Magija i my

1
Arctur Yaeger Vox

Magija i my



[Poniższy tekst jest transkryptem raportu wygłoszonego przez inicjanta Efraima Lepusa podczas zamkniętego posiedzenia starszyzny Czarnego Ostrza]




Współczesne praktyki magijne narażają człowieka na niebezpieczeństwo prędkiego upadku duchowego.

Miałem okazję przekonać się o tym podczas ostatniej podróży. W celach moralno-badawczych podążałem śladem dwóch młodzieńców, z których jeden był żakiem ściśniętym szponami sesji, a drugi nosił kaszkiet miejskiego zawadiaki. Zaprowadzili mnie do wysokiego, popielatego budynku, jakich w Wolnych Księstwach nie brakuje. Z daleka podobny opuszczonej skorupie, ten blok ciężkiego betonu okazał się schronieniem dla niezliczonych paserów, lichwiarzy, pijaków, narkomanów, eksmitowanych lokatorów i półlegalnych pracowników sezonowych. Chłopcy weszli na szóste piętro, chociaż już czwarte i piąte były dawno wyłączone z użytku. Jedno mieszkanie wabiło neonowym światłem.

Tam zastaliśmy niezwykłą zbieraninę. Nie brakowało w niej wiecznych studentów, członków młodocianych band, rozpuszczonych nastolatków z "dobrych", drobnomieszczańskich domów czy frywolnych panien. Do największego pokoju stał ogonek, gdyż zasiadająca przy niskim stoliku kobieta z błękitnym warkoczem świadczyła jakieś usługi. Oczekujących na swoją kolej obskakiwały dwie młode, roześmiane dziewczyny, oferując wykonanie dredów i błyszczące talizmany. Dla zabicia czasu przeglądano również odbite na kserokopiarce broszurki lub studiowano wieloznaczne malowidła zdobiące odrapane ściany. Wszystko to sprawiało wrażenie dziwacznego, niemniej doskonale zorganizowanego przedsięwzięcia.

Ponieważ dużą uwagę przykładam do ćwiczeń z kinestezji, udało mi się chyłkiem podkraść w pobliże niebieskowłosej. Akurat przyklęknęli obok niej moi chłopacy.

– Co mogę dla was zrobić, nikczemniutcy? – spytała słodko.

– Ja proszę o sigil uwodziciela, zaś dla kolegi coś, żeby pomogło z egzaminami obrachunkowymi – przedstawił prośbę zawadiaka.

W tym momencie zrozumiałem, że trafiłem do przybytku okultystycznego.

– Czy bardzo ona jest ładna? – zapytała zaklinaczka.

– Najpiękniejsza – zapewnił z kamienną twarzą. Zaraz dodał, puszczając oczko. – Ale cycki widywało się dużo lepsze.

– Rozumiem – odrzekła matczynym tonem. Odrzuciła głowę; gałki oczne wywróciły się jej w głąb czaszki. Schwyciła bryłkę węgla i strasznymi, zamaszystymi ruchami wyrysowała dwa zawiłe symbole na osobnych kawałkach papieru. Potem złożyła je, przewiązała gumką recepturką i wręczyła każdemu.

– Twój zadziała tylko, gdy popiszesz się szczególnym wyczuciem społecznym. Ciebie zaś, studencie, powinien bez problemów uczynić najpilniejszym z uczniów. Ufam, że umiecie takie rzeczy bezpiecznie odpalać?

Obaj skinęli z powagą. Noszący kaszkiet wręczył dobrodziejce paczkę wypełnioną suszem konopnym średniej mocy.

– W dowód wdzięczności.

– Wiecie, że nie robię tego dla waszych prezentów! Zmykajcie. – Przegnała ich z uśmiechem. Jednak narkotyk przyjęła – Ale weźcie sobie karteczkę z numerem, na wypadek, gdybyście znów czegoś potrzebowali.


***

Nazajutrz, po zmierzchu, ukryty za rdzewiejącą cysterną, podglądałem knujących młodzieńców. Spotkali się przed nieczynnym tunelem kolejowym.

– "Warunkiem skutecznej aktywacji sigila jest osiągnięcie stanu niczym niezakłóconej gnozy" – czytał z karmazynowej książki zawadiaka. – "Wyróżnia się szereg technik służących temu, wśród których do najpopularniejszych należą: autohipnoza, hiperwentylacja, relaks pod wpływem monotonnych bodźców fizycznych i masturbacja." Robiłem wszystko dokładnie tak, jak piszą! I nic!

– Nawet przedostatniej metody próbowałem wczoraj na stancji – mruknął ponuro student. – Wysłałem magijnej pani sygnał przez pager i natychmiast poczułem, że zaczęła delikatnie drapać mnie paznokciami po plecach. To było obłędnie przyjemne, lecz nim pomyślałem, żeby wystrzelić sigil, zasnąłem. Wtedy miałem straszliwą wizję: cały wszechświat wypełniło niemowlę, co za pomocą poplątanych wiązek kabli wychodzących z oczodołów przebijało mózgi dorosłych kobiet, zmuszając je do obrzydliwej kakofonii… Na samo wspomnienie tego, co one krzyczały w kółko i w kółko, dostaję gęsiej skórki i…

– Cicho! – przerwał mu przyjaciel. – Sen mara, w magiję wiara – zażartował. – No, a samogwałt?

– Nie miałem okazji, współlokator był obecny.

– Ja też sobie nie ulżyłem, z myślą o schadzce, co przecież nie wypaliła… Widzisz, uznałem, że najlepiej będzie, jeśli dogodzimy sobie wspólnie. Być może skumulowana moc dwóch szczytowań da nam taką gnozę, o jaką chodzi w grymuarze.

Student zamyślił się i nie odpowiadał. Nieoczekiwanie jego dłoń powędrowała w stronę rozporka znajomego.

– Co ty wyrabiasz, degeneracie?! Nie o to mi chodziło!

– Słuchaj – akt wzajemnego erotyzmu zawsze ma przewagę nad zachowaniem autoerotycznym. Pomyśl o tym jak o rodzaju duchowej gimnastyki. Uspokój się, odpręż, nie spuszczaj oczu z sigila… I złap też za mojego!

Kaszkieciarz milczał, drżąc z niesmaku, ale, przełamując opory, wykonał polecenie studenta. I, całkowicie przekonani o niezbędności oraz słuszności takiego postępowania, zatracili się w masowaniu żołędzi swych trąbek. Kilka minut później dobiegły mnie donośne jęki towarzyszące dwóm orgazmom. Równocześnie dwa strumienie czerwonego materioświatła bryznęły ku rozgwieżdżonemu niebu.

– U-u-udało się? – wyjąkał rozrabiaka.

– Skąd mam to wiedzieć? Czujesz coś?

Drzwi najbliższego wagonu bydlęcego eksplodowały w chmarę odłamków, czemu towarzyszyły mistyczne wyładowania i wygięcie faktury przestrzeni. Z wymalowanego inkantacjami przechwytującymi wnętrza wytoczyła się bestia – o! nie mogę powiedzieć, że widziałem ją po raz pierwszy, lecz z kronikarskiego obowiązku przytoczę opis owej abominacji: była to obła, otyła, dwunożna pokraka, pokryta niezliczonymi, ropiejącymi wrzodami, z parą groteskowych rogów na łbie, sześcioma wielkimi wymionami i rozwidlonym, śliniącym się kwasem jęzorem. Tupnęła masywnym kopytem i beton rozpękł się pod młodzieńcami, więżąc ich wewnątrz rozpadliny.

W głębi tunelu ukazała się niebieskowłosa panna, ze skórzanym kneblem w ustach. Na jej widok chłopcy wybuchnęli gniewem:

– Co to ma znaczyć, ty przebrzydła szmato!? – wrzasnął zatrwożony student.

W umówiony sposób zza pleców okultystki wychynęła jedna z moich wiernych dziewcząt, tak pięknie i groźnie prezentująca się w czarnym mundurze szamerowanym stalą. Światło księżyca błysnęło na łysej czaszce i lufie pistoletu Mauser C96.

– Czy nie wiecie, że istnieją sposoby, aby złapać sigil i skierować jego ładunek energii w inną stronę? – powiedziała z chłodną satysfakcją. – Nie, skąd byście mieli– przecież nawet magija chaosu istnieje dla was wyłącznie w wymiarze konsumpcyjnym. Podobnie jak zboczenia homoseksualne, hm?

– To jego wina! – wydarł się zawadiaka. – On mnie podjudził! Ja sam nigdy…

– Takie tłumaczenia są zupełnie nieistotne. Obaj jesteście równie zepsuci i czeka was stosowna kara - ucięła krótko. - Efraimie?

- Rób, co trzeba, Anathemo - poleciłem, a ona wykonała odpowiedni gest.

Przywołany demon, chlupocząc bezmiarem obrzydlistw zgromadzonych we wzdętym brzuchu, zbliżył się do krawędzi wyrwy i trysnął cuchnącą mazią ze wszystkich gnijących sutków. Płyn szybko wypełnił dziurę. W jego tafli powstał nienaturalny wir, wciągając lamentujących winowajców do środka. Wir, łączący naszą rzeczywistość i inny wymiar, w którym nie było nic ponad jedną tańczącą głowę niemowlęcia, asymilującego przez skomplikowane okablowanie bezwolne kobiety, by w nieskończoność piskliwym chórem powtarzały absurdalne frazy: "MAMUCI, TATUCI, CIOCII, PREZENTIIII!" – niby najbardziej infantylną mantrę w dziejach.

Kiedy kipiel pochłonęła już młodzieniaszków, ma słodka faszystka wepchnęła doń i miejską wiedźmę, po czym celnym strzałem położyła rogatą kreaturę trupem. Wówczas ciecz wyparowała toksyczną chmurą. Zostawiając pobojowisko za sobą, wzięliśmy nocny trolejbus na lotnisko i, w poczuciu dobrze wykonanej roboty, ciśnieniowym odrzutowcem, dostarczonym przez Ostrze do prywatnego hangaru, opuściliśmy ziemie Księstw.

FIN
Me ne frego

2
Rzadko kiedy postuluję konieczność zwiększenia ilości opisów, ale dwa pierwsze akapity aż proszą się o uplastycznienie. Robisz w nich niewiele mówiącą wyliczankę wszelkiego elementu, dodając chyba dla efektu poszczególne indywidua bez należytego ich określenia. Bo cóż w tekście niebędącym kanonicznym realizmem mówią określenia typu: członek mlodocianej bandy, dzieci z dobrych rodzin czy równie tajemnicze co archaiczne frywolne panny lub nawet sam paser? Ano, nic nie mówi. Mam wrażenie, że wstawiałeś ich tam na zasadzie im więcej, tym weselej, podobnie jak marketingowiec upycha opakowaniu niezbędne jego zdaniem frazy typu: bonus, eko, light.
Cały tekst przedstawia świat i zdarzenia zupełnie nierelane, więc wyobraźnia czytelnika zmuszona jest do ciągłego wysiłku, dlatego tam gdzie nie ma nic unikalnego powinieneś dać chwilę odpoczynku poprzez opis, który traktować należy jako szansę na wzbudzenie zainteresowania, nie zaś jako przeszkodę. Problem jest bowiem w tym, że jak za dużo trzeba sobie dopowiadać rzeczy których w tekście nie ma to czytelnik szybko się męczy, albo zniechęca.
Pamiętaj, że wyobrazić sobie podobną melinę nie jest dla czytelnika żadną sztuką, lecz skoro sam musi to robić, to po co mu twój tekst?
Nadmierny pośpiech nie pozwolił wytworzyć klimatu w tekście, więc nie urzekła mnie twoja historia.

3
Przecież studentów nie da się śledzić! Tymczasem narrator spaceruje sobie, podążając ich śladem i nawet wie, gdzie się spotkają. Mało wiarygodne i psuje lekturę.
Spodobał mi się natomiast opis bestii - to znaczy nie spodobał, powitałam jej pojawienie się z pewnym obrzydzeniem, więc prawdopodobnie zamierzony cel został osiągnięty.
https://pisarzdowynajecia.com

4
Z powodów innych, niż wymienione przez was, zdecydowałem w sierpniu, że jest to tekst niesatysfakcjonujący mnie zupełnie, napisany chyba podczas chwilowego zaćmienia umysłu i jako taki, definitywnie wykreśliłem go z kanonu mojej twórczości oraz wszystkich miejsc, gdzie był publikowany. Jedynym powód, dla którego ciągle znajduje się tutaj, leży w braku mojej mocy, aby go usunąć.

Mimo to zupełnie nie rozumiem twojego stwierdzenia, że studentów nie da się śledzić.
Me ne frego

5
Mimo to zupełnie nie rozumiem twojego stwierdzenia, że studentów nie da się śledzić.
Studenci są zazwyczaj inteligentni i sprytni, poza tym posiadają ponad pięćdziesiąt rozmaitych zmysłów, pozwalających im przetrwać okres studiów. Dlatego z pewnością zauważyliby, że są śledzeni i odpowiednio by na taką sytuację zareagowali. Taka jest moja opinia.
https://pisarzdowynajecia.com
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron