Kiedy siedzę w swoim pokoju czuję wibracje, ukłucie w małym palcu przechodzi w sztywnienie całego ciała,
może tak wygląda śmierć, odpoczynek we własnym śnie, bez strachu, w samotności.
Wczoraj czytałem jak przeżyć jedno z tych doświadczeń tzn. wyjścia. Drgawki to pierwszy krok do paraliżu a wtedy miało nastąpić oddzielenie świadomości od ciała. Nie udało mi się.
Zawsze, gdy dochodziłem do drgawek, ogarniał mnie strach i budziłem się z ciemności w przepoconym łóżku. Czytałem więc w kółko opisy ludzi, którzy przeżyli wyjście z ciała,
podobno można spotkać zmarłych w miejscu odpoczynku nazywanym Parkiem a, w głębi świadomości znajduje się źródło, to miejsce, w którym możemy uzyskać odpowiedz na wszystkie pytania. Problem w tym ze można zadać tylko jedno w ciągu życia.
Po nieudanej próbie w łóżku wyszedłem z pustego mieszkania, miałem nadzieje, że hałas wywoła halucynacje i wreszcie wylecę. Światło i hałas były jednak tak intensywne, że nie mogłem się nawet skupić nad wywołaniem drgawek -zamiast rozluźniać mięśnie, spinałem je.
Podróżnicy astralni opisywali swoje trudności w próbach osiągnięcia pierwszego wyjścia więc
nie czułem się taką fajtłapą. Bałem się głównie możliwości pozostania w tym nowym obcym dla mnie świecie już przez resztę życia, ale dlaczego nie, powiedziałem, i przypomniałem sobie
naukę jazdy na rowerze. Wtedy też nie wiedziałem co zrobić, kiedy zobaczyłem dwukołowy
zarys rowera, myślałem, że to śmierć puka do drzwi, szukając chętnego na przejażdżkę po chodniku, dziadek powiedział spokojnym głosem, nic ci się nie stanie, poprowadzi mnie, trzymając za kijek wystający z tyłu roweru i tak przejażdżka ze śmiercią zakończyła się miłym spacerem.
Po jedzie próbnej miałem już tylko ochotę jechać sam, bez asekuracji. Wpadłem na pomysł, żeby przywołać to wspomnienie podczas snu. Nic się nie stało. Czy to nie dziwne że całe nasze życie to tylko walka pomiędzy chcę a nie chcę, jestem a mnie nie ma. A ja akurat chciałem wyjść,
tylko ciało wiło się opornie po prześcieradle, szukając pozycji do odpoczynku. Widocznie miało dość eksperymentów, nieprzespanych nocy. Wstałem z łóżka, spojrzałem na komputer, wirtualny zegar był pomiędzy pierwszą a trzecią nad ranem. Prześlizgnąłem się do kuchni z nadzieją,
poprawienia sobie humoru drobna przekąską - na stronie pisali, że nie powinno się jeść dużo przed wyjściem.Złotym środkiem do sukcesu miał okazać się moment, w którym byłbym na tyle rozbudzony, żeby być świadomym snu.
Postanowiłem nie robić sobie wielkich nadziei.
Położyłem się spać. We śnie były zwierzęta- roślinożerne, szukały odpowiedzi na pytanie, co by się stało, gdyby przestały uciekać przed drapieżnikami i zamiast tego zaczęły polować na nie.
Stado gazel zebrało się wokół zmęczonego polowaniem lwa i szybkim zwinnym ruchem zaczęły
wgryzać się w jego ciało kawałek po kawałku. Czułem się jak ten lew, samotny, otoczony ludźmi, których kiedyś skrzywdziłem.
Sępy zaczeły otaczać sawannę, czekając na resztki lwa - może to dzieci szukają resztek pozostałych po drapieżniku - pomyślałem -
Światło rozmyło się, zapadła ciemność. Obudziłem się, a przynajmniej tak mi się wydawało. Leżałem na łóżku otoczony biała kołdra, przez zasłonięte zasłony przelatywało żółtawe światło, lampka w pokoju była zgaszona, z wyjątkiem kilku promieni światła padających na ścianę
w pokoju panowała ciemność. Zacząłem się dusić, zapach stęchlizny był na tyle intensywny. Otworzyłem okno, żeby wywietrzyć pokój, ale to tylko pogorszyło sprawę, zapach zmierzał się ze smogiem miasta. Coś nie dawało mi spokoju, uczucie, chęć podejścia do drzwi, powoli zacząłem się do nich zbliżać, a gdy miałem już pociągnąć za klamkę - chciałem je zamknąć i położyć się spać
usłyszałem wiercenie, dochodziło zza drzwi wejściowych. Zapaliłem światło, wyszedłem z pokoju sprawdzić co się dzieje i poczułem czyjąś obecność. Czarna postać bez widocznych rysów twarzy zbliżała się za moimi plecami, odwróciłem się, postać nie wydawała żadnego dźwięku, przypominała pozostałości człowieka, odbicie jego duszy. Uciekłem poza pole widzenia cienia,
wbiegłem do jadalni i usłyszałem przerażający krzyk, dochodzący z kanapy, na balkonie ukazały się trzy postacie jaśniejsze od poprzedniej, ale wciąż cieniste. Całe mieszkanie przypominało jeden wielki teatr, a ja byłem w nim lalką pociąganą za sznurki. Skoczyłem pomiędzy postaciami, w dół balkonów. Sen się skończył, nie wiem, czy to był zwykły sen, czy pierwsze udane wyjście, ale zmysły były bardzo wyostrzone podczas niego. Nie miałem także żadnej kontroli nad postaciami, które brały w nim udział.
I- Próba wyjścia
2Tylko sen:-).Zapach stęchlizny jest natomiast niepokojący. W każdym razie,podoba mi się jak piszesz.Zapewne tematyka jest tutaj kluczowa,mam jednak nadzieję,że nie opisujesz prawdziwych zmagań...a tylko serwujesz ładną fikcję literacką. Szkoda że w tak krótkiej formie.Pisz dalej, ja czytam.
I- Próba wyjścia
3Dosyć to niejasne. "Wibracje" mogą pochodzić np. od jakiegoś sprzętu włączonego w mieszkaniu albo poza nim. Sąsiedzi robią remont i wtedy wibruje pół kamienicy.
W tekście literackim rozwija się skróty typu tzn. A najlepiej byłoby po prostu: Wczoraj czytałem, jak przeżyć wyjście. Do tej pory nie wspominałeś o żadnych "doświadczeniach", więc nie wiadomo, do czego odnieść to słowo.
Ma nastąpić albo powinno nastąpić. Nie ma uzasadnienia dla czasu przeszłego.
Chyba: w ciemności.
A tu powinny być dwa zdania. ... z ciała. Podobno można spotkać zmarłych...
Hm. Ja nie praktykuję ani świadomego śnienia, ani wychodzenia z ciała, ale mam wrażenie, że spotykanie zmarłych i docieranie do źródła w głębi świadomości to całkiem odmienne sprawy. Ta druga wiąże się raczej z medytacją, niż próbami opuszczenia ciała tak, jak to widzi np. Robert Monroe.
Twój narrator wyszedł GDZIE? Na klatkę schodową? Na ulicę? I tam miał nadzieję na halucynacje i opuszczenie własnego ciała? I tam właśnie chciał dostać drgawek?
Takim fajtłapą. Ten rzeczownik ma dwie formy, męską i żeńską.
Nie. On zobaczył po prostu dwukołowy rower.
...na przejażdżkę po chodniku. Dziadek powiedział spokojnym głosem: nic ci się nie stanie. Poprowadził mnie...
Czyli wskazywał drugą?
Niestety, nie da się zgasić lampki w taki sposób, by pozostało kilka promieni światła padających na ścianę.
Myślę, że tu zakończę cytowanie.
Nie bardzo wiem, jak traktować Twój tekst. Czy jako opowiadanie, a więc formę literacką, mającą określoną konstrukcję, czy jako pamiętnikarski zapis pewnych przeżyć. Myślę, że raczej jako to drugie. Nawet jednak taka bezpośrednia relacja z wydarzeń wymaga opracowania pod względem językowym. Dużo w Twoim tekście rozmaitych potknięć, nie są to dramatyczne błędy, ale jednak te koślawe zdania mocno utrudniają czytanie. Zwracaj uwagę na konstrukcję zdań i następstwo czasów, a przy okazji - również na logikę niektórych sformułowań.
I jeszcze jedno: zawrzyj bliższą znajomość z panną Interpunkcją. Przecinki w tym tekście to horror. Nie mam tyle cierpliwości, żeby edytować całość i wstawiać przecinki zaznaczając je na czerwono, lecz tu jest potrzebna korekta właściwie zdanie po zdaniu.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.