Zbliża się ciepło

1
Słowo wstępne

Jeśli chodzi o pogodę, to jak tylko zapowiadają temperatury dwucyfrowe powyżej zera, to mnie się nastrój obniża.
Ja lubię zimno.
Żadnych kwitnących krzaczków, świergolących latających wieszczących nadchodzące ciepło, a w konsekwencji upały.
Bo nie ma nic gorszego dla mnie jak lato.
Słońce poraża oczy, temperatura zabija, duszno, gorąco, cuchnąco.
Przyroda totalnie nie współpracuje. Zdany jestem na wytwór myśli ludzkiej w postaci każdej powierzchni płaskiej, którą się powachluję i ożyję na moment wachlowania.
A tu już na każdej stacji mówią o zbliżającej się wiośnie, a ja zaczynam zastanawiać się jak ja to, co po wiośnie przeżyję.

Prolog liryczny

Haiku dramatyczne

idzie już wiosna
potem będzie lato a
ja chyba zdechnę.


Lato, tak zachwycające dla niektórych.
I pojawiają się:

- Muchy. Nie ma firanki, przez którą te nie przedostaną się do mieszkania. Nad ranem, gdy człowiek dosypia resztę nocy urokliwie okazują swe istnienie.
Cały dom mają do dyspozycji, ale nad śpiącym najbardziej lubią latać. Do wścieknięcia!
Mogą połazić wszędzie i swoje gryzaki wtopić w resztki mikroskopijne, ale nie, w odkryte części ciała się będą wgryzać.

- Komary. Pytaniem „Po co to istnieje?” Boga obrażam, ale nie pojmuję na cholerę to komu?
Patrzysz wieczorem na telewizję, wykąpany, wykremowany, wygniatasz sobie podusie na okoliczność zaśnięcia. I gasisz odbiornik. I się zaczyna. Bzzz, bzzz, bzzz. Wstajesz, kapeć w rękę, zanim zlokalizujesz dziadostwo ciśnienie wzrasta sześćset. Jest! Z całej siły. Samica była, plama na ścianie. Z samcem łatwiej, przyschnie, się zdrapie. Kładziesz się. Bzz, bzz, bzz.
Jak już wszystko wytłuczesz jest pierwsza nad ranem. Adrenalina nie pozwala zasnąć i wysoka temperatura też, ale okna nie otworzysz, bo już tylko czekają, żeby do domu wtargnąć.

- Koniki polne. Coś je tak zmutowało, że skaczą i fruwają na wysokość kilku pięter i pragną towarzystwa ludzi. Nie ma kapcia, którym można by to zatłuc.

- Glizdy gładkie i włochate. Na balkon się wdrapują i siedzą w kwiatku, dopóki się nie znudzą i ciekawość je do mieszkania zaprowadzi. Wchodzą na budzik i do ucha. I w czereśnie, śliwki, bober, a koperku aż się roi od mszyc.

- Bliżej nieokreślona drobnica latająca. Spadnie deszczu trochę w powietrzu wiszą w parkach ściany jakiś muszysków. Nie zauważysz na czas – masz je w płucach.

A milion gatunków obrzydlistwa jeszcze!

Jedyne, co ładne z robaków w lato, to te stworki kolorowe z kategorii chrząszczy czy żuczków.
Takie to hecne!

I najgorsze: pająki.
W dzieciństwie spędzałem wakacje u dziadków na wsi.
Od wiosny do późnej jesieni wieś tętniła życiem: ryczały krowy, turkotały ciągniki, ludzie się przy robocie uwijali, fury z sianem jeździły, konie ciężko pracowały i owady też.
Ileż ja miałem roboty od rana!
Wypadałem z domu, gdy jeszcze poranek był zimny, kury wypuścić, wody świeżej im nalać, ziarna posypać, królikom narwać mleczu, pomiętosić kaczuszki, zajrzeć do obory, cielątko pogłaskać po łebku i poczuć małe różki i stojąc na odwróconym wiadrze popatrzeć na ruszające się w gniazdku jaskółcze pisklaki, potem w kota walnąć ziemniakiem, i polecieć na drogę i przed sklep, a tam arcyciekawe rzeczy!
Sprzed domów mleko w bańkach zbiera pan i ładuje na przyczepę traktora, fascynujące urządzenie!
Pan traktorzysta ma na prawym przedramieniu wielki nóż wytatuowany i dwa złote zęby, i do każdej baby się uśmiecha, coś mówi, a te chichoczą i „No co Pan!” i znowu chichoczą.
Przed sklepem baby w jednej grupie, chłopy w drugiej i ćmią papierosy. I co jakiś czas jeden pyta „Jedzie żuk?” A któryś idzie na drogę i patrzy i od razu nie odpowiada, wraca, papierosa pociąga, smakuje wdychnięte, wypuszcza, patrzy na wszystkich i dopiero mówi, że nie jedzie.
Ale w końcu przyjeżdżał. I wynosił pan kierowca skrzynki pełne ciepłego chleba, okrągłego, z rumianą skórką. Babka moja sklepową była, od razu wielkim nożem mi piętkę odkrawała, zęby ześlizgiwały się po tym zrumienionym, ale w końcu zatapiały się w smakowitym miękkim.
Ale wracając do pająków.
Napatrzyłem się na nie, a było ich dużo i różnych rodzajów.
Najwięcej było korsarzy, kulki z paradoksalnie długimi nogami. Tkwiły na ścianach w piwnicy. Co one jadły, to nie wiem. Nie pletły pajęczyn.
A raz widziałem w komórce z drewnem jak pszczoła wpadła w sieć. Zorganizował ją mały pająk. Trzepotała się ta pszczoła a pająk myk po niej w jeden koniec sieci, po kilku sekundach myknął w drugi i znowu w następny. Po kilku minutach pszczoła była owinięta. Szkoda mi było pszczoły, mogłem ją patykiem uwolnić, ale patrzyłem zafascynowany na okrucieństwo życia.
Często leżąc na trawie widziałem pajączki dyndające się na liściu. Dmuchałem w nie, a one szybko uciekały pod liść, albo spuszczały się po nici w trawę. Te były sympatyczne.
Niesympatyczne zabijałem.
Jednego pająka zastrzeliłem.
Był ogromny i usytuował się na nierównościach skutej pod kafelki ścianie łazienki. Oceniłem sytuację: nie było możliwości go zabić kapciem. Udałem się do pokoju i do łazienki wróciłem z wiatrówkowym pistoletem. Wymierzyłem i załatwiłem intruza jednym strzałem. Zwinął się i wpadł do wanny. Stwierdziłem zgon, wiatrówkę odniosłem na miejsce i dopiero się rozdarłem, żeby babcia przyszła i trupa wyniosła.
I dorosłem.
Nadal tłukę paskudztwa, ale nie zawsze.
Bo zdarzyło mnie się na dywanie zauważyć kulkę czarną. Schyliłem się, chcąc farfocla podnieść i wyrzucić, w palce swe chwytam a to żywe! Pająk! Podskoczył na jakiś centymetr i patrzy na mnie. Nie odpuszcza. Myślę: twardy zawodnik. W sekundzie stałem nad nim ze słoikiem i karteczką. Podebrałem bandytę i we słoiku wyniosłem na zewnątrz. Na pożegnanie jedną swą kończyną przejechał sobie pod główką obiecując mi, że to nie koniec.
I ja mu wierzę.

A gdyby trzeba było podjąć decyzję czy wszystkie owady czy żadne?
I tu słów kilka o mrówkach

Nadzwyczajne stworzenia.
Kiedyś jako malec spędziłem kilka godzin gapiąc się na ich pracowitość.
Wędrowały z mrowiska w oddalony od niego o kilkanaście metrów punkt.
Dla mnie kilka kroków, dla nich maraton.
Wracające do mrowiska dotykały czułkami wędrujące z niego, jakby sobie coś przekazując.
Położyłem na ich trasie rodzynkę.
Wdrapywały się na nią, wpierw lepkość na pyszczek nabierały, potem nadgryzały ile mogły i niosły to do mrowiska.
Przyszło mi do głowy, żeby ulżyć im w pracy i kolejne rodzynki kładłem rozerwane.
Po jakimś czasie z rodzynek zostawały tylko błonki.
Jedna mrówka wzięła w żuwaczki błonkę i jęła ciągnąć.
Delikatnie chwyciłem resztkę z mrówką i zaniosłem do mrowiska. Wylazło z niego kilka mieszkanek i zgromadziły się przy przyniesionym, następnie porozgryzały na maciupeńkie części i wciągnęły do mrowiska, z którego już nie wychodził rządek czarnych robaczków, a tylko do niego wracano. Najwyraźniej poinformowały się jakoś, że jedzenia w domu jest i nie trzeba już po nie wędrować.
Uznałem, że mrowisko już nieczynne.

Udałem się do domu i zległem na wersalce myśląc o mrówkach.
Zawstydziłem się, całe popołudnie spędziłem na próżnowaniu, aby obiad babciny zjadłem i grymasząc, a po nim stanowczo odmówiłem posprzątania po sobie i pognałem z patykiem do sadu z lubością drąc się i płosząc szpaki z wisien.
Tymczasem one, w porównaniu ze mną takie maleńkie, tak ciężko pracowały.
Na drugi dzień od rana oddałem się pracy i po obiedzie zaszedłem do nich.
Już nie miałem rodzynek, to im ziemniaki z obiadu położyłem, ale jakby z wyrzutem na mnie spoglądały na taki poczęstunek i omijały go.
Obraziłem się i więcej do nich nie zaglądałem.
Wakacje się skończyły, a ja wyjechałem.
Dopiero dziś mi się o nich przypomniało, chętnie bym je odwiedził, ale nie ma już pewnie tego mrowiska, a jeśli nawet, to ja przestałem lubić rodzynki.

Zbliża się ciepło

2
Zamknij cielątko w obórce, kota przepędź ziemniakiem, panu traktorzyście pozwól odjechać. Nie wspominaj o nich ani słowem. Resztę przejrzyj, zamaskuj ślady cięć, zatytułuj "Moje życie z owadami" czy podobnie. Będzie dobrze. Bo tak, to temat się Tobie rozłazi.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

Zbliża się ciepło

3
Do "haiku" jest spoko, a dalej na łatwiznę - jak to haiku, ni w ten zomb, po haiku wysiadłem, wiem wiem, tekst odebrany był na 15+ ale ja nie ten "target"
Nie ma rzeczy bar­dziej niewiary­god­nej od rzeczywistości.

Zbliża się ciepło

4
Rumcajs pisze: wiem wiem, tekst odebrany był na 15+
Tam na 15.
Na 150!

Bierze człowiek otwiera stragan z towarem swym.
A tu ino kpinki i szyderstwo.
A najgorsza ta Rubia.
Niby kujnie lekko, a z każdą godziną ból narasta, rozlewa się po całym ciele.
Się potem boję tu zalogować.

I pobiegł z tabletem i chlipem w kącik poprawiać we łordzie opowiadanie swe.

Zbliża się ciepło

5
refluks pisze:
Rumcajs pisze: wiem wiem, tekst odebrany był na 15+
Tam na 15.
Na 150!

Bierze człowiek otwiera stragan z towarem swym.
A tu ino kpinki i szyderstwo.
A najgorsza ta Rubia.
Niby kujnie lekko, a z każdą godziną ból narasta, rozlewa się po całym ciele.
Się potem boję tu zalogować.

I pobiegł z tabletem i chlipem w kącik poprawiać we łordzie opowiadanie swe.
No co Ty, nie bojaj się, pozatym mamy ustawkę, pamiętaj :) jest takie powiedzenie: pochwalą, złajają, to dobrze, źle jak obojętność okażą...
Nie ma rzeczy bar­dziej niewiary­god­nej od rzeczywistości.

Zbliża się ciepło

8
Nie wiem czy to będzie bardzo konstruktywny komentarz, bo jest raczej natury przyrodoznawczej.
Samica była, plama na ścianie. Z samcem łatwiej, przyschnie, się zdrapie. Kładziesz się. Bzz, bzz, bzz.
Jak bohater odróżnia samca od głodnej samicy? Niby się da, ale raczej nie wtedy gdy został już rozsmarowany na ścianie. Samce też chyba rzadziej wlatują do domów.

"Najwięcej było korsarzy, kulki z paradoksalnie długimi nogami. Tkwiły na ścianach w piwnicy. Co one jadły, to nie wiem. Nie pletły pajęczyn."
Bo korsarze(albo kosarze), to nie pająki. Podkreśla mi słowo pletły, zgaduję że powinno być plotły, ale może to gwara czy coś.

Aha, pająki to nie owady, bo chociaż obie grupy należą do stawonogów, to owady są sześcionogami, a pająki szczękoczułkowcami. Może jednak inny tytuł, niż jeden z przedmówców sugerował?

Opisy są bardzo przyjemne i pozwalają się wczuć. Niestety nie jestem fanką takiej narracji. Kojarzy mi się z "wojną polsko ruską pod flagą..." której nie dałam rady doczytać, męczy przy dłuższych tekstach.
"Strasznie mnie wkurza gdy się pytają:
Jak tam roboty się posuwają
A w budownictwie przecież pracuję
Co mnie obchodzą robotów ruje!?"
Autor nieznany(przynajmniej mnie)

Jajko to bardzo świeży kurczak.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron