Fragment dłuższego tekstu, który po wrzuceniu tutaj - na szczęście! - został zablokowany.
WWWWiem, że kawałki pasują do siebie, bo widziałem jak się rozpadały.
WWWJest 20 kwietnia 1999 roku, godzina 12:08 w południe. Kałuża krwi wokół głowy Dylana Klebolda kurczy się powoli. Dylan wstaje z podłogi jak szmaciana lalka na sznurkach. Kula opuszcza jego głowę, wchodzi gładko w lufę pistoletu i ląduje z powrotem w magazynku. Dylan otwiera oczy i odrywa broń od swojej skroni.
WWWPatrzy jak kawałki mózgu Eryka odczepiają się z sufitu i grzbietów książek i wracają na swoje pierwotne miejsce. Odłamki czaszki zespalają się jak układanka, idealnie pasując do siebie. Eryk Harris podnosi się na kolana, strzelba podrywa się sama z ziemi, jakby grawitacja przestała istnieć, i trafia prosto w jego drżące ze strachu dłonie. Trzyma ją pod brodą, odchylając głowę do tyłu, z mocno zaciśniętymi powiekami. Nie myśli o niczym, nawet o jego bombach zegarowych w stołówce, które ostatecznie nie wybuchły.
WWWNa zewnątrz szkoły wyją syreny policyjne i karetki, lecz w oku cyklonu panuje martwa cisza. W zadymionej bibliotece unosi się ciężki zapach prochu, woń śmierci bije w nozdrza.
WWWStało się. Przekroczyli Rubikon. Zabili dwunastu uczniów i jednego nauczyciela, ranili dziesiątki innych osób. Teraz stoją twarzą w twarz z ciemnością, na odległość spustu. Wszystkie fimbrie ducha naprężają się do granic możliwości, by poruszyć jednym palcem. Rzeczywistość otoczyła ciało jak bezlitosna i ogłupiała tłuszcza, przylgnęła ciasno, dźgnęła każdy por skóry i rozeszła się w jeszcze ciepłej krwi. Wlała się we wszystkie zmysły, zadając gwałt rozszerzonym źrenicom, wtargnęła drogami nerwowymi do jądra ludzkich snów. Stało się. Nie ma już nic poza tym.
WWWJutro ich twarze będą nawiedzać okienka w telewizorach. Może pokażą ich zdjęcia z dzieciństwa zestawione z emisją masakry. Znów zaczną burzliwą debatę o prawie do broni i znów nie dojdą do żadnego wniosku. Prawdopodobnie. Dziennikarze nazwą ich potworami z sąsiedztwa, a szturchane dzieciaki zrobią z nich męczenników. Pieprznięte nastolatki wystawią im ołtarzyk, rozpocznie się koncert nienawiści. Będą mieli naśladowców. Odbędzie się łzawe nabożeństwo. Ludzie przyniosą znicze.
WWWZ wolna rozluźniają się napięte ścięgna na szyi Eryka, jabłko Adama chowa się nieco, a oddech zwalnia obroty. Opuszcza strzelbę i wstaje z kolan. Mówi do Dylana, a jego słowa unoszą się na powierzchni zgiełku, który faluje gdzieś daleko:
WWW- Do zobaczenia w piekle.
WWWPodają sobie ręce, jakby w przelocie, i przez sekundę patrzą w oczy. Boją się tego, co mogliby w nich ujrzeć - obce, wykrzywione odbicie własnego szaleństwa? Rozczarowanie?
WWWDylan odwraca się i widzi zwłoki dziewczyny, leżące na boku z twarzą zamienioną w kamień. Zdumiony odkrywa, że nic już nie czuje. Ekstaza niszczenia minęła, lecz nie zastąpił jej żal. W dużej mierze dlatego, że zaraz on też będzie martwy.
WWWGodzina 11:40. Biblioteka zamienia się teatr kukiełek. Ciała podnoszą się z ziemi, podrywane niewidzialną siłą i wciągają w swoje żyły jaskrawą krew. Czerwone krople odrywają się od ścian i skupiają jak promienie w soczewce, kałuże na podłodze kurczą się i znikają. Eryk Harris i Dylan Klebold odwalają kawał roboty, wydobywając z ludzkich ciał pociski, te zaś w magiczny sposób zasysane są przez lufy karabinów, wraz z obłoczkami dymu. Co więcej, narzędzia, które chłopcy dzierżą w swoich dłoniach, wędrują potem z rąk do rąk, aż trafiają do magazynów, w których są rozkładane na części i rozbijane w drobny mak.
WWWGodzina 11:29. Eryk i Dylan stoją w progu biblioteki, uzbrojeni po zęby, i patrzą na kulących się pod stołami uczniów. Twarz Eryka wykrzywia grymas gniewu. Krzyczy:
WWW- Wszyscy wstawać!
WWWI rzeczywiście, wszyscy gorliwie spełniają jego rozkaz, w pośpiechu wychodzą spod ławek, chwytają długopisy i siadają do lekcji. Pierścień strachu rozluźnia się i puszcza ich gardła. Rozlega się szczęk żelastwa, a potem zalega cisza, usiana jedynie szuraniem krzeseł, pojedynczymi kaszlnięciami i szelestem kartek. Eryk i Dylan wycofują się za drzwi, zostawiając swoje ofiary żywe i zanurzone w oazie spokoju.
WWWWskazówki zegara cofają się w Liceum Columbine. Eryk i Dylan stawiają kroki w tył, kule wpadają prosto w ciemność wylotowych dziur. Czarny dym gromadzi się w skupiskach jak pył gwiezdny, zamknięty w niewidzialnej pięści, aż w końcu mieści się na główce od szpilki. Języki ognia wycofują swoją armię, z płomieni wyłania się świat. Ładunek wybuchowy ląduje z powrotem w dłoni Eryka, a ten zabiera zabójczą iskrę ze sterczącego lontu i chowa ją w kieszeni płaszcza.
WWWCiała podnoszą się z podłogi korytarza, ścierają ze szkolnych szafek zygzaki krwi, prostują się i idą przed siebie. Więdnie krwawy kwiat na piersi futbolisty, który kiedyś nazwał Eryka ciotą; brocząca dziura w brzuchu nauczyciela matematyki, który upokorzył raz Dylana przy tablicy, rodzi małą kulkę i zasklepia się. Miriady odłamków szkła pasują do siebie jak puzzle rozsypane z okna, w które Eryk posłał salwę pocisków.
WWWJest kwadrans po jedenastej i wszyscy żyją. Eryk i Dylan stoją przed gmachem Liceum Columbine. W ciepłym powietrzu niosą się uderzenia piłki do koszykówki i okrzyki zawziętej gry. Ryk dzwonka w głębi szkoły obwieszcza przerwę. Kolejny dzień toczy się swoim regularnym rytmem, pocięty na godziny i kwadranse, zamknięty w planach lekcji. Nikt nie słyszy mrocznego tykania, które rezonuje gdzieś w szczelinach codzienności.
WWWChowają broń za poły płaszczów. Tętno spowalnia, adrenalina zawraca z żył do poskręcanych gruczołów. Odchodzą.
WWWGniew stopniowo gaśnie w ich głowach, myśli wracają do swojego zarodka. Wizje znikają ze stron chorych fantazji. Sznureczki nienawistnych zdań skracają się i zostają puste kartki. Znów są czyści. Nigdy nie poczuli się jak brud. Nigdy nie wkroczyli do swojej szkoły, ubrani na czarno od stóp do głów, dźwigając torby z zegarem zniszczenia. Nigdy nie zaczęli strzelać. Nie zapragnęli umrzeć i uchronić się przed śmiertelnością, wypalając swoje imiona w zbiorowej pamięci.
WWWEryk zdejmuje z siebie czarny prochowiec. Ściąga buty desantowe i biały T-shirt z nadrukiem "SELEKCJA NATURALNA". Ogląda w lustrze swoją twarz ze znamionami bezsennej nocy - cienka skóra naciągnięta na kości policzkowe, sine podkówki wokół oczu.
WWWWiem, że kawałki pasują do siebie, bo widziałem jak się rozpadały.
WWWNienawiść kurczy się i wpełza do łona smutku, a ten osuwa się na powrót w nicość. Eryk i Dylan odchodzą, a daleko w górze sine niebo otwiera się poszarpaną, niebieską dziurą, krwawiąc snopem światła.
WWWWracają do domu.
Warflower (fragment)
2Mi się bardzo podobało - ten numer z cofaniem się czasu - baaaaardzo fajny
Natomiast kompletnie nie kapuję, jakie jest przesłanie tego fragmentu. Ale tekst cool, ciekawym reszty

Natomiast kompletnie nie kapuję, jakie jest przesłanie tego fragmentu. Ale tekst cool, ciekawym reszty

I told my whole body to go fuck itself Patrick Coleman, Churchgoer
Warflower (fragment)
3Dziękuję! To chyba pierwsza pozytywna opinia na temat tego tekstu. Zresztą to tylko fragment, chyba najlepszy z całości.
Może kiedyś wstawię resztę tekstu, która odsłoni nieco "przesłanie".
Choć muszę dodać, że jest to historia inspirowana faktami.
Może kiedyś wstawię resztę tekstu, która odsłoni nieco "przesłanie".
Choć muszę dodać, że jest to historia inspirowana faktami.
Misery loves company for a little bit of sympathy
KMFDM
KMFDM
Warflower (fragment)
4Fajne zdanie! W sumie to dzięki niemu przeczytałam całość. Opisy ciekawe ale momentami nudzą... ogólnie podobało mi się

W Liceum Columbine wskazówki zegara cofają się. :?:
..
Warflower (fragment)
5Cześć!
Jak wspomniał mój pierwszy przedmówca- motyw z cofaniem czasu jest naprawdę świetny.
Tekst jest prosty, przejrzysty, miło go się czyta, to zaś jest kwestią pioruńsko ważną.
Mówiąc wprost- kurde, fajne to jest!
Jak wspomniał mój pierwszy przedmówca- motyw z cofaniem czasu jest naprawdę świetny.
Tekst jest prosty, przejrzysty, miło go się czyta, to zaś jest kwestią pioruńsko ważną.
Mówiąc wprost- kurde, fajne to jest!

Warflower (fragment)
6Mijabi, Lektor cieszę się, że czytanie mojego opowiadania nie było męką i przedzieraniem się przez ścianę tekstu
Zależało mi właśnie na przejrzystości.
Ten motyw z cofaniem się czasu to w sumie taki trik, żeby zainteresować czytelnika tematem, aaaale.. chciałam też wywołać jakiś efekt, hm, nostalgii, zadumania się nad losami postaci. Nie wiem czy mi się udało, anyway dziękuję ślicznie za miłe odpowiedzi.

Ten motyw z cofaniem się czasu to w sumie taki trik, żeby zainteresować czytelnika tematem, aaaale.. chciałam też wywołać jakiś efekt, hm, nostalgii, zadumania się nad losami postaci. Nie wiem czy mi się udało, anyway dziękuję ślicznie za miłe odpowiedzi.
Misery loves company for a little bit of sympathy
KMFDM
KMFDM
Warflower (fragment)
8Nie mogli wiedzieć, ile osób zabili. Ponieważ:
1) Jeżeli do kogoś strzelali, to nie mogli mieć pewności, że trafili, ani że rana była śmiertelna. Zasadniczo jak do człowieka strzelają, to pada na ziemię. Nawet służby potrzebują trochę czasu, aby ustalić, ilu jest martwych a ilu rannych.
2) Zakładając, że liczyli tylko ewidentnych zabitych (np. postrzał w głowę... chociaż to i tak nie jest w 100% pewne), to nie mogli wiedzieć, ilu zabili razem. Każdy z osobna mógł wiedzieć, ilu mniej więcej on trafił, ale razem nie. Przecież nie mówili sobie:
- Ilu zabiłeś?
- Siedmiu?
- Aha, ja tylko sześciu, ale jeden z nich był nauczycielem. To daje nam łącznie dwunastu plus nauczyciel.
To niby pierdoła, ale jednak na czymś takim można się później wywalić w poważniejszych kwestiach.
Ale poza tym rzeczywiście fajny pomysł z cofaniem czasu. Ostatnio też myślałem o czymś podobnym - każdy rozdział cofa w czasie. Ale jak znam życie, nie tylko my dwoje na to wpadliśmy.
Warflower (fragment)
9Wcześniejsi weryfikatorzy chwalili, wiec ja wbiję kilka szpil. Jeżeli chodz o cofanie z czasem, to miałem takie ćwiczenie w podstawówce, napisać mit Syzyfa od tyłu, więc to akurat mnie jakby mnie poruszyło.
Na plus, że tekst czyta się na tyle dobrze, że te błędy umykają.
Aha, musiałem wyguglać "fimbrie" i nie jestem pewien, czy to dobra metafora.
Added in 52 seconds:
MNIEJ jakby mnie poruszyło, miało być.
Siękoza. Do tego, strasznie dużo i.
Na plus, że tekst czyta się na tyle dobrze, że te błędy umykają.
Aha, musiałem wyguglać "fimbrie" i nie jestem pewien, czy to dobra metafora.
Added in 52 seconds:
MNIEJ jakby mnie poruszyło, miało być.
Warflower (fragment)
10Ajajaj, mialo być "fibrie". Nie zauwazylam, że Word poprawił mi na "fimbrie". xD
Aha, musiałem wyguglać "fimbrie" i nie jestem pewien, czy to dobra metafora.
Added in 52 seconds:
MNIEJ jakby mnie poruszyło, miało być.
Bulgor, cenna uwaga. Sama się zastanawiałam nad tym zdaniem, bo ono relacjonuje a nie opowiada. Ale zakładam istnienie wszechwiedzącego bohatera, wiec moge zawrzeć taką informację chyba?
Misery loves company for a little bit of sympathy
KMFDM
KMFDM
Warflower (fragment)
12Znaczy sie narratora! Co jest ze mną dzisiaj..bulgor pisze:
Wszechwiedzącego bohatera czy narratora?
Misery loves company for a little bit of sympathy
KMFDM
KMFDM
Warflower (fragment)
13ciekawy pomysł z cofaniem czasu i dobrze napisany, ale czytając to tak naprawdę bohaterowie non stop cofają się i potrafię sobie to wyobrazić, wiec czekam na dalszą część, bo aby się cofnąć trzeba też iść do przodu.
Warflower (fragment)
14Nie będę się rozpisywał. Dla mnie tekst jest bardzo dobry, a dzięki głębokim opisom wsiąkłem w całości i wołam o więcej 

Warflower (fragment)
15Czyta się bez zgrzytów, płynnie, momentami tekst nawet mocno działa na wyobraźnię.
Nie ma rzeczy bardziej niewiarygodnej od rzeczywistości.