Okrążenie II (wspomnienie) /opo poprawione

1
(fragment poprawiony. Poprzednio umieściłem 9 lutego; poniżej uwzględniłem większość uwag z komentarzy. Dla porównania):

W czasie okupacji hitlerowskiej Janek też wstąpił do lokalnego oddziału Armii Krajowej, podobnie jak wielu innych młodych chłopaków z okolicznych wsi. W okresie lata przeważnie przebywali w lesie, szkoląc się i przeprowadzając krótkie akcje zbrojne lub staczając potyczki z niemiecką żandarmerią oraz lokalnymi litewską policją i wojskiem podlegającymi władzom okupacyjnym. Na zimę dowódca oddziału rozpuszczał większość partyzantów do domów.
W czasie jednego z takich letnich pobytów rejon, w którym ich partyzancki oddział stacjonował, został otoczony przez oddziały niemieckie. Nie mogli ruszyć się z obozowiska w lesie, byli odcięci od wiosek, zaopatrzenia i informacji wywiadu. Blokada trwała dłuższy czas, zapasy żywności kończyły się. Nie mogli nawet rozpalać większych ognisk, aby się ogrzać w nocy czy zjeść ciepły posiłek, gdyż codziennie nad lasem przelatywał niemiecki samolot obserwacyjny „Storch”. Wprowadzony przez dowódcę nakaz zachowywania ciszy i całkowity zakaz używania broni palnej nie pozwalał też zapolować na zwierzynę leśną czy ptactwo. Zaczęli głodować; został im tylko worek grochu i konwia bimbru. W czasie okupacji samogonu nigdy nie brakowało, był też często traktowany jako zastępcza waluta wymienna.
Uratowała ich zmyślność starszego gajowego, który był również w oddziale, a właściwie jego wieloletnia znajomość zwyczajów w przyrodzie. Zameldował się u dowódcy:
– Panie poruczniku, znam stary sposób. Może uda się coś upolować bez wystrzału. Potrzebuję tylko wiadra grochu i bimbru.
Dowódca długo się nie namyślał, nawet nie spytał o ten sposób. Nie metoda, tylko efekt się liczył. Żarcie. Żarcie dla żołnierzy! Polecił kwatermistrzowi wydać podwładnemu to, czego ten potrzebował. Gajowy wsypał groch do wiadra, zalał bimbrem i zostawił na noc. O brzasku rozsypał nasączony już groch na jednej z polan. Potem zaległ w lesie na jej skraju wraz z kilkoma partyzantami.
– Chłopaki, tylko cicho leżta, co by nie spłoszyć.
– Wiemy, wiemy – odezwalo się dwóch z nich.
– Co spłoszyć? – zdziwił się najbliższy z leżących.
– Ot, głupi – zaśmiał się jeden z partyzantów. – Gęsi. Dzikich gęsi.
– Aaa...
– Cicho już! – nakazał im gajowy i z niepokojem spojrzał w niebo.
Miał doświadczenie. Górą przeleciał jeden klucz gęsi, potem drugi, trzeci. Żaden nie wylądował na polanie. Leżący już dłuższy czas partyzanci zaczęli się niecierpliwić, co chwila rozpoczynali rozmowy między sobą.. Gajowy nie odpuścił:
– Cholera, uspokójta się. Aby mieć, trza czekać.
W końcu cierpliwość została wynagrodzona. Przelatywał nad polaną kolejny klucz; prowadzący gąsior zaczął się zniżać, a po kilku sekundach wszystkie gęsi. Przewodnik wyraźnie obrał polankę na miejsce odpoczynku. Kiedy tylko stado usiadło, jeden z ptaków dojrzał jadło i z głośnym krzykiem rzucił się na nie, a za nim pozostałe gęsi. Połykały rozsypany groch tak łapczywie, że w niecały kwadrans wszystek pożarły do ostatniego ziarna. Zalegający w krzakach partyzanci już chcieli wyskoczyć na polanę, ale gajowy ich wstrzymał:
– Poczekajta, jeszcze chwila.
Po następnym kwadransie gęsi zaczęły się chwiać i jedna po drugiej przewracać. Kiedy ostatni z ptaków także utracił równowagę, gajowy z cicha krzyknął:
– Teraz! Za łby i ukręcać!
Ruszyła biegiem partyzancka wiara. Nie mieli dużo roboty; już po kilku minutach mogli wracać z przytroczoną do pasów zdobyczą.
Kiedy tylko znaleźli się w obozowisku i triumfalnie podnieśli trofea do góry, zbiegli się wszyscy odpoczywający partyzanci, na czele z dowódcą. Biorący udział w wyprawie błyskawicznie ustawili się w króciutki dwuszereg i zamarli w bezruchu. Gajowy sprężyście wybił trzy kroki w stronę oficera, wyprężył się jak na defiladzie, zasalutował i służbiście zameldował:
– Panie poruczniku, melduję wykonanie bojowego zadania! Straty przeciwnika dwudziestu pięciu. Wziętych do niewoli zero. Straty własne zero. Zużycie amunicji zero.
– Przyjąłem. Dziękuję – odpowiedział oficer, próbując również zachować pozory powagi. – Dajcie spocznij.
– Spocznij! – powtórzył gajowy w stronę dwuszeregu podwładnych.
– Kucharz! – Dowódca nie musiał nawet go wołać, gdyż tenże już stał przed nim. Przygotowany był do wykonania specjalistycznego zadania – na wojskowy mundur miał założony biały, chociaż przybrudzony fartuch, na głowie podobnego koloru czapka kucharska, w ręku dzierżył krótki nóż. Jedynie wpadnięty brzuch odróżniał go od podobnych jemu w regularnej armii.
– Na rozkaz! – Szef jednoosobowej obsady kucharskiej przyjął postawę najbardziej służbistą ze służbistych. Nawet rękę z nożem zgiął po wojskowemu w łokciu, kierując jego ostry czubek w górę, jak nałożony na karabin bagnet.
Porucznik zlustrował go spojrzeniem. Już chciał zrugać za niepierwszej świeżości fartuch, ale wstrzymał się. Warunki frontowe to nie koszary, nie sprzyjają przestrzeganiu regulaminów i czystości oporządzenia w każdym calu. Ważne, że osobista broń w ręku kucharza lśniła, wypolerowana do połysku. Wydał tylko rozkaz:
– Wasze zadanie. Zdobycz oczyścić, oporządzić, upiec. Nie jest to niedźwiedź, ale nie będziemy narzekać. Jedno ognisko, drewno tylko suche, bezdymne, czas zakończenia przed zmierzchem słońca. Szef oddziału dopilnuje równego podziału prowiantu. Pytania?
– Panie poruczniku, sam nie zdążę wszystkich ptaków. Potrzebuję kilku chłopaków do pomocy, co by oskubali i pomogli patroszyć.
– Szef przydzieli wam tylu, ilu potrzebujecie. Czuję, że sami będą się pchać na ochotnika. Coś jeszcze?
– Pan porucznik chce same udka czy piersi?
– Powiedziałem, po równo, bez wyjątku. Wykonać.
– Taa jee…!
Dowódca wiedział, co mówi; szef oddziału nie musiał wyznaczać pomocników kucharza, ochotników do oporządzania gęsi nie zabrakło. Prawie wszyscy partyzanci pochodzili ze wsi, znali się na przygotowaniu ptactwa do pieczenia. Ich entuzjazm wynikał bardziej z prozaicznej chęci zajęcia pierwszych miejsc w kolejce do tak dawno wyczekiwanego, porządnego posiłku, ale to zrozumiałe. Na wojnie jedzenie dla żołnierza jest równie ważne, jak amunicja.
Kucharz i tak uwijał się jak w ukropie, poganiany przez wygłodniałych akowców. Pomocnicy nadziewali wypatroszone gęsi na metalowe szpikulce i bagnety, opiekali nad jednym ogniskiem. Podział „pieczystego” odbywał się pod czujnym okiem szefa oddziału.
Nikt nie narzekał na brak przypraw; ptaki smakowały wszystkim wybornie, jakby były najwykwintniej przyrządzonymi bażantami z wielkopańskiego stołu. Głód potrafił przesunąć wskaźnik na skali smaczne – niesmaczne w jedną, skrajną pozycję – wszystko smaczne, co nadaje się do zjedzenia. Do tego „chłopcy z lasu” zaspokoili ssanie w żołądkach nie zwykłymi bulwami, ziemniakami, a delikatnym mięsem; było ono jak wisienka na świątecznym torcie.
Ten prawdziwy posiłek, pierwszy po długim okresie postu, pozwolił im przetrwać. Po kilku dniach udało się zwiadowcom znaleźć lukę w okrążeniu i cały oddział, pod nosem Niemców, przemknął przez nią w nocy i przeniósł się w inny kompleks lasów. „Gęsią ucztę” każdy z partyzantów jeszcze długo wspominał. W pełni zasłużyła na taką nazwę i pamięć.
Piszę. Wspomnienia. Miniaturki. Satyriady. Drabble. Fraszki. Facecje. Podobne. Wystarczy.

Okrążenie II (wspomnienie) /opo poprawione

2
Nie jest dobrze.
Czułem się, jakbym czytał nieudaną podróbkę "Jak rozpętałem drugą WŚ".
Hardy pisze: W czasie okupacji hitlerowskiej Janek też wstąpił do lokalnego oddziału Armii Krajowej, podobnie jak wielu innych młodych chłopaków z okolicznych wsi. W okresie lata przeważnie przebywali w lesie, szkoląc się i przeprowadzając krótkie akcje zbrojne lub staczając potyczki z niemiecką żandarmerią oraz lokalnymi litewską policją i wojskiem podlegającymi władzom okupacyjnym. Na zimę dowódca oddziału rozpuszczał większość partyzantów do domów.
W czasie jednego z takich letnich pobytów rejon, w którym ich partyzancki oddział stacjonował, został otoczony przez oddziały niemieckie. Nie mogli ruszyć się z obozowiska w lesie, byli odcięci od wiosek, zaopatrzenia i informacji wywiadu. Blokada trwała dłuższy czas, zapasy żywności kończyły się. Nie mogli nawet rozpalać większych ognisk, aby się ogrzać w nocy czy zjeść ciepły posiłek, gdyż codziennie nad lasem przelatywał niemiecki samolot obserwacyjny „Storch”. Wprowadzony przez dowódcę nakaz zachowywania ciszy i całkowity zakaz używania broni palnej nie pozwalał też zapolować na zwierzynę leśną czy ptactwo. Zaczęli głodować; został im tylko worek grochu i konwia bimbru. W czasie okupacji samogonu nigdy nie brakowało, był też często traktowany jako zastępcza waluta wymienna.
W początkowym akapicie nie odpowiadasz - tylko składasz relację. To jest suche, jak raport żołnierski, nie wiem, czy aby o taki efekt Ci chodziło. Jeśli tak to gratuluję wykonania zadania.
Bohaterowie nie mają wyglądu, wszyscy są kubek w kubek do siebie podobni.
Hardy pisze:
– Chłopaki, tylko cicho leżta, co by nie spłoszyć.
– Wiemy, wiemy – odezwalo się dwóch z nich.
– Co spłoszyć?
Wszystko to bez tempa, wyprane z emocji. Może miało być tak pogodnie, i w sumie lajtowo w tej Twojej partyzantce? No, nie wiem, nie wiem. Jako żywo staje mi przed oczyma Franek Dolas, i jego Krasula, którą gnał na minę, że wszystko podane jest w takim lekko komediowym sosie.

O temacie partyzantki, trzeba umieć pisać, ale nie frasuj się, nawet noblistom wypominano braki.

Tak, w Ostatnim śniadaniu o partyzantce i Hemingwayu pisze Eustachy Rylski.
Wiedząc to i tamto o jego konspiracyjnej przeszłości, której nie wspominał nawet po wódce, ale którą potwierdzali inni, wojny nie dzieliło nawet jedno pełne pokolenie, wspomniałem mu kiedyś o flagowej powieści Hemingwaya "Komu bije dzwon", jak by ją oceniać, partyzanckiej.
Oddał mi książkę po miesiącu, mówiąc, że podobała mu się tylko inskrypcja Johna Donne’a: Przeto nigdy nie pytaj, komu bije dzwon, bije on tobie. Powiedział, że nie jest w stanie wyobrazić sobie żadnej partyzantki polskiej, hiszpańskiej, francuskiej, bałkańskiej, w której tak dużo i tak głupio by się gadało, zadawałoby się tyle pytań i uzyskiwało na nie tak wyczerpujące odpowiedzi, w której tak dobrze by się jadło, tak odpowiednio piło, byłoby się takim ogarniętym, schludnym i zachęcająco zdrowym i zażyło by się romansu jak z powieści.
Powiedział, że partyzanckie romanse nie trwały kwadransa, kobiety w oddziałach gwałcone były raczej niż miłowane, że długich tygodni bezczynności nie rozjaśniały rozmowy, że ponure milczenie, nieuprzejma dyskrecja, to była muzyka tych oddziałów, że pięści, wrzasku, podstępu i wszelkiej innej energii używało się do nieustannego ujarzmiania młodych mężczyzn, których skłonność do deprawacji
zdumiewała nawet ostatecznie zdeprawowanych. Że partyzantka, gdzie by nie wojowała, to przemoc nie wobec nieprzyjaciół, lecz wobec swoich, by zatrzymać ich przed granicą ostatecznego rozpasania i lepiej nie wspominać metod, po jakie w związku z tym sięgano.
Że w tej sytuacji wspominanie brudu, niemożliwego do zapomnienia odoru szałasów, odosobnionychchałup czy ziemianek, wszy, mend, reumatyzmów tuberkułów, niekończących się przeziębień już nie ma sensu.
Powiedział, że zamknął powieść w jednej trzeciej, gdy doczołgał się do którejś tam rozmowy jankesa z Marią, której on nie poprowadziłby nawet w wiktoriańskim salonie, tak jest upozowana i wyprana z jakiegokolwiek erotycznego pomysłu.
Aha, z rzeczy technicznych - zbyt często w tekście śięsiujesz. Znaczy za dużo występuję "się" w twoim utworze.
To tyle ode mnie.
Proszę don't shoot the messenger :)
I told my whole body to go fuck itself Patrick Coleman, Churchgoer

Okrążenie II (wspomnienie) /opo poprawione

3
Co do Twoich odczuć, Slavec, to już sprawa indywidualna; jednym, się podoba, innym nie. Tak,k w niektórych miejscach chcę, aby to wyglądało na krótkie, żołnierskie słowa. "Bohaterowie" nie pojawiają się w dalszej części, nie potrzeba ich zbytnio charakteryzować; tylko przeżycia Janka są ogniwem łączącym.
Piszę w większości z lekkim przymrużeniem oka, nawet o sprawach, których komedią nazwać nie można.
Natomiast "sięsiowienie" - tak, faktycznie w tym fragmencie jest zbyt dużo. W czterech miejscach narracji udało mi się je usunąć.

Co do znajomości realiów życia partyzanckiego - znam je, oczywiście nie z własnych obserwacji. Powyższy tekst jest fragmentem. Jakie było życie partyzanta, napomykam w innym opowiadaniu:
"Życie partyzanta pięknie prezentuje się na ekranach wojennych filmów. Wymuskani, leśni ludzie w czystych mundurach, sami amanci, za którymi panny oczami wodzą i po cichutku wzdychają. W rzeczywistości często ich nieodłącznym towarzyszem był głód, brud, wszy, brak wody do umycia oraz niebezpieczeństwo, czyhające ze strony hitlerowskiego okupanta i ich sojuszników. Byli jednak w większości młodymi chłopakami, przyzwyczajonymi do trudów życia na wsi, więc nie narzekali. W lecie leśne życie jest łatwiejsze, a w potyczkach z Niemcami mogli zasłużyć na mołojecką sławę. Młoda, gorąca krew znajdowała ujście w takich akcjach, do tego ochotniczo służyli “ku chwale Ojczyzny!”.
Tak powoli toczyło się partyzanckie życie. Niosło dramaty, tragedie, jak to na wojnie, ale nie samymi walkami młody partyzant żyje. W oddziale był też czas na żarty, biesiady, czasem popas we wsi i nieodłączne zabawy z dziewczynami."

Jak to w życiu - nawet na wojnie było "wszystkiego po trochu".

PS. Obce mi są wschodnie obyczaje traktowania posłańca przynoszącego złe wieści ;)
Piszę. Wspomnienia. Miniaturki. Satyriady. Drabble. Fraszki. Facecje. Podobne. Wystarczy.

Okrążenie II (wspomnienie) /opo poprawione

4
Partyzanci byli otoczeni przez Niemców, odcięci od świata, tak? Skąd w takim razie brali wodę? A najwyraźniej mieli jej dużo, skoro porucznik chciał zbesztać kucharza za nieuprany fartuch.

Druga sprawa: jestem kobietą pochodzącą z miasta, ale kiedy gajowy wspomniał o grochu i alkoholu, od razu odgadłam, co zamierza zrobić. Nie potrafię uwierzyć, że nie wpadli na to wiejscy chłopcy.

Co do stylu, zgadzam się z poprzednikiem. Nieciekawy, sprawozdawczy, po prostu nudny. Uśpisz czytelnika. Piszesz, że partyzaci od wielu dni nic nie jedli, ale nie pokazałeś tego w żadnej scenie. Mógłbyś choćby wspomnieć, że podczas pieczenia gęsi Janek przełykał ślinę, powstrzymywał się, by nie ugryźć surowego mięsa, zapach ptaka oszałamiał go itd. Trzeba by nad tym fragmentem mocno popracować. Z faktu, że komuś się spodobał, nie wynika, że jest dobry. Każda potwora znajdzie swego amatora i każda książka, nawet ta najgorsza, znajdzie przynajmniej jednego zachwyconego czytelnika.

Zachęcam do poprawienia opka i życzę powodzenia. :)

Okrążenie II (wspomnienie) /opo poprawione

5
Kamienna, widać, że nie znasz życia na wsi ani partyzanckiego, ale nie dziwię się. Partyzanci brali wodę ze strumyka. Wiele takich płynie w lesie.

Tylko jeden z partyzantów nie wiedział, pozostali wiedzieli - wyraźnie o tym napisałem:
– Chłopaki, tylko cicho leżta, co by nie spłoszyć.
– Wiemy, wiemy – odezwalo się dwóch z nich.
– Co spłoszyć? – zdziwił się najbliższy z leżących.
– Ot, głupi – zaśmiał się jeden z partyzantów. – Gęsi. Dzikich gęsi.
– Aaa...


Nie rozpisuję się o "przełykaniu śliny" itd., gdyż nie taki jest motyw zbioru opowiadań. Mógłbym oczywiście skupiać się na przeżyciach i odczuciach, ale w tym gąszczu szczegółów zatracałoby się to, co chcę przekazać. Ozdobniki nie mogą przesłonić rdzenia.

Odwracając - z faktu, że komuś się nie podoba, nie wynika, że jest niedobry. Po prostu, jest to ocenne i indywidualne - dla kogo piszę. Dla jednych nudne, dla innych nie. Zależy od targetu :)

Pozdrawiam i dziękuję za komentarz.
Piszę. Wspomnienia. Miniaturki. Satyriady. Drabble. Fraszki. Facecje. Podobne. Wystarczy.

Okrążenie II (wspomnienie) /opo poprawione

6
Życia partyzanckiego rzeczywiście nie znam, ale chodziłam po wielu lasach, poszukując grzybów, i jakoś nie napotykałam strumyków. No ale dobrze, niech będzie, że w lesie, który opisujesz, płynął strumyk. Dlaczego więc Niemcy nie odcięli partyzantom dostępu do niego? Niemcy nie byli głupcami.

To o przełykaniu śliny to nie ozdobnik, tylko element, który sprawiłby, że czytelnik mógłby sobie wyobrazić opisywaną historię. :)

Okrążenie II (wspomnienie) /opo poprawione

7
Uff... Kamienna, nie wiem, po jakich lasach chodziłaś. Kiedy ja chodzę, ciągle się na strużki i strumyki natykam. Na partyzantce jednak się kompletnie nie znasz :) Na Wileńszczyźnie (tam umiejscowione są wspomnienia) strumyków w puszczach jest mnóstwo. Niemcy nie zatruwali wody, nie odcinali przepływu wody; odcinali partyzantów od wsi, prowiantu i informacji, okrążenia miały często promień kilkunastu, a nawet więcej kilometrów, i nie były "w linii ciągłej". Odcinali partyzantom drogi, wioski, brody; luki były na bagnach i w niektórych miejscach przepastnych puszcz. Trzeba było tylko znaleźć te przejścia, bez zaalarmowania Niemców w pobliżu.
Dopisałem ten "ozdobnik" - jest środkowym zdaniem ;) :
" Nikt nie narzekał na brak przypraw; ptaki smakowały wszystkim wybornie, jakby były najwykwintniej przyrządzonymi bażantami z wielkopańskiego stołu. Zapach rozchodzący się znad ogniska tak oszałamiał niektórych partyzantów, że nie czekali na dopieczenie gęsiny i łapczywie wgryzali zęby w jeszcze półsurowe mięso. Głód potrafił przesunąć wskaźnik na skali smaczne – niesmaczne w jedną, skrajną pozycję – wszystko smaczne, co nadaje się do zjedzenia".
Piszę. Wspomnienia. Miniaturki. Satyriady. Drabble. Fraszki. Facecje. Podobne. Wystarczy.

Okrążenie II (wspomnienie) /opo poprawione

8
No nie wiem, jak dla mnie jest OK. Czuję i łykam te leśne i wojskowe (surwiwalowe chciałem napisać) klimaty. Ale z drugiej strony, mnie podoba się wszystko, co dotyczy kniei (każde jedno opowiadanie, którego akcja rozgrywa się w lesie, borze). Inna sprawa, że język mógłby być tutaj rzeczywiście mniej suchy, mniej żołnierski, mniej mdły.

Okrążenie II (wspomnienie) /opo poprawione

9
maciekzolnowski pisze: No nie wiem, jak dla mnie jest OK. Czuję i łykam te leśne i wojskowe (surwiwalowe chciałem napisać) klimaty. Ale z drugiej strony, mnie podoba się wszystko, co dotyczy kniei (każde jedno opowiadanie, którego akcja rozgrywa się w lesie, borze). Inna sprawa, że język mógłby być tutaj rzeczywiście mniej suchy, mniej żołnierski, mniej mdły.
Kilka dni później wstawiłem trzecią wersję (ta jest druga).
Cóż, w czasie wojny życie żołnierskie i partyzanckie pięknie wygląda tylko w piosenkach. W rzeczywistości jest dużo bardziej szorstkie, często brutalne. Taki jest i język.
Piszę. Wspomnienia. Miniaturki. Satyriady. Drabble. Fraszki. Facecje. Podobne. Wystarczy.

Okrążenie II (wspomnienie) /opo poprawione

10
Hardy pisze:
maciekzolnowski pisze: No nie wiem, jak dla mnie jest OK. Czuję i łykam te leśne i wojskowe (surwiwalowe chciałem napisać) klimaty. Ale z drugiej strony, mnie podoba się wszystko, co dotyczy kniei (każde jedno opowiadanie, którego akcja rozgrywa się w lesie, borze). Inna sprawa, że język mógłby być tutaj rzeczywiście mniej suchy, mniej żołnierski, mniej mdły.
Kilka dni później wstawiłem trzecią wersję (ta jest druga).
Cóż, w czasie wojny życie żołnierskie i partyzanckie pięknie wygląda tylko w piosenkach. W rzeczywistości jest dużo bardziej szorstkie, często brutalne. Taki jest i język.
Hardy, byłeś na wojnie, że piszesz jak wygląda w rzeczywistości? W wojsku byłeś? Czy jedynie, pisząc "prozę wspomnieniową", kierujesz się własnym wyobrażeniem; jak ten Twój język.

Okrążenie II (wspomnienie) /opo poprawione

11
Gruszka pisze:
Hardy pisze:
maciekzolnowski pisze: No nie wiem, jak dla mnie jest OK. Czuję i łykam te leśne i wojskowe (surwiwalowe chciałem napisać) klimaty. Ale z drugiej strony, mnie podoba się wszystko, co dotyczy kniei (każde jedno opowiadanie, którego akcja rozgrywa się w lesie, borze). Inna sprawa, że język mógłby być tutaj rzeczywiście mniej suchy, mniej żołnierski, mniej mdły.
Kilka dni później wstawiłem trzecią wersję (ta jest druga).
Cóż, w czasie wojny życie żołnierskie i partyzanckie pięknie wygląda tylko w piosenkach. W rzeczywistości jest dużo bardziej szorstkie, często brutalne. Taki jest i język.
Hardy, byłeś na wojnie, że piszesz jak wygląda w rzeczywistości? W wojsku byłeś? Czy jedynie, pisząc "prozę wspomnieniową", kierujesz się własnym wyobrażeniem; jak ten Twój język.
Gruszki, a może pan autor tej wspomnieniowej prozy operatorem jest, a może pod Piłsudzkim wiekowy autor służył
, trzeba to pod uwagę wziąć
Nie ma rzeczy bar­dziej niewiary­god­nej od rzeczywistości.

Okrążenie II (wspomnienie) /opo poprawione

12
Gruszka i Rumcajs - piszcie tak dalej. Nie muszę wymyślać i udziwniać. Mnie wasze wypociny nie ruszają, natomiast o was świadczą. A ten "Piłsudzki" to już wymiata :)
Starczy tej "dyskusji". Szkoda mi marnować czas.
Piszę. Wspomnienia. Miniaturki. Satyriady. Drabble. Fraszki. Facecje. Podobne. Wystarczy.

Okrążenie II (wspomnienie) /opo poprawione

13
Hardy pisze: Gruszka i Rumcajs - piszcie tak dalej. Nie muszę wymyślać i udziwniać. Mnie wasze wypociny nie ruszają, natomiast o was świadczą. A ten "Piłsudzki" to już wymiata :)
Starczy tej "dyskusji". Szkoda mi marnować czas.
Jasne, mam pytanie, które zadam pw.

Też uważam, że jeśli Panowie mają zamiar jeszcze wymieniać opinie/poglądy/ uprzejmości, to nie w komentarzach pod tym tekstem.

Rubia

Okrążenie II (wspomnienie) /opo poprawione

15
Można spisywać wspomnienia własne, można i czyjeś, chociaż to powinno być wyraźnie zaznaczone. Literatura faktu natomiast to dziedzina znacznie obszerniejsza (np. z wykorzystaniem archiwaliów). Chętnych do dyskusji o literaturze wspomnieniowej zapraszam do założenia tematu w Kreatorium albo w Rozmowach o tekstach.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”