Teleportuj się, kto może

1
Jak już wspomniałem w "Tu się przedstawiamy" napisałem swoją pierwszą powieść. Pewnie każdy początkujący pisarz mocno wierzy w swoje dzieło, ale zdaję sobie sprawę z tego ile jeszcze muszę się kształcić, aby nikt się nie mógł do tego przyczepić. Bla, bla, bla... , żeby nie przedłużać opowiem krótko o mojej powieści. Jest to historia pewnego amerykańskiego naukowca, który wynalazł sprzęt do teleportacji. Zupełnie przypadkowo wykradła mu ten sprzęt para drobnych złodziejaszków. Zamieszczę tu fragment mojej powieści . który opowiada jak to Val czyli Mały i Del, czyli Rudy używali teleportacji do swoich celów.




Val i Del planowali właśnie swój pierwszy skok z użyciem nowego sprzętu. W sumie to nie był skok, ale chodziło im tylko o to, aby na początek zdobyć coś do jedzenia.
— Nie będziemy pracować o pustych żołądkach — stwierdził Mały. Od dawna już nie mieli nic dobrego w ustach. W lodówce odpowiadało im tylko echo. Val już miał plan jak zdobyć jedzenie i w tym celu udali się na pobliską stację paliw.
Rudy wszedł do środka obiektu, aby kontrolować, co robi sprzedawca, a Mały działał na zapleczu przeniesiony tam za pomocą sprzętu do teleportacji. Brał żywność i napoje. Właśnie pakował do torby butelkę mleka, kiedy ta upadła mu na podłogę i pobiła się. Val znieruchomiał na chwilę. Del także to usłyszał, a wraz z nim niestety też sprzedawca. Popatrzył on w stronę zaplecza. Niemniej jednak nie mógł tam pójść, ponieważ zostawiłby Dela samego. W tym przypadku nie chodziło mu jednak o poszanowanie klienta, ale o brak zaufania do niego. Del z wyglądu wzbudzał nie tylko obrzydzenie, ale wyraz jego twarzy wskazywał na to, że nie można mu ufać i zostawiać samego. Sprzedawca pomyślał, że sprawcą tego hałasu był kot, który go ostatnio odwiedzał. Nie mógł przecież przy kliencie zignorować tego hałasu, ponieważ wyglądałoby to, co najmniej dziwnie. Wymyślił coś na poczekaniu.
— Znowu ci coś upadło?! — Krzyknął pytająco w stronę zaplecza jakby do kogoś mówił. Chciał w ten sposób dać do zrozumienia Delowi, że ktoś pomaga mu na zapleczu i właśnie coś upuścił, choć wiedział doskonale, że nikogo tam nie ma. Wiedział też o tym Del. Był pewien, że to Valowi coś upadło i dziwiło go, czemu sprzedawca tak się zachował. Zdziwiło to również samego Vala, który usłyszał sprzedawcę. Nie chciał już ryzykować dłuższym pobytem na tym zapleczu. Miał plecak pełen produktów spożywczych i mogli sobie z Delem urządzić z tego obfite śniadanie. Właśnie przed stacją pojawił się policyjny radiowóz. Del zaczął się denerwować. W tym strachu pochwycił szybko gazetę leżącą na regale i udawał czytelnika. Myślał teraz, co mógłby zrobić, a co przede wszystkim zrobiłby Val w takiej sytuacji. Na pewno musiał trochę ochłonąć i się rozluźnić, aby nie zwracać na siebie uwagi.
— Gliniarz przecież jest tu przypadkowo i nie przyjechał po mnie, ani po Vala — uspokajał się w myślach. Z tego wszystkiego nie zauważył, że trzyma gazetę odwrotnie i to właśnie tym najbardziej zwraca na siebie uwagę. Nagle drzwi do sklepu stacji otworzyły się i ktoś wszedł do środka. Del nawet nie chciał patrzeć w tę stronę i stał nieruchomo wpatrując się w odwróconą w rękach gazetkę. Słyszał tylko kroki policjanta, który wszedł do środka. Po odgłosie kroków wywnioskował, że zbliża się właśnie do niego. Del odwrócił się na pięcie i dalej trzymał odwróconą gazetę. W jego głowie przewijały się myśli jedna po drugiej. Zaczął się zastanawiać, dlaczego ten gliniarz idzie w jego stronę. Czyżby wiedzieli już o tym, że Val jest na zapleczu a on stoi na czatach? A może dotarło do nich już o kradzieży wynalazku. Tylko skąd wiedzą o tym, że to oni go ukradli. Za dużo było tych pytań jak na Dela, bo i tak nie potrafiłby na nie odpowiedzieć. Tyle pytań naraz nigdy nie pojawiło się w jego głowie. Nawet w szkole ani razu nie zadał sobie tyle trudu, aby nad czymś się aż tak głowić. Kroki były coraz głośniejsze i słyszalne były coraz bliżej Dela. Ten stał dalej nieruchomo i wyczuwał najgorsze. Nagle policjant zatrzymał się tuż za nim i ręką poklepał go po plecach. Del zadrżał na całym ciele. Trzymając w rękach gazetę Rudy powoli zaczął się obracać do policjanta. Chciał to mieć już za sobą. Obrócił się, ale nadal kontakt wzrokowy z policjantem przysłaniała gazetka, którą Del trzymał kurczowo. Powoli zaczął ją opuszczać w dół. Gdy dojrzał już twarz człowieka ku jego zdziwieniu okazało się, że to nie był żaden policjant tylko Val, który wrócił już zaplecza. Odetchnął z ogromną ulgą i opuścił ręce.
— Powiedz mi, dlaczego czytasz gazetę do góry nogami? — Zapytał szeptem Mały. Nie chciał zwracać na siebie uwagi, gdyż na stacji był jeszcze ten policjant. Stał o kilka regałów dalej.
— Chodźmy stąd jak najszybciej — wydukał roztrzęsiony jeszcze rudzielec. Oboje zaraz wyszli ze stacji, udali się do furgonetki i odjechali.
Teraz po zatrzymaniu się na pierwszym lepszym parkingu poczęli konsumować produkty zrabowane przez Vala z zaplecza stacji. Del już doszedł do siebie po koszmarnej dla niego sytuacji, a Val zastanawiał się jak szybko zgromadzić pieniądze za pomocą ich nowej zdobyczy. Nie zamierzał używać tego wynalazku do drobnych kradzieży jedzenia. To, co wydarzyło się na tej stacji miało być po raz ostatni i nie chciał tego powtarzać. Za duże było ryzyko wpadki. Nie mógł narażać utraty sprzętu do teleportacji błahymi kradzieżami i od tej pory postanowił rabować tylko wielkie pieniądze i kosztowności. Pomysłów miał bez liku, ale musiał być ostrożny i działać z rozwagą. Miał maszynkę do robienia pieniędzy, a potrzebował do niej tylko konkretnego i niezawodnego planu działania.
Zanim udali się na kolejny skok Val postanowił, że trzeba uporządkować i uprzątnąć furgonetkę. Nie sprzątali w niej od dawna i panował tam niezły bałagan. Przy okazji chcieli wywieźć, co niepotrzebne z domu i zrobić tym samym więcej miejsca na przyszłe łupy. A było, co wywozić. Nazbierało się tego bardzo dużo, ponieważ sprzątane było niezmiernie rzadko. Zmagali się z tym do południa. Gdy już wszystko uprzątnęli, Del kończył pakować furgonetkę. Były tam same śmieci i niepotrzebne rzeczy, które Val miał zaraz wywieźć na ich prywatne śmietnisko. Val tak je nazywał, a tak naprawdę wjeżdżał zawsze do lasu i tam wszystko wyrzucał. Mały siedział już wygodnie w aucie i czekał na znak odjazdu od Dela. Ten kończył już robotę i miał zapukać w tylne drzwi i machnąć ręką do wstecznego lusterka furgonetki, kiedy już wszystko będzie gotowe. Val miał jechać wysypać śmieci, a Del musiał zostać i dokończyć sprzątanie w domu. Tak się umówili. Wzięli się za porządki, bo jak stwierdził Val zaczynają teraz nowe życie i stare trzeba uprzątnąć. Gdy Rudy uporał się z tym wszystkim zaczął wychodzić z paki furgonetki. Zaplątał się stopą o jakąś linę i próbował ją zrzucić trzepiąc raz po raz nogą. W końcu wyszedł na zewnątrz. Zerknął jeszcze przez chwilę na uprzątnięty tył furgonetki i zamknął drzwi. Nie zauważył, że przez przypadek zatrzasnął linę, która wystawała z auta. Zapukał głośno w tylne drzwi i machnął ręką do lusterka wstecznego dając w ten sposób znak odjazdu Małemu. Val zobaczył ten gest uruchomił silnik, włączył muzykę i po chwili ruszył. Del obserwował odjeżdżającą furgonetkę a jego uwagę przykuła lina, która wystawała z samochodu. O dziwo lina zaczęła się coraz bardziej naprężać i nim Del zdążył zauważyć, że oplata ona jego nogę, już był na ziemi. Runął na nią błyskawicznie, jakby został podcięty kijem hokejowym. Zanim ogarnął, co się stało sunął już po podłożu ciągnięty przez furgonetkę.
— Val!!! Val!!! — Darł się w niebogłosy nieszczęśnik, ale Mały go nie słyszał, gdyż zagłuszała go głośna muzyka w samochodzie. Całe szczęście, że Del miał ubrane długie spodnie. Na pewno to uchroni częściowo jego chude nogi. Rudy cały czas wydzierał się na całe gardło jakby go ze skóry obdzierali. Ujechali już kilkadziesiąt metrów i zbliżali się do zakrętu. Rudy próbował rękami podciągnąć się na linie, która go ciągnęła. Myślał, że może uda mu się uwolnić zaplątaną w nią nogę. Bez skutku. Val mknął dalej. Gdy wchodził w zakręt zerknął w lusterko. Zatrzepał energicznie głową z niedowierzaniem jak gdyby chciał obudzić się ze snu. Zerknął raz jeszcze w lusterko i teraz widział już wyraźnie jak Del sunie na tyłku za samochodem właśnie się za nim chowając siłą pędu, która działała na niego po wyjściu z zakrętu. Jakby uczestniczył w kuligu i jego sanki jechały slalomem za ciągnącym je pojazdem. Val bez namysłu gwałtownie wcisnął pedał hamulca. Lekko już zużyte tarcze hamulcowe dały znać o sobie. Trochę pohałasowały, ale przy tak ostrym hamowaniu samochód zatrzymał się dosyć szybko. Mały nawet nie pomyślał o konsekwencjach tak szybkiego zatrzymania. Chciał jak najszybciej uratować kolegę z opresji. Del niestety nie wyhamował tak jak to zrobił samochód i siłą pędu, która ponownie działała na niego wykonał ślizg na pośladkach, następnie uderzył głową w tylne drzwi furgonetki. Mały szybko wyskoczył z samochodu i podbiegł do niego. Del nerwowo wyszarpywał linę oplątującą jego nogę. Gdy już się uwolnił wstał i szybkim krokiem podążył w kierunku domu. Wyglądał jak naburmuszone dziecko, któremu rodzic nie kupił zabawki w sklepie. Val odetchnął z ulgą widząc, że Rudemu nic się nie stało. Ten natomiast bardziej był obrażony niż obolały. Dobrze, że mimo letniej pory roku Del nie rozstawał się ze swoimi grubymi spodniami. One na pewno dużo mu pomogły. Były tylko trochę pozdzierane. Mały zawrócił furgonetkę i ruszył w stronę Dela. Gdy go dogonił i już był na jego wysokości, zwolnił i opuścił szybę w oknie samochodu.
— Gniewasz się Del? — Zapytał. Ten nic mu nie odpowiedział i szedł dalej nie odwracając nawet wzroku. — To nie była moja wina — tłumaczył się Mały — Sam zaplątałeś się w tę linę. Gdybym cię zauważył wcześniej… — tu urwał, bo spojrzał na Dela jak ten raz po raz poparskiwał ze śmiechu. Rudy sam z tego wszystkiego nie mógł już wytrzymać. Pomyślał sobie jak to śmiesznie musiało wyglądać z punktu widzenia Vala, który w tej właśnie chwili też nie mógł się opanować i roześmiał się na głos. Del nie miał już za złe Valowi ciągnięcia go za samochodem, więc wskoczył do samochodu. Zawrócili i oboje pojechali wyrzucić śmieci.
Gdy wrócili do domu i zapomnieli już o tym, co zaszło nie dawno. Ogarnęli w nim trochę i zaczęli rozmyślać nad planem nowego skoku. Del przebrał poszarpane spodnie. Zapomniał już o bólu, gdyż był zafascynowany snuciem planów Vala o wielkich zyskach, które przyniesie im kolejna kradzież.

