[Dzisiaj 17:09] Filip: Słodziaki, mam pytanie techniczne. Wprowadze Was w sytuacje: siedzicie sobie w XIX chałupie, wcinacie żarełko, popijacie winem, i nagle, obok waszego domu przechodzi kamienny golem. Robi kółko i odchodzi. Co odczuwacie? Na pewno jego postać miga (?) w oknie i znika. Co więcej? Dźwięk jego kroków. Co jeszcze?
[Dzisiaj 17:13] Majorette: ŁUB tszyyy ŁUBtszyyy ŁUBtszyyy

Tak mnie coś naszło, żeby to wrzucić. Moje stracie z fantasy, v.3
Golem
WWWStarzec stanął przed filcową zasłoną w wejściu, odchylił ją, ukłonił się nisko i szerokim ruchem ręki zaprosił mnie do środka. Przystanąłem z obawą na schodkach, gdyż z wnętrza domu bił nieznany mi zapach, przypominający woń rozkopanego grobu lub miejsca, gdzie długo opłakiwano na marach zmarłego. Ezra znów się ukłonił i ponowił zaproszenie. Zacisnąłem zęby i wszedłem do środka.
WWWStarzec wyprzedził mnie w ciasnej sieni, otworzył drzwi po prawej stronie, odsunął się i delikatnie dotykając mojego ramienia, zachęcił do wejścia. Izba była dość duża, przestronna, a w nikłym świetle, wpadającym przez niewielkie okno, wydawała się jeszcze większa. Zapach wapna, którym pobielono ściany, mieszał się z wonią mięs i wędlin, ustawionych w półmiskach na stole. Ezra wskazał mi wolne krzesło, sam zaś usiadł po przeciwnej stronie stołu. Przesunął jedną ze szklanek w moją stronę, nalał do pełna wina, a gdy wypiłem, napełnił ją ponownie.
WWW- Proszę jeść – powiedział i zatoczył dłonią ponad misami pełnymi wędlin i mięs. – To wszystko na pana przybycie.
WWWPotem założył nogę na nogę, zgarbił się, dłoń trzymającą długą, trzcinową fajkę oparł swobodnie na kolanie i przyglądał mi się uważnie spod półprzymkniętych powiek. W kłębach tytoniowego dymu jego oczy zdawały się żarzyć, jak dwa czarne, rozgrzane kamienie, na tle szarego popiołu w przygasającym ognisku. Moją uwagę zwrócił dziwny przedmiot, zawieszony na jego szyi na długim, mosiężnym łańcuszku. Składał się z kilku ruchomym obręczy, połączonych symetrycznie i wykonanych tak misternie, że z pewnością po rozłożeniu, mieścił się na otwartej dłoni. Starzec dostrzegł moje spojrzenie, uchwycił w połowie łańcuszek i podniósł na wysokość twarzy, pozwalając na swobodne obroty zawieszonego mechanizmu.
WWW- To stary zegar podróżny – wyjaśnił. – Dzięki niemu wędrowcy zawsze znajdowali drogę do domu. – Mężczyzna zdjął z szyi łańcuszek, zgrabnie zwinął całość na dłoni i pchnął po stole w moją stronę. – I nigdy nie gubili się w nocy – dodał.
WWWPodniosłem ostrożnie zegar, zważyłem w dłoni i delikatnie poruszyłem obręczami, starając się odczytać wygrawerowane na nich łacińskie napisy.
WWW- Piękna rzecz – wyszeptałem z przejęciem. – Z pewnością bardzo cenna.
WWWStarzec kiwnięciem głowy przyznał mi rację.
WWW- Proszę to zatrzymać – powiedział. – Nigdy nie wiadomo, co może się zdarzyć.
WWW- I ja tak uważam. – Westchnąłem i dodałem: – Dziękuję.
WWWPrzez chwilę obracałem w palcach mechanizm zegara, potem założyłem łańcuszek na szyję i pozwoliłem, by swobodnie ułożył się w fałdach koszuli na piersiach. Starzec wciąż przyglądał mi się uważnie.
WWW- A teraz, proszę jeść – Ponownie wskazał misy z wędlinami i mięsem. – Z pewnością, jest pan głodny po tak długiej podróży.
WWWWybrałem z półmiska tłuste udko kurczaka oraz kilka grubych plastrów wędlin, położyłem na własnym talerzu i zacząłem jeść łapczywie, łamiąc sobie do tego kawałki razowego chleba i popijając winem. Ezra przez cały czas siedział nieruchomo, a w oknie za jego plecami widziałem niewyraźne twarze dorosłych ludzi i dzieci, obserwujących mnie z ciekawością, co współgrało z postaciami świętych, spoglądających z wyblakłych ikon wiszących na ścianach.
WWWWtedy dostrzegłem, że wino stojące w butelce na stole drży niespokojnie. Wyprostowałem się i rozejrzałem niepewnie. Zza ściany domu dobiegało dudnienie kroków, stawianych przez kamiennego golema; ciężkie i mozolne dźwięki, przesuwały się wzdłuż ściany, wprawiając w drżenie wiszące na haczykach gliniane kubki i zastawę ustawioną na niewielkim kredensie przy wejściu. Zadrżał płomień kaganka, ze ściany spadła jedna z ikon, a z mosiężnego świecznika wypadła świeca i poturlała w stronę starca. Złapał ją w ostatniej chwili, nie pozwalając upaść na glinianą polepę, i ustawił z powrotem na miejscu. Wielkie cielsko golema mignęło w oknie za plecami gapiów, a echo jego kroków powoli zanikło. Odszedł.
WWW- To Mane – powiedział starzec. – Jedno z naszych dzieci.
WWWKiwnąłem tylko głową i wróciłem do jedzenia, nasłuchując, czy kamienny olbrzym nie wraca. Świadomość jego obecności wprawiała mnie w przerażenie. W końcu przełknąłem ostatni kęs, wytarłem dłonie o lnianą ścierkę, przepłukałem usta winem, i powiedziałem:
WWW- Dziękuję. Teraz chciałbym odpocząć.
WWWStarzec odchylił się na krześle, spojrzał na sufit i krzyknął:
Anton!
WWWZaskrzypiały otwierane drzwi i do izby wszedł mężczyzna, którego wcześniej spotkałem na moście. Widząc mnie, potknął się na progu i poleciał na stół, prawie strącił butelkę i świecznik, potem wstał, wygładził dłonią obrus, zdjął czapkę i miętoląc ją w garści, zapytał:
WWW- Pan mnie wzywał, panie Tichy?
WWWStarzec westchnął i nie patrząc na niego, odpowiedział:
WWW- Zajmiesz się naszym gościem – Wskazał na mnie cybuchem fajki. – Pokażesz, gdzie będzie spał. I opowiesz o golemach.
WWW- Ale... – Anton przestąpił z nogi na nogę. – Dlaczego właśnie ja?
WWW- Bo ja tak każę! – zawarczał starzec. – Bo to ty wpuściłeś go do osady.