"Wilcze stado" to kolejny z kilku utworów, osadzonych w moim autorskim uniwersum - planowany jako opowiadanie, w praktyce rozrósł się do rozmiarów małej powieści. Jest niby najnowszy, ale... o ile poprzednie teksty osadzone w moim uni pisałem względnie szybko, o tyle ten powstaje w bólach już od prawie czterech lat i do tej pory nie został ukończony. Kryzys twórczy.
Jak już powiedziałem, "Wilcze stado" rozgrywa się w ramach mojego uniwersum, które buduje się od lat i ma swoją historię, lore oraz bieg wydarzeń - ale mam nadzieję, że opisana tu historia będzie zrozumiała także dla tych, którzy z moim światem nie mieli styczności. Na razie publikuję prolog i rozdział pierwszy - jeżeli toto się przyjmie, może pokażę ciąg dalszy (i z góry mówię, że wolałbym to robić w tym samym temacie - tekst jest cokolwiek długi i szybko zaśmieciłbym forum, publikując w osobnych wątkach poszczególne fragmenty).
Uwaga - utwór zawiera wulgaryzmy.
=======================================================================================
PROLOG
XXXXPocisk artyleryjski eksplodował blisko, wprawiając cały budynek we wstrząs. Światła i wyświetlacze komputerów zgasły, pogrążając wszystkich w całkowitej ciemności. W chwilę później, gdy aktywowano już zasilanie awaryjne, oczom Aer’imuela ponownie ukazało się centrum dowodzenia, z technikami tkwiącymi wciąż na swoich stanowiskach. Ich konsolety układały się w dwa równoległe półkola, rozciągnięte przed dowódcą. Każda z nich emitowała przestrzenny obraz, przypominający z wyglądu akwarium. Pod przeciwległą ścianą usytuowany był główny wyświetlacz, w tej chwili prezentujący dwuwymiarową, jak gdyby zawieszoną w powietrzu mapę strategiczną.
XXXX- Armelien – powiedział jeden z techników wypranym z emocji głosem – Terranie wdarli się do wnętrza bazy. Jakie są rozkazy?
XXXXAer’imuel, z oczami wlepionymi w główny ekran holo, powolnym krokiem zbliżył się do innego technika, odpowiedzialnego za komunikację.
XXXX- Nadaj sygnał do ewakuacji – nakazał – Wszystkie ocalałe jednostki mają się wycofać, jak najszybciej.
XXXX- Tak jest, armelien – odrzekł technik.
XXXXWciąż obserwujący wyświetlacz holograficzny, Aer’imuel czuł bardziej rezygnację, niż strach. Skalowana mapa taktyczna ukazywała mu beznadziejną sytuację. Ludzcy żołnierze byli wszędzie. Ich piechota znalazła się już wewnątrz perymetru bazy i dokonywała rzezi bezradnych Auvelian, których niedobitki były zbyt zdezorganizowane i rozproszone, aby móc stawić skuteczny opór. Obrońcy ginęli tam, gdzie stali.
XXXXJako komendant garnizonu, armelien Aer’imuel nie widział innego wyjścia, jak wydać rozkaz odwrotu, by móc ocalić chociaż część swoich żołnierzy. Nie dlatego, że szczególnie żałował ich losu – byli jedynie klonami. Obawiał się jednak, że jeśli Terranie mogli zaatakować i zniszczyć jego wysuniętą bazę, każdy wojownik może się wkrótce okazać bardzo potrzebny. Nie zawsze możliwe było zastąpienie ich na czas nowymi.
XXXX- Armelien! – krzyknął ktoś zza pleców Aer’imuela – Musimy stąd uciekać!
XXXXDowódca odwrócił się w stronę windy grawitacyjnej, gdzie ujrzał oczekującego Tai’kovesa, swojego zastępcę. Oficer ów dzierżyłby zapewne także rangę jego bliskiego przyjaciela i powiernika, gdyby można było nadać mu oficjalnie taki tytuł. Noszona przezeń, ascetycznie zdobiona szata oraz osłaniająca twarz maska starannie ukrywały jego fizjonomię, lecz emanujące od niego zdenerwowanie oraz napięcie były wyraźnie wyczuwalne.
XXXX- Czy nasze siły odebrały już sygnał? – zapytał Aer’imuel, ponownie zwracając się do podoficera komunikacji.
XXXX- Tak, armelien – odrzekł technik – Wszyscy wycofują się do hangarów. Część naszych stanowisk obrony przeciwlotniczej jest nadal aktywna, więc terrańskie myśliwce nie powinny w najbliższym czasie zaatakować.
XXXX- To oznacza, że pośpiech byłby wskazany – stwierdził Tai’koves z naciskiem – Jeśli mamy się stąd ewakuować, to w tej chwili.
XXXX- Masz słuszność – rzekł Aer’imuel, również kierując się w stronę windy.
XXXXKiedy komendant i jego zastępca znaleźli się już w środku, pojechali w dół, na jeden z podziemnych poziomów. Znajdował się tam bunkier z korytarzem prowadzącym do ukrytego lądowiska. Środek transportu już tam na nich czekał – w windzie Tai’koves kontaktował się przez konwencjonalny komunikator z załogą hangaru, nakazując jej przygotowanie okrętu dowodzenia do lotu.