Teleportuj się, kto może

2
Artur pisze: ta upadła mu na podłogę i pobiła się
Z kim się pobiła?
Artur pisze: Del także to usłyszał, a wraz z nim niestety też sprzedawca. Popatrzył on w stronę zaplecza.
Zguba podmiotu?
Artur pisze: Nie chciał już ryzykować dłuższym pobytem na tym zapleczu.
Dobrze, że zaznaczyłeś na którym.
Artur pisze: poczęli konsumować
Na pewno tak można?
Artur pisze: które Val miał zaraz wywieźć na ich prywatne śmietnisko. Val tak je nazywał, a tak naprawdę wjeżdżał zawsze do lasu i tam wszystko wyrzucał. Mały siedział już wygodnie w aucie i czekał na znak odjazdu od Dela. Ten kończył już robotę i miał zapukać w tylne drzwi i machnąć ręką do wstecznego lusterka furgonetki, kiedy już wszystko będzie gotowe. Val miał jechać wysypać śmieci,
miau, miau.
Artur pisze: Gdy Rudy uporał się z tym wszystkim zaczął wychodzić z paki furgonetki.
Za dużo tego zaczął, skończył. Zaczął się denerwować, skończył pakować. Mam nadzieję, że wyszedł z tej furgonetki? ;)
Artur pisze: Gdy Rudy uporał się z tym wszystkim zaczął wychodzić z paki furgonetki. Zaplątał się stopą o jakąś linę i próbował ją zrzucić trzepiąc raz po raz nogą. W końcu wyszedł na zewnątrz. Zerknął jeszcze przez chwilę na uprzątnięty tył furgonetki i zamknął drzwi. Nie zauważył, że przez przypadek zatrzasnął linę, która wystawała z auta. Zapukał głośno w tylne drzwi
Powtórki są jak najbardziej dopuszczalne, ale te tak łatwo rzucają się w oczy, że przypominają mi korniki, które zżerają tekst. Bardzo zaburzają odbiór, do tego pokazują, jak autor słabo dysponuje językiem, nie ma pomysłu na nic, poza... relacją. Wiele z tego tekstu do tego momentu przypomina mi relację.
Artur pisze: jakby został podcięty kijem hokejowym.
Dobre, trafione porównanie. Fajne.
Artur pisze: Val zobaczył ten gest uruchomił silnik
Dziwne.
Artur pisze: Rudy próbował rękami podciągnąć się na linie, która go ciągnęła
Uwiąż linę do nogi. Poproś znajomego, żeby ruszył autem. Wystarczy prędkość z miasta, a ciężko będzie Ci się podnieść, żeby sięgnąć do nogi. Jakoś sobie tego nie wyobrażam. Wiem, że to bardzo filmowe. Ale w rzeczywistości nie działa. Myślałem sobie nad takimi logicznymi pułapkami, nie mogłem się doszukać w pierwszej części tekstu, aż wpadłem tutaj... Nie mogąc tego pojąć.
Artur pisze: Zerknął raz jeszcze w lusterko i teraz widział już wyraźnie jak Del sunie na tyłku za samochodem właśnie się za nim chowając siłą pędu, która działała na niego po wyjściu z zakrętu.
Przekombinowane zdanie. Autor często chce przekazać zbyt wiele. Wracając do poprzedniego, czytam, że kierowca mknął. Tym bardziej uwiązany nie miałby szans walki. Jeszcze pomyśl o zdzieranych ciuchach i odparzeniach na rękach.
Artur pisze: siłą pędu,która ponownie działała na niegowykonał ślizg na pośladkach,
Do wywalenia.
Dużo złożonych zdań nie oddają dynamizacji akcji. Jest to zwalniane, a w konsekwencji przez słabość operowania językiem, dochodzi do totalnego zgrzytu, który nie oddaje sytuacji. Powagi sytuacji. Nie da się skupić nad czytaniem i mknę przez tekst, ale wiele zdań w ogóle nie oddaje klimatu i gubię się w potoku słów, tego, co chce przekazać autor.
Artur pisze: Gdy już się uwolnił wstał i szybkim krokiem podążył w kierunku domu.
Jakiego domu? Co domu? Gdzie? Kurde. Totalna pustka, on se poszedł w kierunku domu, a autor rzuca się na przeżycia bohatera. Dom potem przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie. Nie wiadomo gdzie dojechali, czy dojechali. On zobaczył w lusterku i zatrzymał się. Potem nagle byli na miejscu? Pogubienie z poplątaniem.
Artur pisze: Del nie rozstawał się ze swoimi grubymi spodniami. One na pewno dużo mu pomogły. Były tylko trochę pozdzierane.
Piszesz o tym dopiero po całym wydarzeniu. Ja inaczej widziałem całą scenę. Wiele rzeczy musiałem sam sobie ubrać, bo skupiłeś się tylko na tym nieszczęściu z liną i ciągnięciu gościa. Nie chcę, by autor dopowiadał wszystkiego, ale fajnie, jak podpowiada.
Artur pisze: złe Valowi ciągnięcia go za samochodem, więc wskoczył do samochodu.
Może wskoczył do środka?
Artur pisze: Gdy wrócili do domu i zapomnieli już o tym, co zaszło nie dawno.
To co wtedy? Druga część to dla mnie nieporozumienie. Do tego chyba 'niedawno'.
Artur pisze: Del przebrał poszarpane spodnie.
Czepliwość pyta - kto je poszarpał?

