Szansa

1
/opowiadanie pisane na konkurs - założenia: kryminał; maks. 20 tys. znaków; główny motyw: pusta świątynia/

WWWJest cicho, tak bardzo cicho. Wszechobecna mgła obcina zdrętwiałe palce, uporczywie, choć daremnie szukające drogi, jakiejkolwiek drogi. Nie ma dnia, nie ma nocy, nie ma czasu ani przestrzeni, tylko posiniała biel zastępująca świat, twój świat. Lecz idziesz, musisz iść, masz zadanie do wykonania, pamiętasz, pomimo iż ciężko jest zebrać myśli, niepotrzebne takie, odległe, poszarpane, ukryte gdzieś w zakamarkach nieprzeniknionego całunu, który otacza cię ze wszystkich stron.
WWWZ niemałym trudem uświadamiasz sobie, że musisz go znaleźć. Nie wiesz wprawdzie kogo, nie wiesz dlaczego, nie wiesz, kto ci to nakazał i czy jesteś winny mu posłuszeństwo, ale ten cel mobilizuje do działania, nie pozwala rozpłynąć się w mlecznym niebycie, zachować resztki niepewnej tożsamości.
WWWWyciągnięte, ledwie dostrzegalne i prawie już obce dłonie natrafiają na przeszkodę. Twarda, płaska, nie ugina się. Przystajesz, odczuwając radość, nareszcie do czegoś dotarłeś, znalazłeś punkt oparcia, granicę, za którą coś musi istnieć, namacalnego, realnego. Pięści uderzają gwałtownie, może ktoś usłyszy.
WWWPrawie natychmiastowa reakcja jest zaskoczeniem.
WWW- Kto? - pada krótkie, urwane pytanie, ale jasno i zdecydowanie wypowiedziane.
WWWNie potrafisz odpowiedzieć. Nie możesz - "ja", bo nie wiesz, kim jesteś, nie wiesz nawet, czy jesteś, nie wiesz, kto ma odpowiedzieć, nie wiesz, kto powinien odpowiedzieć. Mgła zwraca naprężone palce, są coraz bliżej pochylonej głowy, widzisz je wyraźnie, oparte o nieco zmurszałe, chropowate deski, o które uderzasz teraz rozpalonym czołem, chwilowa utrata równowagi, zmęczenie, może to drzwi, tak, na pewno drzwi, za nimi ktoś jest, klamka powinna być gdzieś tutaj... może wyżej, w lewo... nie, w prawo, jest, chłodna, śliska, naciskasz, zamknięte, mocniej, napierasz barkiem, nic, zaraz, powinieneś odpowiedzieć, tylko co, starasz się skupić...
WWW- Mgła, wszędzie mgła - słyszysz wypowiedziane przez siebie słowa.
WWW- To prawda. Wejdź. - Głos. Drzwi skrzypią żałośnie, ukazując wstęgę zbawczej ciemności wnętrza.
Wchodzisz. Mrok nie jest nieprzenikniony, coś go rozprasza, odwracasz się, szukając odźwiernego, lecz nie znajdujesz nikogo. Tylko nisza zakończona łukowatym nadprożem otula czerń zamkniętego teraz wejścia. Wokół ciemne, kamienne ściany, fragment posadzki pokrytej bliżej nieokreślonym wzorem, trudno rozróżnić. Szelest za plecami, dość odległy, przyzywa, idziesz z nadzieją w tamtą stronę, po omacku trochę, kroki brzmią głucho, dostrzegasz pierwsze, nieliczne szczegóły wnętrza, czując, że jest rozległe, teraz widzisz wyraźniej, przed oczyma majaczą nagie kolumny podpierające zawieszony gdzieś niewidzialny strop, przestrzeń pomiędzy nimi niczego nie ukrywa. Pusto. Z jednym wyjątkiem.
WWWNieruchoma, stojąca postać, zakapturzona, wyraźnie widoczna na jaśniejszym tle okalającej przestrzeni, zdaje się być płaska, dwuwymiarowa, sprawia wrażenie wyciętej z płaszczyzny najgłębszej czerni. Podchodzisz z lekkim, instynktownym ukłonem.
WWW- Szukam... - zaczynasz. I nagle, z przelotnym uczuciem niedowierzania, a nawet przerażenia, zdajesz sobie sprawę, że nie wiesz kogo, nie wiesz co mówić dalej, pospiesznie zmieniasz więc wątek. - Mam zadanie do wykonania.
WWW- Wiem, kogo szukasz. - Cichy głos uspokaja, wzbudza zaufanie i bliżej nieokreśloną pewność, że jesteś we właściwym miejscu, na właściwym tropie, może nawet przed właściwym człowiekiem. Oddychasz głęboko.
WWWNie musi mówić niczego więcej. Rozumiesz, że powinieneś pójść za nim. To przynosi ulgę. Wszystko staje się nagle tak bliskie, przyjazne, znajome, jakby emanowało z twego wnętrza, stanowiąc nierozerwalną część jego najgłębszej istoty. Idziesz. Zanikający mrok odsłania szeregi gotyckich kolumn, podtrzymujących gwiaździste sklepienie, z którego zwisają rozłożyste żyrandole z nielicznie rozmieszczonymi płomykami, odbitymi w otaczających je szkłach lub kryształach. Nieoczekiwanie dostrzegasz w jego ręku kandelabr z samotną świecą, rzucającą migocący blask, który obnaża ciemną purpurę szaty, opadającej do marmuru podłogi, dziwisz się, jesteś nawet przekonany, że wcześniej go nie widziałeś, jakby nagle pojawił się znikąd, osiadając w oczekującej nań, wyciągniętej dłoni.
WWWJego światło zatrzymuje się nagle, drżąc niespokojnie. Prosty, drewniany stół, dwa krzesła. Zapraszający gest, siadacie naprzeciwko siebie. Chcesz rozpocząć rozmowę, jesteś niecierpliwy, podniecony, ale on cię uprzedza.
WWW- Wiem kogo szukasz - powtarza wypowiedzianą wcześniej frazę - i wiem, że nie pamiętasz.
WWW- Kim jesteś? - Oczywiste pytanie, które musisz zadać.
WWW- Raczej spróbuj określić siebie.
WWWSplątane myśli, urywki pytań, nieokreślone wspomnienia, usiłujesz pozbierać, scalić, nadać sens, echa, tylko echa, odbite gdzieś wewnątrz twego jestestwa.
WWW- Czemu jestem taki... - szukasz właściwego słowa - pusty?
WWWKiwa głową z aprobatą.
WWW - Pusty, to trafne określenie. Taki właśnie jesteś, takim stałeś się kiedyś. Dlaczego? Nie chciałeś pamiętać. To niełatwe. Ale mogę ci pomóc.
WWW- Więc powiedz, kim?
WWWUśmiecha się przyjaźnie, przeciera czoło powolnym gestem. Pomarszczona, starcza twarz, niewyraźna w pełzających cieniach, odbija się w twoich oczach.
WWW- W tej chwili to nieistotne.
WWW- A co jest?
WWW- Twoje zadanie. - Oczywiście, przypominasz sobie, musisz kogoś odnaleźć.
WWW- Tak, pamiętam, ale kogo szukam?
WWW- Mordercy. Banał. Ciekawym jest tylko, że go szukasz, to rzadkie, nadzwyczaj rzadkie. Wyjątkowe.
WWWDziwne. Mordercy są chyba zawsze poszukiwani, zaraz, jak to się nazywa, no tak, policja, śledztwo, sąd, wyrok, kara, uświadamiasz to już sobie dokładnie, aha, tylko jeszcze trzeba wiedzieć, kto był ofiarą, ale skąd on może... zresztą nieważne, zapytasz.
WWW- Wiem, o co chcesz zapytać. - Uśmiech znika, zastępuje go głęboka powaga i nieokreślony smutek, odbijający się również w tonie głosu. - To naturalne, powinieneś wiedzieć. Dziwisz się również, że szukasz zabójcy, ja też, od wielu lat nikt nie próbował.
WWW- Czy jego znasz także? - To pytanie wydaje ci się najważniejsze.
WWW- Tak.
WWW- Kogóż zabito?
WWWDłuższą chwilę wpatruje się intensywnie w twoje oczy, jakby ogarniały go wątpliwości, czy powinien udzielić odpowiedzi, być może zbyt trudnej, nieoczekiwanej. Niespokojnie drży płomień świecy, jakby podzielał jego wahania, mrok nagle zafalował i ponownie zastygł w bezruchu.
WWW- Ciebie.
WWWZbierasz myśli. Jesteś spokojny, opanowany. Rozumiesz. Wszystko staje się klarowne, układa w znany schemat, czytałeś nie raz o tym. Nie żyjesz, znajdujesz się po tamtej stronie, tunel zapewne przeszedłeś, tylko nie pamiętasz, światło na końcu też musiało być, most Czinwat, przy którym Mitra zważył twoje uczynki i pozwolił przejść. A to zapewne anioł, swojski taki, tylko przebrany i skrzydła schował pod płaszczem czy opończą, może go krępują, albo któryś z twoich przodków, podobno czasem tam witają, prowadzą, drogę pokazują, strefa pośrednia, tybetańskie bardo, pewnie trzeba będzie wcielić się ponownie, ale nie od razu, dewakan, ogólnie wszystko jasne, chociaż szkoda, że umarłeś, reszta to szczegóły.
WWW- Nie żyję - podsumowujesz zwięźle. Starasz się, aby wypadło godnie i bez emocji. Nieźle wychodzi, naturalnie i bez patosu.
WWW- Nic podobnego - słyszysz stanowczą odpowiedź. - Jesteś absolutnie żywy i materialny. A to wszystko jest zwyczajnym, fizycznym światem, tylko ciemno tu trochę, świece drogie, a fundusze mamy ograniczone, etaty również, tych na górze nie ma kto zapalać, więc wygląda nieco ponuro. Tylko widzisz... jakby to ująć, są pewne trudności z terminologią i dlatego mówiąc, że zostałeś zabity, miałem na myśli ciebie.
WWW- Nie rozumiem. - Już sądziłeś, że wszystko się wyjaśnia.
WWW- Tak, tak. - Niecierpliwie macha ręką. - To trochę skomplikowane. Słowa czasem nieposłuszne bywają, nieprzewidywalne, to, co z nich odczytać możemy, nie pokrywa się z tym, co oznaczają lub miały oznaczać. Trzeba je zrozumieć, mają swoje humory. A tutaj, ważne, kto jest sprawcą, to wszystko porządkuje. Mam nadzieję - dodaje ciszej, niepewnie.
WWW- Kto? - rzucasz niecierpliwie, z narastającym, podświadomym lękiem, instynktownie czujesz, że mówi prawdę, a prawda - jak to prawda, nie musi się z niczym liczyć i być taką, jak powinna.
WWW- Nie domyślasz się? - Znów ten poważny wyraz na pooranej bruzdami twarzy, drżące odblaski płomieni i czająca się za nimi beznamiętna ciemność, jakby czekała na coś lub na kogoś, cierpliwie, od zawsze, i ta milcząca wymownie cisza, otoczona czarnym nimbem wędrujących wokół, niespokojnych, wiecznie żywych cieni.
WWW- Nie - odpowiadasz szczerze i bez wahania, jeszcze z ufnością i przekonaniem, iż za chwilę zagadka zostanie wyjaśniona i powrócisz do znanej, bezpiecznej, uporządkowanej rzeczywistości. Najwyższy czas, masz przecież zadanie do wykonania, musisz go schwytać. Przymykasz oczy, analizując sytuację; powinieneś się domyślić, kto jest sprawcą? Ofiarę zabójstwa już znasz, żyje wprawdzie, ale to szczegóły techniczne, można pominąć. Czy masz już wystarczającą ilość dowodów? Ależ nie, nic nie masz, tylko słowa tej dziwnej, zakapturzonej postaci, mnicha zapewne, fakt, dużo wie, ale wszystko wygląda dziwnie, to otoczenie, tajemnice, niedomówienia, trzeba dalej pytać, przecież prowadzisz śledztwo.
WWWPodnosisz wzrok. Postać siedząca naprzeciwko hałaśliwie wstaje z krzesła.
WWW- Trza się ruszyć, idziemy. - Spluwa głośno na ziemię.
WWWPatrzysz zdziwiony, z niedowierzaniem.
WWW- Co się gapisz. Koniec fajrantu!
WWWNie rozumiesz.
WWW- Zaraz, zaraz. Kim jesteś? Przecież wykonuję zadanie. Jesteśmy w świątyni, ale ty...
WWW- Jaka świątynia? Oszalałeś? To magazyn części. Świątynia! Aleś palnął. - Parska śmiechem. - Pochlało się, co? - dodaje przyjaźnie.
