Śpij, Alicjo
Dn. 14 maja 2004 r.
W moim lustrze mieszka druga Alicja. Ma nieco bledszą skórę, oczy bardziej niebieskie od moich i czerwone usta wiecznie wykrzywione w nienaturalnie szerokim uśmiechu. Nigdy nie powtarza moich ruchów; kiedy ja ostrożnie wygładzam sukienkę, ona ciągnie za rąbki falbanki, aż materiał napina się i trzeszczy. Ta druga Alicja często do mnie mówi, chociaż nigdy nie chcę jej słuchać.
Kiedy opowiadam o tym innym, ludzie nie wierzą w drugą Alicję. Boję się zostać z nią sama w pokoju, więc zwykle wołam mamę, ale ta jedynie gładzi mnie po głowie i wmawia mi, że Alicja jest tylko jedna. Druga Alicja uśmiecha się wtedy w lustrze i prawie obejmuje drobnymi palcami szyję mamy.
— Nie tak mocno, kochanie — śmieje się mama, zdejmując ręce Alicji z karku. — Zostawię ci zapaloną lampkę, więc spróbuj już zasnąć.
— Mamo! — wołam desperacko, łapiąc ją za rękaw, gdy odchodzi. — Ona nie boi się światła!
Ale mama mnie nie rozumie i Alicja o tym wie. Kątem oka widzę, jak wygląda z lustra z jedną nogą już na podłodze. Deski skrzypią pod naporem jej bosych stóp, gdy powoli, krok za krokiem, idzie w moim kierunku. Chowam się pod kołdrą z nadzieją, że jeśli się nią szczelnie zakryję, to Alicja mnie nie zauważy. Ale Alicja zawsze wie, gdzie jestem; w końcu mieszka w moim lustrze.
Kiedyś Alicja zabiła mojego kota. Lubiłam go strasznie, bo miał białe łapki i rude pręgi na grzbiecie, a nocami kładł się obok mnie na poduszce, mrucząc mi przyjemnie do ucha. Kiedy kot pałętał się w pobliżu, Alicja zawsze zostawała w lustrze. Ale któregoś dnia złapała go za ogon i nim zdążyłam zareagować, położyła drobne rączki na jego szyi i skręciła mu kark. Uśmiechała się wtedy tak jak zwykle — od ucha do ucha tym bardzo czerwonym uśmiechem.
— Naprawiłam twojego kota, Alicjo — powiedziała do mnie, podając mi martwego kota jak szmacianą lalkę. — Teraz obie możemy się nim bawić.
Od tamtej pory między mną a Alicją jest już tylko szklana tafla lustra.
Dn. 11 listopada 2006 r.
Ciągle wydaje mi się, że widzę Alicję kątem oka, ale kiedy tylko próbuję się jej przyjrzeć, nie ma jej tam, gdzie wydawało mi się, że ją dostrzegłam. Zauważam cień jej drobnej ręki sięgającej po cukierniczkę, zanim ja zdążę za nią chwycić — zupełnie jakby Alicja próbowała ze mnie zadrwić: „Zobacz, znam cię tak dobrze, że wiem, co chcesz zrobić, zanim sama o tym pomyślisz”. Nocami słyszę, jak drapie paznokciami po szklanej powierzchni lustra coraz wolniej i wolniej, aż zaczynam się zastanawiać, co robi w tych chwilach, kiedy jej nie słyszę.
Czasami wyobrażam sobie, jak wygląda świat za lustrem. Czy mieszkają tam też druga mama i drugi tata? Czy drugi kot zwija się drugiej Alicji na kolanach i mruczy zupełnie tak, jak robił to mój kot? Czy kiedy Alicja jest u siebie, paznokcie się jej wygładzają, oczy blakną, a usta przestają się wreszcie uśmiechać? Czy wręcz przeciwnie: uśmiech rozszerza się jeszcze bardziej, aż zaczyna zaczepiać o uszy, a drugi kot chudnie tak, że widać mu ostre krawędzie kości i wyciąga spragnione pazurki, by rozdrapać do krwi policzki Alicji (może nawet to on jest twórcą tego uśmiechu?)?
Wyściubiam nos zza kołdry i widzę w lustrze zarys śpiącej Alicji. A przynajmniej tak mi się wydaje, bo w następnej chwili dostrzegam wpatrujące się we mnie oczy tak niebieskie, że niemal zaczynają świecić fluorescencyjnym światłem (świecące bajkowe oczy, mama by mnie wyśmiała).
— Śnią ci się koszmary, Alicjo? — chce wiedzieć Alicja.
— Czy ty możesz spać? ¬— pytam cicho zamiast odpowiedzi.
— Spałam już wystarczająco długo — odpowiada, a cień jej ręki doskonale przylega do ściany za mną; palce ma długie, kanciaste i zakończone ostrymi paznokciami. — Tutaj trudno przerwać sen.
— Tutaj? Czyli za lustrem?
Alicja chichocze upiornie, chowając twarz w kołdrze. Ten chichot jest tak nieprzyjemny jak odgłos widelca przesuwanego po talerzu.
— Tak.
— Czy tam też jest mój pokój? Czy są mama i tata? Czy wszystko jest takie, jak tu?
— Tutaj nie ma pokoi i ludzi. Są tylko setki innych Alicji i każda z nich próbuje wydostać się z lustra.
— Nie jesteś jedyna? — pytam z przerażeniem.
W odpowiedzi Alicja odsłania czerwony uśmiech i wraca do skrobania po zwierciadle. W rogu lustra wycina paznokciem koślawe litery „ŚPI”.
W końcu udaje mi się zasnąć i śnię o Alicji i rodzicach. W tych moich snach Alicja jest bardzo niegrzeczna i ma bardzo ostre pazurki. Tak bardzo, że muszę zamknąć oczy, żeby nie widzieć, jak ściany spływają krwią.
Dn. 16 grudnia 2006 r.
Zauważyłam, że Alicja nie lubi, kiedy wątpi się w jej istnienie. Dzisiaj wytłukła wszystkie talerze, bo mama powiedziała, że nie jestem już dzieckiem, by wciąż wierzyć w tę dziecinną historyjkę o drugiej Alicji i że mam natychmiast przestać wygadywać te bzdury.
Dn. 18 grudnia 2006 r.
W nocy w rogu lustra pojawiła się kolejna koślawa litera. Teraz napis brzmi „ŚPIJ”. Światło tak śmiesznie się załamuje przy „J”.
Dn. 19 grudnia 2006 r.
Budzę się w środku nocy, chociaż nie wiem dlaczego. W pokoju jest bardzo cicho, dziwnie, nienaturalnie cicho, tak, jak od dawna powinno być, ale przecież nigdy nie jest. W tej ciszy moje kroki się wydłużają i zaczynają brzmieć złowieszczo, a w półmroku moje ręce wydają się cieńsze i bardziej kanciaste niż zwykle. Wrażenie jest tak silne, że aż muszę podejść do lustra, by sprawdzić, czy to jeszcze ja. Dopiero wtedy zauważam, że rama od zwierciadła jest pusta. Coś trzeszczy mi pod stopami, więc spoglądam w dół. W leżących na podłodze kawałkach rozbitego szkła igra uliczne, cynamonowe światło, a sposób, w jaki rozbiło się lustro, wygląda trochę tak, jakby ktoś wypchnął je od środka.
Mam złe przeczucie. Biegnę do sypialni rodziców, żeby sprawdzić, jakie koloru są ściany. Przy jednym końcu łóżka, owinięty szczelnie kołdrą, śpi tata, ale druga strona jest pusta i zimna. W łazience nikogo nie znajduję. Jest bardzo cicho i nie ma dodatkowych cieni, a moje ręce w ciemności zyskują kanty. Korytarz wydaje się dłuższy niż zwykle i jakoś ciężko mi oddychać. Idę wzdłuż ściany, słyszę skrzypienie nigdy nieskrzypiącej podłogi i nie mogę nigdzie dojść. Aż wreszcie na granicy mojego widzenia zaczyna majaczyć światełko. Mruga i rozmywa się tak, jakby wydobyło się spod wody, ale przecież wiem, że kiedy wreszcie do niego dotrę, to okaże się, że to tylko ciemne kuchenne lampki. Idę przez ten korytarz, przecinając powietrze jak wodę. Ciągnę jedną nogę za drugą jak tłuste ryby obrośnięte dodatkowymi płetwami.
W kuchni znajduję Alicję z nieśmiertelnym czerwonym uśmiechem na bladej twarzy i z krwawiącymi paznokciami. Przy jej stopach leży mama i wygląda to trochę tak, jakby pomyliła kuchenną podłogę z łóżkiem i po prostu położyła się tutaj spać. Ale tylko trochę, bo śpiącej mamie nie ciekłaby z głowy krew.
— Żyje — mówi Alicja z żalem na mój widok, a potem sięga palcem do głowy mamy i macza opuszek w krwi tak gęstej, że przez ułamek sekundy wydaje mi się, że mogę w niej zobaczyć posklejane krwinki. — Ty nie potrafisz się śmiać — wyrzuca mi, nie spuszczając wzroku z czubka własnego palca.
Dopiero wtedy dostrzegam, że tak naprawdę Alicja usta ma zupełnie białe i zaciśnięte w wąską linię, a czerwony upiorny uśmiech z długimi, ostrymi zębami jest tylko malunkiem. Dziwnie Alicja wygląda z tymi swoimi cienkimi wargami, których bezbarwne kąciki wydają się opadać coraz niżej i niżej, aż chce się wyciągnąć rękę, by je złapać.
— Twoje usta — zaczynam, ale nie kończę, bo nagle zdaję sobie sprawę, że Alicja wygląda jakoś inaczej. Jest mniej kanciasta, oczy ma mniej niebieskie i zupełnie nie przylega do ściany. Coraz bardziej przypomina mnie. A ja — mnie jest jakby trochę mniej. Tak o jeden wymiar.
Alicja chwyta mnie za rękę i przyciąga do siebie. Bez dzielącej nas tafli lustra jest tak blisko, że czuję, jak oddycham jej tchem. Nabiera na palec więcej krwi i zaczyna nim błądzić po mojej twarzy. Rysuje zakrzywione linie ciągnące się od jednego ucha do drugiego i dwa rzędy trójkątnych kształtów pomiędzy nimi.
— Zupełnie nie umiesz się śmiać. Ale teraz jest dobrze.
I wtedy po raz pierwszy widzę prawdziwy uśmiech Alicji. Nawet w półmroku jest krzywy, zakrzywiony tak, że mam wrażenie, jakby Alicja mogła uśmiechać się w drugą stronę niż ja.
Z korytarza dochodzą nas ciężkie kroki. Odwracam się tylko na moment, by zobaczyć wchodzącego do kuchni tatę, a kiedy spoglądam z powrotem na Alicję, jej już tam nie ma. Jeszcze przez chwilę widzę wiszące w powietrzu wykrzywione czerwone usta i szponiaste zęby, a potem, po dwóch mrugnięciach, nie ma nawet tego.
Później, kiedy tacie udaje się ocucić mamę, oboje mi nie wierzą, gdy mówię, że to nie ja. A przecież ten uśmiech nie należy do mnie, to czerwony uśmiech Alicji, a ja nie wiedziałabym nawet, jak go narysować. Mówię im o rozbitym lustrze i krwawiącym paznokciach Alicji, ale to tatę tylko jeszcze bardziej denerwuje.
— Nie mów tak! — ostrzegam go, zaciskając mocno pięści z bezsilności. — Rozzłościsz Alicję!
— Przestań wreszcie wygadywać te głupoty! — każe mi tata, a potem wygania mnie do pokoju.
W środku już czeka na mnie Alicja. Siedzi na moim łóżku, a kiedy tylko mnie dostrzega, wskazuje na świeżo strzepaną poduszkę, na której chwilę później układam sobie głowę.
Za oknem pada śnieg — płatek za płatkiem, a ta moja strona szyby przypomina trochę lustro. I kiedy patrzę na swoje wykrzywione płaczliwie usta, mogę myśleć tylko o tym, jak dziwnie jest widzieć własne odbicie zamiast Alicji.
— Śpij, Alicjo — zachęca mnie Alicja, obracając w dłoni odłamek rozbitego lustra — Śpij.
Powieki mam takie ciężkie; jakby czyjeś palce ciągnęły je w dół. Wnętrze pokoju robi się coraz bardziej i bardziej niewyraźne, aż w końcu widzę już tylko rozmazaną sylwetkę Alicji i srebrne smugi odbić, jakie rzucają rozrzucone po podłodze kawałki lustra. Z tyłu głowy kołacze mi się bliżej niesprecyzowana myśl, że przecież nie mogę zasnąć. Nie mogę zasnąć, bo wtedy Alicja może mnie…
Alicja kołysze się w nogach łóżka jak zaklęta i palcem bada nierówną krawędź trzymanego w dłoni odłamka szkła.
— Śpij — powtarza niemal szeptem jak zły urok.
W głowie mam już tylko baśniowe tłuste wiedźmy tak ciężkie, jak te moje powieki.
Dn. [plama] grudnia 20[plama]
Alicja śpi.
*
(A teraz, ty, który to czytasz, idź do lustra i sprawdź, ile masz odbić. Być może w twoim lustrze mieszka ktoś jeszcze).