Ogólnie - słabo. Nie jestem od pastwienia się, bo nie taka moja rola na forum. Też piszę przekombinowane zdania, też używam czasem czasowników niedopasowanych do kontekstu. Wynika to z biedoty językowej. Szukam zawsze w tekstach czegoś dobrego, bo nie moja rola, żeby gnoić tekst. Jednak w tym tekście pierwsza akcja w sklepie - bardzo duża relacja, brak budowy napięcia, może poza dotknięciem ramienia, ale piszę MOŻE, bo niestety, język tego nie oddaje. Jest słaby. Dużo relacji bez oddania emocji, brak dobrej kreacji bohaterów, imo. W drugiej sytuacji bardzo... dziwne. Odbieram to uczepienie liny za nogę jako zapychacz. Szczególnie, że zaraz zapomnieli o wszystkim i rozeszło się po kościach. Mam nadzieję, że Rudy miał też grubą skórę, skoro miał grube spodnie? ;) Szukam czegoś dobrego, ale nie mogłem doszukać się akcji. Trochę wiadomo, wyrwane ze środka tekstu? Jednak tekst nie porywa, ma w sobie wiele z relacji, ale nieporadnej i niewciągającej. Wiem, że zdajesz sobie sprawę z niedociągnięć, ale jest ich wiele. Często pomijam w jakim stylu jest coś pisane (chociaż to taki bieg przez płotki, były czasem takie wysokie, że na nie wpadałem), doszukuję się ciekawych rozwiązań, ale te sceny były takie oklepane. Autor widzi, ale nie umie ich dobrze przekazać. Fabuła scen nie zachęca do czytania, bo tło jest takie puste i pozbawione powietrza.
Może jakiś weryfikator lepiej się wypowie, bo ja mam inne spojrzenie na literaturę.
Powodzenia.
Pisarz miłości.

Teleportuj się, kto może

4
Policyjny radiowóz ;)
Nie będę mówić o błędach i niezręcznościach, bo o tym wspomniał Escort. Chodzi mi o emocje, a tych brak. Klimat trochę jak z Gangu Olsena, ale jakoś tak nieudolnie :(
Pytanie, czy to powieść o amerykańskim naukowcu, czy o tych dwóch dżentelmenach.
Jaka fabuła?
Jakie emocje chcesz wywołać w czytelniku? Bo o to właśnie chodzi, żeby wywołać emocje.
Jaki to gatunek?
Jaka objętość tej powieści?
Możesz streścić w max 10 zdaniach fabułę?

Teleportuj się, kto może

5
Dziękuję za uwagi. Na pewno są cenne i wezmę je sobie do serca. Jasne, że mogę krótko streścić fabułę: Jak już nadmieniłem jest to historia pewnego naukowca, wykształconego profesora fizyki, który całe życie pracował nad swoim odkryciem. Zajmował się on przygotowaniami do pierwszej w świecie udanej teleportacji. Kiedy profesorowi udaje się osiągnąć upragniony cel, zostaje mu on skradziony przez parę kieszonkowców. Wykorzystują oni ten wynalazek do swoich kradzieży. Napadają między innymi na bank, jubilera i kasyno. Szybko się bogacą. Policja nie może ich schwytać, ponieważ nie pozostawiają po sobie żadnych śladów włamania. W jednej z miejscowych gazet nawet pada absurdalne stwierdzenie, że napadów dokonują duchy. W końcu naukowcowi udaje się odzyskać wynalazek, a zgrana paczka trafia za kratki.

Teleportuj się, kto może

6
Hm...
jaka to historia naukowca, skoro piszesz o kieszonkowcach? ;)
To oni tworzą fabułę, oni kradną wynalazek, dokonują napadów, szybko się bogacą etc...
Czyli to raczej historia perypetii tych dwóch łotrzyków, nie naukowca.
To raz.
(chyba że równolegle pokazujesz życie naukowca, jakieś jego poszukiwania itd. )

A dwa: czy jesteś w stanie napisać powieść o przygodach tych złodziei? Bo wiesz, żeby wysłać powieść (do wydawcy) - ta powieść musi mieć określoną objętość. Nadal nie wiem jaki to gatunek, ale załóżmy, że to komedia kryminalna z nutką fantasy. Taka powieść to też powieść, czyli minimum 350 tysięcy znaków (ale to takie minimum bezwzględne). Masz tyle?

Teleportuj się, kto może

7
Życie naukowca ukazuję równolegle z wybrykami kieszonkowców. Na przemian przeplatam poszukiwania z kolejnymi rabunkami. Co do znaków to mam ich dokładnie 349 640 Skoro to prawie minimum bezwzględne to będę musiał coś dopisać. Zresztą idąc za Twoją radą chciałbym upiększyć tę powieść o kwestie emocji, bo faktycznie mam ich w całej historii jak na lekarstwo. Dziękuję za wszystko.

Teleportuj się, kto może

8
Okej, nie ma sprawy. Szczerze, gdy przeczytałam Twoje powitanie od razu pomyślałam, że piszesz jakąś powieść obyczajową (samotny ojciec, trójka dzieci, niepełnosprawność). Cóż, gdybyś był moim znajomym... :D (wiem, jestem okropna, wampir emocjonalny - chodzę po świecie i wysysam z ludzi ich historie ;) ).

Powodzenia :)

Teleportuj się, kto może

9
Nie chwaląc się przed moim niedowładem uchodziłem za osobę bardzo zabawną. Na imprezach zawsze byłem duszą towarzystwa i głównym komikiem. Potem udar, silna depresja i frustracja. Dopiero co z tego wyszedłem. Chciałem napisać powieść przynajmniej trochę zabawną. Trochę nieudolnie mi to wyszło, ale jeszcze nie odzyskałem pełnej radości z życia. Zresztą teraz już nie mogę balować na imprezach, bo muszę zajmować się dziećmi. Poza tym od 7 lat jestem całkowitym abstynentem. Nie mam nic przeciwko temu i chętnie zostałbym Twoim znajomym... :D
Pozdrawiam :wink:

Teleportuj się, kto może

10
Bez urazy, ale myślę, że nic sukcesywnego z Twojego pisania nie będzie. Zaprezentowałeś coś, co można porównać do filmów klasy C.
Czasem przy kiepskim warsztacie jest to coś w fabule, jakiś talencik, tutaj niestety drewno. Musiałbyś poświęcić parę lat, aby stać się, w najlepszym wypadku, bardzo dobrym rzemieślnikiem. Skoro lubisz stukać w klawiaturę, polecam programowanie. Po roku nauki będzie się zarabiać więcej niż z pisania :) (ja nie programistka, żeby nie było)

(pisarka też nie)
Będę śniła swoją baśń
Powrócę tutaj znowu
W mrocznych zamkach skryty skarb
Lecz jak?

Teleportuj się, kto może

11
Artur pisze: Val i Del planowali właśnie swój pierwszy skok z użyciem nowego sprzętu. W sumie to nie był skok, ale chodziło im tylko o to, aby na początek zdobyć coś do jedzenia.
— Nie będziemy pracować o pustych żołądkach — stwierdził Mały. Od dawna już nie mieli nic dobrego w ustach. W lodówce odpowiadało im tylko echo. Val już miał plan jak zdobyć jedzenie i w tym celu udali się na pobliską stację paliw.
Oj. Na samym początku piszesz, że chcą coś zjeść, bo są głodni, bo od dawna nic nie jedli, i dlatego chcą zaplanować, jak zdobyć jedzenie i dlatego ruszyli wykonać plan zdobycia jedzenia. Na dodatek, planowali skok, ale w sumie nie był to skok. Do tego najpierw czas teraźniejszy, a potem przeszły. Do tego nie rozumiem, jak cokolwiek może odpowiadać w lodówce. Mi nigdy nic w lodówce nie odpowiada.
Artur pisze: Del także to usłyszał, a wraz z nim niestety też sprzedawca. Popatrzył on w stronę zaplecza.
Kto? Del, czy sprzedawca? Zdanie do przeróbki
Artur pisze:
Niemniej jednak nie mógł tam pójść, ponieważ zostawiłby Dela samego. W tym przypadku nie chodziło mu jednak o poszanowanie klienta, ale o brak zaufania do niego. Del z wyglądu wzbudzał nie tylko obrzydzenie, ale wyraz jego twarzy wskazywał na to, że nie można mu ufać i zostawiać samego.
Znowu piszesz dwa razy to samo. Nie mógł pójść, bo zostawiłby samego, a mu nie ufał, bo wygląd Dela nie budził zaufania i dlatego nie można zostawiać go samego.
Artur pisze: Sprzedawca pomyślał, że sprawcą tego hałasu był kot, który go ostatnio odwiedzał. Nie mógł przecież przy kliencie zignorować tego hałasu, ponieważ wyglądałoby to, co najmniej dziwnie.
Dlaczego?! Pnadto: powtórzenie "hałas".

Zauważ, że wciąż jestem na samym początku i praktycznie każde zdanie nadaje się do poprawki. Radzę, by na razie pracować nad warsztatem. Pisać, czytać, pisać, czytać, poprawiać, poprawiać... Powodzenia.
http://radomirdarmila.pl

Teleportuj się, kto może

12
Pobiła się butelka? Chyba miałeś na myśli "rozbiła". To tylko jeden błąd, który nie zakłócił czytania. Ogólnie mi się tekst spodobał. Był pisany w ciekawym klimacie sci fi, bo teleportacja i kradzieże. Bardzo fajnie wyszło, a emocje również się pojawiły. Życzę ci sukcesów w twej karierze :)

Teleportuj się, kto może

13
Myślę, że kierunek tekstu jest niedopasowany do Ciebie, Arturze. Piszesz o rzeczach całkowicie wymyślonych i stąd biorą się błędy logiczne, które nie występowałyby, gdybyś po prostu wiedział, o czym piszesz. Większość z nas pisze w ten sposób (fantasy, posapo itp.), ale to wymaga długotrwałego dokształcania się, no i próbowania różnych rzeczy (choćby machania mieczem, żeby sprawdzić, ile waży). Długa droga przed Tobą, jeśli chcesz dalej pisać w tym kierunku - dużo czytania i doświadczania.
Wspominasz jednak, że masz za sobą różne doświadczenia życiowe, trudne i wymagające. Dlatego myślę tak: może następny tekst niech będzie oparty na czymś, co znasz. Zamiast pisać, że "wyraz twarzy wskazywał, że nie można mu ufać", spróbuj opisać kogoś, kogo znasz. Jak wygląda, jaką ma mimikę, jak się ubiera. Takie drobne ćwiczenia na początek. No i dużo czytaj, żeby zobaczyć, jak sobie z tym radzą inni.
"ty tak zawsze masz - wylejesz zawartośc mózgu i musisz poczekac az ci sie zbierze, jak rezerwuar nad kiblem" by ravva

"Between the devil and the deep blue sea".
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”