Chciałbym kogoś Wam przedstawić: nazywa się Kerkoliac, ma ponad sto lat i jest syntetycznym marszandem. Kumplujemy się od dawna, może nawet od zawsze. Ten fragment nie jest początkiem ani końcem historii syntetycznego marszanda Kerkoliaca.
Pejzaż ze służącym i japkami
WWWKerkoliac uważnie obserwował pracowite dłonie kobiety, gdy ustawiała na biurku armię pamiątek po zmarłym ojcu. Syntetyczny marszand każdą z tych rzeczy bierze do ręki, ocenia spojrzeniem znawcy. W myślach buduje obraz człowieka, któremu służyły przez całe życie. Z zachwytem odkrywa w nim naturę spiskowca podobnego do siebie.
WWWZakochanego w czasach minionych.
WWWNa pędzlu do golenia widać jeszcze zaschniętą pianę, do ostrza brzytwy przylgnęły drobinki szarego zarostu. Intymne ślady ostatniej posługi. Jest jeszcze fajka z wyszczerbionym ustnikiem i komplet gwoździ do czyszczenia. Gliniany cybuch wciąż cuchnie starym tytoniem.
WWWW dłoniach kobiety pojawiają się kolejne pamiątki, każda naznaczona piętnem człowieka, którego ciało już dawno rozpadło się w pył. Są wśród nich okulary w drucianej oprawie, prosta spinka do krawata i para mniejszych spinek do mankietów, pióro z zaschniętym tuszem, filiżanka bez ucha oraz szczoteczka do butów wraz z puszką czarnej pasty. Jest też kościany grzebień wciąż pachnący tym zmarłym człowiekiem. I szczoteczka do czyszczenia ubrań.
WWWNa szklanym blacie w atelier Kerkoliaca kończy się wędrówka tych wszystkich przedmiotów. Zbierane przez całe życie, przyniesione w niewielkiej walizeczce, pobędą tu jeszcze chwilę, a potem znów ruszą w świat. Przed odejściem nabiorą jeszcze nowego blasku w dłoniach Hieronima Elschera, który poświęci im wiele godzin pracy, a od Kerkoliaca otrzyma niewielki procent zysku ze sprzedaży.
WWW– Jak dawno zmarł pani tata?
WWWKobieta nieruchomieje z przechyloną głową, w palcach zaciska przepiękną szklaną buteleczkę na perfumy. W zamyśleniu ustawia ją między wysłużonym portfelem a kamiennym przyciskiem do papieru. Zanim odpowie, przesuwa jeszcze dłonią niektóre przedmioty, aż przyjmą tylko jej znany porządek.
WWW– W kwietniu minie sześć lat.
WWWKerkoliac z zainteresowaniem przygląda się tej kobiecie. Pojawili się przed wieczorem. Oboje nieźle ubrani, ale niezbyt bogaci – przyjechali taksówką. Pachnieli dobrymi perfumami, zwłaszcza kobieta, której zapach w jednej chwili zdominował wnętrze atelier. Mężczyzna zatrzymał się za plecami kobiety, jakby chciał skryć się w jej cieniu. Ona stanęła naprzeciw Kerkoliaca z dłońmi opartymi na szklanym blacie dzielącej ich lady.
WWW– Mam na imię Łucja. – Wyciągnęła dłoń w stronę Kerkoliaca i wtedy pierwszy raz poczuł jej chłodny dotyk. – A to jest mój mąż. – Wskazała kciukiem za plecy. Mężczyzna skinął głową. Kerkoliac również. – Alec.
WWW– Miło mi państwa powitać. W czym mogę pomóc?
WWWKobieta nie odpowiedziała. Zamiast tego postawiła na stole niewielką walizkę ze staroświeckimi zatrzaskami. Przyszliśmy sprzedać pamiątki po zmarłym ojcu, wyjaśniła. Planujemy remont mieszkania. Dalsze słowa Łucji przerwał dzwonek w telefonie jej męża. Alec uśmiechnął się przepraszająco i wyszedł z atelier. Teraz widać go za szybą, gdy spaceruje chodnikiem z telefonem przyciśniętym do policzka. Czasem przystaje, zagląda do wnętrza. Patrzy na swoją żonę. Kerkoliac przestaje zwracać na niego uwagę.
WWWNa szklanym blacie pojawiają się kolejno: mosiężne guziki przypominające dawne monety, zegarek z dewizką i niewielki kryształowy słonik. Kobieta marszczy brwi. Podnosi figurkę słonika, obraca ją w palcach.
WWW– To należało do mamy – mówi. – Dziwne, że zaplątało się w rzeczach taty.
WWW– Czasem i tak się zdarza.
WWW– Nie zauważyłam jej wcześniej. A przecież kilka lat temu próbowałam ją znaleźć.
WWW– Być może była dla niego ważna. Dlatego ją zatrzymał.
WWW– Z pewnością. Oni bardzo się kochali. Często powtarzał, że mama bardzo lubiła tego słonika. Myślałam, że zagubił się na zawsze.
WWWKobieta spojrzała na figurkę zaciśniętą w dłoni. Potem ukryła ją w kieszeni kurtki.
WWW– Zachowam to – szepnęła. Podniosła wzrok na Kerkoliaca. – Co stanie się z pozostałymi rzeczami?
WWW– Część z pewnością zostanie w atelier. Pozostałe oddam do renowacji. Być może kilka sam naprawię.
WWW– A potem pan je sprzeda?
WWWKerkoliac uśmiechnął się smutno.
WWW– Nie ma w tym nic dziwnego. Taki jest los przedmiotów.
WWWKobieta wzdycha, a Kerkoliac opuszcza wzrok na jej dłonie. Są piękne i bardzo chłodne w dotyku. Na szklanym blacie widać tłuste ślady jej palców. Kerkoliac postanowił nie ścierać ich przez kilka najbliższych dni.
WWW– Jest jeszcze coś. – Łucja sięga dłonią do walizki. Wyciąga kilka niewielkich płytek naznaczonych pajęczyną układów scalonych. – Nie wiem, jak to nazwać.
WWWTrzy płytki ułożone obok siebie zajmują powierzchnię nie większą od puszki zapałek. Kerkoliacowi to porównanie wydaje się zabawne: przecież już nikt nie używa staroświeckich drasek. Syntetyczny marszand ogląda płytki z zainteresowaniem.
WWW– To pamięć wewnętrzna – tłumaczy zażenowany. Odwraca wzrok. – Były montowane w pierwszych syntetykach.
WWWKerkoliac ocenia w jaki sposób powinien okazać zawstydzenie. Być może wystarczy niepewne spojrzenie albo uniesiona brew. Zdecydowanie nie powinien się czerwienić. Z pomocą przychodzi mąż Łucji: wciąż rozmawiając przez telefon puka w szybę i macha ręką. Kobieta unosi dłoń, porusza palcami nie odwracając głowy. Jednocześnie ze złością mruży oczy, co stoi w sprzeczności z tym przyjaznym gestem. Kerkoliac postanawia zapamiętać jej dziwny wyraz twarzy.
WWW– Mieliśmy kiedyś syntetycznego służącego – opowiada Łucja. W jej spojrzeniu również pojawia się lekkie zawstydzenie. – Jednak po śmierci mamy ojciec zrezygnował z jego usług. Albert został odprawiony.
WWW– Albert? – Kerkoliac głośno przełyka ślinę. – Piękne imię dla służącego. – Skryte za plecami dłonie zaciska w pięści. – Takie charakterystyczne.
WWW– Jeżeli poczuł się pan urażony, to bardzo przepraszam.
WWW– Naprawdę, nic nie szkodzi. – Głos Kerkoliaca jest już normalny. Już nie mówi przez ściśnięte gardło. – W niektórych domach syntetyczni służący są wciąż bardzo popularni. Co stało się z Albertem?
WWW– Tak jak mówiłam: ojciec go odprawił. Nie wiem, co stało się z nim potem. Być może znalazł nowy dom.
WWW– Z pewnością.
WWW– Czy te płytki są coś warte?
WWW– Potrzebuje kilku dni, by to ocenić. Dlaczego pani uważa, że mają jakąkolwiek wartość?
WWW– Nie wiem. A pozostałe rzeczy?
WWW– Ich wartość jest czysto użytkowa i zależy wyłącznie od fantazji nabywców. Rozumiem, że nie wiąże się z nimi żadna historia.
