Póki co, może wróciłbym na jakiś czas do komentowania. Odnoszę wrażenie, że po aktualizacji forum zrobiło się ogólnie puste, więc może dałbym dobry przykład, zamiast tylko oczekiwać komentarzy pod własnymi wypocinami.
Uwaga - utwór zawiera wulgaryzmy (tym razem nie gwiazdkowane)
======================================================================================
- IV -
XXXX- Pozwólcie, że podsumuję nasze wstępne ustalenia odnośnie tej operacji – oznajmił suvore Akode, wyłączając wbudowany w biurko, holograficzny wyświetlacz.
XXXXGłos oficera wyrwał Khesariana z chwilowej zadumy. Znów był myślami wewnątrz gościnnej kwatery Akodego, gdzie zebrali się dowódcy jednostek specjalnych. Pokój okazał się dostatecznie przestronny, by wszyscy uczestnicy spotkania mogli się skupić przy biurku gospodarza. Było tu łącznie osiem osób – suvore Akode z garave Dakurą u boku, major Matson z trójką swoich oficerów, kapitan McReady z Marines oraz sam Zhack.
XXXX- Ustaliliśmy, że ograniczymy liczbę operatorów do piętnastu na jednostkę, wyjąwszy oddział Genisivare, który będzie się składał z pięciu zabójców – tu Akode spojrzał na chwilę w stronę Zhacka – To niewiele, ale biorąc pod uwagę charakter naszej misji, i tak z ledwością możemy sobie pozwolić na działanie w takiej grupie. Przyjmiemy standardową dla drużyny konfigurację, to jest podział na sekcje po pięciu żołnierzy, czterech operatorów i dowódca. Z całkowitą pewnością spędzimy na wrogim terenie kilka dni, więc będziemy potrzebowali zapasów na ten czas.
XXXX- My oczywiście możemy wszystko pobrać w kwatermistrzostwie – wtrącił Matson – Czy wasi na pewno mogą wam również załatwić to, czego będziecie potrzebowali?
XXXX- Nie przybyliśmy tutaj z Sorev na piechotę, majorze – stwierdził Akode z przekąsem – Nie wiem, czemu się tak martwisz o to, skąd weźmiemy ekwipunek na misję. Nasze okręty na orbicie mają tego dość, by zaopatrzyć oddziały nieporównywalnie liczniejsze od naszego.
XXXX- W porządku, nic nie mówiłem – mruknął Terranin z lekką irytacją – Kontynuuj.
XXXX- Na miejsce przerzucą nas dwa desantowce klasy D-44 Archanioł, użyczone nam przez terrańską flotę – ciągnął Akode – Musimy się jeszcze zastanowić, czy zaryzykować użycie myśliwców C-96 Fenikso w charakterze eskorty, ale moim zdaniem, to kiepski pomysł. Polecenie tam liczniejszą grupą zwiększy naszą wykrywalność, a poza tym obecność myśliwców na nic się nie zda. Jeśli Auvelianie wykryją desant oddziału specjalnego, w niczym nam nie pomoże…
XXXX- Znamy już pańskie… twoje zdanie na ten temat – ponownie odezwał się Matson – Nie przeciągajmy dłużej tego spotkania, bo musimy jeszcze mieć sporo czasu na zapoznawanie się z materiałami od Yarona.
XXXX- Tak, tak – uciął Akode, po raz pierwszy okazując lekkie zniecierpliwienie – Wiecie już wszyscy, że do was jako dowódców oddziałów należy sporządzenie spisów inwentarza, możliwie jak najwcześniej. A skoro już o tym mowa… oraz o naszej wykrywalności… Dla pewności raz jeszcze powiem, że chciałbym, aby sprawę inhibitorów psionicznych załatwić jeszcze dziś albo jutro. O ile to faktycznie możliwe.
XXXX- Nie widzę przeszkód – stwierdził Matson – Myślę, że skoro wysyłają nas przeciwko Auvelianom, inhibitory psioniczne są jedną z tych rzeczy, które spodziewali się, że będą nam potrzebne.
XXXX- Nalegam, aby również zabójcy ich użyli – rzekł Akode, ponownie kierując spojrzenie na Zhacka – Co prawda potraficie być niewidzialni dla psioników, ale robicie to tylko na życzenie, a my musimy być niewidoczni dla Auvelian przez cały czas. Nie możecie bez przerwy pozostawać w zaem bez chwili…
XXXX- W porządku, rozumiem – przerwał Khesarian – Zakładam, że nie będzie problemu z tymczasowym zmodyfikowaniem naszych kombinezonów tak, aby wyposażyć je w wasze inhibitory?
XXXX- Gdyby to było niemożliwe, w ogóle nie występowałbym z propozycją ich użycia – zauważył Matson z ironią w głosie – Sami z nich przecież korzystacie, tyle że wasze modele są mniej doskonałe technicznie. Zastąpienie ich naszymi to nie jest skomplikowana operacja.
XXXX- Wracając do spraw poważnych – wtrącił Akode – Ja, major Matson i kapitan McReady wybierzemy operatorów w ciągu najbliższych kilku dni. Chociaż zabójcy powinni nam udzielić wsparcia snajperskiego podczas akcji, zalecam, abyście tak dobrali drużyny, by miały przynajmniej po jednym snajperze na sekcję…
XXXX- Dobrze wiem, co zrobić, majorze – rzekł chłodno Matson – Może i jestem młodszy stażem, ale nie jestem też kompletnym żółtodziobem.
XXXX- Przepraszam – odparł suvore beznamiętnie – Tak, czy inaczej, dokładny skład naszych oddziałów musimy ustalić dopiero po tym, jak już opracujemy bardziej szczegółowy plan akcji.
XXXX- Sam bym na to nie wpadł – rzucił Richard, nie kryjąc sarkazmu – Skoro załatwiliśmy już kwestie formalne na dziś, proponuję, aby każdy z nas zajął się studiowaniem materiałów wywiadowczych. Nie opracujemy żadnej strategii, nie wiedząc, co z tym zrobić.
XXXX- Tak, racja – Akode westchnął; przypominało to przeciągły syk – Jeśli to wam odpowiada, kolejne spotkanie zrobimy również tutaj, jutro, o tej samej porze.
XXXXNikt nie zgłosił obiekcji, toteż wszyscy oficerowie skierowali się do wyjścia. Zhack opuścił kwaterę Akodego jako ostatni. Zaledwie jednak przestąpił próg pokoju, a zatrzymał go jeden z terrańskich oficerów z Sekcji Gamma. Khesarian pamiętał go z klubu oficerskiego – to był kapitan Jean Perrin.
XXXX- Gdzie jest Kilai? – zapytał swobodnie – Chcę z nim pogadać.
XXXX- Jak znam Zerę, to pewnie ściągnęła wszystkich do sali treningowej – odparł Zhack – Właśnie tam idę.
XXXX- Świetnie – człowiek uśmiechnął się przyjaźnie – Pójdę więc z tobą.
XXXXKhesarian zawahał się. Nie miał ochoty na towarzystwo Terranina, który – sądząc z jego nastawienia – najprawdopodobniej będzie się starał wciągnąć go w rozmowę, na którą Zhack miał jeszcze mniejszą chęć. Po dłuższej chwili skinął głową, gestem zapraszając człowieka, aby poszedł w ślad za nim.
XXXXBudynek, w którym się znajdowali, był połączony z kwaterą sztabu i mieścił nie tylko pokoje mieszkalne stu kilkudziesięciu oficerów, ale także rozmaite pomieszczenia użytkowe, w tym sale treningowe. Zhack wprawdzie nie nabył jeszcze dobrej orientacji, ale wiedział już, gdzie może znaleźć Zerę. Jeżeli nie miała przydzielonych rutynowych zadań, a okoliczności na to pozwalały, często zajmowała się treningiem, od czasu do czasu dobierając sobie także partnerów do walk sparringowych.
XXXX- Kilai mówił trochę o tobie – wypalił Perrin, idąc korytarzem w ślad za jaszczurem.
XXXX- Mam nadzieję, że nie za dużo – odparł Zhack po dłuższej chwili milczenia.
XXXX- Mówił, że jesteś bardzo… specyficzny – powiedział Jean – I cholernie ponury, ale sam to widzę.
XXXX- Myślę, że można tak powiedzieć – rzekł Khesarian zdawkowo.
XXXX- Pewnie cholernie dużo widziałeś. Długo już jesteś jednym z tych zabójców? Kilai twierdził, że jesteś naprawdę dobry.
XXXXZhacka zdumiała bezpośredniość człowieka, odpowiedział jednak ze spokojem.
XXXX- Jak na wasze standardy, służę bardzo długo. Ale jak na standardy Genisivare, daleko mi do najstarszych zabójców.
XXXX- Czyli musiałeś dużo widzieć.
XXXX- Więcej, niż bym chciał – w głos Zhacka po raz pierwszy wkradł się chłód.
XXXX- Nie chcesz o tym gadać – domyślił się Perrin, ku uldze jaszczura – W porządku, nie chciałem się narzucać.
XXXXMilczenie Terranina trwało jednak krótko – po kilku chwilach odezwał się ponownie.
XXXX- Ale współpracowałeś już kiedyś z ludźmi?
XXXX- Operacje prowadzone przez Genisivare są tajne – odrzekł Zhack z teraz już wyraźnym chłodem – Nie mogę na ten temat mówić.
XXXXCzłowiek pojął aluzję i nie powiedział nic więcej przez resztę ich drogi do sali treningowej.
XXXXKhesarian nie był zaskoczony, gdy na miejscu dostrzegł Zerę, pojedynkującą się z Inoredem na ręce i nogi. Walce sparringowej przyglądało się kilku widzów, wśród których byli pozostali zabójcy Genisivare pod komendą Zhacka, a także garstka komandosów OSA oraz terrańskich żołnierzy z Sekcji Gamma. Jedynie wojownicy Smoczych Oczu obserwowali walkę w milczeniu, stojąc po prostu z założonymi rękami – pozostali głośno dopingowali walczących. Ci, skąpo odziani – Inored miał tylko spodnie od munduru, Zera zaś nie nosiła żadnego stroju – skupieni byli całkowicie na sobie.
XXXXZ pozoru walka była wyrównana, jednak Zhack widział, że Zera walczy na razie poniżej swoich możliwości. Wolała pobawić się swoim przeciwnikiem, zamiast od razu posyłać go na matę – co mogłaby zrobić bez trudu. Właśnie teraz pozwoliła Inoredowi wykonać morderczą kombinację ciosów, które jednak zablokowała, w pewnym momencie wyprowadzając – zdaniem Zhacka zdecydowanie wolniej, niż byłaby w stanie to zrobić – uderzenie ręką, wymierzone w splot słoneczny. Mogłoby połamać oponentowi żebra, lecz ten zatrzymał je, nim sięgnęło celu. Inored odrzucił od siebie przeciwniczkę i natychmiast wykonał obrotowe kopnięcie, przed którym jednak Zera z łatwością się uchyliła, jednocześnie próbując podciąć oponenta. Nie udało się to, podobnie jak przeskok w tył z wyciągniętymi nogami, których stopy ominęły szczękę Inoreda, nie czyniąc mu krzywdy.
XXXXWalczący zatrzymali się na chwilę – on stojący w obronnej pozycji, ona kucająca wciąż na podłodze i pozornie odsłonięta – spoglądając na siebie znacząco.
XXXX- Może zwiększymy tempo? – zasugerował Inored.
XXXXZera roześmiała się pogardliwie.
XXXX- Myślisz, że wytrzymasz? – zapytała z udawaną troską.
XXXX- Spróbujmy – Sorevianin uśmiechnął się nieznacznie.
XXXXOboje wyprostowali się i skoncentrowali, wprawnie wchodząc w zaem. Szybkość, z jaką wyprowadzili kolejne uderzenia, pozostawała poza granicami możliwości wojowników nienależących do Genisivare. Szczególnie ludzie zastygli teraz w osłupieniu, stwierdziwszy nagle, że nie są w stanie obserwować tej walki – wyprowadzane ciosy po prostu umykały ich wzrokowi. Kończyny walczących były dla nich widoczne tylko na ułamki sekundy, gdy uderzenie napotykało błyskawiczną blokadę.
XXXXZhack śledził jednak bójkę i widział, że Inored przegrywa. Na samym początku Zera znów pozwoliła mu zaatakować, jednak bez większych trudności unikała ciosów – uchylała się przed uderzeniami wymierzonymi w głowę, zbijała niskie kopnięcia i pięści. Mimo to, cały czas pozostawała w defensywie – aż nagle postanowiła przejąć inicjatywę.
XXXXKolejny cios Inoreda – cios pięścią wymierzony w szczękę – zablokowała w bardziej wyrafinowany sposób, wykorzystując siłę uderzenia, by gwałtownie obrócić przeciwnika, odsłaniając jego plecy. Zanim Sorevianin mógł zareagować, Zera wymierzyła mu silne kopnięcie w grzbiet. Będąc w zaem, Inored nie odczuł bólu z tego ciosu, ale wytrąciło go to z równowagi, zakłócając jego koncentrację. Jaszczurzyca bezlitośnie to wykorzystała – szybko doskoczyła do odrzuconego naprzód przeciwnika i zaledwie ten odwrócił się w jej stronę, kopnęła go dwukrotnie, obiema nogami po kolei, obrotowym ciosem z wyskoku. Gdy tylko jej stopy ponownie dotknęły podłogi, zadała mu kolejne kopnięcie. Wszystkie jej ciosy sięgnęły celu. Inored wyraźnie próbował przyjąć skuteczną gardę, ale nie dawał rady – Zera była dla niego zbyt szybka. Zablokował cios pięścią w głowę, ale drugą rękę zabójczyni wbiła mu w brzuch. Wstrzymał stopę Sorevianki, kiedy ta chciała go kopnąć w tors, ale wtedy Idrack wykonała salto do tyłu, kopiąc go od dołu w szczękę drugą nogą. Wszystko działo się w ułamkach sekund – jaszczurzyca cały czas nadawała tempo, wyraźnie górując nad Inoredem.
XXXXZhack wyczuł, że osłabiony wojownik zatracił kontrolę nad zaem, co ostatecznie przesądziło o wyniku walki. Zera syknęła triumfalnie, po czym opadła na podłogę i podcięła Inoredowi nogi obrotowym uderzeniem ogona, bezceremonialnie powalając go na obie łopatki. Postawiła następnie stopę na piersi pokonanego w zwycięskim geście. Pozwoliła sobie nawet na triumfalny ryk.
XXXXSpojrzała w dół, na leżącego Inoreda, po czym zdjęła zeń stopę, pozwalając mu wstać.
XXXX- Jesteś dobry, naprawdę dobry – rzekła, niemal dobrodusznie – Tyle że ja jestem po prostu najlepsza.
XXXXZadowolona z siebie, Zera postąpiła kilka kroków, mierząc wzrokiem pozostałych zabójców. Uśmiechała się złośliwie – szeroki, drapieżny uśmiech po prostu nie schodził jej z twarzy. Zdaniem Zhacka, uśmiech ów był tak naprawdę jej znakiem charakterystycznym, niemal równie rozpoznawalnym, jak jej kate – „opaska” z ciemnych łusek na lewym oku.
XXXX- Czy to już wszyscy? – zapytała, po czym spojrzała na Kilaia, który obserwował ją wciąż ze stoickim spokojem, nie ujawniając emocji – Nie, zaraz. Ty jeszcze nigdy ze mną nie walczyłeś.
XXXXKilai roześmiał się ponuro.
XXXX- A po co mam tracić czas na z góry przegraną walkę? – rzucił z sarkazmem w głosie – Możemy być świetni, ale ty przecież jesteś najlepsza. Sama tak twierdzisz.
XXXX- Zera Idrack – powiedział głośno Zhack, odzywając się wreszcie po raz pierwszy od chwili wejścia do sali treningowej.
XXXXSorevianka spojrzała na niego, jak gdyby wcześniej w ogóle nie zauważyła jego obecności.
XXXX- Egzekutorze – rzekła z uśmiechem, salutując – Cieszę się, że pan do nas dołączył.
XXXX- Znów gnębisz swoich towarzyszy broni? – zapytał Khesarian, zwężając oczy.
XXXX- Gnębię? – Zera okazała zdumienie wymieszane z lekką kpiną – W jaki sposób? Ponieść klęskę z mojej ręki to żadna hańba. Zresztą, to tylko niewinny sparring, nie rytualny, honorowy pojedynek.
XXXX- Mimo to, nie przepuścisz okazji, żeby podkreślić, że jesteś od nich lepsza?
XXXX- A co w tym złego? – Idrack parsknęła śmiechem – Mam nie korzystać z talentu, jakim obdarzył mnie Feomar, bo ktoś może się poczuć dotknięty?
XXXX- Powinnaś z niego korzystać wtedy, kiedy trzeba – oznajmił Zhack surowo – Nie na pokaz.
XXXXZera prychnęła.
XXXX- Zbyt często się to nie zdarza – mruknęła, jak gdyby zatraciwszy chwilowo swój dobry humor – Trzeba jakoś pilnować, aby nasze umiejętności pozostały równie ostre, jak nasze noże.
XXXXZmierzyła Khesariana badawczym spojrzeniem, po czym dodała:
XXXX- Pan też nigdy dotąd ze mną nie walczył, Egzekutorze – stwierdziła, a na jej twarz powrócił złośliwy uśmiech – Może teraz się pan ze mną zmierzy?
XXXX- Kiedy indziej – Zhack pokręcił głową.
XXXX- Czy to strach? – Zera zachichotała – Że pana pokonam i wiele pan straci w oczach swoich podwładnych?
XXXX- Mógłbym ci przyznać teraz rację tylko dla świętego spokoju – stwierdził Khesarian sucho, po czym, nie pozwalając jej wygłosić riposty, dodał uniesionym głosem, zwracając się teraz do wszystkich swoich podwładnych – Skoro skończyliście już zawody w kai haiken, wiedzcie, że chcę was widzieć w swojej kwaterze, za trzy enelity. Wtedy będę miał dla was gotowe kopie danych dotyczących naszej misji, które macie przestudiować.
XXXXZrobił się ruch, kiedy zabójcy Genisivare zaczęli się rozchodzić. Niektórzy, niekompletnie ubrani po ćwiczeniach, wzięli teraz porzucone stroje – w tym Zera, która podniosła swój mundur z ławki pod ścianą, na której go zostawiła. Zhack, wydawszy swoim podkomendnym polecenie, skierował się teraz do swojej kwatery, opuszczając salę treningową.
XXXXNa korytarzu dogoniła go Zera – miała już na sobie spodnie, ale górną część munduru zarzuciła sobie na ramię.
XXXX- Możesz już chyba powiedzieć, jakie dostaliśmy zadanie? – Teraz, kiedy nie było już osób postronnych, Idrack powróciła do zwyczajowego dla niej, bezpośredniego zwracania się do przełożonego – Mamy kogoś zlikwidować?
XXXX- Tak, ale to tylko część naszej misji – odparł Zhack – Po co mnie pytasz? Sama się niebawem wszystkiego dowiesz z zawartości tych dysków.
XXXX- Przy okazji – Zera ponownie uśmiechnęła się złośliwie – Mówiłam ci już, że kiedy pojawiasz się w towarzystwie osób spoza naszego grona, mógłbyś chociaż udawać, że nie jesteś taki ponury? Można popaść w depresję od samego twojego spojrzenia.
XXXX- Dzięki za uwagę – mruknął Zhack – Ale wiesz dobrze, ile mnie to obchodzi.
XXXX- Ja rozumiem – Idrack poklepała go z udawanym współczuciem – Twojego kolegi ze Strażników tutaj nie ma, chwilowo musisz radzić sobie sam…
XXXXKhesarian wiedział, że Zera mówiła o mai derian Danurem, jego bliskim przyjacielu. Był on jedyną znaną Zhackowi osobą, która okazywała mu tyle zrozumienia i wsparcia, pomimo jego trudnego charakteru. W pewnym sensie, Danure pomagał mu utrzymywać się przy zdrowych zmysłach po tragedii, jaka dotknęła go lata temu.
XXXX- Nie dziwię się – powiedział powoli Khesarian – że wyrzucili cię z Gildii Skrwawionej Dłoni.
XXXX- Och, nic jeszcze nie widziałeś – odparła Zera wyrozumiałym tonem – Bardzo się od tamtego czasu poprawiłam. Teraz nawet mi przez myśl nie przejdzie, by zakwestionować twój rozkaz na polu bitwy, niezależnie od tego, jaki będzie idiotyczny. Cholera, przecież nawet wtedy, gdy Ekiren wyznaczył mi karę porządkową, przyjęłam to z godnością.
XXXX- W to nie wątpię – stwiedził Zhack, w myślach nawiązując do tamtego wydarzenia; Ekiren, jeden ze starszych zabójców, zbyt ostro dopiekł Idrack w odpowiedzi na jej bezpośredni sposób zwracania się doń jako przełożonego; zakończyło się to pojedynkiem, który wygrała Sorevianka – Pokonując go w walce, upokorzyłaś na oczach wszystkich w świątyni. Nigdy nie widziałem cię takiej zadowolonej z siebie, jak wtedy. A Ekirena tak zdołowanego.
XXXXZera roześmiała się na tę uwagę.
XXXX- Właśnie dlatego nie naciskam z tym wyzywaniem na pojedynek ciebie, nawet jeśli mówimy o sparringu – wyznała, a ton głosu, jakim teraz mówiła, można było nawet uznać za przyjacielski – Lubię cię, Zhack. Świetnie walczysz i masz łeb na karku.
XXXX- Jeśli to miało mnie skłonić do tego, żebym też powiedział ci coś miłego – Khesarian spojrzał podwładnej w oczy – to niech ci będzie. Jesteś trudna, ale korzyści z mienia po swojej stronie tak utalentowanej wojowniczki jakoś to rekompensują.
XXXXMówił to niezbyt chętnie, lecz całkiem szczerze – Idrack istotnie była wyjątkowo uzdolniona. Mimo swojego młodego wieku, przewyższała wielu starszych zabójców umiejętnościami walki.
XXXX- Dzięki – Zera skłoniła się nieznacznie.
XXXX- Miałem cię o to zapytać już dawno, ale… – podjął Zhack – Dlaczego postanowiłaś dołączyć akurat do Gildii Gromu? Snajperzy? Po Gildii Skrwawionej Dłoni spodziewałbym się, że będzie cię bardziej ciągnęło do Krwawych Żniwiarzy albo Smoczego Pazura.
XXXXIdrack machnęła ręką.
XXXX- Po prostu pomyślałam, że jeśli będę zabijać tylko na swój ulubiony sposób, czyli z bliska i możliwie krwawo, spowszednieje mi to – odparła – U was nauczyłam się czegoś nowego, a przecież zawsze mogę od czasu do czasu wypruć komuś flaki. Za to zresztą też cię lubię. Dobrze wiesz, jak wykorzystać moje umiejętności. Pozwalasz mi poszaleć, że tak powiem.
XXXX- Nawet nie wiesz, jak głęboko mnie tym wzruszyłaś – mruknął Zhack.
XXXX- Żartujesz? – powiedziała Zera ze zdziwieniem.
XXXXPostąpiła kilka szybkich kroków, wyprzedzając go, odwracając się w jego stronę i wpatrując mu w oczy.
XXXX- Ty naprawdę zażartowałeś? – rzekła z szerokim uśmiechem – To już jakiś postęp. Nigdy przy mnie nie…
XXXX- Możesz przestać? – mruknął Zhack z naciskiem.
XXXXNawet jeśli Idrack bywała trudna do zniesienia, to jednak znała granicę – teraz uznała, że nie ma sensu dalej drażnić się z przełożonym.
XXXX- No, to co z tym zadaniem? – powiedziała już bardziej neutralnym tonem, nie porzucając jednak uśmiechu – Zapowiada się niezła akcja, skoro wciągnęli tutaj tyle różnych formacji… naszych i terrańskich.
XXXX- Spędzimy kilka dni za liniami wroga – odrzekł Zhack, zniżając głos – Pierwszorzędny cel to zniszczenie auveliańskich zakładów klonerskich, zanim wypuszczą nową partię. Cel drugorzędny to zlikwidowanie kilku wysokich rangą oficerów.
XXXX- Będę się tym mogła zająć po swojemu? – zapytała z nadzieją w głosie.
XXXXKhesariana ogarnął lekki niepokój na widok jej spojrzenia i postawy. Zera bez dwóch zdań była psychotyczną morderczynią, która służyła w armii przez wzgląd na bardzo prostą motywację – lubiła zabijać. Chwilami odnosił wrażenie, że mogłaby kiedyś stracić nad sobą panowanie i obrócić żądzę krwi przeciwko towarzyszom broni lub pierwszym lepszym ofiarom.
XXXX- Będziesz – potwierdził, z lekkim trudem – O ile zrobisz to czysto i bez alarmu.
XXXXZera zachichotała.
XXXX- To przecież ja, pamiętasz?
- V -
XXXXNiski dźwięk dzwonka do drzwi wyrwał Matsona ze skupienia, w jakim studiował dane od Yarona. Major uniósł wzrok znad biurka - i holograficznego ekranu e-padu, jaki na nim spoczywał – wołając, aby gość wszedł do środka. Przybyszem okazał się być Jaworski.
XXXX- Wciąż pan tu jest, majorze? – zapytał, z lekkim zdziwieniem.
XXXX- Jestem, a gdzie niby mam być? – odrzekł Matson, trochę znudzonym, a trochę zirytowanym głosem.
XXXX- Czekamy na pana – oznajmił Jaworski – W jadalni oficerskiej już dziesięć minut temu podano kolację.
XXXX- Że co? – Richard ożywił się – Która godzina?
XXXX- Za dwadzieścia ósma – odparł kapitan.
XXXX- Psiakrew – zaklął Matson, wyłączając e-pad i odrywając się od biurka – Sprawdzam wciąż te dane wywiadowcze. Musiałem stracić poczucie czasu.
XXXX- Tak, najwyraźniej – stwierdził Jaworski z lekką nutą ironii – Podejrzewałem, że po prostu wciąż pan pracuje. Ale wątpiłem, że aż tak pana pochłonie lektura.
XXXX- Nie pochłonęła – burknął major – Po prostu… Nieważne.
XXXXKiedy obaj oficerowie opuścili już kwaterę Matsona, Richard zablokował drzwi, po czym podążył do jadalni, śladem Jaworskiego.
XXXX- A ty? – zapytał – Czy też studiujesz te dane?
XXXX- Mam nadzieję, że to pytanie retoryczne, majorze – odparł kapitan – Tak jak pan, spędziłem przy nich cały dzień, z przerwą na obiad.
XXXX- Świetnie – mruknął Matson – I jak ci się to widzi?
XXXXJaworski wzruszył ramionami.
XXXX- Żeby wykonać zadanie, będziemy musieli wejść do całego pieprzonego kompleksu. Koszary, sztab całego korpusu… Jeden błąd i będziemy walczyć z całą armią.
XXXX- Nic, z czym się przedtem nie zetknęliśmy.
XXXX- Prawda, ale to są już szczyty. Przynajmniej nasze cele są blisko siebie, więc za jednym zamachem sprzątniemy sztabowców, magazyny i te zakłady klonerskie, ale to naprawdę mało pocieszające.
XXXX- Spokojnie. Wszystko zgramy w czasie.
XXXX- Właśnie, czas. Jeśli wierzyć tym dokumentom, jeżeli z jakiegoś powodu będziemy musieli zdjąć wartownika… i to nawet po cichu… zostanie nam go bardzo mało, skoro…
XXXXKapitan urwał i stanął w miejscu, oglądając się w bok, w głąb mijanego właśnie przez oficerów korytarza.
XXXX- Słyszał pan to? – zapytał.
XXXX- Co? – odpowiedział Matson znudzonym głosem.
XXXX- Ktoś coś wołał.
XXXXGdy Jaworski skończył mówić, Richard zdołał tym razem usłyszeć wykrzyczane przez jakiegoś człowieka zdanie. Nie zrozumiał go dokładnie, ale wyraźnie zabrzmiały w nim słowa „pieprzona gadzino”. Obelga ta mogła być skierowana tylko do Sorevianina.
XXXX- Co się tam dzie… hej! – major urwał w połowie słowa, ujrzawszy, jak Jaworski pognał w głąb korytarza, w stronę źródła krzyków.
XXXXMatson dołączył do niego. Po przebyciu dwóch zakrętów, mijając po drodze drzwi do poszczególnych kwater oficerskich, obydwaj dotarli na miejsce zbiegowiska.
XXXXByło tam pięć osób – czterech Terran i jeden Sorevianin. Jaszczur, odziany w granatowy mundur, wyglądał na jednego z podwładnych Akodego. Stojący parami ludzie blokowali mu obie drogi odwrotu, lecz on nie wyglądał na przejętego ani tym faktem, ani przewagą liczebną napastników. Nie było w tym nic dziwnego – terrańscy żołnierze nie byli uzbrojeni w nic oprócz noży, nie nosili też pancerzy wspomaganych. W walce wręcz nie mieli szans nawet z pojedynczym Sorevianinem, szczególnie należącym do elitarnej jednostki.
XXXXLudźmi byli trzej szeregowi oraz kapral – niepochodzący ani z Sekcji Gamma, ani z Marines, najpewniej zwykli żołnierze lokalnego garnizonu. Ich postawa oraz wyciągnięte noże stanowiły jednoznaczny wyraz agresji – najpewniej postanowili napaść na jaszczura, skoro wszyscy oficerowie byli teraz w jadalni na kolacji. Kiedy jednak ujrzeli wkraczających na scenę majora i kapitana, błyskawicznie stracili rezon.
XXXX- Co się tutaj dzieje? – fuknął Jaworski – Lincz?
XXXXMatson zorientował się, że terrańscy żołnierze są pijani – szeregowi, którzy wyglądali na przestraszonych nagłą interwencją oficerów, sprawiali przy tym wrażenie zaledwie podchmielonych. Kapral zdawał się być dużo mniej przejęty sytuacją.
XXXX- Stójcie na baczność, kiedy do was mówię! – ryknął kapitan, który najwyraźniej tracił panowanie nad sobą.
XXXXKapral albo był zbyt pijany, by dostrzec oficerskie insygnia na mundurach przybyszy, albo po prostu nic go to nie obchodziło. Odpowiedział bowiem agresywnie.
XXXX- Czego tu, kurwa? – zapytał, odwracając się i wyciągając przed siebie nóż.
XXXX- Zostawcie w spokoju tego żołnierza – nakazał Jaworski, skinieniem wskazując jaszczura – i natychmiast się wytłumaczcie, kapralu!
XXXX- Miłośnik gadzin, co? – burknął żołnierz, podchodząc do kapitana – Też chcesz, kurwa, wpierdol dostać?
XXXX- Stój na baczność, kapralu – warknął Jaworski – I tak zostaniesz podany do raportu, nie pogarszaj swojej sytuacji.
XXXXŻołnierz zaniósł się ochrypłym, pijackim śmiechem.
XXXX- Wiesz, kurwa, gdzie ja mam twój raport? – prychnął, podchodząc jeszcze bliżej.
XXXXW pewnej chwili kapral niespodziewanie zaatakował nożem. Ostrze wbiłoby się w oko kapitana, gdyby ten zdecydowanym ruchem nie chwycił napastnika za nadgarstek. Żołnierz mocował się przez chwilę z Jaworskim, usiłując go dźgnąć, ale oficer bez większego wysiłku odepchnął jego ramię wstecz. Następnie wykręcił mu je boleśnie – z łatwością, jak dziecku – przez co kapral wypuścił z ręki nóż, po czym skopał go, powalając na podłogę.
XXXXKlnąc siarczyście, żołnierz ponownie stanął na nogi i z okrzykiem wściekłości zamachnął się na oficera najpierw lewą, a potem prawą ręką. Jednak Jaworski zablokował jego ciosy, odpowiadając błyskawicznie uderzeniem w splot słoneczny oraz kopnięciem w goleń. Kapral stracił równowagę i upadł na kolana. Matson obserwował to wręcz ze znudzeniem – zwykły żołnierz nie miał żadnych szans w walce wręcz ze zmodyfikowanym genetycznie nadczłowiekiem, jakim był kapitan.
XXXXKolejne kopnięcie ponownie posłało kaprala na podłogę. Ujrzawszy, że ten znów wstaje, podnosząc z podłogi nóż, Jaworski postąpił krok do przodu i kopnął żołnierza z półobrotu w twarz. Cios raz jeszcze powalił napastnika, pozbawiając go przytomności.
XXXX- Widział pan to, majorze? – rzekł kapitan, spoglądając znacząco na Richarda.
XXXX- Tak, widziałem – odparł Matson rzeczowym tonem – Kapral zaatakował cię w stanie nietrzeźwym. Ty tylko się broniłeś.
XXXX- Dziękuję – rzucił Jaworski, po czym spojrzał po pozostałych żołnierzach – Co to za napaść? Czekaliście, aż zrobi się pusto, żeby go zaatakować? Czy po prostu chcieliście to zrobić z marszu?
XXXX- Panie kapitanie, my tylko… – zaczął jeden z szeregowych.
XXXX- Milczeć! – oficer był wyraźnie wściekły, a Matson wiedział, że wynika to nie tylko z nagannego zachowania żołnierzy, ale także z faktu, że chcieli zaatakować Sorevianina – Jak brzmią wasze nazwiska?
XXXXZapytani wahali się przez chwilę, po czym zaczęli kolejno odpowiadać.
XXXX- Szeregowy Hackmann, panie kapitanie.
XXXX- Starszy szeregowy Tolly, panie kapitanie.
XXXX- Szeregowy Torres, panie kapitanie.
XXXX- A ten kretyn? – rzucił Jaworski, wskazując na leżącego na podłodze kaprala, wciąż nieprzytomnego i krwawiącego z ust.
XXXX- Starszy kapral Rollins, panie kapitanie – odrzekł Tolly.
XXXX- Kto jest waszym przełożonym?
XXXX- Porucznik Antonow, panie kapitanie.
XXXX- Jeszcze dzisiaj z nim porozmawiam – Jaworski założył ręce na piersi, wciąż mierząc szeregowych srogim spojrzeniem – Więc zebraliście się tutaj i postanowiliście pociąć tego jaszczura nożami? To kapral był prowodyrem, czy wam wszystkim spodobał się taki pomysł?
XXXX- My wcale nie… – bąknął Torres – Wcale nie chcieliśmy go zaatakować.
XXXX- Mnie to wyglądało na atak – odezwał się milczący do tej pory Sorevianin, który przez cały czas obserwował bieg wydarzeń z pozbawioną wyrazu twarzą. Matson nie znosił, kiedy jaszczury tak robiły. Dopóki wykazywały mimikę twarzy – nawet jeśli następowało to pod postacią ich drapieżnego uśmiechu – przypominały w pewnym sensie o swojej inteligencji oraz przynależności do cywilizacji. Pozbawione wyrazu, ich twarze bardzo przywodziły na myśl pyski nieobliczalnych dzikich zwierząt. Budziło to instynktowny niepokój.
XXXX- To były tylko żarty – zapewniał Torres – Nie chcieliśmy zrobić mu krzywdy.
XXXX- Mogę wam postawić inne zarzuty – rzekł surowo Jaworski – Opuszczenie stanowiska w czasie służby… o ile nie macie wolnego, w co wątpię… Awanturowanie się w stanie nietrzeźwym, napaść na wyższego rangą oficera… Jest tego dość dużo, żebyście jeszcze dziś wylądowali w areszcie. A potem dostali karne prace polowe.
XXXX- Panie kapitanie, my wcale nie…
XXXX- Powiedziałem i tak będzie! – krzyknął oficer.
XXXXJaworski minął jednego ze stojących wciąż na baczność szeregowych, podchodząc do jaszczura. Ten nadal nie zdradzał żadnych emocji.
XXXX- Wszystko w porządku? – zapytał kapitan.
XXXXSorevianin prychnął.
XXXX- W najlepszym – odrzekł chłodno – Nie musieli panowie interweniować, sam bym sobie poradził.
XXXXMatson nie wątpił ani w to, ani w fakt, że jaszczur czerpałby niekłamaną przyjemność z własnoręcznego pobicia nie tylko kaprala, ale także pozostałych napastników. Jego postawa wskazywała, że tak jak obecni tu żołnierze nie cierpieli Sorevian, tak ów gad nie przepadał za ludźmi.
XXXX- Jak się pan nazywa? – zapytał Jaworski, nie dając się zbić z tropu.
XXXX- Karisu Bakure… panie kapitanie – obcy niemal wypluł te słowa – Szedłem tutaj z meldunkiem do suvore Akodego, kiedy zagrodzili mi drogę.
XXXXJaworski ponownie odwrócił się do szeregowych.
XXXX- Co wy tutaj robicie? – zapytał gniewnie – Nie macie żadnych zadań?
XXXX- Kapitanie, my… – zaczął Tolly, ale oficer nie dał mu skończyć.
XXXX- Jeśli nie macie nic do roboty, zaraz ktoś się wami zajmie! – krzyknął – Najpierw zabierzcie tego idiotę do lazaretu – nakazał, wskazując na kaprala – Potem zameldujcie się w swojej jednostce i czekajcie na powrót porucznika. Niedługo go o wszystkim zawiadomię, więc on zadecyduje, co z wami zrobić. I pamiętajcie, że jeśli postanowi okazać wam pobłażliwość, wtedy ja osobiście zadbam, żeby żandarmeria odpowiednio się wami zajęła. Jasne?
XXXX- Tak jest, panie kapitanie – odrzekli szeregowi, przystępując następnie do zbierania kaprala z podłogi.
XXXXJaworski odwrócił się do Sorevianina.
XXXX- Wprawdzie nie możemy panu wydawać żadnych rozkazów, ale miałbym do pana prośbę – powiedział spokojnym, rzeczowym głosem – Mógłby pan dopilnować, żeby ci idioci zrobili, co do nich należy, zanim pan zaniesie swój meldunek Akodemu?
XXXX- Mógłbym – odparł Bakure, uśmiechając się krzywo – Proszę tylko zawiadomić mojego przełożonego, że się trochę spóźnię.
XXXX- Zrobię to.
XXXXWkrótce uczestnicy zbiegowiska znikli oficerom z oczu. Matson, który obserwował zajście niemal bez żadnych emocji, odezwał się po długiej chwili ciszy.
XXXX- Ten gad chyba nas nie polubił – zauważył z sarkazmem w głosie.
XXXXJaworski westchnął.
XXXX- Myślę, że oni mają dużo więcej powodów, żeby za nami nie przepadać – odparł ze zmęczeniem – Takich, jak on, jestem jeszcze w stanie zrozumieć. Wkurzają mnie natomiast takie gnidy, jak tamci czterej.
XXXX- A może po prostu wciąż uważasz, że masz wobec Sorevian dług?
XXXX- Może – kapitan ponownie westchnął – Chodźmy już. Teraz czekają na nas naprawdę długo.
XXXXKiedy w niecałą minutę później przekroczyli wreszcie próg jadalni oficerskiej, widoczni u końca najbliższego ze stołów oficerowie Sekcji Gamma tylko na krótką chwilę obejrzeli się w stronę drzwi – najwyraźniej upewniając, że wreszcie dołączył do nich dowódca. Żołnierze zaangażowani w operację „Wilcze Stado” zajmowali miejsca przy tym samym stole, przy którym zasiadali również wyżsi rangą oficerowie, w tym dowódcy placówki, co stanowiło objaw uprzywilejowania.
XXXXJaworski odłączył się od Matsona i podszedł najpierw do Akodego – niewątpliwie po to, aby uprzedzić go o czekającym nań meldunku – a następnie przeszedł w głąb jadalni, z wyraźnym zamiarem odszukania porucznika Antonowa.
XXXX- Co się stało, majorze? – zapytał Yaron, kiedy Richard zajął już przeznaczone dlań, puste krzesło, obok pułkownika – Dlaczego się pan tak spóźnił?
XXXX- Najpierw po prostu zasiedziałem się przy danych odnośnie naszej misji, panie pułkowniku – wyjaśnił Matson, niemal beznamiętnie – Potem, kiedy z kapitanem szliśmy na miejsce, trafiliśmy na zbiegowisko, które zdaniem kapitana wymagało interwencji.
XXXX- Rozumiem – Yarona najwyraźniej nie interesowały szczegóły.
XXXXKolacja była już niemal zimna, więc Richard konsumował ją z brakiem apetytu – także dlatego, że w gruncie rzeczy nie był głodny. Jego zmodyfikowany organizm wymagał mniej pożywienia, niż ciało zwykłego człowieka, chyba że Matson brał akurat udział w akcji bojowej. Odnosił wrażenie, że jest najbardziej ponurą osobą w całym towarzystwie. Jedynymi wyjątkami byli Jaworski – który na ogół przybierał taką postawę – oraz Scott, który od czasu do czasu zerkał nieprzychylnym wzrokiem na Perrina, gwarzącego radośnie z siedzącym obok niego jaszczurem-zabójcą, Kilaiem.
XXXX- Panie majorze? – powiedział nagle Yaron cichym, konspiracyjnym głosem, niemal szeptem – Chcę, żeby pan wiedział o nowej sytuacji.
XXXX- To znaczy? – mruknął Matson między kęsami steku.
XXXX- Wysłaliśmy w rejon thoraliański nowe sondy szpiegowskie – wyznał pułkownik – Ich zdjęcia będą nam przesyłane na bieżąco.
XXXX- Myślałem, że mamy ich już wystarczająco dużo.
XXXX- Wykryliśmy niedawno ruchy wojsk auveliańskich w tamtym rejonie – wyjaśnił Yaron – Chcemy mieć pewność, że będziecie mieli czystą drogę, a w razie potrzeby ustalić trasy i czas przebiegu większych patroli. Wie pan, jeśli okaże się, że przedostanie się po cichu do tej bazy będzie niemożliwe, możemy anulować operację.
XXXX- Nie sądzę, aby było to konieczne – odrzekł Matson, powściągając szorstki ton – Nawet jeśli jakiś większy oddział stanie nam na drodze, będziemy mogli go po prostu ominąć. Moi ludzie zostali przeszkoleni do unikania wykrycia przez wroga.
XXXX- Nie wątpię – powiedział pułkownik – Ale to nie zależy ode mnie, jeśli wie pan, co mam na myśli.
XXXXRichard wiedział – zwierzchnicy wciąż nie do końca ufali Sekcji Gamma, jako elitarnej jednostce. Możliwe było również, że po prostu nie chcieli wcześnie tracić swojej inwestycji. Matsonowi i jego kolegom tłumaczono wielokrotnie, jak kosztowne jest stworzenie kogoś takiego, jak oni.
XXXX- Panie majorze – odezwał się Scott – Co się tam stało, zanim tutaj dotarliście? Jaworski chyba się tym przejął.
XXXXMatson stłumił westchnienie.
XXXX- Jeśli już musisz wiedzieć, to zapobiegliśmy napaści i bójce – odparł, starając się, aby jego ton zabrzmiał zdawkowo – Jacyś idioci chcieli pobić jaszczura. Zresztą, byli pijani.
XXXX- Pomyślałem o czymś takim – wyznał Scott – To dlatego Jaworski tak się wściekł.
XXXXWrogość w głosie oficera nie uszła uwadze Richarda.
XXXX- Dziwisz mu się? – Major uniósł brwi – Ty może i wychowałeś się na Calibanie IV, ale on…
XXXX- Tak, tak – uciął James – Już to słyszałem… panie majorze. Ten Polaczek już mi się z tego zwierzał setki razy.
XXXX- Nie robił tego częściej, niż ty zwierzałeś się ze swoich krzywd – zauważył Matson, z krzywym uśmiechem – Obydwaj moglibyście dać sobie na wstrzymanie. On przesadza z tym szanowaniem jaszczurów, ale ty nie powinieneś ich aż tak nienawidzić.
XXXX- To co, mam udawać, że ich lubię?
XXXX- Wiesz, że nie o to chodzi – powiedział major z naciskiem – Nie szukaj powodów do kłótni z nimi, ani tym bardziej do bójki. Dopóki z nimi współpracujemy w ramach tej operacji, masz być wobec nich w porządku, jasne? W każdym razie nie okazuj im wyraźnie, jak bardzo ich nienawidzisz. To rozkaz.
XXXX- Tak jest, majorze – odrzekł Scott oficjalnie.
* * *
XXXX- I jak wtedy wpieprzyłem się na tego virinera – rzucił Perrin, między kęsami jedzenia – Pamiętasz?XXXX- Pamiętam – odrzekł Kilai – Zawsze miałeś… jak wy to mówicie? Nierówno pod sufitem?
XXXX- Właśnie! – potwierdził Jean, zanosząc się śmiechem – Ale przecież przeżyłem. Głupi ma zawsze szczęście!
XXXX- Przeżyłeś, i nawet zdołałeś pomścić Akorę.
XXXX- To była porządna dziewczyna – Perrin na chwilę spoważniał – Naprawdę szkoda, że musiało się to jej przytrafić. I to tak paskudnie…
XXXX- Ja też ją lubiłem – wyznał Sorevianin – Ale wiesz… śmierć nie wybiera.
XXXX- Tak czy inaczej – Perrin spojrzał jaszczurowi w oczy – Naprawdę to doceniam, że wtedy walczyliście razem z nami. Niektórzy mogą sobie pieprzyć, że tylko broniliście swoich kolonii, że nas wykorzystywaliście po prostu jako mięso armatnie… ale ja widziałem, jak broniliście naszych i sami ginęliście.
XXXX- Tak nam nakazał Feomar, kiedy wybierał nas na swoich wojowników – oznajmił Kilai z namaszczeniem – Przysięgaliśmy mu wierność, a zatem stawaliśmy w obronie słabszych… Nieważne, jakiej rasy.
XXXX- Ten wasz Feomar… to musi być naprawdę spoko facet – zaśmiał się Jean.
XXXX- Żebyś wiedział – Jaszczur także roześmiał się serdecznie – Twoi koledzy Terranie na pewno trafili do niego, na salony. Nie mógł przecież zlekceważyć ofiary takich dzielnych wojowników, jak wy.
XXXX- Przesadzasz – rzekł przeciągle Perrin.
XXXX- Nie, mówię poważnie – Kilai poklepał człowieka po ramieniu – My jesteśmy stworzeni do walki. Jesteśmy od was silniejsi, szybsi, bardziej wytrzymali, trudniej nas zabić… Więc to zrozumiałe, że jesteśmy wojownikami. Wykorzystujemy po prostu to, czym nas obdarzono. Ale wy… Niby tacy słabi, ale mimo to dajecie z siebie wszystko. W pewnym sensie, jesteście lepsi od nas.
XXXX- Dzięki – Terranin również położył dłoń na ramieniu jaszczura – Ale mimo wszystko nie mówiłbym, którzy z nas są lepsi. Skrzywdziłbym każdą stronę, niezależnie od tego, kogo bym wybrał.
XXXX- Słusznie – zgodził się Kilai – Ale w każdym razie, zawsze was szanowałem. Za to, że potrafiliście przezwyciężyć trudności… mimo swojej słabości.
XXXX- Potrafiliśmy, ale i tak nie byliśmy tacy dobrzy, jak wy.
XXXX- Dostatecznie dobrzy – rzekł jaszczur dobrodusznie – Akora na pewno byłaby pod wrażeniem tego, że ją pomściłeś.
XXXX- Albo by się sfrustrowała, że takie chuchro jak ja wygrało walkę, kiedy ona przegrała – zażartował Perrin – Cholera wie.
XXXX- Ja uważam, że byłaby pod wrażeniem – powtórzył Kilai – W końcu, ona też mówiła o was same dobre rzeczy.
XXXX- Nie ona jedna. Jak o tym pomyślę… To generalnie było między nami świetnie. Chyba wszyscy mówiliście, że dobrze jest walczyć razem z nami. Kiedy indziej, gdzie indziej… nasi zabijali się nawzajem. A my walczyliśmy razem. Tak, kurwa, powinno być od samego, pieprzonego początku.
XXXX- Wystarczy – mruknął Sorevianin – Na pewno nie mam ochotę na rozprawianie o tym, co było kiedyś. Na długo przed tym, jak się po raz pierwszy spotkaliśmy.
XXXX- Racja, racja – zgodził się Jean z powagą, po czym dodał – Tak czy inaczej… Cieszę się, naprawdę, że się teraz znowu spotkaliśmy.
XXXX- Wiem. Mówisz to już chyba dziesiąty raz – zauważył zgryźliwie Kilai – Ja też się cieszę. Ale jeśli miałbym to powtarzać tyle razy, spowszedniałoby.
XXXXJaszczur zamilkł na chwilę, by pociągnąć ze swojej szklanicy esterei – średniej mocy napój alkoholowy, produkowany przez Sorevian i sprowadzony tu specjalnie dla nich.
XXXX- Dziwne, że cię do tej pory o to nie pytałem – rzekł z namysłem – Ale właściwie to dlaczego wtedy postanowiłeś wstąpić do tych sił samoobrony?
XXXX- Akurat o to pytałeś – Perrin uśmiechnął się z rozbawieniem – Dawno temu.
XXXX- Nie pamiętam.
XXXX- Nic dziwnego – Jean zachichotał – Gdybym był taki pijany, jak ty w tamtej chwili, pewnie nie tylko nic bym z tego nie pamiętał, ale na pewno już bym nie żył.
XXXXKilai roześmiał się głośno na te słowa. Na naturalną siłę i wytrwałość Sorevian składała się między innymi ich duża odporność na wiele toksyn, w tym alkohol. Jaszczury mogły spożywać zdecydowanie większe ilości napojów wyskokowych, niż ludzie. Były też bardziej od Terran odporne na skutki ich działania. Pochłonięty alkohol w ilości, która doprowadziła Sorevianina do poważnego upojenia, dla człowieka byłby bez wątpienia śmiertelną dawką.
XXXX- Więc co wtedy powiedziałeś? – zapytał Kilai, kiedy przestał już się śmiać.
XXXX- Powiedziałem, że po prostu z wściekłości na tych cholernych Ildan – odparł Perrin – Na te ich cholerne potwory… Ragnery. Poza tym, widziałem was walce i coś mi strzeliło do głowy… Że my przecież też potrafimy o siebie zadbać, takie rzeczy.
XXXX- Ale żałujesz, że do nich wstąpiłeś? Czy nie?
XXXXCzłowiek zaśmiał się z zakłopotaniem.
XXXX- Wciąż żyję, więc nie powinienem narzekać – odrzekł wreszcie – Ale szkoda, że musiałem patrzeć, jak tylu naszych ginie… Naszych, znaczy i Terran, i Sorevian…
XXXX- Tylko do tego znowu nie wracaj – ostrzegł Kilai – Wystarczy, naprawdę.
XXXX- Wcale nie wracam – zaperzył się Perrin – Pytałeś, to ci odpowiadam.
XXXX- Ale czy któryś z nas nie pomógł ci, w jakiś szczególny sposób? Zanim jeszcze byłeś w samoobronie?
XXXX- Jeśli o to chodzi, pytaj Jaworskiego – Jean wskazał głową kolegę – On was bardzo szanuje, nie bez powodu. Ciągle powtarza, że ma wobec was dług.
XXXXObaj żołnierze kończyli już swój posiłek, a i pozostali oficerowie zrywali się od stołów, więc Perrin, zaalarmowany, spojrzał na zegarek. Dochodziła już ósma wieczorem lokalnego czasu – oznaczało to, że jadalnia niebawem całkiem opustoszeje. Większość oficerów miała zaś jeszcze obowiązki – sam Jean musiał przecież dokładnie przestudiować dane od wywiadu, jakie otrzymał.
XXXX- Chyba powinniśmy się zbierać – rzekł, wstając od stołu – Muszę wracać do tych cholernych dokumentów, ty chyba zresztą też.
XXXX- Ale spotkamy się przedtem w klubie? – zapytał Kilai z uśmiechem – Za jeden alit?
XXXX- Znaczy piętnaście minut?
XXXX- Znaczy piętnaście minut – potwierdził jaszczur – Prawda?
XXXXPerrin uśmiechnął się, szeroko i serdecznie.
XXXX- Masz to jak w banku.
To be continued...