Śpij, Alicjo; [groza/psychologiczne]

1
Dla czytelników 12+.

Śpij, Alicjo


Dn. 14 maja 2004 r.

   W moim lustrze mieszka druga Alicja. Ma nieco bledszą skórę, oczy bardziej niebieskie od moich i czerwone usta wiecznie wykrzywione w nienaturalnie szerokim uśmiechu. Nigdy nie powtarza moich ruchów; kiedy ja ostrożnie wygładzam sukienkę, ona ciągnie za rąbki falbanki, aż materiał napina się i trzeszczy. Ta druga Alicja często do mnie mówi, chociaż nigdy nie chcę jej słuchać.
   Kiedy opowiadam o tym innym, ludzie nie wierzą w drugą Alicję. Boję się zostać z nią sama w pokoju, więc zwykle wołam mamę, ale ta jedynie gładzi mnie po głowie i wmawia mi, że Alicja jest tylko jedna. Druga Alicja uśmiecha się wtedy w lustrze i prawie obejmuje drobnymi palcami szyję mamy.
   — Nie tak mocno, kochanie — śmieje się mama, zdejmując ręce Alicji z karku. — Zostawię ci zapaloną lampkę, więc spróbuj już zasnąć.
   — Mamo! — wołam desperacko, łapiąc ją za rękaw, gdy odchodzi. — Ona nie boi się światła!
   Ale mama mnie nie rozumie i Alicja o tym wie. Kątem oka widzę, jak wygląda z lustra z jedną nogą już na podłodze. Deski skrzypią pod naporem jej bosych stóp, gdy powoli, krok za krokiem, idzie w moim kierunku. Chowam się pod kołdrą z nadzieją, że jeśli się nią szczelnie zakryję, to Alicja mnie nie zauważy. Ale Alicja zawsze wie, gdzie jestem; w końcu mieszka w moim lustrze.
   Kiedyś Alicja zabiła mojego kota. Lubiłam go strasznie, bo miał białe łapki i rude pręgi na grzbiecie, a nocami kładł się obok mnie na poduszce, mrucząc mi przyjemnie do ucha. Kiedy kot pałętał się w pobliżu, Alicja zawsze zostawała w lustrze. Ale któregoś dnia złapała go za ogon i nim zdążyłam zareagować, położyła drobne rączki na jego szyi i skręciła mu kark. Uśmiechała się wtedy tak jak zwykle — od ucha do ucha tym bardzo czerwonym uśmiechem.
   — Naprawiłam twojego kota, Alicjo — powiedziała do mnie, podając mi martwego kota jak szmacianą lalkę. — Teraz obie możemy się nim bawić.
   Od tamtej pory między mną a Alicją jest już tylko szklana tafla lustra.

Dn. 11 listopada 2006 r.

   Ciągle wydaje mi się, że widzę Alicję kątem oka, ale kiedy tylko próbuję się jej przyjrzeć, nie ma jej tam, gdzie wydawało mi się, że ją dostrzegłam. Zauważam cień jej drobnej ręki sięgającej po cukierniczkę, zanim ja zdążę za nią chwycić — zupełnie jakby Alicja próbowała ze mnie zadrwić: „Zobacz, znam cię tak dobrze, że wiem, co chcesz zrobić, zanim sama o tym pomyślisz”. Nocami słyszę, jak drapie paznokciami po szklanej powierzchni lustra coraz wolniej i wolniej, aż zaczynam się zastanawiać, co robi w tych chwilach, kiedy jej nie słyszę.
   Czasami wyobrażam sobie, jak wygląda świat za lustrem. Czy mieszkają tam też druga mama i drugi tata? Czy drugi kot zwija się drugiej Alicji na kolanach i mruczy zupełnie tak, jak robił to mój kot? Czy kiedy Alicja jest u siebie, paznokcie się jej wygładzają, oczy blakną, a usta przestają się wreszcie uśmiechać? Czy wręcz przeciwnie: uśmiech rozszerza się jeszcze bardziej, aż zaczyna zaczepiać o uszy, a drugi kot chudnie tak, że widać mu ostre krawędzie kości i wyciąga spragnione pazurki, by rozdrapać do krwi policzki Alicji (może nawet to on jest twórcą tego uśmiechu?)?
   Wyściubiam nos zza kołdry i widzę w lustrze zarys śpiącej Alicji. A przynajmniej tak mi się wydaje, bo w następnej chwili dostrzegam wpatrujące się we mnie oczy tak niebieskie, że niemal zaczynają świecić fluorescencyjnym światłem (świecące bajkowe oczy, mama by mnie wyśmiała).
   — Śnią ci się koszmary, Alicjo? — chce wiedzieć Alicja.
   — Czy ty możesz spać? ¬— pytam cicho zamiast odpowiedzi.
   — Spałam już wystarczająco długo — odpowiada, a cień jej ręki doskonale przylega do ściany za mną; palce ma długie, kanciaste i zakończone ostrymi paznokciami. — Tutaj trudno przerwać sen.
   — Tutaj? Czyli za lustrem?
Alicja chichocze upiornie, chowając twarz w kołdrze. Ten chichot jest tak nieprzyjemny jak odgłos widelca przesuwanego po talerzu.
   — Tak.
   — Czy tam też jest mój pokój? Czy są mama i tata? Czy wszystko jest takie, jak tu?
   — Tutaj nie ma pokoi i ludzi. Są tylko setki innych Alicji i każda z nich próbuje wydostać się z lustra.
   — Nie jesteś jedyna? — pytam z przerażeniem.
   W odpowiedzi Alicja odsłania czerwony uśmiech i wraca do skrobania po zwierciadle. W rogu lustra wycina paznokciem koślawe litery „ŚPI”.
   W końcu udaje mi się zasnąć i śnię o Alicji i rodzicach. W tych moich snach Alicja jest bardzo niegrzeczna i ma bardzo ostre pazurki. Tak bardzo, że muszę zamknąć oczy, żeby nie widzieć, jak ściany spływają krwią.

Dn. 16 grudnia 2006 r.

   Zauważyłam, że Alicja nie lubi, kiedy wątpi się w jej istnienie. Dzisiaj wytłukła wszystkie talerze, bo mama powiedziała, że nie jestem już dzieckiem, by wciąż wierzyć w tę dziecinną historyjkę o drugiej Alicji i że mam natychmiast przestać wygadywać te bzdury.

Dn. 18 grudnia 2006 r.

   W nocy w rogu lustra pojawiła się kolejna koślawa litera. Teraz napis brzmi „ŚPIJ”. Światło tak śmiesznie się załamuje przy „J”.

Dn. 19 grudnia 2006 r.

   Budzę się w środku nocy, chociaż nie wiem dlaczego. W pokoju jest bardzo cicho, dziwnie, nienaturalnie cicho, tak, jak od dawna powinno być, ale przecież nigdy nie jest. W tej ciszy moje kroki się wydłużają i zaczynają brzmieć złowieszczo, a w półmroku moje ręce wydają się cieńsze i bardziej kanciaste niż zwykle. Wrażenie jest tak silne, że aż muszę podejść do lustra, by sprawdzić, czy to jeszcze ja. Dopiero wtedy zauważam, że rama od zwierciadła jest pusta. Coś trzeszczy mi pod stopami, więc spoglądam w dół. W leżących na podłodze kawałkach rozbitego szkła igra uliczne, cynamonowe światło, a sposób, w jaki rozbiło się lustro, wygląda trochę tak, jakby ktoś wypchnął je od środka.
   Mam złe przeczucie. Biegnę do sypialni rodziców, żeby sprawdzić, jakie koloru są ściany. Przy jednym końcu łóżka, owinięty szczelnie kołdrą, śpi tata, ale druga strona jest pusta i zimna. W łazience nikogo nie znajduję. Jest bardzo cicho i nie ma dodatkowych cieni, a moje ręce w ciemności zyskują kanty. Korytarz wydaje się dłuższy niż zwykle i jakoś ciężko mi oddychać. Idę wzdłuż ściany, słyszę skrzypienie nigdy nieskrzypiącej podłogi i nie mogę nigdzie dojść. Aż wreszcie na granicy mojego widzenia zaczyna majaczyć światełko. Mruga i rozmywa się tak, jakby wydobyło się spod wody, ale przecież wiem, że kiedy wreszcie do niego dotrę, to okaże się, że to tylko ciemne kuchenne lampki. Idę przez ten korytarz, przecinając powietrze jak wodę. Ciągnę jedną nogę za drugą jak tłuste ryby obrośnięte dodatkowymi płetwami.
   W kuchni znajduję Alicję z nieśmiertelnym czerwonym uśmiechem na bladej twarzy i z krwawiącymi paznokciami. Przy jej stopach leży mama i wygląda to trochę tak, jakby pomyliła kuchenną podłogę z łóżkiem i po prostu położyła się tutaj spać. Ale tylko trochę, bo śpiącej mamie nie ciekłaby z głowy krew.
   — Żyje — mówi Alicja z żalem na mój widok, a potem sięga palcem do głowy mamy i macza opuszek w krwi tak gęstej, że przez ułamek sekundy wydaje mi się, że mogę w niej zobaczyć posklejane krwinki. — Ty nie potrafisz się śmiać — wyrzuca mi, nie spuszczając wzroku z czubka własnego palca.
   Dopiero wtedy dostrzegam, że tak naprawdę Alicja usta ma zupełnie białe i zaciśnięte w wąską linię, a czerwony upiorny uśmiech z długimi, ostrymi zębami jest tylko malunkiem. Dziwnie Alicja wygląda z tymi swoimi cienkimi wargami, których bezbarwne kąciki wydają się opadać coraz niżej i niżej, aż chce się wyciągnąć rękę, by je złapać.
   — Twoje usta — zaczynam, ale nie kończę, bo nagle zdaję sobie sprawę, że Alicja wygląda jakoś inaczej. Jest mniej kanciasta, oczy ma mniej niebieskie i zupełnie nie przylega do ściany. Coraz bardziej przypomina mnie. A ja — mnie jest jakby trochę mniej. Tak o jeden wymiar.
   Alicja chwyta mnie za rękę i przyciąga do siebie. Bez dzielącej nas tafli lustra jest tak blisko, że czuję, jak oddycham jej tchem. Nabiera na palec więcej krwi i zaczyna nim błądzić po mojej twarzy. Rysuje zakrzywione linie ciągnące się od jednego ucha do drugiego i dwa rzędy trójkątnych kształtów pomiędzy nimi.
   — Zupełnie nie umiesz się śmiać. Ale teraz jest dobrze.
   I wtedy po raz pierwszy widzę prawdziwy uśmiech Alicji. Nawet w półmroku jest krzywy, zakrzywiony tak, że mam wrażenie, jakby Alicja mogła uśmiechać się w drugą stronę niż ja.
   Z korytarza dochodzą nas ciężkie kroki. Odwracam się tylko na moment, by zobaczyć wchodzącego do kuchni tatę, a kiedy spoglądam z powrotem na Alicję, jej już tam nie ma. Jeszcze przez chwilę widzę wiszące w powietrzu wykrzywione czerwone usta i szponiaste zęby, a potem, po dwóch mrugnięciach, nie ma nawet tego.
   Później, kiedy tacie udaje się ocucić mamę, oboje mi nie wierzą, gdy mówię, że to nie ja. A przecież ten uśmiech nie należy do mnie, to czerwony uśmiech Alicji, a ja nie wiedziałabym nawet, jak go narysować. Mówię im o rozbitym lustrze i krwawiącym paznokciach Alicji, ale to tatę tylko jeszcze bardziej denerwuje.
   — Nie mów tak! — ostrzegam go, zaciskając mocno pięści z bezsilności. — Rozzłościsz Alicję!
   — Przestań wreszcie wygadywać te głupoty! — każe mi tata, a potem wygania mnie do pokoju.
   W środku już czeka na mnie Alicja. Siedzi na moim łóżku, a kiedy tylko mnie dostrzega, wskazuje na świeżo strzepaną poduszkę, na której chwilę później układam sobie głowę.
   Za oknem pada śnieg — płatek za płatkiem, a ta moja strona szyby przypomina trochę lustro. I kiedy patrzę na swoje wykrzywione płaczliwie usta, mogę myśleć tylko o tym, jak dziwnie jest widzieć własne odbicie zamiast Alicji.
   — Śpij, Alicjo — zachęca mnie Alicja, obracając w dłoni odłamek rozbitego lustra — Śpij.
   Powieki mam takie ciężkie; jakby czyjeś palce ciągnęły je w dół. Wnętrze pokoju robi się coraz bardziej i bardziej niewyraźne, aż w końcu widzę już tylko rozmazaną sylwetkę Alicji i srebrne smugi odbić, jakie rzucają rozrzucone po podłodze kawałki lustra. Z tyłu głowy kołacze mi się bliżej niesprecyzowana myśl, że przecież nie mogę zasnąć. Nie mogę zasnąć, bo wtedy Alicja może mnie…
   Alicja kołysze się w nogach łóżka jak zaklęta i palcem bada nierówną krawędź trzymanego w dłoni odłamka szkła.
   — Śpij — powtarza niemal szeptem jak zły urok.
   W głowie mam już tylko baśniowe tłuste wiedźmy tak ciężkie, jak te moje powieki.

Dn. [plama] grudnia 20[plama]

   Alicja śpi.
*
    (A teraz, ty, który to czytasz, idź do lustra i sprawdź, ile masz odbić. Być może w twoim lustrze mieszka ktoś jeszcze).
Ostatnio zmieniony pt 24 lip 2015, 09:33 przez Ariadna, łącznie zmieniany 2 razy.

2
Bardzo udany tekst. Tu i ówdzie przydałyby się jakieś drobne poprawki, jak w tym fragmencie:
Ariadna pisze:Mówię im o rozbitym lustrze i krwawiącym paznokciach Alicji, ale to tatę tylko jeszcze bardziej denerwuje.
   — Nie mów tak! — ostrzegam go, zaciskając mocno pięści z bezsilności. — Rozzłościsz Alicję!
— Przestań wreszcie wygadywać te głupoty! — każe mi tata, a potem wygania mnie do pokoju.
Zaznaczone zdanie powinno znaleźć się na końcu, żeby wypowiedź Alicji: - Nie mów tak! miała jakiś punkt odniesienia.
Albo tu:
Ariadna pisze:Nawet w półmroku jest krzywy, zakrzywiony tak, że mam wrażenie, jakby Alicja mogła uśmiechać się w drugą stronę niż ja.
Trochę to niezręczne, ten uśmiech w drugą stronę. Odwrotnie, niż ja? I wystarczy samo: ...tak, jakby Alicja potrafiła... Kombinowanie, jakby tu uniknąć podwójnego że, nie zawsze daje dobre rezultaty.

Nie są to jednak żadne poważne mankamenty stylu. Piszesz obrazowo, a równocześnie płynnie. Sam pomysł wykorzystania alter ego zza lustrzanej tafli nie jest może szczególnie oryginalny i skojarzenia z wampirami ciut za bardzo podkreślane, lecz niejednoznaczna relacja pomiędzy obiema Alicjami - bardzo sugestywna, pomysł zaś bardzo zyskuje dzięki wykonaniu. Wszelkie wątki/motywy/aluzje wampirze uważam za doszczętnie zgrane, niczym winylowa płyta zbyt długo odsłuchiwana, lecz Tobie, na szczęście, udało się uzyskać i utrzymać klimat niedopowiedzeń.
Dobrze, że te plamy na końcu są nieokreślone. Bo plamy krwi, to byłby właśnie ten krok za dużo.
W sumie - jedno z lepszych opowiadań, jakie zdarzyło mi się przeczytać na Wery.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

4
Podzielam opinię Rubii, że to bardzo udany tekst.
Nigdy nie powtarza moich ruchów; kiedy ja ostrożnie wygładzam sukienkę, ona ciągnie za rąbki falbanki, aż materiał napina się i trzeszczy.
Nie znam się na sukienkach, może i trzeszczą, ale ja bym napisał: ...aż materiał napina się i szeleści.
by rozdrapać do krwi policzki Alicji (może nawet to on jest twórcą tego uśmiechu?)?
Te dwa znaki zapytania obok siebie, nie prezentują się najlepiej. Ująłbym to tak:
by rozdrapać do krwi policzki Alicji; może nawet to on jest twórcą tego uśmiechu?
Alicja chichocze upiornie, chowając twarz w kołdrze.

Napisałbym: Alicja chichocze upiornie, chowając twarz w fałdach kołdry
A ja — mnie jest jakby trochę mniej. Tak o jeden wymiar.
Uwzględniając Einsteina, wymiary znamy cztery: trzy przestrzenne i czas (a nie widać tutaj nawiązania do wielowymiarowej teorii strun; poza tym nie jest ona szerzej znana). Którego więc z wymiarów brakuje? Prędzej można by powiedzieć, że jakiś – magiczny czy astralny – został dodany. Dlatego napisałbym: tak o pół wymiaru. Z punktu widzenia nauki, jest to niemożliwe, ale tutaj pomijamy racjonalne aspekty, a pół - brzmi jeszcze bardziej intrygująco.
Dn. [plama] grudnia 20[plama]

   Alicja śpi.
*


    (A teraz, ty, który to czytasz, idź do lustra i sprawdź, ile masz odbić. Być może w twoim lustrze mieszka ktoś jeszcze).
Usunąłbym nawiasy obejmujące ostatnie zdanie. Po pierwsze, powstał tu pewien chaos – powiedzmy – szczególnych środków wyrazu: nawiasy kwadratowe przy „plamach”, kursywa śpiącej Alicji, gwiazdka. Wszystkie one wydają się być niezbędne i uzasadnione. Co prawda zastanowiłbym się, czy zamiast [plama] nie dać: … . Bo tak, to opisujesz, a trzy kropki bardziej pokazują nieokreśloność. Można zresztą dać cztery – żeby było bardziej enigmatycznie.
A po drugie, nawiasy wyobcowują to zdanie z całości. Oczywiście, jest ono czymś innym, zwracasz się bezpośrednio do czytelnika jako autor, ale wydaje mi się, że bliższe spojenie go w jedną całość z opowiadaniem, będzie bardziej przekonujące.

W nawiązaniu do zakończenia (a właściwie może i do całości) pozwolę sobie przytoczyć jeden z moich ulubionych cytatów z Prousta;
Gdy nasze ja, zawsze żyjące mnóstwem różnych rzeczy, będące tylko myślą o tych rzeczach,jakimś przypadkowym zrządzeniem przestanie je widzieć przed sobą, nagle zaczyna myśleć o sobie i znajduje tylko jakiś pusty aparat, coś, czego nie zna i czemu usiłuje nadać trochę rzeczywistości za pomocą wspomnienia twarzy dostrzeżonej w lustrze.

5
Przede wszystkim bardzo dziękuję za Wasze opinie :).
Rubia pisze:
Ariadna pisze:Mówię im o rozbitym lustrze i krwawiącym paznokciach Alicji, ale to tatę tylko jeszcze bardziej denerwuje.
   — Nie mów tak! — ostrzegam go, zaciskając mocno pięści z bezsilności. — Rozzłościsz Alicję!
— Przestań wreszcie wygadywać te głupoty! — każe mi tata, a potem wygania mnie do pokoju.
Zaznaczone zdanie powinno znaleźć się na końcu, żeby wypowiedź Alicji: - Nie mów tak! miała jakiś punkt odniesienia.
Racja, jakoś mi to umknęło. Poprawię, dziękuję!
Rubia pisze:Albo tu:
Ariadna pisze:Nawet w półmroku jest krzywy, zakrzywiony tak, że mam wrażenie, jakby Alicja mogła uśmiechać się w drugą stronę niż ja.
Trochę to niezręczne, ten uśmiech w drugą stronę. Odwrotnie, niż ja? I wystarczy samo: ...tak, jakby Alicja potrafiła... Kombinowanie, jakby tu uniknąć podwójnego że, nie zawsze daje dobre rezultaty.
Tu powiem szczerze, że ten uśmiech w drugą stronę dla mnie brzmi w porządku. Jeśli inne osoby zgodzą się, że to faktycznie źle brzmi, to wtedy będę kombinować.
Rubia pisze:skojarzenia z wampirami ciut za bardzo podkreślane
W ogóle bym nie pomyślała, że ktoś tu może dostrzec wampirze motywy. Bardziej myślałam o Jokerowskim uśmiechu plus te zęby i krew zwykle kojarzą się z potworami/czymś złym. Ciekawe. Dzięki za zwrócenia na to uwagi :).

Bardzo Ci dziękuję, Rubio - zarówno za cenne uwagi, jak i za miłe słowa :).

Angeligue pisze:Coś w stylu Daphne du Maurier.
Faktycznie bardzo dobre opowiadanie.
Dziękuję!

Gorgiasz pisze:
Nigdy nie powtarza moich ruchów; kiedy ja ostrożnie wygładzam sukienkę, ona ciągnie za rąbki falbanki, aż materiał napina się i trzeszczy.
Nie znam się na sukienkach, może i trzeszczą, ale ja bym napisał: ...aż materiał napina się i szeleści.
Wiesz, materiał może szeleścić przy każdym ruchu, a mi jednak chodziło o to, że ona tak mocno ciągnęła za materiał, że aż nitki zaczynały trzeszczeć. Szelest zdecydowanie tego nie zastąpi.
Gorgiasz pisze:
by rozdrapać do krwi policzki Alicji (może nawet to on jest twórcą tego uśmiechu?)?
Te dwa znaki zapytania obok siebie, nie prezentują się najlepiej. Ująłbym to tak:
by rozdrapać do krwi policzki Alicji; może nawet to on jest twórcą tego uśmiechu?
Tu się zgadzam, że to źle wygląda i Twoja wersja chyba faktycznie jest lepsza. Dziękuję!
Gorgiasz pisze:
A ja — mnie jest jakby trochę mniej. Tak o jeden wymiar.
Uwzględniając Einsteina, wymiary znamy cztery: trzy przestrzenne i czas (a nie widać tutaj nawiązania do wielowymiarowej teorii strun; poza tym nie jest ona szerzej znana). Którego więc z wymiarów brakuje? Prędzej można by powiedzieć, że jakiś – magiczny czy astralny – został dodany. Dlatego napisałbym: tak o pół wymiaru. Z punktu widzenia nauki, jest to niemożliwe, ale tutaj pomijamy racjonalne aspekty, a pół - brzmi jeszcze bardziej intrygująco.
Po pierwsze to nie jest tekst stricte naukowy ani nawet sci-fi. Dlatego zagłębianie się w jakiekolwiek teorie w tekście przeznaczonym dla odbiorcy o przeciętnej wiedzy z zakresu fizyki wydaje mi się po prostu głupie. Dlatego też tutaj te wymiary są pewnym uproszczeniem (jak np. nazywanie rąk dłońmi, a kończyn górnych rękami - niby niepoprawne, w tekście naukowym by nie przeszło, ale w beletrystyce jest jak najbardziej naturalne). Większość ludzi, gdy myśli o wymiarach, myśli o wymiarach przestrzennych (tylko ośki x, y, z). W cytowanym przez Ciebie fragmencie chodziło mi o zasugerowanie tego, że Druga Alicja zaczyna zastępować Pierwszą (Pierwsza Alicja, dopóki jest w lustrze, ma jedynie dwa wymiary - x, y). Ta pierwsza Alicja zaczyna tracić trzeci wymiar. Dlatego to pół wymiaru mnie nie ratuje. (Uff, mam nadzieję, że wytłumaczyłam w miarę logicznie).
Gorgiasz pisze:
Dn. [plama] grudnia 20[plama]

   Alicja śpi.
*


    (A teraz, ty, który to czytasz, idź do lustra i sprawdź, ile masz odbić. Być może w twoim lustrze mieszka ktoś jeszcze).
Usunąłbym nawiasy obejmujące ostatnie zdanie. Po pierwsze, powstał tu pewien chaos – powiedzmy – szczególnych środków wyrazu: nawiasy kwadratowe przy „plamach”, kursywa śpiącej Alicji, gwiazdka. Wszystkie one wydają się być niezbędne i uzasadnione. Co prawda zastanowiłbym się, czy zamiast [plama] nie dać: … . Bo tak, to opisujesz, a trzy kropki bardziej pokazują nieokreśloność. Można zresztą dać cztery – żeby było bardziej enigmatycznie.
A po drugie, nawiasy wyobcowują to zdanie z całości. Oczywiście, jest ono czymś innym, zwracasz się bezpośrednio do czytelnika jako autor, ale wydaje mi się, że bliższe spojenie go w jedną całość z opowiadaniem, będzie bardziej przekonujące.
Zgadzam się. Właściwie nawias jest tutaj powtórzeniem tego, co ma zaznaczyć gwiazdka. Ja po prostu trochę sie bałam, że jak tego w ten nawias nie wezmę, to czytelnik się nie zorientuje, że to nie są słowa Alicji. W ogóle zastanawiałam się nad tym, czy tych dwóch ostatnich zdań nie wyrzucić, bo nie jestem pewna, czy pasują do klimatu.
Co do tych plam: wcześniej były tam znaki zapytania, ale uznałam, że wtedy wydaje się, jakby po prostu Alicja zapisała te znaki zapytania (a nie, że tekst jest po prostu nieczytelny).

Gorgiaszu, bardzo Ci dziękuję za Twoje uwagi :). (A cytat pasuje idealnie - i w ogóle jest świetny sam w sobie).

6
Ariadna pisze:W ogóle bym nie pomyślała, że ktoś tu może dostrzec wampirze motywy. Bardziej myślałam o Jokerowskim uśmiechu plus te zęby i krew zwykle kojarzą się z potworami/czymś złym. Ciekawe. Dzięki za zwrócenia na to uwagi .
Sam namalowany uśmiech też mi się kojarzy z Jokerem. Ale ostre pazurki albo krwawiące paznokcie Alicji, podobnie jak jej upodobanie do krwi, już nie, tak samo jak dziwna, trochę pasożytnicza zależność: kiedy Alicja z lustra staje się coraz bardziej aktywna i samodzielna, wchodzi w realną przestrzeń, Alicja właściwa słabnie, traci siły.
Tak bywa, że czytelnikowi nasuwają się skojarzenia, o których autor nie pomyślał :)
Ariadna pisze:Tu powiem szczerze, że ten uśmiech w drugą stronę dla mnie brzmi w porządku. Jeśli inne osoby zgodzą się, że to faktycznie źle brzmi, to wtedy będę kombinować.
Nie warto przeprowadzać plebiscytu, bo ilu uczestników, tyle propozycji, które mogą jedynie mętlik w głowie spowodować :) Pisz, jak uważasz, a jeśli Twoje teksty trafią do druku, to i tak wcześniej poznęca się nad nimi jakaś pani redaktor.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

7
Przeczytałam z przyjemnością, myślę, że to opowiadanko mogłoby się spokojnie znaleźć w jakiejś papierowej antologii :)
"Odwrotnie, niż ja" lepsze niż "w drugą stronę".
Skojarzeń z wampirami nie miałam.

8
Rubia pisze: Tak bywa, że czytelnikowi nasuwają się skojarzenia, o których autor nie pomyślał :)
Zawsze przy czytaniu tekstu po raz enty zastanawiam się nad tym, co może pomyśleć o tym czytelnik i niby wydaje mi się, że wzięłam pod uwagę wszystkie możliwości, a i tak zawsze mnie coś zaskoczy :).
Rubia pisze:Nie warto przeprowadzać plebiscytu, bo ilu uczestników, tyle propozycji, które mogą jedynie mętlik w głowie spowodować :) Pisz, jak uważasz, a jeśli Twoje teksty trafią do druku, to i tak wcześniej poznęca się nad nimi jakaś pani redaktor.
Oj, wiem, że żadne plebiscyty nie mają sensu, ale zdarza się tak, że tylko mi się coś podoba, a cały świat uważa inaczej. W takim przypadku warto się nad tą poprawką zastanowić :).

Jeszcze raz dziękuję za Twój ciekawy komentarz (albo raczej ciekawe komentarze) :).
Maria N.A. pisze:Przeczytałam z przyjemnością, myślę, że to opowiadanko mogłoby się spokojnie znaleźć w jakiejś papierowej antologii :)
"Odwrotnie, niż ja" lepsze niż "w drugą stronę".
Skojarzeń z wampirami nie miałam.
Jej, dziekuję! O druku jeszcze nawet nie myślałam, zbyt mało wiem, za krotko i za rzadko piszę, ale dziękuję :).
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”