WWWPatrzysz z uwagą. Znoszona, ortalionowa, pikowana kurtka z kapturem, pochlapane żółtą farbą wymięte dżinsy, rozdeptane buty, szczera, nieogolona, przepita twarz ozdobiona szerokim uśmiechem.
WWW- Dobra brachu, masz skierowanie? - pyta.
WWW- Jakie skie... skierowanie?
WWW- No, do roboty, mówię przecież, oprzytomnij, pewnie w kadrach ci zabrali, mniejsza, szkoda czasu. Widzisz te skrzynki?
WWW- Widzę. - Niepewnie odwracasz się we wskazanym kierunku. Niedbale poustawiane, spiętrzone w niewysokich stosach. A przed chwilą wokół było pusto.
WWW- Tu masz wózek. Ręczny, elektryczny szlag trafił, przewozisz je pod tamtą ścianę. - Macha ręką. - Trochę ci zejdzie, jakby co, to gdzieś mnie znajdziesz, pytaj o kierownika.
WWWI znika, nie czekając na twoją reakcję. Wózek, zgrabny nawet, stoi tuż obok lekko wygiętego, stalowego słupa, pokrytego ciemną, odpadającą miejscami farbą. Podnosisz wzrok, metalowe dźwigary podtrzymujące płaski dach są oddalone zaledwie o kilka metrów. Brudne żarówki w tandetnych oprawach i łączące je kable wiszą jeszcze niżej, prawie możesz ich dotknąć. Jakaś prowizorka, a i to partacko wykonana. Całość przytłacza, nie wzbudza zaufania. Zaraz, masz zadanie do wykonania, szukasz mordercy, cóż więc robisz tutaj, może to element śledztwa, kamuflaż, nie pamiętasz, przecież byłeś w innym miejscu, pusta świątynia, kolumny, gotyk, jak to możliwe... Odruchowo łapiesz najbliższą skrzynię, jest lekka, przenosisz bez większego wysiłku, jeszcze trzy wejdą, ustawiasz jedną na drugiej, poprawiasz, ujmujesz przymocowany z przodu metalowy pręt zakończony poprzeczką i ciągniesz. Łatwo idzie, gumowe koła pracują cicho i lekko, posłusznie tocząc się w stronę wskazanego miejsca.
WWWDojeżdżasz. Ściana wygląda paskudnie, opadający tynk, dziury, brud, pajęczyny, wokół rozrzucone pomięte papiery, coś chrzęści pod stopami. Chwytasz pierwszą skrzynkę i stawiasz na ziemi. Potem drugą i kolejne. Podnosisz dyszel, zawracasz, wpadając wprost na nieruchomą postać. To on, mnich jak go nazwałeś, unosi rękę, trzymając lichtarz z płonącą świecą, wskazuje, abyś szedł za nim. Idziesz. Po chwili przystaje u podnóża kolumny. Płomienie migoczące w zwisających, pająkowatych żyrandolach, odbijają się w lśniącym marmurze posadzki. Fotele miękkie, głębokie, wygodne, wyściełane czerwonym atłasem. Siadacie.
WWWZbierasz myśli.
WWW- To gdzie w końcu jestem? - rzucasz z irytacją. - W pustej świątyni czy jakimś zatęchłym magazynie?
WWW- Tam, gdzie chcesz być, a ściślej, gdzie się zmaterializujesz. Podświadomość decyduje, więc masz wrażenie, że nie panujesz nad tym wszystkim i czujesz się zaskoczony.
WWW- Jakim cudem? - Twoje niedowierzanie wydaje się całkowicie uzasadnione.
WWW- Żadnym. To tylko fizyka. Mechanika kwantowa w makroskali. Następuje realizacja kolapsu twojej funkcji falowej. Czyli materializacja w określonym punkcie czasoprzestrzeni wybranego wszechświata, a że jest ich nieskończona ilość, to nie dziw się różnicom.
WWW- Funkcji falowej? - Coś już sobie przypominasz.
WWW- Tak, każdy z nas nią jest, na obraz i podobieństwo morskiej fali biegnącej poprzez ocean, tylko my możemy się zatrzymać i zaistnieć w określonym miejscu wybranego świata, przybierając znaną ci formę. Rzeczywistość może okazać się świątynią lub magazynem, wszystkim, co wybierzesz i stworzysz.
WWW- I w jednym z nich ukrywa się morderca? - Masz nadzieję, że wreszcie zaczynasz pojmować.
WWW- Nie, on jest we wszystkich, w których ty jesteś. Inaczej nie może być.
WWW- I w każdym mnie zabija? - Może wreszcie coś będzie wyjaśnione.
WWW- Prawie, są wyjątki, ale można je pominąć. Daleko, bardzo daleko. To oczywiście metafora, bo pojęcie odległości między nimi nie istnieje.
WWW- Kiedy mnie zamordował?
WWW- Stopniowo; rozpoczął w dzieciństwie, w kołysce, a mając kilkanaście lat, byłeś już trupem. Jak wszyscy. - Kiwa głową w zamyśleniu.
WWW- Nie rozumiem... - Olśnienie przychodzi nagle. Wiesz już gdzie szukać mordercy, pamiętasz powierzoną ci misję, no może nie całą, ale ten aspekt jest jasny, odnajdziesz go w pustej świątyni, tak było powiedziane, miałeś tylko ją zlokalizować i dokonałeś tego. Ogarniasz wzrokiem otoczenie. Z mroku wyłaniają się zarysy gotyckich okien zabarwione głębią granatu wieczornego nieba, łuki sklepień, choć odległe, niewyraźne, są jednak rozpoznawalne, wokół stoją w posępnym milczeniu wysmukłe kolumny, zakończone szerokimi kapitelami z wyrastającymi z nich rozłożystymi, kamiennymi liśćmi, łagodny, lekki zapach kadzidła zabarwia powietrze, w perspektywie majaczy kilka stopni wiodących do czegoś, co może stanowić ołtarz.
WWW- Jestem we właściwym wszechświecie? - Pytanie wydaje się retoryczne. - Tutaj ukrywa się morderca, wiem to.
WWW- Nic nie wiesz. Ten budynek może się zmienić w cokolwiek, w magazyn na przykład, dworzec kolejowy albo przytułek dla bezdomnych, widziałeś przecież, ale jesteś na właściwym tropie, on ukrywa się w świątyni, ale nie w tej, to tylko dekoracja, tak jak wszystko, co cię otacza.
WWW- Więc nie jest to ta właściwa?
WWW- Nie. To miraż, maja, nic więcej.
WWW- Odnajdę ją? - Niepokój, zwątpienie. Ciągłe pomyłki, są wystarczającym uzasadnieniem.
WWW- Musisz, to twoje zadanie. Jest bardzo blisko. I w niej ukrywa się zabójca. Twój zabójca.
WWW- Ale jak... - Ukryte pytanie, patrzysz niespokojnie, licząc na pomoc.
WWW- Szukasz wciąż w złym miejscu, w zewnętrznych przejawach światów, nie ten kierunek i nastawienie, powiedziano kiedyś metanoeite, zmieniajcie myślenie, tutaj... - Wyciąga spod stołu książkę. Gruba; otwiera, przewraca kilka kartek. - Czytałeś? Zapisano, dawno tak, przed wiekami, posłuchaj: "Czyż nie wiecie, że ciało wasze jest świątynią Ducha Świętego, który w was jest". Pojmujesz? - Patrzy przenikliwie. - Masz swoją świątynię, prawdziwą, tę, której szukasz, chociaż z tym "jest", to duża przesada, owszem niegdyś było, mieszkał w nim twój Duch, twoje prawdziwe Ego, istota twego człowieczeństwa.
WWW- I co się stało?
WWW- Zabiłeś je.
WWW- Ja?!
WWW- A któż inny? To twój świat, twoje życie, twoje wybory. - Odkłada ciężki wolumen, przeciąga po nim dłonią, jakby głaszcząc pieszczotliwym gestem.
WWW- W jaki sposób?! - Trudno ogarnąć, zrozumieć.
WWW- Nieszczęsna wolna wola, korzystałeś z niej bez rozeznania, granat w ręku dziecka, lecz nie wiń siebie, takie wychowanie odebrałeś, środowisko, nauczanie, wiara w autorytety, państwo, prawa, religie, których celem zawsze było i będzie dbałość o interesy wąskiej grupy uprzywilejowanych jednostek, taka selekcja negatywna, najgorsi pną się najwyżej, po trupach, bo inaczej nie można, nawet jakby chcieli. No i kreują wzorzec dla innych oraz materiał ludzki, który ma im służyć. Reszty dokonałeś sam. Pamiętasz, jak żyłeś? Czemu się poświęcałeś? Czego szukałeś? Komu wierzyłeś? A może tylko biernie i bezmyślnie żułeś podsuwaną papkę, płynącą z wtłaczanych ci do głowy sugestii i programów, zabijając to, co w tobie najważniejsze? Zabijając swojego Ducha, którym w istocie jesteś?
WWWMilknie, odsuwa księgę, wpatrując się w nią przez chwilę.
WWW- Ona już niepotrzebna, niedługo wszystkie będą niepotrzebne. Zostanie pustka. Ludzkie skorupy, wydmuszki, powłoki bez treści.
WWW- I co teraz? - pytasz po dłuższej chwili.
WWW- Zadanie wykonałeś. Odnalazłeś mordercę.
WWW- Podałeś mi go na tacy.
WWW- A kimże ja jestem? Tylko częścią twojego świata. W ostatecznym rozrachunku jesteśmy jednością, więc żadna różnica, wychodzi na to samo.
WWWUsiłujesz zrozumieć. Niełatwe. Ale miałeś na myśli coś innego.
WWW- Co dalej? - powtarzasz pytanie.
WWW- Zależy od ciebie. Jak zawsze.
WWWMilczysz przez dłuższy czas. Nie popędza cię. Czeka. I choć do końca nie jesteś w stanie zrozumieć wszystkiego, to musisz uczciwie przyznać:
WWW- Jestem napiętnowany, popełniłem zbrodnię.
WWW- I to największą z możliwych - przytakuje. - Ale nie przejmuj się zbytnio, wszyscy tak robią, a Cheruby z płonącymi mieczami zaginęły gdzieś w pomroce dziejów. Chyba miały dość, ktoś nie dopilnował i odfrunęły. - Wzrusza ramionami.
WWW- Jest wyjście?
WWW- Oczywiście. Nie najłatwiejsze, ale wykonalne.
WWW- Powiesz jakie?
WWW- Powiem, powiem. - Poprawia fałdy okrywającej go tkaniny. - Rozpocznij realizację innych wszechświatów, ze zmienioną przeszłością. Ten też możesz zmienić, jeśli wiesz, czego pragniesz.
WWW- To możliwe?
WWW- Wszystko, co zostało zabite, można wskrzesić. - Wymownie puka palcem w księgę. - Zawsze masz szansę.
WWWPatrzysz w mrok. Niebieskie światło płynące z wysmukłych okien powoli go rozrzedza, przeistaczając w znaną ci mleczną mgłę, wydobywając z otaczającej przestrzeni ulotne, niewyraźne kształty i obrazy. Jakieś domy, schody, korytarze, pokoje, przenikają się wzajemnie, ukazując znajome oblicza. Siedząca naprzeciw ciemna postać wstaje, kiwa głową jakby na pożegnanie i znika. Zostajesz sam, palce błądzą po klawiaturze, ekran świeci monotonnie, czytany tekst zaczyna męczyć wzrok.
WWWOdsuwasz krzesło, kawa by się przydała. Ujmując pozostawioną świecę, odchodzisz. Brudna ściana, cztery przywiezione wcześniej skrzynie, niepotrzebny już wózek, pozostają za tobą. Szeregi gotyckich kolumn mijają cię, stojąc. Idziesz. Wykonałeś zadanie, lecz nie czujesz spełnienia. Czy na pewno wszystko zostało wyjaśnione? Niepokój, niepewność, jakby coś jeszcze pozostało do załatwienia, jakby nie wszystko zostało zakończone.
WWWNisza w kamiennej ścianie wita cię łukiem nadproża. Nagły podmuch gasi płonący knot. Rozglądasz się. Tak, nie ma nikogo, tylko gęstniejąca ciemność. Powoli zbliżasz się do znajomych drzwi, wyciągasz rękę, dotykasz chropowatych desek, niepewnym ruchem szukasz klamki, gdzieś tutaj musi być, tkwiąc na straży, na granicy, za którą... no właśnie, mgła, wszechobecna mgła, może kryje się wciąż po tamtej stronie, gotowa ogarnąć, pochłonąć, unicestwić.
WWWJest. Chłodny dotyk metalu, obejmujesz, głaszczesz, nikną ostatnie światła, mrok zaczyna falować, lecz jeszcze nie wiesz, w jakim świecie znajdziesz własny punkt, ten właściwy, tobie pisany, w którym znów zaistniejesz.

WWW Aleksander Litto Strumieński

Szansa

2
Oj gor. Jedno powtorzenie wzmacnia określony, ważny dla danego fragmentu obraz.
Osiagnales efekt zacinajacej płyty.
Wszechobecna mgła obcina zdrętwiałe palce, uporczywie, choć daremnie szukające drogi, jakiejkolwiek drogi.Nie ma dnia, nie ma nocy, nie ma czasu ani przestrzeni, tylko posiniała biel zastępująca świat, twój świat. Lecz idziesz, musisz iść,
Nieładnie.
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

Szansa

3
Osiagnales efekt zacinajacej płyty.
Ale zawsze jakiś jednak osiągnąłem. :mrgreen: ; chociaż akurat nie ten był zamierzony.
Oczywiście napisałem tak z rozmysłem i w pełni świadomie. Ale rozumiem, że się nie podoba.

Szansa

4
Płyta na początku mi nie przeszkadza, jest zabiegiem celowym i taka widocznie ma tam być...
Gorgiasz pisze:A to zapewne anioł, swojski taki, tylko przebrany i skrzydła schował pod płaszczem czy opończą, może go krępują
Ten fragment mnie szczerze rozbawił, swojski anioł rozłożył na łopatki. Mógł jeszcze trochę zaciągnąć po góralsku:))
Gorgiasz pisze: to gdzieś mnie znajdziesz, pytaj o kierownika.
I znika
Tu masz paskudny rym, nie to żebym ich nie lubił, ale sami uczycie*, żeby ich w prozie unikać.

Po drodze kilka przecinków, co do weryfki - zrob se sam :mrgreen:

Potrafisz przytrzymać czytelnika, przeczytałem z ciekawością, bez odrywania się na kanapkę;)



S.

Szansa

5
Tu masz paskudny rym, nie to żebym ich nie lubił, ale sami uczycie*, żeby ich w prozie unikać.
Tak, słusznie zauważyłeś.
co do weryfki - zrob se sam
Łaskawca. :P Jednak liczę, że ktoś mnie wyręczy.
Potrafisz przytrzymać czytelnika, przeczytałem z ciekawością,
Dzięki. Cieszę się, że nie zwiałeś. :D

Szansa

6
Jedną wątpliwość mam, związaną raczej ze sprawami merytorycznymi:
Gorgiasz pisze: Masz swoją świątynię, prawdziwą, tę, której szukasz, chociaż z tym "jest", to duża przesada, owszem niegdyś było, mieszkał w nim twój Duch, twoje prawdziwe Ego, istota twego człowieczeństwa.
WWW- I co się stało?
WWW- Zabiłeś je.
WWW- Ja?!
WWW- A któż inny? To twój świat, twoje życie, twoje wybory.
Mam takie przekonanie, że ego zabić się nie da, tzn. dopóki resztka świadomości w nas kołacze, to i ego ciągle trwa, ta istota człowieczeństwa, która decyduje, że nie jesteśmy tylko zespołem komórek i tkanek :) Ale to sprawa do dyskusji. Natomiast na płaszczyźnie czysto literackiej - ego jako ofiara morderstwa wydaje mi się nazbyt bezosobowe. Owszem, mogą być morderstwa jak najbardziej metaforyczne, ale metafory również potrzebują trochę krwi. Dlatego na miejscu ego widzę chłopca (nie dziecko, żeby nie wchodzić w triadę dziecko - rodzic - dorosły ani jakieś rozważania o "wewnętrznym dziecku"). Taką osobę, która nie jest jeszcze do konca uformowana, ma w sobie wieloraki potencjał, pragnienia, marzenia, gotowość do działania, energię, może bezkompromisowość, może nonkonformizm, rozmaite cechy (nawet niekoniecznie dobre), które rychło znikną w trakcie obróbki. Bo przecież o niej jest dalsza część:
Gorgiasz pisze: takie wychowanie odebrałeś, środowisko, nauczanie, wiara w autorytety, państwo, prawa, religie, których celem zawsze było i będzie dbałość o interesy wąskiej grupy uprzywilejowanych jednostek, taka selekcja negatywna, najgorsi pną się najwyżej, po trupach, bo inaczej nie można, nawet jakby chcieli. No i kreują wzorzec dla innych oraz materiał ludzki, który ma im służyć. Reszty dokonałeś sam. Pamiętasz, jak żyłeś?
No więc właśnie - spersonalizowałabym to zabójstwo. Na moje wyczucie, rzecz nie w ego, lecz w indywidualności. Miał być odrębny, niepowtarzalny - a stał się jak wszyscy :)
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

Szansa

7
Jest cicho, tak bardzo cicho. Wszechobecna mgła obcina zdrętwiałe palce, uporczywie, choć daremnie szukające drogi, jakiejkolwiek drogi. Nie ma dnia, nie ma nocy, nie ma czasu ani przestrzeni, tylko posiniała biel zastępująca świat, twój świat. Lecz idziesz, musisz iść, masz zadanie do wykonania, pamiętasz, pomimo iż ciężko jest zebrać myśli, niepotrzebne takie, odległe, poszarpane, ukryte gdzieś w zakamarkach nieprzeniknionego całunu, który otacza cię ze wszystkich stron.
Z niemałym trudem uświadamiasz sobie, że musisz go znaleźć. Nie wiesz wprawdzie kogo, nie wiesz dlaczego, nie wiesz, kto ci to nakazał i czy jesteś winny mu posłuszeństwo, ale ten cel mobilizuje do działania, nie pozwala rozpłynąć się w mlecznym niebycie, zachować resztki niepewnej tożsamości.
Wyciągnięte, ledwie dostrzegalne i prawie już obce dłonie natrafiają na przeszkodę. Twarda, płaska, nie ugina się. Przystajesz, odczuwając radość, nareszcie do czegoś dotarłeś, znalazłeś punkt oparcia, granicę, za którą coś musi istnieć, namacalnego, realnego.
nie.

poniosło cie i to poniosło w diabły, polami, w chaszcze i na manowce. przeskoczyłes formą treść tak bardzo, ze wyszła wydmuszka - ozdobna, bogata w przymiotniki i chaotycznie splatana brakiem sensu takiej narracji. w dodatku nie grająca z pewną konwencją gatunku, gdzie z założenia powinniśmy dostac dynamikę zamiast pseudofilozofii.
Prawie natychmiastowa reakcja jest zaskoczeniem.
to samo.
"błyskawiczna".
"prawie natychmiastowa" jest jak prawie mokra albo prawie dziewica. prawie poprawna.
- Kto? - pada krótkie, urwane pytanie, ale jasno i zdecydowanie wypowiedziane.
truizm, gor, bo dokoptowany do pytanika. i że krótkie też widać.
Nie potrafisz odpowiedzieć. Nie możesz - "ja", bo nie wiesz, kim jesteś, nie wiesz nawet, czy jesteś, nie wiesz, kto ma odpowiedzieć, nie wiesz, kto powinien odpowiedzieć.
"ja" jest podmiotem i poznaje, odczuwa - choćby rece drętwiejące, więc samo to definiuje go jako "jakiegoś" i pozwala domniemywać, że - skoro te ręce realnie i fizycznie odczuwa - jest.
- To prawda. Wejdź. - Głos. <- masz zapis dialogowy przecież. Drzwi skrzypią żałośnie, ukazując wstęgę zbawczej ciemności wnętrza.
Wchodzisz. Mrok nie jest nieprzenikniony, coś go rozprasza, <- jedno albo drugie, bo znacza to samo. odwracasz się, szukając odźwiernego, lecz nie znajdujesz nikogo. Tylko nisza zakończona łukowatym nadprożem otula czerń zamkniętego teraz wejścia. Wokół ciemne <- to już wiemy, napisaleś wyżej., kamienne ściany, fragment posadzki pokrytej bliżej nieokreślonym wzorem, trudno rozróżnić <- co "trudno odróżnić" i od czego?. Szelest za plecami, dość odległy, przyzywa, idziesz z nadzieją w tamtą stronę, po omacku trochę, kroki brzmią głucho, dostrzegasz pierwsze, nieliczne szczegóły wnętrza, czując, że jest rozległe, teraz widzisz wyraźniej, przed oczyma majaczą nagie kolumny podpierające zawieszony gdzieś niewidzialny strop, przestrzeń pomiędzy nimi niczego nie ukrywa. <- jaki jest sens budowania tego zdania? interpunkcyjnie poprawne nie broni sie pod względem logicznym, bo łączysz za dużo informacji - emocje podmiotu: (nadzieja i "czucie rozległosci miejsca" (?)) z opisem wnętrz.
- Szukam... - zaczynasz. I nagle, z przelotnym uczuciem niedowierzania, a nawet przerażenia, <- niedowierzanie to nie uczucie. przerazenie tak, ale nie sa tozsame. zdajesz sobie sprawę, że nie wiesz kogo <- przez nadmiar słów gubisz sens przekazu. , nie wiesz co mówić dalej, pospiesznie zmieniasz więc wątek. - Mam zadanie do wykonania.
rozłożyste żyrandole z nielicznie rozmieszczonymi płomykami, odbitymi w otaczających je szkłach lub kryształach
by się narrator łaskawie zdecydował, bo pozwolić deliberować czytelnikowi nad tak błachym detalem jest co najmniej deprymujace.
Zanikający mrok odsłania szeregi gotyckich kolumn, podtrzymujących gwiaździste sklepienie, z którego zwisają rozłożyste żyrandole z nielicznie rozmieszczonymi płomykami, odbitymi w otaczających je szkłach lub kryształach. Nieoczekiwanie dostrzegasz w jego ręku kandelabr z samotną świecą, rzucającą migocący blask, który obnaża ciemną purpurę szaty, opadającej do marmuru podłogi, dziwisz się, jesteś nawet przekonany, że wcześniej go nie widziałeś, jakby nagle pojawił się znikąd, osiadając w oczekującej nań, wyciągniętej dłoni.
czerwone: mrok odpływa, widać "gwiaździste sklepienie", zyrandole i 'szkła lub kryształy', więc detale, a nasz bohaer dopiero teraz dostrzega kandelabr?
dalej jest trudniej, kandelabr w drodze do 'oczekującej, wyciągnietej dłoni, zaplatal się w ciemna purpure szaty'.

gor, to zdanie wyje o kropkę - zostawienie tego razem - kandelabru i emocji bohatera i spięcie kaskadą przecinków utrudnia śledzenie logicznego ciągu obrazów.
Splątane myśli, urywki pytań, nieokreślone wspomnienia, usiłujesz pozbierać, scalić, nadać sens, ->i tu poprosze o dopełnienie, bo nie wiem, komu i czemu miałby ten sens nadać. Odcinamy to kropką, bo jest nowym obrazem, nowym zdaniem -> echa, tylko echa, odbite gdzieś wewnątrz twego jestestwa.
- Czemu jestem taki... - szukasz właściwego słowa - pusty?
Kiwa głową z aprobatą.
- Pusty, to trafne określenie. Taki właśnie jesteś, takim stałeś się kiedyś. Dlaczego? <- zbędne pytanie, nast zdanie wyjasnia komplentnie powód. Nie chciałeś pamiętać. To niełatwe. Ale mogę ci pomóc.
- Więc powiedz, kim? <- nie rozumiem sensu pytania, w tym kontekście wydaje sie błędne.
- Tak, pamiętam, ale kogo szukam?
- Mordercy. Banał. Ciekawym <- hm? stylizacja? czemu teraz? i jeslijuż, to bez orzeczenia ('jest') -> ciekawym tylko, albo ciekawym jedynie jest tylko, że go szukasz, <- KROPKA Gor!, sa poza przecinkami inne znaki intepunkcyjne, i akurat tu by sie własnie taki przydał. to rzadkie, nadzwyczaj rzadkie. Wyjątkowe.
Dziwne. Mordercy są chyba zawsze poszukiwani, zaraz, jak to się nazywa, no tak, policja, śledztwo, sąd, wyrok, kara, uświadamiasz to już sobie dokładnie, aha, tylko jeszcze trzeba wiedzieć, kto był ofiarą, ale skąd on może... zresztą nieważne, zapytasz.
- Wiem, o co chcesz zapytać.
<- to samo napisałeś, albo mysl bohatera do kosza albo wypowiedź zakapturzonego, bo wytracaja napięcie. - Uśmiech znika, zastępuje go głęboka powaga i nieokreślony smutek, odbijający się również w tonie głosu. - To naturalne, powinieneś wiedzieć. Dziwisz się również, że szukasz zabójcy, ja też, od wielu lat nikt nie próbował.
A to zapewne anioł, swojski taki, tylko przebrany i skrzydła schował pod płaszczem czy opończą
narrator znowu nie wie? to kto ma wiedziec? ja?
stawiam na płaszcz, castiel chodził w trenczu, be-żo-wym.
Starasz się, aby wypadło godnie i bez emocji. Nieźle wychodzi, naturalnie i bez patosu.
a zdania identycznie zbudowane.
- Nic podobnego - słyszysz stanowczą odpowiedź. - Jesteś absolutnie żywy i materialny. A to wszystko jest zwyczajnym, fizycznym światem, tylko ciemno tu trochę, świece drogie, a fundusze mamy ograniczone, etaty również, tych na górze nie ma kto zapalać, więc wygląda nieco ponuro. Tylko widzisz... jakby to ująć, są pewne trudności z terminologią i dlatego mówiąc, że zostałeś zabity, miałem na myśli ciebie.
acha, a tu "anioł" fiknąl kozła, bo jak wcześniej wypowiadał sie lakonicznie, mrocznie i z patosem, nagle wskoczył w kamasze semikolokwialne.
czemu?
- Nie domyślasz się? - Znów ten poważny wyraz na pooranej bruzdami twarzy, (KROPKA) drżące odblaski płomieni i czająca się za nimi beznamiętna ciemność, jakby czekała na coś lub na kogoś, cierpliwie, od zawsze, i ta milcząca wymownie cisza <- cisza dostała podmiotowość, bo jak inaczej miała milczeć?, otoczona czarnym nimbem wędrujących wokół, niespokojnych, wiecznie żywych cieni.
plus mamy drżace odblaski płomieni, beznamiętną ciemność i ciszę otoczoną cieniami. mieszasz obrazy i dźwięki.
Wyciąga spod stołu książkę. Gruba; otwiera, przewraca kilka kartek.
to literówka jest?
zreszta, i tak nie pasuje, bo wyszła "gruba książka". ksiązki nie sa "grube".
Zabijając swojego Ducha, którym w istocie jesteś?
no, szalejesz :-D duchem jest? istnieniem czy istotą?

prowadzisz czytelnika przez tekst, gdzie bardzo zręcznie ukręcasz łeb jakimkolwiek próbom budowania napięcia, bawisz się schematem o mistrzu i uczniu i opowieścią drogi, ale nie pozwalasz uczniowi dorosnąć i znaleźć własnych odpowiedzi.
zarzutem bohatera, który zabija "siebie" jest bierna percepcja i akcpetacja homogenizowanej rzeczywistości, stąd jego poszukiwania, obecnosc "anioła", teoria światów i szukanie zabójcy. i w mowmencie, gdy jest szansa, ze gośc w końcu cos zrobi sam, ty zarzynasz sprawdzony schemat i szansę rozwoju, podając rozwiązanie - jemu i czytelikowi - na tacy. wrzucasz trochę filozofii i ogranych motywów z cywilizacji konsumpcyjnej i mówisz mentorskim tonem, z namaszczeniem odkrywcy ameryki: "prosze, macie, jest tak i tak. bierzcie na wiarę."

efekt?
zarzynasz pomysł bazujący na rozwoju wewnętrznym i szansie bohatera na catharsis i odrodzenie, mimo, ze własnie o tym mowi 'zakapturzony' - "Wszystko, co zostało zabite, można wskrzesić." odkrycie rozwiązania w sposób podawczy i przy bierności bohatera dezawuuje całośc jego poszukiwań.

technicznie - poczatek - rozumiem "celowośc" zabiegu powtórzeń, mogłes tak chcieć, zrobiłeś, coś wymyslił, ale źle to brzmi, monotonnie i patetycznie, i załatwia otwarcie w najgorszy z mozliwych sposobow, bo powtórzeniami nuży czytelnika i wpycha w kaznodziejski ton narracji.

dwa - interpunkcja to nie tylko przecinki. zdania wielokrotnie złożone budujemy, żeby cos opisac, nie w celu nagromadzenia okresleń i wepchnięcia jak największej ilości słów, bez troski o logiczny sens tworzonych obrazów. takie konstrukcje mozna tworzyć w nieskońcoznośc - vide RAZ, który zaczyna zdanie na jednej i kończy dwie strony dalej - pod warunkiem, że tworzysz jakiś przekaz. u ciebie to porwane obrazy, równowazniki zdań, które lepiej bronią się oddzielnie plus dynamizują tekst.

przestrzeń świątynna od magazynowej, nawet zakładając równoległość światów, powinna być odzielona świadomoscia bohatera. nie dałes tej granicy i przejscie jest mgliste - nie pod względem fabularnym, a merytorycznym: nie zostało poprawnie opisane.

nie podoba mi się ten kawałek - pomysł jest dobry, wykonanie go zarżnęło na wielu poziomach, od najprostszego - technicznego, z którym przeciez powinieneś dać sobie rade, po fabularny i kreację bohaterów, budowanych głownie dialogami, bez tego, czego szuka bohater - wiadomo, że oni sa, ale nie wiadomo JAK są. co ich buduje, jakie mają cechy, charaktery, emocje.

i to jest moje "ech".
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

Szansa

8
ravva pisze:"prawie natychmiastowa" jest jak prawie mokra albo prawie dziewica. prawie poprawna.
Przeczytałem "mokra dziewica", czas odpocząć od pisania ;)
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

Szansa

9
to nie kwestia pisania, masz robaki z mózgu, waćpan :mrgreen:
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

Szansa

10
Ad. Rubia
Mam takie przekonanie, że ego zabić się nie da, tzn. dopóki resztka świadomości w nas kołacze, to i ego ciągle trwa, ta istota człowieczeństwa, która decyduje, że nie jesteśmy tylko zespołem komórek i tkanek
Dziękuję za wnikliwe spojrzenie. Sądzę, że istota problemu tkwi „po drugie” w tym, jak będziemy rozumieć pojęcie „ego”, ale „po pierwsze” i najważniejsze jest to, że musiałem dokonać pewnych uproszczeń, nawiązując do schematycznego pojmowania tego terminu, nie wnikając głębiej w istotę poglądów Freuda czy Steinera (nie mówiąc o nurtach dalekowschodnich). Oczywiście, odwołując się do Freuda, należałoby uwzględnić Superego (choć nie do końca), u Steinera byłby to „duch – sobistość” (tak było to tłumaczone) i/lub Wyższa Jaźń/Wyższe Ja, skąd płynnie można przejść do Atmana. Ale tutaj to jest literatura (a przynajmniej usiłuje nią być) i takie dywagacje byłyby równie niejasne, co nie na miejscu i ogólnie zbyteczne. Zresztą pozostawienie czytelnikowi szerszego marginesu interpretacyjnego, uważam za rzecz pożądaną (bo sam to lubię).
Gdybym miał doprecyzować własne pojmowanie, to powiedziałbym, że rozumiem to przede wszystkim w ujęciu kartezjańskim, jako „ja metafizyczne”, „myślące”.
Oczywiście, że nie jesteśmy tylko zespołem komórek, ale w moim pojęciu tym zawiaduje freudowskie id czy tzw „ciało eteryczne” (odrębne od astralnego) albo po prostu są to procesy biologiczne (zachodzące w sferze materialnej).
Natomiast na płaszczyźnie czysto literackiej - ego jako ofiara morderstwa wydaje mi się nazbyt bezosobowe. Owszem, mogą być morderstwa jak najbardziej metaforyczne, ale metafory również potrzebują trochę krwi.
Rozumiem. To rzeczywiście z jednej strony jest metafora, ale z drugiej w pełni realny proces, według mnie dokonany w takim czy innym zakresie w każdym (bez urazy!) z nas, choć oczywiście ubrany przeze mnie w „literackie” szatki – zapewne nie najlepiej skrojone.
Na moje wyczucie, rzecz nie w ego, lecz w indywidualności. Miał być odrębny, niepowtarzalny - a stał się jak wszyscy
Do pewnego stopnia te pojęcia pokrywają się. I moją intencją było wskazanie dokonanej przemiany, aktu unicestwienia tego, co najważniejsze w człowieku (powiedzmy nieco enigmatycznie – sfery nadmaterialnej). Oczywiście, dotyczy to wszystkich, ale jest to kwestia wynikająca z powyższego i jako taka - drugorzędna.

Added in 26 minutes 18 seconds:
Ad. Ravva
przeskoczyłes formą treść tak bardzo, ze wyszła wydmuszka
Cieszę się. Mniej więcej o to tutaj chodziło. A „wydmuszka” - to bardzo ładne określenie.
zamiast pseudofilozofii.
Nie dostrzegam w tym fragmencie ani pseudofilozofii, ani tym bardziej żadnych odniesień do filozofii.
"prawie natychmiastowa" jest jak prawie mokra albo prawie dziewica. prawie poprawna.
Nie widzę niczego niepoprawnego w tym sformułowaniu.
truizm, gor, bo dokoptowany do pytanika. i że krótkie też widać.
Zgadzam się.
"ja" jest podmiotem i poznaje, odczuwa - choćby rece drętwiejące, więc samo to definiuje go jako "jakiegoś" i pozwala domniemywać, że - skoro te ręce realnie i fizycznie odczuwa – jest.
Pojęcie „jest” niczego nie definiuje i nie determinuje. Odnosi się tylko i wyłącznie do pewnej konwencji myślowej użytej w konkretnym przypadku, do modelu czy tez mapy, która posługuje się umysł podczas percepcji i rozważania określonego zagadnienia.
narrator znowu nie wie?
Nie wie. A musi?
plus mamy drżace odblaski płomieni, beznamiętną ciemność i ciszę otoczoną cieniami. mieszasz obrazy i dźwięki.
Mieszam. Co w tym złego?
zreszta, i tak nie pasuje, bo wyszła "gruba książka". ksiązki nie sa "grube".
Są. Mam sporo takich.
no, szalejesz duchem jest? istnieniem czy istotą?
No to akurat napisałem we frazie, którą zacytowałaś.

Z dalszymi uwagami po części się zgadzam, po części (większej) nie. Nie ma sensu tego precyzować. W każdym razie wszystkie wezmę pod uwagę.

I bardzo dziękuję za tak szeroki komentarz. Jak zawsze, jesteś nieoceniona! :D
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”