F. stał nieporuszony. Patrzył na obiekt, który emitował światło. Ponura, nieszczęśliwa ekscytacja zawładnęła umysłem F. Dzisiaj wrócił ze Skądś-tam. Był wykończony i chciał w końcu do kogoś się odezwać. A teraz konstatował, że w jego sklepie nie ma już nawet ludzi na kasach. Są urządzenia. I gdyby nie wyglądało to paskudnie, napisałbym, że były samoobsługowe. Wszyscy byśmy się załamali, gdybym tak napisał.
Stał wpatrzony w monitorek na wysokości głowy. Pojawiały się na nim nazwy produktów, które przesuwał nad czytnikiem kodów (F. w końcu poruszył się*).
- Zrobili to! Zrobili to... No, skurwiele! - Krzyknął i przysunął zimną puszkę napoju energetyzującego do ust.
- Co zrobili...? - Spytał zdezorientowany mężczyzna w średnim wieku. Widocznie coś uznał albo... uznał coś innego.
- Usunęli ludzi z kas. Zrobili tak, jak... Tak jak mówili. Wprost nieprawdopodobne...
- Tak, dokładnie tak zrobili. Przepraszam, widzę u pana tę samą przecenioną musztardę, tak – o, tę, tak. Nie potrujemy się, jak pan myśli? Już raz trafiłem tu... Tak mi zepsuło...
- Mam to...
- Słucham? No, tak jak chciałem powiedzieć, już raz trafiłem tu na taki okaz, że zbierałem się, ło matko... A żona! Żona, to...
- Nie obchodzi mnie to, facet! - F. wziął zakupy i skierował się do kiosku w pasażu.
F., czyli strudzony adwokat ze swoją kancelarią gdzieś w miejscowości G. F., czyli... Jakie to okropne, że F. to po prostu... zadbane włosy. Zaczesywał je tak jak to robili studenci na ich liczących się, zagranicznych uczelniach – tam, gdzie nie mógł studiować. To nieważne, jak je zaczesywał. F. używał drogich perfum. Poza tym, tj. poza włosami i pachnidłami, F. podróżował. Kiedyś nawet postanowił sobie odwiedzić każdy kraj świata. Póki co, był już wszędzie w Ameryce Południowej, no i Indie. Indie zrobiły na nim wrażenie kosmiczne! Tak, F. miał bardzo dużo pieniędzy. Czy był... ekscentrykiem? W jego czasach nie pamiętano już o tym słowie! Więc nie. W każdym razie, mamy już włosy, perfum, podróże. I to musi wystarczyć. Bo nie ma więcej.
Stanął przed młodą kobietą, ubraną w krótkie spodenki. Spodenki spinały długie, smacznie białe nogi. Z ust wystawał jej krótki patyczek, który żuła. Na patyczku w paru miejscach odcisnęła się czerwona szminka. Dziewczyna spojrzała na F. i uśmiechnęła się dość figlarnie. Przeczesała palcami swoje złote włosy i przechyliła głowę na bok. Trwało to dłuższą chwilę – F. patrzył na niemal gołe ciało kobiety a ona uśmiechała się, przebierała we włosach i żuła patyczek, patrząc... wyzywająco.
- Pewnie chciałabyś mnie teraz zgwałcić, co, mimozo? - Rzucił F.
- O co ci chodzi...?
- No jak to o co? No, zgwałciłabyś mnie, co? Powiedz!
- Spierdalaj, zaraz zadzwonię po policję.
- Zgwałć mnie. To przecież bez znaczenia.
- Słuchaj, koleś – obrażasz mnie. Tak nie wolno. Zrób, co ci powiedziałam albo się policzymy.
- Policzymy? A co ty mi możesz właściwie zrobić?
- Odstrzelę ci twój łeb!
- Z innej beczki, smarkata – daj mi „Przechodnia”. I dorzuć jeszcze... jakiś kwiat. Mam ochotę na kwiaty. A ty masz kwiaty.
- „Przechodnia”? Ten katolicki chłam?
- Co cię do cholery obchodzi mój katolicki chłam?
- Nic, oczywiście. Ja myślałam...
- No, co myślałaś, ty golizno?
- Myślałam, ze już nikt tego nie czyta! Niech mnie pan nie obraża!
- No dobra, a co z tym kwiatem?
- Tak, już – zaraz panu przyniosę.
- Dziękuję. A sprzedajecie papierosy?
- Papierosy? To świństwo? Niech pan nie żartuje.
- To co mam palić, ty mały goły diable?
- Zawsze był pan taki wulgarny?
- Przecież nie jestem wulgarny, ty niedowarzona stara jędzo.
- A może sobie pan ze mnie tak żartuje?
- Po co? Żebym to ja ciebie zgwałcił? Nie, nie. Na pewno nie żartuję.
- To w takim razie idź już stąd. Idź sobie.
- Właściwie, czemu mam wychodzić? Czy tu ktoś jeszcze przyjdzie?
- Ktoś przyjdzie, na pewno...
- Tak, przyjdzie. Ten twój kiosk wygląda jak kibel. W tym kurewskim kiosku prawie nie ma gazet.
- Chryste, to nie jest mój kiosk!
- Niech ci będzie, ale powiedz mi jeszcze jedno, ty stara łysa małpo, no na cholerę używasz tego zwrotu?
- Nie rozumiem.
- Do czego ci „Chrystus”?
- A właśnie! Mówią mi też o tym w szkole, wiesz? No co, sama nie wiem... Tak jakoś gadam, gadam i... Chrystus. No.
- Tak jak pierdnięcie, co? Cóż. Wydaje mi się, że nie mam z Tobą o czym rozmawiać. - F. stwierdził wreszcie.
- Tak, tak, to idź.
- To wyjdę. Ale czemu właściwie nie możemy porozmawiać o czymś... normalnym.
- Sam zacząłeś.
- Nie, tu się mylisz. To wy zaczęliście. Teraz mogę was tylko obrażać.
- To idź już sobie.
- To idę.
F. - ty smutasie! Wyrzucił sobie w myślach F., trzaskając drzwiami kiosku (drzwi do kiosku, co za kretynizm*).
- Jest tak źle, jest tak smutno. - Mówił do siebie, na głos, szturchając barkiem innych, którzy tak jak on przechodzili przez pasaż. - Tylu ludzi! Wszyscy milczycie! Gdybyście mieli pistolety i zaczęli strzelać. Wszyscy by krzyczeli. Rzucilibyśmy się sobie do gardeł. Ale jesteście wszyscy tacy obojętni, tacy doskonali i niedostępni. Ultrapoganie, pedały i lesby; ciepli panowie w koszulach i wy, którzy w spokoju kosicie trawniki, gdy już nas wszystkich niemal zeżarł... napalm. A co! Napalm nas zeżarł.
- Co za brednie... - F. mówił i zrezygnowany kiwał głową.
Wyszedł z galerii handlowej.
Stanął i objął wzrokiem cały budynek. Był taki duży. Cały ze szkła. Parkingiem przejeżdżała karetka, z włączonym kogutem. Nie, nie – jechała powoli a gdy na jej drodze stanął F., zatrzymała się. Z karetki wyszedł lekarz – uśmiechnięty, dobrotliwy starzec.
- Naszym obowiązkiem, naszym - rozumiesz – lekarzy, jest ratować życie ludzkie. - zwrócił się do F. - I my ratujemy je! Nieźle przy tym zarabiamy, no ale przecież ratujemy ludzkie życie...
Lekarz nachylił się w stronę świetnie pachnącego, nieszczęśliwego mężczyzny i podał mu niewielki pakunek. F., ciągle z twarzą obojętną, konstatował, że lekarz podał mu pistolet.
- Ratujemy ludzkie życie!
F. strzelił sobie w głowę i nikt więcej nie słyszał o F.
Niebo trzęsie się; i świat; i F.
2Chaotyczny ten miniak ze słabą pointą. Tam coś jeszcze zagwiazdkowałeś bez wyjaśnienia i kursywa wydaje się niepotrzebna bo niczego nie wnosi i na nic nie naprowadza.
Mniej artyzmu i będzie lepiej;)
Powodzenia w kolejnych.
Mniej artyzmu i będzie lepiej;)
Powodzenia w kolejnych.
Niebo trzęsie się; i świat; i F.
3Uwaga nr.1 nie przeczytałeś regulaminu (acz nie mnie się o to czepiać)
.
) jest nadal aktualny, to z tym tekstem nikt już nie ma szans rywalizować.
Stanął i objął wzrokiem cały budynek. Był taki duży. Cały ze szkła. Parkingiem przejeżdżała karetka, z włączonym kogutem. Nie, nie – jechała powoli a gdy na jej drodze stanął F., zatrzymała się. Z karetki wyszedł lekarz – uśmiechnięty, dobrotliwy starzec.
Tekst przeczytałem chyba tylko dlatego, że krótki. Niestety, kompletnie do mnie nie trafia. Nielogiczny, bez sensu, bohater jakiś był albo nie. Nie wiem, jakie było założenie tego tekstu, po co i dla kogo powstał. Mnie w każdym razie przerósł.

Nieszczęśliwa ekscytacja? To chyba tak jakby poczuł chłodne uderzenie gorąca, czy tam na odwrót.Ollars pisze: F. stał nieporuszony. Patrzył na obiekt, który emitował światło. Ponura, nieszczęśliwa ekscytacja zawładnęła umysłem F.
Załamać to się można przy czytaniu takich zdań.Ollars pisze:I gdyby nie wyglądało to paskudnie, napisałbym, że były samoobsługowe. Wszyscy byśmy się załamali, gdybym tak napisał.
Po co ten nawias i gwiazdka? To był czas świąt, w tym sklepie?Ollars pisze:Stał wpatrzony w monitorek na wysokości głowy. Pojawiały się na nim nazwy produktów, które przesuwał nad czytnikiem kodów (F. w końcu poruszył się*).
Uznałbym to zdanie za coś ale coś innego. W każdym razie, jeżeli konkurs który był kiedyś Wery, o "babołach" (kiedyś nawet sam się załapałemOllars pisze:Widocznie coś uznał albo... uznał coś innego.

Trochę z innej beczki, wstawianie myślnika w dialogu to nie najlepszy pomysł. Proponuję inne coś, albo coś innego.Ollars pisze:- Tak, dokładnie tak zrobili. Przepraszam, widzę u pana tę samą przecenioną musztardę, tak – o, tę, tak. Nie potrujemy się, jak pan myśli? Już raz trafiłem tu... Tak mi zepsuło...
Już go nie obchodzi? Kilka linijek wcześniej był wszak spragniony rozmowy z kimkolwiek.Ollars pisze: - Nie obchodzi mnie to, facet! - F. wziął zakupy i skierował się do kiosku w pasażu.
Dobra, ja jako czytelnik, to jeszcze mogę nie wiedzieć, o co chodzi, ale odnoszę wrażenie, że i ty się w tym gubisz. Miejscowość G. F.? Na pewno?Ollars pisze:F., czyli strudzony adwokat ze swoją kancelarią gdzieś w miejscowości G. F., czyli... Jakie to okropne, że F. to po prostu... zadbane włosy.
Chyba " w Indiach".Ollars pisze:Póki co, był już wszędzie w Ameryce Południowej, no i Indie.
Perfumy, perfumy. Nie ma liczby pojedynczej.Ollars pisze:Tak, F. miał bardzo dużo pieniędzy. Czy był... ekscentrykiem? W jego czasach nie pamiętano już o tym słowie! Więc nie. W każdym razie, mamy już włosy, perfum, podróże. I to musi wystarczyć. Bo nie ma więcej.
Ok, pomijając już groteskowość tego dialogu, to stwierdzenie "tak nie wolno" już wykracza poza tę groteskę.Ollars pisze:- Pewnie chciałabyś mnie teraz zgwałcić, co, mimozo? - Rzucił F.
- O co ci chodzi...?
- No jak to o co? No, zgwałciłabyś mnie, co? Powiedz!
- Spierdalaj, zaraz zadzwonię po policję.
- Zgwałć mnie. To przecież bez znaczenia.
- Słuchaj, koleś – obrażasz mnie. Tak nie wolno. Zrób, co ci powiedziałam albo się policzymy.
To jeden akapit, bo to wszak cały czas ta sama wypowiedź twojego herosa. Nikt mu tutaj nie przerywa (a szkoda).Ollars pisze:
- Jest tak źle, jest tak smutno. - Mówił do siebie, na głos, szturchając barkiem innych, którzy tak jak on przechodzili przez pasaż. - Tylu ludzi! Wszyscy milczycie! Gdybyście mieli pistolety i zaczęli strzelać. Wszyscy by krzyczeli. Rzucilibyśmy się sobie do gardeł. Ale jesteście wszyscy tacy obojętni, tacy doskonali i niedostępni. Ultrapoganie, pedały i lesby; ciepli panowie w koszulach i wy, którzy w spokoju kosicie trawniki, gdy już nas wszystkich niemal zeżarł... napalm. A co! Napalm nas zeżarł.
- Co za brednie... - F. mówił i zrezygnowany kiwał głową.
Stanął i objął wzrokiem cały budynek. Był taki duży. Cały ze szkła. Parkingiem przejeżdżała karetka, z włączonym kogutem. Nie, nie – jechała powoli a gdy na jej drodze stanął F., zatrzymała się. Z karetki wyszedł lekarz – uśmiechnięty, dobrotliwy starzec.
Szkoda. Naprawdę szkoda, że nie zrobił tego dużo wcześniej.Ollars pisze:F. strzelił sobie w głowę i nikt więcej nie słyszał o F.
Tekst przeczytałem chyba tylko dlatego, że krótki. Niestety, kompletnie do mnie nie trafia. Nielogiczny, bez sensu, bohater jakiś był albo nie. Nie wiem, jakie było założenie tego tekstu, po co i dla kogo powstał. Mnie w każdym razie przerósł.
Uśmiechając się do deszczu mniej się moknie
Niebo trzęsie się; i świat; i F.
4w kwestii sprostowania:
Rejestracja: 03 lip 2006 12:23
Kilkanaście tekstów opublikowanych na forum.
Zasada 3 postów w dziale Tu wrzuć... dotyczy Użytkowników, którzy nie zamieścili jeszcze żadnego tekstu w tym dziale.
Niebo trzęsie się; i świat; i F.
5Ha! Ja nie o to


Uśmiechając się do deszczu mniej się moknie
Niebo trzęsie się; i świat; i F.
6:oops:
W sumie mogę przenieść

Niebo trzęsie się; i świat; i F.
7nie przeczytałem. i chyba nie przeczytam.
nie rozumiem. i Ty chyba też nie zrozumiałeś.Namrasit pisze: Załamać to się można przy czytaniu takich zdań.
kolejna błyskotliwa uwaga. był nawias i była gwiazdka, bo miały tam być. tak zarządziła wola mocy autora, jego wszechwładne samopoczucie.Namrasit pisze: Po co ten nawias i gwiazdka? To był czas świąt, w tym sklepie?
narrator jest ubabrany w brednie. jest bez sensu i bez ugłady, którą mógłby to trochę przykryć. takie wstawki były elementem "gry". atmosfera szaleństwa miała przelewać się między "bohaterem" i narratorem.Namrasit pisze: Uznałbym to zdanie za coś ale coś innego. W każdym razie, jeżeli konkurs który był kiedyś Wery, o "babołach" (kiedyś nawet sam się załapałem) jest nadal aktualny, to z tym tekstem nikt już nie ma szans rywalizować.
o, tu akurat święta racja!Namrasit pisze: Trochę z innej beczki, wstawianie myślnika w dialogu to nie najlepszy pomysł. Proponuję inne coś, albo coś innego.
Namrasit pisze: Już go nie obchodzi? Kilka linijek wcześniej był wszak spragniony rozmowy z kimkolwiek.
właśnie taki był "mój heros".
chyba nie.Namrasit pisze: Chyba " w Indiach".
tekst jest upiornie groteskowy, makabrycznie wręcz niepoważny. zdecydowanie nie do kawy. miał być jeszcze bardziej obskurny, bardziej brudny, w zasadzie to miał być jak guma pod butem, ale od kiedy wpadł mi w ręce Waugh, to rozrabia w mojej głowie i ugładza... słowa.Namrasit pisze: Ok, pomijając już groteskowość tego dialogu, to stwierdzenie "tak nie wolno" już wykracza poza tę groteskę.
Go raibh maith agat.Namrasit pisze: Tekst przeczytałem chyba tylko dlatego, że krótki. Niestety, kompletnie do mnie nie trafia. Nielogiczny, bez sensu, bohater jakiś był albo nie. Nie wiem, jakie było założenie tego tekstu, po co i dla kogo powstał. Mnie w każdym razie przerósł.
wyje za mną ciemny, wielki czas
Niebo trzęsie się; i świat; i F.
8sugerujesz przerost formy? cóż, czasem coś wydzieli się, jakiś... młodzieńczy, niespokojny, głupi hormon. może masz rację. dzięki!
wyje za mną ciemny, wielki czas
Niebo trzęsie się; i świat; i F.
9I słusznieOllars pisze:nie przeczytałem. i chyba nie przeczytam.

A, no widzisz, trzeba było wstawić tę informację pod tekstem, wtedy wszystko byłoby oczywiste.Ollars pisze: kolejna błyskotliwa uwaga. był nawias i była gwiazdka, bo miały tam być. tak zarządziła wola mocy autora, jego wszechwładne samopoczucie.
No i się przelewa. Szaleństwo, chaos. Tylko o czytelniku ci się zapomniało.Ollars pisze: narrator jest ubabrany w brednie. jest bez sensu i bez ugłady, którą mógłby to trochę przykryć. takie wstawki były elementem "gry". atmosfera szaleństwa miała przelewać się między "bohaterem" i narratorem.
Dawno nie miałem gumy pod butem, więc pewnie dlatego nie zrozumiałem. A takie normalne, lekkie rzeczy dla zwykłych śmiertelników też pisujesz?Ollars pisze: tekst jest upiornie groteskowy, makabrycznie wręcz niepoważny. zdecydowanie nie do kawy. miał być jeszcze bardziej obskurny, bardziej brudny, w zasadzie to miał być jak guma pod butem, ale od kiedy wpadł mi w ręce Waugh, to rozrabia w mojej głowie i ugładza... słowa.
Uśmiechając się do deszczu mniej się moknie
Niebo trzęsie się; i świat; i F.
10Podobał mi się fragment o gwałtach. Chociaż miejscami trudno się to czyta, to nie było nudne.
Niebo trzęsie się; i świat; i F.
11Artyzmu?! Chyba wulgaryzmu?!
Pisać może każdy, ale nie każdy może być pisarzem
Katarzyna Bonda
Katarzyna Bonda