest w trakcie certyfikacji i pracuje prowadząc psychoterapię (czyli ja np. nie jestem psychoterapeutką, bo wprawdzie jestem w trakcie kursu certyfikacyjnego, ale pracuję jako psycholog, udzielam bieżącego wsparcia, nie prowadzę psychoterapii). Na kurs mogą się zapisać nie tylko psychiatrzy i psychologowie, ale każda osoba, która z jakiegoś powodu potrzebuje takiego kursu w swojej pracy. Ja na swoim kursie w roczniku mam pedagoga, socjologa, pielęgniarkę i dziewczynę po pedagogice specjalnej. Jeśli te osoby po ukończeniu kursu będą prowadziły gabinet terapeutyczny, będą psychoterapeutami.
Tak więc, bycie psychiatrą nie wyklucza bycia psychoterapeutą, a psychoterapeuta nie musi być z automatu psychologiem :)
"ty tak zawsze masz - wylejesz zawartośc mózgu i musisz poczekac az ci sie zbierze, jak rezerwuar nad kiblem" by ravva

"Between the devil and the deep blue sea".

Więzień

14
Kreator pisze:
A jak chodzisz do psychologa to nie jest psychoterapia?
Jest i dokładnie taką miałem na myśli. Bohater uczęszczał i do psychiatry, i na terapię u psychoterapeuty. Leki bierze (ale jak wiadomo same leki to za mało), a do spotkań z terapeutą się zraził (spotkań czyli w sensie: siadamy i sobie przez godzinę i rozmawiamy: "Co tam u Pana?", "A nic, do dupy, dalej to samo" etc.) Mam nadzieję, że teraz jasno to opisałem xD
Baśka pisze: Ubrałeś w słowa to, co kiedyś wielokrotnie czułam i co czasem teraz czuję.
Dzięki Baśka za niezwykle miłą opinię, aż samoocena mi podskoczyła :D Cieszę się, że trafiło do serca. Ubrałem w słowa to, co sam niegdyś czułem, w zasadzie jest to zapis pewnego mrocznego etapu w moim życiu (na szczęście będącego już tylko przeszłością).
An artist can't tell you what the hell they're up to. They don't know. They can maybe guess. What they're actually doing when they're producing a piece of art is figuring out what they're up to. And that's when you know they're actually artists. They're moving beyond themselves.
Jordan Peterson

Więzień

15
spotkań czyli w sensie: siadamy i sobie przez godzinę i rozmawiamy: "Co tam u Pana?", "A nic, do dupy, dalej to samo" etc.
Psychoterapia to nie potoczna rozmowa. Zdarzają się kiepscy terapeuci, jak w każdym zawodzie są fachowcy i partacze. Ok, rozumiem, że bohater miał pecha i trafił na tego drugiego (jeśli poszedł na NFZ, to pewnie trafił na osobę dopiero szkolącą się ;)), rozumiem też, że nie orientuje się w niuansach, np. czym się różni podejście systemowe od poznawczo-behawioralnego itp. Akceptuję. Tylko, że wciąż nie wiem, dlaczego tak łatwo odpuścił. Imo nie jest to dostatecznie naświetlone. "Psychologia to szarlataneria" - zgadzam się, że często niestety tak jest, tylko że protagonista cierpi i chciałby zmienić swoje życie. Co spowodowało, że Szymon zrezygnował z walki?
Mogłabym w sumie wymyślić sporo powodów, dla których osoba z silną fobią społeczną odpuszcza sobie szukanie pomocy. Np. przeraża ją konieczność zarejestrowania się, bo trzeba albo osobiście, albo telefonicznie. Albo że trzeba czekać w poczekalni z innymi i na ich oczach wejść do gabinetu. Albo obawia się samej osoby terapeuty - przecież to też człowiek. Dla osoby z agorafobią przerażająca może być konieczność przemieszczenia się autobusem do poradni zdrowia psychicznego. Właśnie takiego konkretnego powodu mi brakuje. Sylwetka Szymona jako osoby z zaburzeniem jest po prostu niepełna.
"ty tak zawsze masz - wylejesz zawartośc mózgu i musisz poczekac az ci sie zbierze, jak rezerwuar nad kiblem" by ravva

"Between the devil and the deep blue sea".
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron