Szukając prawdy

1
Wypłynęło z mych palców tak szybko i łatwo, aż się zdziwiłam. Smacznego pożerania ;)



Szukając prawdy



Słońce otulało się wieczorem. Jego promienie powoli nabierały koloru krwawej czerwieni. Wstęgi ludzi stawały się co raz mniej barwne. Przyroda kłaniała się przed nadchodząca gwiezdną panią, niosącą ze sobą sen. Wpatrywałam się przez chwilę w słońce, topiące się na horyzoncie, a następnie weszłam do kościoła. Kojący chłód otulił me ramiona. Promienie słońca, rozszczepione w witrażach, niosły ze sobą jedynie blask, pozbawiony ciepła. Cisza. Opanowała umysł i niczym lukier spływała w tym świętym bezruchu. Zapach kadzidła zwijał się w powietrzu w ślimacze skorupki. Czy tak samo pachnie Bóg? Spojrzałam na wielki, kamienny ołtarz. Czy na nim chleb staje się ciałem pod czas każdej mszy?



Zanurzyłam twarz w dłonie, przypominając sobie, po co tu przyszłam. Nie po to by zadawać ciszy pytania. Potrzebowałam ukojenia. Jednak milczenie świątyni było zbyt ostre. Jej chłód zaczynał powoli drażnić me zmysły. Wściekłość rosła w mym przełyku z każdym strzałem serca. Podniosłam wreszcie oczy i spojrzałam prosto na tabernakulum, gdzie księża zamykali na klucz hostie. Pozłacana, z wygrawerowanym pięknym barankiem. Obrzuciłam tą małą szafeczkę wzrokiem pełnym gniewu. Miałam wrażenie, iż od mej nienawiści za chwilę kamienne ściany zaczną się kruszyć. Lecz cisza panowała nadal.



- Jak zawsze milczysz – mruknęłam, nadal rozbijając wzrokiem tabernakulum.



Mówiłam do pustki. Kiedyś zdawało mi się, iż ktoś mnie słucha. Teraz jednak wiedziałam, że nie ma tu nikogo. A te kamienne mury są zwykłą skarbonką, do której ludzie co niedziele powinni wrzucać pieniądze.

Po co ja tu właściwie przyszłam? Pomodlić się? Ale ja nie potrafię się modlić do czegoś, co nie istnieje. Szukałam pewnie ukojenia i spokoju. A znalazłam kolejny powód do gniewu.



Wstałam i podeszłam do ołtarza. Oparłam się o jego, pokryty białym obrusem, blat i przyjrzałam się złotemu tabernakulum.

- Chowasz się tu przed światem – rzuciłam kolejne oskarżenie w stronę hostii, schowanej w tej, obsypanej przepychem, szafce. Chwila. Stop. Nikt się tu nie chowa. To zwykły chleb, dzięki któremu księża zbierają pełne tace pieniędzy. Czemu ja mówię do kawałka chleba?



Stałam tak nadal i wpatrywałam się w pozłacanego baranka. Kiedyś wierzyłam, że ta hostia zmienia się w Ciało i z uniesieniem przyjmowałam ją z rąk kapłana. Teraz wiem, że to była kolejna bajka. Podobna do bajki o Czerwonym Kapturku czy Królewnie śnieżce. Prychnęłam i odwróciłam się. Spojrzałam na rzędy pustych ławek. W niedzielę będą zapełnione po brzegi, aż tłuszcz będzie się z nich wylewał. Jak zwykle parafianie, z twarzami wiecznie oddanych Bogu, będą podchodzić do księdza, stojącego w miejscu, gdzie teraz stoję ja, i brać z jego rąk kawałek chleba. A po co tak naprawdę tu przychodzą? żeby pokazać, iż są z dobrej, katolickiej rodziny. Albo pochwalić się nową sukienką. A może po prostu z przyzwyczajenia.



Czy ja też przychodziłam tu z przyzwyczajenia? Otuliłam spojrzeniem kościół. Kiedyś był dla mnie schronieniem od wszelkich trosk. Zostawiałam problemy przed wielkimi, dębowymi drzwiami i wchodziłam do środka, nabierając pełne płuca powietrza, przesiąkniętego kadzidłem. Zapewne teraz również przyszłam w poszukiwaniu ukojenia. Potrzebowałam uwolnienia od codzienności.



I je otrzymałam.



Ten fakt upadł na mnie niczym ogrom deszczu z ciemnogranatowej chmury. Otrzymałam schronienie. Zapomniałam o moich troskach, przed którymi uciekłam tutaj. Tylko że nie otrzymałam spokoju, bo przez cały czas doszukiwałam się skazy w tych kamiennych murach, wypełnionych chłodną ciszą i zapachem Boga.



Odwróciłam się do tabernakulum. Baranek wygrawerowany w złotej, gładkiej tafli, odbił swym ciałem me spojrzenie. Popatrzyłam na swoją podobiznę w wypolerowanym złocie. Moje oczy płonęły nienawiścią i gniewem. Czy te same oczy widziałam odbite w kielichu, wypełnionym po brzegi małymi krążkami opłatków, gdy podchodziłam do komunii? Nie. Tamte oczy jaśniały radością i spokojem. Owszem, gdy wychodziłam z kościoła i uderzałam twarzą prosto w twardy mur codzienności, w mych oczach pojawiało się zatroskanie, smutek i zmęczenie. Lecz na tą krótką chwilę pobytu w kamiennych murach kościoła, otrzymywałam ukojenie. Czemu to straciłam? Ponieważ wszędzie szukałam prawdy i podstępu. Nawet we własnym spokoju.



W spokoju, który teraz czułam. Już nie obchodziło mnie ile księża zbiorą pieniędzy od ludzi i na co je wydadzą. Nieważne stały się powody, dla których ludzie przychodzili tutaj co niedzielę. Obojętne stało mi się, czy Ciało po przeistoczeniu nadal będzie miało konsystencję chleba.



Spojrzałam w odbicie, patrzące na mnie ze złotej tafli tabernakulum i ujrzałam spokój swych oczach.

Gdy opuszczałam mury kościoła, czułam się jak po wielkiej podróży. Spojrzałam na świat, pokryty atramentową czernią nocy i migotliwym błyskiem gwiezdnego pyłu. Uśmiechnęłam się. Po raz pierwszy od dawna uśmiechnęłam się z ulgą i spokojem. Uśmiechnęłam się radością człowieka nawróconego.
"Czemuż wszystkie istoty, gdy wypełni się ich marzenie, zapominają z jakim trudem i zapałem dążyli do niego..."



"żyje się pragnieniem chwili, lecz umiera się, tracąc całe zycie..."




'Armandia' Wiktoria Korzeniewska

2
Pomysł: 2+



Nic specjalnego. Tematy religijne nigdy zbytnio do mnie nie trafiały, ale nawet patrząc obiektywnie, to nawrócenie jest zbyt nienaturalne. Wchodzi do kościoła, płonie gniewem, oskarża tabernakulum o to że Bóg nie istnieje, że to wszystko bez sensu, że to tylko skarbonka. I po chwili - ja właściwie nawet się nie zorientowałem konkretnie jak - twierdzi, że czuje spokój i wychodzi. Zignorowałaś kwestię przemiany i wg mnie jest sztuczna. Powinnaś trochę bardziej to rozwinąć, jakoś lepiej wymyśleć i następnie opisać powody, dla których bohaterka nagle się nawróciła.



No i skoro się nawróciła, to musiała pierw nie wierzyć, więc po co wogóle przyszła do tego kościoła?


przypominając sobie, po co tu przyszłam. Nie po to by zadawać ciszy pytania. Potrzebowałam ukojenia.
No więc wchodząc do kościoła wierzyła i tylko na parę minut przestała wierzyć i się nawróciła? Czy jak w końcu?



Styl: 4-



Podobało mi się. Może nużyły trochę te opisy (szczególnie na początku), ale piszesz ładnie i zgrabnie. Jak już mówiłem, opisy nudziły trochę, chociaż parę wyszło fajnie. Z chęcią przeczytam coś z większą ilością dialogów, lub akcji.



Schematyczność: 2



"Nie wierzę w Ciebie, Boże! Nie wierzę! Słyszysz?! Słyszysz?! Znaczy nie możesz słyszeć, bo nie istniejesz! Ale słyszysz?! No dobra. Istniejesz, niech Ci będzie."



Błędy: 3



Sporo.


Słońce otulało się wieczorem. Jego promienie powoli nabierały koloru krwawej czerwieni. Wstęgi ludzi stawały się co raz mniej barwne. Przyroda kłaniała się przed nadchodząca gwiezdną panią, niosącą ze sobą sen. Wpatrywałam się przez chwilę w słońce, topiące się na horyzoncie, a następnie weszłam do kościoła. Kojący chłód otulił me ramiona. Promienie słońca,
powtórzeniówka


Opanowała umysł i niczym lukier spływała w tym świętym bezruchu.
Albo mi się wydaje, albo trudno wyobrazić sobie spływający lukier. ;)

Znaczy się wg mnie niezbyt trafne porównanie.


pod czas
razem


Zanurzyłam twarz w dłonie
Nie błąd, ale jeśli mógłbym doradzić to ładniej brzmi "dłoniach"


Jej chłód zaczynał powoli drażnić me zmysły. Wściekłość rosła w mym przełyku
powtórzeniówka


Lecz cisza panowała nadal.



- Jak zawsze milczysz – mruknęłam, nadal rozbijając wzrokiem tabernakulum.
I kolejna


co niedziele
niedzielę


Po co ja tu właściwie przyszłam? Pomodlić się? Ale ja
Powtórzeniówka. Ogólnie te 'ja' niepotrzebne, bo przecież to pierwsza osoba.


Moje oczy płonęły nienawiścią i gniewem. Czy te same oczy widziałam odbite w kielichu, wypełnionym po brzegi małymi krążkami opłatków, gdy podchodziłam do komunii? Nie. Tamte oczy jaśniały radością i spokojem. Owszem, gdy wychodziłam z kościoła i uderzałam twarzą prosto w twardy mur codzienności, w mych oczach pojawiało się zatroskanie, smutek i zmęczenie.
Wątpię, żeby był to zamierzony efekt, dlatego uznam za powtórzeniówkę.


Już nie obchodziło mnie ile księża zbiorą pieniędzy od ludzi
mnie przecinek


spokój swych oczach.
spokój W swych



Ocena ogólna: 3 / 3+



Styl jest całkiem ładny, ale temat oklepany i na dodatek trochę sztuczny przebieg akcji. Sporo błędów. Ogólnie jestem na tak, ale takie średnie i z chęcią przeczytam inne opowiadanie.



Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

3
Hm, zacznę od tego, że pierwsze zdanie nie bardzo mi się podoba:
Słońce otulało się wieczorem
Ten "wieczór" kłuje mnie w oczy zwykłością w porównaniu do reszty utworu.



Moim zdaniem jest jasno napisane, że dziewczyna kiedyś wierzyła, lecz z jakiegoś powodu (no właśnie jakiego?) przestała. Takie jest wrażenie po pierwszym przeczytaniu tekstu.

Ten fragment może na to wskazywać:
Kiedyś zdawało mi się, iż ktoś mnie słucha. Teraz jednak wiedziałam, że nie ma tu nikogo. A te kamienne mury są zwykłą skarbonką, do której ludzie co niedziele powinni wrzucać pieniądze.

Po co ja tu właściwie przyszłam? Pomodlić się? Ale ja nie potrafię się modlić do czegoś, co nie istnieje.
Może powodem byli księża, pieniądz, które zbierają i pewne ludzkie odruchy/zwyczaje związane z kościołem, nie wiem.


Albo pochwalić się nową sukienką
Powiem Ci, że to jest normalne w naszych chorych czasach. Jak miałem dready i nosiłem się inaczej niż reszta ludzi (czytaj - odstawałem od ogólnie przyjętych norm) wszyscy w kościele patrzyli jakby chcieli mnie zabić, jakbym popełniał świętokradztwo przychodząc do tego miejsca. Ludzie są chorzy.



Wracając jednak do tekstu, na moje nie wprawione oko przemiana zachodzi w momencie gdy dziewczyna odkrywa, że gdy wierzyła miała mniej trosk, mniej problemów. Ludziom jest zawsze łatwiej gdy wierzą, że ktoś nad nimi czuwa, gdy wierzą w istnienie Boga.



Mogłabyś zmienić jeszcze dwa słowa, które można uznać jako powtórzenie, mianowicie: "ludzie" - w przedostatnim akapicie powtarza się dwa razy i "uśmiechnęłam się" - ostatni akapit trzy razy.



Ogólnie styl mi się podobał, te kwieciste porównania - miodzio. Musisz jednak uważać, gdyż czasem można przedobrzyć.



Przyznam, że pomysł nie jest górnych lotów, ale mnie taki temat (gdy jest dobrze poprowadzony) nie nudzi.



Ogólnie dobre, chociaż krótkie.



Oceny będą następujące:

Pomysł:3

Styl:4+

Schematyczność:2 (sam mam nawet takie opo. na swoim końcie)

Błędy:3

Ocena ogólna:3+



Zważywszy na styl i opisy jestem na małe tak. Czekam na coś więcej, czuję, że mnie zaskoczysz.



Pozdrawiam.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

4
Moim zdaniem jest jasno napisane, że dziewczyna kiedyś wierzyła, lecz z jakiegoś powodu (no właśnie jakiego?) przestała.
No tak, ale to po co wogóle do tego kościoła zawitała?


Jak miałem dready i nosiłem się inaczej niż reszta ludzi (czytaj - odstawałem od ogólnie przyjętych norm) wszyscy w kościele patrzyli jakby chcieli mnie zabić, jakbym popełniał świętokradztwo przychodząc do tego miejsca. Ludzie są chorzy.


O tak, tak jest nadal, ale mi to nie przeszkadza. Można się przyzwyczaić. Szkoda mi jednak ich spojrzenia na świat.


Wracając jednak do tekstu, na moje nie wprawione oko przemiana zachodzi w momencie gdy dziewczyna odkrywa, że gdy wierzyła miała mniej trosk, mniej problemów. Ludziom jest zawsze łatwiej gdy wierzą, że ktoś nad nimi czuwa, gdy wierzą w istnienie Boga.


Owszem, zgadza się, ale dla mnie i tak trochę zbyt nagle się nawróciła. Takie zbyt to hop - siup.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

5
Tak wiem, Patren. Szybko się jej udało też tak myślę, ale sądzę również, że jakby to przeciągnąc to by znudziło czytelnika strasznie - powstałby taki blok tekstu z kilkoma słowami bohaterki, która mówi do siebie (wariatka czy co? żartuję oczywiście). Zreszta wszystko zależy od zamysłów autorki, a tych póki co nie znamy.



Na Twoje pierwsze pytanie nie mogę odpowiedzieć ze stuprocentową pewnością, więc nawet nie spróbuję.



Zostawmy pole do popisu Wiktori, ona naś oświetli niczym żarówka marki phillips lub tej, która się czyta jak marso tyle, że od tyłu.







P.S. Mnie to na maxa drażniło, co gorsza wtedy przypadł mój okres załamania wiary, ale to nie temat na to.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

6
;)



Przyszła do kościoła, ponieważ pamiętała, że kiedyś znalazła tam ukojenie i spokój. A zwątpiła i przestała się modlić ponieważ za bardzo doszukiwała się prawdy. Zaczęła się czepiać wszystkiego, księży, hostii, ludzi.

I teraz przyszła do tego kościoła, by choć na moment się uspokoić. Ale zaczęła cznów zepiac się o różne rzeczy, rozmyślać o fałszywości wiary i parafian. Wtedy do niej dotarło, że przecież zapomniała o codzienności i jakby się nie czepiała kościoła to poczułaby ukojenie. I tu jest moment nawrócenia.

Jednym słowem przesłanie jest takie - mniej myślny o innych (księżach, ludziach itp), a więcej czerpmy z tego co wiara daje.



Dziękuję za wasze opinie.

Pozdrawiam
"Czemuż wszystkie istoty, gdy wypełni się ich marzenie, zapominają z jakim trudem i zapałem dążyli do niego..."



"żyje się pragnieniem chwili, lecz umiera się, tracąc całe zycie..."




'Armandia' Wiktoria Korzeniewska

7
Pomysł: 3=

zgodzę się z Patrenem - pomysł nie powala, nie zachwyca - a co gorsza, mojej uwagi nie przyciąga. Przeczytałam to dlatego, że zaczęłam czytać, a jak zaczęłam wypadałoby skończyć.



Styl: 4-

miejscami tak nużąco pokręcony, że odrzucało mnie od ekranu monitora - gdzie indziej zaś znalazły się piękne perełki metafor. Odniosłam wrażenie, że to nie jest twój "normalny" styl, jakbyś strarała się "coś" uwznioślić. Moim zdaniem, nie jest to dobra metoda przykuwania uwagi, ale cóż... jak kto lubi.



Schematyczność: 2=

jak poprzednicy



Błędy: 3

sporo :) tu chciałabym wytłumaczyć, czemu nie przytaczam żadnych przykładów. spojrzawszy na swoją "kartkę" z wypisanymi błędami i porównawszy ją z komentarzem Patrena, zdecydowałam się, że nie będę po nim papugować



Ogólnie: 3

ogólnie, to nie lubię takich tekstów, nie znalazłam tu niczego co mogłoby mnie zainteresować. Nawet twoje /tj. bohaterki, spojrzenie na wiarę nie jest nowatorskie. Aczkolwiek, czuję coś na kształt zaciekawienia, co zaprezentujesz nam następnym razem. To odczucie jest dobre, i tobie wróży dobrze (mam nadzieję ;))



jestem skłonna być na.... małe tak
"Rada dla pisarzy: w pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem".

"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".

- Nieśmiertelny S.J. Lec

8
Jakże wiele wniosę w tę dyskusję dodając, iż "co raz" pisze się łącznie :lol:

Przepraszam, nie przebrnąłem. Styl pisania masz PRZEDOBRZONY.

Nie mówię, żebyś pisała zdaniami prostymi, bez żadnych upiększeń ale ty po prostu przedobrzyłaś. To się nadaje na tomik poezji, nie na opowiadanie.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”