XXXXZnalazłszy się na dole, armelien i jego zastępca wsiedli do antygrawitacyjnej kolejki, która w szybkim tempie zawiozła ich na miejsce. Przez cały ten czas Aer’imuel pozostawał stoicko spokojny, pomimo wstrząsów, w jakie wprawiały ziemię eksplozje – jego mentalna samokontrola była lepiej wykształcona, niż u Tai’kovesa, który wyglądał na wyjątkowo zdenerwowanego, zwłaszcza jak na Auvelianina.
XXXXOkręt czekał na lądowisku, gotowy do odlotu. Był to „Arnael 178” – jeden z Kervaesów, powietrznych jednostek dowodzenia. Symetrię jego wysmukłej, zwężającej się ku dziobowi sylwetki psuły jedynie stanowiska lekkiej artylerii, jakimi był najeżony, a także dwa główne silniki o zmiennym układzie napędowym.
XXXX- Szybciej! – ponaglił dowódcę Tai’koves – Zanim zniszczą ten hangar!
XXXXMimo że wciąż zachowywał spokój, Aer’imuel nie mógł i tym razem nie dostrzec słuszności w słowach swojego zastępcy, toteż pospiesznym krokiem podążył tylną rampą wejściową do wnętrza statku. Tai’koves wydał poprzez komunikator rozkaz odlotu, zanim jeszcze on i armelien przeszli do sterowni.
XXXX„Arnael 178” wzleciał pionowo w górę, przez ogromne wrota w sklepieniu lądowiska. Gdyby nie zaimplementowane systemy sztucznej grawitacji, Aer’imuel musiałby kilkakrotnie chwytać się ścian lub sprzętów dla ochrony przed upadkiem w drodze na mostek. Okręt manewrował już gwałtownie, wykonując zwrot, a następnie zwiększając ciąg w silnikach i ruszając naprzód nagłym zrywem.
XXXXKiedy dowódca wkroczył wreszcie do sterowni, okręt zdążył już oddalić się od bazy. Odprężony Aer’imuel niespiesznie zasiadł na swoim miejscu, w fotelu w centrum. Tai’koves usadowił się z przodu, pomiędzy technikami.
XXXX- Jak wygląda sytuacja? – zapytał armelien, zerkając jednocześnie w jeden z bocznych ekranów holo, transmitujący obraz z kamery skierowanej wstecz, na niszczoną przez Terran bazę.
XXXX- Nie doznaliśmy żadnych uszkodzeń przy starcie, armelien – odrzekł Tai’koves – Poza nami, kilka desantowców z niedobitkami naszych żołnierzy zdołało opuścić bazę. Są już dość daleko z przodu.
XXXXObraz, jaki rejestrowała kamera, był przygnębiający. Terrańscy żołnierze wyraźnie otrzymali rozkaz zrównania całej auveliańskiej bazy z ziemią, jako że wprowadziwszy swoje pojazdy opancerzone do jej wnętrza, niszczyli budynki metodycznie, jeden po drugim. Cała placówka płonęła.
XXXX- Nowe odczyty – dodał z niepokojem Tai’koves – Eskadra myśliwców w pościgu, namiar jeden-dziewięć-trzy.
XXXX- Zwiększyć ciąg głównych silników – nakazał Aer’imuel – Nadać sygnał wezwania pomocy, może przechwycą ich nasze myśliwce patrolowe.
XXXX- Prędkość maksymalna, armelien – oznajmił jeden z techników – Terranie jednak wciąż są od nas szybsi.
XXXX- Utrzymywać bieżący kurs.
XXXXAer’imuel walczył z rosnącym uczuciem zaniepokojenia, które wkrótce mogło zmienić się w strach. Najbliższa auveliańska baza wojskowa była stosunkowo niedaleko, ale Terranie mogli ich dopaść i zestrzelić, zanim tam dotrą. Jedyną nadzieję pokładał w tym, że wylecą im naprzeciw ich własne myśliwce. Pozostawało jeszcze uzbrojenie własne „Arnaela 178”, na które składało się kilka wieżyczek z lekkimi działkami laserowymi i fotonowymi. Armelien wiedział jednak, że samo to nie powstrzyma Terran – być może zestrzelą kilku z nich, lecz sami również zostaną zniszczeni.
XXXX- Armelien – powiedział nagle Tai’koves – Odbieramy transmisję od 312. Szwadronu. Opuszczają swój rejon patrolowy i lecą do nas z odsieczą. Namiar trzy-cztery-sześć.
XXXX- Przewidywany czas spotkania?
XXXX- Dwa loany, armelien – Tai’koves wciąż nie był w stanie ukryć niepokoju – lecz ludzie przechwycą nas około pół loanu wcześniej.
XXXX- Przygotować broń pokładową „Arnaela 178”. Gotowość do zestrzelenia terrańskich myśliwców, kiedy tylko znajdą się w zasięgu.
XXXX- Już się tym zajęliśmy, armelien.
XXXXAer’imuel wyciszył się, obserwując obraz taktyczny na głównym ekranie holo. Było nań wyraźnie widoczne, że Terranie przewyższają ich prędkością i podchodzą coraz bliżej. W końcu tylne działka pokładowe „Arnaela 178”, sterowane poprzez komputer, otworzyły ogień do ścigających. Dowódca oczekiwał komunikatu o trafieniu wrogich maszyn, lecz zamiast tego, odezwał się sygnał alarmowy.
XXXX- Zostaliśmy namierzeni, armelien – niepokój w głosie Tai’kovesa powoli przeradzał się w strach – Odpalili sześć subatomowych rakiet neutronowych, typ FNR-198 Sagitario.
XXXX- Zestrzelić – nakazał Aer’imuel beznamiętnie.
XXXXJednocześnie dowódca spoglądał na wskazania sensorów, obserwując zbliżające się w szybkim tempie głowice. Choć w dalszym ciągu zachowywał mentalną samokontrolę, teraz stało się to bardzo trudne.
XXXXTerrańskie rakiety były chronione przed namierzaniem i myszkowały nieustannie w drodze do celu, by tym bardziej utrudnić ich trafienie. Pomimo tego, tylne działka laserowe „Arnaela 178”, porzuciwszy chwilowo nieprzyjacielskie myśliwce, prowadziły ogień, kolejno zestrzeliwując pociski. Armelien obserwował na ekranie, jak ich sygnatury kolejno znikają z odczytów sensorów. Po kilku chwilach pozostały już tylko dwie, ale zbliżały się szybko i już dosięgały celu. Aer’imuel panował nad emocjami z coraz większym trudem. Czekał na trafienie.
XXXXOkręt przeszły krótkie, lecz gwałtowne wibracje. Dowódca usłyszał dwie następujące zaraz po sobie eksplozje, w ledwo wyczuwalnym odstępie. Spojrzał z niepokojem na ekrany holo, ale komputer nie stwierdził żadnych uszkodzeń.
XXXX- Raport – rzucił, zachowując opanowany ton głosu – Co się stało?
XXXX- Zestrzeliliśmy jedną – rzekł Tai’koves – w ostatniej chwili. Druga trafiła, nie mamy już tarczy. Jeszcze jedno trafienie… – Zastępca Aer’imuela urwał, gdy ponownie odezwał się sygnał ostrzegawczy – Znów nas namierzają – mentalny zew Tai’kovesa był już podniesiony, zbliżał się do krzyku – Wystrzelą następne pociski!
XXXX- Armelien – powiedział nagle jeden z techników – Nasze myśliwce są już w zasięgu.
XXXXZaledwie skończył mówić, a alarm urwał się nagle, jak ucięty nożem. Aer’imuel był tym lekko zaskoczony.
XXXX- Co się dzieje? – zapytał, odzyskując wreszcie całkowitą samokontrolę.
XXXX- Terranie chyba się wycofują, armelien – stwierdził Tai’koves, który momentalnie się odprężył – Zawracają.
XXXXAer’imuel odetchnął cicho z ulgą, pozwalając sobie na danie upustu emocjom. Na ogół starał się tego nie robić, jako że brak mentalnej samokontroli był źle widziany wśród Auvelian, zwłaszcza wysoko sytuowanych. Teraz jednak uważał, że ma ku temu prawo, biorąc pod uwagę sytuację. Ponadto, zdołał zachować zimną krew w sytuacji zagrożenia, co liczyło się najbardziej.
XXXX- Armelien – odezwał się technik odpowiedzialny za komunikację – Wielki Kapłan Isal’umaven chce się z panem skontaktować.
XXXXAer’imuel powściągnął niechęć. Żyjąc w ramach podzielonego na klasy, auveliańskiego społeczeństwa, nigdy nie przepadał za stojącymi na szczycie kapłanami Avn’khor. Uważał ich za arogantów, traktujących wszystkich innych Auvelian z góry – włącznie z nim samym. Co prawda Aer’imuel był Aon’emua, przedstawicielem klasy stojącej niewiele poniżej kapłanów – na którą to pozycję zasłużył sobie z trudem, walcząc na polach bitew i ostatecznie dzięki sukcesom w wojskowej karierze awansując z niższej klasy En’emua – lecz dla większości kapłanów różnica była niewielka. Isal’umaven nie był tu wyjątkiem – chociaż jako naczelny dowódca wojsk inwazyjnych był kompetentny, to jednak w kontaktach trudny do zniesienia.
XXXXNiedawny komendant garnizonu niechętnie zaakceptował telepatyczne połączenie i natychmiast poczuł silną obecność Isal’umavena, jak gdyby stał tuż obok niego. Starał się nie okazywać emocji – obdarzeni zdolnościami telepatycznym i psionicznymi Auvelianie wyczuwali je. Mógł więc nie tylko dać kapłanowi powód do uznania go za prostaka, niezdolnego do samokontroli, ale też łatwo zdradzić przed dowódcą własną niechęć do niego.
XXXX- Armelien – rzekł Wielki Kapłan – Dostałem meldunek o utracie łączności, zarówno konwencjonalnej, jak i telepatycznej, z pańską placówką. Chcę usłyszeć wstępny raport. Czy jest tak, jak myślę?
XXXX- Jak się pan zapewne domyśla, ekscelencjo, straciliśmy tę bazę – odrzekł Aer’imuel – Niemal cały garnizon został zniszczony. Nie jestem jeszcze w stanie powiedzieć, ilu żołnierzy ocalało.
XXXX- Dlaczego nie utrzymał pan pozycji? – Mimo że mentalna samokontrola kapłana była niemal doskonała, armelien był w stanie z łatwością wyobrazić sobie, jak w jego psionicznym głosie pobrzmiewa pretensja
XXXX- Wróg dysponował znaczną przewagą liczebną. Podejrzewam, że Terranie przeszli do ogólnej ofensywy na tym odcinku frontu.
XXXX- To możliwe, armelien – zew Isal’umavena stał się nieco łagodniejszy – Tego dnia urwał się kontakt już z kilkoma zewnętrznymi placówkami. Możliwe, że spróbują wyprzeć nas z tego świata.
XXXXKomendant pokręcił głową. Inwazja na ową planetę – przez ludzi określaną mianem Aratron IV – była kolejną z wielu, jakie podejmowali na terrańskie planety. Niemal żadna z nich się nie powiodła, chociaż Auvelianie za każdym razem byli pewni zwycięstwa – dopóki nie następował punkt zwrotny. Ludziom zawsze udawało się w końcu przeprowadzić generalne uderzenie, którym zmuszali siły inwazyjne do ewakuacji z planety. Aer’imuel zaczął się teraz obawiać, że atak, jakiemu uległ jego garnizon, jest częścią takiej właśnie operacji.
XXXXZaniepokojony tą myślą, zatracił na chwilę mentalną samokontrolę, przez co dowódca zdołał przechwycić kilka przebłysków z jego rozmyślań.
XXXX- Niech pan nie rozsiewa defetyzmu, nawet we własnych myślach – rzekł, pozwalając, aby do Aer’imuela dotarło uczucie lekkiej pogardy – Nawet jeśli Terranie przygotowują się do czegoś większego, my powinniśmy być już niebawem gotowi do kontrataku. Jeżeli zaś chodzi o pana, to chcę, aby stawił się pan w mojej kwaterze. Jak najszybciej. Oczekuję, że dowiem się wszystkiego na temat okoliczności pańskiej klęski.
XXXX- Jak pan sobie życzy, ekscelencjo – odrzekł Aer’imuel ze skrywaną rezygnacją.
XXXX- Doskonale. Będę czekał z niecierpliwością.
XXXXPołączenie telepatyczne z kapłanem Avn’khor zanikło.
XXXX- Obrać kurs na bazę operacyjną Isal’umavena – nakazał Aer’imuel, po czym zwrócił się do Tai’kovesa, zmieniając ton głosu na zdecydowanie mniej oficjalny – Tai?
XXXX- Aer? – odpowiedział zastępca.
XXXX- Następnym razem powściągnij emocje – rzucił armelien niedbale – Jak widzisz, nie tylko nie było to potrzebne, ale w dodatku skazałeś się na negatywne uczucia i nic na tym nie zyskałeś.
XXXXTai’koves skinął głową. Aer’imuel zauważył, że uzewnętrznił się, pozwalając swojemu przełożonemu odebrać uczucie lekkiego rozbawienia.
- I -
XXXXBlask bijący z otwartego okna nieomal oślepiał, jako że promienie porannego słońca wpadały wprost do pomieszczenia. Ściany gabinetu pułkownika Yarona, w którego ascetycznym wystroju przeważała biel, nabrały przez to złotawej barwy. Oprócz prostego biurka, przy którym właśnie zasiadał oficer, było tutaj niewiele mebli – dwa wciśnięte w narożniki regały, ze slotami na nośniki danych, a także cztery ustawione bezpośrednio przed biurkiem krzesła, z których dwa wyróżniały się nietypowymi oparciami, przypominającymi odwróconą literę L. Obecność wyraźnie przygotowanych siedzisk, podobnie jak wyczekująca postawa oficera, wskazywały, iż spodziewa się gości. Na blacie biurka spoczywało, w równym rzędzie, kilka kieszonkowych komputerów z dwuwymiarowymi, reagującymi na dotyk wyświetlaczami holo – zwanych krótko e-padami.XXXXZmęczony uciążliwym blaskiem, Yaron w końcu wstał z fotela i podszedł do holograficznego panelu dotykowego przy oknie. Przesunął po nim palcem i z uczuciem lekkiej ulgi obserwował przez chwilę, jak szyba ciemnieje, natychmiast czyniąc słoneczny blask mniej uciążliwym.
XXXXZaledwie tak się stało, a rozległ się sygnał przy drzwiach – ktoś stał po drugiej stronie.
XXXX- Wejść – rzucił pułkownik.
XXXXDrzwi otworzyły się, przesuwając w bok, i do gabinetu Yarona wkroczył niższy rangą oficer – ciemnowłosy, około czterdziestoletni. Przybysz postąpił kilka kroków i stanął na baczność, salutując.
XXXX- Major Matson melduje się, panie pułkowniku – oznajmił oficjalnym tonem.
XXXX- Spocznijcie, majorze – odrzekł Yaron, gestem polecając gościowi się odprężyć.
XXXX- Chciał się pan ze mną widzieć?
XXXX- Oczywiście. Przyjdzie tutaj jeszcze kilka osób, ale widzę, że pan stawił się jako pierwszy – Pułkownik wskazał na cztery ustawione naprzeciw biurka krzesła – Proszę, niech pan usiądzie.
XXXXMatson niespiesznie zajął jedno z krzeseł. Yaron zasiadł naprzeciwko niego, lustrując go uważnie wzrokiem. Poszukiwał jakichkolwiek oznak odstępstwa od normy – czegoś, co sygnalizowałoby zmiany, jakie przeszedł jego gość. Nie znalazł jednak żadnych, mimo że tacy, jak major, byli udoskonalani genetycznie.
XXXX- Powiedziałbym, że to dla mnie zaszczyt – rzekł pułkownik – Spotkać kogoś z waszej jednostki.
XXXX- Pan przesadza – mruknął Matson
XXXX- A jednak, z tego, co mi wiadomo, pańskie akta są nienaganne – Yaron wskazał jeden z leżących na blacie e-padów, którego zawartość jeszcze niedawno przeglądał – Widzę, że rekruci w Sekcji Gamma są rzeczywiście starannie selekcjonowani. O ile się nie mylę, uczestniczył pan już w walkach na Neolaconii i Bethorze?
XXXX- Tak jest, panie pułkowniku.
XXXX- Był pan też na Darvenii w ramach operacji specjalnej „Obsydianowa wieża”, jeszcze jako Marine, zgadza się?
XXXXMajor wzruszył ramionami.
XXXX- Nic nie wiem o takiej operacji – odparł rzeczowym głosem – A nawet gdybym o niej wiedział, nie wolno byłoby mi o niej mówić, panie pułkowniku.
XXXXYaron uśmiechnął się wyrozumiale.
XXXX- Bardzo rozsądnie – powiedział z uznaniem – W każdym razie, mam nadzieję, że w innej sytuacji odpowiedziałby pan twierdząco. Wasza jednostka jest eksperymentalna, ale pan ma przynajmniej doświadczenie. To się panu już wkrótce przyda.
XXXXChociaż Matson pozostawał bardzo powściągliwy, pułkownik dostrzegł w jego oczach zaskoczenie.
XXXX- Czyżby wzywał mnie pan tutaj z ramienia kogoś z góry? – zapytał major
XXXX- Tego nie wolno mi mówić – Yaron rozłożył ręce – Ale mogę panu powiedzieć, że pański oddział będzie miał szansę się wykazać, jako jeden z pierwszych.
XXXXMatson pokręcił głową.
XXXX- Powinienem był się tego domyślić – mruknął – Skoro oddelegowali mnie tutaj nagle, z naszego obozu treningowego, razem z całą jednostką…
XXXX- Dokładnie, ale musi pan wiedzieć coś jeszcze – Pułkownik wychylił się do przodu w swoim fotelu i oparł łokcie na blacie biurka, zaplatając palce – Operacja ma być jak najbardziej poważna, w związku z czym dowództwo uznało za stosowne, aby… cóż, dać wam w charakterze asysty doświadczonych żołnierzy. Pewnie wyda się to panu obraźliwe, ale nie do końca ufają waszym umiejętnościom.
XXXX- Trudno się dziwić – major ponownie wzruszył ramionami – Jak pan zauważył, Sekcja Gamma to jednostka eksperymentalna.
XXXX- Zgadza się. Dlatego właśnie kazano mi posłać jeszcze po kilka osób. Powinny tutaj niebawem być.
XXXX- Więc kto ma nas niańczyć, panie pułkowniku? – zapytał Matson, już swobodniej – Marines?
XXXXPułkownik pokręcił głową.
XXXX- Niezupełnie – powiedział, nagle przybierając poważny ton głosu – Zaangażowano także ich do tej operacji, ale dowództwo chciało, aby waszym działaniom przypatrywali się żołnierze na waszym poziomie. A wy, że się tak wyrażę, pozostawiacie w tyle nasze pozostałe formacje, przynajmniej według założeń. Te wasze implanty, grzebanie w genach… nawiasem mówiąc, jak się pan po tym czuje?
XXXX- Na co dzień? Zupełnie normalnie, panie pułkowniku. Dopiero na poligonie widzę różnice. I nie mogę narzekać.
XXXX- Zapewne – Yaron ponownie się uśmiechnął – Tak czy inaczej, ci z góry uznali, że nie mamy chwilowo jednostek specjalnych, które zdatne byłyby właściwie was ocenić. Więc szukali czegoś na waszym poziomie poza siłami zbrojnymi Globalnej Terrańskiej Federacji. Dodam też, że nasi sojusznicy również są zainteresowani kwestią Sekcji Gamma.
XXXXMaska powściągliwości Matsona opadła ostatecznie wraz z pojawieniem się wyrazu całkowitego zaskoczenia, teraz już bardzo widocznego.
XXXX- Zaraz – powiedział powoli, najwidoczniej olśniony – Chce pan powiedzieć, że…
XXXXMajor urwał, usłyszawszy dźwięk sygnalizujący obecność gości pod drzwiami.
XXXX- Proszę wejść! – zawołał Yaron.
XXXXPrzytłumione promienie słońca oświetliły wysoką postać w granatowym mundurze, która powolnym krokiem weszła do gabinetu pułkownika. Nie był to jednak człowiek. Yaron zauważył, że wciąż zaskoczony Matson odwraca się w stronę drzwi, obserwując przybysza. Brązowa i łuskowata skóra, gadzi pysk oraz długi ogon zdradzały jego przynależność do obcej rasy Sorevian – humanoidalnych jaszczurów.
XXXXObok zaskoczenia, na twarzy majora pojawiła się teraz lekka niechęć, kiedy obserwował wkraczającego do pomieszczenia obcego. Sorevianin miał ręce założone z tyłu, dzięki czemu ukrywał ostre pazury, w jakie uzbrojone były jego dłonie. Szponiaste stopy były natomiast odsłonięte – jaszczury z reguły nie nosiły bowiem butów. Był to jednak jedyny brakujący element garderoby, gdyż Sorevianin miał na sobie kompletny uniform, z dystynkcjami wskazującymi na szlify oficerskie.
XXXXZaraz po pierwszym gadzie do pomieszczenia wszedł drugi. Ten był nieco niższy – lecz wciąż wyraźnie wyższy od przeciętnego człowieka – i nosił czarny mundur. Kolor jego łuski był ciemnozielony, chociaż na pysku widniało kilka pionowych, pomarańczowych pręg, przypominających tygrysie. Był zwrócony do pułkownika lewym okiem, o bardzo ponurym – wręcz gorzkim – spojrzeniu.
XXXX- Panie pułkowniku – powiedział jaszczur w granatowym mundurze, kłaniając się lekko; drugi nie rzekł nic, skinął jedynie głową
XXXX- Cieszę się, że panowie dotarli – Yaron uśmiechnął się przyjaźnie – Proszę usiąść.
XXXXSorevianie zajęli wolne krzesła, podawszy wcześniej ręce Matsonowi. Dopiero kiedy już usiedli, major mógł wyraźnie dostrzec, że prawe oko jaszczura ubranego na czarno przecina głęboka blizna, ewidentnie efekt cięcia nożem lub innym ostrym narzędziem. Zdawała się być przedłużeniem czarnej, pionowej źrenicy gada. Obecność takiej blizny sama w sobie była czymś osobliwym – nowoczesna medycyna pozwalała na leczenie ran w taki sposób, żeby nie pozostawał po nich żaden ślad.
XXXX- Jesteśmy już prawie w komplecie, zaczekamy tylko na ostatniego członka zespołu – oznajmił pogodnie Yaron, po czym spojrzał na majora – Co pana tak dziwi? Wie pan chyba, że Sorevianie przysłali na Aratron IV posiłki.
XXXX- Wiem – odparł Matson – Ale nie spodziewałem się, że postanowią połączyć swoje siły specjalne z naszymi w ramach tej operacji.
XXXX- Współpracujemy z wami na różne sposoby – rzekł jaszczur w granatowym uniformie; jego esperanto było nienaganne – A nasze służby wywiadowcze prowadzą już od dawna wymianę informacji.
XXXXMajor wciąż wydawał się odnosić z lekką niechęcią do obcych. Pułkownik niespecjalnie mu się dziwił – jeszcze do bardzo niedawna, Sorevianie byli ich wrogami. Wojna z nimi rozpoczęła się blisko dwa stulecia temu i z początku to Terranie stanowili agresorów, jako że dokonali inwazji macierzystej planety jaszczurów, w czasach, kiedy był to także jedyny zaludniony przez nich świat. Podczas swojej niechlubnej, agresywnej ekspansji, ludzie podbili i całkowicie wyniszczyli kilka innych cywilizacji, lecz Sorevianie jako pierwsi odparli ich inwazję. Wojna została później wznowiona i ostatecznie to jaszczury okazały się zwycięzcami – pokonały Terran na samej Ziemi, rzucając ich tym samym na kolana. Przez blisko wiek od tamtego czasu, upadłe ludzkie imperium znajdowało się pod swego rodzaju zaborem Sorevian. Dopiero dwadzieścia lat temu – w roku 3259 – Terranie zostali od owego zaboru uwolnieni.
XXXXTeraz jednak ludzie i jaszczury byli sojusznikami – walczyli wspólnie przeciwko przymierzu auveliańsko-ildańskiemu. Wszelkie animozje były więc zdaniem Yarona nie na miejscu – szczególnie że Terranie dopuszczali się podczas wojny o wiele większych okrucieństw, niż Sorevianie, którzy mimo tego faktu nie żywili wobec ludzi głębokiej urazy.
XXXX- Mogliby się panowie przedstawić – zasugerował pułkownik – Ja kontaktowałem się już z wami, poznaliśmy się. Ale pan major nie zna waszych imion.
XXXX- Proszę wybaczyć – powiedział odziany na granatowo gad przepraszającym tonem, po czym skinął Matsonowi głową – Jestem suvore Akode Sivume – Uśmiechnął się, obnażając przy tym budzący grozę garnitur ostrych zębów – Suvore, czyli według waszej hierarchii również byłbym majorem.
XXXXTeraz skinął łbem drugi z jaszczurów, nie zmieniając przy tym wyrazu twarzy.
XXXX- Jestem z Genisivare, Egzekutor Gildii Gromu – rzekł basowym, głębokim głosem, przemawiając niemal idealnym esperanto – Nazywam się Zhack Khesarian.
XXXX- Major Richard Matson – przedstawił się major, po czym dodał – Genisivare? Czyli że jest pan z tej organizacji…
XXXX- Organizacji zabójców? – dokończył jaszczur – Tak, jestem.
XXXXTym razem Matson był pod wrażeniem. Genisivare było jedną z najbardziej elitarnych jednostek wojskowych Sorevian, przyjmującą tylko nieliczne, starannie dobierane jaszczury. Ci wojownicy byli teoretycznie cichymi zabójcami, w praktyce jednak uczynili z zabijania dziedzinę sztuki. Potrafili wykonać każde zadanie, a żaden przeciwnik nie dawał im rady w bezpośrednim starciu.
XXXX- A pan, suvore? – zapytał Yaron Akodego, najwyraźniej zachęcając go do zwierzeń – Skąd pan jest?
XXXX- Z komandosów OSA – odrzekł jaszczur – 2. Dywizja Ikaveri.
XXXXMatson znów był pod wrażeniem, choć mniejszym. Domyślał się od początku, że Akode należy do soreviańskich oddziałów specjalnych, jednak wyglądało na to, że pochodzi ponadto z jednej z najbardziej elitarnych jednostek w ramach OSA. Nawet major wiedział, że Ikaveri są specjalistami w dziedzinie infiltracji, przyjmującymi w swoje szeregi żołnierzy po ostrej selekcji.
XXXXWtedy uwagę obecnych po raz kolejny przykuł sygnał dźwiękowy, dochodzący od drzwi, a pułkownik ponownie nakazał przybyszowi wejść. Tym razem gościem był oficer o blond włosach, odziany w ciemnoniebieski mundur Marines.
XXXX- Kapitan McReady melduje się, panie pułkowniku – powiedział, prężąc się w salucie.
XXXX- Spocznijcie, kapitanie i dołączcie do nas – nakazał Yaron, wskazując mu krzesło.
XXXXKiedy Marine zajął już ostatnie wolne siedzisko, wymieniwszy uprzejmości z innymi oficerami, pułkownik wychylił się do przodu w fotelu i zaplótł palce dłoni w wyczekującym geście, opierając łokcie o blat biurka.
XXXX- Skoro jesteśmy już w komplecie, panowie, myślę że możemy przejść do interesów – oznajmił z powagą – Jak już powiedziałem majorowi – Yaron wskazał skinieniem głowy na Matsona – działam z ramienia wyższych szarż i mam pełnić rolę waszego przełożonego na czas operacji.
XXXX- Operacji? – powtórzył McReady.
XXXX- Od teraz, panowie – ciągnął pułkownik – stanowimy ścisły sztab operacji specjalnej o kryptonimie „Wilcze stado”. Naczelne Dowództwo Armii… podobnie zresztą jak Najwyższa Rada Wojskowa SVS – Yaron spojrzał znacząco na Sorevian – daje nam wolną rękę w kwestii jej organizacji. Zostanie nam dostarczony także sprzęt, jakiego wedle naszego uznania będziemy potrzebowali. Jesteśmy ograniczeni jedynie czasem, miejscem i celem. Czas to przełom lutego i marca czasu alfa. Miejsce to region thoraliański. Cel to zniszczenie zakładów klonerskich wroga, ośrodku zaopatrzenia Auvelian oraz zlikwidowanie kilku wysokich rangą auveliańskich oficerów.
XXXX- Operacja za liniami wroga? – powiedział Matson – Thoralia to tereny opanowane przez Auvelian.
XXXX- Dokładnie – potwierdził pułkownik – Na szczęście, służby wywiadowcze lokalnego Protektoratu oraz psychotronicy Zakonu wykonali kawał dobrej roboty. Dokonywali udanych infiltracji systemu komputerowego wroga, a także przechwytów auveliańskich komunikatów telepatycznych. Dzięki temu wiemy naprawdę sporo o naszych celach i o sytuacji Auvelian. Wygląda na to, że szykują się do kontrataku w odpowiedzi na naszą generalną ofensywę, a jeśli chodzi o ten rejon, bardzo liczą na nową partię żołnierzy-klonów, którzy mają się już wkrótce uaktywnić. Są tam również gotowe klony, które przechodzą jeszcze warunkowanie psychiczne, ale również będą niebawem gotowe do walki. Jeśli zniszczymy ich, że się tak wyrażę, zasoby ludzkie, poważnie osłabi to ich siły w nadchodzącym starciu. Będzie to więc nadrzędny cel waszej misji.
XXXXPułkownik przerwał na chwilę, skupiając swoje spojrzenie na Matsonie.
XXXX- Cała operacja ma istotne znaczenie z jeszcze jednego względu – podjął, wskazując na majora – Jest tu z nami oficer pochodzący z Sekcji Gamma, naszej nowej jednostki oddziałów specjalnych, która dopiero się formuje. Jest to tylko jedna z operacji, którą powierzono ostatnio nowicjuszom z tej grupy. Dowództwo chce ich poddać próbie i ewentualnie zaakceptować Sekcję Gamma jako część naszych sił zbrojnych. Dlatego właśnie większość z was będzie również odgrywała rolę obserwatorów – Yaron spojrzał teraz na Sorevian – Tak jak Marines są elitą naszej armii, wy reprezentujecie elitę waszej. Na czas operacji powierzono mi funkcję waszego zwierzchnika, ale bezpośrednie dowództwo nad oddziałem podczas operacji będzie pełnił major Akode, ze względu na starszeństwo.
XXXX- Jest nas tutaj łącznie ponad setka – stwierdził Akode – To duża grupa, a to trochę… niekorzystne w przypadku takiej operacji.
XXXX- Zgadza się, majorze – Pułkownik skinął głową – Dlatego musimy ograniczyć liczbę operatorów. Wybierzecie ochotników ze swoich jednostek, proponuję oddziały po dziesięciu, dwudziestu żołnierzy.
XXXX- Jak mamy się dostać na teren operacji? – zapytał McReady.
XXXX- To już zależy od nas – Yaron wzruszył ramionami – Ze swojej strony proponuję, aby użyć kilku desantowców, aby podrzuciły was tak blisko celu, jak to tylko możliwe. Dalej będziecie musieli poruszać się pieszo, ale jako że tamten region jest gęsto zalesiony, nie powinniście mieć problemów z pozostawaniem w ukryciu.
XXXX- Przedostaniemy się w ten sposób przez linię frontu? – rzekł Akode z powątpiewaniem – Co z auveliańskimi patrolami?
XXXX- Myślę, że Auvelianie będą mieli wtedy poważniejsze zmartwienia – stwierdził Yaron – Nasza operacja ma się zbiec w czasie z kolejną fazą ofensywy głównych sił. Możemy to wykorzystać, by prześlizgnąć się przez ich linie obronne, zanim na nowo opanują sytuację.
XXXX- Przepraszam bardzo – odezwał się Zhack – Czy zostaną nam udostępnione informacje, którymi już dysponujecie? Na temat naszego celu oraz misji?
XXXX- Słusznie – odrzekł pułkownik, sięgając teraz po usytuowane na stole e-pady i podając je oficerom – Zadbałem o to, aby w pamięci tych urządzeń znalazły się wszystkie niezbędne wam dane. Jest tu wszystko, do czego doszedł Protektorat. w tym nazwiska osób, które mamy zlikwidować.
XXXXOficerowie sięgnęli po e-pady, zamierzając przystąpić do studiowania zawartych w nich informacji, ale Yaron ich powstrzymał.
XXXX- Polecam panom zapoznać się z tymi danymi po naszym spotkaniu – oznajmił – Oraz przekazać je niższym rangą oficerom. W najbliższym czasie spotkamy się ponownie, po tym, jak ustalicie ostateczny plan operacji.
XXXX- Ile dokładnie mamy czasu? – zapytał Matson.
XXXX- Następna partia klonów ma być aktywna za miesiąc – odrzekł pułkownik – Ale nasza ofensywa na tamtym odcinku ma się rozpocząć tydzień wcześniej. Powinniśmy rozpocząć operację mniej więcej w tym czasie.
XXXX- To niewiele – stwierdził Akode – Przygotowanie planu nie będzie problemem, ale na jego przećwiczenie na poligonie może nam zabraknąć czasu.
XXXX- Niestety, dopiero niedawno wpłynęły do nas najistotniejsze dane od wywiadu – rzekł Yaron przepraszającym tonem – W tym skany wykonane przez nasze sondy szpiegowskie.
XXXX- Czy sondy zostały wykryte? – zapytał nagle Zhack, ożywiony.
XXXXPułkownik uniósł brwi.
XXXX- Auveliańskie myśliwce patrolowe odkryły jedną z nich i zestrzeliły – powiedział po dłuższej chwili milczenia – Ale dokonały tego dopiero wtedy, gdy wycofywała się już z wrogiej strefy.
XXXX- To o niczym nie przesądza – zaprotestował jaszczur – Oni mogą wiedzieć o tym, że planujemy tam jakąś operację.
XXXX- Liczymy się z taką możliwością, Egzekutorze – odparł Yaron – Ale ta operacja jest zbyt istotna, żebyśmy z niej rezygnowali tylko z tego powodu. Poza tym, wysłaliśmy wiele takich sond, w różne regiony planety. Odkrycie jednej z nich nie musi oznaczać, że chcemy wykorzystać zdobyte przez nią informacje do operacji specjalnej.
XXXXSorevianin nic więcej już nie powiedział, więc pułkownik wznowił odprawę.
XXXX- Opracowanie szczegółowego planu pozostawiam panom – oznajmił – Proponuję, aby w ciągu najdalej dwóch tygodni wybrali panowie operatorów i przedstawili mi gotowy plan. W danych, jakie wam przekazałem, znajdziecie wszystkie potrzebne informacje. Aha, jeszcze jedno – ton głosu Yarona stał się niższy, bardziej ponury – Wszyscy należycie do elitarnych oddziałów, mam więc nadzieję, że wykażecie się profesjonalizmem również we współpracy.
XXXX- Panie pułkowniku? – Akode uniósł bezwłose brwi.
XXXX- Należycie do różnych jednostek z różnych ras – stwierdził Yaron z powagą – Ufam, że to nie zrodzi między wami konfliktów.
XXXXKiedy pułkownik to mówił, spoglądał przede wszystkim na Matsona. Nie był w stanie odczytać żadnych negatywnych emocji z twarzy któregokolwiek z jaszczurów, również kapitan McReady był całkiem spokojny. Natomiast major z Sekcji Gamma wciąż wydawał się okazywać skrywaną niechęć wobec Sorevian.
XXXX- Jeśli nie mają panowie żadnych dodatkowych pytań, chyba możemy zakończyć to spotkanie – rzekł Yaron – Zobaczymy się ponownie, gdy przedstawią mi panowie gotowy plan.
To be continued...