WWW– Należały do mojego ojca.
WWW– Przykro mi, ale to zbyt mało. Czy pani tata był kimś ważnym?
WWW– Tylko dla mnie. Całe życie przepracował w jednej firmie. Poza pracą nie zajmował się niczym szczególnym. Z pewnością był dobrym ojcem.
WWW– To również jest ważne. Niestety, nie ma wpływu na wartość pamiątek.
WWWŁucja posmutniała, a Kerkoliac przybrał wyraz twarzy dobrotliwego marszanda. Cierpliwie czekał, aż kobieta wypowie kolejne słowa:
WWW– Więc to, że te wszystkie rzeczy należały do dobrego człowieka nie ma żadnej wartości?
WWWOdczekał jeszcze chwilę, a potem odpowiedział:
WWW– Postaram się jeszcze w tym tygodniu dokonać wyceny.
WWW– Dobrze.
WWWKobieta bezwiednie rozejrzała się po atelier. Przesunęła dłonią ponad przedmiotami stojącymi na biurku i powiedziała:
WWW– Więc czekam na kontakt z pana strony. – Jej głos zadrżał. Nie chciała patrzeć w oczy marszanda. – Do zobaczenia – dodała, unosząc głowę.
WWWPrzed wyjściem podała marszandowi dłoń: uścisnął ją lekko i pozostał nieruchomo z wyciągniętą ręką, nawet wtedy, gdy zamknęły się za nią drzwi atelier. Widział jeszcze jej sylwetkę przesuwającą się w panoramicznym oknie, a potem zniknęła mu z oczu. Mąż, wciąż rozmawiając przez telefon, podążył jej śladem.
WWWKerkoliac został sam.
WWWZapach kobiety zdominował balsamiczną woń atelier. Syntetyczny marszand wciąż czuł jej obecność. Dopiero teraz sobie uświadomił, jak była piękna. Miała cudne oczy o źrenicach zabarwionych niebieskawym światłem, jasne włosy i chłodne dłonie namiętnej kochanki. I pewną miękkość, objawiającą się w powolnym ruchu ciała, spojrzeniu spod zmrużonych powiek i uśmiechu, który mógł znaczyć wszystko i nic. Z pewnością podobała się mężczyznom, a jej mąż odczuwał dumę posiadania. Przecież okiełznał dzikie zwierzę. Być może na ulicy wciąż łowił zazdrosne spojrzenia innych mężczyzn. Ale tylko wtedy, gdy szedł obok Łucji. Kerkoliac ze zdziwieniem zauważył, że chciałby ją spotkać ponownie. Tę kobietę o chłodnych dłoniach.
WWWDalszą część dnia Kerkoliac poświęcił na porządkowanie pamiątek po starym spiskowcu. Właśnie tak lubił o nim myśleć: stary spiskowiec. Niemal wspólnik. Podnosił każdy przedmiot do światła, oceniał jego wartość i koszt renowacji. Na jego twarzy już nie było uśmiechu życzliwego marszanda – teraz patrzył chłodnym wzrokiem fachowca od zakurzonych bibelotów. Brzytwa w popękanych okładzinach z kości słoniowej, ostrze ćwierć wklęsłe do twardego zarostu, czoło ostrza zakończone w stylu hiszpańskim, widoczne lekkie wżery, trochę rdzy. Hieronim bez trudu poradzi sobie z renowacją. W komplecie pędzel do golenia w oprawie z hebanu – rzecz niezwykle piękna, po wymianie włosia z pewnością szybko znajdzie nowego właściciela. Być może wraz z brzytwą nadal będzie służył do golenia.
WWWZegarek z dewizką milczy po nakręceniu. Pewien syntetyczny introligator z łatwością przywróci go do życia. Kościany grzebień (Kerkoliac powąchał go ostrożnie) również uda się uratować. Przycisk do papieru nie wymaga żadnych napraw, będzie ozdobą wystawy atelier. Podobnie rozsypane guziki. Syntetyczny marszand podnosi do twarzy okulary, patrzy na zniekształcony świat. Ojciec tej kobiety był spiskowcem niemal ślepym. Po namyśle Kerkoliac stwierdził, że okulary spoczną zamknięte w szufladzie biurka. Tam poczekają na lepsze czasy.
WWWPozostaje jeszcze nierozstrzygnięta kwestia kości pamięci. Zdecydowanie nie pasują do tego wnętrza. Kerkoliac podnosi je z obrzydzeniem. Stanowiły kiedyś część syntetycznego ciała, a teraz przechodzą z ręki do ręki. Czy tak wygląda nowoczesna etyka? Kerkoliac nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie, więc odłożył je na przyszłość.
Pejzaż ze służącym i japkami
2Rozumiem, że Kerkoliac to android, juz ten fakt jest cyberromantyzmem. Tekst wypelniony jest drobiazgowym przedstawieniem bibelotów, rzeczy też mają swoją historię a tu jakby miały cos jakby duszę i może dlatego marszand tak je dopieszcza sam pochodząc z nieożywionego świata. Bardzo zręcznie wtopiłem się w dialogi wychodząc jakby z tego nagromadzenia pamiątek i znów się zanurzając.No, podobało mi się, ciekawy świat w którym te wszystkie osobiste drobiazgi przechodzą w inne ręce. Niby futurystycznie ale też obyczajowo.
Pejzaż ze służącym i japkami
3fifi, patrz, znalazłam :-D
nie tak.
tu detale, i paczam dalej:
głupoty tyko, fisiek:
Added in 41 minutes 19 seconds:
kobiety nie wskazują mężów kciukiem, raczej odwróca głowe, pokażą spojrzeniem, odsuną sie pół kroku. my nie jestesmy 'gosciem z baru'.
a poza moim marudzeniem i czasem - to jest powolne jak zakurzony antykwariat, statyczne jak zamrożony czas i kosci pamięci w dloni marszanda, więc klimat ma korespondujący z marszandem, i tylko bym chciała, żeby ludzie byli bardziej zywi, szczególnie kobieta o chłodnych dłoniach.
fisiek pisze:Kerkoliac uważnie obserwował pracowite dłonie kobiety, gdy ustawiała na biurku armię pamiątek po zmarłym ojcu.
Syntetyczny marszand każdą z tych rzeczy bierze do ręki
fisiek pisze:Kerkoliac z zainteresowaniem przygląda się tej kobiecie.
fisiek pisze:Zapach kobiety zdominował balsamiczną woń atelier. Syntetyczny marszand wciąż czuł jej obecność.
fifi, nosi cię, jak to jest z tym czasem? zaczynasz przeszłym, ciagniesz teraźniejszym, przeskakujesz w przeszły jak ci wygodnie.fisiek pisze: Dopiero teraz sobie uświadomił, jak była piękna. Miała <- tu dobrze, moze być, bo on wspomina cudne oczy o źrenicach zabarwionych niebieskawym światłem(...)
nie tak.
tu detale, i paczam dalej:
głupoty tyko, fisiek:
pamiatki były, przedmioty.W dłoniach kobiety pojawiają się kolejne pamiątki
fifi?każda naznaczona piętnem człowieka, którego ciało już dawno rozpadło się w pył. (...) – Jak dawno zmarł pani tata?(...) – W kwietniu minie sześć lat.

po 6 latach?Jest też kościany grzebień wciąż pachnący tym zmarłym człowiekiem.
Added in 41 minutes 19 seconds:
wymyśliłA to jest mój mąż. – Wskazała kciukiem za plecy.

telepatycznie wyjasniła?Kobieta nie odpowiedziała. Zamiast tego postawiła na stole niewielką walizkę ze staroświeckimi zatrzaskami. Przyszliśmy sprzedać pamiątki po zmarłym ojcu, wyjaśniła. Planujemy remont mieszkania.

hmm, czemu tak? bo nie rozumiem - bawisz się w kadrowanie, robisz zbliżenia, jakbys skupiał optyke na momencie, może machnij całość w teraźniejszym, skoro kusi.Alec uśmiechnął się przepraszająco i wyszedł z atelier. Teraz widać go za szybą, gdy spaceruje chodnikiem z telefonem przyciśniętym do policzka. Czasem przystaje, zagląda do wnętrza. Patrzy na swoją żonę. Kerkoliac przestaje zwracać na niego uwagę.
puszki czy pudełka?Trzy płytki ułożone obok siebie zajmują powierzchnię nie większą od puszki zapałek.
mnie ciekawi - on tak bo obliczył czy cos poczuł? czy syntetyk moze miec emocje?– Albert? – Kerkoliac głośno przełyka ślinę. – Piękne imię dla służącego. – Skryte za plecami dłonie zaciska w pięści. – Takie charakterystyczne.
truizm. chyba, ze przeniesiemy w alegorię jego wyjątkowości, to wtedy przypowieść uniwersalna.Kerkoliac został sam.
opis kobiety stoi w opozycji z ogólnie przyjetymi cechami predatorów.Dopiero teraz sobie uświadomił, jak była piękna. Miała cudne oczy o źrenicach zabarwionych niebieskawym światłem, jasne włosy i chłodne dłonie namiętnej kochanki. I pewną miękkość, objawiającą się w powolnym ruchu ciała, spojrzeniu spod zmrużonych powiek i uśmiechu, który mógł znaczyć wszystko i nic. Z pewnością podobała się mężczyznom, a jej mąż odczuwał dumę posiadania. Przecież okiełznał dzikie zwierzę.
ad acta. odlożył. wiem, co chcialeś, ale jakoś nie gra.Kerkoliac nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie, więc odłożył je na przyszłość.
a poza moim marudzeniem i czasem - to jest powolne jak zakurzony antykwariat, statyczne jak zamrożony czas i kosci pamięci w dloni marszanda, więc klimat ma korespondujący z marszandem, i tylko bym chciała, żeby ludzie byli bardziej zywi, szczególnie kobieta o chłodnych dłoniach.
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.
Pejzaż ze służącym i japkami
4Warsztat do wygładzenia ale jest potencjał. I klimat.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson
dr Samuel Johnson
Pejzaż ze służącym i japkami
5Mi też się bardzo podoba, drobne usterki nie przeszkadzają mi w odbiorze, zresztą Ravva większość już wyłapała. Musiałam się zastanowić tylko nad:
Podobnie czas, początek w przeszłym, potem duży fragment w teraźniejszym i znów przeszły, nie widzę nawet związków z jakimś przyspieszeniem akcji. Zdecydowanie do wygładzenia.
Postać marszanda arcyciekawa, podobnie klimat. Można się w tym zanurzyć. Nie czuję natomiast relacji marszand - kobieta i jakiejś więzi, która miałaby go skłonić do nie ścierania odcisków palców. Bardziej zauroczył mnie sam handlarz i jego świat.
Tu wkradło się zamieszanie. "Pojawili się przed wieczorem" jest niejasne, bo wcześniej nie było mowy o mężczyźnie. Natomiast kobiety i jej synonimów jakby za dużo.Filip pisze: Kerkoliac z zainteresowaniem przygląda się tej kobiecie. Pojawili się przed wieczorem. Oboje nieźle ubrani, ale niezbyt bogaci – przyjechali taksówką. Pachnieli dobrymi perfumami, zwłaszcza kobieta, której zapach w jednej chwili zdominował wnętrze atelier. Mężczyzna zatrzymał się za plecami kobiety, jakby chciał skryć się w jej cieniu. Ona stanęła naprzeciw Kerkoliaca z dłońmi opartymi na szklanym blacie dzielącej ich lady.
Podobnie czas, początek w przeszłym, potem duży fragment w teraźniejszym i znów przeszły, nie widzę nawet związków z jakimś przyspieszeniem akcji. Zdecydowanie do wygładzenia.
Postać marszanda arcyciekawa, podobnie klimat. Można się w tym zanurzyć. Nie czuję natomiast relacji marszand - kobieta i jakiejś więzi, która miałaby go skłonić do nie ścierania odcisków palców. Bardziej zauroczył mnie sam handlarz i jego świat.
Pejzaż ze służącym i japkami
6chłod jej dłoni jest kluczowy - pamietaj, marszand jest syntetykiem, raczej nie emanuje cieplem.Galla pisze: Nie czuję natomiast relacji marszand - kobieta i jakiejś więzi, która miałaby go skłonić do nie ścierania odcisków palców.
Added in 25 seconds:
znaczy - nie WIEM, mysle.
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.
Pejzaż ze służącym i japkami
7Ładna historia, poza potknięciami już wyłapanymi widzę tylko to, o czym wspomniała Ravva - ostatnie zdanie jest słabą puentą, choć sam ostatni akapit zmierza w znakomitym kierunku.
Ale ogólnie - mniam. Nie zgadzam się tylko z Nataszą, że to tekst lemowski z ducha. Nie, nie, bardziej staroświecki.
Ale ogólnie - mniam. Nie zgadzam się tylko z Nataszą, że to tekst lemowski z ducha. Nie, nie, bardziej staroświecki.
Mówcie mi Pegasus 
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak
Pejzaż ze służącym i japkami
8Podoba mi się. Narracja świetnie oddaje klimat. Nie wiem czemu, budowanie postaci kojarzy mi się z pisaniem Dicka. MOże relacja kobiety i jej męża? W każdym razie bardzo dobre to jest.
I jeszcze urzekło mnie określenie "kobieta o chłodnych dłoniach".
Postać syntetycznego marszanda - super ciekawa.
No ach i ech.
Super pokazane.
I jeszcze urzekło mnie określenie "kobieta o chłodnych dłoniach".
Postać syntetycznego marszanda - super ciekawa.
No ach i ech.
Pejzaż ze służącym i japkami
9Dzięki 
Z tym tekstem jest taki kłopot, że nie jest to początek powieści, którą chciałbym napisać, tylko fragment już napisanej. Całość ma właśnie takie tempo largo (jak śmieje się Leszek), budowę nowelową (lub raczej mikropowieści, bo niektóre mają ponad 120k znaków), gdzie staram się po kawałku opowiadać historię życia syntetycznego marszanda. Nie ukrywam, gdzieś tam się pogubiłem (zwłaszcza z narratorem, który jest zdecydowanie do przemyślenia/zmiany), i jest jeszcze dużo rzeczy do poprawienia, ale w ramach wymyślonej kompozycji powieść jest już napisana, zamknięta i od prawie roku leży w szufladzie
Ten fragment to taki, nie wiem, teaser, taka forpoczta wysłana przed głównymi wojskami (które pewnie nigdy nie nadejdą), żeby zasięgnąć języka
Bo ja jestem często punktowany za wolne tempo, rozbuchane opisy i mieszanie czasów, dlatego staram się te elementy po swojemu przepracowywać i ograniczać (zostawiam tylko to, czego nie mam już siły, albo nie potrafię, wyczyścić). Tylko że jest taki moment, kiedy autor już więcej nie widzi - dlatego uwagi (zwłaszcza te o czasach - dzięki!) bardzo pomagają. Dzięki!
Na początku następnego roku podciągnę artylerię, pójdzie do druku pierwsze opowiadanie o marszandzie, a potem się zobaczy
Jeszcze raz wielkie dzięki za opinie!

Z tym tekstem jest taki kłopot, że nie jest to początek powieści, którą chciałbym napisać, tylko fragment już napisanej. Całość ma właśnie takie tempo largo (jak śmieje się Leszek), budowę nowelową (lub raczej mikropowieści, bo niektóre mają ponad 120k znaków), gdzie staram się po kawałku opowiadać historię życia syntetycznego marszanda. Nie ukrywam, gdzieś tam się pogubiłem (zwłaszcza z narratorem, który jest zdecydowanie do przemyślenia/zmiany), i jest jeszcze dużo rzeczy do poprawienia, ale w ramach wymyślonej kompozycji powieść jest już napisana, zamknięta i od prawie roku leży w szufladzie

Ten fragment to taki, nie wiem, teaser, taka forpoczta wysłana przed głównymi wojskami (które pewnie nigdy nie nadejdą), żeby zasięgnąć języka

Na początku następnego roku podciągnę artylerię, pójdzie do druku pierwsze opowiadanie o marszandzie, a potem się zobaczy

Jeszcze raz wielkie dzięki za opinie!
Coś tam było? Człowiek! Może dostał? Może!
Pejzaż ze służącym i japkami
10Czyli jest tego więcej - to akurat dobrze 
Czyli coś czeka na druk? To jeszcze lepiej.

Czyli coś czeka na druk? To jeszcze lepiej.
Mówcie mi Pegasus 
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak