Manekiny

1
WWWMieszkam w galerii handlowej, wyrosłej na szkielecie starego browaru. Jest ogromna. Współczesna świątynia, gdzie zamiast antycznych posągów stoją dumnie manekiny. Wyrzeźbiono mnie, skrupulatnie odmierzając każdą proporcję, dopieszczając każdą wklęsłość i wypukłość, na obraz ideału. Człowieczy Bóg chyba nie był szczególnie uzdolnionym plastykiem, stwarzając ludziom krępe cielska, zgarbione plecy, krzywe nogi, za duże nosy - albo zrobił to z czystej złośliwości. To pewne, że stwórca manekinów miał więcej talentu i szczodrości. Spójrzcie tylko! Moja skóra, wypolerowana zębami szlifierek, jest gładka jak tafla lodu. Łabędzia szyja, ostra linia obojczyków i sinusoida pleców tworzą wspaniałe rusztowanie dla zwiewnych, delikatnych tkanin. Moje usta to misterny zawijas, wargi na zawsze rozchylone lekko w tej uwielbianej przez świat mody, na poły kuszącej, na poły tajemniczej ekspresji - jakże odmienne od waszych warg, cienkich, zaciśniętych w codziennym wyścigu niezałatwionych spraw albo gimnastykujących się po raz setny w jakiejś kolejnej, jałowej rozmowie. Ileż wy gadacie!
WWWMoje usta nigdy nie mówią, nie krzyczą, nie kłamią, nie narzekają - no, przynajmniej nie w waszej obecności. Te usta nigdy nie wypowiedzą słów "jesteś brzydka", kiedy oczy, dwie błyszczące kule w cieniu włochatych, hebanowych stonóg, spojrzą w lustro.
WWWJestem czymś więcej niż modelki, moje żywe siostry, zamrożone w kliszy na pamiątkę tej sekundy, w której stały się ideałem, pomnikiem bez najmniejszej rysy - ale prawdziwa sztuka to bycie ideałem dzień w dzień, ba, przez całą wieczność. Bo mój czas, wyznaczony przez okres rozpadu tworzywa sztucznego, jest przecież wiecznością wobec waszego czasu, znacznie nadwątlonego przez usterki w genetycznej spirali. Kiedyś wymrzecie, a ja będę stać dalej, za witryną sklepową, na smukłych nogach, z rozchylonymi ustami. Obca cywilizacja, która może tu zawita, zamiast kości, zastanie nieśmiertelne figury z plastiku jako okazy badawcze do poznawania olśniewającej anatomii Ziemian.
WWWTak sobie fantazjuję, patrząc na przesuwające się za szybą mrowie ludzi i wielkich, pstrokatych reklamówek z nowymi ubraniami. Spoglądają na wystrojonego manekina i myślą: "tak muszę jutro wyglądać!". Jednak z czasem okazuje się, że nowa kolekcja z Zary nie leży równie elegancko jak na dystyngowanie wygiętej lalce. Albo traci swój polot, jakąś nieuchwytną świeżość, przeglądana wiele razy w lustrze, brzydnie i flaczeje niczym starzejąca się twarz. I wtedy stwierdzają, że trzeba kupić coś nowego. Pożądają zapachu świeżości, w którym pławię się każdego dnia.
WWWDziś mam na sobie cynamonowe spódnicospodnie, pod nimi emalię ciemnych rajstop, eksponującą długie nogi wsparte na wysokich koturnach - majestatyczna bogini na panteonie urody i stylu. Szyku dopełnia zamszowy płaszczyk, bluzka z jedwabiu i aksamitna apaszka, przerzucona przez ramię.
WWW Lubię być ubierana, rozbierana, i znów ubierana, we wciąż nowsze, zapierające dech w piersiach kreacje - tak łatwo się rozpłynąć w świecie tkanin, wzorów i odcieni! Lubię dotyk dłoni i materiałów, pieszczących moją plastikową skórę, lubię pełne pragnienia i zachwytu spojrzenia, ślizgające się chciwie po moich perukach, żakietach, sukienkach, torebkach.
WWWCzasami dziewczyny pracujące w sklepie mylą mnie z kimś żywym. Kręcąc się wczesnym rankiem, przed otwarciem galerii, wokół ubrań i manekinów, zdarza się którejś wpaść na mnie i westchnąć ze śmiechem:
WWW- Przez chwilę myślałam, że to człowiek.
*
WWWMieszkam w szklanym domu, gdzie labirynt korytarzy pożera i wypluwa tysiące gości każdego dnia. Mieszkam w mechanicznym organizmie, metabolizującym pieniądze na paragony. W pałacu manekinów.
WWWGdy zapada noc i w galerii zieją pustki, szepczemy do siebie:
WWW- Pięknie wyglądasz, Błękitna Sukienko.
WWW- Ty także prezentujesz się wspaniale, Koronkowa Pończoszko!
WWW- Chciałabym kiedyś być taka ty, Skórzana Kamizelko z Drobnymi Ćwiekami.
WWWManekin w skórzanej kamizelce macha do mnie z naprzeciwka swoimi smukłymi palcami, nogi w sklepie z bielizną podrygują w rytmie krakowiaka, kukły w balowych sukniach tańczą walca. Ich powolne, zacinające się ruchy przypominają maszyny, którym przepaliły się obwody.
*
WWWPrzeglądam się w odbiciu szyby. Pastelowa, rozkloszowana sukienka w stylu Lolity leży doskonale. Miękki i gładki materiał otula moją talię, wytworne poły spływają promieniście wokół bioder - mam ochotę poruszyć nimi choćby lekko, leciutko. Zakręcić się jak baletnica.
WWWI wtedy dostrzegam ją. Stoi vis a vis, za witryną innego sklepu, całkowicie odsłonięta w tłumie na jedną chwilę. Ma na sobie identyczną sukienkę - nie, jednak nieco inną. Mój kolor to banalna, tandetna mięta. Jej - nieokreślony, cudownie zawieszony między błękitem a pistacjową zielenią. Przy jej materiale, mój wydaje się być lichą, zmiętą szmatką. Och tak, jest zdecydowanie gładszy, bardziej miękki, bardziej kosztowny! I te kunsztowne, koronkowe wstawki...
WWWZ pewnością jest trzy razy droższa, ale to nieistotne. Żadna z kobiet, przechodzących obok, nie może oprzeć się jej czarowi. Choćby było tysiąc innych podobnych i choćby miała niemalże identyczną w swojej szafie - musi ją kupić. To tylko materiał, splecione autostrady cieniutkich, pajęczynowatych nitek, które pojedynczo są takie same - lecz gdyby rozpatrywać wszystko pojedynczo, okazałoby się, że nasz świat jest tylko agregatem z jednakowych, atomowych wydmuszek. A to przecież niewyobrażalne!
WWWCoś mnie kłuje w piersi, coś się wije, coś gotuje. To nie do wytrzymania. Mieszkam w szklanym domu, w którym... a gdyby to całe szkło zbić? Ach, jak cudownie by się biło! Bo tu szkło wszędzie, zgodnie z ideą, że wszystko, co piękne, musi być na widoku. Słońce wychodzi zza chmur, i wtedy wpada mi do głowy taka myśl...
WWWPodobno światło potrzebuje ośmiu minut, aby ze słońca przylecieć do Ziemi. Co oznacza, że gdyby słońce eksplodowało, tutejsza zagłada zostałaby odroczona o osiem minut - zobaczcie, ludzki Bóg ma jednak w sobie trochę szczodrości! W jądrze słonecznym, gdzie kocioł jest tak wielki, że pierwiastki wodoru zamiast odbijać się nawzajem, zlepiają, wpadłszy na siebie i rodzi się hel, zostaje wysłana wiązka fotonów, każda o innym celu, specyficznym przeznaczeniu.
WWWPrzeczytałam o tym kiedyś w gazecie. Leżała rozłożona na kolanach starszego człowieka, który przysnął na ławce obok mojej witryny.
WWWTak oto wystrzelony promień przedziera się w mroku kosmosu, niczym rolnik przez wysokie, zszarzałe pędy kukurydzy, po ośmiu minutach penetruje atmosferę ziemską, by w końcu liznąć swym ciepłym językiem szklany dach galerii handlowej, wyrosłej na szkielecie starego browaru. Przeciska się przez niewidzialną barierę, jedną, drugą, trzecią, aż w końcu ostatnią - szybę mojego sklepu. Promień ma też swoich słonecznych braci, wysłanych, by dotrzymać mu towarzystwa. Teraz słońce jaśnieje w pełnej krasie i galeria handlowa jest gigantyczną, skomplikowaną soczewką, narzędziem mojej zbrodni.
WWWMikroskopijne ognisko potrzebuje rozpałki, chwytam więc rąbek spódnicy - na którą i tak nikt nie zwraca uwagi! - podsuwam łatwopalny materiał do punktu świetlanego skupienia i czekam. Jak dziecko kuszone przez pudełko z zapałkami na najwyższej półce w kuchni.
WWWSerce wali jak młotem - waliłoby, gdybym je miała - kiedy z sukienki zaczyna się wić w górę cieniutka wstążka dymu. Gdybym miała zakończenia nerwowe, poczułabym muśnięcie ciepła na udzie, z wolna narastające, poszerzające swoją strefę, nieznośne plateau, aż wreszcie iglica gorąca poraziłaby złącze w rdzeniu kręgowym, najpierwotniejszy mózg, zmuszając do cofnięcia ręki.
WWWCzekam dalej, gdy sukienka zaczyna skwierczeć i pierwsze płomienie wysuwają łapczywie swe języki. Ogień chwyta rzędy spodni, wiszące na pobliskim stojaku, w mgnieniu oka pali się cała wystawa. Podnoszą się krzyki, ludzie uciekają w popłochu jak stado dzików, a we mnie jest tylko jedna myśl: niech spłonie. Niech moje płomienie dosięgną tę jej przeklętą sukienkę.
*
WWWGłuchy miarowy łoskot zwalnia swój rytm, gdy śmieciarka dociera na miejsce. Łup-łup. Łup-łup. Ostatnie uderzenia potężnego, żelaznego serca dogorywającej maszyny. W środku jest zupełnie ciemno i wszystko, co tu się znajduje, gruchocze o ściany.
WWWStajemy. Przeciągły zgrzyt trwa nieskończenie, gdy otwierają się tylne skrzydła. Wysypują nas na kupę gruzu i odjeżdżają.
WWWLeżę naga na stosie poczerniałych manekinów, a wysoko nade mną wrony leniwie zataczają koła. Jesteśmy piękne. Wyrzeźbiono nas, dbając o każdą proporcję, o każdą wklęsłość i wypukłość. Mamy identycznie długie nogi, wyprostowane ramiona, wystające kości policzkowe, rozchylone usta. Mamy identyczne wcięcia w talii, wyliczone z doskonałą precyzją. Leżąc na wysypisku śmieci, szepczemy do siebie:
WWW- Pięknie dziś wyglądasz.
WWW- Ty też wyglądasz wspaniale.
WWW- Właściwie to jak mam was nazywać? - pytam znienacka. - Teraz, bez ubrań jesteśmy takie same. To znaczy... wyglądamy tak samo. Ale czy jesteśmy?
WWWJedyna odpowiedź to krakanie wron.
WWW- Nie podoba mi się to. - Dodaję.
WWWNiebo ciemnieje, ukośny deszcz zaczyna siekać w blachy. Jeden z manekinów wyskakuje z pomysłem:
WWW- To może niech każda zmieni w sobie coś, tak żeby każdą coś wyróżniało?
WWWNie zastanawiamy się długo. Chwytam kawałek szkła i poszerzam drugiej lalce uśmiech, ta w odpowiedzi podbija mi oko. Błyszcząca kulka z wymalowaną błękitem tęczówką, skacze po złomie, spada na ziemię i toczy się długo, aż w końcu znika w ciemności.
WWWNie mija chwila, a reszta manekinów rzuca się na siebie, szarpie, wykręca nawzajem kończyny, łamie nosy, drapie, zadaje szramy i wybija oczy. Cena za osobowość jest bolesna, ale nieunikniona. Gdy szamotanina cichnie i drobiny kurzu opadają, wirując w świetle księżyca, każda z nas nosi jakieś imię.
Misery loves company for a little bit of sympathy
KMFDM

Manekiny

3
auslander pisze: WWW- Chciałabym kiedyś być taka ty, Skórzana Kamizelko z Drobnymi Ćwiekami.
Brakuje "jak".
auslander pisze: Cena za osobowość jest bolesna, ale nieunikniona.
Nie jest bolesna, wyżej było że nie mają zakończeń nerwowych.

Chyba najbardziej podoba mi się ostatni fragment. Poczerniałe manekiny szepczące do siebie na wysypisku są fajne. Dobrze myślę, że to tekst zainspirowany ćwiczeniem na spisku pisarzy?
"Strasznie mnie wkurza gdy się pytają:
Jak tam roboty się posuwają
A w budownictwie przecież pracuję
Co mnie obchodzą robotów ruje!?"
Autor nieznany(przynajmniej mnie)

Jajko to bardzo świeży kurczak.

Manekiny

4
auslander pisze: WWWMieszkam w galerii handlowej, wyrosłej na szkielecie starego browaru. Jest ogromna. Współczesna świątynia, gdzie zamiast antycznych posągów stoją dumnie manekiny.
To bym przeredagował na "Mieszkam w galerii handlowej, wyrosłej na szkielecie starego browaru, jest ogromna, to współczesna świątynia, gdzie zamiast antycznych posągów stoją dumnie manekiny."
WWW
auslander pisze:Przeczytałam o tym kiedyś w gazecie. Leżała rozłożona na kolanach starszego człowieka, który przysnął na ławce obok mojej witryny.
To zdanie bym wywalił.

Takie luźne uwagi, z którymi oczywiście nie musisz się zgodzić. Tak czy siak, świetne opowiadanie, genialna puenta zawarta po prostu w ostatnim wyrazie "imię". Kudos, wyszło Ci, nawet bardzo.

Pozdrawiam.

Manekiny

5
Licho pisze:
auslander pisze: Cena za osobowość jest bolesna, ale nieunikniona.
Nie jest bolesna, wyżej było że nie mają zakończeń nerwowych.
Też mnie gryzło to trochę, taka pozorna sprzeczność, jednak nie chodziło o ból fizyczny, lecz taki hmm mentalny, związany z traumą, oszpeceniem, porzuceniem starego życia, itd.
Chyba najbardziej podoba mi się ostatni fragment. Poczerniałe manekiny szepczące do siebie na wysypisku są fajne. Dobrze myślę, że to tekst zainspirowany ćwiczeniem na spisku pisarzy?
Dzięki :D Ćwiczenie na spisku pisarzy? Nie znam, możesz mi przybliżyć? :)

Added in 2 minutes 39 seconds:
RebelMac pisze:
auslander pisze: WWWMieszkam w galerii handlowej, wyrosłej na szkielecie starego browaru. Jest ogromna. Współczesna świątynia, gdzie zamiast antycznych posągów stoją dumnie manekiny.
To bym przeredagował na "Mieszkam w galerii handlowej, wyrosłej na szkielecie starego browaru, jest ogromna, to współczesna świątynia, gdzie zamiast antycznych posągów stoją dumnie manekiny."
Hmm,a po co takie długaśne zdanie na sam początek? Zresztą to kwestia osobistego stylu, wiadomo, że każda inna osoba napisałaby to wszystko inaczej :) Anyway, dziękuję za uwagi!

Added in 6 minutes 16 seconds:
auslander pisze:
Licho pisze:
auslander pisze: Cena za osobowość jest bolesna, ale nieunikniona.
Nie jest bolesna, wyżej było że nie mają zakończeń nerwowych.
Też mnie gryzło to trochę, taka pozorna sprzeczność, jednak nie chodziło o ból fizyczny, lecz taki hmm mentalny, związany z traumą, oszpeceniem, porzuceniem starego życia, itd.
Chyba najbardziej podoba mi się ostatni fragment. Poczerniałe manekiny szepczące do siebie na wysypisku są fajne. Dobrze myślę, że to tekst zainspirowany ćwiczeniem na spisku pisarzy?
Dzięki :D Ćwiczenie na spisku pisarzy? Nie znam, możesz mi przybliżyć? :)

Added in 2 minutes 39 seconds:
RebelMac pisze:
auslander pisze: WWWMieszkam w galerii handlowej, wyrosłej na szkielecie starego browaru. Jest ogromna. Współczesna świątynia, gdzie zamiast antycznych posągów stoją dumnie manekiny.
To bym przeredagował na "Mieszkam w galerii handlowej, wyrosłej na szkielecie starego browaru, jest ogromna, to współczesna świątynia, gdzie zamiast antycznych posągów stoją dumnie manekiny."
Hmm,a po co takie długaśne zdanie na sam początek? Zresztą to kwestia osobistego stylu, wiadomo, że każda inna osoba napisałaby to wszystko inaczej :) Anyway, dziękuję za uwagi!
PS. a tekst był zainspirowany gościem z Akademii Sztuki, który zrobił kiedyś taki performance przed galerią handlową, w którym rozebierał się do naga, za każdym razem krzycząc: "To jest moja kurtka!", "To są moje spodnie!", itd, po czym ubrał się z powrotem i poszedł jak gdyby nigdy nic. xD (co IMO było genialne)

Added in 2 minutes 54 seconds:
auslander pisze:
Licho pisze:
auslander pisze: Cena za osobowość jest bolesna, ale nieunikniona.
Nie jest bolesna, wyżej było że nie mają zakończeń nerwowych.
Też mnie gryzło to trochę, taka pozorna sprzeczność, jednak nie chodziło o ból fizyczny, lecz taki hmm mentalny, związany z traumą, oszpeceniem, porzuceniem starego życia, itd.
Chyba najbardziej podoba mi się ostatni fragment. Poczerniałe manekiny szepczące do siebie na wysypisku są fajne. Dobrze myślę, że to tekst zainspirowany ćwiczeniem na spisku pisarzy?
Dzięki :D Ćwiczenie na spisku pisarzy? Nie znam, możesz mi przybliżyć? :)

Added in 2 minutes 39 seconds:
RebelMac pisze:
auslander pisze: WWWMieszkam w galerii handlowej, wyrosłej na szkielecie starego browaru. Jest ogromna. Współczesna świątynia, gdzie zamiast antycznych posągów stoją dumnie manekiny.
To bym przeredagował na "Mieszkam w galerii handlowej, wyrosłej na szkielecie starego browaru, jest ogromna, to współczesna świątynia, gdzie zamiast antycznych posągów stoją dumnie manekiny."
Hmm,a po co takie długaśne zdanie na sam początek? Zresztą to kwestia osobistego stylu, wiadomo, że każda inna osoba napisałaby to wszystko inaczej :) Anyway, dziękuję za uwagi!


PS. a tekst był zainspirowany gościem z Akademii Sztuki, który zrobił kiedyś taki performance przed galerią handlową, w którym rozbierał się do naga, za każdym razem krzycząc: "To jest moja kurtka!", "To są moje spodnie!", itd, po czym ubrał się z powrotem i poszedł jak gdyby nigdy nic. xD (co IMO było genialne)
Misery loves company for a little bit of sympathy
KMFDM

Manekiny

6
Hej,
Wyrzeźbiono mnie, skrupulatnie odmierzając każdą proporcję, dopieszczając każdą wklęsłość i wypukłość, na obraz ideału. Człowieczy Bóg chyba nie był szczególnie uzdolnionym plastykiem, stwarzając ludziom krępe cielska, zgarbione plecy, krzywe nogi, za duże nosy - albo zrobił to z czystej złośliwości.
To osobiście pozmieniałbym. Właśnie do Boga pasuje lepiej rzeźbiarz, którego nie użyłeś ba masz "wyrzeźbiono mnie" kawałek wcześniej. Uniknąłeś powtórzenia - jak najbardziej prawidłowo - ale moc przekazu się rozmyła.

Więc "zrobiono mnie" lub nawet "wykonano" , potem "uzdolnionym rzeźbiarzem" lub nawet bardziej brawurowo "Człowieczy Bóg nie jest chyba estetą, stworzył ludziom..."
Ale to tylko osobiste wrażenie.
Moja skóra, wypolerowana zębami szlifierek(...)
Szlifierka ma raczej tarczę z kamienia, lub tworzywa w rodzaju papieru ściernego.
Zębów brak.
Moje usta to misterny zawijas, wargi na zawsze rozchylone lekko w tej uwielbianej przez świat mody, na poły kuszącej, na poły tajemniczej ekspresji(...)
Ekspresja w kontekście manekina jest raczej określeniem chybionym.
Mieszkam w mechanicznym organizmie, metabolizującym pieniądze na paragony.
Dobre.
Nie zastanawiamy się długo. Chwytam kawałek szkła i poszerzam drugiej lalce uśmiech, ta w odpowiedzi podbija mi oko. Błyszcząca kulka z wymalowaną błękitem tęczówką, skacze po złomie, spada na ziemię i toczy się długo, aż w końcu znika w ciemności.
Nie mija chwila, a reszta manekinów rzuca się na siebie, szarpie, wykręca nawzajem kończyny, łamie nosy, drapie, zadaje szramy i wybija oczy. Cena za osobowość jest bolesna, ale nieunikniona. Gdy szamotanina cichnie i drobiny kurzu opadają, wirując w świetle księżyca, każda z nas nosi jakieś imię.
Troszkę przyśpieszyłeś - prawdopodobnie żeby już skończyć.
Podbicie oka znaczy coś innego, dokładnie to spowodowanie wylewu podskórnego pod okiem, więc u manekina nie może nastąpić.
Podobnie jak złamanie nosa.

To wszystko drobiazgi. Tekst jest dobry, chwytliwy, fabuła się doskonale broni, puenta jest mocna.
Co najbardziej wartościowe - można z tego tekstu wynieść wiele więcej niż jest "na powierzchni".
Mnie się podobało, nawet bardzo. Czekam na Twój następny utwór. Powodzenia.

G.
"Każdy jest sumą swoich blizn" Matthew Woodring Stover

Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.

Manekiny

7
Podoba mi się stylizowanie przedstawionego świata, zupełnie jakbyś pisała o jakimś futurystycznym świecie. A to przecież tekst o manekinach stojących sobie w gmachu galerii.

Jakoś nie pasują mi w wypowiedziach narratorki wykrzykniki. Manekin jest raczej niemy, bardzo stonowany że tak powiem, ta krzykliwość mi tu nie pasuje.
Moja skóra, wypolerowana zębami szlifierek, jest gładka jak tafla lodu.
jest bym wywalił. No ale to już kwestia stylu. Tekst widać dopracowany, spędziłas nad nim trochę czasu. Osobiście tylko nie leży mi to zakończenie.
Śmiało narrator mógł do końca snuć opowieść dalej - o przechodzących ludziach, o obserwacjach, przytoczyć jakąś wstrząsającą napaść w sklepie jubilerskim i opisać to bez żadnych emocji - w końcu to tylko manekin. I tak sobie stać i obserwować, wiecznie młody, piękny. Bez fajerwerków na koniec - bo i na co? Ja bym tak to widział :)
Pomysł i wykonanie dobre.

Manekiny

8
Kreator, ja jeszcze zbyt początkująca jestem w pisaniu, by myśleć, że bez fajerwerków, wybuchów i ognia, opowiadanie może być ciekawe ;)
Misery loves company for a little bit of sympathy
KMFDM
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”